wtorek, 23 marca 2021

D-dimery

 

Nieprzyzwoicie walczę o życie.

Czekam na nauk wielkie odkrycie,

dręczony stale snem niespokojnym

o zagrożeniach kolejnej wojny -

już biologicznej, albo medialnej,

domowej, bliskiej, albo wciąż zdalnej.

Toczonej gdzieś tam... na Pacyfiku.

Z głową gorącą od kociokwiku.

.

Najbardziej ludzka boli głupota.

Strach - każdy już się o niego otarł,

myśląc, że będzie też tymczasowy

i mnie z falą nazw narodowych,

Lecz się nasilił, nawet utrwalił

i statystyką system się chwali,

bo czym pięćdziesiąt bywa tysięcy,

gdy zysku przy tym notują więcej?

.

Co znaczy jeden przy tych tysiącach?

Pandemia rośnie. Nie widać końca!

Dyskusja próżna bywa z idiotą...

i tak pod dywan wszystko zamiotą.

Nieważne jest to, co będzie potem.

Mowa jest srebrem - milczenie złotem.

Zwłaszcza, gdy cenzor już ledwie dyszy.

Przygryza jęzor i siedzi w ciszy,

śledząc pulsometr i D-dimery,

gdy tych ostatnich jest od cholery...

.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz