środa, 30 listopada 2011

Ciebie także obudzą nad ranem!



 





Coraz więcej księżycowych krajobrazów.
Tak nie chcemy odpadać od razu.
Przystajemy, hamujemy, spowalniamy.
Już nie wszyscy swego miejsca się trzymamy.
Koniec ropy. Ulatują resztki gazu.

Trzecie światy, rezerwaty, wykluczenia.
Zamieszanie na porządek trzeba zmieniać!
Trudno ludzi upilnować groźbą, krzykiem.
Kto odkryje jakąś nową Amerykę?
Nie ma ropy - nie będzie rządzenia!

W planach - wodór, energia natury,
oceanów, elektryczność chmury.
Bardzo pilna jest potrzeba.
Bez energii żyć się nie da!
Gdzie jej braknie - rozrasta się bieda.

A na świecie jest tej biedy już po szyję.
Zamiast ginąć - bez energii jakoś żyje
i namnaża się w sposób szalony.
Topi banki i wdziera się na salony.
Nie wiadomo już dokładnie co jest czyje.

Pozmieniały się fortuny i podziały.
Nie ma miejsca już na Ziemi dla tych małych.
Wielcy bronią swoich racji.
Upadkiem cywilizacji
grożą źródła, które jeszcze pozostały.

Wszystko inne to już zwykłe są konwulsje.
Demonstracje, strajki, wojny, rewolucje.
Przewidzieć skutków się nie da.
Przemoc wkracza tam, gdzie bieda.
Ten ją wysłał, kto rozwalił wież konstrukcje.

Wielkie starcie toczy się już pod dywanem.
Ukrywane, maskowane, zasłaniane.
Pełzające po calutkim świecie.
Opór łamie, konsekwentnie ludzi gniecie.
Ciebie także obudzi nad ranem.

wtorek, 29 listopada 2011

Iskra



 












Należę do ciemnej masy.
Rząd od oświetlonych.
Potrzebuję od nich kasy
w zamian za pokłony.

Niespodzianie uchwalili,
że to ja mam płacić,
gdy się oni pochylili,
twarz zaczęli tracić.

Oświetlonym trudno idzie
naprawianie świata.
Masa burzy się po wstydzie,
bo gdzie jest zapłata?

Kto się będzie komu kłaniał -
nie ma już znaczenia!
Nie ma sprawcy zamieszania
i pieniędzy nie ma.

W masie trochę rozjaśniało.
Świetliści ściemnieli.
Wszyscy razem krzyczą: Mało!
Chcą mieć to, co mieli!

Nie wrócą dawne relacje
po wielkim przekręcie!
Mamy teraz demokrację -
Ciemna masa wszędzie!

Wszystkie rządy się w niej topią
odkąd poczerniały.
Światłym zaciążyło złoto,
a wypłynął mały.

Perspektywa bardzo mglista.
Jak świat znów ułożyć?
Wszystko zmienić może iskra,
albo Palec Boży!

poniedziałek, 28 listopada 2011

Rozmowa z Matką (2)



 








Pani Jasnogórska! Matko Zbawiciela!

Modląc się do Ciebie - prosić się ośmielam
o łaskę dla kraju i o zmiłowanie.
Gdy nam zaciążyło z pasterzem rozstanie,
zostaliśmy jak te przestraszone dzieci,
których nie potrafi przygarnąć, oświecić  
żaden głos rozwagi w naszym wspólnym domu.
Spójrz na nas łaskawie! Wstawiennictwem pomóż
i wybłagaj dla nas u swojego Syna
mądrość tego Ducha, który zło zatrzymał.

Pamiętamy dobrze, gasić nie dajemy!
Zostaliśmy jednak zgnieceni, skłóceni,
zepchnięci od krzyży i porozdzielani
i w swoich modlitwach czujemy się sami
bardzo przestraszeni bez wsparcia owczarni.

Jasnogórska Pani! Wiernych swych przygarnij.
My, wszyscy jesteśmy - także "Cali Twoi",
lecz to jest normalne, że się człowiek boi,
kiedy tyle ofiar już musiał pożegnać.
Daj nam siłę Pani, by zwątpienie przegnać.
Odnaleźć podobnych w  zapędzonym tłumie.
Byłaś u stóp Krzyża i ludzi rozumiesz
i Twój obraz także miecz zaznaczył blizną.
Wstaw się dziś - prosimy, za naszą Ojczyzną.    

niedziela, 27 listopada 2011

Adwent



 









Burze oklasków, haseł i wrzasków
stłumiła jesień milczeniem.
Ponury nastrój. Niebo bez blasków.
Nad Smoleńszczyzną zamglenie.

Wilgoć okropna. Wybite okna.
Porozrywane litery.
W polu samotna droga powrotna.
W Warszawie błyszczą ordery.

Oczekiwanie, nasłuchiwanie -
nie wiemy skąd do nas przyjdzie.
Znudziło ludzi wyczekiwanie,
a przecież adwent w Ojczyźnie.

Przygięte plecy. Płomyczek świecy
przyciąga ciężkie wspomnienia.
Sprytni są wielcy. Tańczą szydercy.
Nic się właściwie nie zmienia.

Wiem, że nadchodzisz - z wojen, z powodzi.
Wśród sztormów idziesz po wodzie,
Może nas skarzesz, może nagrodzisz
Wyglądaj Pana narodzie!

sobota, 26 listopada 2011

Z wierszem
















Zły to czas na dobre wiersze
i na pikantne dowcipy.
Chłodny wiatr i zimne deszcze.
Nie pomaga napar z lipy.

W powietrzu zgniła ironia
razem z nią osiada kpina.
Obojętność jest przechodnia.
Bufonada się wypina.

Uśmiechy się pochowały.
Wyostrzyły się spojrzenia.
Świat wydaje się za mały
na taki ogrom niechcenia.

Podsuwasz mi Gałczyńskiego,
a ja dziś wolałbym Staffa.
Jest w nas coś dekadenckiego.
Tylko patrzeć - będzie chlapa.

