sobota, 30 listopada 2013

Transformacja



 








W ruinie domu na pustych schodach
mieszkała kątem wspaniała oda.
Piękna wyniosła i ubarwiona.
Nieprzeczytana w żadnych salonach.
Dom podpalano, lecz się uchował.
Okna i wejścia ktoś zamurował.
Fronton stał dumnie w głównej ulicy.
Nie zarabiali kamienicznicy.
Nikt się nie dziwił i nikt nie pytał.
Los opuszczonych wielu dotykał
i chociaż piękne też mieli wnętrza,
nikt swego żalu nie chciał wywnętrzać.

Czas był już chłodny, jesienny, trudny.
Rynek był pełny ofert paskudnych,
podstępnych, pełnych krętactwa, lichwy.
Sięgano po nie. Skutek był przykry.
Przytulnie było w starej ruinie.
Oda rozparta jak w wielkim kinie
pieściła wzrokiem światła prześwitów.
Dumnie czekała swojego świtu.
Wciąż przekładała rymy i zwroty.
Nie miała przy tym wiele roboty.
Zaczęła w końcu siebie się wstydzić,
że chociaż piękna - nikt jej nie widzi.

Kiedyś wieczorem, gdy księżyc zaszedł
na zrujnowane weszła poddasze.
Dostrzegła wtedy, że coś się dzieje.
Wokół jest ciemno - ona jaśnieje
i bije od niej wspaniała łuna,
a każdy wyraz echem pioruna
grzmot wielki niesie w uśpionym mieście.
Wzniosła ramiona. Rzekła - Nareszcie!
Spostrzegł to również strażnik bankowy.
Natychmiast wcisnął kod alarmowy
i wkrótce znawców cała ekipa
zaczęła nocą tę odę czytać.

Ściągnięto wozy , wielką drabinę.
Pan prezes banku dumną miał minę,
że on ocalił skarb narodowy.
Zaraz mu pomysł przyszedł do głowy,
by odę wydać w tysiącach druków
i wiele było zgodnych pomruków,
że oczywiście... Jest wyjątkowa!
Kto ją dotychczas przed światem chował?!
Oda się wtedy nagle zmieniła
i od tej pory już bajką była,
jak każda inna opowieść prosta
i tylko morał w ruinie został.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz