piątek, 28 lutego 2014

Wiosna w Klubie Rzymskim



 









Czy zwycięstwo to jest ludzi? Czy to klęska?
Przypomnijmy sytuację ze Smoleńska,
gdy milczała - dalej milczy Ameryka.
Układowa mocarstwowa polityka.

Teraz milczy, teraz czeka druga strona
i nie będzie może nigdy wyjaśniona
rola mocarstw, korporacji i układów
w rewolucjach  zmierzających do bezładu.

Dziś w konwulsjach miota się globalizacja.
W wielu państwach jest już inna sytuacja.
Upadają oligarchie dawnej władzy.
Wkracza przemoc. Znowu liczą się rozkazy.

Gdzie zaczyna militarna się zabawa,
tam zawiesza się normalnych ludzi prawa,
a tworzy się sytuacje wyjątkowe.
Już nie liczy się to dawne - idzie nowe!

Ktoś fortuny wielkie traci. Ktoś zyskuje.
Ten na pewno się bogaci, kto tasuje!
A w kryzysie można tylko grać na spadkach.
Na destrukcji, rewolucjach i upadkach.

Ustalono już to dawno w Klubie Rzymskim,
jaki będzie podział świata po tym wszystkim.
Wiele różnic trzeba jeszcze poucierać.
Często we krwi nieszczęśnika - bohatera.

Gwarancje



 








Rozważamy, jak za dawnych czasów,
ile warte są gwarancje Anglosasów,
którzy w zamian za broń atomową
miast zapłacić - uroczyste dali słowo.

Tego słowa, poradzili, ma się trzymać
zagrożona podziałami Ukraina,
wówczas może, znów rozpoczną się rozmowy
i pożyczkę kapnie Fundusz Walutowy.

Na pstrym koniu się daleko nie zajedzie,
przy tych groźbach, przy takim sąsiedzie.
Transporterach i przelotach i żołnierzach.
Czy się słowa lepiej trzymać? Czy pacierza?

czwartek, 27 lutego 2014

Do Eugenija Uszakowa



 
















Pewnie chciałbyś z nami w Unii
swoje krymskie tworzyć ody.
Tatarzy to ludzie dumni.
Chcą wolności i swobody.

Może stoisz gdzieś na skale.
Czarno widzisz Morze Czarne.
Uniosły się wokół fale.
Chcesz do Unii? Szanse marne.

Lekką ręką ktoś na mapach
rozrysował podział nowy.
Jakiś kacyk, lub satrapa.
Specjalista z kół wojskowych.

Może wiersze twoje czytał.
Może słuchał twego grania.
Świat się nas o nic nie pyta.
Nie chce wierszy i śpiewania.

Liczy się już tylko kasa.
Gra na spadkach Goldman-Sachs.
Nuta znika w trudnych czasach.
Tkwi gdzieś w duszy. Żyje w nas.

Pożyjemy - zobaczymy,
ale łatwo żyć nie będzie.
Pamiętamy. Nie milczymy.
Dobrzy ludzie żyją wszędzie.

C'est la vie!



Złe prognozy nie są łatwe,
zwłaszcza, gdy się stają faktem,
albo dotyczą pieniędzy.
Długo, dziwnie milczą Niemcy
i unijni demokraci,
bo to oni będą płacić.
Chyba, że się zagotuje.
Wtedy wszystko się blokuje.
Na stabilizację czeka,
na rząd i prawa człowieka.
Już tak było w innych państwach,
gdzie do władzy doszły bractwa
i strącono władzy głowę.
Rozwiązania są nienowe.
Rewolucja dzieci żre
i powtarza swoją grę.
Długą drogę już przeszliśmy
i wszystko już oddaliśmy
na wsparcie Eurozony.
Świat jest dosyć pokręcony
i nie braknie w nim intencji,
by zmierzać do konferencji
na której już rząd światowy
wprowadzi Porządek Nowy,
bo ten stary ktoś zawalił.
Prości ludzie nie słuchali,
gdy mówiono o kryzysie.
Myśleli, że wszystko śni się,
a nie mogli się obudzić.
Świat powinien być dla ludzi,
a nie ludzie dla pieniędzy.
Darmo świeci tylko Księżyc,
lecz umiemy tworzyć chmury.
C'est la vie! To nie są bzdury!

środa, 26 lutego 2014

Po czyjej stronie?



 








Wiedziała Cerkiew na Majdanie
po czyjej stronie w sporze stanie.
Nasi czekają hierarchowie,
co Pan Bóg nam da i co powie?

Okrągły u nas jest Stół Pański.
Leżą ukryte w szafach gdańskich
orędzia oraz oświadczenia.
Tylko obyczaj się tu zmienia.

Przetrwał przez długie, długie lata
kierunek - trzeba do Piłata.
Niech on rozsądzi. Osąd wyda -
Co może człowiek? Co hybryda?

A przecież wiszą na Majdanie
krzyż, Matka Boska - jak na bramie
stoczni o imieniu Lenina.
Tak wielkie zmiany się zaczyna!

U nas to wszystko wyniesiono,
a episkopat stał się stroną
uzgodnień międzyresortowych
i odtąd stał się prorządowy.

Popiera władzę. Władzę chwali,
bo grozi neo-nacjonalizm
i wzrost nastrojów narodowych,
a on jest okrągłostołowy.

Łatwiej dokonać zmiany butów
niż likwidacji chcieć Berkutu.
Może to sprawa nie jest nasza
jak uwolnienie Barabasza.

Lecz świat się zmienia w głowach, w ludziach.
Wypada jakiś mieć w tym udział.
Nie każdy teraz z boku stanie.
Zostawi Bogu Zmartwychwstanie.

Po czyjej stronie? Czas wyboru.
Czy bliżej ludu? Czy do dworu?
Krucjata, albo post milczenia.
Naród z krzyżami umie zmieniać!

wtorek, 25 lutego 2014

Czambuł



 











Daleko za Taganrogiem, gdzieś od granicy gruzińskiej
na błotnistą jeszcze drogę wjechał podjazd ordy krymskiej.
Śnieg już stopniał. Wód strumyki wartko płyną ze wszech stron.
Tony wojskowej muzyki wypłoszyły stada wron.

Dokąd spieszą ci mołojcy przyczajonym wilczym truchtem?
Nikt się nie spodziewa obcych. Jary skryły dziwny ruch ten.
Mgły i dymy step pokryły. Martwa cisza trwa w brzezinach.
Śpią chutory jak mogiły, a ruch ordy się zaczyna.

Przy kulbakach zwój arkanów. Pod ręką głodnych, nieczułych.
Ruszyły ku ziemi panów zwiadowcy, potem czambuły.
Przypomną minione czasy, których już świat nie pamięta.
Buntowników wezmą w jasyr. Młodych chłopców i dziewczęta.

Wolność snem tu tylko bywa. Tylko chwilą i marzeniem.
Śmierć tu za to jest prawdziwa i odwieczne jest cierpienie.
Krym to jest potężna siła. Pragnie tronów i chce złota.
Pierwsza fala już ruszyła, gdy z wezwaniem poseł dotarł.

Wygaszono tańców ognie i pochodnie po igrzyskach.
Jeźdźcom teraz mniej wygodnie. Droga daleka i śliska.
Wiedzą czym jest zaskoczenie. W stepie jeszcze mogą śpiewać.
Potem zapadnie milczenie, kiedy plan będzie dojrzewać.

Wielka jesteś Ukraino, za tobą Rzeczpospolita.
Lud twój dzielny. W boju słynął. Wyruszał. O nic nie pytał.
Oglądała już brzezina porzucone w błocie ciała.
Nowy rozdział się zaczyna, byś minione pamiętała.

Przed wiosenną burzą



 









Ponad miarę w Polsce świnie
obrastają w tłuszcz.
Trzeba pomóc Ukrainie.
Nie później, lecz już!
Rząd nasz wymagania stawia.
Chce z Funduszu wsparcia.
Wiozą rannych do Wrocławia.
Krach z nadmiarem żarcia.
Nie chcą żadnych polityków
dawnych kręgów władzy.
Agentów i pajacyków -
zawsze na rozkazy.
Odlatują, gnają, jadą,
bo grozi im sąd.
Pewien gość autostradą
zasuwał pod prąd.
Nasi walczą o urzędy.
O stołeczki w Unii.
Zamieszanie wielkie wszędy.
Są już niepotulni.
Podobieństwa jest za dużo,
a różnic zbyt mało.
Cisza przed wiosenną burzą.
Czekać nam zostało.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Komuna nie wytrwa!



 








Pomyliły się tym razem światowe elity
zakładając, że lud prosty zawsze słucha świty.
Że handlować narodami można jak towarem,
przywracając po przemianach układziki stare.

Za dużo w tym było pychy i lekceważenia.
Przekonania, że oszustwo nastroje pozmienia.
Że z narodem może wszystko dyktatorska władza.
Nawet, kiedy na bezprawiu swą siłę osadza.

Pomylili się tym razem eksperci, stratedzy,
że oddawać można państwa bez zgody i wiedzy
w polityczne strefy wpływów, obce panowanie
i nie bardzo wiedzą teraz, co się dalej stanie.

My już wiemy, czym jest sojusz, przyjaźń anglo-saska.
Mocarstwowa polityka. Łaska lub niełaska,
która woli gdzieś daleko cudzymi rękoma
porządki swoje wprowadzać i do nich przekonać.

Masoneria i socjalizm to wymienne maski
tej samej światowej władzy, która nie zna łaski
i dopóki przebierańcy będą przy korycie -
wolny człowiek w całym świecie musi drżeć o życie.

Pomylono się tym razem, więc korekta będzie.
Nową zbudują zasłonę i spuszczą ją wszędzie.
Na pewno nie zrezygnują, choć łatwo nie pójdzie,
bo się po snajperskich strzałach obudzili ludzie.

Niesłychanie groźna bywa potęga przykładu.
Nie wystarczy kul gumowych, ani "Spieprzaj dziadu!"
Nie potrafią żadne służby tyranii osłonić,
bo już ludzie zobaczyli - Można je rozgonić!

Przejadła się polityka stanów wyjątkowych.
Wojsko bowiem z przekonania służy narodowi.
Przeciw elitarnej władzy może się odwrócić,
gdy interes oligarchii z sumieniem się kłóci.

O przyszłości, wiedzą ludzie - przewidzieć się nie da.
Majątek się nie uchowa. Nie jest wieczną bieda.
Władza też się kiedyś kończy. Przemijają mody.
Choć zmieniają się granice - zostają narody.

Żadne unie nie odbiorą samostanowienia.
Czym jest geopolityka, gdy krzyczą sumienia?
Niewolnictwo musi odejść. Musi upaść lichwa!
Wiedzą to umysły młode. Komuna nie wytrwa!
 

niedziela, 23 lutego 2014

Chodnikowe kostki




 








Pozdejmują u nas kostki.
Na ulicach nie ma bruków.
Nie ma przejść i ulic wąskich.
Nie ma także takich zuchów.

Potrzeba by pewnie była.
Nawet jest jakieś staranie,
lecz jeszcze się nie skończyła
podgrzewana woda w kranie.

Opony jeszcze potrzebne.
Wiosną stare się wyrzuci.
Opinie są niepochlebne.
Bardzo łatwo naród skłócić.

Nie potrzeba złotych stolców.
Mamy przecież AmberGolda,
przetargi, walizki dolców.
Mogą zacząć bić po mordach.

A gdy zaczną - nie przestaną.
Kłamstwo ma króciutkie nóżki.
Wyjdą i zatarabanią
i to nie są czcze pogróżki. 

Słyszycie?



 
 










Żałosna jest pieśń ich. Przeklęty ich los,
A serca stwardniały przeżyciem,
Lecz stoją wciąż dumni i nie drży im głos.
Słyszycie? Słyszycie? Słyszycie!

Opłakali swoich i pytali Pana
Czy da im zwycięstwo za życie?
I pieśń się uniosła z piersi wyszarpana.
Słyszycie? Słyszycie? Słyszycie!

Do granic rozpaczy zepchnęło ich zło.
Chłeptało krew w dobrobycie.
Czy świat ich ocali? Czy pomoże kto?
Słyszycie? Słyszycie? Słyszycie!

Bez wierchuszki



 







Bez wierchuszki
miękkie nóżki.
Cisza na Twitterze.
Krasawica wyszła z puszki.
Na placu pacierze.
Co ich czeka?
Rząd bez Zeka.
Przechodzą żołnierze.
Zek wbił ćwieka,
czy ucieka?
Nikt nie mówi szczerze.
Agentura interwencją
już z ekranu straszy.
Służby wyszły z konferencją.
Nie wsiądą do maszyn.
Choćby chciały nie pojadą.
Żadna opon nie ma.
Na trumny stos kwiatów kładą.
Unia ma dylemat.
To bardzo zawzięty naród.
Pięść umie zaciskać.
Nie zapomni swego żalu,
a wystarczy iskra.

sobota, 22 lutego 2014

Kiedy uciekają króle, kiedy giną chłopy...




 








Już to dawno dwaj na górze wszystko obgadali.
Ma być u nas po dawnemu. Nie godzą się mali.
Wielcy mają teraz kłopot jak opory zgasić,
by się ludzie wystraszyli, a rządzili "nasi".

W Polsce, w Gruzji szybko poszło, a na Ukrainie
każą zmieniać konstytucję, wyjeżdżać "rodzinie".
Walą w bębny atamany. Kul się nikt nie boi.
Wielki problem z tym Majdanem mają "sami swoi".

Na dodatek już na karku do Unii wybory.
Wszyscy widzą że ten system jest od dawna chory.
Finansowo nie wspomoże. Nie zrobi wyjątku.
Skomplikował się plan wielkich o Nowym Porządku.

Trzeba karty złe pokazać. Odsłonić intencje.
Uzgodnienia dawne zmienić. Zwołać konferencję.
Zapalenie w oknach świeczek już efektów nie da.
Nie dla Unii jest człowieczek. Nie dla Unii bieda.

Dla świata Rosja ważniejsza! - mówi Ameryka,
a o małych teraz mniejsza! System się potyka.
Rozsypać się całkiem może układ Europy,
kiedy uciekają króle, kiedy giną chłopy.

Myślał indyk o niedzieli




 










Oligarchia zwiała. Rządu w kraju nie ma.
Co może pozwolić rozwiązać dylemat?
Tymczasowa Rada, która zwie się WRON,
by dyplomatycznie powiedziała: - Won!???

Już tam dużo wcześniej sztab nad tym pracował,
tylko ich Kukliński im się nie uchował
i świat o tym nie wie, lecz wkrótce się dowie
ile w polityce jest dziś warty człowiek.

Europa powie, że wyjścia nie było,
że się wiele nieszczęść samych narobiło.
Ameryka nie chce przeciągania liny.
Coś z tym trzeba zrobić! Przytaknąć musimy.

Świat przez to przechodził w Egipcie i w Libii.
Znają te sposoby fachowcy prawdziwi
i jeżeli tylko nie jest za daleko.
Wypatrzą. Namierzą. Nie mrugną powieką.

Papier bez podpisu przerobią na rolki,
a negocjatorzy leczyć będą kolki.
Zapalą gromnicę. Pomodlą się z nami,
byśmy się nie czuli także wykiwani.

Każą potem komuś za wszystko zapłacić,
a w kraju zostali tylko niebogaci.
Reszta czarterami odleciała w świat.
Kto utworzy Radę? Chyba Wielki Brat.

piątek, 21 lutego 2014

Z kim?



 








Pobożne życzenia ludziom są potrzebne.
Wygaszają one zdania niepochlebne.
Na wrażliwe sprawy kładą trochę cienia.

Z kim tu mamy do czynienia?

Na różne sposoby można kupić czas.
Przekopywać ziemię i zapewniać nas,
że każdą drobinę ludzką się docenia.

Z kim tu mamy do czynienia?

Dziwni dyplomaci i negocjatorzy
potrafią się z wrogiem najgorszym ułożyć,
żeby gniew uciszyć, skłonić do milczenia.

Z kim tu mamy do czynienia?

Są mapy drogowe, stany wyjątkowe
i przygotowania skuteczne, nienowe.
Potrzebują tylko czasu do spełnienia.

Z kim tu mamy do czynienia?

Dyskusja z ulicy ma wrócić do sejmu.
To warunek pierwszy spokoju, rozejmu.
Potem po swojemu wszystko się pozmienia.

Z kim tu mamy do czynienia?

Transmisji nie będzie! Po co ludzi drażnić.
Będą gadki- szmatki z głowy, z wyobraźni.
Jest mądrość eksperta. Nie do przecenienia.

Z kim tu mamy do czynienia?

Tam na brzegu żółtej wody



 








Tam na brzegu żółtej wody
pokłóciły się narody
o to, co tu kiedyś było
i co dzisiaj znaczy miłość?

Rozniesiono spór po świecie,
a w kremlowskim gabinecie
odtańczył kozak czastuszki.
Na pomniku zdrętwiał Puszkin.

Spokój w całym kraju upadł.
Może żydzi? Może UPA?
Może to plan Goldman-Sachsa?
Może dysydent na saksach?

Prowokacja piękna sztuka.
Głupich łatwo jest oszukać
i odnaleźć zapalczywych,
odwetowców pamiętliwych.

Rozniecono zamieszanie.
Życie marne, życie tanie.
Banki zamknęły podwoje
i złapały, co nie swoje.

Dyskutują do południa
złodziej, kozak, Rosja, Unia.
Przykryli nosze z dziewczyną.
Płaczesz, płaczesz Ukraino.

czwartek, 20 lutego 2014

Nasza wina, nasza wina, nasza bardzo wielka wina



 










Nie zadbaliśmy o szacunek
wychowując nadludzi.
Zezwalając im na rabunek.
Zły demon nas podjudził.
Zapomnieć było bardzo łatwo.
Wybaczać jeszcze łatwiej,
a kiedy byli małą dziatwą,
chcieliśmy żyć dostatniej.
Pozwalaliśmy. Uczyliśmy:
Liczy się tylko kasa!
Potem im rządy oddaliśmy.
W ich rękach banki, prasa.
Władzy nad nami uzyskanej
oddać nie zamierzają.
Nie dość im ziemi krwią zalanej.
Strzelają wciąż. Strzelają.
A życie nasze mają za nic.
Ich bogiem są pieniądze.
Człowiek stał się towarem tanim.
Liczy się z życia końcem.
Umierać może z własnej woli,
lub z uzbrojoną ręką.
Walecznym czasem Bóg pozwoli
przełamać los z udręką,
lecz dyktatorzy są już wszędzie
i systemowi służą.
Nie można wierzyć: - Jakoś będzie.
Trzeba im zabrać urząd!

BERKUT



 








Stało się to nagle. Kiedy? - Nie wiadomo.
Przestano już krzyczeć na policję - ZOMO!
Za to na ulicach przestraszeni ludzie
zaczęli rozmawiać o jakimś BERKUT-ie.

Różne są policje. Nasza też bić umie.
Włożyć kominiarki i schować się w tłumie,
potem sprowokować w tłum bezbronnych salwę.
Skopać. Zagazować. Z oka zrobić malwę.

Do protestujących też u nas strzelali.
Dzisiaj jeden z drugim już się tak nie chwali,
lecz warto pamiętać. Patrzyć im na ręce,
by się taki BERKUT nie pojawiał więcej!

Władza i rewolucja




 






Bestia była w oddali, lecz przeniosła się do nas.
Ludzie wciąż wczasowali. Dobra była ochrona.
Każdy śmiał się. Żartował, że to nie jego sprawa.
Teraz jest bardziej jego. Rośnie w oczach obawa.

Bestia była daleko. Obcinała tam głowy.
Trupy płynęły rzeką i był atak gazowy.
Działo to się na wschodzie. Za górami, za morzem.
Dzisiaj widzimy sami, że i do nas przyjść może.

Tak się łatwo przemieszcza. Od mocarstwa do carstwa.
Nie wiedzieliśmy o tym. Tyle aż było łgarstwa.
Wszystko jest tak podobne - władza i rewolucja.
Dzisiaj wyglądasz oknem - jutro będzie destrukcja.

Słyszysz huki, wystrzały jeszcze z telewizora,
ale u nas też przecież sytuacja jest chora.
Widzieliśmy na marszu tarcze, pały, wystrzały.
Świat się stał niebezpieczny. Dla wolności za mały.

środa, 19 lutego 2014

Po stronie słabszych




 









Ujmę się za mniejszych. Tak mnie nauczono.
I wesprę słabszego, gdy mu grozi siła,
a tam, gdzie modlitwę chrześcijańską wznoszono -
swoją zawsze dodam, żeby uprosiła.

Troszczę się o młodych, choć to już nie dzieci
i nie lubię kiedy do kobiet strzelają.
Wolą o marzeniach wiersz składać poeci.
Ja widzę kordony. Tych, co napierają.

Nie będę rozsądzać kto gorszy, kto lepszy.
Stanę za prostakiem, nie za zawodowcem.
Jeśli domu broni, choćby i był grzeszny
ma prawo do swego. Odpierać, co obce.

Jeśli to Słowianin. W Pana Boga wierzy,
a pragnie go zdusić dzicz i komunista.
Nie słucham ostrzeżeń, żem się źle sprzymierzył.
Sumienie mi każe bym do niego przystał.

Na gołej podłodze



 








Przyczyny, motywy, powody lub racje
nie mają znaczenia, gdy biją człowieka.
Systemy, porządki, także demokracje -
są niczym, gdy życie z młodego ucieka.

Nauczał go ojciec i tuliła matka.
Lubili koledzy. Dziewczyna kochała,
a teraz bez życia. Przykrywa go szmatka,
bo poszedł na Majdan. Ot, historia cała.

A jakże miał nie pójść, gdy nie chciał znów Rosji
na swojej ulicy, podwórzu i w szkole
i wszyscy z dzielnicy rówieśnicy poszli
i pieśni śpiewali - leć młody sokole.

Poleciał i leży w Oficerskim Domu
na gołej podłodze, obrusem przykryty.
Wypadło na niego, a los nie dopomógł.
A matka nie wierzy. Jak to? Mój... zabity?


           *   *   *


Leży? - To leży! Rzecz oczywista,
bo przecież z niego był terrorysta
i jeszcze pewnie kibol Dynama.
Szkoda młodzieży? - Wszędzie ta sama!

Tylko by chciała od Europy
zasiłków żądać. Sprawiać kłopoty
i Amerykę mieć tutaj zaraz.
Musi się przedtem lepiej postarać!

Do partii wstąpić! Wyrzec się wiary.
Nie wracać więcej do grzechów starych.
Uznawać równość i tolerancję,
a nie na placach budować szańce.

Powinna wreszcie przejrzeć na oczy.
Może pojedzie kiedyś do Soczi?
Tam będzie skakać, jeśli da radę.
Leży? - To leży! Będzie przykładem.


Nie wierzy matka. Ojciec pięść ściska.
Znowu to wszystko ogląda z bliska,
co miało odejść. Nigdy nie wrócić.
Orzeł, czy Rzeszka? Pieniążek rzucił.

 

Cenzura na Facebooku!




 







Pewnie oglądacie. Pewnie to widzicie.
Ześwinił się Facebook dzisiaj całkowicie.
Na ogólnej stronie wpisy cenzuruje.
Podsuwa przed oczy to,  co mu pasuje.
Jakieś propozycje i wpisy bez ikry,
a nie pokazuje tekstów ważnych, przykrych.
Piszesz na Berdyczów. Nikt tego nie widzi.
Mówią, że to Mosad, a na pewno żydzi.
Nie będę dochodził, kto tu za tym stoi.
Na pewno ten komuch, co się prawdy boi!

wtorek, 18 lutego 2014

Każde pokolenie...



 








Każde pokolenie ma swe Westerplatte.
Swego prześladowcę, a czasem oprawcę.
Łotra, który z ofiar pobiera zapłatę.
Wielkie ideały zamienia w latawce.

Każde pokolenie płaci za ślepotę.
Za naiwność swoją i za testosteron.
Będzie swoje rany długo lizać potem,
zdobiąc je symbolem i wielką literą.

Każde pokolenie opłakiwać musi
swych Janków Wiśniewskich padłych na ulicy,
nim pokona tego, który wolność zdusił.
Nim odejdą w przeszłość marni politycy.

Nad głową



 













Dyskutują na Ziemi
między sobą skłóceni.
Walczą, palą, pałują, strzelają,
A nad głową, w kosmosie -
coś na Słońcu stało się.
Tam bieguny swe miejsce zmieniają.
Fala erupcji ślicznych.
Pożar pól magnetycznych.
Wypalają się przeciwstawne.
Czy coś do nas doleci?
Mamy swój kabarecik,
Ale wszystko to nie jest zabawne.
Na to nie mamy wpływu,
Za to ziemskich porywów
Nie żałuje słoneczne przedwiośnie.
W końcu nic nie trwa wiecznie.
Wiemy - nie jest bezpiecznie,
Aż coś pieprznie o wiele donośniej!!!

poniedziałek, 17 lutego 2014

Do marchewki lub do bata!


 










Do marchewki lub do bata!
Błysną media. Jest debata!
Będzie przelew. Świeża kasa!
Telewizja. Radio. Prasa.
Do mikrofonu procesje.
Zapłacono za koncesję,
więc przelewać będzie z czego.
Staje jeden na jednego.
A babina grosik dała.
Wypełniła i wysłała.
Kilkadziesiąt aż milionów
uzbierano z biednych domów.
Diabeł twarde ma kopyta.
Nie dał nic, a żądał myta.
Trzeba było czekać, płacić.
Wziął i mógłby się ochwacić!
Teraz daje, bo ma z czego
na debatę od biednego.

Do marchewki lub do bata!
Będą trąbić! Tra ta ta ta!
Obaj wiedzą zdrowia szkoda.
Trzeba rękę sobie podać
i zarobić dać reklamie.
Zapomnieć już: - "Miałeś chamie..."
Teraz na to partie mają.
A babinie już nadają.
Usiadła przy ciepłej kuchni,
a tam aniołowie cudni,
niebożęta, cherubiny,
piękne buzie, oczy, miny -
dają Kropelkę Radości.
Zadzwoń. Zapraszają w gości.
Przedtem wyślij SMS-a.
Kasjer czeka. Pusta kiesa.
Przedwyborcza atmosfera.
Na debatę trzeba zbierać!

Do marchewki lub do bata!
Taki jest porządek świata.
Nic tu nie jest czarno - białe.
Miałeś chamie róg, oj miałeś...
Jeszcze echo niesie
decyzję o lesie
i mamona dzwoni.
Spróbuj ich przegonić,
albo odciąć środki.
Zapłacą sierotki.
Ci co plackiem leżą.
Ludzie mediom wierzą.
Musi być debata!
Na następne lata
trzeba wybrać drogę.
Myślisz: - Wspomóc mogę.
Potrafią ten kraj odmienić
na "Wesele" zaproszeni.

Przychodź ty także chochole.
Przy okrągłym siądziesz stole,
a Stańczyki, Wernyhory
opowiedzą ci o chorym,
rozgrabionym, pustym kraju.
O rozbiorach. Trzecim maju.
Naczelniku i Kasztance.
O tym, jakie czarty tańce
wyczyniały u jeziora.
O panu hrabim ze dwora,
który wyniósł krzyż sprzed okien.
Nikt tu nie mógł być prorokiem
i przewidzieć gęstej mgły.
Po niej biorą się za łby
przeciwnicy w tej debacie.
Znów "Wesele" w starej chacie
odstawią po wielu latach.
Błysną media. Jest debata!
 

Niedoskonałość?



 








Wiódł raz spór ksiądz Oko z towarzyszem Ucho,
Czy rozum się oprze wielopłciowym duchom.
Poeta się wtrącił. Chciał złożyć poemat.
Krytyk myśl mu zmącił. Rzekł, że duchów nie ma.
Wielopłciowość jednak w przyrodzie istnieje,
Lecz jej posiadaczy ni ziębi, ni grzeje.
Taka, czy nijaka też potomstwo wyda.
Duch płci nie posiada, bo mu się nie przyda,
Więc mu się na pewno - na rozum nie rzuca.
Panowie się będą o ludzi wykłócać!
Oko nie widziało, ucho nie słyszało,
By z żebra powstała też niedoskonałość,
Chociaż wąż się wtrącał, zamieszać próbował.
Ukradł część znaczącą i w swój ogon schował.
Odtąd płeć niewieścia męskiej potrzebuje
I wszczyna dyskusję - Czegoś jej brakuje!
Lecz nic nie uzyska.  Jest już po herbacie. 
To diabelskie sztuczki. Na pewno je znacie.

Przewracając pomniki



 









Gdy artysta boską cześć oddaje bykom
i w głowie ma tylko złote runo cielca,
a nie szuka drogi ku nieziemskim bytom -
czeka go zwątpienie, niepamięć wisielca.

Twórca który umie przewracać pomniki.
Za nic ma posągi. Za nic piramidy.
Potrafi zasłonę ściągnąć z polityki -
tego czeka wieczność w pamiętaniu żywych.

Pożar na rozdrożu nie tworzy niczego,
a bywa jedynie błyskiem sztucznych ogni.
Kto umie ocalić ostatki dobrego,
ten poniesie w mroku światełka pochodni.

Niełatwy jest wybór: - W światło? Czy po złoto?
Czy po kamień ostry? Czy tam, gdzie ognisko?
Życie nas obdarza poetami po to,
byś potrafił wybrać i rozumiał wszystko.

Doświadczeni



 









Są Pasterze, którzy mord poznali.
Potrafili wybaczać mordercom.
Rozumieli ich. Spowiadali.
Nieśli spokój umysłom i sercom.

Chociaż ofiar już były miliony,
a gdzie indziej, mniej trochę - tysiące.
U nas setki - niewyjaśnionych -
dla każdego jest miejsce pod słońcem.

Przeszli przez to i teraz potrafią
rozważania snuć o Fatimie.
Są też ludźmi. Czasem się zagapią
i przemilczą, gdy znowu ktoś ginie.

Nie należy obmawiać bliźniego!
Słowa mogą bolesne dać znamię.
Trzeba śmiało wychodzić do złego,
nawet jeśli coś znowu się stanie.

Zagrożona jest instytucja!
Misjonarze wolą zostać z ludźmi?
Ostrzegała świat Siostra Łucja,
lecz ci wielcy potrafią być próżni.

niedziela, 16 lutego 2014

Tak bym chciał



 










Tak bym chciał, by ktoś mówił o Bogu,
o wszechświecie, o Panu Jezusie,
a nie o tym, co czyni ogół
i czy to spodobałoby Mu się.
Chciałbym słuchać o Duchu Świętym,
który nas bezpośrednio dotyka,
a już mniej, o tym życiu codziennym,
o biblijnej krytyce Celnika.
Tak bym chciał mieć takiego Pasterza,
który ze mną wędruje myślami,
by mi mówił dokąd życie zmierza.
Pokazywał - Nie jesteśmy sami!
Nie chcę, żeby był do mnie podobny,
lecz o wiele ode mnie był lepszy,
bo już świat mnie nauczył być skromnym,
zabrał to, co czyniło mnie grzesznym.
Niechby był filozofem, odkrywcą,
wizjonerem, zapaleńcem, skałą,
lub artystą, co duszę dał skrzypcom,
by mi niebo muzyką zagrało.
Miałem kiedyś takiego poetę
z którym łatwo przekraczałem progi,
dzisiaj nie jest to żadnym sekretem:
Nie musimy się zmieniać w ubogich.
I pokory nauczać nas łatwo,
posłuszeństwa, wyrzeczeń i postów.
Dobrotliwą nie jesteśmy dziatwą.
Chcemy prawdy! - powiem prosto z mostu.

Pamietaj abyś...!



 









Jak każdej niedzieli
poleżał w pościeli.
Już teraz ma tylko niedziele
i życie jak w celi.
Budzić go nie chcieli.
W cukierni są po kościele.
Przy bożej opiece -
ma raj,  jak za piecem.
Przyniosą, jak zwykle kremówki,
więc spokój ma widza.
Jest grzechem wyszydzać!
Napisał kuplecik malutki.
Jest święto i święto.
Czy dano, czy wzięto?
Spacerek z pokoju do kuchni.
Modlitwa. Przemowa.
Uważaj na słowa!
Krytycy bywają okrutni.
Na wszystko jest pora.
Niedziela - pokora!
Świętować też można inaczej
i śledzić świat w mediach.
Nauka, czy brednia?
Przed tobą świat nowych znaczeń!
Niełatwo być owcą.
Ufać zawodowcom.
Nie liczą się niemobilni!
Czas wszystko pokręcił.
Niełatwo jest święcić.
Za ciebie poświętują inni.

sobota, 15 lutego 2014

Walc Stronga



 








Było Tango Milonga.
Jest tylko szelest map,
a zamiast walca Stronga -
zgrzyt otwieranych klap.
Rozmowy są o tarczy.
Ogląda film publika.
Dla wszystkich nie wystarczy!
Ktoś nie chce tu pomnika.

Może będzie wspomnieniem.
Może zostanie kac.
Otoczył mnie ramieniem
przedkryzysowy walc.
Wzrok ludzki wbity w ziemię,
uniósł się spojrzał w blask,
a pod stopami drżenie
i podmuch łaski łask.

Ekran. Mundur. Wzruszenie.
Zwis opuszczonych rąk
i karty odwrócenie.
Ameryka. Jack Strong.
Na fali Smuga Cienia.
Eszelon pełen Skudów.
Rozbłyski nieistnienia.
Walc - walec demoludów.

Zdaje się nierealny,
a taki rzeczywisty.
Walc długi - tryumfalny,
jak cieni pochód mglisty.
Jak coś, co dzisiaj trzeba
poprawić - skorygować.
Ze szlaku spaść się nie bać.
Na nowo rozrysować.

I nutę wciąż pamiętać
ciągnioną wzdłuż wybrzeża.
Wciąż graną w wielkich sztabach
i w plecaku żołnierza.
Z grzybami nad Warszawą
i desantem z "Mistrali",
z przejściem potężną ławą
która się tu przewali.

Walc był przedkryzysowy.
Jaki w kryzysie będzie?
Pracują tęgie głowy.
O nowym myślą sprzęcie.
O ludziach - niekoniecznie,
bo ludzi teraz mnogo.
Myślisz, że jest bezpiecznie?
A oni znowu mogą...

Mowa ciała



 








Ekran sobą wypełniała.
Patrzyłem na mowę ciała,
bo ta zwykła jej przemowa
mogła tylko denerwować.

Gdy zaczęły mówić oczy,
program zrobił się uroczy.
Powiedziały włosy szyja,
że jest wolna i niczyja.

Dołożyło swoje zdanie
napięcie i falowanie.
Nad przeponą. Pod przeponą.
I ruch bioder. Spięte łono.

Uda - cuda. Ruch kolana.
Cała była rozgadana.
Nie traciła nawet chwilki.
W oczy stale kuły szpilki.

Poza mną nikt nic nie słyszał.
Pilot w ręku. Była cisza.
Wystarczyło chcieć, rozumieć.
Głos wyłączyć każdy umie.

Rozmowa z duszą



 











Jestem chory i nie jest to myśl przyjemna.
Jestem chory. Nic nie zmienię. Tak ma być,
Jestem chory. Nie warto tej sprawy zgłębiać,
choć tak samo, jak wy wszyscy chciałbym żyć.
A czy lepiej być świadomym, czy w niewiedzy?
Obserwować i budować domki z piasku?
Uśmiechają do mnie z nieba się koledzy.
Jeszcze próbuj. Życie wciąż ma wiele blasków.
Zdrowie może jeszcze trochę popracować.
Ma remisje i ma samouleczenia.
Nie ma sensu żyć i głowę w piasek chować.
Masz tu przecież sporo rzeczy do zrobienia.
Porozmawiaj wieczorami szczerze z duszą.
Niech pogada. Nie zakazuj: - Cicho być!
Twe obawy do niczego jej nie zmuszą,
a niczego nie potrafisz przed nią skryć.
Jeszcze uśmiech. Jeszcze dymek z papieroska.
Jeszcze trochę powspominaj te dziewczyny.
Wiosna idzie, a otacza cię tu troska.
Pożyjemy. Spróbujemy. Zobaczymy.

piątek, 14 lutego 2014

Żadne słowa...



 






Żadne słowa nie zastąpią obecności.
Żadna pamięć nie da poczuć i przytulić.
Nie ma żadnej namacalnej dojrzałości.
Tylko zapach pozostaje na koszuli.

Ślad na płótnie. Jakaś stara fotografia.
Czasem powiew, po nim nagłe przypomnienie.
Napisana przez kolegów biografia
i te stale gadające z kątów cienie.

Są pytania i są na nie odpowiedzi.
Mogą zawsze się pojawić jak rozbłyski.
Jakbyś był tu. Jakbyś wszystko ze mną śledził.
Jakbyś nie chciał pozostawić spraw ci bliskich.

O Jackowskim mówią - zwykły spirytysta,
bo on jeden opowiada - Tam jest byt!
Wyobraźnia na ten temat jest wciąż mglista.
Pragnie ducha towarzystwo zmienić w mit.

Ale fizyk wielki zderzacz konstruuje.
Stary lama kręci młynki, szepcze mantry.
Ty wciąż nie wiesz, chociaż dotyk czasem czujesz.
Chociaż skrzypnie nieraz w domu stary antyk.

Tak się trudno przyzwyczaić do nowego.
Dużo łatwiej jest na wszystko machnąć ręką.
Nie odróżnisz przecież złego od dobrego.
Podświadomość jest zasłoną bardzo cienką.

Rżnij Walenty - idzie wiosna!



 








Nie całują dziś pierścienia. Nie klękają.
Za to chętnie poklepują się po plecach.
O swój strój za bardzo także już nie dbają,
a skupiają się na tym, co ich podnieca.

Rżnij Walenty! Idzie wiosna, a z nią nowe!
Zwalą tynki, a styropiany położą!
Noc Kupały lub Idy Marcowe
nazwać przecież, można także - Wolą Bożą!

Za plecami wyciągnięte są ramiona.
Głowa Pana opuszczona bardzo nisko.
Bóg to miłość, a ludzi trzeba przekonać!
Władza mediów chce mieć święto, widowisko.

Rżnij Walenty! Nauczajmy tych, co wiedzą,
bo się wcześniej pewnie sami nauczyli.
Nie żałują dziś niczego przed spowiedzią.
Tacy są i tacy będą. Tacy byli.

czwartek, 13 lutego 2014

Iluzja



 














Ludzka zdolność postrzegania
słaba jest, ograniczona.
Magik nic ci nie zasłania.
Co chce - na oczach dokona.
Musi skupić twą uwagę
na wybranych kilku  sprawach.
Te zobaczysz. Tym dasz radę,
a nie będziesz sprawy zdawał
sobie z tego, co pod nosem.
Nie masz takich możliwości.
Może zagrać twoim losem
wyszkolonych kilku gości.

Kto wymyśla scenariusze
sensacyjnych filmów akcji
myśli: - Nie chcę, ale muszę
sięgnąć do zgranych atrakcji.
Tylko z tego, co już poznał
rzecz wymyśli całkiem nową.
Dodać niczego nie można,
choćbyś w mur uderzał głową.
To jak program. Baza danych.
Korzystasz z tego co masz.
Choć układasz nowe plany.
Świat je widział. Ty je znasz!

Podobnie już kiedyś było,
może zdarzyć się raz jeszcze.
Miejsce tylko się zmieniło.
Dodano numery z dreszczem,
byś spoglądał tam, gdzie trzeba
i tam swą uwagę skupił.
Byś pod nosem nie dostrzegał
triku, który cię ogłupi.
To zwyczajna jest iluzja
i dziecinnie łatwa sprawa.
Cóż, spotkała cię konfuzja.
Rozwiązano Cyrk Warszawa.

środa, 12 lutego 2014

Wielki szpital



 









Wielki szpital. Długie puste korytarze,
a w dyżurkach, na tablicach - nazwisk lista.
Milionerzy, politycy, dygnitarze.
Czasem trafi tu poeta lub artysta.

Tu się łatwo można pozbyć wszelkich marzeń.
Pocieszenie znaleźć księdza kapelana
i pojechać długim pustym korytarzem
tam gdzie czeka filozofia niepoznana.

Na dziedzińcu się kołysze stare drzewo
wiadomości wszelkich - złego i dobrego.
Patrzysz na nie. Nie na prawo, nie na lewo
i wciąż nie chcesz dowiadywać się niczego.

Z każdej maski spogląda na ciebie troska,
a cyferki przeskakują w monitorach.
Dobrze wiesz, że ci została Wola Boska. 
Jest przy tobie. Czeka cicho, pomóc skora.

Wielki szpital. Wielka cisza wielkich ludzi,
a zasługa ziemska w śpiączce teraz śpi.
Jest modlitwa: - Panie Boże, niech się zbudzi.
Delikatnie ktoś uchyla z tyłu drzwi.

Pięć groszy



 














Błyszczą Rosja, Ameryka.
Świat pięć groszy swoje wtyka
w twe wybory - jak masz żyć!
Orwellowska polityka
każdy przekaz zmienia w przykaz.
W zafałszowanych wynikach
potrafi rządzących kryć.
Pokazują: - Nic nie możesz,
a zawsze może być gorzej.
Żyj w swoim telewizorze. Śnij!
Świat ze sobą ma trudności.
Bardziej szare od szarości
barwy ludzkiej codzienności
zamazują ci dalekie perspektywy.
Skupiony na czubku nosa,
widzisz łzy, a mówisz - rosa.
Potem idziesz.
Głosujesz na nieprawdziwych.

Uwolniony od myślenia,
chciałbyś zmienić, lecz nie zmieniasz,
chociaż wczoraj obsikali twoje znicze.
Mówisz: - To siła spokoju.
Przyjmują cię w przedpokoju,
ale wkrótce pewnie trafisz na ulicę.
Tak nieliczna garstka ludzi
potrafi miliardy łudzić,
że nadludzkie w swoim ręku skupia siły.
Wielobarwnym znakiem tęczy
przesłania Folwark Zwierzęcy,
a nad głową ci rozpruwa twoje żyły.
Bilderbergi pragną Unii,
a Iluminaci dumni, dawno mówią,
że to do nich świat należy.
Ty daleko od koryta.
Nikt cię dzisiaj nie zapyta:
Czego pragniesz? Komu służysz
i w co wierzysz?

Zbudzony nagłym zniknięciem pełni



 









Zamglony księżyc wpadł do komina.
Luty euro wrzucił do świnki.
Kot i wtulona w niego dziewczyna.
Pamięć odprawia swoje godzinki.

Długą aleją pustego parku
idzie przez lata dawno skreślone
i z zapomnianych snu zakamarków
wyciąga wiersze niedokończone.

Stare uśmiechy jak plamy śniegu
i westchnień dawnych roztopy świeże,
podchodzą, stają w latarń szeregu
i szepczą dziwy nie do uwierzeń.

Pchają się, cisną. Śmieją do ucha.
Trzepią rzęsami i mrużą oczy.
Koniecznie pragną byś ich wysłuchał,
boś je odnalazł. Myślą otoczył.

A przecież jesteś tu tylko we śnie.
Zbudzony nagłym zniknięciem pełni.
Włóczysz się z lutym po pustym mieście.
Długą aleją w pamięci czerni.

wtorek, 11 lutego 2014

Wyjście z puszki



 








Jak się nam kryzys objawi?
Czy górką znów wieprzowiny?
W butelkę zechcą nas nabić?
Zabrać coś, na co liczymy?

Pokaże się chyba brakiem
rzeczowej na temat wiedzy.
Co będzie widocznym znakiem?
Nagle się wysypią szpiedzy!

I cała Puszka Pandory
tajemnic, zdrad i przekrętów,
ukryta gdzieś do tej pory
wyłoni się z wód odmętu.

A media nagle zmilkną.
Sąd tylko będzie. Więzienie.
Mój Boże! - ludzie wykrzykną.
Co teraz będzie z płaceniem?

Kredytom zjeżą się włosy.
Wielcy zagryzą paluszki.
Polityk zagrozi: - Dosyć!
Gdzieś musi być wyjście z puszki!

poniedziałek, 10 lutego 2014

Plusk fali



 










 Stoczniowa tu była suwnica.
Znosiła i udźwignęła.
Zabrała ją tajemnica.
Przedziwnie nagle zniknęła.

Przyleciał orzeł po burzy
i w białej mgle na niej siadł.
Zostać tu mógłby na dłużej,
lecz znikła i przepadł ślad.

Nadzieja jest bardzo nikła,
że coś się w sprawie wyjaśni,
a sytuacja jest przykra.
Była tu stocznia jak z baśni.

Może tu lasek wyrośnie.
Taki jak urósł na dołach.
Nie będzie w tej sprawie głośniej,
bo kto dziś zechce zawołać?

Nie śpiewa nikt "...wracaj Anno!"
Plusk fali bije o brzegi.
Ktoś tutaj miał plany z panną.
Topnieją dawne szeregi.

I tylko msza nam została
z długim na niebo spojrzeniem.
Zniknęła. Wszystko dźwigała.
Tajemnic pilnują cienie.

Wielki!












Chciał do zgody, mimo wielkich przeciwności.
Chociaż wiedział, że dziś nie gra się uczciwie.
W zgodzie widział ocalenie dla ludzkości
i daleko umiał na przód myślą wybiec.

Chciał rozmowy. Wzajemnego szanowania
w świecie zdrajców, sprzedawczyków i masonów.
Prosił Pana, by przed kulą go osłaniał,
by pozwolił świat budować na kształt domu.

Lecz czekano. Żartowano - "Drugi Potop".
Arka musi wreszcie osiąść gdzieś na skale.
A Pan wiedział, dał Go ludziom właśnie po to,
by wygładził międzyludzkich różnic fale.

Ujawniają drobnych gestów szczególiki,
które były wyciągniętą do nich ręką.
A Ten Święty nic nie robił dla publiki!
Dawał miłość opłaconą Boską Męką.

Miłosierdzie oznaczało przy Nim - Dobro
i rozsiewał je po całym Bożym Świecie.
Patrzył w oczy, chociaż wiedział czym jest podłość.
Kolej na was! Naśladować Go umiecie? 

Grube nici



 















Proste sprawy urastają do problemów.
Nie ma pracy. Nie ma kasy i wolności.
Do podziału - torcik mały i bez kremu,
za to rośnie przeogromny balon złości.

Same prawo już zaczęło się ośmieszać.
Wielkich dziur nie zdoła ukryć ekran fałszu.
Wciąż próbują świat podpalać, burzyć, mieszać,
ale rosną też szeregi wielkich marszów.

Możliwości wszystkie skupia garstka ludzi,
stwarzająca wciąż pozory silnej władzy,
która strachem wszelki sprzeciw chce ostudzić,
pokazując, kogo weźmie pod rozkazy.

Świat się zdążył do kryzysu przyzwyczaić,
choć obniżył progi ludzkiej wrażliwości.
Ludzie żyją i życie będą kochali,
a systemy muszą odejść do nicości.

Nikt nie słucha pohukiwań armat prawa.
Wielka góra urodziła myszkę małą.
Wkrótce skończy się karnawał i zabawa.
Lody ruszą. Wiosną spłynie pozostałość.

Grube nici wciąż potrzebne są do szycia,
a na świecie już się wszędzie cienko przędzie.
Klepią biedę. Najważniejsza chęć do życia!
A strach w oczach jest widoczny na urzędzie.

niedziela, 9 lutego 2014

Złodziej z Bagdadu



 








Nie wiem, co ci spakowali?
Sam z tym musisz dojść do ładu!
Pośpiesznie się pokochali.
Leciał film "Złodziej z Bagdadu".

Wielka miłość. Piękni ludzie.
Pomogła mu sprzęt znieść na dół.
Obejrzeć materiał pójdziesz?
Leciał film " Złodziej z Bagdadu".

Treść: - "Jutro tu przylatuje"
na arabskim Gadu-Gadu.
Sen się spełnia. Baśń się snuje.
Leciał film "Złodziej z Bagdadu".

Na szosę już wyjechali.
Rozliczenia chcą przykładu.
Ona słucha. Film przerwali.
Doniesienia są z Bagdadu.

Nie zapomni żadnej nigdy
nocy jednej i tysiąca.
Koszmar, domysły nie znikły,
a ten film wciąż trwa bez końca.

Naszej pamięci rapsod żałosny



 















Skulona w kącie drży odrzucona.
Na nic, orzekli, już się nie przyda.
W podartym płaszczu skryła ramiona.
Kim jesteś Pani? - Pieśnią Norwida.

Niemodna, stara i zapomniana.
Dla celebrytów straszna ohyda.
Wydarta strona nieprzeczytana.
Kim byłaś Pani? - Pieśnią Norwida.

Do kraju tego... rozdrapanego,
który oddawał resztki dla żyda
powracać nie chce. Nie ma do czego?
Jak Cię ochronić? - Pieśnią Norwida.

Kruszyny chleba nie mam przy sobie.
Życie się plącze w okropnych zwidach.
Zostawić Ciebie? Co ludziom powiem?
Napiszę rapsod Pieśni Norwida.

Niech będzie przykry, niepopularny -
jakaś ulotna efemeryda
pośród peanów, słów tryumfalnych,
gasnący przekaz Pieśni Norwida.

sobota, 8 lutego 2014

Blender-blues



 












Kiedy w nas dogasa drżenie
i spływa po skórze w nicość.
Zabija wszelkie dążenie
skamlanie świata o litość.

Mam blender. Czekać nie będę!
Potrafię przekręcić mus.
Największym cisza jest błędem.
Po świecie włóczy się blues.

Straszą go mową prawniczą.
Dnem podwójnego ustępu.
Bezwolni w tym uczestniczą,
za łaskę hasła dostępu.

Mam blender. Czekać nie będę,
aż wszystko zamienią w gruz.
Największym cisza jest błędem.
Po świecie włóczy się blues.

Skamlanie jest dychawiczne.
Poszukam dawnej muzyki
wdeptanej w bruki uliczne.
Wepchniętej w groźne okrzyki.

Mam blender. Czekać nie będę!
Święty by może to zniósł.
Największym cisza jest błędem.
Po świecie włóczy się blues.


A disco to nie jest wszystko!
Nie każdy mus na mój gust.
Jest iskra - będzie ognisko!
Po świecie włóczy się blues.

W śnieg puszysty



 







 Świat w nieznane się potoczył.
W akermańskim stepie sanie
gnają, gdzie poniosą oczy.
W śnieg i wicher. W zimy taniec.

Czarne morze. Biel kurzawy.
Piana potu. Tabun mglisty.
Świat urządza tu zabawy.
Konie jak z Apokalipsy.

Hajda trojka! Śnieg puszysty!
Pożyjemy! Zobaczymy!
Wciągniemy na czarne listy!
Bezpieczeństwo zapewnimy!

Okręt na sztormowej fali,
Celowniki na kurorcie.
Świat zobaczy i pochwali.
Stoliczna się mrozi w porcie.

Musisz czekać Ukraino!
Najpierw pokaz sztucznych ogni!
Potem bal, gruzińskie wino,
a gdzie wy - wolności głodni?

Prawitielstwo ukaz wyda
i Junkry wyruszą z Krymu.
Złapią buntownika żyda.
Nie będzie rozniecał dymu.

Świat w nieznane się potoczył.
W akermańskim stepie sanie
gnają, gdzie poniosą oczy.
W śnieg i wicher. W zimy taniec.

piątek, 7 lutego 2014

Ich dwoje



 















Jakby na świecie było ich dwoje.
Może to była razwiedka bojem?
Może chęć zwykła wyjścia do ludzi?
Nie mieli obaw. Demon się zbudził.

Inni, ostrożni, introwertycy
nie rozrzucają dusz po ulicy,
wiedząc, że widok wielkiej miłości
potrafi bardzo demony złościć.

Zawsze się zawód zdarza poetom.
Geszeft orzeknie, że to, to nie to!
A biznes nigdy nie jest jak zdrowie,
bo w nim towarem też bywa człowiek.

Można go złamać, można go kupić,
a zakochany, wiadomo - głupi
i wokół siebie nic nie dostrzega,
a tam gdzie mikro - on widzi mega.

Handlarze uczuć nie widzą skali.
Żeby budować - trzeba rozwalić!
Każde maleńkie wyjście do świata
potrafi zniszczyć cennik, zapłata.

Miłość dla dwojga bezcenna bywa.
Tu się historia nagle urywa.
Może to była razwiedka bojem?
Poznało życie następnych dwoje.

Proszę Pana



 









Kiedyś tutaj była Polska, proszę pana.
Swoją siłę wtedy miała. Swoje zdanie.
Dzisiaj nazwa, proszę pana, nam została,
a naszego nic tu nie ma, drogi panie.

A mieliśmy swą historię, swoje dzieje
i potęgi pamiętanie, wspominanie.
Nawet mowę podkradają nam złodzieje -
by ją zniszczyć. Taka prawda, drogi panie.

Zabroniono dzieciom czytać Mickiewicza
i Sienkiewicz zakazany, choć noblista,
a drukują tylko rzeczy bez oblicza -
regionalne, musieliśmy na to przystać.

Polskość była tu niszczona przez stulecia.
Teraz psują edukację i kulturę.
Duch odrodził się, poderwał, lecz uleciał.
Nie ma muru, lecz niczego też za murem.

Jeszcze wiara, jeszcze ufność nam została,
że ocalić coś zdołamy przy Kościele,
lecz sam Kościół dzisiaj w wielkich jest opałach.
Wspiera obcych, im koszulą jest przy ciele.

Kiedyś tutaj była Polska - kraj Polaków.
Dzisiaj kogo tu widzimy na urzędzie?
Nawet Wawel zawłaszczają, wkrótce Kraków.
Ludzie patrzą. Nic nie mówią. Jakoś będzie.

Wielkie plany, wielki nacisk mocarstwowy
przycisnęły nas lichwiarstwem, groźbą, prawem.
Ja tu wspieram, proszę pana, Narodowych,
gdy dewianci urządzają z nas zabawę.

Niepodległość tu rokrocznie Marszem czcimy
i idziemy przez Warszawę wielkim tłumem.
"Jeszcze Polska..." dzieciom naszym przywrócimy!
Pan też pójdzie? Pan też Polak? To rozumiem!


czwartek, 6 lutego 2014

Zimowa panienka



 











Szła zimowa panienka.
Srebrno-biała sukienka.
Szal na szyi. Odkryte kolanka.
Zatonąłem w jej wdziękach,
lecz marzenie - udręka.
Pewnie ma już swojego kochanka.

Choć zimowa - rozgrzana.
Magnetyczne kolana.
Włos rozwiany. Rozpięty kożuszek.
Tego ciepła mi trzeba.
Szepcze coś bym się nie bał.
Jakiś sposób wymyślić muszę.

Czy to pani jest Zima?
Chciałbym panią zatrzymać.
Zdmuchnąć z powiek te śniegu drobinki.
Może przy samowarze
odnajdziemy świat marzeń?
Nie poświęcisz dziś dla mnie godzinki?

To się zdarza. A niech mnie...
że się Zima uśmiechnie,
gdy akurat ma przerwę w zajęciach.
Uwierzyć niepodobna.
Nie jest wcale tak chłodna.
Dobrze jest nie przestawać na chęciach.
 

Kleik ryżowy




 







Ważne rocznice. Wielkie przemowy.
Wcinam kolejny kleik ryżowy.
Spór w polityce. Kocioł sejmowy.
Czwarty dzień z rzędu - kleik ryżowy.
Gość z jednym okiem ma tik nerwowy,
a ja spokojnie - kleik ryżowy.
Stół był służbowy! Nie narodowy!
Sposób? Konieczność? - Kleik ryżowy.
Trudno narzucić osąd niezdrowy.
Zawsze ten przymus - kleik ryżowy.

Nie będę chwalił obcych idei.
Odstawię wreszcie ryżowy kleik!