czwartek, 10 grudnia 2015

Księga następna: ŁOWY















Natenczas Słomka chwycił w rękawie przypięty
szalik z napisem jak transparenty.
Szybkim go ruchem podniósł nad głowę.
Poraził widzów żądaniem - słowem.
Trybunał zaczął czapki zdejmować,
a w górze napis: Zdekomunizować!
Tych, co na stołkach władzy siwieją
i są ostatnią katów nadzieją.
Przewodniczący oczami błysnął.
Wzdął się jak bania, czerwienią trysnął.
Spojrzał  na woźnych, którzy już biegli
zdecydowani, brutalni, wściekli.
A w Trybunale jak w mateczniku.
Był on schronieniem dziwnych prawników,
którzy szermując prawem i słowem,
wciąż tuszowali zbrodnie sądowe.
Naród to widział. O wszystkim wiedział,
lecz immunitet odgradzał przedział
pomiędzy władzą, a wolą ludzi.
Przez lata system wiele spaskudził.
Stworzył przepisy oraz bariery.
Zapewnił sobie bezkarność sfery.
Oceniał rządy. Ustawy badał.
Znalazł się jednak pan Słomka Adam,
który przebranie włożył woźnego.
Wykrzyknął Polsce: - Koniec! Dość tego!
Ach, jakiż tumult podniósł się w kraju...
Nie było dotąd w prawnym zwyczaju
lekceważenia władzy komucha.
Co komuch orzekł - to naród słuchał!
I w dziejach ludzkich jest od Adama
strefa dostępna i zakazana.
Pomiędzy nimi wije się wąż
i całkiem dobrze trzyma się wciąż.
Ciągle jest śliski. Hardy od lat.
Ludzie chcą zmiany, a powstał pat. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz