czwartek, 15 listopada 2018

Game is over. Singapur












Nadzór właśnie w Singapurze
wyczerpanych sił naturze
dał możliwość relaksacji,
kiedy nagle - po kolacji,
gdy w splątanej zastygł jodze,
ktoś pod drzwiami, po podłodze
wsunął cichutko kopertę.
Pojął szybko że omertę
łamią tajemni klienci.
Nie było na niej pieczęci!?

Szybko nogę zdjął znad głowy
i susem kocim, nerwowym,
chciał list chwycić, lecz się wstrzymał.
Uprzedzała go rodzina,
że ostatnio w Ameryce
wybuchały tajemnicze
do osób ważnych przesyłki.
Nie chciał popełnić omyłki.
Nie mógł tu ufać nikomu.
Spojrzał w stronę telefonu.

Ostry, świdrujący dźwięk,
jeszcze większy wzbudził lęk,
że się wszystko łączyć może.
Przez glowę przebiegło... Boże!
Podniósł aparat do ucha
i wyszeptał ciche... Słucham...
Przepraszam, że o tej porze...
Czy rozmawiać teraz możesz?
Ja... z kancelarii premiera...
przepraszam, lecz jest afera....

W oczach wszystko wirowało.
Szlag by trafił... więc się stało?
Wracać każą. O tej porze???
Któżby rzucił się przez morze?
Chyba jedynie - Czarniecki!
Ciarki przebiegły przez plecki.
Przecież wiedzą - Nie ja - jeden...
Co by zrobił " zero siedem",
gdyby znalazł się pod butem?
Sieci grubą nicią snute!

Przylecę możliwie szybko!

Jak w baśniach ze złotą rybką,
życie też się czasem zmienia,
jeśli przesadzisz w życzeniach,
a dalekowschodnie loty
niespodziane mają zwroty.
W tajnych grach królewskiej służby,
też spełniają się złe wróżby,
gdy się chciało iść na całość,
myśląc, że świat, to za mało
w rozliczeniach "under cover".
Gra skończona - "Game is over"!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz