wtorek, 30 kwietnia 2013

Słodko-kwaśny



 






Już za daleko sprawy zaszły
w tym życiu naszym słodko-kwaśnym.
Świat, który miał być snem rubasznym
więcej nam zabrał niźli dał.
Nie tak być miało. Człowiek chciał,
a teraz pragnień żadnych nie ma
i nie wyczuwa już słodyczy.
Na ból istnienia tylko liczy
żyjąc właściwie z dnia na dzień,
a kolorowych filmów cień
przesuwa mu się wciąż przed głową.

Na jego młodość poklatkowo
kładzie w obrazach snów bez wrażeń,
dziewczęce biodra, ud witraże
i kwaśny oddech swoich wspomnień.
Na stos pamięci i zapomnień.
Spadają włosy. Płatki ust.
Gdzieś przepadł wyrafinowany gust,
który się skupiał na szczególe,
a one, właściwie smarkule,
ciągle wracają wyuzdane.
Piękne niezmiennie. Rozkochane.
Stylowe, barwne, zwiewne, przaśne,
a życie, kiedyś słodko-kwaśne
wyje, bo chciałoby wciąż czuć.

Zawodzi pamięć. Wspomnień chuć.
tylko uśmiechem się rozlewa
na brzeg, nad którym stare drzewa
nie chcą umierać stojąc.
Jest wiosna. Jeszcze trudniej pojąć,
gdzie skrył się nagle wśród wykrotów
wartki nurt rzeki bez powrotu,
który przed oczy przyniósł właśnie
płynące chwile słodko-kwaśne.

Eskaemka



 








Marywil, Kanał, Białołęka -
przez działki Bródna droga prosta.
Powrót jest trudny. Życie - męka,
a horyzont za murem został.

Nie było wiosny na Pruszkowie,
a w Wołominie - desperacja.
Pomysłu nie ma. Pustka w głowie.
Skomplikowana sytuacja.

Dzieciaków szkoda! - każdy powie.
Będą truskawki w Milanówku
i wielki festyn w Komorowie.
Spłynęła Wisłą fala smutku.

Przez most przemknęła eskaemka.
Stadionu koszyk się kołysze.
Na brzegu usiadła udręka.
Szum samochodów przerwał ciszę.

Jest weekend. Miasto się wyludnia.
Zostają tylko zamyśleni.
Życie jest trudne. Przyszłość złudna.
Warszawa jednak się zieleni. 

Maj



 








Muzyczko graj!
Zbliża się maj.
Smutek w lombardzie został.
Przedziwny kraj.
Wytchnienie daj!
Mieszanka nie jest prosta.

Muzyczko grzej!
Więcej lub mniej
nie ma żadnego znaczenia.
Prawdziwy kraj.
Zbliża się maj,
a w maju wszystko się zmienia.

Muzyczko rżnij!
Za zdrowie pij!
Błogosław i pożyć daj!
Losy na stos!
Wiwat! Daj głos!
Od wieków Polski jest Maj!

Serca jak dzwon.
Ojczysty ton.
Dom. Matka i karabela.
Wiwat Nasz Maj!
Kochany kraj!
Smutek niech się stąd zabiera!

Muzyczko leć!
Słoik, czy Kmieć,
Leming do spółki z Kibolem.
Każdy jest Rodak,
a krew nie woda -
Świętujmy większości wolę!

Czas Konstytucję
na młodszą zmienić.
Niech każdy życia próbuje!
Wolność się u nas najwyżej ceni!
Gorzej się ją finansuje.

Muzyczko graj!
Zbliża się maj.
Smutek w lombardzie został.
Przedziwny kraj.
Wytchnienie daj!
Mieszanka nie jest prosta.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Jest jak jest



 










Porzucono wszelkie zasady.
Świat się zgodził, że jest jak jest.
Zrezygnował. Nie da już rady,
Limit. Pułap. Szlaban i kres.

Teraz wszystko zejść musi na dziady.
Krótka piłka i jest jak jest.
Długi weekend i czas lambady.
Rząd dał wolne, a niech tam... Ma gest.

Orzeł stanie tu z czekolady.
Będą flagi i rowerfest.
"Spieprzaj dziadu" zastąpią parady.
Trzeba uznać, że jest jak jest.

Lud chce szaleć i nie chce ogłady.
Pan prezydent pojedzie na działkę,
Na Wybrzeże wyjadą układy.
Czas grillować. Zbierajmy podpałkę.

A jeżeli troszeczkę popada,
to właściwie też nic się nie stanie.
Nie mieć zasad! - Jedyna zasada!
Najważniejsze jest świętowanie.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Nie pójdę...



 








Nie pójdę już na pochody
nawet w Ruskich Budach.
Nie jestem już taki młody
bym głupiego udał.

Nie pójdę już na pochody,
choćby larum grali,
bo mi mury oraz schody
wszędzie zbudowali.

Nie będę już chorągwiami
politykom wiewał.
Na trybunach wciąż ci sami.
Nie będę im śpiewał.

Transparentu nie udźwignę,
bo mnie w krzyżu łupie.
Drugi raz się nie poślizgnę.
Marsze mam już w grupie.

Jak nie w grupie - to gdzie indziej.
Domyślcie się sami.
Niech ktoś inny teraz wyjdzie.
Ci, co rząd ich zmamił.

Cóż to jest za Święto Pracy,
kiedy pracy nie ma?
Nie będziemy jacy - tacy!
Jesteśmy ekstrema.

Odszczepieńcy i wyrzutki
banici, wygnańcy.
Dla nas pochód jest za krótki.
My wolimy tańczyć.

Zatańczymy, zakręcimy!
Zatrzęsie się ziemia.
Na pochody nie chodzimy!
Jesteśmy ekstrema!

Zamknięty temat














W portfelu pusto i pusto w baku.
Pęknięte lustro. Życie bez smaku.
Robota była - roboty nie ma.
Gra się skończyła. Zamknięty temat.

Człowiek jest pusty jak Narodowy.
Żądze rozpusty wchodzą do głowy.
Różne są gusta. Grosz na zmywaku.
Skrzywione usta. Życie bez smaku.

Rok zaliczony na Kulcie Cargo.
Świat porażony z obwisłą wargą.
Pojęcia nie masz: - Jak i dlaczego?
Kolejny przemarsz idzie do złego.

A politycy - barwne motyle.
Tuzy ulicy. Ty zawsze w tyle.
Życie bez smaku. Pomroczny sen.
Skrzypek na dachu. TVN.

W portfelu pusto i pusto w baku.
Pęknięte lustro. Życie bez smaku.
Robota była - roboty nie ma.
Gra się skończyła. Zamknięty temat.

Jeśli myślisz...















Jeśli myślisz, że już wszystko się skundliło,
że zwariował już z kretesem cały świat,
wspomnij o tym, jak ci kiedyś było miło,
gdy dziewczyna z tobą była, kumpel, brat.

Oni dzisiaj są podobnie przekonani,
że uczucia na tym świecie wcale nie ma.
Wykluczeni, stumanieni, oszukani,
oburzeni zabłądzili na ekstremach.

A ta sieczka beznadziei skąd się wzięła?
Kto ci odciął możliwości, zabrał szanse?
Ona do nas z przemianami przypłynęła
i dla obcych wszystkie były tu awanse.

Dla ekspertów antypolskiej agentury.
Wizjonerów nierównego świata.
Dla rozwiązań narzuconych wszystkim z góry
skazujących na niedolę nas przez lata.

Łatwo wierzysz. Lekko dajesz się prowadzić
bez rodziny, bez przyjaciół i bez domu.
Nie rozróżniasz, więc nie mogę ci poradzić,
kto tu mason, socjalista albo komuch.

Musisz ufać intuicji i krwi więzom
i pomyśleć o rodzinie i wspólnocie
tylko tacy, co zjednoczą się - zwyciężą.
Wszyscy przecież nie zginęli w samolocie.

Nie myśl sobie, że to samo minie z wiekiem,
że za ciebie ktoś to gówno sam posprząta.
Jest nadzieja. Jeszcze możesz być człowiekiem,
gdy się ruszysz, ze swojego wyjdziesz kąta.

sobota, 27 kwietnia 2013

Kabarecik "Wąskie Usta" Premiera








Kabarecik "Wąskie Usta" Premiera!  
 (wieczór pierwszy, drugi, trzeci) 
oferuje teksty sformatowane w plikach pdf lub office 
do bezpłatnego pobrania ze stron grup Facebooka:
 "Porozmawiajmy przy wierszach"
 i "Pobierz - Przeczytaj - Udostępnij!"
Zapraszamy!

Pani Twardowska



 








Leżą , w śmiechu się tarzają.
Trzęsą brzuchy się i wola.
Osąd ciągle powtarzają.
Trudna sprawa - wielka dola!

Nie ma tylko Twardowskiego.
Nie wrócił jeszcze z księżyca.
Niepotrzebny! Nic takiego.
Wróci - będzie się zachwycał.

Hulaj dusza! Piekła nie ma!
Pozwolono! Chlew na stole.
Jaki teatr - taka scena!
Ruszyć swego? Nie pozwolę!

Cyrograf kompanii służy.
Niezatarte są podpisy.
Rządzić będzie jak najdłużej
wieczna spółka: My i bisy!

Jejmościanka jest szczęśliwa.
Wznosi toast. Kuflem pije.
Knajpa "Rzym"się nie nazywa,
a ktoś chwycił ją za szyję.

Mościa pani! Parol dany,
a waćpani na zastawie!
Z Belzebubem ruszysz w tany
kiedy będzie już po sprawie.

Pląsawicka nagle zbladła,
lecz jest biegła w perturbacjach
i powiada: - Idź do diabła!
Wciąż możliwa jest kasacja!

Widzi diabeł - baba cwana
w paragrafach rozum zjadła.
Sprawa może być przegrana.
Klamka jeszcze nie zapadła.

Wycofał się szybko rakiem.
Potem czmychnął z tego dworu.
Wszystkim im zgotuję pakę!
Poczekamy do wyborów!

Znaczące pojęcia



 









Przypomniano w kręgach władzy
bardzo znaczące wyrazy:

Grozi jej w skutkach fatalna
ODPOWIEDZIALNOŚĆ MORALNA,
czyli plama na honorze.
Nie mogła już trafić gorzej!

Druga sprawa jest zapalna.
Co to KORZYŚĆ SEKSUALNA?
Co właściwie się zyskuje?
I gdzie przychód się lokuje?

Odpowiedzialność i zysk.
Prościej może jest dać w pysk?
Trudno oszacować straty.
Dziś, kto pieprzy - jest bogaty!

Biednieje, kto głupot słucha.
Rzecz naprawi rozpierducha!
Korzystna, choć rozbestwiona
i moralnie potępiona.

piątek, 26 kwietnia 2013

Taki ładny dzień



 








Taki ładny dzień.
Przez zieleni cień
prześwituje błękit nieba.

Taki ładny dzień.
Fala nagłych drżeń
przeszła pokład. Jak się nie bać?

Taki ładny dzień.
Sterczy brzozy pień.
Nawet ptak tu nie zaśpiewa.

Taki ładny dzień.
Świecie osąd zmień.
Nie daj pamięci pogrzebać.

Tyle długich lat.
Milczał tutaj świat.
Przylecieli nad tę ziemię.

Straciliśmy kwiat.
Minie czasu szmat.
Nakazano znów milczenie.

Taki ładny dzień.
Nad zieleni cień
Napływają ciemne chmury.

Taki ładny dzień.
Falą serca drżeń
Oczy wznosimy do góry.

Taki ładny dzień.
Sterczy brzozy pień.
Nawet ptak tu nie zaśpiewa.

Taki ładny dzień.
Świecie osąd zmień.
Nie daj pamięci pogrzebać.

Optyka



 









Gdyby mi się przypadkiem zdarzyło,
że sąd chciałby mnie za coś ukarać,
bardzo chciałbym by mnie sądziło
to chłopisko, w tych okularach.

A dlaczego? - Jeżeli spytacie,
właśnie ten, a nie kolega inny?
Powiem, że nielegalnie działacie
wobec osób zupełnie niewinnych!

Moje chęci są całkiem uczciwe,
a wyjaśnień też nie unikam.
Właśnie ten ma oceny prawdziwe.
Widać! Był u dobrego optyka.

Nieśmiało



 







Panie Boże, czy tylko dziękować
mam już Tobie do końca mych dni?
Czy pozwolisz choć troszkę spróbować
tej radości, co jeszcze się śni?
Takiej ludzkiej, cieplutkiej, przytulnej,
która dreszczem przechodzi człowieka.
Ogłupiałej, bezmyślnej i wspólnej.
Jest już wiosna. Czas prędko ucieka.
Niech by była, choć trochę jak dawniej,
uśmiechnięta, patrząca mi w oczy.
Przecież teraz wyglądam zabawniej.
Nie chcę dnia porównywać do nocy.
Wierzę jednak w cudowność uczucia,
które wiele potrafi odmienić.
Panie Boże! Czy serca ukłucia
zwiastujące powrót do korzeni
mogą jeszcze zatrzymać, przywrócić
tę psychozę i zapał ze snów.
Chce Cię prosić, a nie chcę się kłócić.
Ktoś pod oknem nasadził mi bzów!
To się stało za Twoją wolą.
Wobec mnie pewnie masz jakiś plan.
Spraw więc proszę, niech losy pozwolą,
bym z tym bzem działał już dalej sam.

Wierszyk w butelce



 







 
Dostrzegłem nagle w zeszłą niedzielę,
że w kraju nie ma skupu butelek.
Czym się posłuży Mały Powstaniec,
gdy mu z kamieni rozbiorą szaniec?
W co zapakuje dziś Mołotowa?
Problem jest wielki, aż pęka głowa.
Gdzie teraz świata są alkohole
i przed czym dzieci przestrzegać w szkole?
Znikną też statki, listy w butelkach
i witrażowa ozdoba wszelka.
Dawno w sprzedaży już szczawiu nie ma.
Barszcz jeszcze został - ostatni temat.

Skutkuje zapał i konsekwencja,
gdy czeska przyszła tu abstynencja.
Mroczni rycerze zeszli w kanały.
Skupy butelek nam poznikały.
Może to lepiej, bo każdy wie,
że się przejechać można na szkle.
Skończą się także oszustwa wielkie.
Trudno dziś kogoś nabić w butelkę.
Państwo trzeźwieje. Monopol znika.
Dalekosiężna jest polityka.
Należy chronić świat i przyrodę
i teraz wino zamieniać w wodę!

Więcej jest trzeźwych, zadowolonych
odkąd druk cały poszedł w kartony.
Nowe opłaty. Inna praktyka.
Wierszyk w butelce wpadł do śmietnika.
Wkrótce wyłapie go segregacja.
Zapłacisz drożej. I jest w tym racja!

czwartek, 25 kwietnia 2013

Bomba w górę!



 






Poszły konie po betonie!
Banderę podnieś na żerdź!
Różne drogi. Jeden koniec:
Wojna, Zabór, Głód i Śmierć.

Demokracja w korporacjach.
System - neokolonializm.
Zawłaszczona kłamstwem racja.
Nie zaprzeczysz! Musisz chwalić.

Anarchia matką porządku.
Destrukcja lub Nowy Ład.
Trzeba zacząć od początku.
Zreformować ludziom świat.

Przyczyny są dobrze znane.
Dług oznacza niewolnictwo.
Siły spolaryzowane.
Dwa gatunki dzieli wszystko!

Nie ma mowy o współpracy
ograbionych i bogatych.
Podział - tacy albo tacy.
Dwa gatunki i dwa światy.

Będą walczyć o zasoby.
Kłamiąc. Zaprzeczając faktom.
Biednym niewiedzę do głowy
aplikują w szkołach łatwo.

Niegodziwość jest sposobem.
Spekulacji rośnie bańka.
Zniewolenie umysłowe.
Fiducjarny pieniądz w bankach.

Zbliża się wielka implozja.
Przepychanki. Rewolucja.
Jeśli plany wroga poznasz.
Przygotujesz się do krucjat.

Ucz się! Poznaj zła zamiary,
a wiedzę zdobywaj sam!
Dwie różne przykładaj miary.
Swoją i medialny kram.

Zrozumienie da ci wolność.
Prawda kiedyś cię wyzwoli!
Zapewnisz swym dzieciom godność,
gdy się zabić nie pozwolisz.

Poszły konie po betonie!
Tor spiralą jest z elipsy.
Szukaj mety.  Obstaw koniec
w Nagrodzie Apokalipsy.

środa, 24 kwietnia 2013

Mały sklepik "Po schodkach"













Mam tu sklepik "Po schodkach",
malutki, przydomowy.
Zawsze mądrość w nim spotkam
wielkich głów osiedlowych.

Pogadamy o wszystkim.
O znajomych i plotkach.
Dobrze mieć taki bliski
mały sklepik "Po schodkach".

Życie bywa tu różne.
Codzienność nie jest słodka.
Spotkasz dusze usłużne
w małym sklepie "Po schodkach".

Tu odkłonisz się ludziom
i odpowiesz uśmiechem.
Tu zamiary ostudzą,
albo dadzą "na krechę".

Sklepik ciasny, nieduży.
Trudno w nim się obrócić,
ale dobrze nam służy.
Każdy żart możesz rzucić.

Tu się nikt nie obrazi.
Wszyscy dobrze cię znają.
Władzy nikt tu nie kadzi.
Ludzie swego czekają.

A gdy wieczór zapada
i się sklepik zamyka
błękit na schodki pada
pod neonem sklepika.

Schodki były - być muszą.
Mówią, że nawet rosną
w ciepłym blasku błękitu,
gdy Grochów pachnie wiosną.

Wiosna wszystko odmienia.
Kiedyś musi być lepiej.
Księżyc już wyszedł z cienia.
Siadł na schodkach przy sklepie.

I zamyślił się z nami,
co go jutro tu spotka.
Dobrze mieć pod oknami
mały sklepik "Po schodkach".

Piękne usta pana Hollande














Lizali się dwaj Francuzi.
Usta w ustach. Język w buzi.
Nosek w nosek i wąs w wąs.
Nowy zwyczaj - żaden wstrząs.

Niby wszystko jest dla ludzi.
Wolny wybór. Wolna wola.
Nowocześni są Francuzi.
Piękne usta ma pan Hollande.

Pierwsi przecież zjedli żabę
i podali nam ślimaki.
Seks francuski? - Niezły nawet.
Skąd więc na ulicach draki?

Wszystko przez francuskie er -
dość głębokie i warczące
i zasadę pewnych sfer:
Na pierwszym razie nie kończę!

Wkrótce przegonią Anglików,
Holendrów, a nawet Niemców.
Stąd się bierze tyle krzyku.
Będą pierwsi wśród odmieńców

Jak to dalej się rozniesie -
wyludni się Europa.
Ileż można grać na bessie?
Nie sklonujesz chłopa z chłopa!

Moda może potrwać dłużej,
lecz nie martwcie się tym panie!
Francuzom dobrze nie wróżę,
ale przecież są Słowianie!

wtorek, 23 kwietnia 2013

Nic się nie stało!














Nic się nie stało!
Nic się nie stało!
Bo niby co  się miało stać?
Jest u nas miło.
Lepiej jak było.
Nie trzeba się o jutro bać!

Ciotka się śmieje na bilbordzie,
że ją okradli w Amber Goldzie.
Wujek się straty też nie wyprze.
Obcięli konto mu na Cyprze.

Nic się nie stało!
Nic się nie stało!
Bo niby co  się miało stać?
Jest u nas miło.
Lepiej jak było.
Nie trzeba się o jutro bać!

Altana poszła na podpałki.
Rodzinie chcą zabierać działki,
lecz wszystkie krzyki są nieszczere,
bo kuzyn jest deweloperem.

Nic się nie stało!
Nic się nie stało!
Bo niby co  się miało stać?
Jest u nas miło.
Lepiej jak było.
Nie trzeba się o jutro bać!

Kuzynkę wyrzucono z pracy,
bo trotyl dostał się do prasy,
więc urządziła nam zabawę
w hotelu Hilton za odprawę.

Nic się nie stało!
Nic się nie stało!
Bo niby co  się miało stać?
Jest u nas miło.
Lepiej jak było.
Nie trzeba się o jutro bać!

Braciszek znalazł się w impasie,
bo znaleziono dziury w pasie,
lecz uziemiono Dreamlinery.
Ruszyły jego buldożery.

Nic się nie stało!
Nic się nie stało!
Bo niby co  się miało stać?
Jest u nas miło.
Lepiej jak było.
Nie trzeba się o jutro bać!

Dziadek na zdjęciach git wygląda.
Robią mu fotografie w sądach.
Może się się przypomnieć publice,
że dobrze gazował ulice.

Nic się nie stało!
Nic się nie stało!
Bo niby co  się miało stać?
Jest u nas miło.
Lepiej jak było.
Nie trzeba się o jutro bać!

Babcia robi żarty z pogrzebu.
Śmieje się. Kiedyś była TeWu
i wiodła tu życie królewskie.
W reklamie wystąpiła z pieskiem.

Nic się nie stało!
Nic się nie stało!
Bo niby co  się miało stać?
Jest u nas miło.
Lepiej jak było.
Nie trzeba się o jutro bać!

Internetowe oszołomy
piszą ze ustrój jest zmieniony.
Że teraz wszystkim jest za mało.
Ja wiem, że nic się tu nie stało!!!

Nic się nie stało!
Nic się nie stało!
Bo niby co  się miało stać?
Jest u nas miło.
Lepiej jak było.
Nie trzeba się o jutro bać!

Puszka












Obradowali długo doktory.
Co to takiego Puszka Pandory
i czy można by puszkę otworzyć
tak, by ich chory mógł jeszcze pożyć.

Od razu wzięto temat na muszkę.
Najpierw pukano paluszkiem w puszkę,
potem odważni zrobili dziurkę
i zaglądali do niej przez rurkę.

