czwartek, 31 stycznia 2013

Zatańczysz?


Bez zmian



 









Zbyt wielu ludziom popsuł się wzrok.
Zrobiła wojna kolejny krok,
a mało kto zauważył.
Nikt na tej wojnie nie liczy zwłok
i ktoś się na krok odważył.
Jest nowy gracz. Wysoki lot,
kolejne celne trafienia.
To tylko był wypadków splot.
Nic się właściwie nie zmienia.
Po prostu pełznie. Taka być musi,
bo przecież jest pełzająca.
Kiedyś cię pewnie mocniej przydusi.
Prędko nie ujrzysz jej końca.
Ciągnie się wszystko.
Daleko - blisko.
Nie może się szybko zmieniać.
Taka taktyka, jak polityka -
celne ma tylko trafienia.
Działa wybiórczo.
Jest bardzo twórczą.
Skrytą za siłą niechcenia.
Zmieniła świat
przez kilka lat
i dalej będzie go zmieniać.
A na tej wojnie - jak to na wojnie.
Oglądasz ją przecież sam.
Dzień w Europie minął spokojnie.
Na Bliskim Wschodzie - bez zmian.

Tupot głupot



 







Za trzy dni stracisz numer!
Padł na mnie blady strach.
Najstarszy ich konsument
i nagle taki krach?

A podsłuch też zabiorą?
Pewnie też GPS!?
Ktoś ma mentalność chorą.
Zabiorą? - Niech ... to pies!

Gdyby tak jeszcze chcieli
telewizor wyłączyć
i adresu nie mieli,
nie chcieli przyczyn drążyć.

I przestali reklamy
wreszcie wieszać na klamce
z niedorzeczności samych.
Zapytali - Czy sam chcę?

Dają kredyt bezzwrotny,
a ja nie chcę kredytu.
Klient ze mnie okropny!
Nie pragnę dobrobytu!

Tylko tych wszystkich głupot
nie mogę dłużej znosić.
Niech skończy się mew tupot!
Kto tu ma kogo prosić?

środa, 30 stycznia 2013

National Geographic



 








Pojedynek filmowców -
mniejszych, większych fachowców,
zakłamuje - rozświetla przyczyny.
Nie ma mogił, grobowców.
Panów tych - kiedyś chłopców.
Znikły panie - niegdyś dziewczyny.

National Geographic
wziąć pieniądze potrafi,
bo zarobek to nie żadna zdrada,
a ci ludzie - nie ludzie? -
Krew zastygła na grudzie.
Nikt nie pyta dziś - Czy wypada?

Żadna rzecz nie jest święta,
a są święte bydlęta.
Ważne tylko, kto sprawę bada.
Świat się kręci na bujdzie.
Kasa jest - wszystko ujdzie!
Jak się daje - tak się układa.

Gdzieś daleko jest Katyń.
Zapomnieli psubraty.
Uważają, że to jest po męsku.
Zawsze warto zarobić.
Miłosierdziem jest dobić!
Każdy przecież służy zwycięstwu.

Cielec



 









Platformę zwieńczono tarasem
na którym po trunku Goldwasser
przyjmował hołdy żywy cielec.
Doprowadzali przyjaciele
całe zastępy amber-złotych,
którzy wtykali swe kłopoty
cielcowi w wystawioną szparę.
Otoczono taras oparem
dobrych sondaży i notowań.
Nie dopuszczano złych zachowań
w nowopartyjnym miejscu kultu.
Odgłosy buntu i tumultu
nie dochodziły tu z daleka,
a cielec miał w zwyczaju czekać
na sygnał, że je wyciszono.
O poziom niżej - za zasłoną
uzgodnień okrągłostołowych
stali kapłani, mądre głowy,
machając wciąż kadzielnicami.
Pod nimi, naukowcy sami
cieniutkim głosem pieli glorie,
które natychmiast w euforię
zmieniali wszyscy dziennikarze.
Emisja codziennych Wydarzeń
pokazywała ją ludowi.
Ludzie przestali się już głowić,
bo uwierzyli w moc zwierzęcia.
Mieli właściwie dość zadęcia,
lecz dawno opuścili głowy
pod wzrokiem minotaurowym.
Filozofowie i kultura
czekali aż sama natura
wymusi na cielcu potrzebę
i wtedy obdarzy ich chlebem
niezbędnym dzisiaj do przeżycia.
Dokonano wczoraj odkrycia,
że to nie cielec, ale człowiek
i może jak człowiek odpowie
za to, że tak bardzo zbydlęciał
żerując tu na dobrych chęciach.
Jeszcze nie pada. Wciąż się trzyma.
W rosnących marszach i zadymach
narasta wciąż opór społeczny.
Cielec już wie, że nie jest wieczny
i kiedyś będzie cielęciną,
a tak boskością swoją słynął.

W karnawale


 









Lont na loncie. Szpital w sądzie.
Drogi bankrutują.
Fundusz upadł. Sejm potupał.
Ludzie coś szykują.

Grypa łapie. Z dachu kapie.
W pracy mobingują.
Trend fatalny. W generalny
chcą to wszystko ująć.

Lepsze ferie niż brewerie.
Dzieciaki w chałupie.
Wielkie premie. Ocieplenie.
i ktoś swoje upiekł.

Perturbacje. Koligacje.
Posły chcą do Unii?
Wciskam spację. W demokrację
wierzą tylko durni.

Mały Gucio komuś uciął
język nienawiści.
Pochowały się jąkały.
Zamilkli artyści.

Babę z dziadem pomieszali.
Nie ma szydła, worka.
Rząd się skutecznością chwali.
Konferencja w Tworkach.

Co ma płynąć - to popłynie! -
mawiał pan prezydent.
Pokazano w telekinie,
że to był incydent.

Teraz, gdy się Ameryka
mocno z Rosją kłóci -
mogą zmiany być w wynikach,
choć się nikt nie zwrócił.

Zawsze może się odnaleźć
to, czego nie było.
Są atrakcje w karnawale.
Burdel, że aż miło!

wtorek, 29 stycznia 2013

W kolejce



 








Dowcip w mym kraju ze śmiechu umarł,
odkąd gość pewien zatracił umiar
w eksponowaniu dziwnych gadżetów
i użył wszelkich już epitetów,
żeby ośmieszyć całą prawicę.
Pod krzyżem kiedyś sikał na znicze.
Przyznał się także do różnych zboczeń.
Uznał, że wszystko to jest urocze.

Są różne gusta oraz guściki.
Skonał nasz dowcip w ogniu krytyki,
a wiele osób zamęczył kac,
za opluwanie najwyższych władz.
Stworzono wkrótce grupę oprawców,
językoznawców i medioznawców,
którzy stać mają u nas na straży,
żeby się czasem nikt nie odważył
zaśmiać na przykład z pana premiera
i niewłaściwe słowa dobierał.

Teraz nie można już jednać śmiechem,
bo już jednanie może być grzechem
i pojedynkiem skończyć się w sądzie!
Nie można pisać też o wyglądzie,
by nie obrazić czasami małpy.
Kary są srogie. Z resztą... kto chciałby,
gdy od samego na to patrzenia
naród nie pobladł, a poczerwieniał.
Broń Boże, żeby dzisiaj oczerniać!
Chleb jest tu śmieszny. Dowcip spowszedniał.
Dla satyryków specjalnej troski
importowano humor żydowski.
Można się pośmiać za skierowaniem,
lecz kogo stać dziś na długie stanie?

Baba z wąsami



 









Przejściem podziemnym pod Alejami
szła krokiem zwiewnym baba z wąsami.
Płaszczyk rozpięty. Wypukłość swetra.
Bardzo dostojnie przeszła do metra.

Tłok tu jest zawsze. Każdy to przyzna
i widok wąsów tu nie pierwszyzna.
Popołudniowa była godzina,
a widok baby ruch nagle wstrzymał.

Czy to ta baba? Czy to jej pląsy?
Płaszczyk rozpięty, a może wąsy?
Zgasiły stałe tu zamieszanie.
Nikt nie przypuszczał, że aż ruch stanie!

Nic w tym nie było nadzwyczajnego.
Naród się zdziwił chyba, dlaczego
wyrosły babie sumiaste wąsy?
Na twarzach kobiet zakwitły pąsy.

Odmienił panów wytrzeszcz zdziwienia
i głucha cisza spadła w podziemiach.
Może to było ludzkie współczucie?
Trudno doszukać się jakiś uciech
z tego, że ktoś ma wąsy pod nosem.

Szeptano potem w koło półgłosem,
że to podobno przedstawicielka
ma być narodu i postać wielka
na politycznej, sejmowej scenie.

Reprezentować ma w niej Podziemie
i Bojowników o Równe Prawa,
ale być może to inna baba,
a tej pozostał na ustach kremik
po dobrych gofrach z baru z podziemi.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Ruszaj z nami!














Panom:  Robertowi Winnickiemu , Witoldowi Tumanowiczowi, Przemysławowi Holocherowi, Marianowi Kowalskiemu,  Arturowi  Zawiszy i  Krzysztofowi Bosakowi - dedykuję.



Na ulicę jutro wychodzimy.
Białe orły wrócą na proporce.
Po swojemu teraz meble ustawimy.
Ruszaj z nami! Zostań narodowcem!

Przetoczymy im okrągłe stoły
po pieczęciach obcych korporacji.
Muszą odejść miernoty, matoły.
Nadszedł kres czerwonej demokracji.

My się nigdy na poddaństwo nie zgodzimy.
Nasze prawa będą w kraju i zwyczaje.
Ruszaj z nami! Na ulicę wychodzimy.
Nikt nie będzie już pomiatał twoim krajem!

Dosyć już Polaków wykluczonych,
których komuch zepchnął na manowce.
Przywrócimy kraj biało-czerwonym.
Ruszaj z nami! Zostań narodowcem!

Marzy nam się samodzielna Polska,
a nie jakiś przylepek do Unii.
Rozesłane muszą wrócić wojska.
Narodowcy to są ludzie dumni.

Wielki naród nigdy się nie zgodzi,
żeby władzę sprawowali nad nim inni!
Postawimy twardą tamę tej powodzi.
Narodowcy to są ludzie silni!

Jeśli nie chcesz, by groby rodziny,
zastąpiły tu pomniki obce.
Bądź Polakiem! Jutro wychodzimy.
Ruszaj z nami! - Zostań narodowcem.

Narodowość - nie obywatelstwo
daje ludziom prawo do wolności.
Swoje miejsce ma przedstawicielstwo,
a gospodarz usadawia gości.

Niech tu nasze - znaczy wreszcie - nasze!
Nikt nie będzie karków nam przyginał.
Muszą odejść sprzedawczyki i Judasze!
Tego marszu żadna staroć nie powstrzyma!

Żadnych pał się policyjnych nie boimy.
Nikt nie będzie tu do bicia chłopcem!
Nie daj gnębić domu i rodziny!
Ruszaj z nami! Zostań narodowcem!

Nie wierz obcym! My otwarcie ci mówimy:
Odebrano tobie przyszłość i nadzieję.
Zapraszamy! Przyjdźcie chłopcy i dziewczyny!
U nas Polak Polakowi przyjacielem!

Strofa



 








U szarytek na ulicy Koński gnój
Weterana ślad, poety i żołnierza
Obwąchuje wyobraźnią instynkt mój
Poszukując dokąd strofa musi zmierzać.

Dom nazywa się - świętego Kazimierza
I ma stare spopielałe palenisko.
Żadne słowo zapomnienia nie zamierza,
Ale niechęć może w końcu spalić wszystko.

Tak daleko jest ten Paryż i tak blisko.
Zgromadzenie Miłosierdzia i Kultura.
Niedaleko od przytułku jest śmietnisko -
Dobre miejsce na niechciane w kraju pióra.

Jeszcze w zwidzie o Norwidzie myśl się plącze,
Że kto T(opór) ma w swym herbie, w oczach gniew,
Kto uczucia ludzkie splątał w sieć połączeń -
Ten milczenie też potrafi zmienić w śpiew.

Patriotyzm? - Dziś mu można naubliżać!
Strzelb styczniowych dziś pilnuje flota krymska,
A romantyzm w ludzkich duszach pieniądz wyżarł.
Jeszcze Polska... pozostała sercom bliska.

U szarytek na ulicy Koński gnój
Tli się iskra w spopielałych smutnych wierszach.
Słychać tętno. Wzbije się feniksów rój,
gdy nokturnu zabrzmi w niebo nuta pierwsza.

Zapomniana. Narodowa. Łazienkowska.
Z dawnych powstań i z marszów wczorajszych.
Nuta nasza! - Szopenowska. Norwidowska.
Boże wesprzyj! Tarabanem strofa warczy.

Antyki



 







Wyniesiono - nogami do przodu,
stół okrągły - dar dla narodu
z mazowieckiego twardego drewna.
Zmiana mebli już była potrzebna.

Wyniesiono, bo marnie się toczył.
Przyglądali się chłopcy wysocy,
czy zniesienie idzie jak trzeba.

Choć uznano, że to wola nieba -
wiele figur o stół ten oparto,
lecz się stało. Żałować nie warto.

Wszystko ma swoją trwałość, swój czas.
Nosił wilk... i  znosili nas
ukrywając prawdę w podziemiu.

Wiele rzeczy do dziś stoi w cieniu,
stół był jednak eksponowany.
Wiele mebli czeka na zmiany
i już widać, że sypie się próchno.

Wszystkie na raz wymieć trudno,
ale zmiany są już konieczne
i antyki też nie są wieczne.

niedziela, 27 stycznia 2013

Biedroneczka



 












Przyfrunęła na obłoku.
Siadła.
Dawno miałem ją na oku.
Zbladła.
Bardzo prosi mnie o spokój.
Zgadła?
A ja wolno. Krok po kroku.
Padła.
Usiąść wcale nie zamierza.
Czuje?
Rozpoznała dokąd zmierzam
Protestuje,
protestuje,
protestuje...

Szybkie myśli są gorące.
Parzą.
Po co kropki są biedronce?
Z twarzą?
Rozłożyć trzeba skrzydełka.
Każą!
Obawa była niewielka.
Włażą.
Niebezpieczne jest fruwanie
w ruję.
Bajki bardzo lubią panie,
więc
całuje
całuje
całuje...

Rzeczywistość


 









Zagadywanie rzeczywistości
ma zakłamywać, nie może złościć,
bo nie uwierzą nawet najprostsi,
że bieda wpadła na chwilę - w gości.

Przepoczwarzanie rzeczywistości
uwielbia różne niedorzeczności
i niejasności i wątpliwości.
Największą blagę wtedy umości.

Wykreowanie rzeczywistości
wymaga żeby jakiś czas pościć.
Głodny mieć będzie więcej radości,
kiedy króliczka dopadnie pościg.

Fakty prasowe wbiją się w głowę.
Różne obchody, (zwłaszcza trzydniowe),
przyloty, sesje i delegacje
ekrany zmienią w wielkie atrakcje.

Naród obejrzy. Zakonotuje.
Czasem nieśmiało zaprotestuje,
a głośniej sobie zaklnie już w domu,
bo rzeczywistość to żyd i komuch!

A dla nich prawda - woda święcona!
Nikogo! Nigdy! Fałsz nie przekona,
szczególnie taki ubrany w mycki.
Człowiek pamięta tylko - Won! Wszystkich!

Wdzięczność



 












Taniec kulawych.
Wielkie oprawy.
Ramy obrazu są puste.
Jak wyzwolenie
gruzów Warszawy
galerią jest krzywych luster -
tak marsze śmierci,
ewakuacje,
wywózki i przeniesienia,
nie opiewają zwycięzców sławy
i cieniem są wyzwolenia.

Obóz bez ludzi.
Nikt się nie trudził.
Bojcy stanęli zdziwieni,
że się nie bili, a wyzwolili
prawdziwe piekło na ziemi.
Chwała im za to.
Wyroki katom.
Armii Czerwonej - pokłony.
Sława i duma.
W Mauthausen umarł
Oświęcim - Już wyzwolony!

sobota, 26 stycznia 2013

Na mrozie



 








Styczeń. Nocna rozmowa ma mrozie.
Zawsze późno wyprowadzasz pieska.
Cicho przemknął skulony przechodzień.
W tej poświacie jesteś niebieska.

Noc cylinder włożyła na głowę.
Na poezję czeka dorożka.
Święta. Oczy ci błyszczą bajkowe.
Czekoladka pożegnań jest gorzka.

A zza roku wyszedł nagle Puszkin
i na fiakra drzemiącego krzyknął.
Pies podreptał, bo zmarzły mu nóżki.
Smycz pociągnął i za furtką zniknął.

Jeszcze w uszach dźwięczała kolęda,
gdy odjechał gdzieś Aleksander.
Trochę smutno samemu się szwendać.
Wychudł z zimna księżyca meander.

Nagle zjawia się i szybko znika
rozmarzenie na styczniowym mrozie.
Woła z domu gwizdanie czajnika.
Wrócę jutro. Wychodzisz co dzień?

Nocka - pląsawica



 








Nocka - pląsawica
chmurę z czoła zdjęła
i pomarańczą księżyca
w okno me cisnęła.

Obudziła cienie z kątów.
Porwała do tańca
łańcuch myśli i poglądów
splątanych w różańcach.

Wirowały w złotym blasku
styczniowego chłodu
bez aplauzu i oklasków,
bez żadnych powodów.

Do tej pory po rozumie
snuły się leniwie.
Wszystko nocka porwać umie,
gdy błyszczy prawdziwie.

Zaczerniła horyzonty.
Przepędziła smutki.
Zgasiła gorące lonty
złych pomysłów rzutkich.

Syczą jeszcze obrażone,
skupione na wojnie,
lecz już wszystko zakręcone,
a świat śpi spokojnie.

Uśmiechnęły się zmartwienia,
jak wilk do księżyca.
Jak cię może smucić Ziemia,
kiedy noc zachwyca?

Wydaje się teraz złudne
nieistotne, małe,
to co dniem bywało trudne.
Noce są wspaniałe!

A gdy jeszcze dłoń poczujesz
na swoim ramieniu.
Nie ma cię. Lunatykujesz
na złotym promieniu.

Porozmawiajmy przy wierszach













https://www.facebook.com/groups/385250391488302/


Pan poeta...pan poeta, pan tu do nas pozapraszał
wszystko, co byle esteta z oczu naszych powymiatał.
Wir motyli postrzępionych i rozbłyski gwiezdnych jaźni,
i kosmiczne maszkarony i ten ludzki gest przyjaźni.
To ciepełko pod skrzydłami naszego Stróża Anioła.
Pan poeta... pan poeta, pan tu umiał nas przywołać!

Ech!



 









Ech, burłaki nocnych ścieżek,
galernicy, z mgły żołnierze,
płaczą wam stwardniałe serca,
gdy list z domu poniewierca
wam pokaże.
Wtedy całą gamę zdarzeń
wyrzucacie do śmietnika,
a ta łza, co wam pomyka
w dół policzka,
jest najświętsza.
jak kapliczka.
Opuszczona.
Zapomniana.
Ojcowizno ukochana!
Czy powrócę ja do ciebie?
Jakie będzie moje jutro?
Nie wiem.





