czwartek, 31 maja 2012

Wiosenne napięcie



 







Ciepły maj mija, a ty niczyja -
emocjonalnie napięta.
Pewnie ta żmija znów ci odbija.
Oj, głupie , głupie chłopięta.

Ciepły maj przeszedł, a żaden grzeszek
nie wyszedł ci tak jak chciałaś.
Głupie chłopięta i żmija wstrętna.
Znów wyrolować się dałaś.

Jutro już czerwiec. Masz coś w rezerwie,
czy liczysz, że może trafisz?
Nie patrz na żmiję i do mnie przyjedź!
Natychmiast! Znów się zagapisz?

Nie myśl zbyt długo. Czekam z przysługą.
Czerwiec od maja nie gorszy,
a tamta żmija już zadzwoniła
i mówi do mnie: - Najdroższy!

Próżne czekanie. Zdecydowanie
natychmiast potrzebne tobie,
bo gdyby żmija się rozgościła
do lipca nie pójdzie sobie.

środa, 30 maja 2012

Uznając - wybierasz!











]


Holocaust równa się - sprzeciw, zapłata i potępienie.
Watykan ma znaczyć faszyzm. Religie zaś - nieistnienie.
Nie będzie szukania racji, a tylko winnych wskazanie.
I do nas już antykościół przybliża się przez pełzanie.

To zamach na boskie prawa. Nowy Porządek nastaje.
Przetrwa kto jarzmo założy! - Kto się nowemu poddaje.
Spokoju nigdzie nie będzie, a jest destabilizowanie.
Już wkrótce każdy chrześcijanin faszysty znamię dostanie!

Musi się bać. Poczuć niższym. Za znak prześladować go będą,
aż wszystkie wierzące nacje pod jedną diabła komendą
jak te bydlęta się zgodzą na antykościół pracować.
Nie mogą nic ojczystego ani własnego zachować!

Kto jeszcze tego nie widzi, ten sam się oddał w niewolę
i skazał też swoje dziecko, by piekła było robolem.
I kraj swój oddaje w lenno. Boga się swego wyrzeka.

Uznając "pomyłkę" wredną, wybiera los podczłowieka.

Jakiś zamiar w tym być może...












Ktoś się winien puknąć w ciemię!
Zaginione dawno plemię
znalazło się na Hawajach?
Chyba robią sobie jaja.
Jest czarne z czerwoną duszą?
Wytłumaczyć wszystko muszą
i koniecznie zmienić zdanie.
Wychowani na islamie
nawrócili już się sami.
Coś tam było z metrykami,
ale wszystko wyjaśniono.
Ważne, że odnaleziono
zaginione dawno plemię.
Łatwiej będzie zmieniać Ziemię
i pokazać kto faszysta.
Wykładnia jest oczywista.
Fas - oznacza prawo boże!
Jakiś zamiar w tym być może,
a nie zwykłe przeoczenie!
Ktoś się winien puknąć w ciemię!

Po deszczu



 








Starsza pani z małym ratlerkiem,
może dniem pracowitym zmęczona,
pusty chodnik przemierza spacerkiem,
nieobecna i zamyślona.

Jest po deszczu. Każdy krok starszej pani
echo niesie daleko w podwórza.
Stary kasztan zadzwonił kroplami.
Strząsnął co zostawiła mu burza.

Pies przystanął i otrzepał skórę
zniesmaczony wieczornym prysznicem.
Księżyc wolno się chowa za chmurę.
Sen ogarnia zmoczoną ulicę.

Zamyślone są tutaj wieczory.
Maj się żegna. Przychodzą igrzyska.
Przetną niebo ostre reflektory
i horyzont zakwitnie w rozbłyskach.

Panią może zajął dobry duszek
i obmyśla swe przyszłe podskoki.
Może tańczy w zespole "Babuszek".
Niezbadane są losu wyroki.

Słychać jeszcze jak rytmicznie stąpa,
chociaż dawno zakryły ją drzewa.
Myśl się snuje leniwie po kątach.
Tak tu cicho jest po ulewach.

wtorek, 29 maja 2012

Gęby w torcie



 












Gdzie są ci wielcy krzykacze,
gdzie ich wzniosłe transparenty?
Gdzie są wykładowcy znaczeń,
którzy udawali świętych?

Skąd ta cisza do nas przyszła
zimna jak smoleńska mgła?
Spokojniutko płynie Wisła.
W wiklinach ktoś "Koko" gra.

Gdzie są te wielkie wezwania,
gwizdki, flagi i opony.
Jakby nikt już nie miał zdania
i nie było oburzonych.

Płycizny omija Wisła.
Cicho szemrze pod mostami.
Gdzie ten wielki aktywista,
który krzyczał "Chodźcie z nami!"?

Gdzie są kluby, redaktorzy
od wystąpień i wyjazdów?
Gdzie jest z nieba palec boży
wskazujący na Ujazdów.

Nie ma. Poszli. Pusta plaża.
Wypalona barka w porcie.
Widać nie chcą nic wyważać.
Umazane gęby w torcie.

W bojówkach



 









Nie usłyszał nikt gwizdka.
Na Centralnym trwa czystka,
bo groziła tu awantura.
Całkiem goła - bez listka,
laska pewnego chłystka
niespodzianie wtargnęła do biura.

Urażona ambicja.
Polityczna policja
prewencyjnie zamknęła kibica,
który mógłby się wtrącić,
narozrabiać, namącić,
bo wyraźnie się nie chciał zachwycać.

Na Centralnym po ławkach
szemrzą już o ustawkach
w katakumbach kolei podmiejskiej.
Problem stał się poważny.
Poszukują odważnych,
którzy głos by zabrali na Wiejskiej.

Inni chcą zamknąć temat,
bo to była ekstrema
i wychodzi od słowa do słówka,
że i tak będą klaskać,
a tamta w biurze laska
nie tak goła, bo weszła w bojówkach.

Sprawa ta, proszę pana,
jest zorganizowana,
a ta goła na imię ma Tola.
To zmienia postać rzeczy.
Ktoś się powinien leczyć,
a nie kazać skiblować kibola!

Na Centralnym trwa czystka
bo już chwila jest bliska,
gdy tu zjadą prawdziwi łapacze
i słyszałem kolego -
po jakiegoś rudego,
co ustawki ustawia inaczej.

poniedziałek, 28 maja 2012

Potrafimy jeszcze



 







Coraz trudniej jest nam śpiewać.
Pieprzyć wszystko i się nie bać.
Powtarzać wciąż: - Jakoś będzie!
Nie wypadać na zakręcie.

Jest w nas jeszcze ciągle siła,
która dziadom pozwoliła
nie takie znosić kłopoty
i rozróby Europy.

Coraz trudniej nam tańcować,
jeździć, wracać, kombinować.
Myśleć sobie, że żyć trzeba.
Pieprzyć wszystko i się nie bać.

Są w nas jeszcze dobre chęci,
by zaśpiewać i zakręcić,
nawet wziąć się do roboty
i wykopać stąd kłopoty.