Dobrze, że tu jesteś przy mnie
i rozumiesz te nastroje.
Nawet gdy nam budżet rypnie
otulimy się spokojem.

Dom nasz bardziej uszczelnimy,
skoro jesień tak okropna.
Spróbujemy żurawiny.
Coraz mocniej dzwoni w okna.

Teraz widać  już różnice
i co znaczy własny kąt.
Wyszły z mody okiennice.
Czy będą wyłączać prąd?

Zły to czas na dobre strofy.
Jesieni zabrakło złota.
Wtulimy się w kącie sofy
razem z wierszem o kłopotach.

piątek, 25 listopada 2011

Ucieczka



 










Przyciągnęli naszą uwagę.
W okropności wepchnęli myśli.
Wystraszyli naszą odwagę
dziwnych technik skryci artyści.

Podprogowo, lub z wielkim hukiem,
na granicy naszych reakcji
uderzeni dziś jak obuchem
dojeżdżamy do ostatniej stacji.

Pusta przestrzeń, druty i rampa.
Pochylone ekrany nieba,
a na piasku ślad Forrest Gumpa.
Przy nim napis byś łaźni się nie bał!

Jeszcze krok... jeszcze możesz zawrócić
i zrozumieć, że to jest atrapa,
ale trzeba nawyki porzucić!
Nazwać tego, co umiał cię złapać!

Musisz znów się zachować jak malec
choć zrobili z ciebie matrycę.
Obok dłoń - wyciągnięty palec.
Uchwyć go, a ja za ciebie chwycę!

Rozmowa z Matką


 










Gdy osłoniłaś nas przed strzałem,
nie tak od razu zrozumiałem,
że wszyscy staliśmy się celem.
Mówiono, że już przyjacielem
ten system dla państw innych będzie
i pokojowych słów orędzie
popłynęło do nas ze wschodu.
Mówiono, że nie ma powodów,
bo wszyscy pragną już współpracy,
a potem Czeczenów na tacy
w milczącym pokłonie oddano.
Odzyskiwania nie przestano
i  wymierzono ciosy w Gruzję.
Znów pokazano nam iluzję
i zażądano wybaczenia.
I wtedy świat się tu pozmieniał -
nie było wcale parasola.
Pozostawiła mocarstw wola
bez tarczy nas i bez obrony,
a pomysł dawny i szalony
znów zakiełkował w czyichś głowach.
Wymagał żmudnych przygotowań,
lecz uderzono z wielką siłą.
Staliśmy wszyscy nad mogiłą
zdrętwiali, zbrodnią porażeni.
Kolejny raz się kraj odmienił
i zło zaśmiało mu się w oczy.
Ciężka choroba Polskę toczy
i wielkie ruszyły pochody.
Na zgromadzenia nie ma zgody!
Na krzyże - nie ma, na modlitwy!
Liczy się tylko głos przywykłych
i takich, którzy zło wspierają.
Do Ciebie ludzie uciekają
modlitwą Jasnogórska Pani.
Niech Bóg zlituje się nad nami
i niech Królestwo Twe zachowa!
Niech dalej polska - narodowa
i katolicka będzie ziemia.
Niech wróci Duch, który tu zmieniał
i niechaj złego przegna ducha.
Nadchodzą święta - Bóg posłucha.





czwartek, 24 listopada 2011

Szczerze








Japonia - po katastrofie. Korea tłucze i kopie
nawet w swoim parlamencie. W Tajlandii walki, napięcie.
W Afganistanie trwa wojna. Atmosfera niespokojna
na pograniczu z Azją. Rosja grozi inwazją -
tym razem w Tadżykistanie. Nerwowo wciąż w Pakistanie.
Iran nalotów już czeka. W Zatoce tłuką człowieka
i wojska wjechały z Arabii. Asad już tysiące zabił.
W Bahrajnie - tłuką zwyczajnie, a w Kairze trochę mocniej.
Palestyńczycy bezowocnie walczą o swoje w ONZ- ecie.
Zadyma na calutkim świecie - nawet w samej Ameryce!
Wszyscy przeciw polityce, którą wspiera gaz i pała.
Demokracja nie jest doskonała, ale nic lepszego nie ma.
Kłamstwo, cenzura i ściema i odwracanie uwagi.
Ani prawdy, ani powagi! Tego się nie zagasi!
A nasi? Przewodniczą Unii! Pewni, spokojni, potulni -
Kryształowe Niebożęta! Podnoszą akcyzę na święta
i wierzą dawnym układom, że jakoś dalej pojadą,
bo niepokoje daleko. Nie podoba się już Czechom,
obraz takiej demokracji. Nikt nie kupi euroobligacji
i więcej będzie atrakcji - wkrótce! Sądy sądzą, po rozróbce,
tych, których poturbowali. Kościół Pana Boga chwali,
a lewacy chwalą rząd! Idzie grudzień i czuć swąd,
bo zbliżają się rocznice. Nowe rządu obietnice
nie są już jasnozielone. Myślisz - Czyją zająć stronę
i kogo należy popierać? I tylko czasem cholera
na to wszystko cię bierze, że ktoś o tym pisze - szczerze.

środa, 23 listopada 2011

Matrix



 





Zwariowana, zagrożona, niestabilna.
Niebezpiecznie poruszona cała.
Niespokojna, rozwydrzona, jakaś inna.
Nikt nie mówi już, że jest wspaniała.

Czy przez lata aż tak wiele się zmieniło?
Czy naprawdę dużo więcej dzisiaj wiemy?
Czemu nagle przestało być miło
i o miejsca na tej Ziemi się bijemy?

Już nie chcemy wyprowadzać się na Marsa.
Galaktyki dziś nam się nie marzą wcale.
Na ekranach trwa medialna farsa,
a nikt przy niej się nie czuje doskonale.

Nagle ciasno się zrobiło niebezpiecznie.
Ugrzęźliśmy w swoich własnych klatkach.
Dość stanowczo przypomniano nam niegrzecznie,
byśmy tylko się skupili na wydatkach.