Zaścianek



 












Chciana zmiana
i niechciana.
Po zwycięstwie poprawiana.
Rozgrywana po swojemu,
żeby było po dawnemu.

Pokazano narodowi
jak się takie rzeczy robi.
Kiedyś u nas. Dziś w Egipcie.
Teraz świat się zmienia szybciej.

Chciana zmiana
i niechciana.
Po zwycięstwie poprawiana...

Czas na gaz. Kończy się ropa.
Była wspólna Europa,
lecz już każdy patrzy swego.
Zmierza wszystko do nowego.

Chciana zmiana
i niechciana.
Po zwycięstwie poprawiana...

A jakie będzie to nowe?
Ma być ogólnoświatowe!
Na nowo poukładane.
Z nieporadnych wysprzątane.

Chciana zmiana
i niechciana.
Po zwycięstwie poprawiana...

Zamieszanie każdy poczuł,
lecz jesteśmy na uboczu -
regionalni, zaściankowi.
Każdy u nas co chce robi
i nic tu nie ma znaczenia.
Świat się bez nas będzie zmieniał.

Czy nam wyjdzie to na zdrowie?
Nikt nam dobrze nie podpowie.
Gdy na świecie prawa wilcze,
możemy sobie pomilczeć,
jak nam radził pan Chirac.
A to wszystko było tak:

Chciana zmiana
i niechciana.
Po zwycięstwie poprawiana.
Rozgrywana po swojemu,
żeby było po dawnemu.

piątek, 25 stycznia 2013

Nawrócenie



 










Noc spłynęła i w Tartusie czerń zapadła.
Odprężenia po dniu ciężkim nikt nie czuje.
Doszedł głos, jak do Świętego Pawła -
"Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?"

Trudno dzisiaj Apostołem być Narodów,
choć sumienie ustawicznie zapytuje -
Z jakich racji? Dla jakich powodów?
Prostych ludzi bezlitośnie się morduje.

Na pustyni z dzieckiem skryła się niewiasta,
gdzie uchodźców nieprzebrany tłum się mrowi.
"Powstań Szawle!" - głos powiedział. "Wejdź do miasta,
tam powiedzą ci wyraźnie, co masz zrobić"

Nawrócenie może być tak samo nagłe,
jak gwałtowna eskalacja prześladowań.
Noc w Tartusie. Nad czym długo myślisz Pawle?
Ludzie giną. Zaniechano już rokowań.

Nie ma świętych. Są trzęsienia w Anatolii.
Przyczajone rakietowe śpią okręty,
a wodzowie wszyscy stali się bezwolni.
Nawracaj się dzisiaj Szawle! Będziesz świętym!
 

O protestach, puzonie i pawiu



 








Protestował w pudle cwel:
Nie chcemy osobnych cel!
Jakaż to jest demokracja?!
Osobne? - Dyskryminacja!!!
Wraca znowu P.R.L!

Protestował pan psycholog:
Kiedyż badać mi pozwolą?
Do młodzieży mam sentyment,
a w nauce eksperyment
jest podstawą, rzekłbym - solą!

Protestował gość z puzonem:
Ktoś mnie w życiu miał za żonę,
a mógł mnie nazywać gorzej!
Protestuję! Skargę złożę
i poproszę o ochronę!

Facet, który był atletą
ogłosił: - Jestem kobietą
i wszystko jest po bożemu!
Wytłumaczcie więc mi czemu
słyszę ciągle, że to nie to?

Protesty przeszły przez kraj.
Graj flecisto swoje. Graj!
Chociaż większość nie popiera.
Ty za sobą masz premiera,
a on tu jest - naj...!!!

Deklaruje. Pewnie popchnie.
Nie pozwoli tak okropnie
nie szanować równych praw.
Posły - wróble, a on - paw!
Powiedział - to się nie cofnie!
 

Nie zamykać oczu!



 









Dwudziestego piątego stycznia
rozgorzała debata publiczna:
"Jak panowie wchodzący w związki
mają spełniać swe obowiązki?"

Trudno w sejmie popychać ustawę,
i wykładać kawę na ławę,
a pokazać chciała telewizja,
jak pracuje specjalna komisja.

Oświadczenie z ust padło premiera,
że on, owszem, jak najbardziej popiera
i nie będzie zamykał oczu,
gdyby nagle dotknięty się poczuł.

Prasa chciała umieścić w ramce:
"Róbta swoje, choć oba samce!"
Każde "Nie!" - twierdzą specjaliści,
byłoby Mową Nienawiści!

I choć temat debaty był wąski.
Nie sięgnęła wyżej podwiązki,
choć ją wsparły najwyższe czynniki.
Mowa - mową! Sejm ceni praktyki.

czwartek, 24 stycznia 2013

Wózek



 










Oszalał świat. Przegięła Europa.
Pod styropianem się zapocił stary dom.
Człowiek od życia nieraz dostał kopa
i nadal wózek musi pchać pod prąd.

Ja ciągle wierzę, że świat jest dla ludzi
i że szlachetniej dawać innym , a nie brać!
Lecz ktoś mój świat wypaczył i ubrudził
i jeszcze wózek mi pod górkę każe pchać!

La strada dla mnie, a dla nich estrada.
Dla urzędasów - wizjonerów wielkich zmian.
Mój wózek trzeszczy. Koło mu odpada.
Z gotówką przemknął uzbrojony wan.

Wierzbowa drogo dokąd mnie prowadzisz?
Zakrętów tyle już widziałem, tyle dziur.
Jeżeli wózek sobie nie poradzi.
Na plecy wezmę mych doświadczeń wór.

Pewnie są inni w świecie, w Europie,
gdzieś tam jest Woodstock, w czyichś włosach wpięty kwiat.
Czy znikną tak jak wyginęły dropie?
Czy w starym domu czeka na mnie człowiek - brat?

Oszalał świat. Przegięła Europa...

W świetle



 













Przytul mnie jeszcze do siebie.
Proszę, nie jestem już młody.
Życie się jeszcze kolebie
za blaskiem twojej urody.

Przyciśnij proszę gorąco.
Niech choć na chwilkę się wtopię.
Dłonią cię obejmę drżącą
i nie myśl, że już po chłopie.

Przytul mnie, proszę, jak dawniej.
Nie patrz, że oczy zamykam.
Nie, nie bój się, nie upadnę.
W kochaniu się nie potykam.

Wzmacniam się tylko przy tobie,
jakby odeszły choroby
i nie myśl przypadkiem sobie,
że kropla przenika groby.

Jestem wciąż jeszcze prawdziwy
chociaż zmartwieniem przygięty.
Zachłanny i dalej chciwy
i nie chcę wcale być świętym.

Chcę życia i normalności .
Żadnej miłości na raty.
A ty się bez przerwy złościsz.
Odstawiasz mnie w eksponaty.

Nie jestem jeszcze widziadłem
i cackiem do oglądania.
To prawda, trochę przysiadłem,
lecz dość mam już świątkowania.

Czujesz jak serce się tłucze
na twojej zgniecionej piersi.
Nie, nie chcę żadnych pouczeń!
Naturo siły mi ześlij!

Nie musi być ciągle chłodny
rozsądek i bagaż czasu.
Jest popyt na staromodnych.
Już teraz zasłony zasuń.

Zima w zaścianku



 







Co miało być dobrobytem
zanikło razem z zachwytem,
a pokazało złą twarz
to wszystko, co teraz masz.

Czekano tak wiele lat.
Kto mógł tak odmienić świat?
Nie wiem, lecz czy wiarę dasz?
Że to ktoś obcy! Nie nasz!

Ktoś , kto to dobrze planował
i za plecami się chował
i działał z komuną razem,
a potem sięgnął po władzę.

Ludziom jest znów wszystko jedno,
choć myślą trafiają w sedno
i w głębi duszy, też wiedzą.
Znów boją się. Nie powiedzą.

Uwierzą, że zło jest mniejsze,
że gorsze było dawniejsze,
a przecież wciąż mamy pokój,
więc staną sobie gdzieś z boku.

Pomyślą w biedzie o święcie.
Wymówią w święcie zaklęcie
i będą czekać spełnienia,
a wszystko z czasem się zmienia.

Było, minęło i kwita!
Nowa wyrośnie elita
i przewodniczka narodu.
Nie będzie badać powodów.

Zamarzy o dobrobycie.
Pokaże sen o zachwycie.
Zasługi swoje z podziemia
i dalej świat będzie zmieniać!

Jest jednak niebezpieczeństwo,
że mogą popaść w szaleństwo
i zamiast kroków spokojnych
popędzić na drogę wojny.

Ustrzeż nas od tego Panie!
Wybierzmy raczej czekanie.
Świat sam nas na bok odsuwa.
Potrzebna obcym rozróba.

My dostaliśmy za swoje.
Teraz z rozwagą, spokojem,
nie bierzmy złego przykładu
i patrzmy w Niebo, nie na dół.

W zaścianku zimy są długie.
Nie wjadą medialnym pługiem
i niczym nas nie zachęcą
ci - obcy, co światem kręcą.

Gasidło



 









Schowano za ołtarza skrzydło
nieużywane już gasidło.
Sczerniałe sadzą ludziom zbrzydło,
a przecież częściej niż kropidło
było w kościele używane.

Czas jednak wymusił wymianę
i nowe przepisy p-poż.
Ołtarz, ( a nie był to Vit Stwosz).
gasidłem mocno był podparty.
Nie każdy zamysł wiersza warty.
Niektóre zostaną w zakrystii,
schowane jak butelka "Istrii".

Wszystko tu spełnia swoją rólkę.
Niechcianych wysyła na Wólkę.
Innym milczenie nakazuje.
Nie broni, ale przytakuje
i pod kamiennym chowa krzyżem,
że się Marnotrawnego wyrzekł.

