czwartek, 31 lipca 2014

Na śmietnisku facebookowym














Na śmietnisku facebookowym
w wakacyjnych widokówkach
wyrósł wierszyk powstaniowy.
Krótki, tak jak pamięć krótka.

Zasypany propagandą
o wyjeździe do Berlina.
Nie był konkurencją żadną,
ale jednak się utrzymał.

Film dziś jest na Narodowym,
lecz wierszyka nie przygłuszył.
Bo to wierszyk całkiem nowy.
O Powstaniu, a więc wzruszył.

Przysypały go wspomnienia
o miłości i kwiatuszkach.
O tym, co się w świecie zmienia
i o sankcjach na jabłuszka.

A Powstanie jest Warszawskie,
nie podlaskie, nie unijne.
Pałac go rozjaśnia blaskiem.
Tłumią wydarzenia inne.

Nowe mamy teraz wojny
i nasz Woodstock jest w Kostrzynie.
Sierpień to miesiąc spokojny.
Nie ma mowy o zadymie.

Tylko młodzi Narodowcy
wciąż petardy zapalają.
Nie chcą świętować u obcych.
Zatrzymają ruch tramwajom.

Na śmietnisku facebookowym
kwiatków dużo, wrażeń - zero!
Tylko posiwiałe głowy
krzyczą: - Chwała bohaterom!
 

Chorał











Myślą - znaleźli wyjście z kanału,
ale na górze czekają Niemcy.
Wznosi się z dymem echo chorału.
Milczący jeńcy. Dumni zwycięzcy.

Umiera miasto. Nie ma już domów.
Pastwi się Niemiec i Ukrainiec.
Armię Krajową rozstrzela komuch.
Wszystko pokażą nam dzisiaj w kinie.

Do krwi ostatniej na barykadzie
wytrwali młodzi - chłopcy, dziewczęta.
Zdradzeni wcześniej w tajnym układzie.
Bohaterowie! Polska pamięta!

Miało jej nie być na mapie świata,
a jednak z gruzów w niebo wyrosła.
Wzniosła ją walka i krwi zapłata
i do dziś katów uśmiech pozostał.

Zostało tamto wyjście z kanału.
Ktoś inny przez nie wychyla głowę.
Zostało w piersiach echo chorału,
a pokolenia wzmocnią je słowem.

Bohaterowie! Dni krwi i chwały!
Biało-czerwonym pamięć i cześć!
Niech polityków straszą kanały!
Warszawo śpiewaj powstańczą pieśń.

środa, 30 lipca 2014

Matka













 Jeden syn z matką mieszkał we Lwowie.
Drugi pracował w Doniecku.
Dawniej to samo miewali w głowie.
Uczono ich po radziecku.

Jeden przyjeżdżał często do Polski,
gdzie Jarmark był Europa.
Drugi się nosił jak kozak doński.
Ożenił się. Węgiel kopał.

Jeden sztandary nosił niebieskie,
a drugi pomarańczowe,
a czasy były już poradzieckie
i ukraińskie i nowe.

Kto wtedy strzelał? - Nie bardzo wiedzą.
Mówią - zielone ludziki.
Obaj w podobnych dziś czołgach siedzą
i inne wznoszą okrzyki.

Obaj strzelają. Modlą się - Boże!
Spraw, żebym nie trafił w brata!
Nie zawsze pocisk poleci w niebo.
Świat niebem tym przestał latać.

Jest znacznie groźniej. Jest dużo gorzej.
Matka się chwyta za głowę.
Powtarza w koło - Boże! Mój Boże!
Żyje Donieckiem i Lwowem.

Nie pojmie tego i nie zrozumie,
kto zrobił z synów żołnierzy?
Tylko - Mój Boże! - wykrzyczeć umie
i w boską opiekę wierzy.

Światowy kryzys gra na wojnie














Destrukcja jednej gospodarki,
potem kolejnej, drugiej.
Odczują kraje, firmy, marki.
Wzrosną kłopoty z długiem.

Niektórym im gorzej, tym lepiej.
Potrafią grać na spadkach.
Bałagan jest w światowym sklepie.
Bankrutuje na zdrapkach.

Jest wielka mapa niewiadomych -
tabliczka bingo, lotto.
Już wiele pól jest obstawionych.
Do innych wkrótce dotrą.

O przerwie się nie dyskutuje.
Rozgrywka jest gorąca.
Kogo zaboli? Kto odczuje?
Silniejszy pionki strąca.

Lecz słabszy może stół przewrócić.
Daleko Ameryka.
To Europa ma się kłócić,
a pod stołem coś tyka.

Światowy kryzys gra na wojnie.
Rakiety? - Nie nowina.
Nie może wszędzie być spokojnie,
bo ludzie wyjdą z kina.

Był Afganistan, Syria, Egipt -
jest Gaza, Ukraina.
Będą następne jeszcze biedy.
Ktoś straci. Ktoś przetrzyma.

Potrzeba zrodzi się z popiołu,
może za lat dwadzieścia.
Nie będzie komu siąść do stołu.
Ostatni zagrzmi wystrzał.

Tam, gdzie się wiele przeszło












Świat, który wciąż uważa:
Pieniądz załatwi wszystko!
Może nie zauważać,
Że pali się ognisko
Zwyczajnej desperacji
I urażonej dumy,
Gdzie nie ma demokracji
I inne są rozumy.
Gdzie już się wiele przeszło
I wciąż się wiele zniesie.
Nadal się chwali przeszłość
I swoje miejsce w świecie.
Pieniądz - rzecz drugorzędna,
Bo nigdy go nie było.
Gdzie się nie umie przegrać.
Gdzie się rozmawia siłą.
Jest wielka dyplomacja
I są proste odruchy.
Dzisiejsza sytuacja
To wejście na grunt kruchy,
A w tle jest groźba wojny
I znowu przy nas - blisko.
Dom kiedyś był spokojny,
Lecz się zmieniło wszystko.

wtorek, 29 lipca 2014

Wyją syreny w Warszawie












Od kiedy w kwaterze W
zbyt głośne było buczenie.
Wystawa nie będzie tu,
ale pojedzie do Niemiec.

Orzekło  też GRU,
że ludziom ujawnić pora
iż Ścibor to był TW.
Prezydent jest krewnym Bora.

Jest sprawa też niezwyczajna,
utrzymywaną wciąż cicho.
Kto tu jest krewnym Kalksteina
i jak poważną jest szychą?

Kto chłopców Sosabowskiego
przed zrzutem do Polski strzegł?
Kto z cypla Czerniakowskiego
uciekał na drugi brzeg?

Jest to Warszawskie Powstanie
gorzką pigułką dla świata.
Wciąż nasze życie jest tanie,
a układ wysoko lata.

I nawet jeśli go strącą
woli nie widzieć niczego
i chociaż w ogniu gorąco
przygląda się obu brzegom.

Ofiarą są tylko młodzi.
Tylko pożary, ruina.
Milczenie światu nie szkodzi.
a młodość jest sama winna.