Nic w środku nie ma. Można mi wierzyć.
Proszę, niech zajrzą inni koledzy!
Tak najważniejszy doktor zapewniał.
Puszka Pandory to wielka brednia.

Nic się nikomu tutaj nie stanie.
Ktoś w puszce przyniósł drugie śniadanie.
Pewnie był w środku pasztecik ptasi.
Kto za badania teraz zapłaci?

Tu nastąpiła erupcja śmiechu.
Nagle zabrakło komuś oddechu.
Ktoś się poważnie śmiechem zakrztusił.
Ten, który wąchał, rzekł, że wyjść musi.

Reszta na puszkę patrzyła bacznie.
Co będzie jeśli właśnie się zacznie
pandemia ptasia, wielka, światowa
i jak się mają teraz zachować?

Każdy z nich słyszał coś o Pandorze.
Udać głupiego? - Nic nie pomoże.
Napis był chiński i trudność spora.
Przekład był śmieszny: "Gool gott  indora"

Zapuszkowany na Święto Ziemi,
żeby natury głosy docenić.
Zapakowany przesłany w darze.
Napis: "Lekarzom - Chińscy Lekarze"

Znów było śmiesznie, lecz rzecz się stała.
Ordynatora eRka zabrała.
Ktoś inny leżał już na OIOM-ie
Siostra krzyknęła: - Do rządu dzwonię!

Jak było dalej? - Czytajcie w prasie.
Pan De. jest chory! Szpital w impasie.
Jest już pandemia. Zabójcza! Groźna!
A gdzie jest puszka? ... Wzięła ją woźna.

 

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Facebook, Sztuka i Artysta


















Weszła sztuka na Facebooka.
Jak się wchodzi - to się puka!
To jest chyba oczywiste.
Tak urodziła artystę.

Artysta jak dzieci sztuki,
nie miał głowy do nauki,
lecz jak wszyscy z ojca strony,
bardzo licznych miał znajomych.

Podgrzewali zapał twórczy,
jednak mu się talent kurczył,
a pukać się nie nauczył,
choć się w różnych stronach włóczył.

Rozwiązano problem w cuglach.
Posadzono go na Googlach,
na Onecie i Wordpressie.
Nic nie drgnęło w interesie.

Przebierano po downloadach,
po znajomych i sąsiadach,
lecz się wszystko na nic zdało
stąd artystów tak dziś mało.

Sztuka Facebooka omija.
Opuszczona i niczyja,
głodna i niedożywiona
leży pusta w obcych stronach.

Dorabia gdzieś na kwadransach,
lecz to dla niej marna szansa.
Wychudła i brak jej tchu.
Ludzie mówią, że jest Q.

Jej artysta w kabarecie
dyrdymały w kółko plecie.
Prorządowy i potulny.
Wzbudzający śmiech ogólny.

Pamiętajcie miłe panie,
(by do siebie nie mieć żalu) -
Facebookowe złe pukanie!
Trzeba próbować w realu!

Porozmawiajmy przy wierszach (grupa na Facebooku)
















Wielkie pieniądze, wielkie siły
świat po swojemu chcą układać,
a człowiek, choć chciałby być miły
nie ma właściwie z kim pogadać.

Ma w nosie wszystkie notowania
i strategiczne koalicje,
lecz mu wrzucają od śniadania
prognozy groźne, demoniczne.

O terrorystach i zamachach
i powiązaniach lóż światowych,
o wielkich zyskach albo krachach
wciskają mu wieści do głowy.

Spokoju nie ma ani chwili.
Nie może uciec od jazgotu.
Przestrzeń nim całą wypełnili.
Uwierzyć fikcji jest już gotów.

Nawet gdy wyjdzie całkiem z siebie
i znajdzie zaciszne ustronie,
to samoloty mu na niebie
malują freski, wróżąc koniec.

Baner postawią przed oknami.
Ulotki w skrzynce się nie mieszczą.
W radio gardłują wciąż ci sami.
Ci sami w telewizji wrzeszczą.

Nie ma spokoju w dzień i w nocy
i w piątek, świątek i w niedzielę,
a gdy Bożej wzywasz pomocy,
stajesz się ich nieprzyjacielem.

Otumanili. Zagłuszyli
spokojną przystań i zakątek.
Cisi przy wierszach się skupili.
Śmieją się jeszcze. To wyjątek.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Słodki



 







Prosta droga.
Długi chodnik.
Zapomoga
i cukrownik.
Mówią o nim
Sugar Man.
Czas przegonił.
Ukradł sen.

Sen jest jednak
niewygodny.
Zbłądził biedak.
Man - Cukrownik.
Jeszcze stawia
kroki długie.
Działka słaba.
Marny Sugar.

Sen rozwiany
i ulotny.
Zapomniany.
Bezrobotny.
Losie! Rusz się!
Dobre dusze
dopomóżcie.
Przecież muszę.

Głód każdego
już dotyka.
Dzisiaj jego -
Cukrownika.
Niewygodny
miejsca nie ma.
Długi chodnik
Sugar Mena.

Gra muzyka.
Ciężkie kroki.
Ryk silnika.
Złe wyroki.
Bez wątpienia
jego wina.
Sugar Mana
nie powstrzymasz.

Pozbierajcie
ludzie sen.
Pokój dajcie
zamiast plotki
Mówili mu
Sugar Man,
a on się nazywał
Słodki.

Skarby



 









Jadą skarby największe.
W jasnym słońcu się złocą.
Uśmiechnięte jak wiersze.
Zdrowe, z Bożą pomocą.

Budki uczuć nad nimi
ciepłe i rozpostarte.
Ulicami naszymi
jedzie wszystko, co warte.

Defilada radości!
Uśmiech okna otwiera!
Rośnij kraju nasz! Rośnij!
Wzbieraj kraju nasz! Wzbieraj!

Niczym dla nas trudności
i kryzysu cholera.
Jedzie owoc miłości.
Wiosna serca otwiera.

Spacerują szczęściarze.
My się z nimi cieszymy.
Nie zabraknie nam marzeń,
jeśli skarby rodzimy.

Dar natury



 









Ruszają się i kołyszą.
Pokazują coraz większe.
Ponaglenia nasze słyszą.
Twarde soczystsze, pełniejsze.
Zrzucają swoje okrycia
i odważnie sterczą w słońcu.
Ach, przywraca mnie do życia
widok tych wiosennych pączków.

Magnetyczne. Rozbestwione.
Dookoła wchodzą w oczy.
Śmiałe i nieposkromione,
a świat staje się uroczy.
Wkrótce już przesłonią mury
i zabrzęczą przy nich bąki.
Przecudowny dar natury.
Pękające młode pąki.

Zatęsknił człowiek do słowa



 









Zatęsknił człowiek do słowa.
Kiedyś to była rozmowa
na portalu w internecie
o tym, co się dzieje w świecie
i co wczoraj się zdarzyło.
Choć nie zawsze było miło,
lecz człowiek szukał człowieka.
Dzisiaj tylko dyskoteka
razi oczy postów blaskiem,
a portale czynią łaskę,
gdy pokażą coś innemu.
Chciano pozbyć się problemu
gaworzenia bez kontroli.
Kto by na to dziś pozwolił,
co nie łączy ale dzieli?
Wszyscy nagle pogłupieli.
Musieli wyrażać zgodę
na przekazu nową modę.
Przyznać się do autorstwa.
Sprawa już nie była prosta.
Teraz za śmiałość poglądu
można już trafić do sądu,
albo oberwać po głowie,
gdy się brzydko o kimś powie.
Upadło już gadu-gadu.
Nie napiszesz: "Kij do zadu",
bo to jest molestowanie.
Pod kontrolą jest klikanie.
Zawodowi dziennikarze
piszą to, co sponsor każe.
Spotkasz lożę tu i Amen.
Strony ma też governament,
partia i stowarzyszenie.
Tu na randkę zaproszenie
znajdziesz szybko bez problemu.
Wszystko jest, lecz myślisz - czemu...
nie ma normalnej rozmowy?
Bo tu nadzór jest tuskowy,
a także i prezydencki.
Źle napiszesz?! - Będą bencki!!!

sobota, 20 kwietnia 2013

Atlantyda



 













Nie jest dobrze!
W Atlantydzie wybuchła fabryka.
Nie jest dobrze!
W Atlantydzie zawiodła technika.
Nie jest dobrze!
Atlantydę rujnują przybysze.
Nie jest dobrze!
W Atlantydzie ziemia się kołysze.
Nie jest dobrze!
Coraz dłuższe bywają tu zimy.
Ludzie nie myślą o jutrze.
Wszyscy się boimy.
Rząd wie więcej, lecz prognozy
przed ludźmi ukrywa.
Gdzieś topnieje. U nas mrozy.
Rusza się pokrywa.
Kiedy odczujemy skutki,
wszystko zginie chyba.
Zatrzymają się wirówki.
Zniknie Atlantyda.

piątek, 19 kwietnia 2013

Grają ostro!



 














Wiadomo, że grają ostro
wielcy chłopcy z Celtic Boston,
a Rosjanie w swej naturze
uwielbiają wprost podróże -
zwłaszcza te do Ameryki.
Jednak stać ich na wybryki.

Niechęć do nich się nie zatrze,
od kiedy w pewnym teatrze
wytruli widownię całą.
Jakby tego było mało
wysadzili z dziećmi szkołę,
metro, wielki dom z cokołem,
lotnisko i kulomiot,
aż pokazał Pussy Riot,
że to byli odszczepieńcy.
Nie Rosjanie, lecz Czeczeńcy.

Oni wciąż się chwalą tym,
że potrafią robić dym.
Plątała się Ameryka
w kombinacjach i unikach,
bo nie było drugich wież.
Trudna rada - Rób co chcesz!
Uradzono, by Czeczeni
przyjechali odmienieni
z paszportami oraz zgodą.
Niech tu zbożne życie wiodą.

Wiedli, aż do samej mety.
Potem, jak to pistolety-
napchali swe samowary -
nawozem i szmelcem starym.
Nie wiadomo kto im zlecił.
Ekstremiści? Czy poeci?
Prawicowi katolicy?
Czy islamscy fanatycy?
Zabierze się za nich ostro
Ameryka wspólnie z Rosją.

Wojna jeszcze nie skończona.
Nikt nie zrobi nas w balona!
Nikt nie podejrzewa skłonnych.
Nie było starozakonnych.
Ktoś odradził grupie tej:
To nie wasz Patriot Day,
a Boston sobie poradzi.
Rady słuchać nie zawadzi,
kiedy radzi Wielki Brat.
Jedna wioska. Jeden świat.

Czapajew



 











Goni armia Czapajewa,
a Czapajew wciąż jej zwiewa.
Gwardie oraz spec oddziały
okrążyły, objechały
miasto oraz okolicę.
Zapełniły się ulice
kowbojami w kapeluszach.
Cały świat ciekawy usiadł.
Wszyscy śledzą poruszenie,
a Czapajew jak pod ziemię
zapadł się gdzieś w Massachusetts.
Złapią go, czy może uszedł?
Niebezpieczni są Czeczeni,
nawet w domu otoczeni
nie sprzedadzą tanio skóry.
Wymkną się przez mysie dziury,
potem szukaj wiatru w polu.
Specjaliści z Interpolu
i tajniacy z FSB
pomagają, bo jest źle.
A Czapajew, jak Czapajew -
pewnie murzyna udaje,
albo dawno zmienił płeć.
Może sprząta tam jak cieć
niedopałki po kowbojach.
Pewnie nie gra już gieroja
tylko cichcem bomby kręci.
Niebezpieczni są Czeczeńcy!

Łaska pańska




 











Konwojami do Murmańska
płynie mocarstw łaska pańska,
a publika chuligańska
krytykuje chłopców z Gdańska.

Świat układają Alianci,
a kibole i birbanci
mogą tylko im nafiukać,
albo dziury w całym szukać.

Jak walnęło - to jest dziura!
Na raporty szkoda pióra.
Zepsuły się satelity.
Ludzie wierzą w tanie chwyty.

Pokazano kto jest zły.
Dziś Czeczeni - jutro My!
Przypomina man diaspora,
że tu mieszka wilcza sfora.

I gdy znowu będzie rządzić
szybko wilkom kły utrąci,
a pod czujnym okiem cara
powróci spokój i wiara.

Konwojami do Murmańska
płynie mocarstw łaska pańska,
a publika chuligańska
krytykuje chłopców z Gdańska.

...i wszystko jasne!



 








Koniec zawsze dzieło wieńczy.
Nie Alkaida, lecz Czeczeńcy
wysadzili Amerykę!
Dobrą Putin ma praktykę
po szkoleniach w KGB.
Jest tak zawsze jak on chce!
Dojdą wkrótce do wszystkiego
to oni Bierezowskiego,
a poprzednio Litwinienkę
wykończyli jakimś tlenkiem,
a mówili że to polon.
Ludzie Rosji wierzyć wolą.
Mówi, że wina pilotów -
Obama poświadczyć gotów.
Winni są ci rozstrzelani,
bo byli samobójcami.
Pchali się, gdzie nie należy!
Ameryka Rosji wierzy!

Kormorany



 












Mieszka u nas czarny ptak
z nosem - dziobem zgiętym w hak.
Zlatuje się zawsze licznie,
a gnieździ się skandalicznie.
W każdym miejscu, w każdym kącie,
gdzie tylko taki usiądzie,
zrzuca żrące swe odchody
na roślinność, na ogrody.
Niszczy zawsze, aż do cna,
wszystko, co pod sobą ma!

Gdy spostrzeże gdzieś ślad ryby,
rozkłada skrzydeł pokrywy,
leci, spada i nurkuje.
Na ryby świetnie poluje.
Potem siada gdzieś wysoko
i na wszystko ma tu oko.
Ludzie są dla ptaka dobrzy,
jednak widzą, że przedobrzył,
kiedy brzegi pięknych wód
zniszczenie zdobi i smród.
W miejscach, gdzie kwitła przyroda
pozostał śmietnik w odchodach.

Sprawa jest powszechnie znana.
Chcą odstrzelić kormorana,
albo chociaż go wypłoszyć,
żeby tak się nie panoszył.
Toczy się zacięta gra.
W mediach wrzawa, a ptak sra.
Z gazet, radia i ekranów
słychać krzyki kormoranów,
że tutaj jest kraj morderców,
którzy zbrodnię noszą w sercu
i wyssali z matek mlekiem
kłótnię z ptakiem i człowiekiem.

