sobota, 31 stycznia 2015

Ferie - fanaberie

















Mamy ferie na brewerie,
gwiazdy, zjazdy i koterie.
Na opady, śnieżne pługi.
Powrót jednych - wyjazd drugich.

Mamy ferie - fanaberie.
Politycznych głupot serie.
Kandydatów cały rój
w prezydencki rusza bój.

Mamy całą menażerię.
Na wyciągi, na loterię
wielobarwny tłum się pcha.
Mamy ferie. Zima trwa.

Mamy ferie, a na górze
pewien gość chce zostać dłużej.
Żona podtrzymuje męża.
Nie ma rady. Muszą zjeżdżać.

Ferie są - zabawa trwa.
Taka - na sześćdziesiąt dwa,
a na sto dwa ją ocenią
zanim ordynację zmienią.

Mamy ferie, zimę, wczasy.
Pełne stoki, tłoczne trasy,
a kto w domu goły siedzi
notowania kursów śledzi,
a gdy wynik kupił Katar,
chce mieć ferie przez trzy lata!

Walc bezpański: Cała sala pójdzie z nami...












Gorycz. Żal.
W piersiach żar.
Znów górnicy się skryli pod ziemią,
A tu bal
Na sto par
I wstążeczki orderów się mienią.
Widać już
Kto tu pan,
Komu pracę w odprawę zamienią.
Raz się żyje!
Za wszystko się płaci nie raz!
Zatańczyć może już czas!

Pewien pan -
Starszy pan,
Zdenerwował się, na to państwo, okropnie.
Nagle wstał
I wpadł w szał:
Niech tą władzę nareszcie gęś kopnie!
Ruszył sam
W stronę dam.
Najważniejszej się nie ukłonił.
Potem do niej głosował,
Tonem jakby zwariował:
Ktoś wam w końcu karnawał rozgoni!!!

Cała sala pójdzie z nami!
Chłopy razem z Frankowiczami
I kolejarz w tym tłumie wykrzyknie, co chce!
W bezpańskim walcu. O`le!!!

piątek, 30 stycznia 2015

Zęby krat















Nie wie o tym chłopak młody.
Bank ma swoje Prawo Wody.
To zupełnie inny świat.
Sterczą z murów zęby krat.

Bank do ludzi się nie zniża.
Często z wysokości krzyża
patrzy na skarby ukryte
i zarządza audytem.

Ta możliwość Watykanu
denerwuje wielkich panów,
ale nic nie mogą zmienić
w świecie złota i kamieni.

A cóż może prokurator?
Musi milczeć  patrząc na to,
lub powiedzieć to, co zawsze:
Obok jest Biuro Podawcze.

Chłopak wziął kredyt we frankach
i pewność pokładał w bankach,
że ich cechą jest uczciwość,
albo jakaś sprawiedliwość.

Teraz próżno się odgraża.
Pieniądz to jest rzecz cesarza,
a w Bogu ma dobrodzieja.
Rzeczą boską jest Nadzieja.

Nadziei się będzie trzymał
kredytobiorca - chłopczyna
wychodząc dziś na ulicę.
Dał życie za soczewicę.

Stosy życiowych ambicji
i Prawo Admiralicji
to są dwa Królestwa różne,
a wspólne są weksle dłużne. 

Nie wie o tym chłopak młody.
Bank ma swoje Prawo Wody.
To zupełnie inny świat.
Sterczą z murów zęby krat.

czwartek, 29 stycznia 2015

Przed wyborem cyrk z liborem

















Dla ponad miliona osób
był to na mieszkanie sposób.
Posłuchali Europę.
Teraz muszą strzelić w stopę.
A człowiek przecież nie cyborg.
Zwykle nie wie, co to libor,
a już w szczególności zgred,
nie pojmuje, czym jest spread.
Teraz myślą: Strzelać, czy nie?
Libor to średnia w Londynie.

Może wie inteligencja,
że to tylko referencja,
ale ten, co musi płacić -
Obciąć? - Rozumuje - stracić!
Spread to właśnie jest różnica.
Spekulant się nią zachwyca,
szczególnie, kiedy jest duża.
Milion osób dziś się wkurza
przekonana, że dołoży.

Porównują bank do nożyc,
co się zamkną lub rozchylą.
Teraz życie im umilą.
Kredyt tylko w polskich bankach
polecano brać we frankach.
Przewidziała sprytna głowa,
jak tu leming się zachowa
i na tym polega wic:
Trzeba umieć owce strzyc!

Zdziwienie widać na twarzach?
Rząd się uczył u cinkciarza!
Ten na walucie nie traci,
a Kowalski znowu płaci!
Chciał coś mieć, nie żyć jak dziad!
Płacić będzie wiele lat.
Gdzie jest radość o poranku?
Ma ją! Jak w szwajcarskim banku.
W  nim gdy dają, jest też stale
ukryte żądanie - ale...!
Wyszło to "ale.." nie w porę.
Wybory i cyrk z liborem!

środa, 28 stycznia 2015

Destabilizacja



















Są protesty i jest akcja.
Słowo - destabilizacja
powolutku się utrwala.
Przeszła bokiem śnieżna fala,
a nie mogło być normalnie.
Jeśli nigdzie nic nie walnie,
ludzie myśleć zaczynają,
gdy na głowie nic nie mają.
Z nudów będą się przyglądać,
dlaczego tak świat wygląda
i kto za tym wszystkim stoi?
A myślenia ktoś się boi.
Ludzie mogą dojść do wniosku,
że można już żyć po prostu,
a to znaczy - iść pod prąd.

Niepotrzebny wówczas rząd,
politycy i prawnicy,
poborcy i komornicy,
wybory i wszelka władza.
Nie trzeba życiu przeszkadzać,
gdy chce spokojnie zimować.
Na to się nie godzi  zmowa
i przy jezdni z mikrofonem
opowiada: Co zniszczone?
Kto zawalił? Z kim się zderzył?
A lud słucha, patrzy, wierzy,
że normalnie być nie może
w styczniu, gdy odwilż na dworze.

Po piąte...
























Piąte było: - "Nie zabijaj!"
Pamiętał, kto Bogu wierzył,
lecz pamięci czas nie sprzyja.
Zapominał, kto nie przeżył.

Ten, co przeżył - zobojętniał.
Utracił instynkt ochrony.
Pokazano mu świat - cmentarz.
Niebezpieczny. Odmieniony.

Śmierć zmieniła się w zabawkę.
Potwierdzała zwyciężanie.
Postawiono ją,  jak stawkę
w grze codziennej o przetrwanie.

Ten wygrywa, kto nią włada.
Dzieli świat, na obcych - naszych.
W tle masowa jest zagłada,
ale nikt się nie przestraszy.

W prawie bywa wybawieniem.
W polityce - kompromisem.
Kwitowana jest milczeniem.
Bywa rozkazem. Podpisem.

Już nie szuka innych znaczeń.
W sztuce, w mediach się przelewa.
Naukowcy i badacze
czczą ją. Nie tylko dla chleba.

Rozkwitła cywilizacją,
techniką, możliwościami.
Zasłania się demokracją.
Monstrum stworzyliśmy sami. 

Piąte było: - "Nie zabijaj!"
Pamiętał, kto Bogu wierzył,
lecz pamięci czas nie sprzyja.
Każdy jednak pragnie przeżyć.

wtorek, 27 stycznia 2015

Memento

















Skąd jesteś mała dziuro w głowie?
Gdzie mógł się ukryć cichy krzyk?
Łączka nam tego nie opowie,
A kat w czeluściach sądu znikł.

Mówi nam ziemia: - To był człowiek.
Być może żołnierz, lub poeta.
Nie zasługiwał leżeć w grobie.
Aresztowany, nagle przepadł.

Powoli ziemia nam oddaje
Kości, orzełki i guziki.
Miejsca przy których nie przystajesz.
Wciąż dziuro w głowie jesteś nikim. 

Czterogwiazdkowy dawno w grobie,
A wielu po nim wciąż ma sraczkę.
Za grubą kreską stoi człowiek.
Wciąż bezimiennym robi łaskę.

Śledztwo trwa wiek i potrwa dłużej.
Nową historię świat napisze.
Kości te miały być przedmurzem.
Dziś mówią nam: - Nad trumną ciszej!

Styczeń. Bieleje cytadela.
Łączka pod śniegiem cicho śpi.
Niech nikt się teraz nie ośmiela!
Zbliżają się wyborcze dni!

Kiedy cię nazwą przestrzelino?
Przywrócą pamięć i nazwisko.
Przypominają zbrodnię inną.
O tobie powiedziano wszystko?

Masz tylko cechy ludobójstwa
I jesteś zbrodnią przedawnioną.
Wiele jest oszustw i niechlujstwa.
Inna jest świata już ikoną.

I Dniem ją znaczą. Obchodami
I Ona stanowi memento.
Tu tylko leżą zapomniani.
Też jesteś zbrodnią, lecz Wyklętą.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Wozy jadą na zachód
























Wódz czerwonych - Sitting Bull
zamiast słodzić sypie sól
na gorycze ziemi czarnej,
a tu marniej wciąż i marniej.

Ciężko tańczyć dziś z wilkami.
Pojawiły się stadami,
wygłodniałe, rozzłoszczone.
Dokładnie niepoliczone.

Konwój dotarł do faktorii.
W polu podpalili zbrojni
ogniska  dla wystraszenia.
Czarna się zrobiła ziemia.

Ciężko dzisiaj jest Bullowi.
Podpisuje i się głowi,
czy ugoda mu posłuży,
a na dwoje babka wróży.

Mówi: - Nikt cię nie pokona,
potem zaniepokojona,
kręci i zaczyna cmokać.
Trzeba by topór wykopać!

To niewiele może zmieni.
Leży gdzieś tam, na metr w ziemi.
Wojna cichnie, nagle grzmi.
Ach, ci w Białym Domu źli!

Obiecują tylko cuda,
a przeciwnik gra na dudach.
Pozmieniał się bardzo świat,
a ze śniegiem spadł też grad.

Złe to wróżby. Zła prognoza.
Została Bullowi poza
i do gry złej dobra mina,
a tu sypać znów zaczyna.

niedziela, 25 stycznia 2015

Spokój



















Powrócił spokój z niedzielą.
Nie zabiorą. Nie podzielą.
Nie wyleją, co na duszy.
A tu prószy, prószy... prószy.

Nie wstrząsną już atmosferą
I jest dobrze - mniej niż zero.
Trochę więcej kapeluszy.
A tu prószy, prószy... prószy.

Nie dla wszystkich zaproszenia.
Na bramę, na ogrodzenia,
Na nazistę, co się skruszył -
Śnieżek prószy, prószy... prószy.

Na tych wszystkich, co przybyli,
Na tych, którzy nie stracili,
A stoją w pierwszym szeregu,
Prószy, prószy trochę śniegu.

Na wieńce, kwiaty, przemowy.
Na Komitet, ważne głowy
I na zawłaszczoną  pamięć -
Prószy, prószy... to nie zamieć.

Prószy na bunkier głodowy.
O Pileckim nie ma mowy.
Na modlitwy do Kolbego -
Prószy, prószy coś białego.

Nad Obozem i nad miastem
Krążą doświadczenia własne
z losem, co tak nie poruszył.
A tu prószy, prószy... prószy.

Przypinają różne łatki.
Wciąż pamiętam u sąsiadki
Numerek na przedramieniu.
Wnuki żyją w imprez cieniu.

Tylko w mediach poruszenie,
A w domu ciche wspomnienie
O życiu, które zostało
tu, gdzie biało, biało... biało.



*   *   *


Sumienie

Nie doczekał! Dwa dni do wolności!
Tylko dwa dni! Tak dużo. Tak mało.
Pozbierali tę skórę i kości.
Wszystko to, co w pasiaku zostało.

Małe dzieci po sierocińcach.
Ciotce szrapnel porozrywał ciało.
Składa wieńce ktoś na dziedzińcach.
Tylko dwa dni! Tak dużo. Tak mało.











 

sobota, 24 stycznia 2015

Nie dowieźli zimy
















Nie dowieźli zimy. Została za morzem.
My nadal liczymy, że nam Bóg pomoże.
Ścieżki wyprostuje i przewalutuje.
Modli się o pracę i ten, kto pracuje.

Kto roboty nie ma i żyje na zdrapkach.
Ma do żartów temat. Zostały mu jabłka,
ale nie poprawią mu chyba humoru,
bo już dawno przestał chodzić do kantorów.

Kantują za bardzo chłopcy - kantorowcy.
Grosikiem nie gardzą. Chronią nas przed obcym.
Kurs wciąż niestabilny. To rośnie, to spada.
I słabych i silnych obcy dziś okrada.

Solidność jest dzisiaj wyjątkowo tania.
Nasze, czy nie nasze są jeszcze mieszkania?
Nasze, czy nie nasze są drogi, ulice?
Musimy utrzymać tworzoną tu szpicę.

Ona nam zapewni namiastkę ochrony.
Jeszcze po wsiach krewni mówią: - Pochwalony...
Cała reszta wzdycha po cichu: - Szczęść Boże!
W polityce - pycha. Czy może być gorzej?

piątek, 23 stycznia 2015

Nie ma żartów
























Angielska zima,
norweski niż,
a rysunki - francuskie.
Rząd strajk powstrzymał.
Kurs franka wzwyż.
Nie ma żarcików z Tuskiem.
Na inne żarty świat jest otwarty.
Znaczący umarł król.
Kto inny będzie rozdawał karty.
Możliwa jest zmiana ról.
Mówią nam o tym mało, niechętnie,
bo cóż to obchodzi nas?
Co się przeciąga, to kiedyś pęknie.
Wszystko mieć winno swój czas.
Wieczne mieszanie także ustanie
i w politycznym teatrze.
Ważne jest dla nas przezimowanie.
Spokojnie można popatrzeć.
Niemodne jeszcze wczoraj emocje,
teraz w nas władza roznieca.
Zgubiono wszelkie żartów proporcje.
Nieśmieszna jest już ta heca.

czwartek, 22 stycznia 2015

Strategia




















Będą się nad nami znęcać
i uchwalać, co najgorsze,
by potem wszystko odkręcać,
jak z tym rachunkiem za dorsze.

To normalna jest strategia.
Teraz stracić - potem zyskać.
Kiedy ucichnie elegia,
będą znów radością tryskać.

Krótka pamięć wciąż im sprzyja,
a bezsilność opór niszczy.
To ma być ziemia niczyja.
Nowe urośnie ze zgliszczy.

Czy to jest manipulacja?
Pewnie jest, lecz standardowa.
Stosuje ją demokracja,
potem w piasek głowę chowa.

Masa jest do ugniatania,
a władza jest do przemocy.
Nie boi się tu powstania,
lecz ją można trafić z procy.

Wszystkiego nie pozamiata.
Nie ukryje. Nie przegoni.
Są metody na Goliata.
Słaby Dawid mu przydzwonił.

Ten, kto zawsze chce wygrywać,
może kiedyś wyjdzie z niczym.
O przyszłości można gdybać.
Na zamiary trudno liczyć.

środa, 21 stycznia 2015

Po szkodzie

















Każdy jest po trochu winny
temu, co się u nas stało.
Śnił się system dwupartyjny,
więc się władzę utrwalało.

Dodawano wielkich znaczeń
paktom okrągłostołowym.
Nikt nie ustrzegł się wypaczeń.
Niszczono ruch narodowy.

Miała tu być Ameryka,
ale powstał kolonializm.
Jest za późno. Zegar tyka.
Wkrótce wszystko się zawali.

Przebrali się komuniści
w chłopskie sukmany Witosa.
Wygrali wyborczy wyścig.
Trafiła na kamień kosa.

Partia ruska dni dożywa,
a pruska wisi u klamki.
Dwóch się bije - żyd wygrywa.
Stawiamy na lodzie zamki.

Ameryki już tu nie ma.
Jest dyktat Eurozony.
Chcesz wybierać? Masz dylemat!
Znowu będziesz oszwabiony!

Nie stać cię na wóz Drzymały
i nie pójdzie nikt do lasu.
Rezerwaty ci zostały
byś w nich dożył swego czasu.

Co nas w oczy kłuje?

















Za godzinę jazdy w Niemczech
zapłacić już muszą więcej,
niż grosze, za polskie trasy.
Są różnice. Takie czasy.

Za osiem i pół euro
pojechała z awanturą,
lecz pretensja ta nic nie da.
U nich suto - u nas bieda.

Inny teraz powiał wiatr.
Oddali kawałek Tatr
na własność Luksemburgowi.
Więcej oddać są gotowi.

Głowa boli od przybytku,
gdy nie ma z niego pożytku.
Dlatego prezesi banków
obcinają stopy franków.

Nam obciążeń dokładają.
Nasi innym pożyczają,
bo widocznie mają z czego.
Idzie lepsze do dobrego.

Takie prawo. Taki czas.
Doświadczenia poszły w las
i las teraz bankrutuje.
Po co las nam? W oczy kłuje!

wtorek, 20 stycznia 2015

Z górki














Ucichło już po Chaplinie,
trzeba by na Ukrainie
wystrzelić z armaty.
Walutowe tarapaty
czyszczą nam kieszenie.
Rodzi się porozumienie
rządu z obibokiem.
Rok - wyborczym rokiem.
Rozważają szanse.
Zwolnienia. Awanse.
Przyczajony pałac.
Mała rzecz się stała -
podskoczył ogórek.
Nie za bardzo w górę,
ale urósł w cenę.
Powoli na scenę
wkraczają eksperci.
Dziury w brzuchach wierci
każda mądra głowa.
Kandydat się schował.
Liczy na majówkę.
Kłopotów ze zdrówkiem
nie mają lekarze.
Za to dziennikarze
przerastają siebie.
Na partię w potrzebie
już nie mogą liczyć.
Ktoś mądry obliczył,
że Ziemia zwolniła.
Sekundę zgubiła.
Trzeba ją dołożyć.
To awarią grozi
wszystkim w internecie.
Zamieszanie w świecie,
a u nas - ogórki.
Przelecą. Już z górki.

Na Wyspach Magellana

















Na Wyspach Magellana
panuje dziś od rana
niespotykany ruch.
Przybyło mędrców dwóch
i toczą ostre spory,
a jeszcze do tej pory
wciąż nie wiadomo o co.
Wysłano im z pomocą
ekspertów i związkowców,
lecz na posyłki chłopców
nie chciała żadna strona.
Wciąż trudno je przekonać
do zawarcia ugody.
Upłynie wiele wody
zanim się dogadają.
Niektórzy już tak mają -
wolą przeciągać linę.
Magellan ma Cieśninę,
ale wysp takich nie ma.
W tym cały jest dylemat.
Jest przez to nieprzyjemnie.
Gdzieś tam... Nie w naszym sejmie.

Gang, Frank i własny ogon














Włada nami ten sam gang,
choć po Goldzie jest już Frank.
Już mu płacą sami swoi.
System swe szeregi doi.
Pozostałe pookradał.
Teraz własny ogon zjada.
Wpierw zarabiał na mandatach.
Dziennikarzy powymiatał.
Szczypnął diety polityków,
potem okradł sadowników,
lecz mu mało było jeszcze,
wziął się za kopalnie Brzeszcze.
W wielu miejscach się potykał.
Odroczył długi górnika.
Ściągnął trochę od dilerów.
Zwolnił kilku menedżerów.
Chwiał się i na samym końcu
wziął się za kredytobiorców.
Nie jest to organizm zdrowy.
Nie ma już tej samej głowy.
Zostawiono go na minie.
Oddał resztki Ukrainie.
Zaciągnął ogromne długi
i buntują mu się sługi.
Jeszcze trwa i ma nadzieję.
Konferują więc złodzieje.
Może las sprzedać i złoże,
a tu gorzej jest i gorzej.
Odprawę dostanie Karlik,
a przyjedzie gość od Charlie
by powiększyć tu nakłady.
Inaczej nie dadzą rady!

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Walczyk
























Gdy wieczór się skrada,
(głośno - nie wypada),
ktoś gra walczyka.
Nie można wciąż biadać.
Obudził sąsiada
i gra walczyka.
Na przekór nastrojom
i tym, co się boją -
wesoła muzyka.
Króciutki ten walczyk.
Na dłużej nie starczy.
Taka polityka.

Pogoda jest brzydka.
Słucha emerytka.
Ktoś gra walczyka.
Nikt z niczym nie walczy,
aż chce się zatańczyć.
Zły nastrój umyka.
Na przekór złej zimie
i temu, co minie,
ktoś gra walczyka.
Na zegar nie patrzy.
Czas mija raz, dwa, trzy.
Nie widział dziennika.

Na wojny, na zmiany,
na czas zafajdany
ten walczyk jest grany.
Na moim Grochowie
ludziom siedzi w głowie.
Słychać do przez ściany.
Na układ górników,
na śmiech polityków,
na rząd źle wybrany.
Mamy tu muzykę
i z nocnym walczykiem
się wszyscy kiwamy.


Uciekły świnie do lasu


















Gdy żart przestał już nas śmieszyć,
a strach budzić przerażenie,
gdy się już nie chciało grzeszyć
i zamarło wszelkie chcenie,
kiedy nikt już nie rozróżniał,
kto tu swój jest, a kto obcy -
do wyborów stanął próżniak.
Wilk założył skórę owcy.
Nie ukrywał, że przebranie
wymusza pewna konwencja.
Takie jest jej wymaganie -
wizerunku preferencja.
Grono ekspertów wybitnych
na tę zmianę nalegało,
a i większość czołobitnych
pochwalało, opiewało.
Zapomniano już dowcipy
o przelotach i problemie.
Reklamowe, nowe klipy
sprowadziły lud na ziemię.

Większe były tarapaty
niż pytanie: - Kto ma rządzić?
Od lat ponoszono straty.
Normalną jest rzeczą błądzić.
Nikt się nie chciał zastanawiać
nad mniejszym, lub większym złem.
Człowiek przestał się obawiać.
Wiedział, że jest tylko tłem.
Trwały wojny i przemiany
w skali ogromnej - globalnej.
Porzucono zapomnianych.
Wszyscy chcieli żyć normalniej.
Doczekały różne nacje
orwellowskiej wizji czasu.
Nikt nie wierzył w demokrację.
Uciekły świnie do lasu.
Jeszcze mają swoją szansę
zanim trafią na półmiski.
Ludzie myślą nad awansem,
kiedy koniec zda się bliski.

Skostniały polityczny pat


















Skostniał nam polityczny pat
i system wzmocnił siły.
Nadzieje człowiek na stos kładł,
jednak się nie sprawdziły.
Minęło kilkadziesiąt lat
i obraz jest niemiły.
Młodzież stąd wyjechała w świat.
Zostały szaławiły.
Bieda jest z nami za pan brat.
Szanse się wykruszyły.
Skostniał nam polityczny pat
i system wzmocnił siły.

A przecież gorzej mogło być,
bo podział się utrwalił.
Pytano władzy: Jak tu żyć,
a inny partię chwalił,
bo potrafiła swoich kryć.
Zawsze płacili mali.
Niektórzy już się chcieli bić,
jednak zrezygnowali.
Woleli pejsachówkę pić,
w końcu się dogadali.
A przecież gorzej mogło być,
bo podział się utrwalił.

I przyszedł znów namysłu czas
nad prawem - ordynacją.
Wybory już kolejny raz
przestaną być atrakcją.
Nie zostawiają żadnych szans.
Bawią się demokracją.
Bezsilność, bezwład, marazm, trans,
zabrały słuszność racjom.
Gdzieś propaganda wiedzie nas
ku zimowym wakacjom
i poszedł w las namysłu czas
nad prawem - ordynacją.

* * *


Posłowie:
W Katowicach pan prezydent odebrał
Diamentowy Laur Umiejętności i Kompetencji!

niedziela, 18 stycznia 2015

Z wiaderkiem do zsypu

















To jest tylko bicie w bęben.
To jest tylko wiatru szum.
Wycie nad bolącym zębem.
Złe wyziewy idą w tłum.

To jest tylko karuzela
z krzykiem przestraszonych panien.
Świątek, piątek i niedziela
słychać pisk, na dudach granie.

Kołomyjka, zabaweczka,
która nic nikomu nie da.
To jest polityczna sprzeczka,
gdy wiadomo - idzie bieda.

To są mrzonki aktywistek.
Lawa, piana, męty, ropa.
Cała para idzie w gwizdek.
Śmieje z nas się Europa.

Zsyp zrobiono z internetu
w który wrzuca się bez miary
idiotyzmy wśród konkretów,
klownów w butach nie do pary.

To jest nasza opozycja.
Taki jest nasz słuszny sprzeciw,
kiedy mówi intuicja,
że świat nam na głowę zleci.

Gorycz musi znaleźć ujście,
więc na strony się wylewa,
potem do kościółka pójdzie
i o wsparcie prosi nieba.

Słowo nie jest już świętością,
lecz ochłapem psom rzuconym.
Stało się niezgody kością.
Kręgosłupem przetrąconym.

Powstrzymajcie... prosi papież
swe grymasy i języki.
Krzyż wystarczy. Cichy pacierz.
Dosyć takiej polityki!

Karliku! Karliku!
















Karliku! Karliku! Zamotałeś górników.
Karliku! Karliku! W co ty z nimi grasz?
Gram ja z nimi w trzy karty. W trzy karty.
Czy to sukces, czy żarty?
Jak trafisz to masz!
Jak nie trafisz to bieda. To bieda.
Tu podzielisz.Tam sprzedasz
i zachowasz twarz.

Karliku! Karliku! Zamieszałeś w szafliku,
ale przez to mieszanie, mieszanie,
obietnicę dostaniesz,
wsparcie za nią dasz!
Już cię nieraz ograli, ograli,
ci co żyją z kopalin.
Węgiel nie jest nasz!
Wezmą obcy bo tańszy, bo tańszy,
a ty dla nich zatańczysz,
bo odprawę masz.

sobota, 17 stycznia 2015

Różnice


















Różne padały przykłady.
Kto ubiera się u Prady?
Kto jada same kokosy?
Kto jest jak kapucyn bosy?
Tak od wielu, wielu lat
różnicuje nam się świat.

Bardzo łatwo zauważyć,
kto uśmieszek ma na twarzy,
a kto w oczach ma skupienie
i często spogląda w ziemię
myśląc, że kto iny kradł.
Różnicuje nam się świat.

Tak znacząco się podzielił,
że już ludzie zapomnieli
jak im żyło się bez banków.
Myśląc wciąż o kursie franków,
liczą sumy do spłacenia.
Różnicuje nam się Ziemia.

Rachunkowa trwa zadyszka.
Ludzie patrzą na Franciszka,
bo choć dieta Jego suta,
chodzi wciąż w znoszonych butach.
Otacza się służby garstką.
Rozwiąże Gwardię Szwajcarską.

Wciąż się nasze pierwsze damy
potykają o dywany
i trudno o elegancję.
Wykupuje Charlie Francję.
U nas blokują ulice.
Tak widoczne są różnice!

Opozycji już nie spotkasz.
Była już urawniłowka.
Były z zachodu pomoce,
a na półkach tylko ocet.
Podobno za kilka dni
nie będzie już różnic płci.

Górnicy siedzą pod ziemią.
Jeszcze myślą, że coś zmienią,
lecz nadzieja ich jest próżna,
skoro pragną się odróżniać.
Dobrze wiedzą politycy,
że świat powstał na różnicy
i ważne jest dla nich to,
że Śląsk wciąż wspiera PO!

piątek, 16 stycznia 2015

Dlaczego?




















Pisała pani Fallaci,
że drogo przyjdzie nam płacić
za ręce do pracy wzięte.
Nie było dobrym eventem
to wielkie kultur zmieszanie.
Nie zawsze dobre, co tanie.
Zdobiły ludzkość różnice.
Dziś zapalają ulice
i tworzą groźne enklawy.
Nie zdawał ktoś sobie sprawy
z inwazji i siły życia.

Dziś naukowe odkrycia
potrafią w Boga się bawić,
lecz nie chcą tworzyć, lecz zabić,
a jeśli nie - ograniczyć.
Można się jednak przeliczyć.
Są zmiany, co trwają długo.
Nie zmienisz powietrzną smugą
jastrzębia w pokorną owcę.
Sprowadzisz też na manowce
samego siebie i dzieci,
a słońce dla wszystkich świeci.
Nie musisz plazmy podgrzewać.

Dziś silnym trudno się nie bać,
bo jest to droga w nieznane.
A czyny będą spisane.
Zbadane nawet wnętrzności.
Cóż znaczy tych kilku gości
utrzymujących świat w ryzach.
Ich życie jest też jak bryza.
Dmuchnie i szybko przeleci.
Zostanie wierszyk - kuplecik.
Przejdzie asysta wojskowa
i biskup powie dwa słowa
o nawróceniu grzesznika.

Zmieniła świat polityka.
Nie będzie nigdy jak wczoraj.
Na otrzeźwienie jest pora,
a nie na zabawy w Charlie.
Nie tacy wielcy pomarli
do końca trzymając wodze.
Jest wiele miejsca na drodze
i nic cię na niej nie wstrzyma.
Jest styczeń. Wiosna, czy zima?
Zawirowały przestworza.
Jest człowiek i Wola Boża.
Natura i siła złego
z wiecznym pytaniem: Dlaczego?

Na ulicy Koziej
























Na ulicy Koziej za prokuraturą
pewien mały złodziej chciał otworzyć biuro.
Kusiła go co dzień piosenka sprzed lat,
w której mały złodziej małe serca kradł.

Chodzi po tej Koziej wielu polityków,
a nasz mały złodziej chciał kraść zwolenników.
Tych zdecydowanych, a nawet namiastki.
Potem szabrowanych przerabiać na gwiazdki.

Robił rozeznanie po stołecznych bankach.
Franki były tanie. Wziął kredyt we frankach.
Kredyt podżyrował z pałacu dobrodziej.
Weszła mądra głowa do spółki na Koziej.

To krótka uliczka z przejściem bardzo wąskim.
Nie trzeba króliczka gonić po Krakowskim.
Można cichuteńko przemknąć na Miodową
z nadzieją maleńką, jednak przełomową.

A na tej Miodowej życie miodem płynie.
Z ministerstwem zdrowiej! Ból szybciutko minie.
Potem Senatorską prosto do Ratusza
z prośbą dosyć szorstką, by biura nie ruszać!

Patrzy dobrym okiem Pałac Prymasowski.
Rok - wyborczym rokiem. Jest ważny dla Polski.
Wspomagać powinna też stołeczna władza.
Spółeczka niewinna komu dziś przeszkadza?

Na ulicy Koziej za prokuraturą
pewien mały złodziej handluje kulturą.
Słyszana jest co dzień piosenka sprzed lat,
w której mały złodziej małe serca kradł.

czwartek, 15 stycznia 2015

Gwarancje i pierwsze skrzypce

















Zapytano w Świętej Lipce,
kto rozgrywa pierwsze skrzypce,
lecz choć wcześniej były cuda,
rozgryźć tego się nie uda.

Modlono się w Częstochowie.
Może z Góry ktoś podpowie
i chociaż rąbek uchyli.
Gdzie ci - tajni się ukryli?

Toczy się wielka rozgrywka,
ale szczelna jest przykrywka
z Warszawy do Legionowa.
Kto rozgrywa? Gdzie się schował?

Przecież nie te marionetki,
figurantki i kobietki,
słupy, słupki, cepy, drągi
poruszają taśmociągi.

Siła bardziej jest fachowa.
Ktoś ją już podporządkował
i ukrył razem z raportem
za cenzurą i bilbordem.

Może schował gdzieś pod kryptą
swoje Nowe Centrum Krypto,
albo za wenecką szybę
Centrum Super- Hiper Cyber?

Tajemnicę rok wymusza.
Wyskoczy gdzieś z kapelusza
czasem wyborczy króliczek
i nadstawi rząd policzek.

Wzburzy sektor paliwowy.
Wypuści taśmy od Sowy.
Wstrząśnie całą mediów sferę
pijąc wódkę Belvedere.

Kto nie widzi - jest frajerem.
Tu nagrodą. Tam orderem.
Balem i chocholim tańcem
daje wyborcze gwarancje!

Jest już pewność w garniturach.
Będzie sukces. Pawie pióra.
Partia ufa. Partia wierzy
i ma naród... gdzie należy!

Pyk... pyk... polityka


















Idzie w gwizdek cała para.
Przyszła dziołcha do sztygara.
Chciała pewnie dobrych rad,
ale sztygar stary dziad.

REF:
Pyk... pyk... polityka.
Nie tak łatwo dziś popykać.
Nie pomoże nikt dziewczynie,
a jej Hanysek w Londynie.
Obiecanki poszły w świat.
Został sztygar - stary dziad.

Nic dobrego jej nie wróżę.
Wyszedł sztygar na podwórze.
Kazał dziołsze wyjść na pasy.
Trudna rada. Takie czasy.

REF:
Pyk... pyk... polityka...

Nie może tam chodzić dłużej.
Pewnie skończy gdzieś na rurze
lub pojedzie do Warszawy
i wyłoży swoje sprawy.

REF:
Pyk... pyk... polityka.

Nie potrwa długo piosneczka.
Zapomoga i ławeczka.
Pod sejmem zostaną gwizdki.
Są w nim lepsze specjalistki.

REF:
Pyk... pyk... polityka.

Dodać jednak tu wypada.
Nie można liczyć na dziada.
Mija szybko czas urody.
Lepiej postawić na młodych.

REF:
Pyk... pyk... polityka.

Zamiast się powoli staczać.
Poszukaj panno rębacza,
a będzie pociecha jeszcze.
Świat jest większy niż twe Brzeszcze

REF:
Pyk... pyk... polityka.
Nie tak łatwo dziś popykać.
Nie pomoże nikt dziewczynie,
a jej Hanysek w Londynie.
Obiecanki poszły w świat.
Został worek dobrych rad.

Ruszyć z possad bryłę świata

















Można zarobić na zamachu.
chociaż ludzie poszli do piachu,
sprzedaż urosła wielokrotnie.
Jeżeli wiesz - ktoś kogoś kropnie
i odpowiednie wydasz znaczki -
zarobek jest dla całej paczki.
A jeszcze komuś się przysoli
i powiesz na co nie pozwolisz,
czego stanowczo będziesz żądał.
Na dobry biznes to wygląda
i na kampanię reklamową,
a wystarczyło jedno słowo:
Charlie - jakby trochę z de Gaulle`a
i jeśli była władzy wola,
plan cały poszedł jak po maśle.
Wielka moc siedzi w prostym haśle.
Uniosła miliony Francuzów,
a zamachowców, tych łobuzów
na świecie nikt nie pożałuje.
Mają to służby - łeb pracuje.
Najwyższe zawsze zbiera noty
z najlepszych possad na kłopoty.

środa, 14 stycznia 2015

Gdyby to nie była...



















Gdyby to nie była
sprawa taka grząska,
poleciałabym ja
na ten strajk do Śląska.
Na tę wielką biedę.
Na to głodowanie.
Dłużej tam mój Jaśko
pod ziemią zostanie.

Gdyby to nie była
afera rządowa,
byłabym dziś jeszcze
polecieć gotowa.
Wsiadłabym w pierwszego
lepszego czartera.
Jaśko siedzi w ziemi,
a mój Śląsk umiera.

Powiedzże mi lepiej
słonko na błękicie,
jak tam bez kopalni
ma wyglądać życie?
Jak żyć bez roboty?
Pomóż Boże, pomóż!
Ostatnie galoty
wyprowadzić z domu?

Wezmę chorągiewkę
pójdę do pałacu.
Transparent pod drzewkiem
postawię na placu.
Gdy nikt nie popatrzy
na moją niedolę.
Zrobię im tu capstrzyk -
wszystko roz... (milczeć wolę).

Bal w pałacu
















A w pałacu dzisiaj bal.
Wymieniono wystrój sal.
Zamówiono już bieługę.
Damy piorą suknie długie.
Służby niosą Rapacholin.
Kucharz świńskie nóżki goli.
Ochroniarze z długim stażem
oczekują, co pan każe.
Każdy poznał, gdzie ma stać.
Kabel ciśnie. Fruwa mać.
W kącie stroi się muzyka.
Otrzymała srogi przykaz,
ma być wolna, stonowana
tak, jak lubi Pierwsza Dama.
Wśród tajniaków ciche spory.
Dobra, bracie rzecz - kawiory.
Czarny jest o niebo lepszy.
Dość z tym niebem! Co pan pieprzy?
To z innej parafii brać!
Kabel ciśnie. Fruwa mać.
Poloneza rusza próba.
Ta partnerka jest za gruba!
Czy nie macie tu szczuplejszej?
Pierwszy stanie w parze pierwszej!
Małżonka pójdzie w drugiej.
Przywieziono już bieługę.

Pułkownik - komendant straży
bada listę dziennikarzy,
którzy wejdą i opiszą.
Żyrandole się kołyszą.
W powietrzu za dużo basów.
Tajniacy. Stukot obcasów
obok Mistrza Ceremonii.
Dajcie uszczknąć! Ludzie głodni.
Wszyscy na nogach od rana!
Poruszenie. Weszła Dama.
Ostrym okiem rzuca w koło.
Tam dołóżcie! Tu jest goło!
Trzeba zaciągnąć zasłony.
Tajniakom rozdać balony.
Wszyscy łysi. Jednakowi.
Będą bardziej kolorowi.
Muszą się z wystrojem zgrać.
Kabel ciśnie. Fruwa mać.
Ciepło dzisiaj jest na dworze.
Dyżur przy wentylatorze
musi bardzo być uważny.
Będzie wiele osób ważnych
i kwiat naszej dyplomacji.
Od kelnerów więcej gracji
wymagam, gdy będą lać.
Kabel ciśnie. Fruwa mać.

Pałac błyszczy oświetlony.
Dziedziniec jest wymieciony.
Przy łańcuchach mocne straże.
Tajniacy z najdłuższym stażem
przetrząsnęli każdy kąt.
Plakat "Charlie". Co to? Lont?
Nie, to tylko są minogi.
Już myślałem... Boże drogi...
Kto to dzisiaj jeszcze jada?
Jesiotr jest, podać wypada
dla odmiany coś mniejszego.
Tyle tego... tyle tego!
Kogo na to dzisiaj stać?
Kabel ciśnie. Fruwa mać.
Gra muzyka. Zegar tyka.
Uważajcie na górnika,
by się jakiś nie zaplątał.
Bacznie trzeba się przyglądać,
bo mogą tu przysłać żony.
Błyszczy pałac oświetlony.
Na zegarze jedenasta.
Będą wszyscy. Cała kasta.
Gmina. Loże. Rząd z Korpusem.
Uważajcie z tym obrusem!
Nie zasłania całkiem stołu!
Przybył już Szef Protokołu
i zastąpił Pierwszą Damę.
Instrukcje są wszystkim znane?
Wszystko dzisiaj musi grać!
Kabel ciśnie. Fruwa mać!

wtorek, 13 stycznia 2015

Kipa i cycesy















Czy w Paryżu, czy na Krymie,
Od Londynu, aż po Kresy,
człowiek bać się nie powinien
nosić kipę i cycesy.

Dziś sam Izraela premier
tego pilnuje i żąda!
Na naszej sejmowej scenie
jak możliwość ta wygląda?

Czyżby się tu obawiano?
Czy raczej nie mają chęci?
Proszę by sprawę zbadano,
bo pomyślę: - Ktoś tu kręci!

Może w sejmie żyda nie ma,
a są w nim wyłącznie goje?
Skoro podniesiono temat -
niech założą stroje swoje!

Apel jest już popierany.
Europa głową kiwa.
U nas też winny być zmiany!
Poubierać... i  nazywać!

Warszawo, ty moja Warszawo!



















Warszawo, ty moja Warszawo!
Kto urok stolicy ci skradł?
Tętniłaś humorem i wrzawą.
Tak smutna nie byłaś od lat.

Tak bardzo zważniała nam Wiejska.
Nie z każdym już jest za pan brat.
Zginęła gdzieś nuta, stara, przyjacielska.
Za chłodny jest dziś Nowy Świat.

Warszawo! Wolałem cię retro.
Hybrydy, Medyka, Rivierę,
a teraz pod ziemią masz metro.
W wagonach uśmiechu niewiele.

Na mostach nie ma wcale ludzi.
Na Wisłę spogląda kamera.
Kto tak cię Warszawo w uczuciach wystudził
i w smutki ulice ubiera?

Ja wiem, zawiniły dotacje.
Ważniejsze są jezdnie niż my
i długi masz za demokrację,
a z lotnisk przywlokły się mgły. 

Tak wiele ci spadło na głowę
i wiele kosztuje cię straż.
Krakowskie, co miesiąc się modli - marszowe,
a reszta czeka: - Ile dasz?

Różnice masz wielkie płacowe.
Za grosz ludzi ściągasz z oddali.
Marzenia są dzisiaj skromne, słoikowe
i nikt cię Warszawo nie chwali.

Osiołkowi w żłoby dano



















Napisała do mnie w Fejsie,
że bardzo podobam jej się.
Dlatego otrzymać mogę
od niej znaczną zapomogę.

Niedługo będzie w Warszawie
i jeśli się dobrze sprawię,
napisze o mnie w gazecie.
Przedstawi mnie w swoim świecie.

Taki czas i taka pora.
Nie wzniesiesz się bez sponsora.
Tylko on daje nadzieję.
Bez reklamy - nie istniejesz.

Pewnie to jest zwyczaj brzydki,
by się chwytać każdej nitki,
lecz patrzę na fotografię,
z taką - myślę, to potrafię.

Nudzi pewnie się w Brukseli.
Będę musiał się ośmielić.
Wymieniłem telefony,
miłe słówka i ukłony.

Niespodzianka. Wcześnie. Z ranka.
Dzwoni tamtej koleżanka
i zaraz, na samym wstępie,
ostrzega mnie o podstępie.

Mam uważać. To blagierka.
Erotyczna reporterka.
Opisze ze szczegółami,
co tam robiliśmy sami.

Najgłębszych sięgnie sekretów.
Zawsze ośmiesza facetów.
Eksponuje zwykle siebie,
a ja pewnie o tym nie wiem.

Resztę sama mi opowie.
Dzisiaj jeszcze jest w Krakowie,
lecz wkrótce będzie w Warszawie.
Zadzwoni, a ja się stawię.

Przytaknąłem, bo cóż robić?
A teraz się muszę głowić
z sytuacją zagmatwaną.
Osiołkowi w żłoby dano.


*

Wrzuciłem ten post na stronę.
Dzwonią obie!  Oburzone.
Anomalia pogodowa!
Taka jest wiosna styczniowa.

 

poniedziałek, 12 stycznia 2015

W głosie mediów dreszcze















Zaostrzyło się na pasach
przy kopalni "Brzeszcze".
Ciężkie życie w trudnych czasach.
W głosie mediów dreszcze.

Są nadzieje. Mocno wieje.
Ciemnica po domach.
Problemem są przywileje.
Gomora, Sodoma.

Spada popyt. Siedzą chłopy
głęboko pod ziemią.
Śledzą oczy Europy
co w Paryżu zmienią?

Delegacja z Tel-Awiwu
jest w sklepie koszernym.
Śląsk szykuje się do zrywu,
ale efekt mierny.

Choć się stara - nie ta miara.
Jest węgiel z Donbasu.
Pełna jest goryczy czara.
Bieda znakiem czasu.

Kraju popatrz! Górnik - kopacz!
Hałdy są wysokie.
Szybko się pogłębia rozpacz.
Rok - wyborczym rokiem.

Każdy patrzy w inną stronę
i ciągnie do siebie.
Czyny będą policzone ,
a zapłata w Niebie.

Partie, związki. Nie ma gąski.
Skrzydełka opadły.
Margines jest bardzo wąski.
Długi budżet zjadły.

Zaostrzyło się na pasach
przy kopalni "Brzeszcze".
Ciężkie życie w trudnych czasach.
W głosie mediów dreszcze.

niedziela, 11 stycznia 2015

Charlie?
















Zamierzając nie pozwalać
urządzili Dzień Szakala
i wielki marsz socjalistów.
Zaprosili specjalistów
od zamachów oraz sekcji
i chcą nam udzielić lekcji,
jak dziś Francuz postępuje,
kiedy zagrożenie czuje.

Oni wiedzą, co powiedzieć.
Nam kazali cicho siedzieć.
Teraz jednak pani premier
wygłosiła oświadczenie,
że poleci do Wersalu,
by utulić Francję w żalu.
Nie wystąpi już z tą samą
wersją w kraju dobrze znaną,
ale przejdzie w wodzów tłumie.
Po dywanach chodzić umie.

Jest O.K. i gra orkiestra.
Marsz najlepszy jest na przestrach!
Rząd już nie jest bity w ciemię,
a opornych w dół! Pod ziemię!
I najlepiej - pozamykać!
Europa, polityka
potrzebują karnawału,
demonstracji, orkiestr, szału!
Masoni szeregi zwarli.
Je suis? Masz na imię Charlie?

Zapomniany żłóbek



















Dziś chrześcijanie są bezbronni.
Wybierają pokój,
a całe zastępy zbrojnych
mają ich na oku.

Matki która urodziła
szuka wojny zwierzę.
Na pustynię się schroniła.
Ja w proroctwa wierzę.

Ocaleją i wytrwają.
Pójdą drogą skrytą,
chociaż źli technikę mają
prawie znakomitą.

Chociaż śledzą satelity
Ziemię w podczerwieni,
nie odnajdą, gdzie ukryty,
Ten, co świat odmieni.

Naśladują dziś wodzowie
Biblii scenariusze.
Spełni się proroctwo w Słowie.
Jest boski paluszek.

Żłóbek jest dziś zapomniany,
a trwa pościg zbrojny
i chce wciągać w swoje plany
ludzi bogobojnych.

Dziś chrześcijanie są bezbronni.
Wybierają pokój,
a całe zastępy zbrojnych
mają ich na oku.

Za ten znak... przepowiadano,
i was ścigać będą.
Śpiewają już nie to samo.
Pieśń nie jest kolędą.

sobota, 10 stycznia 2015

Tajna redakcja tygodnika
















Pierwszy raz w życiu swym spotykam
tajną redakcję tygodnika.
Ktoś postanowił prasę schować,
aby zachować wolność słowa
i wszystkie dane jej wyczyścił.
Znali je tylko terroryści.
Ci zadzwonili do dziennika,
bo taka u nich jest praktyka,
żeby się przyznać przed wybuchem.
Pokazać motywy i skruchę.
Zaskoczenie było zupełne,
a samochody wojska pełne
od razu kraj zablokowały.
Na chwilę zamarł Paryż cały,
a najważniejsze władze miejskie
wyszły na Pola Elizejskie
żeby zwoływać zgromadzenie,
kiedy narasta zagrożenie.
Znana jest w świecie taka rzecz:
Czym się zatrułeś - tym się lecz
i można wtedy napiąć muskuł.
Niektórzy wolą po francusku
z partnerem takiej samej płci.
Zostali zastrzeleni źli,
a pozostali zastraszeni.
Świat cały akcję tę docenił.
Paryż kwiatami jest zasłany,
jak po wypadku księżnej Diany.
A wszystko to pachnie przekrętem.
Miało być drugie World Trade Center.
Świat potrzebuje znowu kina
i chętnie w rolę wszedł Chaplina.
Nieszczęśnik, ale dobra dusza.
Najpierw postraszy, potem wzrusza.
Jest groza, śmiech i szybka akcja
i także tajna jest redakcja.

czwartek, 8 stycznia 2015

Pora na Robocopa















Możemy na puszczy wołać,
a czy chcemy, czy nie chcemy,
rosną wszędzie dookoła
Robocopy i Golemy.

Myśli Gladio w Europie
jak obudzić znów Brygady.
Potem złapie i dokopie.
Z Putina bierze przykłady.

Prowokacja - cud lewicy.
Wykorzystać łatwo młodych.
Myślą o tym politycy.
Muszą przecież być powody!

Ameryka celnie strzela.
Musi strzelać Europa.
Naciska się! Nie wybiera!
Nadchodzi czas Robocopa.

Ludzie muszą poczuć władzę.
Na Porządek już czas Nowy!
Wszystkich metod wam nie zdradzę.
Myślą nad tym mądre głowy.

Powolutku ostre prawo
wprowadzają wszystkie kraje
i ustawa za ustawą
Robocopom carte blanche daje!

Po horrorze spać nie może
straszydełko Charlie Boy.
Idzie Golem. Będzie gorzej!
Poczuć siłę musi goj!

Powszechna inwigilacja.
Bezkarne użycie broni.
Wirtualna demokracja
zagrożona w piętkę goni!

Łatwo znaleźć fanatyka.
Potem jest kontrofensywa.
Rewolucyjna praktyka
dzisiaj prawem się nazywa.

środa, 7 stycznia 2015

Do Egiptu
















W owczej zagrodzie
Szukaj narodzie
Nadziei i Odkupienia.
Za swoje co dzień,
Życie w wygodzie.
Za to jak zmienia się Ziemia.

Mała Dziecina.
Orszak jak z kina.
Malec ma Jezus na Imię.
Władzy nie budźmy!
Będzie przed ludźmi
Uchodził na pustynię.

Wiedziałeś Panie,
Twe Królowanie
Nie wszystkim tu się podoba.
Błyszczą korony.
Milczą ambony.
Władza na wszystko gotowa.

Człowiek Maleńki,
A pościg prędki
I nie uchroni Cię nikt tu.
Chłody styczniowe.
Straże gotowe.
Uciekaj do Egiptu.

Ziemskie Herody
Znajdą powody
I terroryzmem postraszą.
Nie ma już zgody
Owczej zagrody.
Ocalisz nadzieję naszą.

wtorek, 6 stycznia 2015

Królowie życia














Trzej Królowie - to trzy kontynenty.
Ktoś symbolikę obmyślił tak.
Pomysł jest chyba marnie ujęty,
bo najwyraźniej tu kogoś brak.

Barwnie, świątecznie i biznesowo,
lecz powstał problem maleńki:
Ile właściwie kosztuje słowo?
I ile z tego do ręki?

Błogosławieni są miłosierni.
Ci, którzy przynoszą dary.
Minister właśnie ustala cennik.
Przy nim największe są swary.

Scena niebieska. Dzieciątko tycie,
a każda głowa z koroną.
Ile właściwie kosztuje życie?
Dokładnie już obliczono.

Kadzidło dzisiaj przynoszą wszyscy.
Złoto iść musi do złota.
Gdy nie wystarcza - dołożą bliscy.
Pomogą ludzie w kłopotach.

Może to Mędrcy, a nie Królowie?
Orszaku im nie potrzeba.
Małej nadziei chłodno jest w żłobie,
a to największy Dar Nieba.

Projekt: Orszak













Kacper jedzie na wielbłądzie, a Melchior na ośle,
Baltazara niesie konik. On siedzi najprościej.
Złote szaty i korony. Strojnie. Odpustowo.
Projekt został zakupiony. Będzie dochodowo.

Niech się modli za imprezę Nasz Franciszek bosy.
Telewizja spektakl bierze! Są zachwytu głosy.
Ma być Święto - to jest Święto. Przemarsz do pałacu.
Szopka musi być pod dachem. Nie na gołym placu.

Ksiądz Kardynał orszak złożył. Chwali Episkopat,
a Urząd grosik dołożył, by zapał nie opadł.
Teatralny marsz być musi! Był Wieczór Trzech Króli.
Czort gdzieś pierzchnął, gdy podkusił i ogon podkulił.

Świat się zmienia. Idzie nowe. Muszą być Królowie.
Niech pasterka wyjdzie z cienia! Myśl się rodzi w głowie.
Nowa Ewangelizacja przemawia do ludzi.
Maszerują przebierańcy i Duch się obudził.

Patent














 





Nad rzeką Mała Tunguska
rzecz się zdarzyła nieludzka.
Coś przeleciało. Huknęło.
Złamało drzewa. Pogięło.

Sprawa tak cicho nie przeszła.
Nie przyznał się fizyk Tesla,
że to są jego pomysły.
Co może piorun kulisty?

Przesyłał prądu ładunki,
lecz kto by płacił rachunki,
gdy mógłby brać bez licznika?
Pozwala na to fizyka.

Poznano się w Ameryce
i patent jak tajemnicę
skrywano przez wiele lat.
Dowiedział się  jednak świat.

Daleko gdzieś w Czelabińsku
zachował ktoś się po świńsku.
Coś przeleciało. Huknęło
Wybiło szyby. Grzmotnęło.

Czyja to sprawka? Nikt nie wie.
Latają cuda po niebie,
lecz nie jest to takie  proste,
bo mogłyby trafić w Moskwę.

To przestraszyło Putina.
Reformę w armii zaczyna.
Bez przerwy ludziom powtarza.
Ktoś dzisiaj Rosji zagraża!

Nad tajgą mgiełka się ścieli.
Wszystkiego nie powiedzieli,
a postraszyli troszeczkę.
Coś spadło w Tunguską - rzeczkę.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Judymowie













Dziś doktora Jud-Dyma
nie powstrzyma zadyma,
kiedy zdrowie Polak - biedak traci.
Skoro jest w Europie,
na metr ziemię przekopie,
ale trzeba mu dobrze zapłacić.

Kazali biurokraci
kupić mu aparacik.
Na gabinet zaciągnąć kredycik.
Skoro pacjent nic nie ma
i jest luka w systemach -
każdej szansy się musi uchwycić.

Dzisiaj doktor Ojboli
krzywdzić nas nie pozwoli,
byśmy stali w kolejkach po życie.
Widząc boskie skaranie
sam też w kolejce stanie
ze stanowczym żądaniem: - Płacicie?!!

Nie ma znaczenia nacja,
ani też korporacja
i zielona, nie złota jest góra.
Do podziału - miliardy!
Przyszły czasy pogardy.
Powołanie, lub misja??? - To bzdura.

Dzisiaj nasz doktor House
palcem wskaże ci - Raus!
Każe zamknąć nie swoją przychodnię.
Po pieniążki - po trupie!
Całą resztę ma w d....
Po to uczył się, żeby żyć godnie!

niedziela, 4 stycznia 2015

Bez słowa
















Na kontrakt, na sztormowy szlak
płyną, choć łajba skrzypi.
W Hamburgu lepszych ofert brak.
W kambuzie kok z Filipin.

Nad Szkocją usiadł wielki niż.
Nie przeszły huragany.
Robota jest. Na resztę gwiżdż!
Statek załadowany.

Na morzu zacznie ci się rok.
Nie szukaj w innych portach,
a w Pentland Firth jest sztorm i mrok.
Dziesiątka dmie Beauforta.

Nie ma wyboru. Psia go mać.
Płyniesz w ten sztorm z cementem.
Każdą robotę musisz brać.
Takie czasy przeklęte.

Jest kontrakt. Termin i Cemfjord
i opłata portowa.
Już nie zawrócisz. Bierz to czort!
Nie usłyszano słowa.

sobota, 3 stycznia 2015

Wicher

















Przez Europę wicher gna.
Wirują płatności, miliardy.
Rwą się łańcuchy DNA.
Czas bezeceństwa i pogardy.

Ile uchwycisz - tyle masz.
Resztę położy przepis twardy.
Przez Europę wicher gna.
Czas bezeceństwa i pogardy.

Różne prędkości - różne straty
pomiędzy wojną i sankcjami.
Wymiany walut. Bankomaty
i przerzucanie się racjami.

Gdzieś się w tym wszystkim człowiek schronił
i zakrył oczy swe rękoma.
Przez Europę wicher goni.
Ostatnia opadła zasłona.

I tylko pieniądz jest wspólnotą.
I tylko pieniądz jest podziałem,
a to, co wczoraj było cnotą
wiruje gdzieś, porwane całe.

piątek, 2 stycznia 2015

Stare musi odejść














Nowy człowiek starego człowieka
upokorzył. Każe mu czekać.
A kolejka... jak za komuny.
Co tu dają? - Zapisy na trumny.

Wyglądają jak nienormalni,
a są tylko niepełnosprawni.
Nowy człowiek musi ich karmić.
Nowi ludzie są idealni.

Kilometry potrafią rozliczać
i rachunek zawsze się zgadza.
Stój na mrozie! - Taki obyczaj.
Nowym ludziom to nie przeszkadza.

Europa nowych ludzi chwali.
Politykę marchewki i knuta.
Nowi ludzie są zwykle mali,
ale zawsze w za dużych butach.

Osiem i pół euro za godzinę



















Przez niemieckie dobrobyty,
przez to nasze wyludnienie,
pozostał wzrok w ziemię wbity
z marną płacą za myślenie.

To co u nich minimalne,
garstce u nas przysługuje,
a prognozy są fatalne
i dla tego, kto pracuje.

Przy radości - taka nędza.
Przy kolędzie - gwiezdna oda.
Mówią: - Nikt was nie wypędza!
Ludzie milczą. Gadać szkoda.

Rządzą światem socjaliści.
Wspierają ich liberały.
O wolności sen się wyśnił.
Rozbieżności pozostały.

Cena mroku w Nowym Roku
podskoczy nam mocno w górę.
Opłacono już proroków.
Nie ma grosza na kulturę.

Za miedzą  to dobrze wiedzą.
W Bundestagu ustalono,
że czy leżą, stoją, siedzą,
równo pany podzielono.

czwartek, 1 stycznia 2015

Stado białych mew



















Tup, tup...
tup, tup, tup...
Kiedy przestanie?
Kawę, proszę zrób
mi na śniadanie.
Pora chyba wstać.
Nie trzeba łóżek słać.

Tup, tup...
tup, tup, tup...
Mam po Gołasie.
Śniło mi się, lub
jest dziura w czasie.
Przeciągający ziew
i tupot białych mew.

Tup, tup...
Tup, tup, tup...
Już w Nowym Roku
bezowocnych prób
pierwszego kroku,
nie można się bać.
O.k.! Spróbuję wstać!