wtorek, 31 lipca 2012

Vipięta



 













W Locie po robocie
w kąciku dla pociech
kto jest czyim dzieckiem
trudno czasem dociec.
Zwłaszcza gdy rodzice
siedzą na kominie.
Nieraz dużo czasu
ochronie upłynie
nim się zorientuje -
Kto, czyim juniorem?
I czy jest dzidziusiem?
Czy też jest bachorem?
Mogą korporacje,
mogą też lotowcy
dbać o swoje dzieci
lepiej niż o obcych.
To jest naturalna
rodzicielska troska.
Wszystkie dzieci - nasze!
Świat to jedna wioska!
Należy uważać.
Dobrze zapamiętać!
Gdzie dzieci poddanych,
a gdzie są vipięta!
Odfruwają one
czasem bez kontroli,
lecz wtedy tatusia
bardzo główka boli,
bo rozmyślać musi
o różnych przekrętach.
Może się odsłonić
golizna wypięta.

Z trasy



 












Mamy koła i kółka.
Matka z córką są w spółkach.
Wczasy zawsze spędzają w Egipcie.
Wszystko ma swoją cenę.
Walczą: mormon z buszmenem,
uwikłani w partyjnym konflikcie.
Powolutku czas płynie
porażkami w Londynie.
Słońce grzeje nas wszystkich równiutko.
Co uczynić z tą blachą,
gdy świdruje po czachą
zaprzeczenie przyczynom i skutkom.
Szybki uścisk od Toli
Bolka łeb strasznie boli.
Za gorąco jest dzisiaj na ryby.
Ciężko nawet psu w budzie.
Mało kupują ludzie.
Wszystko dzieje się jakby na niby.
Oligarcha z Gazety
znów ujawnia sekrety,
że Gazetę cytuje internet.
Wakacyjny brak kasy
lato zawrócił z trasy.
Zwroty będą nad wyraz mizerne.

poniedziałek, 30 lipca 2012

Warszawskie Dzieci



 












Basia Derecka.
Bomba. Śmierć dziecka.
Stukasów ryk nad Poznańską.
Pogrzeb. Podwórze.
Z Aniołem Stróżem
złożona w Opiekę Pańską.

Lochy w Katedrze.
O życie żebrze
modlitwą Hela Majewska.
Dom na Rybakach
Stukas rozpłatał.
W ruinach zamku zamieszka.

Praga. Rosjanie
przy ognia ścianie.
Warszawa o pomoc woła!
Czołg przy Kierbedzia
widział i wiedział,
ale wystrzelić nie zdołał.

Pruszków. Obozy.
Śmierci narkozy.
Dymiące gruzy. Ruina.
Nie ma już młodych.
Były powody.
Rozkaz Józefa Stalina.

Znane jest w świecie
Powstanie w Getcie.
W Paryżu było zwycięskie!
Martwa Warszawa.
Karły. Zła sława.
Wciąż obwiniana za klęskę.

Surmy. Zadęcie.
Wrogie przejęcie.
Eksperci od śmierci milczą.
Marsz Mokotowa
tajniak spałował.
Budą odstawił na Wilczą.

Miasto świętuje.
Patrzy i czuje.
Po latach znów ekshumacje.
Wyje syrena.
Żyjących nie ma.
Błyszczą pi-aru atrakcje.

Śmiej się!



 







Śmiej się! Śmiej się! Uśmiechaj poprzez łzy.
Dni weselsze już ukradziono ci.
Poszło w zastaw co tobie chciano dać.
Jesteś Rasta i Reggae możesz grać.

Rosną dredy. W berecie nie jest źle.
Nie masz schedy, lecz z życia śmiejesz się.
Worek biedy na plecy lekko rzuć.
Bóg wie kiedy przestaną głupio truć.

Śmiej się! Śmiej się! Weseli żyją lżej.
W słońcu grzej się z dala od myśli złej.
Wszystko mija i bieda znudzi się.
Szczęście sprzyja gdy z Reggae budzisz się.

Nadruk



 










Rozdrobnić. Zmieszać.
Złościć. Rozśmieszać.
Przemielić to wielokrotnie.
Zebrać. Rozsypać.
Groźby dosypać
i niech to jeszcze gęś kopnie.

Dzielić. Porcjować.
Pokazać. Schować.
Wyeksponować tytuły
i w wąskim gronie
spożyć na koniec
w wybranej grupie nieczułych.

Zasięg przekazu
zmniejszyć od razu
przez powiadomień roletę.
Ludzie nie mogą
nad rządów głową
posłużyć się internetem.

Wyszukiwanie,
udostępnianie
nie jest już takie jak było.
Komunikator
umarł na zator
i okno się zaciemniło.

Koniec promocji
i złych emocji
Berdyczów znów funkcjonuje.
Piszesz do chmury,
a pająk z góry
wszystko ci ocenzuruje.

Kodyfikacja.
W serwerów stacjach
sita pracują bez przerwy.
Czas na powroty.
Znikną kłopoty,
nadzieje, mrzonki i nerwy.




Skład wiersza:Sprasowana myśl najszczersza.Koncentrat wyskrobin z naturalnym aromatem podróbkowych drobin. Uszlachetniacz E-sześćdziesiąt wolny od zezwoleń. Wypociny witaminy poprzednich pokoleń. Masa z chęci rozdrobnionych. Kawałki kawałów. Wyciąg z żartów nietrafionych. Ślady ideałów. Smak produktu przypomina wyrób naturalny. Polecany jest szczególnie w dietach nienormalnych.

sobota, 28 lipca 2012

Splin Londynu



 








Pojechali do Londynu
by tam służyć za murzynów
z perspektywą raczej marną.
Może coś na czarno zgarną.

Pojechali tam niegodni,
lecz bardzo sukcesu głodni.
Nie chcą od razu odpadać
w strojach, że mucha nie siada.

Pojechali niepotulni
z orłem , nie gwiazdkami Unii.
Nie, jak chciano - regionalni,
tylko nasi i normalni.

Niech im splin Londynu sprzyja,
by mogli innych obijać,
trafiać, pokładać, przeganiać.
Nie muszą się silnym kłaniać.

Zwłaszcza tacy - bezpartyjni.
Przeczący znanej opinii,
że tu przecież dziki kraj,
a ten Londyn to jest raj.

Jak igrzyska - to igrzyska!
Kasa, trasa, widowiska.
Oligarchie, monarchowie.
Rząd w uśmiechach. Sport to zdrowie!

piątek, 27 lipca 2012

Packą na muchy



 










Zbierałem nędzne życia okruchy
w ogromnym tłumie ludzi szczęśliwych
aż jakiś przepis packą na muchy
wysłał me mrzonki na Malediwy.

Włosy mi zaraz stanęły dęba.
Chude ramiona całkiem opadły
i brzydkie słowo zgrzytnęło w zębach.
Do utrącenia byłem zbyt łatwy.

Błąkam się teraz w snu Manhattanie
już niedowidząc żadnych okruchów.
Podnieś się z kolan nie jestem w stanie
i unieść głowę wśród sytych brzuchów.

Ogrom głupoty ciąży do ziemi.
Zamiary miałem zbyt chybotliwe.
Zbieracza prawdy nikt nie doceni
liczą się tylko nawyki chciwe.

Packa na muchy - niewiele trzeba.
Zostaje mała plamka w pamięci.
Choć wyobraźnia uchyla nieba,
świat na przepisach lepiej się kręci.

Regulaminu o korzystaniu
żaden poeta zmienić nie zdoła.
Otrząsną mrzonki na poczekaniu.
Mają w tym wprawę. Prawda jest goła.

Olimp



 












Poszły w ogień gałązki oliwne.
Wyczerpano zapasy ambrozji.
Centaury pokraczne, przedziwne
podreptały po wparcie do Rosji.

W drugą stronę cyklopów wysłano,
by prosiły o pomoc Chin.
Wszelkie dawne podziały złamano.
Odpuszczono resztki dawnych win.

Nie wygaszą pragnienia Olimpu
wyciskane strumienie potu.
Atmosferę pozmieniał impuls
złamanego skrzydła samolotu.

Poszły w ogień gałązki oliwne.
Olimpowi zagraża chłód.
Komisarze nałożyli grzywnę.
Czarne rury wypełzły z wód.

W zmierzchu bogów iskrzy Olimpiada
sztucznym ogniem, rozbłyskiem końcowym.
Kto chce dziś na Olimpie zasiadać
musi zgodzić się z Porządkiem Nowym.

wtorek, 24 lipca 2012

Głusi



 










Głusi.
Kto ich przymusił?
Ślepi.
Zwierzchnik ich krzepi
obietnicami przydziału.
Cisi,
bo przecież mnisi
i dążą do Ideału.
Czują.
Dróg nie prostują.
Ugrzęźli w administracji.
Wiedzą,
lecz nie powiedzą.
Wyzbyli się własnych racji.
Historia licha.
Pacierz za Zycha.
Świeć Panie... za Suchowolca.
O Niedzielaka
może być draka.
Nikt nie wychodzi spod korca.
Cień cyrografu.
Słowem nie szafuj!
Czyje Wy sługi jesteście?
Bat wybaczania.
Nikt nie ma zdania.
Zwyczajnie  - Nie chce się reszcie.
Prawda o Jerzym
w mogile leży
przykryta ciężkim kamieniem.
Chcemy Wam wierzyć,
lecz ciężko przeżyć.
Jesteście naszym sumieniem.
Brzemię ingresu,
służb, interesów -
to wszystko było cesarskie?
A co jest boskie?
Czyżby co polskie
było goryczy naparstkiem?
Głusi.
Kto ich przymusił?
Przed kim zginają kolana?
Masoni, loże.
Może być gorzej,
gdy płacze Niepokalana.
Filozofowie
i Tiszner w głowie
wraz z Życimskiego odnową.
Przekonań łuny
niosą pioruny,
a z nimi Powszechne Słowo.
Budują mury.
Ręce do góry,
a palce dziwnie złożone.
Czas Rozliczenia
a zapomnienia
nikt z Was nie kupi pokłonem.
Matka chce prawdy.
Dosyć pogardy
dla nas najmniejszych z najmniejszych.
Skończcie z przymusem.
Żyjcie z Jezusem
nie jutrem, lecz dniem dzisiejszym.

Niedaleko Damaszku



 








W gaju tuż pod Damaszkiem
siedział diabeł z Kałaszkiem
i ogonem czerwonym
machał zadowolony.
Cieszył się przeogromnie
z wszystkich zabitych wspomnień
o tej ziemi biblijnych wydarzeń,
którą w piekło świat zmienia
używając Imienia
na pogrzebach złudzeń i marzeń.
Ogień pełznie powoli.
Człowiek na to pozwolił,
gdy upadły wieże Babilonu.
W gaju tuż pod Damaszkiem
siedzi diabeł z Kałaszkiem
oczekując dla siebie tronu.
Dwaj okrutni Wędrowcy
przyszli tu ze stron obcych,
by podpalić gałązki oliwne.
Ostrzegali prorocy:
Wielu zginie z ich mocy,
lecz świat uznał widzenie za dziwne.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Ta mara



 




Wszystko miało być zgrywem,
lecz inaczej chciał los.
Dzień się zaczął podrywem -
takim "na króla szos".
Byłaś trochę "pod wpływem".
Nie zawodzi mnie nos.
Wszystko miało być zgrywem,
lecz inaczej chciał los.

Szukam ciebie Tamara.
Tyle miejsc, tyle dróg.
I zapomnieć się staram.
Może jeszcze da Bóg...

Ciągle jestem w oparach,
żebym żyć jakoś mógł.
Gdzie ty jesteś Tamara?
Wobec ciebie mam dług.

Wszystko miało być zgrywem,
a zostało jak trąd.
Jakimś nagłym porywem
wzięło się nie wiem skąd.
Nie minęło z odpływem.
Nie odeszło gdzieś w kąt.
Wszystko miało być zgrywem,
a zostało jak trąd.

Szukam ciebie Tamara.
Tyle miejsc, tyle dróg.
I zapomnieć się staram.
Może jeszcze da Bóg...

Ciągle jestem w oparach,
żebym żyć jakoś mógł.
Gdzie ty jesteś Tamara?
Wobec ciebie mam dług.

Wszystko miało być zgrywem,
a utkwiło jak rak.
Wciąż zalewam się piwem.
Żyję już byle jak.
Miałem prezerwatywę,
lecz mówiłaś - Nie tak!
Wszystko miało być zgrywem,
a utkwiło jak rak.

Szukam ciebie Tamara.
Tyle miejsc, tyle dróg.
I zapomnieć się staram.
Może jeszcze da Bóg...

Ciągle jestem w oparach,
żebym żyć jakoś mógł.
Gdzie ty jesteś Tamara?
Wobec ciebie mam dług.

Ty, który nie chcesz...



 









Który się nie chcesz wyspowiadać
nie próbuj na innych nakładać
daniny, winy dziesięciny.
Patrzymy na Ciebie. Widzimy
i wiele nam się nie podoba.
Byłeś miłością. Teraz zobacz
jak sam przedstawiasz się wśród ludzi.
Złą polityką nie obudzisz
w nas chęci wybaczenia złemu.
I Ciebie trawi rak systemu,
który na imię ma Zwątpienie.
Prawda już nie jest w takiej cenie
jak uległość wobec przemocy.
Po czasie blasku, okres nocy
owczarni poważnie zagraża.
Kto się odwraca od ołtarza
i swoich grzechów wyznać nie chce,
ucieszył innego pochlebcę,
Matki za swoją nie uznając.
Teraz już nawet nie klękając
wyciąga się po Łaskę rękę.
Wiernych skazano na udrękę
powynoszenia swoich krzyży.
Pokrętnie dążąc do odwilży
bez spowiadania, rozgrzeszenia
farsę czynicie z Przemienienia.

Który się nie chcesz wyspowiadać
nie próbuj...
z resztą... szkoda gadać.

Harpie



 












Destrukcja. Redukcja.
Wadliwa konstrukcja.
Prawdziwy trup z multikina.
W spółkach - prostytucja.
W głowach - rewolucja.
Widoczny efekt domina.

Jak leci - to leci.
Grają duże dzieci.
Nie trzeba nic już dotykać.
Krzyk wielki i trwoga.
Ktoś udawał Boga.
Potrzebna jednak praktyka.

Chwiejna dusza z busza
w przyrodzie wymusza
fiksacje i anomalia.
Wpadł kryzys do dziury.
Zamiar poszedł w chmury.
Na ludzi lecą fekalia.

Burzy się i spływa.
Już każdy obrywa.
Za kieszeń bogatych szarpie.
To miało być żartem.
Zmieniono świat HARP-em
i z jaj wykluły się harpie.

Kundel bury



 











Kundel bury, kundel bury.
Ustalono wszystko z góry.
Awantury, awantury.
Przedstawienie musi trwać!

Kundel bury, kundel bury.
Rozbiera się do figury.
Kreatury dyktatury.
Tam gdzie dają trzeba brać!

Kundel bury, kundel bury.
Na piedestał prosto z dziury.
Kolejka po konfitury.
Ktoś tej rzepie urwał nać!

Kundel bury, kundel bury.
Garnitury, koafiury.
Ludzie mizernej postury.
Wątpliwości : Ojciec! Prać???

niedziela, 22 lipca 2012

Cierpliwość



 
















Nie przegonisz wiatru z pola,
choćbyś stracha za idola miał.
Spadnie każda zgrana rola.
Łotr nie będzie rock and rolla grał.
Wszystko kiedyś ma swój koniec
i nie będziesz wciąż w ogonie stał.
Jeśli czyste są twe dłonie
i namiętność w tobie płonie,
choć ci posiwieją skronie
- da ci życie czegoś chciał.

Cierpliwość jest piękną cnotą.
Choćbyś głos swój za głupotą dał,
gdy zwodzono cię obłudnie,
byś właśnie w życia południe spał -
Wszystko kiedyś ma swój koniec!
Odnajdzie się lód na skronie.
Co ma wisieć nie utonie!
Gdy namiętność w tobie płonie,
choć ci posiwieją skronie -
będziesz radość miał!

Nadzieja jest matką głupich,
ale nikt jej nie przekupi.
Nie ma bowiem nic droższego,
wspaniałego, gotowego
niż to piękne przekonanie,
że kiedyś ten czas nastanie,
gdy się skończy grillowanie
i zamknie chochołów taniec
smutny napis na ekranie:
"Zakończono bal!"

Pacyfistycznie



 







Każdy chce
się śmiać
i żyć.
Nie bać się
i jeść
i pić.
Nie spoglądać nigdy z lękiem.
Móc drugiemu podać rękę
i o lepszym
jutrze
śnić.

Świat mieć musi
ludzką twarz.
Ma być twój
i mój
i nasz.
Mimo różnic i podziałów,
wrogów, Bogów, ideałów
niepotrzebna
jest nad nami
żadna straż.

Każdy chce
mieć własny dom
i w niebo
bez żadnych bomb
śmiało patrzyć - nigdy z lękiem.
Móc drugiemu podać rękę,
a nie nad kimś
dziś sprawować
sąd.

Świat mieć musi
ludzką twarz.
Ma być twój
i mój
i nasz.
Mimo różnic i podziałów,
wrogów, Bogów, ideałów
niepotrzebna
jest nad nami
żadna straż.

Wypłynęły
z portów floty.
Niebem suną samoloty.
Opuścili dom żołnierze.
Świat się pali jak dwie wieże.
Pokój słaby jest jak motyl.
Chcesz być wolnym -
śpiewaj o tym!

Świat mieć musi
ludzką twarz.
Ma być twój
i mój
i nasz.
Mimo różnic i podziałów,
wrogów, Bogów, ideałów
niepotrzebna
jest nad nami
żadna straż.

Requiem



 








Boskość Cezara.
Zgubiona miara.
Rozdęcia zmierzyć nie można.
Szarańczy chmara
szuka dolara.
Teraz jest bardziej ostrożna.

Słońce też zajdzie.
Mówią oddajcie.
Zgarnęli wszystko za życia.
Z małych się śmiali.
Mali zostali
z bagażem wad do ukrycia.

Ciemno i głucho.
Igielne ucho
wspaniałościami zatkane.
Chwilową skruchą,
chusteczką suchą
pomniki są dziś żegnane.

Spóźnione słowa
każą pochować
we wspomnieniowych wydaniach.
Boskość Cezara.
Zgubiona miara.
Nie ma już nic do dodania.

Umarł! Niech żyje!
Chwyta za szyję
spojrzenie na własne ego.
Napis na grobie
już nie odpowie:
Po co? Dla kogo? Dlaczego?

Witaj ma droga przyjaciółko




 








To jest zwyczajny duży mięsień, tak jak inne.
Raz uszkodzony - stale słabnie i wiotczeje,
a jego skurcze nie są już normalne, silne.
Powoli zwalnia, pokazując - źle się dzieje.

Witaj ma droga przyjaciółko Bradykardio!
Nie chcesz uderzać? To normalne, boś kobietą.
Nie chwytasz nigdy, jak zawał - za gardło,
lecz zrób coś jeszcze, obdarz jakąś mnie podnietą!

Ja te podniety uwielbiałem całe życie
i nie chcę wspomnień całkiem pozbyć się od razu.
Zrób to jak zawsze przyzwoicie, należycie.
Niech nie zabraknie właściwego ci wyrazu.

Bądź więc spełnieniem, nasyceniem i ekstazą.
Zmęczonym snem baśniowej Bajadery.
Nie zostaw wiersza z pół urwaną frazą.
Nie bądź tak zimna. Rusz się trochę do cholery...

 

sobota, 21 lipca 2012

Chłopcy radarowcy



 







Powtarzają przebój w wielu dyskotekach,
że dziś nie przystoi udawanie Greka.
W radiowych rozgłośniach rozbrzmiewa od rana,
że nie tylko Greka, a również Hiszpana.

Usłyszano także wersję z "Mamma Mia".
Ktoś się do przeboju z włoszczyzną dobijał.
Udawać chcą wszyscy. Taka polityka.
W kolejce widziano już Portugalczyka.

Tylko jeden człowiek dziś w Eurolandzie
nie udaje Greka i jedzie po bandzie.
Wszyscy biją brawo. Klaszcze Unia stara.
Można się z zapaści podnieść na radarach!

Nie straszna jest dziura, ani kasa pusta.
Wystarczy po prostu zamknąć wszystkim usta
i radar postawić za każdym zakrętem.
Będzie każda gmina mieć "Dolce far niente"!

Wyłuskane lato



 








Pech mi tym razem zagrał na nosie.
nie będzie wczasów na Barbadosie.
Nie będzie nawet statku do Młocin.
Jest piwko Carlsberg - już nie Okocim.
Lato się leni. Leży lub zwisa.
Popłynął Wisłą ostatni flisak.
Pojadę metrem aż na Bielany.
Pozwiedzam sobie kraj ukochany.
Wiatr mi nadzieją piórka nastroszył.
Pożyczę może gdzieś parę groszy.
Siądziemy sobie z Mańką na główce
i pomarzymy o Pipidówce.
Obiecywali nam ten Barbados,
Komory, Fidżi lub Galapagos,
gdy ich wesprzemy filarem trzecim,
a my spokojnie, jak grzeczne dzieci,
słuchamy chętnie, gdy dobrze radzą.
Zasiłku teraz pewnie nie dadzą.
Ostatni z domu obraz sprzedany,
więc już musimy... na te Bielany.
Wiaterek ciepły może powieje.
Człowiek się wreszcie z siebie pośmieje
i w Wiśle gołą nogą popluska
skoro dał sobie lato wyłuskać.

Rok 2012



 








Sama nie wyjdzie nigdy z cienia
partia wznowienia dochodzenia.
Nie spodziewa się też lepszych wyników
partia tajnych współpracowników.

Nie wzmocnią przeróżne sposoby
partii sikających na groby.
Nie wygląda w sondażach najlepiej
partia, która się wszędzie przylepi.

Sądy, policje i służby
gromadzą resztę usłużnych.
Sitwy, kliki i korporacje
nie zważają na demokrację.

Dziś przewodniczka narodu -
rozdzielca wszystkich dochodów
mająca tu w kraju wszystko
wystawia na pośmiewisko
przegranych stowarzyszenia.
Niczego nikt nie chce zmieniać.

Skończyły się euforie.
Zmieniono nam kategorię.
Zepchnięto w strefy niczyje.
Patrzymy jak świat się bije,
(na razie w innych regionach).
Rozkłada każdy ramiona.

Tak mają lata dwunaste,
że chmury dotąd pierzaste
zmieniają się w wielkie trąby,
a z nieba różne poglądy
spadają gradem na ludzi,
więc coś się w końcu obudzi.

Pół roku nie zwalnia kroku,
a wielkie wizje proroków
czekają swego spełnienia.
Na gorsze, wszystko się zmienia -
daleko od nas - gdzie indziej.
Być może tutaj nie przyjdzie.

 

piątek, 20 lipca 2012

W dyskotece "Love"



 







Co to było?
Czy to miłość?
Jaką siłą
zaiskrzyło
pośród tylu gaf?

Co to było?
Czy się śniło?
Było miło.
Zaskoczyło!
Teraz lepiej traf!

A jeśli to była miłość?
Nie taka zwykła zażyłość!
I to nam się przydarzyło
pośród różnych zjaw?

Może już nam się nie zdarzyć.
Tak przeżywać i tak marzyć.
Tak się dobrze razem bawić
w dyskotece "Love".

Co to było?
Czy to miłość?
Jaką siłą
zaiskrzyło
pośród tylu gaf?

Co to było?
Czy się śniło?
Było miło.
Zaskoczyło!
Teraz lepiej traf!

A jeśli to była miłość?
Nie taka zwykła zażyłość!
I to nam się przydarzyło
pośród różnych zjaw?

Może już nam się nie zdarzyć.
Tak przeżywać i tak marzyć.
Tak się dobrze razem bawić
w dyskotece "Love".

Usiadłbym sobie...



 











Usiadłbym sobie na laurze
i przestał już ścigać się z czasem,
lecz błądzę w wirtualnej chmurze
i pohukują na mnie basem.
Ciągle się o mnie obijają
podobni, zbłądzeni wędrowcy,
którzy nadziei już nie mają -
najbardziej spośród obcych obcy.

Przypominają o Norwidzie
i rozpoznają opętanie.
Sami w pijanym będąc widzie
szukają wyjścia w mglistej ścianie,
lecz wyjścia z labiryntu nie ma.
Skazanym już na zapomnienie
przypięto znaczący emblemat
i nakazano im milczenie.

Całe to kłębowisko myśli
banicją w kosmos tylko straszą
ci, którzy tu w gościnę przyszli,
a wciąż się żywią duszą naszą
i tuczą się na serca resztkach
pijani smaczkami języka.
I będą śmiać się, łajać, besztać.
Tłumaczyć, że to polityka
polskość im całkiem pożreć każe
i sztuczne tworzyć mgły opary,
byśmy już pozbyli się marzeń.
Za zło uznali boskie dary
naszego Ducha, naszej mowy -
dziś w świecie nietolerowanej.

Twierdzą, że nastał czas odnowy,
 że nie ma miejsca dla przegranej
nacji prostaków, jej poetów,
chochołów, dziadów, wajdelotów.

Nie oddam obcym snu sekretów
i tworzyć nowe jestem gotów.
Błąkać się w zwariowanej chmurze.
Rozświetlać zgasłe błyskawice
i świecić, świecić jak najdłużej
w oczy diabelskiej polityce.

Usiadłbym sobie na laurze
i przestał już... , ale nie mogę.
Przepadnę w kryzysowej dziurze,
lecz biorę ten mój krzyż na drogę.

Lipiec



 








Lipiec się spocił.
Wielu wyzłocił.
Tysiące puszczono w trąbę.
Strat jest do kroci.
W koło idioci.
Szaleniec odpalił bombę.

Nowa premiera
rozum odbiera.
Kto? Kogo? Czym i dlaczego?
Rządzi idiota.
Złapali kota
i mają go za winnego.

Spirala strachu.
Skrzypek na dachu
umieścił komuś wyrzutnię.
Widmo zagłady.
Trwają zakłady:
Kto pierwszy w to wszystko stuknie?

Kłopot z urlopem.
Pragnie ksiądz z popem
naród ponownie zjednoczyć.
Banki w potrzasku.
Za dużo blasku.
Nikt nie chce przejrzeć na oczy.

Przepadły z lipcem
gdzieś pierwsze skrzypce.
Nie widać też dyrygenta,
a środek lata
zgubił się w datach
na ustawicznych zakrętach.

Chluba narodu
ciągnie do przodu
resztki reformy platformy.
W żalach, pretensjach
płaczą na pensjach
ci, którzy stracili normy.

Lipiec się spocił.
Wielu wyzłocił.
Tysiące puszczono w trąbę.
Strat jest do kroci.
W koło idioci.
Szaleniec odpalił bombę.

czwartek, 19 lipca 2012

Zespół Obserwacji Trąb




 







Będzie wreszcie coś na ząb!
Zespół Obserwacji Trąb
chcą powołać w naszym kraju.
Dotąd wiodło się jak w raju
różnym wirom i zamętom.
Wreszcie decyzję podjęto!
Szukają największej trąby,
a nikt nie jest taki mądry,
a być może aż tak głupi,
by się na ten numer kupić
i pokazać trąbę palcem.
Można polec w takiej walce
o pierwsze miejsce na liście.
Wszyscy wiedzą oczywiście,
ale nikt się nie wychyli.
Teraz Zespół w jednej chwili
kandydatów ma ocenić.
Ty też możesz ich wymienić:

1. ...
2. ...
3. ...

Co się dzieje? Lista pusta?
Ktoś już wieje? Różne gusta?
Da się jednak coś wyłuskać!
Sam postawiłbym na ....

środa, 18 lipca 2012

Pamiętanie



 










Rozbudziłaś się kochanie
przez to ciągłe pamiętanie
i przedziwne serca granie.
Przez spotkanie w tamtą  noc.

Tak to działa niespodzianie.
Pamiętanie. Zakochanie.
Stąd przedziwne serca granie.
Spać nie daje wrażeń moc.

Sen zaplątał się w piżamie.
Usta czują całowanie.
Cień kołysze się na ścianie.
Pożądaniem parzy koc.

Usłyszałem snu wołanie.
Przesuń trochę się kochanie.
Ranek wkrótce w oknie stanie.
Pamiętaniu sprzyja noc.

Nie daj nam Panie...



