środa, 31 lipca 2013

Nasze!



 















Podmuch bomby zabił małą
na podwórzu przy Poznańskiej.
Tam mogiłkę usypano.
Oddano opiece pańskiej.

Paliły się kamienice.
Pozostało gruzowisko.
Nie miała już siły krzyczeć.
Zda się utraciła wszystko.

Chłopak w Niemczech na wywózce.
Nieszczęsna - nie uchowała.
Trudno powiedzieć, że Bóg chce...
Trudno powiedzieć, że chwała...

To Powstanie mamy w sercu
przez złość naszą i ofiarę,
a krzyki polakożerców
umacniają dumę, wiarę.

W nosie mamy wasze zdanie
relatywni politycy!
W mej pamięci pozostanie
ta mogiłka na ulicy.

To Powstanie jest tak nasze,
jak nasz sprzeciw! Jak Warszawa.
Dla niej walczę. Dla niej płaczę!
Nie wasza, parszywa sprawa!

Godzina "W"

















Zebrało się mędrców stu.
Zbliża się godzina "W"!
Wyjdą młodzi na ulice
przeciw fałszom w polityce.

Wiedział świat o walkach w Getcie.
O Warszawskim mało w świecie
ktoś wspominał i pamiętał.
Ta pamięć była wyklęta!

Niepotrzebna. Dramatyczna.
Szkodliwa, nawet tragiczna.
Rozłożona była wina
i na pewno nie Stalina.

Takie były ustalenia.
Należało świat pozmieniać,
a na drodze była Polska.
Nieposłuszna i warcholska.

To Powstanie - zwykły szantaż
na drugiego okupanta.
Niepotrzebny zryw i sprzeciw.
Szkoda młodych. Szkoda dzieci.

Tak myślała Ameryka.
Taki był Stalina prikaz!
Zmilczeć Katyń i Gibraltar.
Polska - przetargowa karta!

Sytuacja się powtarza!
Można kłamać i obrażać!
Dyskutować, plątać, modzić,
lecz Godzina "W" - NADCHODZI!

Z Gazetą na muchy



 





Przykościelni komuniści
z przykościelnymi żydami
kłócą się - Kto ma uiścić?
Co będzie z samochodami?
Kto umie dobro pomnażać,
a kto się zacznie odchudzać?
Kto musi się przeprowadzać?
Gdzie trzeba będzie się udać?
Problemy się wszystkie bada.
Najpoważniejsze - kurialne!
Niespodziewana roszada
skutki przyniosła fatalne.
Obie największe Gazety -
znawczynie wiary prawdziwe
podają jako konkrety
przypadki nader złośliwe.
Jakby ich Pan Bóg nie widział
i miał dopiero przeczytać
i pewnie do redaktorów
przyjść musiał i się zapytać.
Ktoś mane, tekel i fares
maznął na ścianie pałacu.
Śpiewak pochwycił gitarę
i wziął się do pracy pracuś.
Krzyk wielki słychać na Pradze,
a jeszcze większy za Wisłą,
że chodzi o jakąś władzę
i o mit, który rozprysnął.
Ktoś miał to wszystko uzdrowić,
ale pomylił formułkę.
Nie wiedzą, co teraz robić.
Ukrywa każdy jarmułkę,
bo przecież teraz wypada
do ludzi wychodzić boso,
a ludzie zaczęli gadać,
więc może nie ma już po co.

wtorek, 30 lipca 2013

Olbrych



 













Za króla Olbrachta
wyginęła szlachta.
Teraz - za Olbrycha
i artysta zdycha.

Wyczyściła scenę
lepka lichwy ręka.
Wszystko jest problemem,
a Olbrych - udręka.

Już wcześniej - za Bolka
upadła dziedzina.
Olbrych - stara polka,
władzy nie podtrzyma!

Cierpki jest okropnie
jak zepsute wino.
Nie warto pochopnie
robić z życia kino.

Czerwona chmura


 












Czerwoną chmurą na północy
teraz się każdy świt zaczyna.
Różowym blaskiem razi oczy
zjonizowana pajęczyna.

Porysowane niebo HAARP-em
wita dzień każdy barwną kratą.
Magnetyzm ziemski sny nam szarpie.
Przeciąga się upalne lato.

Aktywność słońca, praca ludzi
czerwono rozpaliły tlen.
Opalizuje. Cząstki wzbudził
i stąd polarny efekt ten.

Alaskę mamy teraz wszędzie,
(to naszych zesłańców odkrycie).
Gdy przeżyjemy - jakoś będzie.
To tylko ludzkość. Tylko życie.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Na pierwszej stronie



 










Zapalnik kupiono w Polsce!
W budce z kebabem. Na rogu!
Wybrano z największym bolcem
według specjalnych wymogów!

Doniósł dziennikarz wnikliwy.
On pierwszy miał informację!
Nie, żeby zaraz był mściwy.
Proszony był na kolację

Podano mu kaczy cypek
w czosnkowym sosie na słodko.
Kucharz starannie go przypiekł,
więc chciał się odwdzięczyć notką.

Wiadomość porażająca!
Są u nas budki z kebabem.
Po nitce dojdą do końca
i Mossad bada już sprawę.

A ten aerozol na serce,
co ślad eksplozji zostawił
kupiony był na pasterce
w aptece koło Tel Awiw.

Nikt tego dobrze nie sprawdził,
więc w prasie jest o tym cisza.
Zapalnik był jednak z Polski!
I cały świat o tym słyszał!

Oślepieni



 










Syria, Egipt, Libia, Mali -
my na plaży, Wschód się pali!
Przesłaniamy nasze oczy.
Kto oślepił nas i zboczył?

Propaganda i cenzura.
Wojna, Matrix - to nie bzdura.
Świat nie wioską jest, a łagrem
i to się nie stało nagle!

Niewiedza przecież nie boli.
Trudno milczeć i pozwolić.
Przestano już liczyć straty.
Są wakacje niekumatych!

Goebbels już się nie umywa!
Czaszka - mediów twarz prawdziwa!
Łatwo dostrzec też piszczele.

Na ekranach - dym się ściele
po niebie z wysokich wież.
Strzeż na Panie Boże! Strzeż!

Nocny Marek



 








Kiedy noce nie przynoszą chłodu
przez opłotki rozpalonych ciał
wsuwa się po cichu do ogrodu
księżycowy, nocny Marek - sowizdrzał.

Zakamarki wszystkie zwiedza bez powodu,
jakby szukał, jakby znaleźć w nich coś miał
i potrąca plątaniną korowodów
czułe struny jakby romans senny grał.

Noc gorąca już niczego mu nie wzbrania.
Spragnionemu przecież trzeba napój dać.
Chce, czy nie chce nektarami poi drania.
W takie noce nocnych Marków strach się bać.

Pozostaną tylko ślady niewyspania.
Ranny powiew rozpalone mrzonki schłodzi.
Zatuszuje odwiedziny, harce drania.
Nie spamiętasz, że tu nocny Marek chodził.

niedziela, 28 lipca 2013

Polska Prawda Narodowa












Za zwycięstwo w wojnie zapłacono nami
i znowu próbują to samo ci sami!
Dom nasz w obce ręce, w czyjąś strefę wpływów
odda Ameryka za namową żydów!

Nieraz nam Syberia była wyznaczona.
Więzienia i łagry. Zaraza czerwona
i kula w tył głowy w zapomnianym lesie.
Znów Polską handlujesz anglosaski świecie?

Gibraltar to mało? Potrzebny był Smoleńsk?
Znowu chcesz nas oddać oprawcom w niewolę?
Za mało oporu? Ofiary Powstania?
Polska nie jest dla was krajem do sprzedania!

Za siłę roboczą, za kopalnię długów
krwią tu ludzie broczą. Cierpią jarzmo rugów.
Młodym życiem płacą na pustynnych piaskach.
Czy tak ma wyglądać sojusznicza łaska?

A kto za Kościuszkę i za Pułaskiego
powie dziś o Polsce chociaż coś dobrego?
Kto choć za Enigmę, za polskich lotników
zaprzestanie handlu, zwodów i uników?

I godność Obrońców uczci należycie?
Za was globaliści dawaliśmy życie
i na wszystkich frontach i w Powstaniu naszym!
Warszawa pamięta przyjaciół - Judaszy!

Wiemy jak milczenie wasze dziś oceniać.
Cudzymi rękami świat pragniecie zmieniać!
Ukrywać historię i zamieniać słowa,
lecz jest jeszcze Polska Prawda Narodowa.

Nie odbiorą Ojcom chwały!



 








Nie odbierze Ojcom chwały
Synod Mędrców, kłamstwa trzos.
Matki dzieciom tu wpajały
jak odróżniać obcy głos.

Żadne zmowy i uchwały,
podziały, Jałty, traktaty
nie będą znaczenia miały.
Pamiętamy Smoleńsk, Katyń.

Nie jedwabne rękawiczki,
lecz na murze znak kotwicy
Nie prawa ślepe uliczki -
Ojcowizna tu się liczy!

Tylko Bóg, Honor, Ojczyzna!
Nie nad głową paktowania.
Każdy Polak prawdę przyzna:
Ceni Wolność i Powstania!

Naszym znakiem Orzeł Biały,
a nie różnych gwiazd ciążenie.
Nie odbiorą Ojcom chwały!
Sprowadzimy je na ziemię!

To jest Nasza Polska Ziemia,
a nie karta przetargowa!!!
Chwała Żołnierzom Podziemia!
Strzeże jej Armia Krajowa!!!

Zdobi nasze pokolenia
i porywa polskie serca,
gdy historię chce pozmieniać
wróg, okupant i bluźnierca!

Pamiętamy Dni Wskrzeszenia!
Pamiętamy waszą zdradę!
Nie zapomną pokolenia!
Polska męstwa jest przykładem!

Sierpień jest biało-czerwony
i w Warszawie - najpiękniejszy!
Spisek Jałty - przetrącony!
Grzmi wolnością salwa wierszy!

Kakofonia



 








Niektórzy to już tak mają.
Kilkadziesiąt wpisów dziennie.
Co ludzie zapamiętają?
Że z tą panią nieprzyjemnie.

Niektórzy wciąż zaśmiecają.
Najważniejsza rzecz utonie.
A co ludzie przeczytają
i co pomyślą na koniec?

Że to forma jest cenzury,
kiedy nie można zabronić.
Usypują nad tym góry.
Na ogonach będą dzwonić.

Prawda utonie w kłopotach
Nadmiar potrafi ośmieszać.
Na pożytecznych idiotach
trudno nawet i psy wieszać.

Może dobre są intencje,
ale komu one służą?
Więcej, więcej, więcej, więcej!
Ludzie się Facebookiem znużą.

Wodospady informacji.
Wysypisko groźnych bzdur.
Zgniły owoc demokracji.
Kakofonia! Miał być chór.

San Francisco



 








Ślepy los kierował palcem - San Francisco!
Z Europy  to na prawdę długi lot.
Lepiej było koncert ten urządzić blisko.
Zadecydował ślepy wybór - zdarzeń splot.

Z losem nawet, nie ma o czym dyskutować.
Kalendarze mają także oceany.
San Francisco? Trzeba lecieć. Boże - prowadź!
Widać takie na ten koncert miałeś plany.

Gdzieś daleko czeka hotel "California"
Jakiś Boeing się rozwalił na lotnisku.
Katastrofa. Prasa nam donosi co dnia.
Los - prześmiewca ciągle uśmiech ma na pysku.

Będą tłumy. Już bilety wyprzedane.
Scena czeka i niejeden będzie kwiat.
Wszystko wcześniej było z góry ustalane.
Tej muzyki nie słyszano tam od lat.

Poszukiwały batyskafy na głębinie.
Nikt do tej pory nie powiedział co się stało.
Wyjaśnią kiedyś, wiele wody tu upłynie,
jak San Francisco światopogląd nam zmieniało.

Deszczu nie było bardzo dawno w Kalifornii,
ale na świecie nie brakuje deszczu łez.
Lubią to śpiewać myśliciele niepokorni.
Świat już jest inny, ale cieszmy się, że jest!

sobota, 27 lipca 2013

Warzywniak



 








Pranie mózgów
w morzu bluzgów.
Małpia polityka.
Kastrowanie
na ekranie.
Wyłącz!
Nie dotykaj!
Zawsze możesz
zmienić zdanie.
Szczęśliwi posłuszni!
Serwowanie.
Mózgu pranie
pamięć twą opróżni.
Szok.
Bydlęta.
Nie spamiętasz.
Rozum trzymasz w zsypie.
Idiotyzmy segregujesz.
Oko groźnie łypie.
W tym szaleństwie
jest metoda.
Własne usuń -
cudze dodaj.
Sprawdź.
Porównaj.
Kto ma rację?
Ciągle trafiasz w ścianę!
Mamy w końcu demokrację.
Występki spisane!
Może będzie
szósta rano.
Dzwonek zabrzmi ostro.
Bałagan zostawią wszędzie.
Proszę podać siostro!
Potem wielki złoty balon
w oczach się rozpłynie.
Będziesz śmiać się z całą salą...
Pisać dalej?... Czy nie?

piątek, 26 lipca 2013

Historia lubi być czysta



 








Wracali żydzi z niewoli
przez morze gniewu czerwone.
Car im wyjechać pozwolił.
Polak zapewnił ochronę.

Wszystkiego zabrać nie mogli.
Siemion miał sprzedać i zwrócić,
a ludzie bywają podli
i życie potrafią skrócić.

Był czerwiec zaraz po święcie
najnowszym w ich kalendarzu
i marsz był. Było napięcie.
Ten Polak leżał w garażu.

Jest Mossad i ruska mafia.
Dwa tuzy na rynku świata.
I jest się kogo obawiać,
kiedy nadchodzi zapłata.

Ten Polak przestał się liczyć.
Znowu się liczyć zaczynał.
Padł gol i zaczęto krzyczeć.
Nadeszła jego godzina.

Był dobry. Bywają lepsi.
Nie warto już rzucać gromy.
Zostanie w sercu lub w pieśni.
Generał - ludzki, znajomy.

Jest wdzięczność, czy już jej nie ma?
Czy tylko taka - pro forma?
Potrzeba była - był temat.
Milczenie to dzisiaj norma!

Nie wiem. Nie widzę. Nie słyszę!
Może to było inaczej.
W oczach się tylko kołysze
blask bohaterskich odznaczeń.

Kombatant, żołnierz, weteran,
bitewnych zmagań rencista
inaczej mógłby umierać.
Historia lubi być czysta.

Kibuc w Warszawie



 








Kosę przekuł.
Drżyj endeku!
Inwektywy rzuca.
Z ryjem świńskim
w Domkach Fińskich
buduje kibuca.
Zaproszenia
osiedlenia:
Zaludniaj Bemowo!
Będzie wiernie
i koszernie!
(Z tym ryjem niezdrowo).
Czy to Ziemia Obiecana?
Powrót do Macierzy?
Śmiech po pachy.
Starszą Lachy:
Bij, kto w Boga wierzy!
Agresywna jest Krytyka.
Komisarzy ranga.
Umie w kupkę flagę wtykać.
Co powie Falanga?
Pewnie to odgrodzi murem.
Wprowadzi kontrolę,
albo swoją tu kulturę
przedstawią kibole.
Nie odrodzi się na nowo
robotnicza Wola.
Mieszać jest bardzo niezdrowo
z kibucem kibola.
 

Jak łyse konie



 









Pieprzyć na wschodzie.
Kochać we Francji
i znać się jak łyse konie.
W blasku uroku i elegancji
pisać na ostatniej stronie.
Klasa mistrzowska.
Wiedza głęboka,
a tytuł Mówcom właściwy.
Siła przemowy.
Blask łysej głowy.
Brat - wolnomularz prawdziwy?
Tu Narodowa jest tylko Loża,
a nie endecja. Broń Boże!
Niech nikt nie szydzi,
że sami żydzi.
Jeden drugiemu pomoże.
Że oba samce? Już taki urok.
Napoleona nie stworzą.
Męskie jest męstwo.
Niech będzie Księstwo,
a Narodowcom - dołożą!

Na dolnej półce



 








 Na dolnej półce wielkiej księgarni
leżą od zawsze poeci marni,
po których nigdy, nikt się nie schyla.
Leżał tam także prawdziwy brylant,
wciśnięty między grube okładki.
Kryształ poezji niezwykle rzadki.
Niedostrzeżony. Nieprzeczytany.
Wśród równych - pierwszy, wciąż odkładany.
Nie spotkał nigdy żadnej recenzji,
bo zagrożeniem był dla poezji.
Przyćmiewał blaskiem wielkich klasyków,
więc żeby żadnych nie było krzyków
od razu łatkę dostał miernoty
i nikt już nigdy nie wspomniał o tym.
Los już go czekał makulatury.
Przejrzeli kiedyś znawcy kultury
zalegające tu półki druki.
Kurz tylko wzbudzał znawców pomruki,
gdy przekładali książki hurtowo,
szykując miejsce na twórczość nową.
Nagle się komuś wysunął z ręki
zlepiony tomik, zgnieciony, cienki,
a uderzając o kant regału
otworzył stronę pełną kryształów.
Słów, które blaskiem raziły oczy.
Wypadek chyba nie był proroczy,
ale się musiał kiedyś przydarzyć,
właśnie wśród znawców i luminarzy.
Zamilkli wszyscy. Chciwie czytali.
Nieporuszenie przez chwilę stali.
Potem już były same okrzyki.
Na pierwsze strony trafił krytyki
i szlifowano go wielokrotnie.
Autor dawno umarł samotnie
na Pelcowiźnie w domu Monaru.
Tylko najstarszych bywalców paru
wciąż pamiętało początek wiersza
przeczytanego nad grobem wieszcza:
"Na dolnej półce wielkiej księgarni
leżą od zawsze poeci marni..."

czwartek, 25 lipca 2013

Świat - cudny biedak



 











Jeszcze nocka czeka dnia.
Jeszcze plany wielkie ma
Ciągle jeszcze ma nadzieje -
jakoś będzie.
Dzień przynosi wieści złe.
Gdzieś tragedia. U nas - nie.
Niebezpiecznie ktoś się chwieje
na urzędzie.
Jedni wstali w środku nocy.
Inni przecierają oczy,
bo i wstawać nie mają
do czego.
Kryzys mocno ich przydusił.
Człowiek może, lecz nie musi.
Jeszcze żyje i nikomu nic
do tego.
Odlatują samoloty.
Wystarczyłby ludzi dotyk.
Zamiast niego jest medialna
sieczka.
Z trudem oczy się przeciera.
Pierwszy krok i jest bariera,
która dzieli polityka
i człowieczka.
Tamci po pierwszych wywiadach.
Tutaj nie ma z kim pogadać,
a i słuchać paplaniny
już się nie da.
Został spacer, mocna kawa.
Świat na żart jakiś zakrawa.
Taki ładny, taki cudny,
jednak biedak.

Wieczór autorski



 









Skarpa wiślana. Powiśle.
Księgarnia bardzo przytulna.
Burza emocji w umyśle.
Refleksja - bardzo niespójna.

Muza siedziała naprzeciw
i lekko się uśmiechała.
Rzucali słowa poeci.
Dyplomatycznie milczała.

Bo o czym tu w końcu mówić,
gdy się wszystkiego nie powie.
W domysłach się można zgubić.
Muza wie lepiej niż człowiek.

Od Wisły wieczór nadciągał
i urósł cień Kopernika.
Źle lato w mieście wygląda.
Na piwo poszła publika.

środa, 24 lipca 2013

Nie mam serca dla Twittera












Nie mam serca dla Twittera.

Dlaczego pan nie odbiera
Ministerstwa Prawdy?
Prócz tekstów zabawnych
ważne myśli w nim ukryto!
Twitter jak koryto -
da duchową strawę,
a pan zdaje sobie sprawę,
jak ważne jest źródło!
Nie lubi pan? Trudno.
Sam podcina pan gałęzie,
ale każdy na urzędzie
czytać musi tweety.
Przed innymi świat zakryty.
Twitter jest jak iskra.
Każdą myśl ministra
masz już w swojej głowie.
Zawsze ci podpowie
oficjalną wersję.
Wiem. Pan ma awersję,
że to głupia gadka,
lecz Twitter jest Radka.
Facebook też koszerny.
Pan lubi być wierny
swym przyzwyczajeniom.
Wkrótce wszystko zmienią.
Warto wiedzieć: - Kiedy?
Oczywiście - biedy
można także się nabawić.
Żeby za to zabić?
Gdy ktoś treść ujawnia?
Sprawa jest już dawna.
Czuł się odstawiony.
Przypuszczenia to androny.
Już zamknięto sprawę
i kawę na ławę
dano na Twitterze.
Ja w tę wersję wierzę,
a pan serca nie ma.
Szkoda. Do widzenia.

Kupują czas!



 














Świat przestał zważać już na skutki
i lekceważy wszelkie zdanie.
Wie, że okres pozostał krótki.
Kupuje czas. Celem - dotrwanie.

Ośmiesza prawo. Ludzi drażni.
Wprowadza wszędzie zamieszanie,
jakby już nie miał wyobraźni.
Kupuje czas. Celem - dotrwanie.

Umiar stracono już we wszystkim.
Trwa wielkie świata zadłużanie.
Powszechny reset jest już bliski.
Kupują czas. Celem - dotrwanie.

Nic się nie liczy poza władzą,
by weszła w następne rozdanie.
Zanim do zmiany doprowadzą.
Kupują czas. Celem - dotrwanie.

A na co rząd światowy czeka?
Na zawieszenie wszystkich praw,
kiedy wybuchnie dyskoteka
za wspólną zgodą pośród braw.

Wojenne prawa wszystko zmienią
i przymus dyskusję zastąpi.
Kłamią! Nawet się nie czerwienią.
Czekają na coś. Nikt nie wątpi.

 

wtorek, 23 lipca 2013

Chór



 








Czekanie na Godota.
Czas ucieka przez palce.
Przekaz jeszcze nie dotarł,
a w Maastricht koncert. Walce.
Jest białe. Jest czerwone
i kieliszki wysokie.
Płatności odłożone
jak niebo za obłokiem.
Chór dziarskich emerytów
przemarszem aplauz wzniecił.
Nie opowiadaj mi tu,
że lato szybko zleci.
Ja wcale nie chcę szybko.
Utrzymam je na barkach.
Czy jeszcze jest gdzieś, rybko,
ta biała marynarka...
Już chyba się nie zmieszczę,
a oni tacy strojni.
Też bym potrafił jeszcze...
Kieliszki, a tu pojnik.
Teraz już nawet marzyć
właściwie nie ma o czym,
a w białym mi do twarzy.
Ten koncert jest uroczy.
Pod szyją Europa
na czerwonej wstążeczce.
Każdy z nich kawał chłopa.
Usiądź tu. Popatrz jeszcze.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Przegwizdany los



 







Czas nerwowy papierek lakmusowy
z obrazkiem kolorowym nam do głowy pcha.
Barykada. Obok, ktoś stos układa.
Z ludźmi już nie pogadasz.
Idiotyczna gra.

A my? - Zbliżamy się do ściany!
My wszystko w dupie mamy.
Gwiżdżemy na los.

Obce głowy budują układ nowy.
Świat salonowy w salonowca gra.
Politycy. Przechodnie na ulicy
Dawno przestali liczyć,
że ktoś im coś da.

A my? - Zbliżamy się do ściany!
My wszystko w dupie mamy.
Gwiżdżemy na los.

Świat - obraca się do koła.
Krach - rozwalić wszystko zdoła.
A my, stojąc przy gołej ścianie.
Wiemy - życie jest tanie.
Śmiejemy się w głos.

Wierz! Przypadek lont zapali.
Też - umiemy mur rozwalić.
Dalej wszystko już samo runie
I wtedy świat zrozumie
Przegwizdany los.

Cicho dzwoń dzwoneczku



 








Chroniła Horpyna diabła Czeremeta.
Zwodzić go umiała jak każda kobieta.
Bronił jej do końca i zapłacił czołem,
a ją przygwożdżono brzezinowym kołem.

Może nie tak było. Prawdy wciąż się szuka.
Pamięta te rzezie. Opowieści słucha.
Bohuna puszczono. Winę z niego zdjęto.
Byłaś Ukraino świętą i przeklętą.

Dzicz Cię najeżdżała. W jasyr brała Orda.
Złością żółkły wody. Łza spadała modra.
Krzyż samotny stoi w miejscu po miasteczku.
Omijaj sokole! Cicho dzwoń dzwoneczku.

Wiele lat przeminie - jeszcze ktoś zapłacze.
Pieśni o Horpynie poniosą tułacze.
Połamana brzoza w niebo pal wyostrzy.
Zabraknie słów zgody. Od serca. Najprostszych.

Na Rzeczpospolitą potop bólu spadnie.
Obcy kraj zrujnuje. Własny żyd rozkradnie.
Wołać będą tylko groby w leśnych dołach
tęskną nutą żalu po orłach, sokołach.

Mieso oddzielane mechanicznie (MOM)


Witold Gadowski:
"...w żadnej (obok medialnej) dziedzinie naszej gospodarki nie są do dziś tak obecne pieniądze z FOZZ, jak właśnie w branży mięsnej." [http://ewastankiewicz.wordpress.com/2013/03/08/]



 
Media i mięso
wszystkim tu trzęsą.
Układ jest nadal zamknięty.
Kto nos swój wtyka
w los Olewnika
w dwa ognie może być wzięty.
Zabawa z FOZZ-em
bywa powrozem,
kawą, lub czasem zawałem
Z mięsem najgorzej -
idzie na noże.
Media są bardziej wspaniałe.
Coś tam ukrócą.
Z pracy wyrzucą.
Groszowy kontakt zabiorą.
W mięsie jest towar.
Stąd gra nerwowa.
Cóż można wziąć redaktorom?
Dobra lokata -
oknem do świata.
Gorzej gdy nie ma obrotu.
Efekt jest mierny.
Kręcą koszerni.
Nie braknie w świecie idiotów.
Kryzys i FOZZ- y.
Gadki - do kozy!
Najlepiej sprzedawać MOM-a.
W tym interesie
ważny jest przesiew.
Można się szybko przekonać.

niedziela, 21 lipca 2013

A nasza Hania...



 









A nasza Hania
aż do ustania
podnosić będzie nam opłaty za mieszkania.
Więc znakiem tego -
nie bądź lebiegą.
Świat jest do bani!
Naszej Hani
taczkę kup!

Możesz jak chcesz się zwać.
Możesz na giełdzie grać,
lecz od bufetu won...
takim, co mówią: - Trać!
Nie bądź za cwana
córo szamana,
bo możesz stracić 
i wyjdziesz całkiem przegrana.
My - Warszawiacy
jesteśmy tacy.
Chcesz nas rolować
to se przedtem taczkę kup!

I niechaj każden wie,
który za dużo zje,
że tak, jak kupcy na tym wyjdzie.
Może - Nie???
A nasza Hania
aż do ustania
myśli, że zrobi jakiś numer z głosowania.
Więc znakiem tego -
nie bądź lebiegą.
Świat jest do bani!
Naszej Hani
taczkę kup!

sobota, 20 lipca 2013

Prawda



 










Przybiliśmy prawdę do krzyża.
Koroną opletli cierniową,
a człowiek śmiał się z Niej, ubliżał.
Potem uwierzył Jej na Słowo.

A Słowo w ludziach pozostało
mimo, że marli umęczeni.
W cesarskie szaty się ubrało
i wiele zmieniło na Ziemi.

Ludzie zostali tylko ludźmi.
Różnymi, jak ci na Golgocie.
Pobożni, kpiący, mądrzy, próżni,
obdarci, bosi i ci w złocie.

A prawda żyła - Zmartwychwstała
i jest tuż obok nas do dzisiaj.
Potrzebującym pomagała.
Przychodzi, gdy człowiek modli się.

Jest w nas. Powraca do wątpiących
i wciąż koronę ma cierniową,
a wygląd ma zadziwiający -
ubrane w wiarę, Święte Słowo.

Chcą Je raz jeszcze ukrzyżować,
ośmieszyć, zmienić i umęczyć.
Źle przetłumaczyć, ubiczować,
wymazać z pamięci, zadręczyć.

Lecz serc się wszystkim wyrwać nie da
i piersi włóczniami otworzyć.
To Słowo przyszło do nas z Nieba,
by dni ostatnich z nami dożyć.

I zabrać nas, gdzie dni nie będzie.
Gdzie czeka wieczność obiecana.
Dziś naszym ziemskim jest orężem,
a będzie mieszkaniem u Pana.

Przed trzecim obrazem



 







Smutny jest świata obraz w tym tysiącleciu trzecim.
Małe wysepki dobra i fale zła naprzeciw.
Na oceanie kłamstwa bezczelne rżą orkany.
Niepewne jutra państwa. Ludzkich ofiar kurhany.

Przygięte karki prawdy. Spojrzenia opuszczone.
Potężny wiatr pogardy. Wartości ośmieszone.
Nauki niedostępne. Piotrowy Tron zachwiany.
Znaczenie słów pokrętne podsuwają reklamy.

Społeczności rozbite, skłócone, podzielone.
Ofiary cichych bitew zakazem pohańbione.
Wymazane z historii, z przeszłości, z pamiętania.
Klęczący w oknie Pasterz ze spojrzeniem w otchłaniach.

Widział obraz z Fatimy. Przeczuwał, że odchodzi.
Wierzył, ze potrafimy przez fale przejść powodzi,
a my dziś zgromadzeni w małych wysepkach dobra
do Niego się modlimy - Odwróć od nas ten obraz.

piątek, 19 lipca 2013

Przelotny



 









Wpadł letni wiatr w wiśniowy sad
buziaczków z internetu.
Uśmiechy kradł. Roztrzepał ład
składany przez poetów.

Zakręcił się w gęstwinie słów,
pozdrowień i powitań.
Zaspane myśli przegnał z głów
i śpioszki z oczu wytarł.

Spojrzał na świat jak starszy brat.
Na niebo rozjaśnione
i po przejrzeniu wszystkich kart
wierszyk wpisał na stronę.

Powszedni, letni i leciutki
lipcowy i przelotny,
jak powiew wiatru nagły, krótki,
zerwany, bo samotny.

...z okładem?



 






Minęło przecież kilkadziesiąt lat z okładem.
Świat miał być lepszy, żeby chciało nam się żyć,
lecz ktoś posłużył niewłaściwym się przykładem.
Nie pamiętamy jak to wszystko miało być.

Jeszcze się tli iskra nadziei. Damy radę!
Przeminie podział na - niewolnik albo pan.
Skończy się wkrótce. Człowiek nie chce zostać dziadem.
Chce żyć normalnie. Niekoniecznie ponad stan.

Ludzie chcą śpiewać, tak jak inni w Europie.
Chcą się uśmiechać, stroić, bawić. Wino pić.
Więc niech ten system się rozwali... i po chłopie.
Trzeba go zmienić. Niekoniecznie zaraz bić.

Szalone głowy niech wyjadą stąd daleko.
Do swoich kumpli, banków, elit, komisarzy.
Razem z pałami i medialną dyskoteką.
Niech wróci zgoda. Europie z nią do twarzy.

Minęło przecież kilkadziesiąt lat z okładem.
Świat miał być lepszy, żeby chciało nam się żyć,
lecz ktoś posłużył niewłaściwym się przykładem.
Nie pamiętamy jak to wszystko miało być.

czwartek, 18 lipca 2013

Nauka poszła w las



 








Zapytała mnie niegrzeczna,
jaka jest jej płeć społeczna
i czy ja ją zauważam?
Już dwa razy jej powtarzam,
że dla mnie - tylko kobieca
i to bardzo mnie podnieca
i że nie mam wątpliwości
nawet bez całkiej nagości.
Wcześniej chciała dać mi w gębę,
gdybym wspomniał coś o gender,
albo o relatywności.
Teraz jednak się nie złości,
bo dostrzegam w niej kobietę
z zalet ogromnym bukietem
i wielkim zróżnicowaniem
i niech tak już pozostanie.
Rozdrażnił ją naukowiec,
więc mnie zapytała: - Powiedz,
czy on klapki ma na oczach?
Ja jej na to... że urocza,
że dziewczęca jest i śliczna.
Gender to sprawa publiczna,
która się zrodziła z bólu
tych na UW-u i na KUL-u,
zmieniających wciąż spojrzenia
na to, co w nas się nie zmienia,
a co im jest niedostępne,
więc uznali je  za wstrętne.
Niech gadają po próżnicy,
a my cieszmy się z różnicy
i zbadajmy szczegółowo,
jaka jest ta nasza płciowość.

Gromowładni



 







Gromowładni. Pewni siebie.
Zażądali Ziemi.
Mogą, co chcą, zmieniać w niebie.
Ludzkie życie zmienić.
Kogo zechcą mogą zniszczyć,
zmusić, odparować.
Dla nich jest Olimp! Najwyższy!
Nie masz gdzie się schować.
Teraz widzą już w podziemiach
i w morskich głębinach.
Nikt takiej potęgi nie ma!
Nowe się zaczyna!
Mieli patent utajniony
na odkrycia Tesli.
Piorun jest już poskromiony.
W górę go unieśli.
Kim są dla nas gromowładni,
współcześni bogowie?
Przyjrzyj im się. Popatrz. Zgadnij
Czy to jeszcze człowiek?
Jeśli wierzyć innym wzbrania,
chce depopulacji...?
Nie unika zabijania
i kpi z demokracji?
Twardą ręką teraz światu
dyktuje warunki.
Trzyma gromy. Groźny atut
na życia frasunki.
Gdzie zechce - może uderzyć,
jakby meteorem.
Nie pozwoli temu przeżyć,
co uzna za chore.
Łatwo teraz wpływać może
na ludzkie nastroje.
Dobrze, że mam Ciebie Boże.
Z Tobą się nie boję!
Ale boją się dziś rządy
i drży polityka.
Sprawiedliwych szukam. Mądrych.
Prawdy nie unikam.
Wystarczy światu rozumu,
by przewagi zrównać.
Ludzie żyją wśród piorunów.
Przyszłość czeka  - trudna!

środa, 17 lipca 2013

Stara płyta




 








PiS jak Platforma - gra sondażami!
Czy rzeczywiście są tacy sami?

Matematyka partyjna
niejeden raz już zawiodła!
Potrzebna melodia inna!
Nowa i niepodobna!
Ludzie czekają na zmiany.
Nie tylko przefarbowania.
Sondaż jest dobry dla cwanych.
Nie gwarantuje wygrania!
Jeśli już nie ma talentu,
to niech choć będzie rzemiosło!
Sondaż - instrument przekrętów.
Służy on kłamcom i osłom!

Graj Wincenty! Graj!



 








Nie masz? To możesz pożyczyć!
Znają tę prawdę chłoptasie.
Nie musisz od razu krzyczeć,
że nie masz gotówki w kasie.

Zawsze się można przeliczyć.
Rachunki to nie są żarty.
Nie musisz od razu krzyczeć:
Dwadzieścia cztery miliardy!

Graj Wincenty! Graj!
O instrument dbaj!
Nie musisz ostro tak piłować, brachu!
Graj Wincenty! Graj!
Ty tu jesteś naj...!
Lepszy od skrzypka, który cienko gra na dachu!

Nie masz? To możesz podebrać.
Jeśli nie wszystko, to trochę.
Zakręcić, pozmieniać, przebrać
w zasiłkach, a nawet w OFE!

Wszystko to można przećwiczyć.
Rachunki to nie są żarty.
Nie musisz od razu krzyczeć:
Dwadzieścia cztery miliardy!

Graj Wincenty! Graj!
O instrument dbaj!
Nie musisz ostro tak piłować, brachu!
Graj Wincenty! Graj!
Ty tu jesteś naj...!
Lepszy od skrzypka, który cienko gra na dachu!

Nie masz? To nie twoja wina!
Nie każdy przecież mieć musi.
Rżnij, więc Wincenty! Zaczynaj!
Da się coś jeszcze wydusić!

Mandatów było za mało.
Ludzie nie piją. Nie palą!
Za mało się uzbierało.
Graj! Niech cię w Unii pochwalą!

Graj Wincenty! Graj!
O instrument dbaj!
Nie musisz ostro tak piłować, brachu!
Graj Wincenty! Graj!
Ty tu jesteś naj...!
Lepszy od skrzypka, który cienko gra na dachu!

wtorek, 16 lipca 2013

Środek lata



 








Po wybrzeżach i po lasach
chodzą ludzie na golasa
powtarzając często o...fe!
Ma być kanał za Stutthofem,
który wpłynąć ma na zmiany,
żeby było jak należy.
Bandyci! - Tak o młodzieży
wyraża się szef pałkarzy.
Premier uśmiech ma na twarzy
i powiada - nie ustąpi,
choć lud w tę stanowczość wątpi
i głośny sprzeciw wyraża:
Trzeba zmienić gospodarza!
Mieli pozostać w skarpetach,
lecz już chyba opcja nie ta
dominuje w politbiurze.
Czas sprzyja teraz naturze,
bo się kończy w świecie ropa.
Ceny w górę. Popyt opadł.
Protestują benzyniarze.
Przyspiesza kołowrót zdarzeń.
Uziemiono nam wakacje.
Rząd przedstawi swoje racje.
Hania zmiany się nie lęka.
Czynsze podnosiła w mękach,
czyniąc to zawsze wbrew sobie.
Wkrótce wyjadą posłowie,
kiedy budżet sejm załata.
Wypoczynek. Środek lata.

Świat się chwieje



 









Nie uprzedzali nas prorocy,
że będą dziwy niesłychane.
Zmiany długości dni i nocy.
Zachwiane Ziemi wirowanie.

Mówią, że to wahania jądra,
i zaburzenia magnetyczne.
Może to zmiany w morskich prądach
lub grawitacje galaktyczne.

Ludziom to wszystko sny zakłóca,
a w dzień nerwowość ludów wznieca.
Człowiek się po domostwie rzuca
i nie rozumie skąd ta heca.

Komputer stale błędy zgłasza.
Coś nam rozmywa tło programów.
Chmura się zbiera i rozprasza.
Zaprasza do tańca szamanów.

Na niebie zmiany. Same dziwy.
Poetom sam się rym układa.
Powód jest może nieprawdziwy.
Każdy z nich sam do siebie gada.

Pies mnie na spacer wyprowadził
i widzę - znowu się przymierza.
Ktoś w taką noc grubo przesadził.
Pierwszy raz w bramie widzę jeża.

Może zwierzętom też to szkodzi.
Może to ruskie są manewry.
Lepiej wiersz kończyć. Nie wychodzić.
Herbatką z lipą koić nerwy.

A jeśli to są złe zwiastuny
i rzeczywiście coś się dzieje,
to jutro znów wyruszą tłumy.
Będzie widoczne - Świat się chwieje.

Szkoda gadać



 










Ludzie nie chcą sądom wierzyć.
Przesadziła rasa panów.
Czym są strzały do młodzieży
przez strażników Zimmermanów?

Są powszechnie dozwolone.
Do bezbronnych, jak do kaczek!
Wyróżniają jedną stronę.
Jak to dzieciom wytłumaczę?

Są osiedla zabronione,
różne strefy zakazane.
Straż ma spluwę. Koń jest koniem.
Wójt jest wójtem, a pan - panem!

Życie łatwo można stracić.
Nie chodź synku do sąsiada.
Na świecie są także kaci...
Zresztą, co tam... szkoda gadać.

Teraz Nowy jest Porządek.
Mogą strzelać Zimmermany.
To może nie był wyjątek.
U nas dziwne mają plany.

O młodych mówią - bandyci.
Sam minister chłopcom grozi.
Narodowców się uchwycił...
Ty na miasto chcesz wychodzić?

Ludzie nie chcą sądom wierzyć.
Przesadziła rasa panów.
Czym są strzały do młodzieży
przez strażników Zimmermanów?

Nieuznawany znany poeta



 









Pisze o bzdetach,
nie o konkretach,
nieuznawany,
znany poeta.
Stale niemodny,
chociaż czytany.
Wciąż niewygodny
i pomijany.
W kraju, gdzie żyją
sami poeci,
nie chce się przyjąć.
Nie tworzy - kleci
nierzeczywiste
insynuacje.
Pcha w czarną listę
rząd, demokrację,
a z poprawności
władz - politycznej,
robi, po złości,
szambo uliczne. 
Czasem zaliczy
prawdziwe cuda,
ale są niczym.
Nikną w rozróbach,
a burdy ludzie
wolą omijać,
więc, gdzie nie pójdzie -
nikt mu nie sprzyja.
Tłuc musi z biedy
niskie akordy
dopóki kiedyś
nie zamknie mordy.
Wtedy, być może
wróci na przetarg,
( co daj mu Boże)
znany poeta.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Chłopi



 






Wiele zrobi chłop dla chleba.
Scena z "Chłopów": Gdy potrzeba,
żyd daje chłopu gwintówkę.
Pamiętamy z jakim skutkiem.

Czasem fikcja literacka
zaskakuje nas znienacka,
gdy ją zobaczymy w sejmie.
Nie jest wtedy nam przyjemnie.