Coraz trudniej nam usiedzieć
w bezczynności, złości, biedzie.
Liczyć że się zmieni samo.
Nie po to nam serca dano.

Są w nas jeszcze takie moce,
że rozwalą plejstocen
i wszystko stąd będzie spływać,
a najpierwsza komitywa.

Coraz trudniej powstrzymywać
układ, który wszystkich kiwa
i tych z prawa i tych z lewa.
Potrafimy jeszcze śpiewać!

Słowa, słóweńka



http://truml.com/profiles/73155?a=73155 

 













Słowa
słóweńka
głowa mi pęka
o co ta straszliwa wojna
czyżby
o duszę
lub jej okruszek
walka sondaży upiorna

bitwa
o zdanie
o przekonanie
o to by kogoś utrącić
pokazać swoje
zmienić nastroje
i ludziom w głowach namącić

słowa
słóweńka
prawda maleńka
ukryta w pamięci czeka
zwrot
powiedzenie
w najwyższej cenie.
za nic dziś mają człowieka.

niedziela, 27 maja 2012

Młoda wiosna na Pruszkowie



 









Dzisiaj trudno w to uwierzyć,
ale takie były lata.
Problem był tu całkiem świeży -
miał być rynek i zapłata.

Trzeba było rozprowadzić,
zastraszyć i zysk pomnożyć.
Kto nie umiał sobie radzić
nie dano mu dłużej pożyć.

Młoda wiosna na Pruszkowie
nie pamięta Barabasa.
Znał go jednak każdy człowiek
w tamtych meliniarskich czasach.

A cinkciarstwo - taskówkarstwo,
co stało pod ołówkową,
na wszystko miało lekarstwo.
Potrafiło ruszyć głową.

Ci - change money spod Różyka,
wówczas elita ulicy.
Kasy nie chcieli unikać.
Potrafili dobrze liczyć.

Gdy im służby zapewniły
bezkarność i darmo raj
szybciuteńko potrafiły
pod bucik wziąć cały kraj.

Dzisiaj trudno w to uwierzyć,
że pomysł ten funkcjonuje.
Nie ma wśród żywych żołnierzy,
a większość bossów kibluje.

Ci, co wszystko wymyślili
na Kajmanach, lub na Cyprze
wielką kasę pomnożyli.
Każdy się wszystkiego wyprze.

Młoda wiosna na Pruszkowie
nie pamięta dawnych lat.
Nowe sprawy ma na głowie.
Pozmieniał się bardzo świat.

Wielkie firmy, inwestycje,
straty olbrzymie w kryzysie,
władza, urzędy, pozycje.
Nie ma już gangsterów dzisiaj.

Nie ma też czym pohandlować,
ale może wkrótce będzie,
gdy będą reglamentować
każdemu i wszystko - wszędzie!

 

Nie ma takich sił na świecie...



 









Nie ma takich sił na świecie.
Przykład znam.
Przykład znam.
Żebyś oparł się kobiecie
Kiedyś sam.
Kiedyś sam.
Nie masz w sobie takiej siły,
by cię baby nie skusiły,
omamiły, zostawiły kram.

Nie ma takich drugich oczu.
Ja to wiem.
Ja to wiem.
Żebyś głupio się nie poczuł.
Byłaś snem.
Byłaś snem.
Gdy spojrzałeś, to przepadłeś,
a zamiarów nie odgadłeś
i zbyt szybko chciałeś zlizać krem.

Teraz żadnej szansy nie masz.
Smutek znasz.
Smutek znasz.
I prędko się nie pozbierasz.
Kiepsko grasz.
Kiepsko grasz.
Nie trzeba było próbować.
W ciemnym kącie gdzieś się schować.
Nie narzekaj i zachowaj twarz!

Nie ma takich sił na świecie...

sobota, 26 maja 2012

W jarzębinach



 








W zielonych drzewach mej ulicy
wśród ptaków rwetes i kręcenie.
Wszystkie przeloty trudno zliczyć.
Panuje wielkie podniecenie.
A w jarzębinach pod oknami
od rana ćwierk, od rana skrzyp.
Z uniesionymi wciąż dziobami
woła ktoś - cip i cip i cip...
Poukrywane w gąszczu liści
bardzo wrzaskliwe głodomory.
Mych parapetów goście przyszli.
Dziś efekt ptasiego love story.
Czy doczekają do odlotów?
Przetrwają nawałnice burz?
Krzywdę im także zrobić gotów
nocą tu polujący tchórz.
Cicho przemyka zawsze w cieniu.
Szarobrązowy, długa kita.
We dnie gdzieś w norze sypia leniuch,
a nocą chciałby się przywitać.
Łowca jest z niego doskonały
i pewnie słyszy wrzask gromady,
lecz ptaszki gniazdo zbudowały
tam, gdzie się wspinać nie da rady.
Śmiało więc mogą koncertować,
aż słyszy je cała ulica.
Grochów. Tu można się wychować,
a potem wiosną się zachwycać.

Matka



 








Zachwiał się sołdat pijany
i mógłby upuścić trumnę.
Epizod dobrze zagrany,
a oczy wciąż bezrozumne.

Reżyser się zdenerwował.
Na Wawel? - W żadnym przypadku!
Już w myślach swoich kadrował.
Kobietom trzeba po kwiatku.

Oprawa będzie wojskowa.
Matki są na drugim planie.
Trzeba się umieć zachować.
Pierwszeństwa nie mają panie.

A matka jest tylko jedna
i jeszcze ta reklamówka.
Najtrudniej jest matki żegnać.
Jest sołdat - musi być wódka!

A oczy wciąż bezrozumne.
Mateczko, Mamo, Mamusiu...
Komendy ostre i dumne -
Dzieci stoją przy tatusiu!

Zapomną ludzie przy świętach
tulipan niosąc od dzieci.
One wciąż będą pamiętać.
Musiała Matka polecieć.

piątek, 25 maja 2012

Przed gwizdkiem



 








Pośpiesznie szuka ulica,
dilerzy oraz panienki,
wejścia do strefy kibica.
Najtaniej jest z pierwszej ręki!

Zapasy przygotowane
i dziewcząt dobra kondycja.
Najgorsze importowane!
Promuje swoich policja.

Wiadomo - stadion jest praski.
Potrafił fortuny stworzyć.
Nie robią mu żadnej łaski.
Znów musi przez chwilę pożyć.

Towar się znajdzie kolego.
Najgorzej jest z tym językiem.
Nikt się nie uczył ruskiego
i teraz łaź ze słownikiem.

Na migi? - Też da się radę.
I oni przecież obyci.
Obsługa będzie przykładem.
Kibice - nie celebryci.

Papiery stoją wysoko,
tak jak patyki w koszyku.
Na wszystko trzeba mieć oko.
Co swoje robić po cichu.

Spokojnie czeka ulica.
Jak może - chętnie pomaga,
a miasto wie, że kibica
najgorliwszego ma Praga. 

Kręć!



 








Gdy już z nocami mylisz dni
i milion przestał ci się śnić
wygrany właśnie w gigantycznej kumulacji,
to spróbuj może jeszcze raz
postawić na tę szansę szans -
wielką wędrówkę rowerową zrób z wakacji.

Nie musisz dużej kasy mieć.
Czasem wystarczy tylko chcieć.
Wziąć na bagażnik pelerynę, karimatę,
A potem kręcić ile sił
wzniecając z polnych dróżek pył
i najzwyczajniej zaprzyjaźnić się ze światem.

Gdy polityka drażni cię
i się potyka dzień za dniem
o progi głupich, wciąż rosnących niemożności,
To stary rower weź z piwnicy
i spróbuj tak jak politycy
kręcić bez przerwy, aż do granic możliwości.

Nie musisz dużej kasy mieć.
Czasem wystarczy tylko chcieć.
Wziąć na bagażnik pelerynę, karimatę,
A potem kręcić ile sił
wzniecając z polnych dróżek pył
i najzwyczajniej zaprzyjaźnić się ze światem.

Szybko spodoba ci się świat,
gdy już z rowerem za pan brat
przemierzysz łąki, leśnych duktów uroczyska.
Zrozumiesz, że ta polityka
nie jest mocniejsza od patyka
i możesz łatwo też ją wrzucić do ogniska.

czwartek, 24 maja 2012

Jedyne co masz...



 





Jedyne co masz naprawdę
To własną Godność i Dumę.
Gdy nie masz już szansy żadnej -
Godnością zwyciężyć umiesz!

Dlatego chcą ci odebrać
Własne na siebie spojrzenie,
Byś musiał o Godność żebrać,
Lub chamstwo znosić milczeniem.

A przecież sam wiesz najlepiej.
Nie jesteś bezmyślną masą!
Godności nie kupisz w sklepie,
Nawet gdy świetnie ci płacą.

Po prostu nosisz ją w sobie.
Nieważne jak cię ocenią.
O sobie wciąż powiesz - Człowiek!
Sondaże tego nie zmienią.

Nie tylko człowiek -Też Polak!
Skarbem są twoim te słowa.
Nikt tego zmienić nie zdoła.
W nich Duma jest Narodowa.

Nieważne jest żadne - Zarób?!
I przymus, który tu rządzi.
Dlatego to słowo "Naród"
Gazetą ktoś chciał utrącić.

Pozmieniał dawne znaczenia.
Inaczej wszystko nazywa,
A polskość w nas się nie zmienia,
Bo Godność nasza - Prawdziwa!

Pokazały się!



 







Pokazały się już pierwsze podwarszawskie
zza nasypów i drogowych maszyn,
grzane ciepłym mazowieckim piaskiem
z autostrad ciągle przyszłych naszych,
wyrośnięte, bardzo słodkie i czerwone,
niecierpliwie, tak jak maj oczekiwane,
w różne miejsca na ulicach rozwożone
truskaweczki  - kobiałeczki uwielbiane.

Mała słodycz wśród problemów bardzo dużych.
Dobra z cukrem, ze śmietanką, albo bez.
Nikt wysypu wielkiego nie wróżył -
jednak jest coś kategorii S!
Jeszcze zdarza się, że rośnie przed terminem
i nie wszystko musi tu być opóźnione.
Do złej gry robili dobrą minę.
Wreszcie jest coś. Bardzo dobre, choć czerwone.

Wiersz biało-czerwony



 








Są wiersze białe
I są czerwone
Z rodzaju postsovieticus.
Duże i małe.
Niewymyślone.
Złośliwe jak trolla psikus.

Biało-czerwonych wierszy jest mało.
Najostrzej są zakazane.
Niewiele po nich śladów zostało.
Natychmiast są wyrywane.

Nie mogą zdobić,
Nie mogą krzyczeć,
I nawet język pokazać.
Trzeba je dobić.
Nakazać milczeć.
Szybko z pamięci wymazać.

Biało- czerwone być już nie mogą.
Niech zmienią się na gwiaździste.
Niech pójdą sobie nieznaną drogą
I na niej zmienią się w świstek.

Wzbronione marsze.
Rymy - niechciane.
Nie mogą nikogo wzruszyć.
Także te starsze -
Niezapomniane
Muszą się z czasem wykruszyć!

Biało-czerwone są teraz brzydkie.
Ogniste mają języki.
Gasić je trzeba natychmiast wszystkie,
Rozgniatać walcem krytyki.

Porządek Nowy
Postmodernizmem
Nie będzie polskości chwalić.
Zawsze gotowy
Pójść na łatwiznę
Biało- czerwone rozwalić!

Lecz My - Polacy lubimy śpiewać.
Najbardziej w ulicznym tłumie.
Nie damy obcym pieśni pogrzebać -
tej, którą każdy rozumie!

środa, 23 maja 2012

Nie będziesz wolnym











Nie będziesz ptakiem wolnym na niebie,
Rybą płynącą głęboko.
System, gdy zechce, odnajdzie ciebie.
Wyśledzi kamery oko.

Nie będziesz nigdy mustangiem dzikim.
Przez chwilę możesz być szczurem,
Lecz nie pozwolą, byś został nikim.
Nie wejdziesz na żadną górę.

Nie będziesz wolnym motylem barwnym.
Szarańczą chwilkę być możesz.
Jesteś człowieczym bytem poprawnym.
Rób co ci każą! Nie złorzecz!

Już nie dla ciebie wolne przestrzenie.
Stałeś się lawą w kanale.
Twoje istnienie, lub nieistnienie
Jest czyjąś łaską - nie balem.

Rampa. Selekcja. Za lekcją lekcja.
System się sprawdził - pracuje.
Nakaz. Dyskrecja. Sprawdzian. Inspekcja.
Nikt już się wolnym nie czuje.

Masz swój zakątek? Nowy Porządek
Mocno cię w nim już przywiązał.
Niedopuszczalny zwrot, lub wyjątek.
Nie wyjdziesz ze zobowiązań!

Nie będziesz nigdy ptakiem na niebie,
Rybą, mustangiem, motylem.
Prędzej, lub później sięgną po ciebie.
I to by było na tyle.

Zabici



 











Zabici . Z nami ich nie ma,
lecz nie są tu jak powietrze.
Lotnisko. Odlotu scena.
Ich kroki słychać tu jeszcze.

Trzaskanie drzwiami zostało.
Zostały uśmiechy twarzy.
Tak szybko to wszystko trwało,
jak przebłysk - Kto się odważył?!

Nie było żadnej refleksji,
namysłu, cienia obrony.
Nikt nie czuł lęku i presji.
Ostatni lot nieświadomych.

Rocznica - znacząca taka
i obok najwyższe szarże.
Nie było mowy o znakach.
Komu się dzisiaj poskarżę?

Do kogo pójść mają żony,
mężowie, rodzice, dzieci,
gdy rozum jest ciemiężony.
Odejściem żadnym nie wzleci.

Jest wszystko w automacie,
lecz wewnątrz czai się zbrodnia.
Mordercy! Czy pamiętacie
kwiat od zwykłego przechodnia?

Tu położony na ziemi
pod oknem waszym i krzyżem.
Wy ciągle jesteście niemi,
lecz nam do prawdy już bliżej.

Dobra rada



 








Gdy już się niewiedza głupotą przelewa
i spływa po tobie jak piwo po szklance,
gdy nic wesołego nie możesz zaśpiewać,
i znowu w medialnej zamknęli cię bańce
i nikt cię nie słyszy, bo wołasz na puszczy -
pozwól chociaż sobie tę radę wyłuszczyć:

Wyjdź gdzieś na spacerek z majową panienką,
gdzie wietrzyk dziewczynom fryzury rozwiewa
i nie myśl od razu co ma pod sukienką,
a popatrz z nią w chmury. I ptaków na drzewach
poszukajcie wzrokiem ciekawskim w zieleni.
Gdy gniazdko zobaczysz - świat ci się odmieni.

Odlecą od ciebie codzienne głupoty,
Pomyślisz, że w gnieździe są może pisklęta
i nie jest ciężarem wstawać do roboty,
bo troska o młodych - dla wszystkich rzecz święta.
Gdy myśl twą podchwyci majowa dziewczyna,
to świat ci się wyda marnym filmem z kina.

Już szklaną pułapką dla ciebie zostanie.
Niewartą rozmyślań o partiach i racjach.
I odtąd mieć będziesz o nich własne zdanie
i o terrorystach i o demokracjach.
O wszystkim, od czego pękała ci głowa.
Nawet o tym naszym pokazie mistrzostwa
Potrafi świat zmienić dziewczyna majowa,
więc rada jest moja skuteczna i prosta.


 

wtorek, 22 maja 2012

Transformator



 







Mazurskie deszcze wspominam dzisiaj.
Pamiętam jeszcze twe imię - Krysia.
Nie zapomniałem. Noc i my dwoje.
Świecy nie miałem. - Ja tak się boję.

Emocji dreszcze, kiedy prąd wysiadł.
Przeszył powietrze twój okrzyk - Krysia!
Poczułem ciepło rączek gorących,
gdy zapytałaś: - Kto to podłączy?

Mazurskiej nocy w wierszu nie streszczę.
Powracał motyw - Jeszcze i jeszcze...
Widziały błyski majowej burzy.
Szklaneczki whisky. Nocleg w podróży.

Wciąż uderzała łódź przy pomoście.
Wolałaś z colą. Ja byłem gościem,
Wiatr nie przestawał na wantach śpiewać.
Ciemno i trudno nie porozlewać.

Noc się rozlała. Dokoła woda.
Ty tak się bałaś. Burza - przygoda,
a jeden rozbłysk w transformatorze
na zawsze pamięć porazić może.

I stale wracać z majowym deszczem.
W każdej już burzy wspomnienia pieszczę
i myślę sobie, choćby jak dzisiaj -
czy wciąż ciemności boi się Krysia.
 

Komu Bozia da...



 







Komu Bozia da,
Ten jakoś wszystko to przeżyje.
To jest nowa gra.
Nazywa ona się: " Co czyje?"
Nie każdy ją zna,
Lecz przecież nie co dzień jest święto.
Odpowiadaj - Trwam!
Odpowiadaj - Trwam!
Eksperymentom.

Komu Bozia da,
Ten nawet po bandzie pojedzie,
Jeśli sposób zna -
Jak nie dać się biedzie.
Prawdę każdy zna,
Ale nie co dzień mamy święto.
Odpowiadaj - Trwam!
Odpowiadaj - Trwam!
Eksperymentom.

Komu Bozia da,
Ten jakoś przetrwa trudne czasy,
W których fala zła
Wyczyściła kasy.
Sposób jeden znam,
Jak nie poddawać się przekrętom.
Odpowiadaj - Trwam!
Odpowiadaj - Trwam!
Eksperymentom.

poniedziałek, 21 maja 2012

Gladiator



 





Na niewolniczym wzrastał chlebie
zatrutym ziarnem wciąż karmiony.
Dawał swą krew w każdej potrzebie
historii własnej nieświadomy.

Dzieckiem zabrany od rodziny,
opieki matki, nauk ojca -
wydawał się, sam sobie innym -
skazanym na pracę bez końca.

Jedno pragnienie go dręczyło,
by dobrze wypadać w rankingu,
żeby na koncie coś tam było
i nigdy nie zabrakło pingu.

Nie miał narodu, ani kraju.
Był podczłowiekiem - niewolnikiem.
Nie miał obrządku i zwyczaju
i między ludźmi był nędznikiem.

Nie wiedział sam, właściwie czemu
męczące sny skrywał niedobre.
Śnił, że się przeciwstawiał złemu
i był schwytanym białym orłem.


I pragnął szybować wysoko.
Krążyć na niebie miedzy swemi,
jak nie próbował latać dotąd,
nikt inny na calutkiej Ziemi.

Budził się zawsze zrozpaczony
na odgłos porannej syreny,
z żalem po śnie wciąż niespełnionym,
tak nierealnym, wciąż niezmiennym.

Wybrał  się kiedyś w Noc Muzeów
oglądać wodzów stare mumie.
Orłowi przyjrzał się białemu
rytemu na kamiennej trumnie.

Odczytał napis - pasek wąski
już niewyraźny, zamazany.
i dziwne słowa: " Żołnierz Polski",
a trzecie to chyba "Nieznany".

I jeszcze - " na bitewnych polach"
i miejsce odkrycia - "Warszawa".

Pomyślał wtedy - Jestem Polak.
Mój sen to kiedyś była jawa.

Żyło na świecie takie plemię.
Nie jestem gorszym Ziemianinem
!
Należną wolność chcę tu też mieć!
Odzyskam ją... lub za nią zginę!

niedziela, 20 maja 2012

Na strunie G



 








Cichutko wieczór rozkłada cienie
na biel chodników, na klombów zieleń,
na zakamarki przy samochodach,
na żywopłotach i krzewów brodach.

Wieczorną ciszą gaśnie niedziela.
Ktoś nagle ptaki poonieśmielał
i ruch jest znacznie mniejszy niż co dzień.
Przemknął gdzieś tydzień - szary przechodzień.

Potrącił klawisz nutę niesforną.
Z wnętrza organów w ciszę wieczorną
spłynęła aria na strunie gie.
Majowy wieczór. Marzyć się chce.

Westchnienia ciężkie ślą wieczorowi
starsi panowie, ciągle majowi,
myśląc, że może, w tygodniu przyszłym,
jednak by jakoś na spacer wyszli.

Szkoda im ślicznej nocy majowej
tak romantycznej i romansowej,
gdy się na jeszcze cieplutkich dachach
rozkłada wolna muzyka Bacha.

Internowanie internauty



 







Na jakiś wyspach
chciałbym się wyspać.
Pójść gdzieś na przystań,
na wszystko przystać.
Nie myśleć czym jest
bałach w cymbałach,
lecz o niebieskich
marzyć migdałach.

Przewietrzyć głowę
w majowym wietrze
i z piasku zamki
ulepić lepsze
od wirtualnych
i wymyślonych.
Przestać się kręcić
wśród zakręconych.

Próżne marzenia
o próżnowaniu.
W mych poczekalniach
na poczekaniu
byle pomysłem
funduję sobie
internowanie
internetowe.

sobota, 19 maja 2012

"Jeszcze Polska..."









Wte i wewte przeszła tędy Europa.
Napoleon, potem Niemcy oraz Rosja
i kataklizm na tej ziemi ludzi dopadł
równie ciężki jak zaborcy stopa obca.

Lata głodu i zaciągów i wywózek
zabierały z domów całe pokolenia.
Wsie palono, pokrywano miasta gruzem,
ale motyw pieśni naszej się nie zmieniał.

Jeszcze Polska nie zginęła! - słychać było
w kazamatach, pod ścianami, nad dołami.
Przy ołtarzach, pod krzyżami, nad mogiłą -
pamiętali słowa te Niepokonani.

Targowica była tu nienawidzona,
a poddaństwo w ogóle nieznane!
Nieprzyjaciel zwykle szybko się przekonał,
ile znaczą słowa te niezapomniane:

Jeszcze Polska nie zginęła! - i tym razem
pieśń usłyszy kolaborant i ciemiężca.
Dla żyjących jest ona nakazem -
niezniszczalnym w naszych myślach, naszych sercach!

W obronie trwam
















Łzy na kobiecych policzkach
pośpiesznie palcem wytarte.
Modlitwa. Praska kapliczka
i życie tak mało warte.

Pacierze wczoraj pod krzyżem,
dzisiaj przy swojej Panience.
Bezpieczniej tutaj i bliżej.
Różaniec i drżące ręce.

Mateczko Nasza Niebieska!
Broniłaś nas od Stukasów,
od aresztowań i zesłań,
do dzisiaj, do trudnych czasów.

Dziś Tobie Nasza Królowo
potrzebna będzie obrona
przed zamiarami i zmową
bluźnierczej władzy masona.

Staruszka kapliczki broni.
Kpi wynajęty szyderca.
Dokoła ludzie bezwolni
o zimnych unijnych sercach.

Rok dwutysięczny dwunasty.
Warszawa, Praga i maj.
Niebiesko i złote gwiazdy.
P- 3 już przejęła kraj.

Wynosi swoje symbole,
a nasze usunąć każe.
Staruszki krzyk - Nie pozwolę!
Nadchodzą wezwane straże...

Kontrast



 








Uwodzi wiosna w tym roku.
Czaruje zielenią maj,
jednak jej wdzięków, uroków
nerwowy nie widzi kraj.

Aktywność wyraźnie spadła,
chociaż ponagla natura.
Możliwość jest jednak żadna.
Kryzys i dekoniunktura.

Cóż po wiosennych spacerach,
jaśminach, kasztanach, bzach?
Pustka w portfelach doskwiera.
Jest kryzys, bessa i krach.

Nerwowość w okna się wlewa.
Skrzynki pocztowe wypełnia.
Choć wszystko wokół dojrzewa -
nastrój wyraźnie zmizerniał.

Ten kontrast jest już za duży
między przychodem, a wiosną.
Spodziewać można się burzy.
Rachunki rosną i rosną.

Piękna jest wiosna w tym roku.
Skąpana w ciepłych zieleniach.
Pejzaż wspaniałych widoków
przesłania ogrom niechcenia.

A władza z helikopterów
spogląda w dół, na harendę,
na zieleń i na frajerów
z biednym wiosennym popędem.

piątek, 18 maja 2012

Atrapy




 









Zmieniają już dary nieba
na jakieś atrapy.
Trudno jedząc dziś się nie bać.
Wszystko wezmą w łapy.

W kiełbasie już mięsa nie ma,
a w chlebie zakwasu.
Wszechobecna zmienia chemia -
pokarm nowych czasów.

Rozpychacze, uzdatniacze
w każdym pożywieniu.
Nie możesz jadać inaczej -
pomyśl o leczeniu.

Wszystko modyfikowane
już zanim wyrośnie.
Zdrowe - drogie, pochowane.
Żyje się radośnie.

Coś na ciebie z nieba spada.
Wdychasz jakieś smrody.
Izrael nam będzie badał
jakość pitnej wody.

Wszystko po to, byś był zdrowy -
tak minister twierdzi.
Żebyś długo czuł się młodym.
Pracował do śmierci.

Jak zwykle też nie ma winnych.
Rządzi sprawna grupa:
Dyktat Układów Partyjnych -
jednym słowem D.U.Pa.

czwartek, 17 maja 2012

Kto?



 














Judeocentryzm, Islam, Chrześcijaństwo -
Kto z nich jest dzisiaj najsłabszy?
Opcja najlepsza: Niech dwóch się bije,
trzeci na Azję popatrzy.
Ktoś musi stracić i obojętne
jest tu właściwie - Kto?
Zrobi w ten sposób kroki następne
strategia NWO.
Ciche podboje zrobiły swoje -
ludzie się godzą na wszystko.
Wielkie religie popchnąć należy
aż nad zagłady urwisko.
Konflikt nie zgaśnie. Wybuchną waśnie
tam, gdzie się modlą wierzący.
Wygra ten trzeci, co plany sklecił -
bez względu, czym to się skończy.
Globalizacja w swym przyszłym świecie
dla Boga miejsca nie widzi.
Kto to wymyślił? Pewnie powiecie -
Na pewno jacyś Druidzi!
Nie! Nie Druidzi!  Starsi panowie,
którzy nam chcą być bogami -
Rockefellerzy i Rothschildowie -
wszechwładni, powszechnie znani.
 

środa, 16 maja 2012

Europa Marzeń



 








Oddajemy co cesarskie cesarzowi,
ale cesarz i co boskie oddać każe.
Jego państwo służy teraz szatanowi.
Nazywa się Europą Marzeń.

Bez własności, bez narodu, bez rodziny,
zaplatani w sieć nakazów i przepisów
żyć w niej będą całkowicie inni,
już bez wojen, bez zatargów i kryzysów.

Muszą tylko najzwyczajniej przestać wierzyć
i znak przyjąć na swe czoła, lub na ręce.
Wybór prosty, jeśli pragną przeżyć.
Akceptacji żąda cesarz i nic więcej.

Znakiem tym jest - promienista gwiazda złota.
Taka sama jak świąteczna - betlejemska,
lecz przeszkadza drobna postać skryta w grotach,
też Królowa jakby ziemska i nieziemska.

Trwa kampania i surowe są nakazy.
Europa w żadnych środkach nie przebiera.
Nacisk posłów, parlamentów, nacisk władzy,
a ta Polska jeszcze nadal nie umiera!

Uciec myślami



 














Może jest ktoś, kto nie widzi jeszcze,
że te lata są burzliwe, przełomowe.
Że się zmienia - dla nas - nie na lepsze
i trosk więcej spada nam na głowę.

Chciałbyś uciec gdzieś myślami, lecz się nie da.
Nie nadążasz, nie rozumiesz słów bełkotu.
Za to słyszysz - popiskuje wokół bieda
i te szczątki krzyczą jeszcze samolotu.

Kapią złotem na paradach Windsorowie.
Wersal w wielkich się pokłonach dziś ugina,
a na Kremlu o imperium śnią carowie.
W Watykanie - Moja wina! Moja wina!

Gdzieś jest dziura. Wszyscy krzyczą o kryzysie
i wygląda, jakby była u nas,
ale chyba nie wydaje mi się,
że tu dobrze ma się ubek i komuna.

Czyżby dziura była tylko w moim domu
i wpływała tak na zmianę świata?
Będę musiał chyba innym jakoś pomóc.
Wyrzec renty się na stare lata.

Większość mówi, że to nic ich nie obchodzi,
że wystarczy im do życia satelita.
Człowiek nie wie już naprawdę o co chodzi.
Na dodatek nie ma kogo się zapytać.

Może to są anomalie pogodowe,
że jest zimno zamiast ocieplenia
i to one tak wpływają na mą głowę,
a właściwie świat się wciąż na lepszy zmienia?

Przecież widzę to wyraźnie na ekranie.
Te uściski, wspaniałości, gratulacje,
ale moher tego dostrzec nie jest w stanie.
Wszędzie węszy niedostatek, perturbacje.

Przełomowe może będzie jutro - kiedyś.
Dziś zielono jest - całkiem zwyczajnie,
tylko myśli, że nam stale rośnie kredyt,
upierdliwie powracają: - Wszystko walnie!

"Allons enfants..."















Przywieźli pod gilotynę
Konrada i Balladynę
I schwytali już Konrada Wallenroda.
Trzeszczą słowa. Dreszcze w głowach.
Egzekucjom nie przeszkadza niepogoda.
Sądu nie ma. Jest ekstrema.
Ze spalarni przywieziono kosze.
Wszystkim rano odczytano
Herberta z Miłoszem.
Lud Paryża naubliżał.
Po ulicach popłynęła krwawa breja.
Rzeź wyniosłych. Krzyk podniosły
Podniecone, rozzłoszczone gęsi Reja.
Rewolucja. Trwa destrukcja
Dworskich zwrotów i strojnych języków.
Enter. Spacja. Świst. Owacja!
Pozostałe Wykończyć po cichu!
Wyrok na glorie, prawdę, historię,
Odrębność i na dynastie.
Ludziom bez głowy językiem nowym
Wyłożyć unifikację!

W morzu socjałów...



 








W morzu socjałów toną pomału
łóżkowi kapitaliści,
a z piedestałów do swych kanałów
wracają ci, co z nich wyszli.

Na więcej liczył człowiek bez smyczy
samopas w świat wypuszczony,
nim tajemniczy krąg budowniczych
czerwone zbuduje trony.

W morzu socjałów szlak liberałów
zniknie szybciutko bez śladu,
z resztką podziałów i ideałów,                                              
w potopie zrównanych dziadów.

Wstaną wyklęci i konfidenci.
Głód razem z nimi powstanie,
a w kazamatach na długie lata
kapitalista zostanie.

Nowy Porządek w każdy zakątek
dotrze - socjalizm zbuduje,
a człowiek pracy wreszcie zobaczy
jak się naprawdę pracuje.

Dziś bez oręża można zwyciężać.
Czerwone pełzają marsze.
Świat zaczerwienią. Wszystko tu zmienią.
Wcielą swe plany najstarsze.

Nadzieja w Bogu. Świat jest na progu
już kolejnego Monachium.
Może łez deszcze zmienią coś jeszcze,
gdy skrzypek zsunie się z dachu.

Bez jego grania jednego zdania
żaden już socjał nie powie.
Wstaną narody. Wrócą swobody
już bez czerwonych na głowie.

Szał



 











Weź mnie,
jakby mnie wicher brał.
Pieść mnie,
jak długo będziesz chciał.
Wreszcie,
jak zechcesz będziesz grał.
Lubię szał.
Lubię szał.
Lubię szał.

Grzesznie
rozpalmy płomień ciał.
Bierz mnie!
Radochę będziesz miał!
Śmiesznie?
Jak długo będziesz stał?
Lubię szał.
Lubię szał.
Lubię szał.

Strzeż mnie!
Nie po to żeś mnie rwał.
Grzecznie
nie będziesz chyba stał?
Wiecznie
mówiłeś jakbyś chciał...
Lubię szał.
Lubię szał.
Lubię szał.

Weź mnie,
jakby mnie wicher brał.
Nieś mnie,
gdyś Casanovę grał.
Wcześniej?!
Czyżbyś się chłopcze bał?
Spadaj!
...
Zwiał?

Lubię szał.
Lubię szał.
Lubię szał.

wtorek, 15 maja 2012

Zuchwali








Na klasztor musieli uderzyć,
bo twierdzą uczynił go wróg,
lecz widząc swych polskich żołnierzy,
zuchwalstwo wybaczył im Bóg.

Gdzie rady nie dały Shermany
i innych spychano ze zboczy,
tam ułan daleki, nieznany
szedł na przód, choć krwią polską broczył.

Błogosław im Benedykcie,
za drogę otwartą na Rzym.
By nie być z sumieniem w konflikcie,
po mszy zaraz poszli jak w dym.

Po drodze ofiarę składali
z zabitych, z postrzałów i ran.
Gdy doszli odważni, wspaniali!
Zuchwalstwo wybaczył im Pan.

Czerwone maki na Monte Cassino…

15 maja



 









Nie jest wielką filozofią
spędzić miło wieczór z Zofią,
jeśli Zofia już przystanie,
lecz lepiej nie na kolanie,
a dokładnie rzecz rozważyć,
na co można się odważyć.
Zofie są wymagające,
ale każdy, koniec końcem,
powinien choć raz spróbować,
coś Zofii zaproponować.
Najlepiej to zrobić w maju.
Wtedy Zofie ulegają
urokowi bzu białego,
a zwłaszcza już piętnastego
najbardziej się chcą całować.
Panowie! Proszę próbować!

 

Na ostatni guzik



 












Uzgodniono to z UEFĄ -
naród będzie poza strefą
skutecznie izolowany.

Wszelkie destrukcyjne plany
są policji dobrze znane
i były przetrenowane.

Drodzy rosyjscy kibice
mają wolne mieć ulice
dla uczczenia zwycięstw swoich,
bez protestów, bez kiboli!

Niemieccy - tak samo drodzy,
jeśli zechcą tu barłożyć,
muszą też mieć pełny luz.
Mieszkańcy wiadomo - szlus!

BOR już teraz po Smoleńsku
ma zachować się po męsku
i tym razem sprawdzi wszystko -
każdy dworzec i lotnisko.

Granice będą otwarte,
by to, co tu przywieźć warte
bez problemów dostarczono
linią tak samo - zieloną.

Nie ma mowy o zadymach.
Na ekranach w pubach, kinach
rodacy wszyscy zobaczą
czym się wielcy u nas raczą.

A najlepiej niech wyjadą,
byle nie autostradą,
bo te będą niedostępne
rozkopane i zamknięte.

Wyjść więc muszą za bariery
i nie psuć tu atmosfery,
bo dawno przegrali wszystko!
Chwała Unii! Cześć Igrzyskom!

Jak można nie wierzyć w cuda?



 







W pewnym kraju bardzo chorym
fałszowano wciąż wybory,
a prezydent - uzurpator władzę przejął żwawo
nie patrząc na konstytucję, lekceważąc prawo.
Marszałkostwo parlamentu powierzono damie,
która pohańbiła zwłoki i nagminnie kłamie.
Ministrami mianowano kolegów z boiska.
Naród się na układ zgodził i na wszystko przystał.
Posłowie ceny podnieśli, bankier wywiózł złoto.
Modlących się odepchnięto zebraną hołotą.
Ceny poszły bardzo w górę. Obniżono płace.
Krzyże z ulic usunięto i ten pod pałacem.
Kościół do spokoju wzywał spod wielkiego dzwonu.
Episkopat powołano z ukrytych masonów.
Odtąd ludzie mieli w kraju pracować do śmierci.
W mediach nikt nie zauważał, że coś tutaj śmierdzi.
Ci co jednak coś poczuli szybko wyjechali,
a premier się w całym świecie skutecznością chwali.
Ktoś pomyśli że to bajka, że tak być nie może,
a naprawdę  rzeczywistość wygląda tam gorzej!
Ludzie nadziei nie tracą - swoje już przeżyli,
przeszli potop, obce wojska z granic wypędzili.
Nauczyli się żyć w biedzie myśląc - jakoś będzie.
Piszą ci, co wyjechali - Nam jest dobrze wszędzie!
Od dawna zawsze wierzono, ze kraj chronią cuda.
Wierszyk sam się mi napisał i nawet się udał. 

poniedziałek, 14 maja 2012

Wiosna w Bantustanie



 








Ludzie teraz mają czoła bardzo niskie.
Zachowania coraz bardziej azjatyckie.
Jakby chcieli upodobnić się do Shreka.
Coraz mniej zostaje w nich z człowieka.

A już wkrótce zakwitną jabłonie.
Mniejszych dłoni będą szukać większe dłonie.
Taka sama, wciąż niezmienna jest przyroda,
a tych ludzi pozmienianych trochę szkoda.

Zapomniano wyciągnięty do nas palec.
Po uczuciach nam przejechał ciężki walec
brutalności, bezduszności i głupoty.
Chemitralem nas spryskały samoloty.

W naszych parkach rozkwitają białe bzy
i normalność - ludzka czułość nam się śni.
I dziewczyny uśmiechnięte - wciąż dziewczęce,
a dziś złością zaciśnięte wszystkie ręce.

Ludzie teraz bardzo niskie mają czoła.
Z niepewnością rozglądają się dokoła.
Niecierpliwie wciąż miotają się w porywach,
gdy na świecie wiosna piękna i prawdziwa.

Jakiś złodziej ukradł nam ludzkie postawy,
byśmy wiosnę poświęcili też dla sprawy
i myśleli o rachunkach, o kryzysie
i spełniali  oszukańcze widzi mi się.

A tak pięknie rozkwitają nam kasztany.
Niskie czoła ludzi młodych, pozmienianych
obojętne są na wszystko co się stanie.
Nie ma miejsca już na miłość w Bantustanie.  

niedziela, 13 maja 2012

Pieśń o strasznym końcu lorda Wadera



 








Wyłażą z ciemnic pomału
współautorzy podziału,
by zasiąść na pozycjach władzy.
Najbrzydsze w świecie wyrazy
zdobią im wytarte czoła,
a postać ich szpetna, goła -
lęk budzi i przerażenie.
To wszystko, co było w cenie,
pożarli dawno zachłannie.
Dziś wybierają starannie,
co jeszcze można tu zniszczyć,
ale wśród biedy i zgliszczy
znaleźć już strawy nie mogą.
Piaszczystą, zniszczoną drogą
wloką się więc na stadiony,
gdzie obrzęd ma być spełniony
i sacrum zetrą w igrzyskach.
Wiedzą, że chwila jest bliska,
że im też sądzony koniec.
Diabeł pieśń gra na ogonie
o bryle ruszonej świata.
Wiedzą, że będzie zapłata
i chcą się schować za prawem,
ale ich czyny plugawe
spisane na byczej skórze.
Na niebie, wysoko w górze
okno się prawdy otwiera.
Ludzie przestali wybierać
i spoglądają w milczeniu.
A na trybunie, w podcieniu
zasiadł w swej masce na mózg
lord Wader - zwany dziś Trusk
i lutnię uniósł do góry.
I dymy uniosły się w chmury.
Zapłonął Rzym. Władzy koniec.
Piekło ich wkrótce pochłonie.

Będę bronił!



 







Bazyliki, kościoły, kaplice -
gdzie są ludzie, tam wznoszą się krzyże.
Do nich wiodą wszystkie ulice
i do Boga jest jakby bliżej.

Wrosły w Polski, swojski krajobraz.
Wyznaczają nam nasze drogi.
Są od dawna przystanią dobra
filantropów oraz ubogich.

Były często pierwszym schronieniem,
w czasie trudnym - niezbędnym wsparciem.
I błaganiem, narodu sumieniem,
pocieszeniem i łzy otarciem.

Będę bronił swojego Kościoła
słysząc czartów nawoływanie.
Gdy "Zdjąć krzyże!" - w sejmie ktoś woła,
nie ma czasu na bierne czekanie!

Europa się musi pogodzić,
że jesteśmy krajem chrześcijańskim!
Kto złe prawo chce u nas stanowić,
ten ulega podszeptom szatańskim.

Bazyliki, kościoły, kaplice -
gdzie są ludzie, tam wznoszą się krzyże.
Do nich wiodą wszystkie ulice
i do Boga jest jakby bliżej.

Obronimy swą Jasną Górę!
Nie zagasi Ducha gazeta!
Obronimy zwyczaj, kulturę,
a nasz Kościół nie pójdzie na przetarg!
 

sobota, 12 maja 2012

Nie zakłócaj!



 











Gdy już słów twych nikt nie chce zrozumieć,
lub rozumie, lecz nie chce ich słyszeć,
lepiej oddaj się bracie zadumie.
Nie zakłócaj dźwięczącej ciszy.

Ludzie chcą bardzo jasnych przekazów,
ustalonych, przyjętych odgórnie,
a nie jakiś obłędnych obrazów,
gdzieś poezją nazwanych zbyt szumnie.

Słowa muszą dawać wytchnienie
i radością życia pulsować,
Zamyślenie sprowadzać wspomnieniem
i całować, całować, całować.

Motylkami się w brzuszku odzywać.
Łezką w oku, a w uszach muzyką.
Musisz innych potrzeby szanować,
jeśli nie chcesz się spotkać z krytyką.

Bo inaczej cię nikt nie zrozumie,
lub zrozumie, lecz słuchać nie zechce.
Być poetą też trzeba umieć,
kiedy wielka ambicja cię łechce.

Takie jest dziś żądanie ogółu.
Wolny rynek też prawa ma wilcze.
Nie myśl sobie, że piszesz dla mułów.
Z przyjemnością dziś z tobą pomilczę.   

piątek, 11 maja 2012

Gdy naród nie zechciał...



 








Gdy naród nie zechciał pracować najciężej,
Posłowie o czynszach radzili,
Gdy naród się nie dał matołom ciemiężyć
Posłowie w stolicy bawili.

O, cześć wam, posłowie, prostacy
Za nasze ustawy, szykany,
O, cześć wam, lemingi, komuchy, tajniacy
Za kraj nasz zamachem złamany.

Gdy roczek za roczkiem upadała wiara,
Wspierani, że wszystko się uda
Panowie w stolicy kurzyli cygara,
Wciąż licząc na braci zza Buga.

O, cześć wam ...

Wszak waszym jest wodzem ów niecny kunktator
Co wzbudzał przed wrogiem obawę,
l drugi podstępny hrabia uzurpator,
Co krzyży pozbawił Warszawę.


O, cześć wam ...

Lecz kiedy wybije rachunków godzina,
Lud posłom tu ucztę zgotuje,
Niech pieśń poniżonych wam dziś przypomina,
Jak u nas się wtedy tańcuje.

O, cześć wam ...

Hańba!
















Przeciw polskiemu narodowi?
Przeciw wyborcom i rodzinom!
Sejm dziś większością ustanowił:
"Niech już nie myślą, że nie zginą...!"

Przeciwko ludziom, prawom, prawdzie.
Jak nigdzie na calutkim świecie!
Skazani na życie w pogardzie
przez swoich posłów zostajecie.

W huku wzajemnej bijatyki,
przy niemożności i obłudzie,
skutki tragicznej polityki
odczują w Polsce wszyscy ludzie.

Do nazwisk dawno pohańbionych
dołączmy nowe pamiętanie
otwartych zdrajców i uśpionych
z nadzieją na ich pokaranie.

Nauczmy się ich rozpoznawać.
Niech się nie skryją znowu w ciżbie.
Przyjdzie im kiedyś sprawę zdawać
z rachunków w pohańbionej izbie!

Żyjąc na wulkanie...



 







Żyjąc na wulkanie nie  poznasz zabawy,
nawet w przerwach między wyciekami lawy,
gdy na żyznej glebie dostatek dojrzewa,
musisz się kolejnej erupcji spodziewać.

Żyjąc na wulkanie trzeba patrzeć w chmury.
Białe dobrze wróżą, lecz cienie purpury,
czerwieni odblaski i pyły na niebie
powinny od razu niepokoić ciebie.

Żyjąc na wulkanie stój na gruncie pewnie.
Gdy się twa stabilność zachwieje, kolebnie -
przestań już być biernym. Bezczynnie nie czekaj.
Wybuduj schronienie, albo stąd uciekaj.

Wielka katastrofa nieczęsto się zdarza,
a lekkie trzęsienie ludziom nie zagraża.
Przyroda najbujniej kwitnie na wulkanie.
Nieszczęściem jest tylko to wieczne czekanie.

Jeżeli nie tobie, to dzieciom, lub wnukom
przyda się ta czujność. Niech będzie nauką,
która umożliwić im może przetrwanie.
Bądź przewidującym żyjąc na wulkanie.

czwartek, 10 maja 2012

Chwała i Cześć!



 









Niepokonanym - Chwała i Cześć!
Niepokonanym wzniesiemy pieśń.
O bohaterstwie w świecie nieznanym
I o Narodzie Niepokonanym!

Niepokonanym śpiewa Ojczyzna.
Pamięta Osów, pamięta Wizna
Waszą waleczność i wasze rany
I polski opór - Niepokonany!

Nie pokonały Ducha katownie,
Ubeckie kraty, sądowe zbrodnie
I przed oprawcą stał niezłamany
Syn swej Ojczyzny - Niepokonany!

Panie Rotmistrzu Niepokonany!
Dla Ciebie dzisiaj pieśń tę śpiewamy
I dla tych wszystkich ciągle nieznanych
Zakatowanych Niepokonanych!

Niepokonanym chwała i cześć!
Niepokonanym wzniesiemy pieśń.
O bohaterstwie w świecie nieznanym
I o Narodzie Niepokonanym!

Brzozy



 








To była zwykła brzezina.
Podmokły, niewielki lasek
i nagle czas się zatrzymał.
Coś było nie tak z tym czasem.

Miejsce zdawało się ciche,
odludne i zaniedbane,
błotniste, grząskie i liche .
Jest teraz niezapomniane.

Nikt obojętnie nie przejdzie
i kwiat może czasem położy.
Pomyśli - Co teraz będzie?
Ludzie są słabi jak brzozy.

Przygina ich każdy powiew
i życie jakieś niełatwe.
Taki po prostu jest człowiek.
Jak brzoza ugnie się z wiatrem.

środa, 9 maja 2012

Różaniec i masonerie



 













Masonerie - kupcy w świątyni,
kiedyś z niej przez Jezusa wygnani.
Dziś wydają się całkiem inni,
ale wciąż - to są oni. Ci sami.

Masoneria - bardzo stary weksel,
dawny zastaw, który ciągle drożał.
Może być tym, czym być zechce.
Do wyboru: socjalizm, lub loża.

Masonerie - rachunki za światło,
albo czesne dla Lucyfera.
Stare myto ściągane łatwo.
Formę spłaty możesz wybierać.

Masonerie - strażnicy Grobu.
Czynni, albo jak kiedyś uśpieni,
chwycą się dziś każdego sposobu,
żeby Kościół wymazać z Ziemi.

Masonerie - beton na mury.
Druga Babel tajemnie wznoszona.
Niewidoczna, lecz sięga pod chmury.
Piramida i tron dla demona.

Masonerie - pościg za Marią,
by nie miała na świecie schronienia.
Dzisiaj "Trwam", a potem radio
każą zniszczyć, zakazać, pozmieniać!

Masonerie - łzy dzieci fatimskich.
Wstrząsające jak wizja prorocza.
Stosy ciał osób nam bliskich
układają na naszych oczach.

Teraz Polska - Stopa Maryi,
słaba, bosa, lecz nie zginęła,
postawiona na szyi bestyji
masonerii łeb przycisnęła.

Masonerie w wężowych splotach
w konwulsyjny już wpadły taniec.
Wspomagajmy Maryję w kłopotach
i na Unię połóżmy Różaniec.

wtorek, 8 maja 2012

Przy szabli



 







Kmicicowe życie przy szabli chowane.
Dziad był policjantem, a ojciec ułanem.
Major Dobrowolski uczył mnie szermierki,
a starość mi pióro wetknęła do ręki.

No, tom sobie teraz piórem poszermował.
Rzadkom ciął od ucha, a częściej płazował.
Po każdej zasłonie - musi być odpowiedź!
Tej rady fechmistrza nie zapomnę w grobie.

Po skończonej walce - ręka wyciągnięta!
To jest to, com sobie dobrze zapamiętał.
Nie zawsze zwyciężasz. Nieraz trafią ciebie.
Trzeba umieć przegrać, a żal mieć do siebie.

Ten umie zwyciężać, kto innych szanuje,
gdy do walki staje i sił swych próbuje.
Kto nie lekceważy sobie przeciwnika,
ten walczy odważnie. Starcia nie unika!