 









Brakuje słów, a słowom znaczeń,
kiedy do ludzi jak do kaczek
strzelają z czołgów na ulicach.
Nie może taki świat zachwycać
i inspirować dziś poetów.
I zbrodnia ma wiele sekretów,
motywów, przyczyn i powodów,
a jednak śmierć całych narodów
jest niczym niewytłumaczalna.
Milczy więc na jej temat Parnas
strachem o własne życie zdjęty.
Nikt nie napisze, że przeklęty
jest język komend i rozkazów.
Używa on ludzkich wyrazów,
znanych nam wszystkim - Mam go! Dostał!
I sytuacja zda się prosta.
Zielony filmik na ekranie.
Walka o życie. Umieranie.

A przecież wczoraj był tam śmiech.
Spory i kłótnie, polityka.
I świętość była i był grzech.
Ostrzejszych słów nikt nie unikał,
bo dom był, mimo różnic - wspólny.
Ktoś był brutalny, ktoś potulny,
ale w drugim widział człowieka.
Być może już na wojnę czekał
i wiedział, że tu przyjdzie kiedyś.
Nie umiał może znosić biedy
i nieludzkiego upodlenia
i czasem w swoich przemyśleniach
być może mierzył już w sąsiada.
Inaczej się o wojnie gada,
a zupełnie inaczej czuje,
gdy świst pocisku mózg świdruje
i widzisz śmierć gdy niebem leci
po dom twój, ciebie, twoje dzieci.

Nie daj nam Panie zła doświadczyć.
Nie daj uderzać i się bronić.
Nauczaj nas na innych patrzyć
jakbyśmy my dziś byli oni!
Po każdej stronie bywa dobro
i zło po każdej też jest też stronie.
Zachowaj w nas zwyczajną godność.
Zachowaj wyciągnięte dłonie.
 

Ukochanych kraj



 









Jak ten układ się wzajemnie świetnie wspiera!
Stale nowych ciekawostek nam dostarcza.
Wciąż komisje albo jakaś seks afera,
lub pytanie do premiera: - Gdzie jest tarcza?

Jak ten układ się wspaniale uzupełnia
atakując frakcje naprzemiennie,
że ktoś funkcji należycie nie wypełnia,
albo coś tam sprawozdaje nierzetelnie.

Jak ten układ się wspaniale nam przedstawia,
bo kulturę ma - najwyższych lotów.
Dowcipami przed kamerą nas zabawia,
zawsze walczyć do ostatka o nic gotów.

Lepiej wybrać już po prostu nie mogliśmy,
bo właściwie, to nie było z czego
i po latach się doczekaliśmy
parlamentu oraz rządu wspaniałego.

Na układy nie ma rady - rzecz to znana,
a ten układ się wyróżnia w naszych dziejach.
Żadna klęska, żaden rozpad, lub przegrana
nie odbierze mu opinii dobrodzieja.

Mam wygodę i nieraz się bardzo wzruszę.
Wiem, że system pozostanie niezachwiany!
Już o przyszłość  martwić się nie muszę,
bo u władzy mam wybrańców ukochanych.
 

wtorek, 17 lipca 2012

Gorące lato



 








Loże i ławry
Planują szabry.
Uściski. Kissy. Podpisy.
Rząd się przychyla.
Biskup Cyryla
Dopuści do wspólnej misy.

Za górkę świńską
I za Lewińską,
Za niepoprawne poglądy -
Ponad głowami
Handlują nami
I wszyscy widzimy trąby!

Wielkie zadęcia.
Wrogie przejęcia.
Wszystko tu jedzie na gazie.
Główka pracuje.
Chłop czarteruje
Miejsce przy świętym obrazie.

Gorące lato.
Problem z zapłatą.
Wehikuł w naszej kieszeni.
Unii kredyty
Zmienią na kwity.
Wszystko się u nas przeceni.

poniedziałek, 16 lipca 2012

Pożar róż



 







Lato już.
Rozpalone chodniki.
ciągną się
aż pod nocy cień.
Pożar róż.
Nie zatęsknię za nikim.
Wspomnień kurz
wymieciono przed sień.

Dzień za dniem
snuje się Marszałkowską.
Swoje wiem -
Nie pojadę do wód.
Pożar róż,
a tak miało być bosko.
Z wielkich burz
odparował  gdzieś chłód.

Lato już.
Dosyć mam polityki.
Dzień za dniem
wlecze się starym snem.
Pożar róż.
Rozgonione praktyki.
Swoje wiem -
Balansuję nad dnem.

Dzień za dniem
snuje się Marszałkowską.
I ty też
nie pojedziesz do wód.
Pożar róż,
a tak miało być bosko!
W zębach kurz,
który wzniecał tu lud.

Lato już
i w Warszawie gorąco.
Marszałkowska
zmienia się w myśli trakt.
Może kiedyś
tę gorączkę utrącą
i zapomnę,
co znaczy brak.

Pana Boga pieśniami wychwalaj!



 









Na granicy obszaru zórz
wpływ bieguna magnetycznego
tworzy serial ogromnych burz
pod naciskiem wiatru słonecznego.

Region ten modulować chcą ludzie
lasem anten swojego HARP-a.
Projekt skupia się na psiej budzie,
lecz energia zachodu jest warta.

Kto steruje siłami natury
i wyznacza im ścieżki i cele,
będzie niszczył i tworzył kultury.
Dziś wymuszać może bardzo wiele.

Zaprowadzi nowe porządki.
Po nowemu świat poukłada.
Szkoda lasów, lecz to są początki.
Do wszystkiego broń może się nadać.

Pożądliwość silniejsza niż atom
patrzeć dalej niż wszechświat pozwala.
Będą znaki! Przyglądaj się wiatrom!
Pana Boga pieśniami wychwalaj!

Uzależnienie



 








 "Kogo my tam mamy?" Tak się gra nazywa.
Trudna układanka. Ciekawa. Prawdziwa.
Są w niej ciemne karty i błyszczące asy.
Gest kończący żarty i klucze do kasy.

Gra się tu o pulę przesuwając pionki
wspierające górę, tworzące nagonki.
Trwa rywalizacja na różnych poziomach.
Rosyjska ruletka też jest w grę włączona.

"Kogo my tam mamy?" To rzecz zasadnicza.
Trzeba podpowiadać. Szuka się. Oblicza.
Buduje strategię i przecieka w mediach.
Jest prawdziwy dramat, lecz częściej komedia.

Ludzie grać w to nie chcą. Ring jest dla wybrańców.
Przeróżnych obrońców wysuniętych szańców.
Dla zwykłych spryciarzy i znanych szulerów,
zbieraczy trofeów i kolekcjonerów.

"Kogo my tam mamy?" - nieraz o tym nie wiesz,
w trudnych sytuacjach może użyć ciebie.
Bywa, że po latach odbierze ci sen
kanapowy problem, albo IPN.

Gra jest popularna tak jak "Monopoly".
"Kogo my tam mamy?"- może bardziej boli
bez przerwy zmuszając do trudnych wyborów.
Lekarstwa nie znajdziesz. Zdasz się na znachorów.

Pewnie już się od niej też uzależniłeś,
jeżeli głos dałeś, lub o coś prosiłeś.
Jeśli nieuważnie szukałeś pomocy.
"Kogo my tam mamy?" - ma cię już w swej mocy.
 

niedziela, 15 lipca 2012

Odpływamy



 












Odbijamy. Odpływamy. Brzeg żegnamy.
Zapatrzenie, zamyślenie myśl kołysze.
Nie żal tego, co po sobie zostawiamy.
Jest dostojniej i spokojniej, trochę ciszej.

Wszystkie słowa dawno już wypowiedziane,
a wspomnienia wyciśnięte do ostatka.
Odbijamy. Odpływamy gdzieś w nieznane.
Zawsze przecież pociągała nas zagadka.

Stawiaj żagiel. Klaruj cumę. Wznieś kotwicę.
Odpływamy. Nie spojrzymy już za siebie.
Jeszcze podmuch - odepchnięcie dobrych życzeń
i już wzrok nasz poszukuje zmian na niebie.

Proszę nie płacz. To jest od nas niezależne.
Zwykłe ludzkie nieustanne żeglowanie.
Wszystkie szlaki, horyzonty są gdzieś zbieżne.
Nowy wiersz wkrótce napiszę na spotkanie.

Odbijamy. Odpływamy. Brzeg żegnamy.
Zapatrzenie, zamyślenie myśl kołysze.
Nie żal tego, co po sobie zostawiamy.
Jest dostojniej i spokojniej, trochę ciszej.
 

sobota, 14 lipca 2012

Panie Jerzy!



 









Przepraszam, czy tu biją?
Oj, biją panie Jerzy!
I jedni w ziemi gniją,
a drudzy nie chcą wierzyć.
Dość szybko wtedy Wiesław
wam pały tu przywracał,
a kto odwracał krzesła,
tłumaczył - taka praca.
A brutalne policje
to były w Ameryce!
U nas każdy oficjel
pozmieniał coś w metryce.

Tu zdrowotne decyzje
ścieżkami nazywano,
aż kiedyś telewizję
nam wyłączono rano
i wtedy już nie trzeba
było szukać powodów.
Starczyło tego chleba
dla całego narodu.
Doczekaliśmy czasu,
że nam odcięto głowę.
Było wyjście z impasu
i są metody nowe.

Oj, biją panie Jerzy,
lecz pan już mnie nie słucha.
I dalej nie chcą wierzyć.
Połowa nas jest głucha.
Pan sobie teraz legnie
w Alei Zasłużonych,
choć też pan wciskał brednie,
a film jest nieskończony.
Przepraszam, że ja - kibic
lubiłem zamachowe.
Już się nie pytam: - Czy bić?
lecz - Jak utrafić w zmowę?

Jeżeli dobrze trafisz...
jak mawiał papa Stamm,
nie osłoni cię afisz,
gdy pada cały kram.
Oj, biją panie Jerzy,
lecz to ostatnia runda
i wiemy, bądźmy szczerzy,
że jest niełatwa, trudna,
lecz pan nam pokazywał,
że mniejszy z zaskoczenia
nieraz  z większym wygrywał,
i sędziom wynik zmieniał.

piątek, 13 lipca 2012

Słabosilni



 





Słabosilni. Trud znosimy. Narzekamy,
kiedy ci, co nie powinni, spektakl zgrany
odnawiają w naszym domu nieustannie.
Słabosilni. Nadzieją w Najświętszej Pannie.

Słabosilni, ale ciągle przy nadziei.
Z przekonaniem niezachwianym, że wytrwamy
i że wszystko się na lepsze kiedyś zmieni -
dawne błędy, raz za razem, powtarzamy.

Słabosilni, ale zawsze pewni siebie
z zaufaniem do przetargów i elekcji.
Naszą władzę najważniejszą mamy w Niebie,
a na Ziemi uciekamy z trudnych lekcji.

Słabosilni, lecz do końca zawsze gramy.
Nawet wtedy, kiedy karty są znaczone.
Rezygnować nie umiemy. Zawsze trwamy
i w początek potrafimy zmienić koniec.

Słabosilni słabą siłą zwyciężamy,
tam gdzie inni ulegają przed potęgą.
I w zanadrzu nigdy nic nie ukrywamy,
a co mamy - rozdajemy szczodrą ręką.

Choć próbują nas ośmieszać, deklasować.
Naszą dobroć w cienki dowcip poubierać.
My najbardziej potrafimy się zachować
nawet wtedy, gdy nie mamy w czym wybierać.

Jest szlachetna niezależność w naszych głowach.
W naszych piersiach jest wrażliwa Polska Dusza.
Zakazana dziś - niemodna, narodowa,
lecz nie sposób do niczego Jej przymuszać!

Słabosilni, ale zawsze nieugięci!
Przekonani, że dopóki my żyjemy,
mimo różnic i podziałów i niechęci -
z każdej biedy - Polskę zawsze podniesiemy!

czwartek, 12 lipca 2012

Kiedy już zapachną tuje...













Świat nie jest taki zły!
Żeby nie wypaść z gry
trzeba zawsze uciekać do przodu!

Kiedy już zapachną tuje.
Nikt niczego nie poczuje
i nie będzie dochodził powodów.

Ludziom trzeba zamknąć gębę,
ciąć wydatki, wzmocnić Schengen.
Emigrantów odsunąć od granic.

Nadrukować, sfinansować!
Żywność bardziej naszpikować!
Opozycji nie pozwalać na nic!

Świat nie jest taki zły!
Żeby nie wypaść z gry
trzeba zawsze uciekać do przodu!

Kiedy już zapachną tuje.
Nikt niczego nie poczuje
i nie będzie dochodził powodów.

Banki, ranki, audyty
sfinansować przez kredyty
i utrzymać stabilną walutę.

Wszelkie inne propozycje
trzeba zgłaszać na policję.
Ludzie muszą zamilknąć pod butem.

Świat nie jest taki zły!
Żeby nie wypaść z gry
trzeba zawsze uciekać do przodu!

Kiedy już zapachną tuje.
Nikt niczego nie poczuje
i nie będzie dochodził powodów.

środa, 11 lipca 2012

Przez lat wiele...



 









Przez lat wiele podziwiałem
jak wspaniały jest gdzieś zachód.
Szczęśliwi tam żyli ludzie,
bez kłopotów i bez strachu.

Wciąż myślałem o zachodzie,
(Od kiedy? - Już nie pamiętam),
że w nim radość mieszka co dzień.
Nie jak u nas. Nie od święta.

Że wystarcza tam na wszystko.
Nikt się niczym nie przejmuje,
że ten zachód jest tak blisko
i że kiedyś go poczuję.

Choć nie chciałem - mnie przygarnął
i pokazał swoje dziwy.
Starość mam w nim raczej marną.
Jeszcze nie jest tu prawdziwy.

Teraz muszę mu pomagać
tak jak inni marzyciele.
Zaczął bardzo niedomagać
i sam potrzebuje wiele.

Ale ciągle tam jest lepiej!
Nie jak u nas - wieczny brak!
Marzę nadal. Biedę klepię,
a to wszystko było tak: 

Przez lat wiele podziwiałem
jak wspaniały jest gdzieś...

Państwo



 









Róbta co chceta
do granic getta,
a dalej jest oligarchia.
Sądy i służby
pilnują dłużnych.
Za murem - gangi, anarchia.

Model nieznany.
Naszkicowany
na różnych drogowych mapach.
Wzór narodowy,
jednak czosnkowy
przebija się z niego zapach.

Porządki nowe.
Mycki na głowę.
Podziały i wykluczenia.
Zmienia, kto umie,
zna i rozumie,
bo własne ma doświadczenia.

Cóż to za państwo?
Rząd i poddaństwo.
Przyszłość zupełnie nieznana.
Szepczą po kątach,
że to z Reymonta
jest "Ziemia (komuś) obiecana"!

Działki



 








To, co mam jest moje i nie jest??!
Mówi o tym artykułów rejestr.
Własność mam, lecz nie bezpośrednio,
tylko przez tych, którzy są nade mną.

Wybierałem przedstawicieli,
żeby lepiej ode mnie wiedzieli
jak dalece co moje, jest moje!
Chyba zwolnię ich razem z ustrojem!

Własność nie jest tu wyłącznością,
bo jest sprzeczna z zasadą - z równością.
Tylko wtedy możliwy jest postęp,
kiedy inni też mają dostęp.

Wtedy mogą mi zająć, lub zabrać
zawsze, kiedy pozwolę się nabrać
na to, co zechce ustawodawca -
nawet jakiś dusiciel, oprawca. 

Udowodnią zawsze swe racje
różne kliki i korporacje.
Jakich tam się spodziewać wyników,
gdzie bezkarność jest prawem prawników?

Niezależność jest po to im dana,
by legalność orzekli pana.
Niedoróbki poprawiali ustaw
i stwierdzili: - Nie było oszustwa!

Była tylko kompromitacja,
lecz od błędów ważniejsza jest racja.
Dobrze wiedzą to demokraci -
I za swoje też musisz płacić!

wtorek, 10 lipca 2012

Odkrycie



 




Jest coś, co nie ma wcale masy
i co przenika przestrzeń całą.
Ogarnia sobą wszelkie czasy.
Wszechświat jest przy nim kroplą małą.

Istnieje jakby miało masę.
Fizyka przekroczyła próg.
Ja sobie jednak myślę czasem:
Może odkryto, że jest Bóg?

Pozwala nam na egzystencję.
Na sztukę, muzykę, kulturę.
Odkrycie ma już konsekwencje -
Możemy podziwiać naturę!

Pozmienia też nasze spojrzenia
na miejsce ludzi we wszechświecie.
Dziś nazwę Bozon się wymienia,
lecz o Kim mowa - dobrze wiecie.

W szkle



 









Ludziom na pewno jest przykro,
gdy tu wszystko jest in vitro.
Wszyscy widzą. Każdy wie,
lecz prześmiewcom jak po szkle
idzie u nas  całkiem gładko.
Nic już nie jest tu zagadką,
lecz niewiele zdziałać można.
Polityka zbyt ostrożna,
nastawiona na przetrwanie
sprawiła, że wszystkie tanie
zagrywki propagandowe
dziś popiołem są na głowę
i reklamą dla Gazety.
Wsiąkły ludzkie łzy, niestety
w partyjną matematykę.
Zasłanianie się wynikiem
nic nikomu tu już nie da!
Rozlała się tylko bieda
na współczucia i sprzeciwy.
Każdy podział na prawdziwych
bardzo źle się u nas sprzedał.
Jeszcze zabił i pogrzebał
przyzwoitości poczucie.
Kiwać można palcem w bucie,
gdy się tylko lgnie do swoich.
Zwykłych ludzi bardzo boli
ta ciągła niemożność zmian.
Zawali się każdy plan,
który liczy na wybory
utrzymując system chory.
Była rozpacz i był dramat.
Scenografia wciąż ta sama.
Zamiast naprzód - kroki wstecz.
Starość - zwykła, ludzka rzecz,
powinna ustąpić pola.
Opatrzy się każda rola.
Słabnąć będą wciąż oklaski.
Nikt nie lubi pańskiej łaski
w nieskończoność oczekiwać
i w każdej sprawie przegrywać.
Powychodzą ludzie z kina,
gdy w nim ciągle żebranina,
bo kiedy chcieliśmy dać -
trzeba było brać... i brać!
 

NWO



 








Schować wojny i kryzysy.
Zatkać dziury. Zdjąć nawisy.
Spokój zarządzić i ciszę.
Pod kontrolą mieć klawisze.

Z wioski jednej - zrobić wiele.
Do łask przywrócić niedziele.
Koniec swobodnej wymiany!
Bariery stawiać i ściany!

Informacją przestać szastać!
Ludzi ścisnąć w megamiastach,
gettach, strefach, rezerwatach.
Kraj wyczyścić z resztek watah.

Wyznaczyć trasy przepływów.
Żadnych marszów! Żadnych zrywów!
Dozbroić lokalne straże.
Witaj w Nowym Świecie Marzeń!

poniedziałek, 9 lipca 2012

Długa droga



 











Powoli. po cichu,
usiadłem w kąciku
i patrzę.

Uczę się uników
od różnych komików
w teatrze.

Przesuwa się scena.
Coś było i nie ma,
a pierwszy rząd nieruchomy.

Widocznie partyjni
są mało mobilni
na listach ról ulubionych.

Kto nie jest na scenie,
pewnie nie istnieje.
Żelazna spada kurtyna.

Szum umilkł na sali.
Ktoś światło zapalił.
Dramat się właśnie zaczynał:


Pojedziemy jeszcze kiedyś,
gdy nam dobry los pozwoli
gdzieś daleko od tej biedy,
beznadziei i niedoli.

Zapomnimy na dni kilka
o tym co zostało w domu.
Zdecydować może chwilka.
Wyjedziemy po kryjomu.

Może zdarzyć się w tym roku -
nawet jeszcze tego lata,
z nieznanych boskich wyroków
jakiś zastrzyk, lub zapłata.

Powiem ci w ostatniej chwili
i natychmiast wyruszymy.
Wczoraj światło odłączyli,
a my w dobry los wierzymy.

Pukali do nas z opieki,
ale im nie otworzyłem.
Pokończyły ci się leki.
W totka znowu nie trafiłem.

Nie martw się. Miewam przeczucie,
że się wszystko jeszcze uda.
Autobus znów nam uciekł.
Chodź! Przed nami droga długa.



Brawa! Brawa! Brawa! Brawa!
Wspaniała była zabawa.
Aktor bardzo wczuł się w rolę,
ale ja komedię wolę.

Grzmiało



 








Grzmiało, wiało, rozbłyskało,
ale szybko pospływało.
Żadne letnie groźne burze
nie zostaną tu na dłużej.
Poskrzypiał nam konar stary,
że jest jeszcze pełen wiary
w nadpróchniałe możliwości,
lecz nad drogą ludzi złości
i chyba go jednak zetną
jakąś decyzją konkretną.

Słońce wszystkich przydusiło.
Upałem się tu zwaliło.
Nakazało wszystko zdjąć,
a ten, kto nie ma skąd wziąć,
nie ukryje tatuaży.
Na ogólnej wielkiej plaży
odsłaniamy to, co mamy
i już nic nie zaciemniamy.
Każdy widzi kto jest jaki
i kto się tu wspiera na kimś.