To nas bardzo osadziło na swych miejscach.
Odleciały gdzieś w niepamięć sny szalone.
Finansowa afera złodziejska
wywróciła osąd nasz na druga stronę.

Wszystkie dobra się znalazły wśród nielicznych,
a powszechnie rozlała się bieda.
Dla miliardów świat przestał być śliczny.
Wielu myśli jak biedzie się nie dać.

A od kiedy jest na świecie niespokojnie?
- Od tych wież dwóch i lecących samolotów.
Wtedy właśnie powiedziano nam o wojnie.
Dziś niejeden poprzeć wojnę gotów.

Zwariowany, zagrożony, niestabilny.
Świat pulsuje poruszony cały.
Niespokojny, rozwydrzony, jakiś inny.
Nikt nie mówi już, że jest wspaniały.

Spoglądamy z niepewnością na noblistę.
Dramatyczna przedłuża się scena,
a na spokój szanse są już mgliste.
Może nawet już ich całkiem nie ma.


poniedziałek, 21 listopada 2011

Przewodnia Siła Narodu



 






Przewodnia Siła Narodu
nie daje wielu powodów
do radości.
Rząd sobie gniazdko umościł
wśród chłopstwa i korporacji.
Nie mają wielu atrakcji
pospolici.
Zachód się Siłą zachwycił.
Nagradza ją i wyróżnia.
W kieszeni próżnia.
Idą święta.
Zejdą się znów niebożęta
dyskutować - Kto zawinił?
Peklowana szynka świni
rozłoży się na półmiskach.
Ponarzekają ludziska
i wypiją za błędy,
a potem nowe kolędy
zaintonuje Wielki Brat
o Nowym Porządku Świata.
Stary z choinki spadł.
Z Nowym się trzeba bratać!
Wpełza on do nas pomału,
a zwie się - Czas Generałów.
Do niego Przewodnia Siła
tak pięknie nas prowadziła.

niedziela, 20 listopada 2011

Na całym świecie



 







Nowy Porządek na całym świecie
leje już ludzi pałą po grzbiecie.
Policja wszędzie jest taka sama.
Wali. Nie patrzy. Nagazowana.

Ludzie rękami rwą już chodniki.
Z obu stron słychać groźne okrzyki.
Dlaczego spokój tak wszystkim burzą?
Twierdzą, że jest nas - ludzi za dużo!

A tych policji jest wciąż za mało.
Gumową kulą, gazem i pałą
nie dadzą rady swobód odbierać.
Już w wielu krajach zaczęli strzelać.

Janków Wiśniewskich niosą pochody,
choć się dopiero zaczęły schody,
a to najgorsze jest wciąż przed nami -
wojna z rasami i religiami.

Ktoś pokój wszystkim głęboko schował.
Wyłudził, ukradł lub zmalwersował.
Bogatym kasę skradli bogaci,
a za to wszystko my mamy płacić!

Ci, co się jeszcze wczoraj nie bali.
Nadzorców swoich przestali chwalić.
Nienawidzonych zmienią na nowych -
zdecydowanych, pewnych, gotowych.

Nie myśl, że ciebie pała ominie!
Niewiele wody w Wiśle upłynie
i nasze także rządy-nierządy
wybijać będą z głowy poglądy.

Dziś jeszcze możesz draństwo zniechęcić.
Musisz się tylko lepiej zakręcić
i nie wychodzić goły, bezbronny!
Boją się silnych, młodych i mądrych!

Guziczek z napisem "play"



 










Jeżeli jest ci smutno.
jeżeli jest ci źle -
spróbuj tych z miną butną.
Odesłać byle gdzie.

Pomyśl, że nie istnieją.
Że to jest tylko film.
Że wiatry ich przewieją
i cały ten Blue Beam.

To ciebie nie dotyczy.
Ty masz swój mały świat,
a zło, co tylko syczy
boi się własnych strat.

Jest maleńki guziczek,
a na nim napis "play".
Wykonaj kilka ćwiczeń
i śmiej się im w nos...Śmiej!

Solidarnie



 





Solidarnie, bez agresji, pokojowo
rozmontujmy sufity nad głową,
które stale zagrażają katastrofą,
zanim spadną i już całkiem nas przygniotą.

Poszukajmy solidnego wsparcia.
Nie skupiajmy się wyłącznie na rozdarciach,
ale budujmy podpory
z myśli, która do tej pory
okazała się wytrwała w starciach.

Do rozbiórki delegujmy młodych!
Z naturalną ich ciągotą do swobody.
W nich jest siła i młodzieńcza presja,
a my - starzy dajmy wsparcie im w opresjach.

Solidarnie rozmontujmy złe konstrukcje.
Pokojowo - zamiast czynić rewolucję.
Odsuwajmy, co nam grozi.
Niechaj nowi, niechaj młodzi
ordynację zmienią nam i konstytucję!


http://www.youtube.com/watch?v=Q-ggVzK3KmY&feature=share

sobota, 19 listopada 2011

Nikt nie kochał mnie tak głupio


















Nikt nie kochał mnie tak głupio.
Nikt nie kochał mnie jak ty.
Zawsze miłość ukatrupią.
Taką, co się innym śni.

Nikt nie kocha od niechcenia.
Czemu to robiłaś ty?
Mogłaś życie moje zmieniać.
Teraz zeszło już na psy.

Nikt nie kochał mnie bezmyślnie,
beznadziejnie, byle jak.
Czemu wciąż to siedzi we mnie?
Wiecznie jest mi ciebie brak.

Może słyszysz tego bluesa.
Wyje go za oknem wiatr.
Nie chcę znowu cię przymuszać.
Nie będę rozdzierał szat.

Ale chcę znów kochać głupio!
Jak za tamtych dobrych lat.
Na parkiecie ludzie tupią,
Płacze ze mną blues - mój brat.

Nikt nie kochał mnie już więcej.
Knajpa moim domem jest.
Bluesa gram, lodów nie kręcę.
Mówią, że jestem the best.

To nie ja, a ta muzyka,
w której beznadzieję czuć.
Do ludzi jakoś przenika.
Gdy ją poznasz - zaraz wróć!

Nic dobrego



 








Spotyka pewnie każdego
dzień o nazwie "Nic dobrego".
Świat w tym dniu jest tak ponury,
że mysz nawet ze swej dziury
czubka nosa nie wychyli,
Człowiek widzi, że się mylił
we wszystkich swoich prognozach
i tylko wycięta brzoza
dręczy pytaniem - Dlaczego?
Dni o nazwie "Nic dobrego"
mnożą się w mym kalendarzu.
Losie! Dobrych dni szafarzu!
Ulitujże się nareszcie!
Słyszę wciąż o manifeście,
który nic nie obiecuje.
W nosie ma to, jak się czujesz
pozbawiony wszelkich szans.
Człowiek wpadł już w jakiś trans.
"Nic dobrego" go przygniata.
Zapowiada się na lata
i umacnia się tu wszędzie.
W sejmie, w rządzie, na urzędzie.
Wpełza do twojego domu.
Chciałbyś jakoś dobru pomóc,
ale straszą, że nie wolno!
Ta, co chciała już być wolną
nie potrafi dziś zwyciężać.
Ogromny układów ciężar
przygniata prawie każdego.
I ten wiersz to nic innego
niż wielka unyńska chandra.
Niech zarazi się nią banda,
co ten los nam zgotowała!
Kibiców chce! - Nie ma! Wała!

piątek, 18 listopada 2011

Plaża




 








Powracające fale jak tętno oceanu
przynoszą, zabierają wpływy przemożnych panów.
Ogołocona plaża tam stale trwa, gdzie trwała
i nieraz już wyjazdy, powroty oglądała.

Gniew morza, ale także prezenty od bałwanów,
wymyte, naniesione ze złocistych kurhanów,
Z pustyni uniesionej przez rozszalałą zamieć.
One w tę plażę wsiąkły i zostawiły pamięć.

A plaża jest - jak była, cieplutka i gościnna
i może się nie znajdzie na świecie żadna inna
tak bardzo przyjacielska. Nigdy nie obrażona.
Szarpana, rozrywana, zda się nienawidzona,
lecz także ta, co zawsze potrafi ci się przyśnić.

O której najbogatsi i wspaniali artyści
wciąż myślą jakby kiedyś, zatrzymać ją dla siebie.
A ona jest jak była i przegląda się w niebie.
I słyszy co jej szemrzą powracające fale.
I trwa spokojna, pewna, że będzie tutaj stale.

Hybrydy









Tak byli przeze mnie wielbieni.
Piękni jak muzy na Parnasie,
Mogłem ich jednym tchem wymienić
i długo tkwić z pokłonem w pasie.

Jedno mi tylko pozostało -
ten dziwny zapaszek wymiocin,
a przecież kiedyś się czytało.
Człowiek by chętnie ich ozłocił.

Dziś wiem, że były to hybrydy -
wielofunkcyjni przebierańcy.
Zapijaczone zwykłe skryby.
Gdy grano - potrafili tańczyć.

Już ledwo mogli się poruszać
Wnętrzności im się wyrywały.
Myślałem, że to rwie się dusza,
a to był zwykły zew gorzały.

Dzisiaj im kumple - pogrobowcy
budują ze wspomnień pomniki,
bo byli obcy pośród obcych.
Odczuli bóle gimnastyki.

Bolało ich przepoczwarzanie
i twórcza męka w toalecie.
Wiersz napisany na jej ścianie
o złej cenzurze, co ich gniecie.

O dziwkach, kasie i o sławie,
o buncie skrytym w metaforze
i o raporcie po zabawie
usłużnie złożonym we dworze.

Już nie są piękni. Nie są moi -
być może godni zapomnienia,
lecz głupia pamięć, chociaż boli -
każe ich jednym  tchem wymieniać.

czwartek, 17 listopada 2011

Na próżno



 











 Na próżno szukasz jakiś zmian.
U nas się nie waliły mury.
Tu wszyscy utrzymują stan.
Zyskały tylko kreatury.

Jak tu się żyło - tak się żyje!
Kierunek jeden - w dół! Nie w górę!
Rządy są nasze, a nie czyjeś.
Nie jedną widać kreaturę.

One tu zawsze u nas były
i zawsze tu dominowały.
Nie było na nich nigdy siły
i zawsze pierwsze wypływały.

Można to zwać chłopskim rozumem,
tumiwisizmem, ignorancją,
niewiedzą, lub milczącym tłumem.
Świat to nazywa demokracją.

Łajno w niej zawsze jest na wierzchu.
Wola większości gdzieś się skrywa.
Mówi się wciąż o jakimś zmierzchu.
Nikt Ameryki nie odkrywa.

Nie ma żadnego wiatru w żagle,
bo przecież wszystko samo spływa.
Można to wszystko zmienić nagle,
lecz kto dziś zechce się porywać?

Czekamy więc sobie spokojnie,
nie ekscytując się małpiarnią.
Na wojnie zawsze - jak na wojnie!
Może nas jednak nie zagarną.

Trzęsą się mocno Anglosasi.
Imperium wielkie ma kłopoty.
Być może inni, a nie nasi
wezmą się teraz do roboty!

Na śmietnik pilot powędrował.
Radio już nie ma zasilacza.
Nie będę nic prenumerował.
Nie ma już widza i słuchacza.

Świat nagle nabrał przyspieszenia,
a ja na przekór zwolnię sobie.
Niech się beze mnie teraz zmienia -
może na zmianach tych zarobię!


środa, 16 listopada 2011

Wiersz, którym autor odpowiada na liczne apele krytyki i jedną prośbę pana K. A. z Opola
















Wielcy znawcy spadłych liści.
Czosnkiem pachnący sadyści
o wytrawnym bardzo smaku.
Piewcy szczególnego znaku,
który kaleczy polszczyznę.
Ci którzy niejedną bliznę
na polszczyźnie uczynili.
Nie chcę byście wiersz chwalili,
lub zechcieli go promować.
Lepiej w nos mnie pocałować
niż się o uznanie bić.
Całujcie mnie wszyscy w rzyć!

