piątek, 1 lipca 2016

W lipcu przypiec
















Pan wójt w Reymontowskich Lipcach
nie potrafił grać na skrzypcach.
Nie było tam organisty,
a był apel uroczysty.
Wszyscy gości uczcić chcieli.
Radzili. Niech żyd wystrzeli
ze skrywanego sztucera,
kiedy już się tłum uzbiera.
Na to proboszcz się nie zgodził.
Panowie! Tak się nie godzi!
Ze sztucera? Pod kościołem?
Inną decyzje powziąłem.
Dla uroczystej oprawy,
będą głośno gwizdać baby
z lipcową, ludową nutą,
a ktoś kijkiem, jak batutą,
będzie wszystkim dyrygował.
Dziedzic program akceptował. 


Pan wójt w Reymontowskich Lipcach
nie potrafił grać na skrzypcach.
Nie potrafił. Nic takiego.
Zwłaszcza hymnu węgierskiego. 
Hymn nie taki trudny w graniu,
ale nawet i w Poznaniu
nie umiał sam pan maestro
przygotować go z orkiestrą.
Za to gwizdać potrafili.
Gołębiarzy pozwozili
oraz aktywistów z KOD-u.
Dali koncert dla narodu,
że słyszano i w Brukseli,
kogo tu wygwizdać chcieli.
Nikt się jednak nie obraził,
tylko pewien agent Stasi,
postanowił, by na przyszłość
trochę lepiej wszystkim wyszło,
bo jak, na razie, bez skrzypiec,
trudno w lipcu komuś przypiec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz