poniedziałek, 30 września 2013

Skaranie losu




 





Najwyraźniej ten poeta
ma na muniu kuku.
Jeśli nie stanie na przetarg,
nie zobaczą druku
internetowe podrygi
i zabawy słowem.
Szkoda na niego fatygi.
Podejście niezdrowe.
Powinien znaleźć sponsora.
Wkraść się w jego łaski.
Tylko wyobraźnia chora
liczy na oklaski.
Rynek swoje ma zasady.
Uległość wymusza.
Bez ukłonu nie da rady.
To jest martwa dusza.
Inwestować trzeba umieć.
Pisać o dotacje.
Nie ważne, co masz w rozumie.
Innym przyznaj rację,
że bez łaski decydenta,
jesteś wykluczony.
Nie wyłoży nawet centa
na twoje androny.
Jakiś pean by się przydał,
lub podpis po listem!
Wtedy, być może byś wydał
drukiem wizje mgliste,
lecz sam widzisz -
styl niemodny,
rymy częstochowskie.
Taki już los niewygodnych -
zmiłowanie boskie.
Posłuchaj tego, co mówią:
Porzuć to pisanie!
Wydawnictwa cię polubią
i wsparcie dostaniesz!
Najwyraźniej ten poeta
ma kuku na muniu.
Mówimy mu o konkretach.
Honorem się uniósł.
Nie ma leku na mohera.
Nic mu nie pomoże.
Sam sobie drogę wybierał.
Ulituj się Boże.

Złota Polska



 








Zajrzała na "Do widzenia"
przepiękna, słoneczna, złota.
Koniec września opromienia,
wkrótce po niej przyjdzie słota.

Chce, by taką ją pamiętać -
roześmianą, kolorową,
zanim ją zabiorą Święta
burzą w noc listopadową.

Jeszcze z nami tu zostanie.
Zaczerwieni, żółć rozleje.
Dmuchnie liści tańcowaniem.
Zadymi i mgły rozwieje.

Igłami ostrych promieni
zmruży oczy, skrzywi twarze
i dawnym wyspom zieleni
wynieść stąd się nagle każe.

Nie zaszkodzą chmur wybryki
urokom polskiej jesieni.
Nawet groźne październiki
nie umiały złota zmienić.

Ma ogromną barw paletę.
Przebogata, malownicza.
Odejdzie, ale nas przedtem
zmiennością zechce zachwycać.

niedziela, 29 września 2013

W Hotelu Złamanych Serc



 












W Hotelu Złamanych Serc
Gość śpiewał "Budzikom śmierć",
A ty się trzymałaś klamki.
Decyzja nie znosi mamki.

Już serce miałaś złamane.
Czekałem słowa - Zostanę!
Cokolwiek by się nie stało!
A radio o śmierci grało.

W pokoju straconych złudzeń
Wciąż szczęścia szukają ludzie
Zgubieni, jak my samotni,
Więźniowie serc - dożywotni.

Po ścieżkach jak wejście w grób
Nie zrezygnujesz już z prób
I zawsze będzie ci mało,
a radio grało i grało...

Bywają noce bez końca.
Ze stołów wszystko się strąca.
Pierwsze spadają budziki.
Nie umiesz żyć bez muzyki.

Z porankiem wrócił dylemat.
Mówiłaś - Stąd wyjścia nie ma!
Wyszliśmy razem przez ścianę.
Zostały serca złamane.

A w górze budzik terkotał
nad szklanym wyjściem z Marriotta.

Wierszyk niedzielny



 













Wypaliły się ogniska wielkich napięć.
Aktywiści wykonali swe zadania.
Krytyk siedział długo w nocy. Jeszcze chrapie.
Przydałby się ludziom wiersz do przeczytania.

Koniec września bardzo złotem nie szafuje,
a niedziele zwykle są szaro-niebieskie.
Kryzysowo jeszcze nadal się świętuje.
Śmiech próbuje bezskutecznie zetrzeć łezkę.

Dzikie plaże nie wołają na spacery.
Odpłynęli pod żaglami Meksykanie.
Na bocznicy metalowe tkwią bariery.
Spadła cisza. Razem z nią oczekiwanie.

Złotopolscy nie chcą zwrotu i nadziei.
Może zbiorą jakieś resztki z Wielopola.
O przekrętach się nie mówi przy niedzieli.
Dominuje raczej pogląd - Boża wola!

Pod kościołem wydawnictwa Bashobory.
Darmo można dziś otrzymać wsparcia słowo,
a "Idziemy" raczej wzywa do pokory.
Zarządzenie odczytano dość nerwowo.

Wierszyk pewnie już nikomu się nie przyda.
Z porannego już się zrobił poobiedni.
Jeszcze wspomni: - Proszę uważać przy grzybach!
Jest niedziela. Jutro będzie dzień powszedni.

Na Żoliborzu



 








Na Żoliborzu są zakątki ciche, stare.
Skulone okna z ciekawością patrzą w skwer.
Musiały widzieć przytuloną mocno parę.
Słyszały wszystko. Każdy oddech, każdy szmer.

Ja też pamiętam i wspominam. Czy dasz wiarę?
Nocne taksówki. Licznik już nie mieścił zer.
Późno kończyłaś nocny dyżur, jak za karę.
On zawsze czekał, aż siądziemy - ten nasz skwer.

Przygaszał lampę rozpaloną uczuć żarem.
Ławka w zieleni się zmieniała w marzeń łódź.
Na Żoliborzu są zakątki ciche, stare.
Wspaniałe miejsca, gdzie wspomnienia można snuć.

Czipowanie



 












Ludzie już przez skórę czują,
że nas wkrótce zaczipują.
Dobrowolnie lub przymusem.
Trudno przed techniką uciec.

Rozważają. Co to będzie?
Będą widzieć wszystko? Wszędzie?
Przyjadą obleśne typy
i będą zaglądać w czipy?

Aż przechodzą zimne dreszcze.
Tylko Bóg wie i gdzie jeszcze?
Mogą człeka wykorzystać,
nawet, gdyby nie chciał przystać.

Okropnej przyszłości wizja.
Mogą puścić w telewizjach,
albo ukryć na nas haka.
Nie ma zgody! Będzie draka!

Zaczipować? - Za nic w świecie.
Mogą podać nam w kotlecie?
Aplikować przy zastrzyku?
Wstrzelić po cichu, bez krzyku?

I co człowiek będzie znaczył,
jeśli władza go poznaczy
i pewnie sterować zechce?
Chcecie czipy? Bo ja nie chcę!!!

sobota, 28 września 2013

Nie będzie marszu?












Nie będzie marszu. Będzie jazda.
Ludzie mają być skołowani.
Przekona ich upadła gwiazda,
że nie głosuje się nogami.

Nie będzie marszu. Będą loty.
Zleci tu świat na Narodowy
i głośno uprzedzają o tym,
żebyś na wszystko był gotowy.

Nie będzie marszu. Będą mowy
o bezpieczeństwie i pogodzie,
że klimat nie jest wcale zdrowy,
byś nie przeziębił się narodzie.

Nie będzie marszu. Będą strefy
niedozwolone i zamknięte
dla zwykłych ludzi po to, żeby
gość mógł się witać z rezydentem.

Nie będzie marszu. Będzie Święto!
Ściągnięto policję i wojsko.
Marsze dlatego odsunięto,
żebyś zamilkła wreszcie Polsko.

A Niepodległość nadal będzie
i wolność wyjścia na ulicę?
Ograniczona i nie wszędzie!
Na puszczy możesz teraz krzyczeć!

Nikt teraz ludzi nie policzy
i nie usłyszy. Nie pokaże!
Rząd różne wersje już przećwiczył
i scenariusze złych wydarzeń.

To twoje Święto jest rodaku.
Świętuj i ciesz się! Bądź szczęśliwy!
Pamiętaj! - Nie od razu Kraków...!
I nie raz jeszcze się zadziwisz!

Dagmara















Gitara.
Gitara.
Gitara. 
Nie rusza mnie zupełnie nic!
Czego bym nie zrobił
i nie wie wiem, jak bym się nie starał?
Zostaje gitara
i śpiewa mi jak mam żyć.

Przejadła się już nuta stara,
a nowa chce jęczeć i wyć,
bo ona - zwyczajna Dagmara -
Odeszła.
Ze mną nie chce być. 

Gitara.
Gitara.
Gitara.
Nie powiem jej jutro - Przyjdź!
Wiedziałem już o jej zamiarach.
Nie bardzo umiała je kryć.

I nie wiem, jak bym się nie starał?
Za cienka łączyła nas nić,
lecz pomyśl ty chociaż Dagmara -
Jak teraz bez ciebie mam żyć?

Gitara.
Gitara.
Gitara.
To przecież zwyczajny był zgryw.
Nie wyszło. Wiem - jestem fujara!
Lecz teraz połamać chcę gryf.

Nie mogę żyć w takich koszmarach.
Rozpaczy nie potrafię kryć!
Dagmara! 
Dagmara!
Dagmara!
Posłuchaj! Ty za mnie wyjdź!

piątek, 27 września 2013

Szaty dla premiera



 









Zespół Specjalny dla Nienormalnych
powołał w mym kraju premier,
by autorów treści fatalnych
sprowadzał z nieba na ziemię.

Sam jest w potrzasku. Braknie mu blasku,
więc prędko stuknął się w ciemię
i zaiskrzyła mu myśl o lasku
i sprowadzaniu na ziemię.

Zamiast Urzędu Kontroli Prasy
i Komisyjnych Widowisk
po nowym kursie, na trudne czasy,
cenzurę dawną odnowił.

Miał doświadczenie zejścia ze ścieżki,
a nie chciał obniżać lotów,
więc by fantazji uciąć wycieczki,
zapłacić wiele był gotów.

Grupa już działa. Izba uznała,
że tak jest demokratycznie.
Zespół Specjalny dla Nienormalnych
orzeka gdzie idiotycznie.

Najbardziej w PAN-ie, wśród profesury.
Niewiedza tkwi w specjalistach.
Prostować trzeba wszystko od góry.
Nieuków jest długa lista.

Także i temu, który wiersz pisze,
mogą się dobrać do skóry.
Są już specjalni tacy klawisze,
gdy trzeba - uczą kultury! 

Nigdzie na świecie nie ma geniuszy
na miarę tego premiera.
Chcą niewidzialne szaty mu uszyć
i Zespół już się zabiera.

Nikt nienormalny widział nie będzie,
a mądry zaraz dostrzeże.
Jakież wspaniałe! Błyszczące wszędzie!
Ja w gołe bajki nie wierzę.

Czubki



 








W radiu czubek dołowy
wypowiedział się z głowy,
a przeczytał tekst czubek górny,
po czym wspólnie czubeczki
raport złożyli w teczki,
które przyniósł redaktor dyżurny.

Wszyscy mieli zamiary
kwestię wiedzy, nie wiary -
doświadczeniem nauki potwierdzić,
bowiem na Studiach Cargo
dawno badają szwargot
informacji podanych bez treści.

Jedna pani, dwóch panów -
mówią szefowi PAN-u
czym się zająć powinna nauka.
Rząd dyskusję wysłuchał.
Przyszli ludzie w fartuchach.
W czubek głowy redaktor się pukał.

Pewien rodzaj psychozy
wywołują tu brzozy
w marnym lasku podmokłym skupione.
Mają złamane czubki,
a ich słabe podróbki
z dołów są teraz w górę wznoszone.
 

Siła rażenia



 








Nie wynikło dotąd nic
z samego patrzenia,
lecz mój spokój  przepadł, znikł.
Takie masz spojrzenia.
Lecz mój spokój przepadł, znikł.
Takie masz spojrzenia.

Nie wiedziałem dotąd nic.
Że wiruje ziemia.
Że nic nie zyskuje widz.
Takie masz spojrzenia.
Że nic nie zyskuje widz.
Takie masz spojrzenia.

Wiem, że światem rządzi pic,
nie siła niechcenia.
Chcę mieć wszystko albo nic.
Takie masz spojrzenia.
Chcę mieć wszystko albo nic.
Mój świat się pozmieniał.

Jeden uśmiech i już hyc!
Jest siła rażenia.
Pragnę ciebie, więcej nic.
Takie masz spojrzenia.
Pragnę ciebie, więcej nic.
Takie masz spojrzenia.

czwartek, 26 września 2013

C.K. Dezerterzy



 









Cesarsko królewscy i oenzetowscy,
czerwoni, niebiescy, jednym słowem - chłopcy,
wsparci komunizmem, alterglobalizmem,
przybędą na Święto podpalać Ojczyznę,
by się ludziom wreszcie odechciało Marszów.
Będzie zlot w Warszawie przeróżnego farszu.

Możliwe że Marsze uderzą nad Wieprzem.
Posunięcie starsze. Okaże się lepsze.
Tu tylko zapora będzie pod Ossowem,
wtedy spadną pały komunie na głowę.
Możliwe, że ludzie Marsze swe przesuną.
Niech się żandarmeria pałuje z komuną,
a my spokojniutko, gdy wyjadą wszyscy
wymieciemy Marszem komunę znad Wisły.

Zechcą aresztować, wygarniać, pałować.
Warto na ten okres zamierzenia schować,
więc już nie namawiam, nie organizuję.
Gdy mnie zapytają powiem: - Nie świętuję!
Nie wspieram. Nie krzyczę. Niech się premier zbroi.
Jeśli chce zamykać - niech zamyka swoich.

Pojedziemy?



 








Nie wrócimy nigdy na wieś!
Mówisz przez klaksonów ryk,
lecz choć jeszcze raz mnie zawieź.
Chcę zobaczyć czy dom znikł.

Chcę popatrzeć na topole,
które mi granicą były.
Pewnie, że ja miasto wolę,
lecz choć raz, daj spojrzeć miły.

Tu nie widać horyzontu.
Świat zamyka ściana okien.
Samotność wyłazi z kątów.
Chodzę z opuszczonym wzrokiem.

A tam jesień złoci drzewa
i mgły snują się nad smugiem.
Tutaj żaden ptak nie śpiewa.
Niepokoje rosną z długiem.

Nie wrócimy, lecz pojedźmy.
Innych przecież nie ma w kraju.
Ojciec jest wśród podopiecznych,
a tam sarny przy ruczaju.

I zające słupkiem stają.
Wyciągają uszy w górę.
Wyglądają i czekają.
Mamy przecież nową furę.

Chcę popatrzeć. Zapamiętać
nim postawią tam wiatraki.
Teraz w mieście będą święta.
Pojedziemy? Nie bądź taki...

środa, 25 września 2013

Na próbę


Na czarnego konia



 









 Flagi, drzewce.
Bomba w górze nad Służewcem.
Z Mokotowa rusza Wielki Marsz.
Ja też idę. Łaski nie chcę,
kiedy mi kapelo grasz.

Znów
postawię
na czarnego konia.
W białe żagle
chwycę dobry wiatr
I popędzę
hen... Przez błonia,
Gdzieś przed siebie.
Dalej.
W świat.

aj, ne...ne...ne
aj, ne...ne...ne, aj, ne...ne...ne
Wróż panienko!
Piękne oczy masz.
Pora skończyć już z udręką.
Czyj ten świat jest? - Ich, czy nasz?

Znów
postawię
na czarnego konia.
W białe żagle
chwycę dobry wiatr
I popędzę
hen... Przez błonia,
Gdzieś przed siebie.
Dalej.
W świat.

Nie powrócę.
Zanim ognia nie dorzucę.
Nie usłyszysz,
gdzie o życie gram.
Idą inni. Ruszać muszę.
Nie będzie mną rządził cham!

Znów
postawię
na czarnego konia.
W białe żagle
chwycę dobry wiatr
I popędzę
hen... Przez błonia,
Gdzieś przed siebie.
Dalej.
W świat.

Gorący kartofel



 








Jest taki gość w środowisku - gorący. Bardzo gorący.
Kto chciałby sięgnąć po niego. Sparzyć się może niechcący.
Trudno o równie dobrego pośród współcześnie piszących.
Widzą w nim wiele dobrego wiedzący i niewiedzący.

Gość jak gorący kartofel. Przerzucaj, gdy chcesz utrzymać!
On jednak ostygnąć nie chce i jeszcze podgrzewa klimat.
Wyjęto innych z popiołu i tylko ten w ogniu został.
Sproszono gości do stołu, a sprawa wciąż nie jest prosta.

Zepsuła się atmosfera. Na sygnał - rzucą się wszyscy.
Skorupka już się otwiera i pachnie środeczek czysty.
Gorący przysmak to kłopot. Ściemnia się. Ognisko gaśnie.
Kto się okaże idiotą? Skosztuje ten, kto nie zaśnie.

Reakcja jest całkiem zdrowa - nikt nie chce się wyłamywać.
Opinia środowiskowa ze zdrowych źródeł wypływa.
Jeżeli nie ma potopu nikt jeszcze pływać nie musi.
Nie miała baba kłopotu, a ziemniak w popiele kusi.

Wejdź na www!



 









Nie wejdę na www!
Nie odbiorę darmowego!
Nie chcę! Dobrze jest mi tu.
Darmo dają? - Dość mam swego.

Nie wypełnię, choć wygrałem.
Szczęśliwy mnie wskazał los.
Przepłaciłem? Zapomniałem?
Podsuwają mi pod nos?

Na pamięć już znam "To lubię".
Nie otwieram cudzych listów.
Nie szukam tego, co zgubię.
Nie popieram aktywistów.

Nie oglądam i nie słucham.
Nie daję nic... i nie zbieram!
W telefonach cisza głucha.
Znowu dzwonek? O, cholera!

Niepokalana


















Cóż na to Niepokalana?
Franciszkanom zakazana
msza trydencka.

Czy dotknie Maksymiliana
Franciszkanom zakazana,
zabroniona w konsekwencjach?

Charyzmatem ozdabiana,
na stadionach odprawiana,
jest posoborowa - zwycięska.

A ta dawna - na kolanach,
jest w niepamięć odsuwana,
bo jest dawna, stara, rzymska i trydencka?

U nas Matka, proszę pana,
jest od zawsze uwielbiana
i Bolesna, Kalwaryjska i Zwycięska.

Każdy zakaz i szykana
jest boleśnie odbierana,
jakby rozdział nas dotykał, albo klęska.

Nie chcą tu Jezusa - Króla.
Wystrój, symbole, kultura -
dla nas obce mamy teraz przed oczami.

A Zakon Niepokalanej,
już nie może zakazanej
mszy odprawiać przed ołtarzem Swojej Pani.

wtorek, 24 września 2013

Gdyby



 








Słaby prezydent.
Bezradny premier.
Rządy bezdusznej macochy.
Każdy incydent
wprawia nas w drżenie.
Czym się zakończą ich fochy?

Gdyby to była opowieść, bajka -
uwierzyłbym w krasnoludki,
ale jest jeszcze czerezwyczajka
i straszne zamachów skutki.

Gdyby to była literatura,
nie wiadomości w dziennikach.
Myślałbym może, że szkoda pióra,
bo fikcją jest polityka.

Słaby prezydent.
Bezradny premier.
Rządy bezdusznej macochy.
Każdy incydent
wprawia nas w drżenie.
Czym się zakończą ich fochy?

Naród nad narody



 













Wybierano najpierw mężczyzn jak siłę roboczą,
a kobiety w role męskie wkroczyły ochoczo.
Zabraniano tu się żenić oraz rodzić dzieci.
Nikt nie kształcił niewolników. Uczyć nie polecił.

Wszelkie bunty i powstania kończyły się krwawo.
Obcy nadzorcami byli. Stanowili prawo.
Bezwzględnymi obsadzano resorty siłowe,
by tępiły patriotyzm, ruchy narodowe.

Każdy stąd wysyłał ludzi, który władzy dopadł.
Wschód Daleki ich zabierał. Brała Europa.
Wyspy oraz Ameryka. Nawet antypody.
Slave - niewolnik i Słowianin. Naród nad narody.

Tak jak Grecy swą kulturą ozdobili Rzym.
Anglosasi dziś Słowianom wśród sług dają prym.
Cenią spryt i pracowitość, wiedzę i umysły
ludzi pięknych i szlachetnych znad Warty, znad Wisły.

Wszystko o czym wiersz ten mówi, jest bardzo prawdziwe.
Nikt nie powie tego ludziom otwarcie, uczciwie.
Jedni milczą tu ze strachu, a inni dla chleba,
a następni przekonani, że to też nic nie da.

Że tu język i historia są sztuką dla sztuki,
że nie warto rzucać słowa mądre przed nieuki,
lecz to przecież kraj poetów i ludzi wrażliwych.
Długa pamięć jest ich bronią i osąd uczciwy.

To zapewnia im odwieczność, niezniszczalność, trwanie.
To Twój Naród nad narody. Tak wybrałeś Panie.

Poszukuję



 












Zaraziło mnie mych dzieci pokolenie,
które wcale się nie lęka trudnych dróg,
więc kupiłem... i mam miejsce na tandemie.
Poszukuję pilnie pary niezłych nóg.

A czy pani by nie miała czasem chęci?
Zawsze w weekend bym podjechać tutaj mógł.
Z przyjemnością moglibyśmy potem kręcić.
Poszukuję pilnie pary niezłych nóg.

Mogę kręcić albo z przodu, albo z tyłu
i kierować wspólną jazdą, albo nie.
i przyspieszę, kiedy powie pani - przyłóż!
Całkiem niezłe są te pani nogi dwie.

Trochę głupio jeździć solo na tandemie.
Późna jesień, ludzie chodzą gdzieś po grzybach.
Człowiekowi już w krew weszło to kręcenie.
Pojedziemy? Ta natura aż porywa!

poniedziałek, 23 września 2013

Pożółkły nastroje



 














Do koryt codziennych wróciło pełzanie.
Odetchnęła władza i oczekiwanie.
Pożółkły nastroje jesienne i chłodne,
zwyczajne, codzienne, wczorajsze, niemodne.
Nie mogą być inne, bo nie ma przychodu,
a jest sprzeciw ludzi i całych narodów,
których to pełzanie najbardziej dotyka.
Medialnego wsparcia szuka polityka,
lecz jest coraz trudniej i nie jest atrakcją,
gdy grozi tyranią, lub jest demokracją.
Często macha ręką i róbcie, co chcecie -
jesiennym kłopotom pozwala na świecie.
Powraca mozolne, codzienne pełzanie
i ślad swój zostawia myślami o zmianie,
a zmiany, jak na złość, przebiegają w mediach,
więc cyrk się rozpada, a teatr spowszedniał.
Za oknem pochmurnie, jesiennie, ospale,
i życie też pełznie wciąż dalej i dalej.

niedziela, 22 września 2013

Niecnota



 










Nowa ewangelizacja!
Na co komuś stara?
Od tej starej
wielu ludziom
uleciała wiara.
Lecz ja także stary jestem
i z każdym dniem starszy,
więc tej starej mi na starość
zupełnie wystarczy.
Nową niechaj młodzi mają.
Nie zacznę odnowa.
Niech nawet stale pytają
gdzieżem się uchował?
Odpowiedzi miewam piękne:
U Matki za piecem!
A przy tym jeszcze uklęknę,
Matce ich polecę!
Już przy starej pozostanę.
Idź złotko do złota!
Już taki ze mnie baranek,
a może niecnota?

Muslim



 







Kto jest muslim - może wstać!
Muslim nie musi się bać!
Niewierny musi się wstrzymać!
Łaska tylko dla muslima!

Zabrnęłaś w to Europo
za daleko, za głęboko.
Dobrego już wyjścia ni ma!
Łaska tylko dla muslima?

Powiał wicher groźny, nowy.
Bez wartości życie, głowy.
Nikt się w gniewie nie zatrzyma.
Nie ma łaski dla muslima.

Kto jest przeciw? Kto jest za?
Za daleko zaszła gra,
a może pójść jeszcze dalej.
Kto jest muslim? - Wskaże palec.

Przeciw religii



 








Przeciw religii, która jest przeciw.
Znowu ofiary - kobiety, dzieci,
a muzułmanie są uwolnieni.
Chodzi w tym o to, by sprzeciw zmienić.

Franciszek prosi: - "Wytrwajcie razem!",
ale terrorem, rakietą, gazem
wdziera się wojna i sprzeciw słabnie,
a kto zyskuje - wiemy dokładnie.


Nie wszystko



 












Nie wszystko idzie, jak być miało.
Zawiodła czarna magia voodoo.
Na Bliskim Wschodzie znów zagrzmiało
i poruszenie jest wśród ludu.

Nie wszystko idzie, jak być mogło.
Zbiera znów żniwo klątwa mumii.
Ta wojna jest okrutną, podłą.
Wielcy nie mogą być z niej dumni.

Nie wszystko idzie tam, gdzie chciano -
z rezolucjami za kulisy.
Kto winny? - dawno zapomniano.
Każda ze stron zbiera podpisy.

Przed taką opcją przestrzegano:
Może się wyrwać spod kontroli.
Za bardzo precyzyjnie chciano
ukryć tę prawdę, która boli.

Spotkanie z Sybillą


 








Dawno temu proszę pani, to byliśmy zakochani.
Przejść na ty, jak kiedyś, dawno, czy bym mógł?

Inni będą tym zmieszani, lecz jak dawniej, proszę pani,
poszukamy sobie przecież różnych dróg.

To być może krepujące, że nie zawsze świeci słońce,
a nie każdy dziś świat cały ma u nóg.

Ja pamiętam czasy stare. Przypominam - jestem Marek,
jeden spośród uniżonych zawsze sług.

Jeszcze bez wieńca na skroni. Nie ze służby. Nie od  koni.
Ten od wierszy - od świątyni  i dumania.

Chyba w sześćdziesiątym czwartym... ten nachalny i uparty
i niewarty, może przez to pamiętania.

Papierosa? Bardzo proszę, a ja wciąż w pamięci noszę -
Pani wtedy w znanym filmie grała rolę.

To był może zbytek łaski.Te śmieszne skarpety w paski
i obcasy szurające wciąż po stole.

Te okrągłe okulary, jeszcze kilka wspomnień starych...
Już nie będę się rozczulał, nie ma sprawy.