Chłop jest taki sam jak w Lipcach.
Skrzypek sobie gra na skrzypcach.
Rabin chce złożyć dymisję,
a ksiądz proboszcz ma eksmisję.

Rzeczywistość jak z Reymonta.
Jeden płacze, drugi sprząta.
Ludzie śmieją się i złoszczą.
Jedni kradną - inni poszczą.

Ojcowizna jak Boryna.
Jeszcze trochę się wytrzyma,
ale jest już bardzo blisko -
wóz, drabina, gnojowisko!

W jajo



 







Inne by były nuty piosenki,
gdyby to było jajko Juszczenki.
Nie salmonella, ale dioksyna.
Nikt by nie robił z trafienia kina.

Wówczas pomogły medyczne sławy.
Dzisiaj się z tego czyni zabawy,
a pokazano bardzo wyraźnie,
że w pewnej branży błazen na błaźnie.

Znów w delegacji na obcej ziemi
są oszukani i są trafieni.
Dziś czeka pralnia, a mógł być grób.
Czy już nie będzie następnych prób?

Problem jest stary: - Jajko, czy kura?
Czy to nauczka? Czy może bzdura?
Wszystko wyjaśnią służby miejscowe.
Cóż nam zostało? - Daj Boże zdrowie!

Kraksa na torze lemańskim



 














Akcja jak trans.
Jak tor w Le Mans.
Tylko Kloss Hans
miał więcej szans
mówiąc: "Nie ze mną
takie numery!"
Lecz stół jest pański,
a tor lemański.
Nie wjedziesz
do wyższej sfery.
Droga też nie ta.
Marna podnieta.
Poleci wszystko jak z górki.
Miała być feta.
Traci Gazeta.
Sezon, wiadomo - ogórki.

niedziela, 14 lipca 2013

Rzeka bez powrotu



 








Urok spływu górską rzeką.
Strach na gardle zaciśnięty
Bez wyboru. Brzeg daleko.
Wiry, głazy i zakręty.

Nie będzie spokojnej wody,
a jedynie kipiel, piana.
Poniesie starych i młodych.
Spadek, obrót, zakręt, zmiana.

Czym się skończy? - Nie wiadomo.
Emocje żywe, prawdziwe.
Dookoła groźnie, stromo.
Przyśpieszenia wciąż możliwe.

Nie wysiądziesz. Nie zawrócisz,
zanim się nie uspokoi.
Burt się pewnie trzymać musisz.
Naturalne, że się boisz.

Nie zamykaj jednak oczu.
Przepłynąłeś kawał drogi.
Jeśliś nawet grozę poczuł -
łatwiej miniesz skalne progi.

Rzeka wkrótce się rozleje.
Ucichnie, zwolni, wyrówna.
Z własnych przygód się uśmiejesz,
chociaż trasa była trudna.

sobota, 13 lipca 2013

Kiedy przestaną...



 













Kiedy przestaną szabrować kraj
i uśmiech wróci ludziom na twarze,
może to będzie sierpień lub maj,
nie będzie żadnych, wielkich wydarzeń,
gdy poczujemy się nagle lekko,
bezpiecznie, w swoim, rodzinnym domu
jakby przepadło z ekranów piekło,
wyjechał mason, liberał, komuch
i ludzie wokół będą życzliwi,
przesympatyczni, zadowoleni,
jak gdyby Anioł spłynął, się zdziwił,
że gdzieś są takie miejsca na Ziemi,
w których uczucie i dobro mieszka,
a wszyscy pięknie dziękują Bogu,
a Bóg zapomni o ludzkich grzeszkach
i promień słońca na każdym progu
wypali serce przebite strzałą
w biało-czerwonej, ślicznej obwódce.
Może nam czekać jeszcze zostało.
Ten dzień nadejdzie... i chyba wkrótce.

Wyżej



 







Rozlaną kawę sprzątają służby.
Taka ich rola. Taka struktura.
W ten sposób z fusów powstają wróżby,
a rzeczywistość zna tylko góra.

Nieosiągalna i niebosiężna.
Gdzie byś nie spojrzał - jest zawsze stromo.
Droga jest do niej trudna, siermiężna.
Szlak jest "Specjalny", jak pluton ZOMO.

Wymaga wielkich umiejętności.
Czasem turysta spada ze szlaku,
gdy nieopatrznie górę zezłości,
choćby się tylko wybrał za Kraków.

Niektórzy jednak sięgają wyżej,
gdzie nie dochodzą ludzkie spojrzenia.
Tam, skąd do nieba jest znacznie bliżej,
chociaż tam nie ma nic do zrobienia.

Coś się zostawi. Weźmie pamiątkę,
dla firm bogatych, zarządów, dworów,
która do sławy bywa początkiem,
łatwo otwiera sejfy sponsorów.

I dla tej sławy - najodważniejsi,
(wiedząc, nie zawsze zamysł się uda),
gotowi swoje życie poświęcić
i opowiadać przeróżne cuda.

Mord - Talibowie. Pomoc - Rosjanie.
O wszystkim w prasie przeczyta człowiek.
Zwykły wypadek. Strzał. Zamieszanie.
Wejścia po zwłoki i ratunkowe.

Straty są pewnie nieobliczalne.
Projekt był przecież niezwykły, nowy.
Warunki trudne i ekstremalne
i konkurencja w wejściach zimowych.

Rozlaną kawę sprzątają służby.
Taka ich rola. Taka struktura.
W ten sposób z fusów powstają wróżby,
a rzeczywistość zna tylko góra.
 

Zbydlęcenie



 









Zbydlęcenie ludzkich zachowań.
Podeptana wrażliwość i cześć.
Dziwna zbitka sejmowych głosowań.
Ubój oraz Wołyńska Rzeź.

Wszystko dla polepszenia notowań.
Ta dyskusja - Jak zabić i zjeść?
Zbydlęcenie. Blamaż ugrupowań.
Ubój oraz Wołyńska Rzeź.

Polemika szatańska, nerwowa
i pokrętnych oświadczeń treść.
Okrucieństwo. Dyplomacja. Zmowa.
Ubój oraz Wołyńska Rzeź.

Będą ludzi karać za słowa.
Cenzurować, usuwać i gnieść!
Polityka obłędna, nienowa.
Ubój oraz Wołyńska Rzeź.

piątek, 12 lipca 2013

Rower



 










Spowolniły rynki wschodzące.
Ameryka szpieguje partnerów.
Piękny lipiec. Wspaniałe słońce,
a ja jeszcze nie mam roweru.

Są podobno wypożyczalnie.
Esemesem dostajesz kod.
Słońce grzeje, jest w mieście upalnie.
O uboju głosuje rząd.

Zabroniona jest jazda po przejściach.
Uciekinier śpi w strefie bezcłowej.
Władza szuka nowego podejścia.
Sformułowań ustawy sejmowej.

Spowolnienie jest latem konieczne.
Rower będzie zawadzał w mieszkaniu,
a ulice wciąż nie są bezpieczne.
Jest dowolność na głosowaniu.