Pożar się kiedyś wypali
i Rosja wejdzie na zgliszcza.
Śmieją się Hitler i Stalin -
Nasza koncepcja jest bliższa!

Tylko warszawskie syreny
o prawdę wyją do nieba.
My tą historią żyjemy!
I potrafimy się nie bać!

Medium












Zmierzch epoki Gutenberga
nowe medium zapowiada.
Wschodzi gwiazda Zuckerberga
i przoduje już w nakładach.

Nowe odbiór ma światowy.
Nad Olimpem sięga chmury.
Denerwuje salonowych
taki wzlot literatury.

Zagubiła się krytyka.
Nie ogarnia tej mnogości.
A świat nagle dostał bzika
przy tej eksplozji twórczości.

Wprowadzono więc podziały,
na nieładne, dawne, stare,
by nowe skrzydeł dostały.
Stały się mody wystrzałem.

Strzał był pewnie ze ślepaka,
lub nie trafił w czytelnika.
Wyszła z tego wielka draka,
bo do łask wraca klasyka.

poniedziałek, 28 lipca 2014

W samym środku lata











W samym środku lata
w południowej porze
każdy demokrata
czuje się najgorzej.

Właśnie na przełomie
dwóch letnich miesięcy
uświadamia sobie,
że nie ma pieniędzy.

Dotąd jeszcze latał
swoją awionetką,
lecz silnik się zatarł.
Naprawią nieprędko.

Na skuterze wodnym
burzył w koło wodę.
Teraz dni pogodnych
przeboleć nie może.

Dotychczas szczęśliwie
wychodził z zakrętów,
lecz rząd niemożliwie
namnożył agentów.

Przeszukania w biurze
i rewizja w domu.
Jak wytrzymać dłużej?
Koalicjo pomóż!

Karty kredytowej
nie da ministerstwo.
Do skrytki bankowej
rękę wsuwa zdzierstwo.

Nie ma na opłaty
utrzymania domu.
Zarząd tworzy straty,
a komisję komuch.

Szukać będą koryt.
Telefon jest głuchy.
Wytrwał do tej pory,
lecz dziś są podsłuchy.

A tu środek lata.
Dziwna demokracja.
Utknęły gdzieś w ratach
plany o wakacjach.

Przodujemy















Korki na autostradach.
Wrzuć monetę! - szlaban gada.
Upał grzeje i portfele i silniki.
Aut przeróżnych parada.
Ciężarówki od sąsiada.
Przodujemy. Wzrost widoczny. Są wyniki.

Akwaparków kręte rury.
Wrzuć monetę! - spływa z góry.
Straż z glinianki wyciągnęła nieszczęśnika.
Po spożyciu. Brak kultury.
Morze. Rzeki i Mazury.
Przodujemy. Jest widoczny wzrost w wynikach.

Chcą nad wodę i na słońce.
Jadą i są ich tysiące.
Zatrzymanych pokazują statystyki.
Pies nagle pod koła wybiegł.
Jak to? Już po jednym piwie?
Przodujemy. Wzrost widoczny. Są wyniki.  

sobota, 26 lipca 2014

Zawsze jest dobry czas na miłość













Zawsze jest dobry czas na miłość.
Przed opaską z godziny W.
Przed tym, co by się nie zdarzyło.
Bywała tam i kwitnie tu.

I bywa może jeszcze większa,
kiedy wzrastają zagrożenia.
Ta stara wtedy jest silniejsza
i pierwsza się też w oczach zmienia.

Groźna jest dziś cywilizacja,
lecz uczuć ludzkich nie powstrzyma!
Wojna była i okupacja.
Kochali chłopak i dziewczyna.

I serca nosili w plecakach,
jak noszą dzisiaj w kamizelkach.
Miłość jest dziś może nie taka,
lecz stale silna, nadal wielka.

Są dzisiaj też mobilizacje
i ochotnicy i podziemia
i zbiórki i odjazdów stacje,
a miłość jednak się nie zmienia.

Są łzy. Niepokój. Wrócę. Czekaj.
Na niebie zęby wojna szczerzy.
Jest też niepewny los człowieka,
a jednak kocha. Jednak wierzy.

Zawsze jest dobry czas na miłość.
Nie zmienią tego wojny psy.
Co by się jutro nie zdarzyło -
Świat się nie liczy! Tylko my!

Znawcy












Ambasador, redaktor, profesor -
wielcy znawcy i Rosji i władzy,
przyglądają się ważnym procesom.
Nakreślają przyszłości obrazy.

Mówią - wojna, zapalne ognisko.
O pokoju nie ma ni słowa.
Mówią - lata potrwa to wszystko.
Spadł samolot - świat się skomplikował.

Rosja nie chce standardów zachodu,
bo ma swoje - kremlowskie, szerokie.
Chce być znowu więzieniem narodów.
Nie pogodzi się z żadnym wyrokiem.

Polityką kontynentalną
pragnie wypchnąć stąd Amerykę.
To nam stwarza przyszłość fatalną.
Może groźnym być zapalnikiem.

A to długo płonące ognisko
nas swoimi iskrami oparzy.
Tuż za progiem jest. Bardzo blisko.
O spokoju nie ma co marzyć.

Szybko rośnie ziele na wulkanie.
Wciąż odradza się w krótkich porywach,
lecz problemem tu wiecznym jest trwanie,
gdy się pomruk natury odzywa.

Naturalna jest nasza nerwowość.
Naturalne są nasze obawy.
Wobec innych - to nie jest wrogość!
To jest pamięć bliskości lawy.

Ambasador, redaktor, profesor -
wielcy znawcy Rosji, polityki,
mówią, co przewiduje ich resort
o przyszłości, gdzie człowiek jest nikim.

Nie powiedzą, że będą ofiary.
Straty, koszty, szaleństwa umysłów.
Porzucenia nadziei  i wiary.
Oni wzięli społeczność w cudzysłów.

Jakby ludzie nie mieli znaczenia.
Ważny tylko był świata porządek.
Tylko wojny potrafią go zmieniać.
Wielkich zmian oglądamy początek.

piątek, 25 lipca 2014

Talibów tu żadnych nie było!














Pan doktór od tortur
pracował dla sportu,
bo chyba nie dla idei.
A był na przymusie.
Marnie płacą w ZUS-ie.
Nikogo innego nie mieli.

Pomyślał też sobie,
że nikt się nie dowie.
Drut wokół był ostry, kolczasty.
Wie - nic się nie stało.
Zarabiał za mało.
Wśród ludzi bywają chwasty.

Miał kumpli ze Szczytna.
To rola zaszczytna,
a w ZUS- ie ci płacą niewiele!
Kapelan ma tacę,
a ty taką pracę -
usłyszał w niedzielę w kościele.

A on tylko badał.
Zawsze podpowiadał:
Dołóżcie mu jeszcze troszeczkę!
Teraz trzeba kończyć,
bo już się wykończy!
I dostał w nagrodę wycieczkę.

Wspaniałe widoki
znad Perskiej Zatoki
uwiecznił na fotografii.
Z buzią uśmiechniętą
pokazał agentom.
Niech wiedzą, że Polak potrafi!

Pytano premierów
i tych od orderów -
Czy w Polsce szanuje się prawo?
A na te pytania
będą odwołania.
Tu śledztwa się toczą niemrawo.

Pan doktór od tortur
napisał z kurortu,
że wszystko się komuś przyśniło.
I za to Leppera
trafiła cholera!
Talibów tu żadnych nie było!

Jeśli miałbyś chrapkę na sztabkę...

















Jeśli miałbyś chrapkę na sztabkę,
mogą zawsze cię złapać za łapkę,
lecz cóż robić, kiedy taka bieda,
że bez sztabek już tu się żyć nie da.

A najgorszy jest styk z polityką,
gdzie te sztabki są stałą praktyką.
Politycy już z samej natury
obiecują nam złote góry.

Gdy prosimy - Pokażcie je chociaż!
To się wtedy potrafią zamotać.
Każdy mówi: - O niczym nic nie wiem
i chce sprawę odsunąć od siebie.

Ponoć Leżajsk na sztabkach leży.
Prokurator w to nawet uwierzył,
przez to w domu pewnego tatusia
przeszukania dokonać musiał.

Chociaż tam nie pracują w akordzie,
to szukają jak w Amber Goldzie,
żeby zdążyć przed wyborami.
Tak to jest ze złotymi górami.

czwartek, 24 lipca 2014

Podłożona świnia. Żaba do zjedzenia.
















Oni w nas taśmami ?
My w nich więzieniami!
O talibach w Klewkach
już Trybunał wie.

Dość z tajemnicami!
Sprawcy są ci sami.
Kto podłożył świnię -
teraz żabę zje!

Trzeba go osądzić
i puścić bez butów,
bo nie umiał rządzić!
Dość już Starych K...kutów!

W Polsce Praw Człowieka
od dawna już nie ma!
Są kłamstwa ubeka
i medialna ściema!

Mówiono nam kiedyś:
Lepiej siedźcie cicho!
Nie dość wam tej biedy
jak Zdzicho i Rycho?

Nie dość wam zegarków
oraz czasopisma?
Tematy do żartów
z tego tylko Lis ma!

Naród tylko zdurniał.
Wciąż z wami kłopoty.
Zabierze nam Unia
Tuska do roboty.

Dziś musicie sami
zapłacić Arabom
z podłożoną świnią
i przełkniętą żabą!

Zbyt wiele


















Zbyt wiele rzeczy ważnych
dzieje się jednocześnie.
Nie jestem tak odważny.
Boję się nawet we śnie,
że władcy ukrywają
przed nami złe zamiary
i sumień już nie mają.
Gubi się człowiek szary
w zamiarach Ameryki
wobec euro zony
i na różne wybryki
spogląda przerażony.

A Niemcy z Rosją wspólnie
swych interesów bronią.
I nie jest już potulnie.
Amerykę wygonią.
Ale im się nie uda
bez dostępu do City.
A tam prawdziwe cuda
i podział jest ukryty,
bo City się zawali
bez Rosji kapitału.
Już Krym Moskwie oddali.
Zagarniają pomału
przemysł na Ukrainie
i dalej się posuną.
I wielu ludzi zginie.
Granice dawne runą.

O tym, co będzie z nami
świat jeszcze nam nie mówi.
Pozostaliśmy sami.
Szary człowiek się gubi.
Zbyt wiele rzeczy ważnych
dzieje się jednocześnie.
Nie jestem tak odważny.
Boję się nawet we śnie...

Zaśnij malutki











Zaśnij malutki. Ciemno na dworze.
Wielu malutkich zasnąć nie może.
Wojna jest jeszcze dosyć daleko.
Zaśnij. Pod dziadka jesteś opieką.

Nocka jest ciepła. Nie trzeba ognia.
To co na filmach oglądasz co dnia
jest na dalekiej, nie naszej wojnie.
U nas jest pokój. Zaśnij spokojnie.

To helikopter burczy na niebie.
Lecą nad nami. Pilnują ciebie.
Pilnują ulic. Pilnują domu.
Nic się nie stanie tutaj nikomu.

Zaśnij już proszę. Ja tu posiedzę.
Opowiem tobie o twym koledze,
który nie wierzy już w krasnoludki.
Chce być żołnierzem. Zaśnij malutki.

Letnia burza














Krąży wokół letnia burza.
W zamieszaniu świat się nurza.
Rozszalały się wywiady.
Chcesz głos zabrać? - Nie dasz rady.
Dudni kocioł propagandy
pałą - za i pałą - anty.
Najważniejsze czarne skrzynki,
a dalej same rodzynki:

Prawdziwie i nieprawdziwie -
o lotnisku w Tel Awiwie,
o tajfunie na Tajwanie,
o tym, gdzie będzie badanie,
o tym, że co czwarte dziecko...
że z Putinem jest już kiepsko,
o bójce, mobilizacji
oraz o proteście Francji
w sprawie Concordii i portu,
ropy, plaży i kurortu.
I wszędzie o samolotach.
O tym, czy już transport dotarł?
Kto będzie na przywitaniu?
Świat pogrążył się w gadaniu.

Boleją nad tym posłowie.
O nich słowa nikt nie powie
i jedynie w internecie
wy coś o nich napiszecie
przed wyborem i urlopem.
Przed wyjazdem do San Tropez,
lub nad Bałtyk, gdzieś do Stegny,
gdy dotrze wsparcie dla biednych. 
A jeżeli nie zasilą,
fascynujmy się tą chwilą
poruszenia w środku lata,
gdy po taśmach ślad się zatarł.

środa, 23 lipca 2014

Skala












Beneluxy - skala mikro.
Pewnie złość jest. Pewnie przykro.
Mimo wszystko oni mogą żyć jak ludzie,
a my jesteśmy zbyt liczni.
Porywczy, katastroficzni.
Dobrobytu nigdy u nas tu nie budziet.

Obrazki są takie same.
Karawan za karawanem.
Dyplomaci, urzędnicy, król, królowa.
Różnica jest bardzo mała.
U nas też elita stała,
lecz nie bardzo potrafiła się zachować.

Oni badać będą sami.
Tu wrzuceni, pomieszani
pod zamknięciem pozostaną i pod strażą.
Tam powoli - u nas szybko.
Tam spokojem - tu rozgrywką
żer podsuną zakłamanym dziennikarzom.

Trochę ciszej nad trumnami!
Porządek z tulipanami!
One właśnie były tutaj holenderskie.
Są w tym jakieś podobieństwa.
Może u nich bez szaleństwa.
U nas groby są na ogół bohaterskie.

Ale my mieliśmy Katyń.
Oni - Srebrenicy straty.
My bez śledztwa dobrze wiemy kto to zrobił.
Oni wiedzą, ale śledzą.
Szybko światu nie powiedzą,
ale teraz zauważyć nas gotowi.

Będą jakieś srebrne mowy,
ale włos nie spadnie z głowy,
bo milczenie wciąż cenniejszym bywa złotem,
aż znowu na jakimś molo
ktoś popisze się złą wolą.
Nie pomyśli co nas może czekać potem.

wtorek, 22 lipca 2014

22 Lipca




















Dwudziestego drugiego lipca
na trybunie koncert na skrzypcach
grała żona Rakowskiego
i nie było w tym nic niezwykłego,
ale wszyscy mówili to szeptem,
a piosenki śpiewano przedtem
zdolnej żony Daniela Passenta.
Piosenkarka trochę była spięta.
Nie śpiewała już tego lata
słynna żona Stanisława Dygata
i spoglądano, czy w tej też jest seks?
Wsłuchiwano się uważnie w tekst.
Miała dzieci z dyrektorem teatru.
Upał był i najmniejszego nawet wiatru
nie było od Wisły
i liście na drzewach kisły
ugotowane w upale.
Nie dziwiono się wcale,
że partyjni promują żony.
Czasem o rozwiedzionych
mówiono niezbyt ładnie.
Nikt nie wiedział, że partia upadnie
a już strajki podjęto w Lublinie.
Wiele wody w Wiśle upłynie
zanim skończą się partyjne wpływy
i zapłacą za talent prawdziwy,
ale wówczas przepadną Porsche.
Apanaże już będą gorsze,
a zapłacą tylko reklamy.
Ludzie znów czekać będą na zmiany.

On, Świat i Wojna










 

















On!
Mówi: - Ja się nie boję!
Będę walczył o swoje
i będę na swoim zabijał.
Nie obchodzi mnie opinia czyjaś!
Władcy dobrzy są i są też źli.
Tego nie chcę, a ten płaci mi.
Da mi wódki, naboje...
Chodźcie, ja się nie boję.
Policzone każdego są dni.

Świat.
Wciąż próbuje mentalność zrozumieć,
ale myśleć w ten sposób nie umie.
Najemnika naprawdę się boi,
choć go sam wyposażył, uzbroił.
Zaślepiony poruszył lawinę.
Teraz myśli, że wejdzie na minę.
Może wyśle silniejszych.
Patrzy w obraz dzisiejszy,
a już dawno zapomniał przyczynę.

Wojna.
Za daleko już zaszła na świecie.
Teraz jest w mordobijskim powiecie,
ale przyjdzie w gościnę.
Spogląda na godzinę.
Czy zachować się wówczas umiecie?
On - przecież jest już na wszystko gotowy.
Świat się zaplątał w rachunkach bankowych.
Ludzie głowy spuścili, jakby czekali chwili.
Zapragnęli Porządek mieć Nowy.

Trudne lekcje










Bywają w życiu trudne lekcje
i takie też, które nie uczą.
Świat ma tych lekcji już kolekcję,
a schował ją w jamę borsuczą.

Przysypał piachem niepamięci
i łatwością zapominania,
bo przecież dalej ma się kręcić
i nic mu z tego pamiętania.

Wniosków nie będzie, tylko testy
los niespodzianie mu położy
i będą wtedy puste gesty
i będzie wówczas osąd boży.

Ludzki jest dziś moderowany
przez polityczne interesy
i kiedy dochodzi do ściany,
to każdy mówi: - To są Kresy!

To gdzieś daleko. W krańcu świata.
Na końcu naszej Europy.
Nie ma potrzeby tędy latać.
Jakieś lokalne to kłopoty.

Nie pamiętają. Zapomnieli,
że barbarzyńcy Rzym spalili.
Nie potrafili. Nie umieli,
albo zwyczajnie przegapili.

Bywają w życiu trudne lekcje.
Bałkanizacja, lub Monachium.
Ofiary zwozi się na sekcje,
a po latach wychodzą z piachu.

A wtedy Strasburski Trybunał,
albo kolega jego w Hadze
potwierdzą: - Świat tak żyć nie umiał
i poprzestaną na uwadze.

Taka mała wysoko kropeczka











Lecieć musiał nad moim domem.
Może nawet mi błysnął na niebie.
Porysował je chemii ogonem.
Kto tam leci? Dokładnie ja nie wiem.

Taka mała wysoko kropeczka.
W środku ludzie. Na zewnątrz opary.
Może powrót, a może wycieczka
i tej chemii przedziwne zamiary.

A ta krata - żebym pamiętał
i nie pytał nikogo o chmury.
Dla mnie strefa to niedostępna.
Świat inaczej wygląda z góry.

Nawet taka eutanazja.
Tony złota i dawne kolonie.
Odlot, kiedy im przyjdzie ochota
i milczenie kiedy wygodnie.

Teraz sami są zszokowani
i próbują zrozumieć człowieka.
Holland, Poland - mylą ich z nami.
Nie wiadomo, co kogo czeka.

Byli blisko. Nad moim domem,
ale jednak wysoko, wysoko.
Często patrzę na wschodnią stronę.
Światu w oczy zaglądam głęboko.

Czy naprawdę tak trudno?













Pani kręci głową i wciąż nie dowierza,
że kto kazał strzelać w samego papieża
nie jest zdolny postawić pod ścianą
liczną grupę niemile widzianą ?

Można w rynsztok wdeptać różę.
Nie pozwolić kwitnąć dłużej.
Pozbawioną opieki w łapach obcej bezpieki
ten zostawił, kto miał być jej stróżem.

Prowokacja to niełatwa jest sztuka,
kiedy szybkich rozwiązań się szuka.
Gdy się plany diabelskie rozgrywa,
to bezbronny zazwyczaj obrywa.

Sytuacja natychmiast jest inna,
a ofiara z przypadku - niewinna.
Nad przyczyną - tajemnic mrok -
wtedy robią następny krok!

Jaki będzie? To wiedzą stratedzy.
Tajne służby, wojskowi i szpiedzy,
ale także propagandyści.
Ty się dowiesz, gdy zamiar się ziści!

poniedziałek, 21 lipca 2014

Zalutują?













Podziękują gospodarzom.
Zalutować pewnie każą.
Nadzwyczajnym przyczepią medale.
Będą ludzi pocieszać,
że coś można pomieszać
i nakażą uciszyć żale.

Cisza będzie nad trumną,
bo powagę rozumną
rząd i partia na pewno zachowa.
Postawią w miejscu kamień,
żeby została pamięć,
a na płycie ktoś zmieni słowa.

I powstaną mohery.
Przeciwnicy tej sfery,
która patrzy na sprawę rzeczowo,
ale wtedy głos Unii
powie, że są niespójni.
Nie należy tak działać nerwowo.

Mają już doświadczenie.
Polityczne milczenie
zachowają do końca wyjaśnień.
Kiedy lata przeminą
z dawną już Ukrainą
pogodzona Bruksela zaśnie.