Może nie jest to ptak rajski.
Pozostały tylko garstki
dawnych gniazd na licznych drzewach.
Kormorana chronić trzeba.
Nie działać bez piątej klepki.
Kormoranom dać torebki
i pokazać gdzie są kosze.
O rozsądek wszystkich proszę.
Wiem, że się nie dostosują,
lecz niech chociaż presję czują!
Gdy będą sprawiać kłopoty
można zamknąć im wyloty,
a jeśli nie zamkną dziobów -
jest jeszcze kilka sposobów. 

Wniebowzięcie Judasza



 









Nie będzie nikogo przepraszał
i ciągle jeszcze ma nadzieję.
Wniebowzięcie będzie Judasza!
Wierzącym ludziom w twarz się śmieje.

Socjalizm służy najbogatszym.
Ubogim świat grozi zagładą.
Głód, wykluczenie, śmierć najsłabszym
na swój gwiaździsty ołtarz kładą.

Przez chwilę nie poczuł się winnym
zwycięzca wojenki z narodem
i stale wśród nas był kimś innym,
choć jadł nasz chleb i pił tu wodę.

I tutaj strzelał i zamykał.
Tutaj na śmierć skazywał gestem.
I prezydentem się nazywał.
W duszy się śmiał: - Judaszem jestem!

Już czeka swego wniebowzięcia
spod ziemskich sądów wykluczony
i diamentowy order męstwa
nosi na sercu swym czerwonym.

Dopadli wcześniej Kuklińskiego.
Dopadli wcześniej jego dzieci,
lecz on z tym nie miał nic wspólnego.
Zabić ich przecież nie polecił.

Nie będzie nikogo przepraszał
i ciągle jeszcze ma nadzieję.
Wniebowzięcie będzie Judasza!
Wierzącym ludziom w twarz się śmieje.

Ma pod poduszką list żelazny.
Gwarancje spisane na stole.
Jest wśród odważnych i mocarnych.
Ma swoje miejsce na cokole.

I tylko salwy karabinu
bez przerwy w głowie huczą z mostu.
Czeka ostatnich swoich minut
by nam - Wybaczcie! - rzec po prostu.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Przyszła wiosna i jest git!



 








Nie wiadomo: - Co się dzieje?
Ludzie stracili nadzieję.
Sporadycznie słychać : "może?"
Coraz częściej krzyczą: "Boże!"

Nie wiadomo: - O co chodzi?
Fala wiosennych powodzi
podtopiła to, co zawsze.
Wyłażą sprawy ciekawsze.

Przypomniało się powstanie
odmiennym kanałowaniem.
Polskie, ale nie warszawskie -
otoczone wielkim blaskiem.

Rozpuszczono też pogłoskę,
że nie wolno grać już w Zośkę
i że godne są uznania
teksty teatru z Poznania.

Pogrożono też w Bostonie
panu o nazwisku Bo-nie,
że maraton jest za długi
brakiem zgody na usługi.

Nie wiadomo: - O co biega?
Z kolegą, w parze - kolega?
Podobno chodzi o gust:
Dobre OFE, a fe... ZUS!

Nie wiadomo: - O co idzie?
Czy o życie? Czy o żydzie?
Rozwiano kolejny mit.
Przyszła wiosna i jest git!

Odpływamy?!



 









Pokolenie JP Dwa
w opozycji wielkiej trwa
modlitewnej i internetowej.
Dzieci ich gdzieś na wyspach
znalazły nową przystań
dla swych marzeń epoki schyłkowej.

Pokolenie Be-em-wicy
wozi pizzę w okolicy,
a łańcuchy poszły do lombardów.
Twardy był biedy dotyk.
Usiadły tanie loty.
Wlecze się smutna pieśń starych bardów.

Pokolenie rowerowe
ciągnie spłaty kredytowe
przywiązane do kursu franka.
Bez rodziny, bez dzieci
Dreamlinerem odleci,
kiedy skończy się rządom sielanka.

Propozycja gotowa.
Zmiana pokoleniowa
nową jakość nam wszystkim przyniosła.
Życie jest jak galery.
Ważne: PO - dwie litery.
Odpływamy?! Kto chwyci za wiosła?

środa, 17 kwietnia 2013

Amerykańska torpeda


http://youtu.be/4k8aA9OUp10
 
Uderzenia były silne,
lecz nikt nie chciał wojny.
Każdy z nich miał plany inne.
Cenił czas spokojny.

Odtąd już nic prawdziwego
ludziom się nie powie.
Obraz świata fałszywego
otrzymuje człowiek.


Wszyscy wiedzą.
Prawdę znają, lecz każdy rżnie głupa.
Coś zdarzyło się za miedzą.
Twarda jest skorupa.

Wielkich mocarstw polityka.
Niemowa i głuchy.
Wszelkich pytań się unika.
Czy były wybuchy?

Cierpią mali. Ludzie giną.
Kłamstwo siła broni.
Wszelka prawda jest dziś winą.
Pistolet przy skroni.

Czas biblijny panowania
kłamcy z antychrystem.
Coś się stało? - Nie mam zdania.
Sumienie nieczyste.

Jak dobrze...



 








Przebiło się ostre słońce
i padło na mocne biodra.
Na jasne włosy. Ich końce.
Pod nimi chusteczka modra.

Poznałem. To była wiosna.
Zmęczona długą wędrówką.
I każdy mógł ją rozpoznać.
Spódniczkę miała zbyt krótką.

Szła rozświetlonym chodnikiem
wprost na mnie - zdecydowana.
Zachwyt mój zamarł okrzykiem,
a ona - Przepraszam pana...

Ach, nie ma za co kochana!
Jak dobrze, że jesteś wreszcie!
I stała tak roześmiana...,
a już gadano na mieście.

Partacze



 










Rozmyślał nad tym mózg profesorów.
To nie był zamach, lecz akt terroru.
Taka się wersja nasuwa sama.
To nie był atak. To nie był zamach!

Można to nazwać tak lub inaczej.
Od razu widać, że to partacze,
więc się dowiemy prędzej, lub potem.
Niech się komisje zajmą kłopotem.

Ludzie chcą biegać! To dla nich życie.
Nie po to, by się znaleźć na szczycie,
lecz by się sprawdzić. Dobiec do mety.
Reszta - nieważna. To są konkrety.

Świat mógł wyglądać dzisiaj inaczej,
gdyby tak wszyscy jak pani Thatcher
od razu floty słali na wojny,
a teraz nie ma miejsc już spokojnych.

A są wydatki i wszędzie bieda.
Wszystkich się przecież wyśledzić nie da.
Zagapi także się satelita,
próżno się potem o zdjęcia pytać.

Ludzie chcą biegać. Biegną tysiące.
Topią się lody. Aktywne słońce.
Świat mógł wyglądać całkiem inaczej,
lecz nim od dawna rządzą partacze.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Nad ulicą Gubienki...




 







Nad ulicą Gubienki
w mgle rozchodzą się dźwięki
dawnych robót w autokomisie.
Śpią garaże i płoty.
Zakończono roboty.
Błoto wlewa się w jamy lisie.

Widok jest nieciekawy.
Wyostrzyły się trawy
młode pędy podnosząc po zimie.
Pozmieniało się wszystko.
Mgła pokryła ściernisko,
ale wciąż dziwny dźwięk z niego płynie.

Czy to głos telefonu?
Czy daleki ton dzwonu
w starych brzozach pozostał tu jeszcze?
Okolica jest biedna.
Gość się szybko przeżegnał.
Coś błysnęło. Zadrgało powietrze.

Tłucze się autobus,
a przez radio głos doniósł
o wybuchach w dalekim Bostonie.
Trasa dalej jest pusta.
Brzydki wyraz na ustach.
Chwała Bogu, że zmiany już koniec.

Nie wiesz gdzie. Nie wiesz kiedy.
Nie spodziewasz się biedy,
bo widziałeś być może za dużo.
Kto to był ten Gubienko?
Stoi ktoś. Macha ręką.
Zakaz stopu. Postawił go urząd.

Nikt się tu nie zatrzyma.
Przejdzie niejedna zima,
a wrażenie zostanie na zawsze.
Mgła i koła nad głową.
Zatrzeć tego nie mogą
nawet jeśli usuną stąd chaszcze.

Presja



 













Manewry - atom na Warszawę.
Trudno się dziwić cudzoziemcom?
Podnoszą znów Katyńską Sprawę.
Łżą na Polaków. Grożą Niemcom.

Pragną przyjaźni z Ameryką,
która przeżyła wczoraj zamach.
Wychodzą z nową retoryką.
Polska pokorna - na kolanach.

Świat godzi się gdy giną rządy,
spadają z nieba samoloty,
a ludzie cierpią za poglądy.
W Bostonie śledztwo - Czy był trotyl?

Nikt się o pomoc tu nie zwracał
i oficjalnie nic nie wiemy.
Gdy ktoś plecami się odwraca -
my tutaj dziwny lęk czujemy.

Zapłacą Polską nową Jałtą
za pomoc przeciw terrorystom?
Czy będzie przetargową kartą?
Czy uzgodniono o nas wszystko?

Historia dobrą jest nauką
jeżeli o niej pamiętamy!
Uległość nie jest żadną sztuką.
Żałosne skutki oglądamy.

Cienka czerwona linia



 







Cienka czerwona linia stała się jeszcze cieńsza,
a tego co nastąpi nie należy umniejszać.
Żyjemy pochłonięci własnymi problemami
i nagle coś się zdarza właściwie poza nami.

Z Korei padły groźby. Świat cały tam spoglądał.
Wybuchło w Ameryce. Maraton. Zamach. Bomba.
Sugestia jest arabska i takie są widoki.
Strach wyszedł na ulice. Czy będą dalsze kroki?

Nie mamy na nic wpływu. Historia już się pisze.
Bez krzyków i porywów wsłuchujemy się w ciszę.
Nie jest nam przecież dana pokojem raz na zawsze.
Wybuchło. Czekaj rana. Czy będą kroki dalsze?

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Smutni panowie



 








Smutni panowie
grają na grobie.
Cmentarz pracuje bez przerwy.
Wiosennie w głowie.
Nikt nic nie powie.
Stalowe trzeba mieć nerwy.

Palą się znicze.
Odgłosy ćwiczeń.
Celem tym razem Warszawa.
Czas trudny przyszedł.
Krzyż się kołysze,
a z płyty zdjęta murawa.

Smutni panowie
ucztują sobie
jak gdyby nic się nie stało.
Cmentarz pracuje.
Wszystko kosztuje.
Niewiele czasu zostało.

Mija kadencja,
a w preferencjach
nic się właściwie nie zmienia.
Smutni panowie
grają na grobie.
Złamano nakaz milczenia.

Grają i liczą.
Portale krzyczą
o zbrodni i o zamachu.
Była zadyma.
Cmentarz się trzyma.
Pomysły idą do piachu.

Jak było - będzie.
Trudno jest wszędzie.
Jest smutno, ale grać trzeba.
Smutni panowie
przyrzekli sobie
trwać i niczego się nie bać

Muzeum



 








Ziemia za Morzem Czerwonym
niewolą była i domem.
Krajobraz został zmieniony.
To przeszłość. Trudna. No comment.

Chce życie mówić o śmierci.
O tym jak było, a nie jest.
Pomyśleć. Wspomnieć. Potwierdzić.
Pozostał papierów szelest.

Przeryły wojny tę ziemię,
a człowiek zasypał doły.
Zostało kruche wspomnienie.
Budować ktoś chce cokoły.

Sprowadzić na ziemię ciemność,
by wpuścić szczelinę światła,
a ludzi gniecie codzienność,
a przeszłość nie była łatwa.

Została w ludziach, w umysłach
i w genach ciągle w nas żyje.
Na Morzu Czerwonym przystań
kołysze statki niczyje.

Powroty są zawsze trudne.
Pomnik jest często kamieniem.
Wspomnienia skrywamy złudne.
Prawdziwe jest wciąż milczenie.

W nim wszystko razem się chowa -
współczucie, sprzeciw i wstyd.
Pomilczmy zamiast budować
podziały: Polak i Żyd.

 

Po niedzielnej mszy



 








Starzy ludzie pod kościołem po niedzielnej mszy
proszą zawstydzonym głosem o dwa albo trzy...
Może to jest żebranina, ale może bieda.
Trudno jest się nie zatrzymać. Jeszcze trudniej nie dać.

Starzy ludzie tu - w Warszawie, najczęściej przyjezdni,
rówieśników swoich prawie, proszą, bo są biedni.
Dasz dwa złote. Jest po sprawie, ale serce drży.
Dzisiaj oni pod kościołem.  Jutro - może ty.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Wiosna ludów



 












Wiosnę trzyma ktoś w obozie dla uchodźców,
skąd więziona wyswobodzić się nie może.
Pozbawiona ciepłych koców i gumowców,
wyziębiona, przemarznięta śpi na dworze.

Przed nią góry niebosiężne, niedostępne,                                   
a strażnicy - barbarzyńcy, gwałciciele.
Dziś mocarstwa patrzą na to obojętne,
a z tej wiosny pozostało już niewiele.

Nikt z pomocą się wybierać nie odważy,
choć podobno jest z nieszczęsną znacznie gorzej.
Nie wiadomo, co się jeszcze może zdarzyć.
Z mediów ścieka potok łgarstwa w kłamstwa morze.

Ludzie krzyczą. Protestują. Rząd ma w nosie,
bo go wiosna ani ziębi, ani grzeje.
Wczasy kupił sobie gdzieś na Barbadosie.
Ocieplanie jest na świecie! - Z nas się śmieje.

Mamy dosyć pełzającej polityki!
Nie godzimy się na projekt świata nowy!
Oszukańcze muszą skończyć się praktyki!
Chcemy wiosny!!! Lud na wszystko jest gotowy!

Problem



 














Nie mam zdolności, a mam lata.
Mam możliwości. Talent mam.
Mogę pilnować, lub zamiatać,
jeżeli się zatrudnię sam.

Nie mam zdolności, a mam wiedzę.
Mam odpoczynek i mam czas.
Odbieram przekaz. Piszę. Siedzę.
Opłacam światło, czynsz i gaz.

Nie mam zdolności. Snuć nie mogę
żadnych zamiarów, wizji, planów.
Wszystko już dla mnie jest zbyt drogie.
Rządy traktuję jak baranów.

Nie mam zdolności. Wszyscy wiedzą.
Wszędzie spotyka mnie odmowa.
I tacy też na stołkach siedzą.
Liczy się wsparcie , a nie głowa.

Zdolności nie spadają z nieba.
Oblicza wszystkie rachmistrz banku.
Gwarancji poważnych potrzeba,
a ja mam radość o poranku.