Gdzieś na świecie olbrzymie pieniądze
upychają na małych Kajmanach.
U nas lipiec i radość i słońce.
Czeka rower. Wzmocniona rama.

Był Mercedes, aż trudno uwierzyć,
że inaczej się kiedyś jeździło.
Środek lata. Trzeba jakoś przeżyć.
Coś upadło. O dno uderzyło.

Mówią, że się podniesie pomału.
Tylko jeszcze nie wiedzą kiedy.
Dziś się trzeba cieszyć z pedałów.
Rower jest! Nie ma wielkiej biedy.

A cóż się stało...?



 













A cóż się stało Krysi?
Kto Krysię dzisiaj zlisił?
Wczoraj wszystko było w normie,
dzisiaj już nie jest w Platformie!
A cóż się stało Krysi?

A cóż się stało Jadzi?
Nikt wczoraj jej nie wadził.
Wczoraj jeszcze była w partii.
Dzisiaj nie chce oligarchii!
A cóż się stało Jadzi?

A cóż się stało Mańce?
Z Mańką - to były tańce.
Wczoraj szalała za PeO,
a dzisiaj coś Mańkę spięło.
A cóż się stało Mańce.

A cóż się stało Lidzi?
Lidzia jutra nie widzi.
Z Lidzią numery wspaniałe.
Dziś Platforma leci na łeb.
A cóż się stało Lidzi?

Cóż tak zmieniło panie?
Marne było kochanie.
Kiedy opadł na dół słupek.
Wszystkie powiedziały: - Głupek
i ma zagrywki tanie!

O co tyle krzyku?



 








O co tyle krzyków, wrzasków
i pułapek i potrzasków,
oczekiwań na mój kiks?
Nie gościł tu Wikiliks,
nie było też Ben Ladena.
Nie znam żadnego Snowdena!
Mam rodzinę za granicą.
Piszą do mnie czasem. I co?
Nie mam żadnych interesów
z Senatorami Kongresu.
Jeden, za coś mi dziękował,
a inny korespondował.
Mam znajomych wśród muslimów
z arystokracji i gminu.
Także wśród Rodowych Mam
znajomości kilka mam.
Znalazłem rodzinę w Rosji.
Ktoś ze służb na stronie gościł.
Rosjanina i Chińczyka
na swych stronach nie unikam.
Ktoś z Kanady na Wordpressie
spamuje mi w interesie.
W Australii ktoś mi sprzyja.
Ktoś z Afryki się dobija.
Wspiera mnie kumpel ze Szwecji.
Znam kilku gości z ubecji.
Mam w Paryżu koleżankę.
W Niemczech zagorzałą fankę,
a w Londynie przeciwnika.
Rozmów z ludźmi nie unikam.
Może i kilka tysięcy
wie coś o mnie trochę więcej.
O co taki wieki szum?
Taka garstka to nie tłum.
To nie żadni oponenci.
Na kontaktach świat się kręci.
Mam znajomych komunistów
i bezbożnych i artystów,
milionerów i biedaków
i uczonych i tępaków,
ale czy to są powody,
by rzucać pod nogi kłody
i odcinać od widowni.
Cenzorzy i wam podobni
dajcież spokój mi nareszcie.
Za swoje się gierki weźcie!
To nie jest zbyt honorowo
polować na każde słowo
i areszt budować mowie!
Każdy mądry wam to powie.
I ja powiem to na głos:
Całujcie mnie wszyscy w nos!

Bardzo trudno



 











Bardzo trudno mi z tym walczyć.
Przecież jestem nieco starszy
od hackerskich dywersantów,
autorów szykan, kantów.

Bardzo trudno mi to znosić,
czyścić, sprawdzać, niszczyć, kosić,
zabezpieczać i wciąż czuwać,
co hackerstwo mi podsuwa.

Bardzo dużo czasu tracę,
gdy techniczny błąd zobaczę.
Jakże mam gdzieś głos zabierać,
gdy mną draństwo poniewiera?

Gdzie jest dawna wolność słowa?
Gdzie jest prawo? Gdzie umowa
o dostępie i swobodzie,
gdy nadzorca czuwa co dzień?

Piszą rządowi artyści.
Ja mam język nienawiści,
ale za co mam ich kochać?
Poszli won! Wara! Wynocha!

Kawy na ławie



 









Może to fobia, może to bzdury.
Może czytają mi z klawiatury,
a może szpiega mają w programie
i kontrolują moje pisanie.

Skończyłem właśnie wiersz ironiczny,
śmiały, rzeczowy i polityczny,
a gdy wpisałem ostatnie słowa -
ekran zgasł nagle. Tekst zresetował.

Znów popracuję. Znowu spróbuję
Fragment powtórzę - inny sprostuję,
dodając więcej od siebie złości
i nieproszonych rozsierdzę gości.

Tytuł wątpliwość budził dosadnie:
Czy dziś na skale? Czy dziś na bagnie
przyszło nam tworzyć, budować nowe?
Te wątpliwości są dziś niezdrowe!

Na czym to wszystko jeszcze się trzyma?
Na dwóch postaciach rodem - jak z kina
i gdyby kiedyś... ( co nie daj Boże...),
byłoby z nami gorzej niż gorzej!

Jest jeszcze trzeci, który korzysta.
Dziwni faceci na długich listach.
Są agentury. Serwery ruskie
i rozstrzelone opinie ludzkie.

Świat też wygląda dziś niepoważnie.
Ludzie się nie chcą przyjrzeć uważnie
wojnom, przemianom i rewolucjom.
Co było ładem - dziś jest destrukcją.

Szaleństwa mediów widzimy co dzień.
Trwa ogłupianie w zmąconej wodzie.
Trudno rozpoznać w wydarzeń wirze,
gdzie zagrożenia. Dalej? Czy bliżej?

Nikną rodziny i spokój dziecka.
Grozi nam stale pomoc sąsiedzka.
Partia na wodzach przyszłość opiera,
a czy na prawdę jest w czym wybierać?

Nie jest tak łatwo chodzić po bagnie,
gdy się przewodnik w bagnie zapadnie,
a trzeba ściśle trzymać się ścieżek.
Jednak dojdziemy. Mocno w to wierzę.

Na czym to wszystko jeszcze się trzyma?
Na tym, że ludziom trudno wytrzymać
i chcą, czy nie chcą - dojdą po swoje
i te mohery i głupie goje.

I ten nieznany, który wiersz czyta,
chociaż go cenzor przed chwilą wytarł,
jednak się zgrabnie złożył na nowo,
mimo, że kogoś bolało słowo.

Na próżno władza język nam zmienia,
myśląc, że zgody, porozumienia
nie będzie w ludziach nawet drobiny.
My się nowego trudno uczymy.

Zamach ma teraz znaczenie nowe.
Ślad został śladem - nie jest dowodem.
Kłamstwo jest prawdą. Brzydota - śliczna,
a ludobójstwo - czystka etniczna.

Zgasł nagle ekran. Dziwię się: - Czemu?
Być może przez to, że po staremu
wykładam zawsze kawy na ławę.
Spróbuję podać. Przejdą? Ciekawe.