W dalekim stepie
















W dalekim stepie, gdzie biedę klepie
rosyjska pokołchoźnica
z nieba na ziemię spadło sumienie
i stoi w zbożu na sztycach,
a Stakanowcy, chłopcy- nie chłopcy
zbierają je w worki czarne
i do kierowcy zanoszą obcych.
Widoki mają koszmarne.
Transmisje z Moskwy w umysły wrosły.
Przyjadą ludzie ze świata.
Obejrzą sobie jak banderowcy
nie dają ludziom polatać.
Plugawią ziemię. Zarazę niosą
i jeszcze wojną lud straszą.
Wczoraj rakiety jechały szosą.
Przypalił się garnek z kaszą.
A kołchoźnicy z piwnicy wzięli
ogórki wczoraj solone.
Sumień nie mieli. Ją też wziąć chcieli,
ale odeszła na stronę.
Co ona winna? Władza powinna
rządzić tu wciąż po dawnemu,
bo tu jest Donbas nie Ukraina.
Nikt się nie kłania obcemu!

Odliczanie













Pytają jak po Smoleńsku:
Chcecie wojny z Rosją? - Nie... eee!
Więc oddajcie cześć szaleństwu!
O.K! Robi się...

Wcześniej Rosję też pytano -
teraz Rosja pyta.
Metoda jest dobrze znaną.
To już zgrana płyta.

Można udać desperata.
To sztuka na raz.
Nie każdy się boi bata.
Zmienić sposób czas.

Jedni patrzą przez dolara,
drudzy na Stalina.
O rozejm nikt się nie stara.
Kto dłużej wytrzyma?

Psycho-wojna dwóch mocarzy.
Świat czeka w napięciu.
Żaden nie chce stracić twarzy.
Gest w łokciowym zgięciu.

Przekleństwem tacy przywódcy.
Taka polityka.
Niby wielcy, a malutcy,
a zegar wciąż tyka.

niedziela, 20 lipca 2014

Zmiany
















Zmieniają teraz tylko pionki.
Ktoś chce wymienić całą grę.
Z każdej reguły są wyjątki.
Ja ordynację zmienić chcę!

Zmieniają barwy i tablicę.
Są przebaczenia i ablucje.
Kto będzie pierwszym, a kto vice?
Ja chciałbym zmienić Konstytucję!

Mówią mi: - Wszystko po kolei!
Na sprawę patrzmy z wszystkich stron.
Jeden Cejrowski się ośmielił.
Powiedział głośno: - Wszystkich won!

Zechciej Panie nas zachować!


















Imperium mocno utyka.
Bezradna jest Ameryka.
Na wszystkich passuje frontach.
Postawiono ją do kąta.
Zużyła się marionetka.
Alladyn lampę odetkał
i wysunął się z niej dżin.
Najpierw Syria, potem Krym,
a teraz najazd na Gazę.

Ze skromnym twarzy wyrazem
szuka wsparcia w ONZ-cie
i o sankcjach jakiś plecie
z których się na Kremlu śmieją.
Pocieszają się nadzieją,
że zło samo się zatrzyma.
Dla władz ostatnia godzina
może skrócić ich kadencje.
Dla narodów konsekwencje
mogą być na prawdę trudne.

Zapowiedzi były złudne.
Noble pokój ośmieszyły.
Ameryka nie ma siły
na takie niby wojenki,
a rozwój wydarzeń prędki
nakręca strachu spiralę.
Wpierw rakiety, potem walec
wjeżdża w miasta milionowe.
Ludzie łapią się za głowę
widząc ogólną bezradność,
brak pomysłu, nieporadność.

Miał być jakiś rząd światowy,
lecz ryba śmierdzi od głowy,
a ta mówi nie na temat
i żadnych rozwiązań nie ma,
tylko słucha, co w Knesecie.
Na takim żyjemy świecie.
Zasłaniały go reklamy.
Teraz rzeczywistość znamy.
Trudno nam się dostosować.
Zechciej Panie nas zachować!

Na plaży koło Rusałki














Na plaży koło Rusałki
sprzedają głodne kawałki,
że wszystko w normie się mieści
i nikt po leżakach nie jeździ.
Lato jest jak inne lata.
Trochę inaczej się lata.
Tusk ma odlecieć do Unii.
Ludzie spokojni, potulni,
patrzą jak rząd się dopala.
Lato na wiele pozwala.
Są miejsca, gdzie nie ma dostępu,
a światu brak instrumentów,
by jakieś wraki sprowadzać.
Nikomu nic nie przeszkadza.
Zło czyni nieznana banda
i tylko spec-propaganda
sprzedaje głodne kawałki
na plaży koło Rusałki.

sobota, 19 lipca 2014

Z kresu naszych dawnych Kresów












Nie tak dawno Szachtior Donieck -
wielki finał, stadion nowy,
ale przyszedł kasy koniec.
Nie da forsy Bank Światowy.

Olimpiada, kasa, Jałta.
Świat się ekscytował tym.
Pełne żagle. Teraz flauta.
Był interes. Przepadł Krym.

Ci do Unii - ci do Rosji.
Obie strony bez pieniędzy.
Stracili ci, co urośli.
Wszystkich straszy widmo nędzy.

Gazociągi południowe
nie napełnią Włochów gazem.
Jest destrukcja, jednym słowem.
Nie uda się. Nie tym razem.

Skąd ta wojna? Z pazerności.
Nafty, ropy, interesów.
Z chęci oraz niemożności.
Z kresu naszych dawnych Kresów.

Banderowcy, Ruscy, Żydzi
wyjechali już czołgami.
Polonii nasz rząd nie widzi.
Płaczą. Zostaliśmy sami.

A w kraju się dyskutuje.
Kto jest przeciw? Kto jest za?
A Wall Street wciąż licytuje.
Hossa. Bessa. Parkiet trwa.

Zapłacą ubezpieczenia.
Specjalista Goldman Sachs.
Tylko życie do stracenia.
Tylko coś, co tkwi gdzieś w nas.

Kozak













Gdy twoje życie nie jest nic warte.
Żyjesz i nie masz nigdy nic z tego.
Postawisz wszystko na jedną kartę
i nie rozróżniasz złego - dobrego.

Gdy przyjdzie obcy, zabrać zamierza
nawet twe marne miejsce na ziemi,
łatwo cię wówczas zmienić w żołnierza.
Cudzego życia nie będziesz cenić.

Gdy całe życie słyszałeś w domu,
jaką ofiarę naród zapłacił,
a teraz prosi - Ojczyźnie pomóż    !
Pójdziesz, bo przecież nie masz co stracić.

A tam ci dadzą mundur nowiutki.
Broń nowoczesną, która zabija.
Nie braknie kaszy. Nie braknie wódki.
Czyja ta ziemia jest w końcu? Czyja?

Kozackie domy. Kozackie pole.
W miasteczku cerkiew została stara.
Puszkina wierszy uczyli w szkole.
Służby dla partii tak jak dla cara.

Ukraińskiego nikt tutaj nie zna.
Tu zawsze Rosja była matuszka.
Żyło się ciężko. Człowiek się starał
i zawsze babę znalazł do łóżka.

Chcą to zabierać? Dajcie kałasza!
Albo najlepiej wyrzutnię rakiet.
Nikt na to niebo ich nie zapraszał!
Niech potem niech mówią na mnie kacapie.

Prowokatorzy! Na pewno szpiedzy,
a jeśli nawet... to gdzie się pchają?
Bronimy domu. Bronimy miedzy.
Amerykańcy w d... dostają!

Tichyj Don












Gdzie się kończą Dzikie Pola,
Gdzie zginęła wolna wola,
Gdzie jest tylko stakan wódki -
Namysł ma swój żywot krótki.

Nie ma tam żadnej refleksji.
Kielich, jak wstrząs epilepsji
podrywa, potem przewraca.
Wystrzelisz i nie masz kaca.

Życie - krótka gimnastiorka.
Odruch - z duszy, lub z rozporka.
Kozaczyzna i kałasz.
Walczysz - żyjesz! Bierzesz - masz!

A wysoko świat gdzieś leci.
Burżuje, ich tłuste dzieci.
Pięść aż sama się zaciska.
Popatrzyli by tu z bliska.

Na człowieka. Jego życie.
Psia go mać... nie dolecicie!
Dawaj Wania! Wróg na niebie!
Miej go tam, gdzie on ma ciebie!

Nu... paszła! A teraz won!
Będą mieli Tichyj Don!
Melduj zaraz! Strzał był świetny!
Towariszcz pierwszy dwusetny...

Obraz














Samoloty giną, spadają,
A w metrach są spadki napięcia.
Autostrady zabijają.
Wywiady. Reportaże. Zdjęcia.

Śliczna dziewczyna opowiada.
Do specjalistów różnych dzwoni.
Lotnisko. Port. Autostrada.
Ofiary. Media. My i oni.

Do biura numer telefonu
I stosy kwiatów na ulicy.
Wakacje. Nie ruszaj się z domu!
Komisje. Sprawcy. Politycy.

Upał jest wprost niemiłosierny.
Cywilizacja - przeludniona.
Pielgrzymki wyruszają wiernych.
Władza - na wczasach - rozgrzeszona.

Obama, Putin i Angela
składają pokojowy plan.
Nic się nie goi do wesela,
a mnie nie było nigdzie tam.

To wszystko leje się z ekranu.
Nad wszystkim czuwa Wielki Brat.
Mam w oczach obraz bałaganu.
Takie jest życie. Taki świat.

List












Myślę o Tobie Waćpanno nieustannie, co dzień.
Jesteśmy teraz wypadem daleko na wschodzie.
Wojną wszyscy umęczeni. W ogniu ogorzali.
Strzegą mocne nas szkaplerze. Powrócimy cali.

Byliśmy w wielkich opałach, lecz wyszliśmy z bronią.
Kozacy majdan przejęli, ludzi w jasyr gonią.
Tragedia się wydarzyła. Na bezbronnych ludzi
ruszyła kozacka jazda. Diabeł się obudził.

Bohun rzucił się na posłów i złamał rozejmy.
Skrył się teraz gdzieś na stepie, lecz nadzieję miejmy,
że pochwyci go chorągiew w pościgu wysłana.
Do nóg twoich go przywloką i pod osąd Jana.

Chwila ciszy jest na wojnie. Dzicz się lekko cofa.
Nocami jest niespokojnie. Obok mam samopał.
Charłamp do nas tu z pomocą z harmatami ciągnie.
Wykrwawia się Ukraina w buntowniczej wojnie.

Posłowie się rozjechali. Rozmowy zerwane.
Nie mogą się porozumieć magnat z atamanem.
Mnóstwo chłopskich kup się kręci i po stepie błądzi.
Czuwamy. Dalej nie wiemy, jak Bóg to rozsądzi.

piątek, 18 lipca 2014

Czy to jest terroryzm?













Myślą uczeni
jak nie wymienić
wspierającego terroryzm.
Są tym zmartwieni.
Bardzo się zmienił.
Angela mówi - Jest chory!

Myślą agenci
jak to przekręcić
i w inne ubierać słowa,
ale rakiety
lecą, niestety.
Trafiają. Trudno to schować.

Nie róbmy scysji!
Trzeba komisji!
Niech ta wyjaśni przyczyny.
Schowajmy trupy
w kamieni kupy,
aż wszystko to wyjaśnimy!

Tak polityka
zbrodni unika.
Niech się tym martwią Holendrzy!
Cała ta sfera
terroryzm wspiera,
lecz prawda kiedyś zwycięży!

Krety (Pierwszy dwusetny)












Zamknięto przestrzeń dla słów:
TERRORYZM, ROSJA i ARMIA CZERWONA
więc telewizja ich nie używa
tak bardzo jest nasączona.
Mówią: - Wypadek lub katastrofa.
Nie mówią że TERRORYŚCI,
lub że grad trupów na ziemię opadł.
Ktoś przekaz bardzo tu czyści.
A przecież ROSJA z takim TERROREM
nie może mieć nic wspólnego.
Nie można straszyć ludzi horrorem,
a ja was pytam: - Dlaczego?
Kto w wolnym kraju, w obliczu wojny
prawdziwy obraz zaciemnia?
Dla kogo prawda o TERRORYZMIE
może być tak nieprzyjemna?
Dla agentury i propagandy,
która nad wszystkim tu czuwa
i zamiast ZBRODNIA i zamiast ZAMACH
inne nam słowa podsuwa.

Mogliby chociaż swe szpiegowanie
prowadzić w sposób sekretny.
Mówią otwarcie: Nic się nie stanie!
Zapewnia PIERWSZY DWUSETNY!

Facebookowe kwiatuszki













A na Facebooku kwiatuszki.
A na Facebooku dowcipy.
Kłamstewko ma krótkie nóżki.
Lipiec zaprasza do lipy.

A na Facebooku umizgi
i odwracanie uwagi.
Nad ważną sprawą poślizgi,
a moderator to magik.

Wyświetla po kilka postów
naiwnych, bez sensu, głupich.
Nie może podpalać mostów,
a naród te bzdury kupi.

A na Facebooku zasłona.
Ze ścierką czeka cenzura.
Obejrzyj! Sam się przekonaj!
Zginęli ludzie? - To bzdura! 

Niczego nie udostępnią.
Niczego w świat nie pokażą.
Skasują, wytną, przytępią,
bo Facebook jest dziś pod strażą!

Wieczorny spacer w internecie




















A życie toczy się dalej.
Zwyczajnie, skromnie, z dnia na dzień.
Zachęca czasem - zaszalej,
a potem do snu się kładzie.

Powtarza te same ruchy,
nawet, gdy chce się sprzeciwiać.
Pamięta tylko okruchy.
Potrafi jednak zadziwiać.

Skąd biorą się nagle strofy?
Uśmiechy, podśpiewywanie.
Z wygody? Lenistwa sofy?
Skąd jest to medytowanie?

Z ciągłości i zaległości!
Z tego, co jeszcze być może
i chyba z tej codzienności,
bo przecież nie jest najgorzej.

Z tych kolorowych spódniczek
i rączek czule złączonych.
Z otwartych okien, doniczek.
Twarzy wśród nich rozmarzonych.

Z uczucia pewnej sytości.
Z ciszy letniego wieczoru.
Z dystansu do wiadomości
politycznego horroru.

Z tego, że można to komuś
opisać lub opowiedzieć.
Do ludzi wychodząc z domu
zamiast się nad wszystkim biedzić.

czwartek, 17 lipca 2014

Przestrogi dla Polski














1. Nie strzelajcie do pacjentów szpitale,
    ale raczej ratujcie im życie.
    Odstrzelenie nie ma żadnych zalet!
    Aż tak bardzo się chorych boicie?

2. Nie zwalniajcie uczonych włodarze,
    kiedy nie chcą zabijać ciąży,
    bo się może już wkrótce okaże,
    że się naród odradzać nie zdąży!

3. Nie skazujcie na areszt staruszek
    zaślepieni, bezduszni sędziowie,
    ale skutki sądowych przymuszeń
   dobrze ważcie w rozumie i głowie.

4. Nie deprawuj nam dzieci szkoło!
    Czekaj z seksem, aż trochę dorosną.
    Nie rób ciągłych sprawdzianów matołom.
    Spróbuj prawdę przekazać im prostą.

5. Nie naciągaj biedaków bankierze,
    mnożąc tylko niespłacalne długi.
    Mówiąc, że czynisz to w dobrej wierze,
    a na zwrot licząc na świecie drugim.

7. Nie kuś ludzi fałszywą reklamą
    dziennikarzu i publicysto!
    Powtarzając sto razy to samo,
    liczysz, że ci uwierzą we wszystko.

8. Nie myśl sobie partyjny członku,
    że się różnisz od prostytutki.
    Partie nie są zbiorami wyjątków,
    a ich żywot często bywa krótki.

9. Nie próbujcie dzielić politycy
    ludzi w kraju na gorszych i lepszych.
    Tych u władzy i tych na ulicy.
    Nie próbujcie nic więcej tu spieprzyć!

10. Może jest to na puszczy wołanie.
      Może są to ostatnie przestrogi.
      Pomyśl o tym. Niech coś z nich zostanie,
      gdy choć trochę twój kraj jest ci drogi!

Jeśli wyznaczył los ci granice...

















Jeśli wyznaczył los ci granice,
których przekroczyć nie jesteś w stanie.
Nie próbuj złością w oczy mu krzyczeć
i zgódź się lepiej - niech tak zostanie.

Może poczujesz uciechę z tego,
że się skończyło z życiem szarpanie.
Może zrozumiesz, ile dobrego
miałeś już przecież - niech tak zostanie.

Przyszłość ma jasność i tajemnice
i wielki spokój i smakowanie.
Po co poznawać ciemne ulice?
Masz swoje miejsce - niech tak zostanie.

A jeśli komuś oddasz, coś z tego -
ze swej radości, zadowolenia,
to wrócić może fala dobrego
i co zostało - może się zmieniać!

środa, 16 lipca 2014

Pamietaj hołoto!












Pamiętaj hołoto kto w tym kraju rządzi!
My ci pokażemy jak się teraz sądzi.
Babcię - do więzienia! Stuletnią staruszkę.
Nie będzie się stara zasłaniać kwiatuszkiem.

I tak miała szczęście, że nikt nie wystrzelił.
Kiedy kwiat ścinała, strażnicy widzieli.
Miała w ręku nożyk. Było zagrożenie!
Że był plastikowy? O tym jest milczenie.

Już za mniejsze sprawki szło się do więzienia.
Za okrzyki z ławki i za zakłócenia.
Za obrazę władzy oraz za ubeka.
Dziś pan tego kraju zamierza uciekać.

Można bez wyboru wejść w skład parlamentu.
Objąć urząd szefa i nie ma przekrętu.
I jest na to prawo z obcego nadania.
Sąd Rzeczpospolitej ma inne zadania.

Skazać niesprawnego za kradzież ciasteczka.
Nakazać poecie, by zamknął usteczka.
Obraźliwy plakat powstrzymać zakazem.
Są zbrodnie sądowe? - Jeszcze nie tym razem.

Bób















Zadała mi bobu moja miła dzisiaj
i tak przy tym bobie na dłużej żem przysiadł.
Obie ręce w pracy. Pisać nic nie można.
Jakaż jest w tym bobie potęga przemożna?

Ciągłe obieranie. Ciągle te łupiny.
I tak za godziną mijają godziny.
Poszły w kąt pomysły. Poszła polityka.
Traci umysł ścisły, kto bobu dotyka!

Kosztuję, smakuję i tak myślę sobie.
Może o tym bobie jakiś wiersz wyskrobię,
ale uleciały gdzieś wszystkie morały.
Zadać komuś bobu - sposób doskonały!

wtorek, 15 lipca 2014

Pozłoty runą!
















Rodzaj naszej demokracji
ma znamiona krotochwili.
Pałą wprost po operacji
i w końcu go zastrzelili.

Chory pacjent ledwie żywy
dla szpitala groźbę stwarza.
To już chyba w cyrk prawdziwy
to państwo się przepoczwarza.

Nawet na ulicy Wiązów
nie było takiego strachu,
ale teraz mamy bonzów -
gorące kotki na dachu.

Pała, gaz, paralizator
to za mało. Trzeba spluwy.
Do szpitala - Terminator.
Żarty przeszły. Jest czas próby.

Podsłuchiwać się zachciało?
Musisz miarę znać hołoto!
Popatrz jak się świetnie grało!
Dla was kule! Dla nas złoto!

Bałagan w rozumie











U nas strzał idioty.
U Niemców się cieszą.
W Doniecku naloty.
Politycy śmieszą.
U nas paranoja.
U nich jodłowanie.
Kozaków - do woja!
W sejmie - przeszukanie.
Stopa utrzymana.
Wzrost - podolski złodziej.
Minister - nagrana.
Wytrzymasz Narodzie?

Wariat - na ulicę.
Profesor - pod most.
Piwo piją Fryce.
Wakacyjny post.
Dzieci krzyżowanie
wymyśliła Moskwa.
W Gazie - rakiet granie.
Sumień ludzkich rozpad.
Chorych pałowanie.
Miłosierny strzał.
Oglądasz to Panie?
Czyżbyś tego chciał?

Partyjne szeregi.
Targi. Połączenia.
Rozciągnięte brzegi
ludzkiego milczenia.
Jedni do Prezesa,
a inni do Tuska.
Popłoch w interesach.
Jest inwazja ruska?
Terroryści bombę
już przygotowali.
Rząd nas robi w trąbę!
Toruń Boga chwali.

Kocyk za marketem
i kąpiel słoneczna.
Na berlińską fetę
głowa niedorzeczna
patrzy zadziwiona.
Po co to nam jeszcze?
Ktoś chce nas przekonać
wywołując dreszcze,
że Nike jest złota.
Wojna jest nagrodą.
Feniks wstanie z błota
da wszystkim narodom
odpuszczenie sumień
i Porządek Nowy.
Bałagan w rozumie
mają nasze głowy.

Incydent













Dlaczego nikt jej nie ratuje?
Dlaczego ona czuje ból?
Dlaczego nikt się nie przejmuje?
Gdzie tu jest lekarz? Zabieg? Stół?

Była policji interwencja
i zastrzelono delikwenta.
Chłodna ocena - konsekwencja.
Sam doświadczyłem i pamiętam.

Mija godzina w izbie przyjęć.
Chłodna leżanka i kroplówka,
a człowiek z bólu prawie wyje
i nagle - Dość! Decyzja krótka:

Proszę natychmiast mnie odłączyć!
Już dosyć mam takiej pomocy!
Wstępne badania trzeba skończyć?
Wyszedłem w kapciach. Zimą. W nocy.

A przedtem szpital i decydent
dokonał nagłego odkrycia,
że bardzo przykry to incydent -
Jest wielkie zagrożenie życia!

Że moja jest odpowiedzialność
i że swój podpis muszę złożyć.
Jest w instytucjach jakaś marność.
Jest szok i niecierpliwi chorzy.

I niecierpliwi są lekarze,
a nie istnieje "śmierć mózgowa"!
A bywa karuzela zdarzeń.
Jak się człowieku masz zachować?


Wakacyjna miłość



















Wakacyjna miłość z ostatniej minuty.
Za przystępną cenę - czarterowy lot.
Wyobrażeń bagaż w niepewność osnuty.
Klucze u rodziców. U sąsiadki kot.

Kurort ciekawości z basenami chęci.
On jest sympatyczny. Ona nie jest zła.
Coś z tego na pewno zostanie w pamięci.
Wakacyjna miłość wciąż po świecie gna.

Kolorowe morza. Fala namiętności.
Drobiny luksusu. Fotografie snów.
Zapisany w sercu powrót do przeszłości.
Jeżeli się uda - spróbujemy znów.

Szczęście oczy mruży do biura podróży.
Nikt nam nie daruje przegapionych szans.
Potrzebne każdemu słoneczko po burzy.
Mały zawrót głowy, derwiszowy trans.

Wakacyjna miłość - pożyczka bankowa.
Inwestycja w siebie. W swój wewnętrzny głos.
Nie po to bez sensu człowiek wciąż harował,
by nie mógł przez tydzień śmiać się światu w nos.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Konsekwencje













Świat miał wielkie igrzyska.
Ludzie na nich urośli.
Widzieliśmy je z bliska,
lecz czuliśmy się gorsi.

Wiemy, że nie ta liga.
Mamy swoje orliki.
W nieporadnych podrygach
budujemy wyniki.

Skaczą słupki sondaży.
Zagadują konwencje.
Smutny uśmiech na twarzy.
Muszą być konsekwencje.

Ale nikt się właściwie.
Dobrych zmian nie spodziewa.
Moskwa gada fałszywie,
a Berlin głośno śpiewa.

Za dużo było piwa.
Matka śpi upojona.
To historia prawdziwa.
Plaża źle jest strzeżona.

Sukces gdzieś ponad nami.
Zapał wciąż nas omija.
Czy Ty nasza wciąż jesteś?
Czy już może niczyja?

Nie niczyja! - Partyjna!
Polityczna! Sejmowa!
Układowa! Mafijna!
Wciąż okrągłostołowa!

Przez to tak mało ludzka.
Zadłużona. Zamknięta.
Władza, co broni Tuska
może zostać wyklęta.

Już się kończą dogrywki
i będą rzuty karne.
Polityczne rozgrywki,
a efekty wciąż marne.

niedziela, 13 lipca 2014

Nie kandyduję!



















Nie kandyduję nigdzie tu sam,
Ani znajomi, ani rodzina.
Burmistrza, radnych swoich nie znam,
Chociaż największa to w mieście gmina,
A prezydentka i wojewoda
Są przez wygranych tu mianowani.
Jakim sposobem?  - Już mówić szkoda.
On tu jest wieczny. Reszta  - ci sami.
W komisjach siedzą tu postkomuchy.
Komuna darmo daje gazetę.
Z Kościoła wszelkie umilkły słuchy.
PiS gdzieś dalekim piszczy tu echem.
A przecież to jest centrum - stolica.
Samochodami jeżdżą słoiki.
Żadna ich partia mnie nie zachwyca,
Ani kampanie, ani uniki.
Znajomych, owszem - mam wokół licznych,
Ale nikt wrzucać nic nie zamierza,
Bo obraz władzy nie jest tu śliczny
I nie wiadomo dokąd to zmierza.
Drożyzna, burda, kompromitacja,
A do lekarza kolejka długa.
Nie było mowy też o wakacjach.
W programach szkolnych jest seks-usługa.
Powybierają się znowu sami.
Sami policzą i unieważnią.
Najbardziej zawsze są tu wspierani,
Ci, którzy właśnie wyborców drażnią.
Wygrywa system i ordynacja.
Człowiek na głupka zawsze wychodzi
I dalej wierzy - jest demokracja!
To tylko mogą rozwalić młodzi!

A my na to nic!













Rakiet grad
z nieba spadł
wprost na głowy ludzi,
ale świat
mimo strat
wciąż się nie obudził.

Gąsienice
jak matryce
wciskają swe racje.
Nie ma świętych.
Parlamenty
jadą na wakacje.

Rząd przeginał.
Dzisiaj finał.
Dziwią się w Dziwnowie,
że to się zło
tak rozpełzło,
a podupadł człowiek.

Dziwne lato.
Co wy na to?
A my na to nic!
Nadmiar przeżyć.
Teraz leżeć!
Tego żąda widz!

Może przez te bromy z nieba
stale rozpylane.
Może nic nam nie potrzeba.
Wszystkie karty zgrane.
Może taka jest strategia
Nowego Porządku,
by komedie po tragediach
zacząć od początku.

sobota, 12 lipca 2014

Śmiać się, czy płakać?














Dziś już już nawet śmiać się trudno.
Trudno także płakać.
Oglądamy grę obłudną.
To jest zwykła draka.
I to nasi są przywódcy?
Dygnitarze? Władza?
Pokrętni. Dziwni. Nieludzcy.
Naród im przeszkadza?
Liczy się tylko korytko
i przelewy Unii.
Bez znaczenia: Ładnie? Brzydko?
Mamy być potulni!
Czynią teraz, co zapragną.
Jak za króla Sasa!
Podnoszą się, gdy upadną.
Król jest na golasa!
Kolejne mu szaty szyją.
Także niewidzialne.
Lulki palą. Koniak piją,
po nim wino mszalne.
Można by to wszystko znosić.
Pokora jest tania,
lecz musimy Boga prosić:
Dosyć zabijania!
Tej granicy nie ruszajcie
trefnisie, birbanty!
Bo się kara na was znajdzie!
Zakończą się żarty.
Wara od Bożej Rodziny,
Wiary i Sumienia!
Czarcie rządy to są kpiny.
Dla nas bez znaczenia!
Jest już sprzeciw!
Po nim zjawi się nieposłuszeństwo!
Precz od matek! Precz od dzieci!
Skończy się szaleństwo.