Najtrudniej jest w środku lata
o przeszłych wspominać datach,
przyszłe tworząc kalendarze.
Wszyscy wiedzą - mamy plażę!
Spoglądamy w jedną stronę.
Na młodych oczy skupione!
Stare musi zejść ze sceny,
choć zasługi rozumiemy.
Nikt po ulewach i burzach
nie chce nurzać się w kałużach.
Lud do czystych ciągnie wód.
Starsi winni odejść w chłód.

niedziela, 8 lipca 2012

Zwariowane lato













 Skradzione wakacje.
Domowe więzienie.
Lato demokrację
Sprowadza na ziemię.

Poziom jest za niski.
Ziemia dla wybrańców.
Nie wiem, czy dla wszystkich
Wystarczy kagańców.

Dzieciarnię na smyczy
Trudno upilnować.
Rzeczywistość krzyczy
Wczasy są skasować.

Skradzione wakacje.
Harlem na ulicy.
Stale demokrację
Chwalą domownicy.

Będzie tu po równo.
Innej drogi nie ma.
Jeśli komuś trudno
To pewnie ekstrema.

Tłum zadowolonych
powrócił z Maroka.
Chwalą opalonych.
Zastygli w urokach.

Choć nas okradziono.
Okpiono z zapłatą.
W głowach ma zielono
zwariowane lato.

Skradzione wakacje.
Goło na stadionach.
Czy system ma rację -
Wkrótce się przekonasz!

sobota, 7 lipca 2012

Brzeska



 








Wielu tu ludzi żyje pod kreską
i przez to głupie pomysły ma.
Nie chodź kochanie ulicą Brzeską,
jeżeli obok nie idę ja.

Nie można ufać tu nawet pieskom.
Wie o tym każdy, kto Pragę zna.
Bywało często tutaj niebiesko.
Teraz na czarno toczy się gra.

Rozdarty plakat "W samo południe"
wciąż pokazuje jak trzymać ręce.
Niechcący można wpaść w jakąś studnię.
Nieraz głęboko. I nie wyjść więcej.

Stale tu grają jakieś przeboje.
Capri pamięta wciąż Himilsbacha,
lecz teraz każdy patrzy na swoje
i wielu ludzi pluje na plakat.

Znów jest handlowo i koncertowo,
choć w kącie przysnął stary Różycki.
Tu cię poprosić mogą na słowo.
Pogadać z Brzeską możesz o wszystkim.

O tym jak było. O tym jak będzie
i kogo wkrótce wypuszczą z puszki.
O wszystkich wiedzą na Brzeskiej wszędzie
i kto w czym swoje maczał paluszki.

Wielu tu ludzi żyje pod kreską
i przez to głupie pomysły ma.
Nie chodź kochanie ulicą Brzeską,
jeżeli obok nie idę ja.

W piwnym ogródku



 








W piwnym ogródku pod parasolem
usiadła sobie zwykła łatwizna.
Leniwe myśli łażą po stole
i rozkładają się na goliznach.

Ktoś lubi piwko, kto inny colę.
Jest tolerancja - trzeba to przyznać.
Można się wreszcie poczuć idolem
i wzrokiem zjeżdżać w dół po stromiznach.

W ogródku piwnym pod parasolem
życie się mocno tuli do szklanek
i głaszcze wzrokiem wszelkie niedole
powyciągane tu spod ubranek.

Papierosowy dym propozycji
omiata wszystkie troski nadzieją -
te pozbawione większych ambicji.
Skupione na tych, co rozumieją.

Jest przecież lato i promenada,
otwarty kanał, most i Giżycko.
Tu do każdego szczęście zagada.
Tu zawsze można liczyć na wszystko.

Admiralicja, kapitanowie
zlepiają tutaj szalone plany.
Dalekie rejsy w niejednej głowie
szukają zawsze szlaków nieznanych.

W piwnym ogródku na promenadzie
wciąż się przypadki plączą po stołach.
Pustka w kajucie, lub na pokładzie
na wspólne rejsy łatwizną woła.

Jest przecież upał. Kanał otwarty
i wielka przestrzeń dalekich wód.
W piwnym ogródku w otwarte karty
zagrasz o każdy największy cud.

piątek, 6 lipca 2012

Gra



 









Toczy się w świecie taka gra
w której się innych za nic ma,
albo co najmniej za idiotów.
Gdy coraz więcej w niej kłopotów
trzeba wysyłać wysłannika,
co trudnych rozmów nie unika,
a bardzo lubi turystykę.
Z podobnym sobie wysłannikiem
może się spotkać przypadkowo.
Pogadać , a nawet dać słowo.
Idiotom zawsze się opowie,
że mają nie w porządku w głowie,
gdyby za bardzo chcieli pytać.
Nie warto w takie sprawy wnikać.
Wszyscy i tak o Syrii wiedzą
i o tych, co siedzą pod miedzą
wbrew swym poprzednim zapewnieniom,
więc coś ustalą i coś zmienią,
a że przy kawie i w Warszawie -
to naturalne. Jest po sprawie.
Toczy się w świecie dziwna gra.
Pojawił się pan Henry K.
niespodziewanie dziś w Łazienkach,
ale to inna jest piosenka.
W naszej piosence o tej grze
ktoś się dowiedzieć czegoś chce,
ale oślepły satelity.
Zbyt wiele ruchów jest ukrytych,
lecz gra się zgodnie z zasadami,
bo przecież innych ma się za nic
... albo co najmniej za idiotów.

Poeta



 










Poeta - podnieta.
Raz ta, a raz nie ta.
Wciąż wzbudza w kobietach
ciekawość.

Poeta w baletach
imprezkach i fetach
na wszystkich paletach
ma zadość.

Poeta - esteta
nie pisze o bzdetach,
a wie, gdzie w sekretach
jest słabość.

Poeta Hamleta
ukryje w gadżetach
i mknie jak kometa,
po radość.

Poeta - muleta
gustuje w konkretach -
nie śpi na zaletach,
choć ma dość.

Poecie - estecie
po każdej podniecie
zostaje na świecie
bladość.

Średniowiecze



 








Wraca do nas feudalizm.
Pozbył się wszystkich rywali.
Na wszystko sobie pozwala.
Każdy wasal ma wasala.

Wasalska jest też Platforma.
Konkurenta ma pro forma,
że jest niby demokracja,
(okresowo na wakacjach).

Znikają prawa człowiecze.
Szybko wraca Średniowiecze,
a rządzącym wszedł do głowy
plan nowych Wypraw Krzyżowych.

Urosły warowne zamki.
Strzegą dobrze pańskiej klamki.
Cesarstwo buduje nowy
Barbarossa - Rudobrody.

Na wschodzie wielkie podboje.
Dżyngis-chan rusza po swoje.
Ameryka z oczu znika.
Chowa się w dziurę chomika.

Średniowieczną świat ma duszę.
W Europie Templariusze
na pewno trafią na stos.
Piękny zagarnie ich trzos.

W kryzysowej schowa dziurze.
Polska znowu jest Przedmurzem.
Nauka otchłani szuka.
Nikt się w głowę nie chce stukać!

Średniowiecze - czas ucieczek,
przesiedleń, wielkich migracji.
I tylko szary człowieczek
wierzy w mit o demokracji.

Gdy waliły się imperia
podobnych wydarzeń seria
boleśnie dotknęła ludzi.
Dziś - nikt nie chce się obudzić!