Właściciele szarf, orderów.
Ci, co dostęp do papieru
i do druku rozdzielają,
którzy się za znawców mają
obowiązujących trendów.
Ci, co z sowieckiego spędu
wielkie mają koligacje
i niepodważalne racje
w tym co dobre jest, co złe.
Całujcie mnie! (Wiecie gdzie!)
Poezjo się za nich wstydź!
A oni mnie mogą... w rzyć!

Ślą mi prośby i apele,
"że publikuję za wiele,
że to młodzież przecież czyta,
że rzecz nie jest pospolita,
tylko wysublimowana.
Nie ma prawa być uznana
za wielbioną tutaj sztukę,
bo ośmiesza tu naukę
i podsuwa brzydkie wzorce!"
Jeszcze raz proszę nadzorcę,
by nie zwlekał i się skłonił!
Potem laur zdjął ze skroni,
a z buzi tasiemca nić
i wtedy mnie może... w rzyć!

ZEMSTA ( lub "Kończy się milcząca zgoda")












Rośnie w kraju mur graniczny
oblepiany gliną.
Był tu z okna widok śliczny,
lecz za murem zginął.

Nie uczynią w nim wyłomu
wrzeszczące Papkiny.
Trzeba się zamykać w domu.
Wszystkim zrzedły miny.

Za tym murem wielka wieża.
Ktoś w niej czyta Babla.
Oponent do buntu zmierza.
Dłonie tkwią na szablach.

Cyfra lata nad zamczyskiem.
Śledzi mur kamera.
Cześnik zabrał strzelby wszystkie.
Milczek ludzi zbiera.

Wszystkie Żydy z okolicy
wspierają Cześnika.
Milczka - radzą - Do ciemnicy,
lub do komornika!

A Klara się Wackiem bawi.
Mur jej nie przeszkadza.
Już on jakiś fortel sprawi,
by mógł jej dogadzać.

Tam, gdzie fala uczuć wzbiera
- musi być erupcja!
Cześnikowi puści zwieracz
i runie konstrukcja.

Lecz czy ktoś mu rękę poda
po tej katastrofie?
Kończy się milcząca zgoda
w całej Europie!

wtorek, 15 listopada 2011

Furiatka



 









Zgadłeś!
Ja już też kogoś mam!
Wpadłeś!
Nie zostaniesz tu sam!
Zbladłeś!
Postąpiłeś jak cham!
Dosyć już tego mam!
Specjalisto od plam!

Daj
jej
ten
sen,
który mnie miałeś dać.
Nie
ro-
bię
scen.
Powiem tylko psia mać...
Nie umiałeś w to grać!
Fikcja nie mogła trwać.
Dobrze że tak się stało,
jeśli tobie za mało...

Zgadłeś!
Czekam już kilka dni.
Wpadłeś!
Trzeba zamykać drzwi!
Zbladłeś!
Nie przyśniło się mi,
że ona z tobą śpi.
Nie przeszkadza to ci,
że jeszcze ze mnie kpi???

Daj
jej
ten
sen,
który mnie miałeś dać.
Nie
ro-
bię
scen.
Powiem tylko psia mać...
Nie umiałeś w to grać!
Fikcja nie mogła trwać.
Dobrze że tak się stało,
jeśli tobie za mało...


Uczucia nie można kupić!



 








Usłużny Układ Unijny -
socjalistyczno - masoński
przestaje już być niewinny -
do środków sięga drakońskich.

To nie jest moja piosenka
i dla mnie to wielkie U,
a ci, co ich noszą na rękach
obcemu sprzyjają złu.

Usłużny Układ Unijny
nie myśli wcale po polsku.
Wprowadza dyktat mafijny
na służbach oparty i wojsku.

To nie jest moja piosenka
i dla mnie to wielkie U,
a ci, co ich noszą na rękach
obcemu sprzyjają złu.

Usłużny Układ Unijny
boi się tylko młodości.
Rąk polskich i polonijnych,
co zepchną go do nicości.

A moja piosenka jest młoda
i przeszła tu przez ulice
w listopadowych pochodach.
W każdą kwietniową rocznicę.

Usłużny Układ ma wszystko.
Piosenka ma tylko słowa.
Unijna droga jest śliską.
Pewniejsza jest Narodowa.

Prastara, polska i nasza,
co biegnie tuż obok krzyża.
Tu obcych się nie zaprasza,
by mogli Polakom ubliżać!

Unijny Układ się boi,
że młodych już nie ogłupi.
Pałując w kasku i w zbroi
uczucia nie można kupić!

poniedziałek, 14 listopada 2011

KROPA










Mam zapomnieć
o swym kraju,
o polskości.
Świat jest zgrają
różnych społeczności,
z których moja
jest najgorsza,
najciemniejsza
i niewarta wiersza.
Tak mi mówią
wierszy znawcy.
W demokracji
się nie liczy
żaden motyw
osobniczy,
a już najmniej polski.
Nawet taki
trębacz - Wojski
był przecież Litwinem!
Robią głupia minę.
"Nie zginęła..."
Polska...jeszcze?
Niepotrzebnie
wrzeszczę.
Tego nikt nie słucha.
Europa
jest na polskość głucha!
"Ktoś tu wreszcie
przypilnuje
o czym tutaj
wypisujesz
ksenofobie!"
Więc smaruję -
ot tak sobie -
Żeby nie wyjść z wprawy!
Temat nieciekawy.
Tylko ludzi drażni,
lecz nie mogę
w wyobraźni
pogrzebać języka.
Wiersz zaczął utykać.
Zrobiło się smutno.
Kiedyś była cudną
nadwiślańska strofa.
Dziś się musi cofać -
więc na zakończenie,
też coś tutaj zmienię!
Zamiast kropki
będzie KROPA


niedziela, 13 listopada 2011

W filharmonii - "Oda do radości"



 







PROWOKACJA - ulubiony styl ubecji.
Potem sądy i wyroki - ZASTRASZENIE.
Nie ma miejsca na ulicach dla endecji!
Bardzo łatwo sprowadzono ją na ziemię.

Teraz Polska! - prawie natychmiast po Grecji.
Trzeba zgasić, co w Narodzie jeszcze drzemie.
Nie ma miejsca na ulicach dla endecji!
Bardzo łatwo sprowadzono ją na ziemię.

Ktoś nadepnąć śmiał na układ, na ambicję -
aż zatrzęsła się powszechna u nas fikcja?
Krzyczą: - "Atakowano policję!!!"
zamiast - ATAKOWAŁA POLICJA.

Ona tylko tu porządku pilnowała.
Rozdzielała - PRZECIEŻ BYŁO ZAGROŻENIE!
Już od dawna ręka bardzo ją swędziała,
żeby młodych sprowadzić na ziemię.

Nie ma miejsca na ulicach dla endecji!
Dla symboli, dla pomników narodowych.
Powróciły wpływy dawnych prominencji,
a marcowi tłuką dziś listopadowych.

Poskręcało się historii koło.
Przypomniało o nieskończoności.
Po wyborach znowu jest wesoło.
W filharmonii - " Oda do radości".


sobota, 12 listopada 2011

Cuda



 








Matematyka.
Przetrwać w unikach!
Zachować układ bez zmiany!
Chronić starocie!
Utopić w błocie
to, co najbardziej kochamy.

Garb niemożności
przeciw polskości.
Jesteśmy teraz Unici!
Władza jak brzemię.
Drzemie Podziemie.
Urazy leczą rozbici!

Kaski na głowę!
Nadchodzi nowe,
a staroć się nie utrzyma!
Stęka i pęka.
W bankach - udręka,
a na ulicach zadyma.

Ktoś pewnie liczy,
że to przećwiczył
i znowu jakoś się uda.
Nie ma wygranych.
Popieraj zmiany!
Codziennie oglądasz cuda!

piątek, 11 listopada 2011

Matka



 









Błąkasz się jak ta sierota.
Na ulicach protestujesz.

Oszukana wciąż się miotasz
i  przyjaciół poszukujesz.
Drwią z Ciebie obcy szydercy
kiedy wracasz od mogiły,
a Ty ze ściśniętym sercem
zbierasz w sobie resztki siły,
by wykrzyczeć - Jestem matką!
Tak nie można moje dzieci!
Nie pójdzie wam ze mną gładko!
Nie dam zepchnąć się gdzieś w śmieci!

Kazali Ci się uśmiechać.
Przypiąć sobie kotyliony.
Milczeć, albo stąd wyjechać,
lecz rachunek nie skończony!
Ma się kto za Tobą ująć -
zabiedzoną, poszarpaną.
Jeszcze sprzeciw nasz poczują
ci, co służą obcym panom.
Młodzi nigdy się nie zgodzą
na to Matki poniżenie!

Ty, co nad Nią pałę wznosisz
na żadne tu przebaczenie
nie licz łachu marnotrawny -
moczygębo wyrodzony!
Wobec innych tak układny,
tak potulny, uniżony,
a Tę, co cię wykarmiła
własną ręką chcesz pognębić?!!!
Cierpliwość już się skończyła!
Dorósł Ten, kto cię przepędzi!

Na Konstytucji


 













 Będą poprawiać po Piłsudskim -
tyle, że tym razem bez niego.
Już po swojemu w zgodzie z ruskim.
Obowiązkowo bez Dmowskiego.

Bez legionistów. Po heglowsku
i kiedy trzeba - monachijsku.
Wciąż zacierają ślad po wojsku
i straszą kagańcem na pysku.

Po marksistowsku i masońsku.
Z Paryża przez Berlin po Ural.
W każdym bądź razie nie po polsku!
Już słychać ich radosne urraa...a...


Na Konstytucji tłum ściśnięty
tych, którzy nigdy się nie zgodzą.
Pod krzyżem, obrazami świętych,
a legioniści mu przewodzą.

Wszyscy nazwani faszystami
przez ściągnięte zewsząd lewactwo.
Z obu stron słychać - "Chodźcie z nami!"
Zjechali powstrzymać "prostactwo".

Policja chroni berlińczyków,
bo by ich tutaj rozdeptano,
a mają czynić wiele krzyku
by w mediach sprzeciw usłyszano.

Kotylionowi przeciw orłom,
są jak ta czapa - przeciw głowie,
a kłamstwo ze swą mocną mordą
zagłuszyć chce co ludność powie.

A ludzie mówią obecnością.
Marsz się wylewa przez kordony.
Jest narodowy. Kipi złością.
Jest polski i nieujarzmiony!

Wracają dawne Listopady.
Polska na nowo się uciera.
Choć znowu wygrały układy,
fala oporu ciągle wzbiera.

Myśleli, że nie ma prawicy.
Że jest rozbita, podzielona.
Dziś widać Polskę na ulicy!
Tę, która nie chce być czerwona! 

czwartek, 10 listopada 2011

Eurocyrk



 








Trudno uwierzyć, że wszystko leży.
Że nic nie było tu jak należy.
Każdy się martwi - Skąd wziąć?  Jak przeżyć?
Przyjechał Eurocyrk!

Poprzebierano naszych żołnierzy.
Puścili w niebo dym kanonierzy.
Premier poprawił sobie kołnierzyk.
Przyjechał Eurocyrk!

Wieńce złożyli wszyscy liderzy.
Prezydent zęby w uśmiechu szczerzy.
Policjant gdzieś się pałą zamierzył.
Przyjechał Eurocyrk!

W mediach aż pieją słowni żonglerzy.
Z kotylionami szpaler młodzieży.
Marsz się na placu z kontrmarszem zderzył.
Przyjechał Eurocyrk!