Może daleko z nią nie zajdę,
lecz w gruncie rzeczy - gdzie się pchać?
Wolę uchodzić za ciamajdę
niż niespłacalny kredyt brać.

Nie mam zdolności. Żyć z tym muszę
i nie wymagać już zbyt wiele.
Zza chmurki dotknął mnie paluszek
i dni mi zmienił na niedziele.

Grzechem by było nie doceniać.
Byłoby pychą tworzyć mit.
i przekonywać pokolenia,
że dobrze wstawać skoro świt.

Nie mam zdolności kredytowych.
Odporny jestem na reklamy.
Problemem jestem finansowym,
a w koło mnóstwo takich samych.

sobota, 13 kwietnia 2013

Kiedy miną przykre dni...



 








Kiedy miną przykre dni
i znów w kraju będzie miło,
zapomnimy okres zły,
jakby nic się nie zdarzyło.

Że tu jakieś marsze szły,
że to nam się nie przyśniło.
Zapomnimy przykre dni,
wiedząc, że coś się skończyło.

Poczujemy wtedy się
jak rodzina w jednym domu.
O tym, że nam było źle,
nie powiemy nic nikomu.

A gdy pytać będą dzieci
o to, jak się kiedyś żyło -
odpowiemy, że czas leci.
Że w nas zawsze była miłość.

Dzisiaj nawet trudno wierzyć,
że tak będzie i być może.
Każdy tyle przecież przeżył.
Każdy śpiewał "Wróć nam Boże!".

A Bóg słucha naszych pieśni,
naszych próśb i naszych modlitw.
Przyjdzie czas jaki się nie śni.
Wybaczymy wszystko podłym.

Wrócił bwana



 








Na kolana! Wrócił bwana!
Sprawa nadal rozgrzebana?
Krzywe ryło coś wypiło?
Ludzie szepczą: - Trzech przeżyło.

Na kolana! Bić pokłony!
Bwana niezadowolony!
Europa chce wyjść z plusem.
Wraca "Nie chce, ale musem!"

Na kolana! Raportować!
Media muszą dementować
i kończyć na sposób męski!
Plus jest bardzo bliski klęski.

Widział każdy w Europie,
że nasz bwana wszedł na stopień,
na którym nikt nie stał przed nim.
Wszyscy wcześniej się najedli.

Pomlaskano. Była chryja.
Będzie Pege- Nige- Ryja!
Sprawa jest już zaklepana,
więc poddani - Na kolana!

piątek, 12 kwietnia 2013

Niełatwe życie staruszka



 









Niełatwe jest życie staruszka.
Brak zdrowia poważnie doskwiera.
Cieniutka, stłamszona poduszka
i co dzień się ciężko pozbierać.

Niełatwe zmartwienia i troski,
gdy ciągle w czymś trzeba przebierać
i recept brakuje wciąż prostych.
Na wszystko cię bierze cholera.

Niełatwe czekanie na wiosnę.
Jak żyć? - stale pytasz premiera,
a widzisz uśmiechy radosne
na widok twojego portfela.

Niełatwo buszować po świecie.
Na blogach czas ludziom zabierać
i mądrzyć się w internecie.
Uśmieszki przesyłać w kamerach.

Niełatwo, lecz nie jest odkryciem,
że po to są staruszkowie,
by władzy umilać życie,
bez przerwy pytać: - Gdzie człowiek?

Niełatwo. Władza jest głucha.
Wydatki liczy i koszty.
Twarda, stłamszona poducha,
a dzieci na marsze poszły.

Niełatwo, jednak wołamy.
My - to opinia publiczna.
Spokoju partiom nie damy!
Staruszków klasa jest liczna.

Kraj męczenników i świętych



 













Tu nam strzelają w tył głowy.
Tu emigrować każą.
Tu chcą wynarodowić.
Tu z satanizmem włażą.

Tutaj fałszują historię.
Tu wyrzucają z domu.
Tu wysyłają na wojnę.
Tu rządzi mason i komuch.

Tu prawdy ci nie pokażą
i nie nauczą niczego.
Zabiorą, zadłużą, skarzą.
Sprowadzą dzieci do złego.

Policjant cię tutaj skopie,
dziennikarzyna wyśmieje.
Najgorzej jest w Europie.
Zabrali nawet nadzieję.

Władza się sama wyżywi.
Szpitale każą umierać.
Wyklęci są nieprawdziwi.
Komuchów musisz wybierać.

Dostojnik ma słomę w butach.
Profesor pisać nie umie.
Podatek zabiera utarg.
Media mieszają w rozumie.

Wszystko to razem zebrane
nazywa się jeszcze Polską
i budzi się roześmiane
z miłością ludzką i boską.

Wytrwałe jest - niezłamane!
Nie takie przeszło zakręty.
Biało-czerwone, kochane!
Kraj męczenników i świętych!

czwartek, 11 kwietnia 2013

Lenistwo wylewa się rzeką...



 









Lenistwo wylewa się rzeką.
Faszerowane apteką
rozsiadło się nieróbstwo,
a w głowie całkiem pusto
i gwiżdże na kawę czajnikiem.
Przegnało gdzieś politykę
i nowy koncern medialny.
Nastrój ponury, fatalny
przecisnął się przez okno.
Szaro i kawki mokną
wtulone na kasztanie.
Na zieleń długie czekanie
męczy i skronie uciska
i nagle, gdzieś bliska
uniosła się cicha muzyka,
a nutki Fryderyka
spadły w trawniki Grochowa.
Zmęczona głowa
podparła się dłonią,
a one dzwonią jak kropelki
na chłodnych skulonych daszkach.
Najpierw drobniutko, jak kaszka,
a potem jak dzwony na rynnie
i dalej, już płynnie, jak plusk po wodzie.
Jest jeszcze iskra w narodzie,
która przetrwać pozwala.
Kołysze na życia szalach
raz sprzeciw, raz zamyślenie.
I nagle zryw. Uderzenie rewolucyjne.
Zmienia się w marsze Maryjne
i cichnie szemraniem różańca.
Mazurem porywa do tańca
i światła w oknach rozpala.
Grochów - koncertowa sala
wsłuchała się w wieczór kwietniowy.
Kocur puszysty, domowy
rozłożył się na klawiaturze
i mruczy. Nie da pisać dłużej.
Lenistwo wylewa się rzeką...

Jedenasty



 









Po dziesiątym wciąż przychodzi jedenasty.
Stopy w dołkach, a palce na linii.
Czas na chwilę znieruchomiał. Czeka. Zastygł,
lecz wystrzeli. Czy tym razem ruszą inni?

Skład niezmienny. Możliwości takie same.
Wszyscy wiedzą czego można się spodziewać.
Umęczone, nieporadne, stare, zgrane -
znów pobiegnie. My to samo mamy śpiewać.

Młodzież czeka. Młodzież patrzy. Piwo pije.
Hasła wielkie albo całkiem zmatolone.
W wielkim krzyku zapomniano: - Raz się żyje!
Daszek znowu się rozsunął nad stadionem.

Po dziesiątym wciąż nadchodzi jedenasty
i przy kasach są zapisy na karnety.
Nad okienkiem wywieszono znak palczasty.
Znów podwyżka. Dla wybranych są bilety!

Oburzeni będą krzyczeć, protestować.
Wielu nie chce już oglądać przedstawienia.
Wciąż nie widzą jak powinni się zachować.
Jedenasty - Polski Dzień Zastanowienia.