Przepraszam zabrałem chwilę, wtedy każdy - jak motylek.
Było lato i ten piękny park - Puławy.


 

Obi-Wan Kenobi i zaspana moc












W centrum handlowym w Nairobi
kupował Obi-Wan Kenobi,
gdy naraz na gumowych łódkach
spadł z nieba desant przy wódkach.
Wylądowali piraci!
Koniecznie chcieli zapłacić,
choć sami są niepijący.
Kenobi schował się w kącik.
Śledził nieboskłon dokładnie.
Czy jeszcze coś z góry spadnie?
Przeleciał głos z Pakistanu:
"Zwolniony szef Talibanu,
by w Gazie zatoki natarł,
bo właśnie zjawił się katar
transportem oenzetowskim."
Kenobi wyciągał wnioski.
Miał w bazie swej marynarki
nowy karabin na kwarki
i miecz świetlisty - składany.
Przesunął się bardziej do ściany.
Czekał na rozwój wypadków.
Miał już ten odruch po dziadku.
Mówił mu kiedyś, ten z Kenii,
że trzeba metryki zmienić
i wtedy w centrum handlowym
zjawi się ktoś całkiem nowy,
prawdopodobnie z Hawajów.
Kenobi znał wiele krajów
i karaibskich piratów.
On jeden mógł pomóc światu -
wrócić mu spokój Angela,
lecz właśnie była niedziela
i pewnie zaspała moc.
Już grzano, bo chłodna noc.
Nie było nic w telewizji.
Kenobi był już na wizji,
więc krzyknął, by moc obudzić,
ale już wcześniej do ludzi
dotarł ten przekaz z Nairobi.
Widzieli wszyscy co robi.
I nikt się nie chciał rozłączyć.
Obi-Wan wiersz musiał skończyć.

  

sobota, 21 września 2013

Bufor



 










Pan Brzeziński
okiem świńskim
popatrzył na Polskę.
Kraj frontowy,
buforowy -
szkoda wspierać wojskiem.
Rola taka,
jak zderzaka -
będzie wstrząs za wstrząsem.
Pan Brzeziński
kabotyński
uśmiech ma pod wąsem.
Ma nazwisko
i to wszystko.
Skojarzenia z brzozą.
Dopust boży.
Miejsce w loży,
gdzie go wkrótce złożą.

Byle tylko



 









Sikający na znicze
znowu zaczęli krzyczeć.
Komuś z rządu wypadła podpaska.
Problem sam się rozwiąże.
Znowu można niemądrze.
Dokazują od Saska do Laska.

Kartoflana satyra.
Teraz dama - nie zdzira
podejmuje waleczną próbę,
a jej przyboczna gwardia
spadła nisko - do radia,
a niektórzy aż na YouTube.

Pokazali się dzielni.
Partyjni - przykościelni
teraz w bardzo przeróżnych odcieniach.
Rządu stanowią tarczę,
byle tylko tu Marszem
nic nie skracać! Nie daj Boże zmieniać!
 

Przekroczyć próg katastrofy




 







Przekraczając próg już nie będziesz mógł
cofnąć żadnej chwili.
Wcześniej cię prosili, byś się zastanowił.
Pochopnie nie robił żadnych dalszych kroków.
Nie było widoków i najmniejszych chęci.
Już się nie wykręcisz, gdy się nie zatrzymasz
i żadna przyczyna ci nie wytłumaczy,
że mogłeś powstrzymać nastroje rozpaczy,
które ciebie także, aż nad krawędź pchnęły.
Teraz jest ta chwila. Sekundy minęły.

Zegar cicho tyka. Liczy czas spokojny.
To zwykła praktyka - stan wewnętrznej wojny,
która od nastrojów musi przejść do czynów.
Z wielkich zrobi  niskich, a z małych olbrzymów.
Nie zdołasz przewidzieć wzrostu zagrożenia.
Znasz już plany, próby i widzisz ćwiczenia.
Choć będziesz ostrzegać, niczego nie zmienisz.
Próbujesz się nie bać. Są już naznaczeni.
Nadzieja jest w Bogu. Erupcja być musi.
Stanąłeś na progu. Wiem, już nie zawrócisz.

Tak im łatwo poszło w tamtą noc grudniową.
Dziś o wiele szybciej sytuację nową
rozwiąże technika i sprawna kohorta.
Przemówi z ekranu uśmiechnięta morda.
Nazwie cię faszystą i obarczy winą.
Wciąż się zastanawiasz, lecz ten czas już minął.
Za daleko zaszło. Przekroczyłeś próg.
Nawet gdybyś jeszcze swój czas cofnąć mógł,
nie ułożysz w głowie żadnej innej strofy.
Miał być próg nadziei, widzisz - katastrofy.

piątek, 20 września 2013

Wyspa



 








Jeżeli siedzisz smutny,
Jeżeli jesteś zły,
A świat głupi, okrutny
rozmienia życie ci
i dosyć masz wszystkiego,
co cię do nędzy pcha -
posłuchaj lepiej tego,
który tu country gra.

Stary plecak weź na ramię
i kapelusz stary włóż.
Klucze zostaw komuś w bramie.
Powiedz, że nie wracasz już.
Zakochałeś się w Irlandii
i zielono w głowie masz,
a nie umiesz żyć jak Gandhi.
Lubisz wyspy. Radę dasz!

Jeżeli siedzisz smutny,
Jeżeli jesteś zły,
a nie ma już rozrzutnych,
którzy pomogą ci
i dosyć masz wszystkiego
w czymś tutaj się zagrzebał -
posłuchaj lepiej tego,
który tu country śpiewa.

Stary plecak weź na ramię
i kapelusz stary włóż.
Klucze zostaw komuś w bramie.
Powiedz, że nie wracasz już.
Zakochałeś się w Irlandii
i zielono w głowie masz,
a nie umiesz żyć jak Gandhi.
Lubisz wyspy. Radę dasz!

Jesienne kantyczki



 









Obok bezmiaru smutku
przez drobne życia kraty
sączy się powolutku
blask słonecznej poświaty,
a rozświetlona zieleń
nastroje złe przegania.
Tak mało, a tak wiele
zmienia w oczekiwaniach.

Bo czym są złe prognozy
i garb olbrzymi strachu,
gdy liściem szumią brzozy.
Nad głową nie ma dachu,
który błękit przesłania.
Nie daje patrzeć w niebo
i w czas oczekiwania
podsuwa ci placebo.

Czujesz tę wielką przestrzeń
unoszącą wytchnienie
i zieleń i powietrze
i pod stopami ziemię,
a cała obrzydliwość,
która cię dotąd gniotła -
odchodzi, bo wrażliwość
woli bywać samotna.

Wystarczy chwila ciszy
i wyłączone media,
a już przyroda dyszy.
Niedostatek spowszedniał
i uśmiech się pojawił
i rozciągnął policzki,
a może wiersz to sprawił?
Jesienne gra kantyczki.

czwartek, 19 września 2013

Jeżeli wyjdzie słońce...



 








Jeżeli wyjdzie słońce,
chociaż to późna jesień,
dwie w oczach migoczące
kropelki mi przyniesiesz.

Wystarczą mi dwie tylko.
Świat cały w nich zobaczę.
Chcę, żeby były chwilką.
Nie znoszę kiedy płaczesz.

Jeżeli będą chmury
i wiatr deszcze przygoni.
Włóż ciemny płaszcz ten, który
kołnierzem twarz zasłoni.

Tak bardzo nie chcę widzieć
żadnych śladów rozpaczy.
Nie dało się przewidzieć.
Pan Bóg ten czas wyznaczył.

Jeżeli będzie ranek
i mgły osiądą nisko.
Wspomnij cicho szeptane:
Dziękuję ci za wszystko.

I pomyśl - w mgły oparach
gdzieś jestem tu przy tobie.
Na pewno się postaram
nie zostać całkiem w grobie.

I nadal, jak uprzednio
będę chciał wszystko wiedzieć.
Gdy myśl się wyda brednią,
to musisz mi powiedzieć.

Nie wracaj i nie przychodź!
Nie mogę dalej tak.
Wtedy odejdę cicho.
Zrozumiem krzyża znak.

Marsz, czy parada?



 



]





W Niemczech gwar, jak przy wyborach.
W debatach, w prasie, na forach.
Na ulicach, w telewizji.
U nas - sza! Wargi zagryźli.

Do naszych wciąż się wtrącali,
a myśmy wody nabrali.
Cichuteńko, jak pod miotłą.
Zabroniono, czy wymiotło
jakiekolwiek rozważania?
Nie ma nawet sondowania,
ani zażyłości Tuska.
Nie ma nic. Jest woda w ustach.

Pewnie może komuś szkodzić,
że u nas się nie powodzi,
a sąsiadka dobroczynna
niepowodzeń tych jest winna.
Może się boimy zmiany,
gdyby rządził ktoś nieznany.
Nie wiadomo kto to jest.
U nas - sza! Za miedzą - fest!

Anons w prasie jest gorący:
"Szukam pań dominujących."
Widać na wszelki wypadek,
gdyby marsz zepchnął paradę.

środa, 18 września 2013

blogarytm



 








Obok śmiecia w internecie
i propagandy powoju,
poszukajcie, a znajdziecie
z małą nutką niepokoju
wzrastający, urodziwy,
jakby z niedzisiejszych czasów
blog dla czułych i wrażliwych
i ciekawskich - nie smutasów!

"blogarytm" - to o nim mowa.
Sprawdź! Obejrzyj i poczytaj!
Obraz, muzyka i słowa
przemawiają. Myśli chwytaj!
A jeżeli wiersz mój spotkasz.
Niekoniecznie w złotych ramach,
będziesz już w sztuki opłotkach.
Przywiodła cię tu reklama!

Skromna, cicha, wyrobnicza,
lecz odmienna, bo prawdziwa!
Po niej jeszcze nikt nie zdziczał!
"blogarytm" - Szukaj! Odkrywaj!

Benedyktyński



 














Mam coś z Benedykta - spokojne zacisze,
gdy zawirowania i niepewność chwili.
Może to jest przykład. - Gdy świat się kołysze,
pomóc może bezruch kolekcji motyli.

Mam coś z Benedykta - dystans, oddalenie,
które pozwalają na spacer w pamięci,
gdzie nie ma znaczenia chcenie i niechcenie
i kto był bez winy, a kto wszystkim kręcił.

Mam coś z Benedykta - delikatność trwania,
która się wydaje zawieszeniem w czasie,
gdzie nie ma niczego do wykorzystania,
a szczęście wciąż bliskie zostaje w impasie.

Mam coś z Benedykta - niezachwianą pewność,
która uspokaja - sprowadza na ziemię.
Daje mi wytchnienie.Sprawia mi przyjemność
życie zamyślone. Reszta jest milczeniem.

Gwiazda Śmierci



 






Stary Wader w kapciach miękkich
wydając ochrypłe dźwięki
zapytał o Gwiazdę Śmierci.
Kręci się wciąż jeszcze, kręci!
Zapewnili redaktorzy,
ale już o wiele gorzej!
Spadła siła przyciągania
i z obsługi ktoś zbaraniał
bez instrukcji zostawiony.
Obsiadły konstrukcję wrony,
ale słabe ich krakanie.
Wracaj i moc daj nam panie!
Byłem vice-prezydentem,
teraz miejsce jest zajęte.
Rząd zmieniła Nocna Zmiana.
Goła prawda jest Ubrana.
Odznaczono mnie orderem
i chcą odesłać w cholerę.
Plącze się wielu roninów.
Wsparcia szukają u gminu.
Osłabiają moją moc.
Zbladło słońce. Mózg jak kloc.
Nie zająknął się ni razu.
Milczą. Nie było rozkazu.
Marny los ich. GW losy.
Czy odesłać ją w kosmosy,
skoro nie ma komu służyć?
Imperium wojny nie wróży.
Mały ludek prymitywny
w galaktykę marszem dziwnym
wchodzi śmielej, dalej, głębiej.
Dawniej plaster miał na gębie,
a teraz podnosi krzyk.
Gdzie jest Wader? Nie ma. Znikł.

wtorek, 17 września 2013

17 września



 







Grabież, sprzedaż, zubożenie,
karczowanie, odrzucenie,
zadłużenie, brak pieniędzy,
teraz utrwalanie nędzy.

Reformy mamy za sobą.
Z nędzą już niewiele mogą,
bo dla wszystkich jest kłopotem.
Brak pomysłu na "co potem?".

Władza chce trwać na zasiłku.
Sztuka przeciąga czas schyłku.
Dla młodych "nie ma znaczenia"
skąd i dokąd - byle zmieniać!

Modlą jeszcze się o pokój
zostawieni gdzieś na boku
wielkich projektów i zdarzeń
dawnej wiary misjonarze.

Pragną chleba powszedniego
nie rozumiejąc nic z tego,
co się wokół w świecie dzieje.
W Bogu składają nadzieję.

Świat nie uczy się niczego!
Ani złego ni dobrego
i września siedemnastego
nie chce mieć wśród smutnych dat.

Takie życie. Taki świat.

poniedziałek, 16 września 2013

Wątpliwość











Zapomnijmy czas spokojny.
Wielu chce koniecznie wojny!
Dyplomacja jest nie dla nich.
Strzelają zdesperowani.
Chcą poruszyć oglądaczy,
żebyś przeżył i zobaczył.
Zdecydował: - Dość już tego!
Przestał pytać wciąż: - Dlaczego?
Oni wiedzą! Robią swoje
i niepokój niepokojem
będą zwiększać, aż Obama
farsę wstrzyma. Zacznie dramat.
Zapomnijmy o co szło!
Tu jest dobro - tam jest zło!
I są odpowiednie siły,
które wszystko obmyśliły.
Dla ciebie jest telewizja.
Rację w końcu musisz przyznać!
Wyjścia nie było innego.
Wątpliwość - gorsza od złego.
Spoglądam  na spektakl ten.
Pod oknem TVN.
Młody, łysy specjalista,
pewnie antyterrorysta
opowiada coś o bazie.
Grochów. Pokój jest... na razie,
Tak daleko i tak blisko.
Nierealne zda się wszystko.

Zapomniana piosenka



 








Nie ma beztroskich.
Przeszedł Krakowskim
Wzburzonych twarzy tłum.
Groźne spojrzenia
Wiele chcą zmieniać.
Dotarła do mnie przez szum
Zapomniana piosenka,
Zamyślona i rzewna.
Tak nam dzisiaj potrzebna
Na trudny czas.
Zapomniana piosenka.
Już śpiewana, nie nowa.
Została w sercach, w głowach.
Gdzieś w środku w nas.

Gonitwy próbne.
Media obłudne.
Lewiatanowy głód.
Powiew swobody.
W ciasne zagrody
Płynęła znowu jak z nut.
Zapomniana piosenka,
Zamyślona i rzewna.
Tak nam dzisiaj potrzebna
Na trudny czas.
Zapomniana piosenka.
Już śpiewana, nie nowa.
Została w sercach, w głowach.
Gdzieś w środku w nas.

Było - minęło.
Serce ścisnęło.
Wróciły dawne dni.
Na Nowym Świecie
Ktoś może przecież
Jeszcze raz przypomnieć mi.
Zapomnianą piosenkę,
Zamyśloną i rzewną.
Tak nam dzisiaj potrzebną
Na trudny czas.
Zapomnianą piosenkę.
Już śpiewaną, nie nową.
Tę solidarnościową,
Która żyje  w nas.

Przed progiem



 











Była wiosna. Mija lato.
Samotna różą przed chatą
spogląda na kartoflisko.
Dzieciaki palą ognisko.
Snuje się nad ziemią dym.
Ktoś tu był?
Czy ktoś zawołał?
Taka pustka dookoła.
Na chochoła trudno liczyć.
Przeszedł marsz i wojsko ćwiczy.
Grzmią komendy jak na wojnie.
Mija lato niespokojnie.
Miało być! - Nie ma wesela.
Ostatnia letnia niedziela
przegoniła ocieplenie.
Udeptano nawet ziemię.
Przygotowano klepisko.
Do wesela było blisko.
Żyd na wódkę podniósł cenę.
Nie spodobał się ożenek.
Gospodarz połamał dudy.
Urodzaj tu nie był chudy,
ale grosz zabrała lichwa.
Mija lato. Pora przykra.
Róża miała stać na stole.
Idzie jesień. Przyjdź chochole.
Będziem jeszcze gości prosić!
Wici słać! Ubaw ogłosić!
Spraszać duchy Wernyhorów.
Zawiadomić tamtych z dworu,
że nie będą spać spokojnie.
Odłożono sny o wojnie.
Snuje się nad ziemią dym.
Ktoś tu był?
Czy ktoś zawołał?
Taka pustka dookoła.
Dogasa słomiany ogień.
Stanęła jesień przed progiem.

Oda bez radości (bajka)



 









Wziął biedaka pod swój dach.
Znalazł "Odę...". Włączył  - Bach.
Biedaczysko stoi. Słucha.
Wolał "Odę..." od komucha.
Utwór piękny - pełna zgoda.
Głodu nie nasyci "Oda..."

Oddał wszystko. Rzucił kraj,
a już w progu słyszy: - Daj!
Nie mam dla ciebie roboty.
Z tobą zawsze są kłopoty.
Musisz sam wychodzić z biedy!
Patrz, a się nauczysz kiedyś! 

Biedaczysko stoi. Słucha.
Wolał "Odę..." od komucha.
Utwór piękny - pełna zgoda.
Głodu nie nasyci "Oda..."
Czeka rok, drugi, dziesiąty.
Obejrzał już wszystkie kąty.

Wychudł, zmalał, osłabł, sczezł.
W końcu myśli: - j... pies
tak głodowe dożywocie.
Wyszedł. Napisał na płocie:
"Dobroczyńcom wstęp wzbroniony!"
Powrócił w rodzinne strony.

niedziela, 15 września 2013

Ostatnia letnia niedziela



 







 
Przypomnieć się wam ośmielam -
w kalendarzu jest niedziela!
Kiedyś każdy na nią czekał
i strój wyróżniał człowieka.
Był odświętny i wyjściowy.
O smutkach nie było mowy.
Składano sobie wizyty.
Toast., śmiechy. Stół nakryty
czekał prawie w każdym domu.
Zwyczaj znikł. Przeszkadzał komuś.
Teraz to dzień na powroty.
Na zakupy. Na kłopoty
i na wczesne ranne wstanie.
Ktoś nam zabrał świętowanie.
Pić za dużo nie wypada.
Z sąsiadami nie pogadasz,
gdy nie wiesz z jakiej są opcji.
Na ulicach sami obcy.
Rzadko kto się komuś kłania.
Nie dostrzeżesz przykazania.
Po kościele, w telewizji
powie ci redaktor - bliźni,
że nie było żadnych tłumów,
a niektórym brak rozumu
jeśli liczą tu na zmiany
i że nigdy chłopy, pany
nie umieli się dogadać.
Rząd nie pada, a miał padać
i on tylko ma niedzielę.
Reszta - chochoł i "Wesele".
Miałeś chamie złoty róg!
Patrzy na to wszystko Bóg.
Przypomnieć się wam ośmielam -
w kalendarzu jest niedziela!
Kartka wisi wciąż nie zdjęta
i trzeba o niej pamiętać!
 

Powroty



 










Po drodze - na grzyby!
Minęły porywy.
Spacerek się przyda maleńki
i na namysł... że gdyby...
O! Patrzcie! - Prawdziwy!
Tuż obok, na pieńku - opieńki!

Wołanie na puszczy.
Sejm sprawę wyłuszczy,
co można dziś przeforsować.
Po drodze - na grzyby!
O! Patrzcie! - Prawdziwy!
Tu kozak czerwony się schował!

Wrześniowa niedziela.
Cieniutko w portfelach
i szkoda pogody i czasu.
Wszędzie stare grzyby.
O! Patrzcie! - Prawdziwy!
Jest lasek, więc chodźmy do lasu!

sobota, 14 września 2013

Bal na dudach



















Czy się udał - czy nie udał...
Był to wielki bal na dudach.
Bardzo głośne było granie.
Nie skończył się jeszcze taniec!

Z charakterem i przytupem.
Na niezapomnianą nutę,
Jaką grano w dawnych czasach.
Bal na dudach i na basach.

Słychać było w Ruskich Budach
Ten wrześniowy bal na dudach,
Aż się trzęsła rządu marność.
Tańcowała Solidarność.

Choć jesienny - nieostatni.
Bal na dudach. Władza w matni.
Nawet jeśli nie pozwoli,
Będą dalsze, aż zaboli.

Aż się ugną jej kordony
i bal niezadowolonych
zakończy nam roczek chudy.
Jeszcze nam zagrają dudy!

Jadą wozy...



 








Jadą wozy na Warszawę.
Z własnej woli. Zgodnie z prawem,
Jadą do niej po nadzieję.
Chcą mieć lepiej!  Źle się dzieje.

Pęcznieją autokary
ciekawością, pełnią wiary,
że kraj zmieni ta sobota.
Będzie płaca i robota.

Wiele jest zniecierpliwienia.
Jest pomnik do obalenia.
Czeka na Placu Zamkowym.
Zmierzy się z gniewem związkowym.

Wrzesień okrzyk kraju niesie.
Przyjechali. Ludziom chce się...
Dość mają tego rządzenia
i wierzą, że mogą zmieniać.

Ciągnie przez Krakowskie tłum.
Napisy. Sztandarów szum.
Wszelkie groźby i przekleństwa
śledzi służba bezpieczeństwa.

Wszystkich obrońców Ojczyzny
zaznaczą w pamięci PRISM-y.
W zastrzeżonych bazach danych
obejrzymy siebie samych.

Rząd ma dobre obliczenia.
Poprzesuwa coś, pozmienia
i w sondażach nam pokaże,
że jest dobrym gospodarzem.

Jadą wozy na Warszawę.
Długim sznurem. Zgodnie z prawem.
Rząd wie swoje. - Ludzie swoje!
Jesień wzbudza niepokoje.

Dołączają Warszawiacy.
Ci z parafii, z klubów, z pracy.
Różni - niezadowoleni.
Idą wszyscy. Rząd chcą zmienić!

Jest nadzieja w tym widoku,
aż się łezka kręci w oku.
Ze sprzeciwem idzie troska.
Taka jest dziś Nasza Polska!

Podziękowanie



Serdecznie dziękuję "dostawcy" za docenienie siły opozycji na Facebooku
przez odłączenie  dostępu do internetu w czasie ogólnopolskiego protestu w Warszawie.

piątek, 13 września 2013

Nie chce, ale musi!



 











Nic premiera nie uwiera.
Na dworze jest chłodno,
więc się nigdzie nie wybiera.
Sofę ma wygodną.

Duda wciąż przed sejmem gdera.
Słuchają podobno.
Do premiera nie dociera.
Pozę ma swobodną.

BOR zapytał o szofera.
Sprawdził drzwi i okno.
W razie czego, będą strzelać.
Przykra jest samotność.

Obalić mnie chcą, cholera!
Sto tysięcy ciągną!
Nie mogli więcej uzbierać?
Niech deszczem nasiąkną!

Policja się poprzebiera,
a namioty sprzątną.
Uciszy się atmosfera
to watahę dotną.

Nic premiera nie uwiera.
Zmora go nie dusi.
Nie musieli mnie wybierać.
Nie chce, ale musi!

Ustapili pola



 













Wschodu blaski.
W domach maski,
w sklepach i przedszkolach.
Przemówienia i oklaski.
Dyplomacji kolaż.
Służb sekrety.
W tle makiety.
Jest do rozmów wola.
Wystrzelili dwie rakiety.
Chcą ustąpić pola.
Polecieli do Angeli.
Trwa wyborcza cisza.
Niemcy rozmowy słyszeli,
a świat nie usłyszał.
Sto tysięcy
nie chce nędzy.
Idzie na Warszawę.
Wiec się kończy.
PiS dołączy!
Przemyślano sprawę,
a pieniądze,
koniec - końcem,
kardynał otrzyma.
Szum od rana
za Schumana.
Masońska zadyma!
Żartów nie ma.
Jest ekstrema.
Weekend się zaczyna.
Bądźmy szczerzy -
nikt nie wierzył.
Układ się utrzyma.



Wówczas



 









Lecz wówczas był Nasz Karol
Dziś wiemy, co to znaczy.
Znał ich metodę starą.
Nie musiał nikt tłumaczyć.
Nie musiał przekonywać
w czym przeszkadzamy komu.
Wiedział: - Niesprawiedliwa
jest władza. Wredny komuch.

I wtedy rządził Regan
i także ich nie lubił,
a nie taki lebiega,
co przyzwoitość zgubił
i udaje głuchego,
ślepego satelitę.
Świat prowadzi do złego.
Zamiary miewa skryte.

A mury świat dzieliły.
Nie dalekie, lecz bliskie.
Nie było na nie siły,
choć były pośmiewiskiem.
I wtedy ktoś się ujął
za zwykłą suwnicową.
Ludzie wciąż złość tę czują!
Zaczynać chcą na nowo!

Ogólnopolski



 








Sprzeciwianie się osobno
nic dobrego nie da!
Każdy ma możliwość drobną.
Wszystkim grozi bieda.
Ten za partią, ten za związkiem,
ten za telewizją,
a gardziołko władzy wąskie
pluje hipokryzją.
Sprzeciwianie się osobno,
rządom nie zagraża.
Można znów krzyczeć: Na Kowno!
Bezradność poraża!
Tusk się tylko młodych boi!
Mar listopadowych
i zamierza nie pozwolić.
Sił użyć gotowy
i Marsze Niepodległości
przegonić z Warszawy.
Solidarność też go złości.
Wspieraj Ją dla sprawy!
Kościół milczy. Nie popiera
i nie błogosławi.
Idź z innymi! Nie przebieraj!
Nie jesteśmy słabi!
Każdy protest ma znaczenie.
Każdy władzą chwieje.
Tylko ludzi podzielenie
daje jej nadzieję.
Sprzeciwianie się "na raty"
nie da nic dobrego!
Zwalmy mur! Wyrwijmy kraty!
Krzyknijmy: "Dość tego!"