Były powody. Marsze, obchody
Wiwaty po wielkim krachu.
Zdzicho wraz z Mirkiem cieszą się cyrkiem,
a skrzypek gra im na dachu.

Idę



 







Idę za większością, gdzie wcale iść nie chcę.
Chcę, czy nie chcę - ręce wyciągnięte depczę
tym, którzy upadli - podnieść się nie mogą.
Moi bliscy ze mną, tą nieszczęsną drogą
podążają także - przez los przymuszeni.
W swoim własnym kraju, na Ojczystej Ziemi
pochylać się muszę przed obrzydliwością.
Stało się koszmarem, co było radością.
W krzyki się zmieniło to, co było śpiewem.
Czym się marsz zakończy nikt nie wie. Ja nie wiem.
Moi ulubieńcy zostali bezwolni.
Stoją przy oprawcach o los niespokojni
i liczą, że lepszych czasów doczekają,
a tamci drwią z ludzi i się uśmiechają.
Przyjmują zaszczyty. Obrastają w piórka.
Czy tak ma wyglądać historii powtórka,
kiedy nas karano z donosu - za myśli.
Ludzie protestować i święto czcić wyszli,
lecz nawet im na to dziś nie pozwolono.
"Wyjazd czyni wolnym!" - napis powieszono.
Defilada przeszła. Biskup skropił wieńce.
Płacić nakazano wciąż więcej i więcej.
Ręce opadają, lecz przecież iść trzeba.
Człowiek znaku szuka. Zwraca się do nieba,
lecz niebo tym razem mu nie odpowiada.
Zasnuły je szare chmury listopada.

środa, 9 listopada 2011

Noc Listopadowa



 







Wstały mgły listopadowe dawnych powstań ciszą.
Stoją hufce narodowe. Ostrza się kołyszą
w ścisku niespokojnych myśli nad ofiarą bliską.
Czy nasi rodacy przyszli zrozumieją wszystko?
Po co w Olszynce stoimy czekając na wroga
i czy dla nich też, tak samo wolność będzie droga?

Zimna mgła i wilgoć ciągnie od rozlewisk Narwi.
W drzewach stłoczeni żołnierze. Rozmodleni. Barwni.
Wiedzą, że wróg zęby złamie tutaj  - w Ostrołęce.
Będzie musiał krwią zapłacić i umierać w męce.
I choć sami szeregami staną też przed Panem -
dadzą swoje młode życie za przyszłe - nieznane.

Białe mgły pod Iganiami i pod Stoczkiem cienie
będą zrzucać garb narodu  - nienawistne brzemię,
które wolność chciało zdusić, zamknąć usta prasie,
zakazać tu masonerii, sejm stawiać w impasie,
konstytucję polską znosić, a rządzić ukazem.
Za to poszli do powstania wszyscy młodzi razem.

Mglista noc listopadowa przywołuje duchy.
Nie ma i dzisiaj w narodzie przed obcymi skruchy.
Chłop znów myśli po swojemu. Spiskują masoni.
Rozbiorowych mar, widziadeł nikt stąd nie przegonił.
Tylko szabel naszych szkoda - tej wspaniałej jazdy
i tych orłów nad głowami, którym ciążą gwiazdy.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Ryzykant



 




To była dość solidna giełda
jakich wiele na świecie.
Zachciało mi się i w tę grę grać.
Zacząłem na parkiecie.

Wciąż wywierała na mnie presję.
Nie mogłem jej odmówić.
W niewielką miałem wejść recesję,
a mogłem się zagubić.

Skoczyły nagle notowania.
Byk się mierzył z niedźwiedziem
i przyszły spadki po wahaniach.
Co dalej było? - Nie wiem.

Nie ryzykujesz - wiecznie źle ci.
Inwestować się boisz,
bo wiesz, że wszystko na dół leci,
co dość solidnie stoi.

Lecz gdy znów rośnie euforia -
nie żal poprzednich wpadek.
Przez chwilę znowu chodzisz w gloriach,
choć myślałeś, żeś dziadek.

I nawet jeśli zbankrutujesz,
bo jest dekoniunktura,
to jednak Grekiem się poczujesz
w wewnętrznych awanturach.

niedziela, 6 listopada 2011

Sokół



 










Mój kapturek na głowie
musi zasłaniać oczy,
żebym nie myślał sobie,
że tak łatwo podskoczyć.

Mam na czubku dzwoneczek
i dwa sterczące piórka.
Nie próbuję ucieczek.
Sam nie zdejmę kapturka.

Rzemień ściska mój przegub.
Nigdzie stąd nie odlecę.
Jestem jak stary nierób
powierzony opiece.

Bywa jednak, że latam.
Wtedy daleko widzę.
Mogę próbować świata
i się myśli nie wstydzę.

Śmiałych i górnolotnych,
bądź skupionych na ziemi.
I wesołych - przewrotnych.
I tych, co mogą zmienić.

Zawsze jednak powracam.
Czeka mnie czyjeś ramię.
Nie jest to ciężka praca,
lecz męczące czekanie.

A pokora uwiera
jak kapturek na głowie.
Szybko siły zabiera
to skupienie na sobie.

Zanim ktoś czapkę wzniesie
i pozwoli mi latać.
Żaden sokół na świecie
nie nauczył się płakać.

Czekam więc - nieruchomy.
Dzioba też nie unoszę.
Jak sokół uziemiony -
o współczucie nie proszę.

sobota, 5 listopada 2011

To tylko płakał deszcz



 








Czego dziś mała chcesz?
Nie warto płakać już.
To nie są łzy. lecz deszcz?
Wspomnienia pokrył kurz.

Trochę za późno dziś.
powracać w tamten czas.
Zostaw mnie. Muszę iść.
Papieros moknie. Zgasł.

O czym znów, mała. śnisz?
Wiesz dobrze - nie ma szans!
Kropelki deszczu zliż.
To jakiś głupi trans.

Nie wrócą tamte dni.
Mnie też wszystkiego żal.
Jest jakaś wnęka drzwi.
Przytul się. Zasłoń. Pal.

Jeszcze się trochę zbliż.
Proszę ,uspokój się.
Już dobrze - cała drżysz.
Wcale nie mówię  - Nie.

To tylko płakał deszcz.
To ten jesienny wiatr.
Cieplutka jesteś - wiesz?
Nie liczmy więcej strat.

Czego ty mała chcesz?...

Następcy Ikara



 







My - mniejsi bracia młodszych braci
nie chcemy bezsensownie płacić
za nieudany lot Ikara
i chociaż nas dosięgła kara
i zapomniano nam zasługi
nie chcemy przeżyć po raz drugi
poczucia klęski i zawodu.

Kto nie podrywa się za młodu
na starość na pewno nie wzleci.
Choć zarzucono na nas sieci -
my nie poddamy się niewoli.
Wielu popłynąć pewnie woli,
lecz większe się podnoszą fale.
Dlatego wolimy zuchwale
do ramion przypiąć skrzydła nowe.

Umysły młode, światłe, zdrowe
nie będą liczyć na przetrwanie.
Co ma się stać - to niech się stanie!
Nas - mniejszych dalej wiatr poniesie,
a tym, co zostają na Krecie
niech chociaż szybko płynie czas.
Mieli już swój. Ten wzywa nas!

Niepewność jutra - twardy orzech!
Może być jednak znacznie gorzej!
Kto zostanie - będzie zgnieciony!
Kto rzuci się za falochrony
niech się nie spodziewa ratunku.
Popłynie gdzieś tam - bez kierunku.
Nikomu nie sprzyjają burze.
Jedni chcą dalej - drudzy dłużej.

Kto wspomni następców Ikara?
Może ich zapał, może wiara
nie będą całkiem zapomniane.
Ludzie chcą latać. Każdą zmianę
wykorzystają do odlotów.
A Ty? - Spróbować jesteś gotów?

piątek, 4 listopada 2011

Mógłbym...



 







Mógłbym z tobą potańcować.
Mógłbym z tobą konie kraść.
Potem pieścić i całować,
z życiem się za bary brać.

Ale mogę tylko marzyć.
Tylko patrzeć.
Tylko śnić.
Myśleć -
może się przydarzy
i za taką chwilę pić.

Mógłbym z tobą powędrować
na wyobraźni manowce
i wszystko, co w sobie chowasz
już nie byłoby ci obce.

Ale mogę tylko marzyć.
Tylko patrzeć.
Tylko śnić.
Myśleć -
może się przydarzy
i za taką chwilę pić.

Mógłbym z tobą popróbować
czego tamten gość nie odkrył.
Znaleźć sposób, znaleźć słowa
lepsze, niż ten głupi podryw.

Ale mogę tylko marzyć.
Tylko patrzeć.
Tylko śnić.
Myśleć -
może się przydarzy
i za taką chwilę pić.

Mógłbym, gdybyś choć została.
On zabiera cię jak swoją.
Idziesz. Nawet nie spojrzałaś!
... i te sutki tak ci stoją.

A ja mogłem tylko marzyć.
Tylko patrzeć.
Tylko śnić.
Myśleć -
może się przydarzy
i za taką chwilę pić.

Należę tu do mniejszości



 






Należę tu do mniejszości.
Muszę się z tym godzić.
nie wstydząc się swej polskości -
innym z drogi schodzić.

Moje racje się nie liczą,
śmieszą przekonania.
Krytycy mnie mocno ćwiczą.
Liczą się ich zdania.

Należę tu do mniejszości.
Trwam przy swym kościele,
a to większość może złościć -
mam mówić niewiele.

Jestem stary, sfrustrowany,
niemodny i głupi.
Głową nie przebiję ściany -
nikt tego nie kupi.

Należę tu do mniejszości.
Mam śmieszne poglądy.
Czekają tu takich gości
dość surowe sądy.

Poza nawias wyrzucony
w swoim własnym kraju,
czuć się muszę poniżonym -
tańczyć jak mi grają.

Należę tu do mniejszości,
choć mam swoje święto,
ale resztki mej godności
też za mordę wzięto.

Muszę uczyć się pokory
i przyznawać rację.
Widać byłem bardzo chory
wierząc w demokrację.
 

środa, 2 listopada 2011

Wiatr znów zaczyna wiać



 







W zdumionych oczach - zamyślenie -
Jak to się mogło stać,
że taka muzyka urocza
przestała nagle grać.
Brzmi w uszach jeszcze śpiew radosny,
choć dawno zamilkł chór.
I nie ma już od tamtej wiosny
poszumu pawich piór,
a wiatr przegania listopady
wśród nagich, czarnych drzew.
W nich obce, przedziwne parady
nieznany niosą śpiew.

Zasnuły kraj nasz mgły jesienne
i tylko zniczy blask
wciąż przypomina nam niezmiennie,
tamten stracony czas
i Naczelnika i dorożkę,
wiwatujący tłum,
gdy gasły wszystkie słowa gorzkie,
a rósł sztandarów szum
i jedno serce biło cudnie -
polskie - listopadowe.
Wiedzieliśmy, że przyjdą grudnie,
lecz podnieśliśmy głowę.
Zostało nam tylko wspomnienie.
Wolimy milcząc stać,
Dziś widać w oczach zamyślenie.
Wiatr znów zaczyna wiać.

wtorek, 1 listopada 2011

Brzozy



 









Cmentarz, brzozy,
a w powietrzu wiersze.
Ręka kwiatek położy -
jakby kładła serce.
Własne, lekko oddane -
Wam, Niepożegnanym
i tym wszystkim poległym,
których los niepoznany
czeka jeszcze na prawdę
i na powrót do swoich.

Cisza. Liście spadają.
Blask płomyków ukoił
sprzeciw duszy i wiecznie
nurtujące pytanie -
Ile jeszcze Tych Ofiar
poskładamy Ci Panie,
żeby świat zauważył
i oddał sprawiedliwość?
Cmentarz, brzozy i wiersze -
nasza, Polska Cierpliwość.