Tu także wszystko ma swój czas.
Po niedostatkach pora łask
przychodzi w końcu do każdego
i nawet bardzo wiele złego
na półkę szafy odkładamy.
Choć mamy przez nie, to co mamy,
błagamy o nasz chleb powszedni.
Zwyczajni, prości, niewybredni.

Mówimy wtedy: - Wola Boża!
I wygaszamy uczuć pożar. 

Tramwajem przez życie



 







Ludziom czasem się wydaje,
że żyje ktoś ponad stan.
Jedzie przez życie tramwajem
niemodny już starszy pan.

Kłania się dawnym zwyczajem
wskazując miejsce dla dam,
a widząc je zawsze wstaje,
chociaż niemłody jest sam.

Uśmiecha się. Nie udaje.
Wiem, bo go dobrze już znam.
Gdy tramwaj na Pradze staje,
Staruszek wchodzi do bram.

Wyciąga z kieszeni faję,
a Praga wychodzi z ram.
Być może była mu rajem.
Uprzedza - Ja Pragę znam!

Niech sobie piszą gudłaje,
że żyd tu mieszkał i cham.
Praga uczucia oddaje.
To obcy mają z nią kram.

Mówią, że stara i zła jest.
Starocerkiewny ma chram.
Że od Warszawy odstaje,
a przeczy temu ten pan.

Przyjeżdża tutaj tramwajem.
Spacerkiem wraca nad Wisłę,
a czas na chwilę przystaje
i zatrzymuje artystę.

Widziały już inne kraje
koloryt praskich kamienic.
Kto je na filmach poznaje,
nie zechce scenerii zmienić.

Ja też za Pragą obstaję.
Podobnie jak starszy pan
i kochać jej nie przestaję
i swoje miejsce w niej mam.

 

Tak, masz rację!



 










Tak, masz rację. To zwykła głupota.
Niepotrzebna rozróba w tramwaju.
Tamten gość się o ciebie otarł.
Ja odpuszczać - nie mam zwyczaju.

Może inny by nic nie powiedział
i udawał, że nic się nie stało.
On to zrobił specjalnie, bo siedział
i go widać to rajcowało!

Inny może, od razu by dopadł.
Mnie przez chwilę coś zastanawiało.
Czy przyłożyć gościowi mam z kopa
i czy z garści nie będzie za mało?

Nie wiedziałem, że to karateka
i że jakiś dan ma aikido.
Posiedź chwilę przy łóżku. Poczekaj,
aż przyjadą i zabrać mnie przyjdą.

Noga chyba się prędko nie zrośnie.
Jakieś śruby podobno szykują.
Wiem, że teraz wyglądam żałośnie,
ale kto by się za tobą ujął.

Tak, masz rację, że głupio wyszło,
ale ja cię kocham i bronię.
Tak już jest i tak będzie na przyszłość.
Ludzie z miasta kochają ogromnie.

środa, 23 stycznia 2013

Swoje jest zawsze lepsze niż cudze!


(polityczna baśń dla dzieci)

 




Nad Wielką Kopą wysoko w górach
taki się obraz pokazał w chmurach:
Kanclerza Niemiec - Merkel Angela
za swego synka Tuska przybiera.
Przybraniec klęczy. Mać obejmuje.
Pęto obręczy ściskają zbóje.
Wieść o widzeniu strzeliła w mediach.
Ktoś protestował. Mówił, że brednia,
lecz społeczeństwo w cud uwierzyło
i o spełnienie już się modliło.

A w Wielkiej Ławrze na krańcach Rusi
powiadomienie ktoś w palcach zdusił,
potem rozdzierał karty na strzępy.
Krzyczał: - Złodzieje! Oszuści! Sępy!
Nakazał wezwać Głównego Popa.
Polska - kurica! Nie Europa!
Pod naszym butem była i będzie!
Napisać kazał Wielkie Orędzie
o wybaczeniu i pojednaniu
i o wzajemnym wielkim ściskaniu.

Nad Wisłą ludzie stali przy grobach.
Nie bardzo im się apel spodobał.
Panował w kraju lament okropny.
Szukano szczątków sobie podobnych.
Wznosili wszyscy ręce do nieba.
Woleli raczej Niemców się nie bać
niż okrutników bez ludzkiej twarzy,
którzy nie dali nawet pomarzyć
o tym, że mogła być katastrofa
i że ktoś na metr ziemię przekopał.

Nad Potomakiem czarownik Voodoo
podziwiał skutki swojego cudu.
Uwielbiał Rosję. Nie lubił Niemców.
Europejskich wspierał odmieńców.
Teraz, gdy został wszechwładcą świata
nakazał wszystkim z Rosją się bratać,
ale Polacy go nie słuchali
i wszędzie swoje pięć groszy pchali.
Nie chcieli kraju oddać w poddaństwo.
Mało skuteczne było szamaństwo.

Chronił ich Kościół i stara wiara.
Od lat prosili w swoich ofiarach
o Bożą Łaskę dla swego kraju.
W godzinach trudnych mieli w zwyczaju
wzywać na pomoc Matkę z Obrazu
i nie zgodzili się ani razu
na pohańbienie wiary i krzyża.
I teraz widząc, że zło się zbliża
powędrowali na Jasną Górę.

Wszystko to własnym spisałem piórem,
by dzieci w szkole prawdę poznały
i jak ojcowie odwagę miały
walczyć o miejsce dla Polski w świecie.
Choć różne bajki im obcy plecie,
powinny słuchać tych opowieści,
jakie od Wisły wiatr im szeleści,
o jakich woda im szemrze w strudze.
Swoje jest zawsze lepsze niż cudze!

Niepokój



 









Plącze się w starych podwórkach
niepokój - myśl o powtórkach,
a przecież to się nie zdarza.
Widać zmartwienie na twarzach,
smutek i objawy troski.
Podobno przy Marszałkowskiej
ziemia się nagle zapadła.
Ktoś, kogoś, wysłał do diabła,
lecz chronił go immunitet.
W tym miejscu, gdzie był Komitet
są teraz oddziały banków.
Nie ma radosnych poranków,
ale jest Centrum Kultury.
Ludzie w nim, wiedzą już z góry,
że szlag trafił wszystkie dotacje.
Zaczęły się perturbacje,
kiedy zamknięto sponsora,
a grupa osób, dość spora,
w kolejce stała po złoto.
Właściwie chodziło o to,
że sami byli zachłanni.
W lokalu po dawnej pralni
dają pożyczki bezzwrotne.
Jest styczeń. Zima za oknem.
Ona się jednak powtarza,
ale świat dalej uważa,
że teraz jest całkiem inna.
Naiwna, śmieszna, dziecinna
wydaje się nasza troska.
Część z nas - ta bardziej dorosła,
ciągle jest myślą w przeszłości.
Młodych nie grzeje, nie złości
żadna hiobowa prognoza.
Ani samolot, ni brzoza,
impreza żadna, lub draka.
Pilnują swego trzepaka
i siedzą w Tańcu z Gwiazdami.
Tylko wieczorem czasami
słychać pytanie z podwórka:
Czy będzie jeszcze powtórka?

Zdzisia w lustrze



 












Został pustostan po pannie Zdzisi,
a stare lustro na dole wisi.
Dawniej mówiono na nie - weneckie.
Patrzyły przez nie oczy ubeckie,
kto przy dzienniku wychodził z domu.
Za ścianą krył się z kamerą komuch.
Kiedyś na klatce, spod trójki Zdzisia
postanowiła - musi dać dzisiaj,
a pan listonosz wolał przy lustrze.
Podobno nawet i w Kamasutrze
nie było takiej skręconej pozy,
a gość zza lustra raport przedłożył.
Cóż to się działo?! Cóż to się działo?!
Wielu ekspertów się nazjeżdżało
i każdy tylko pytał o Zdzisię.
Emigrowała. Nie ma jej dzisiaj.

Odśnieżamy?



 







Pod kapliczką śniegu górka.
W niej stercząca tarcza szufli.
Profesja obrosła w piórka.
U dozorcy dzwonki kufli.

Sopel w dół spogląda z dachu.
Kapie nos zakatarzony.
Sól dowieźli. Nie ma piachu.
Czas roboty zawieszony.

Niech się sypie. Wola Boża.
Przestanie - to odgarniemy.
Dłonie marzną. W głowach pożar.
Chcemy Hani? Czy nie chcemy?

Modliła się tu pobożnie,
gdy nie była na urzędzie.
Teraz może już ostrożniej
planuje, co z nami będzie.

Grunt ucieka pod nogami.
Osuwiska i wykopy.
Człowiek boi się czasami,
że wpadnie do Europy.

Lepiej wpadać do sąsiada.
Ot, chociażby i do ciecia.
Można o wszystkim pogadać.
Śniegu górka, a czas zleciał.

wtorek, 22 stycznia 2013

Taniec śnieżnego derwisza














Jaśnieje pamięć bielą ekranu.
Za oknem czernieją drzewa.
Pewnie już innych wspominasz panów,
gdy ja uczucia odgrzewam.

Chandra mnie tylko dusi okropnie.
Ciekawość niesamowita.
Czy myślisz czasem jak ja podobnie?
Czy jeden wiersz choć przeczytasz?

Sam nie odnajdę drogi do ciebie,
a nie wiesz, że wiersze piszę.
Jak się nazywasz? Z kim jesteś? Nie wiem.
Zapytań żadnych nie słyszę.

Rozpoznasz siebie w cieplutkich słowach
na barwnej pamięci kliszach.
Sprawi to może nocka styczniowa
tańcem śnieżnego derwisza.

Uderzy w szyby gwieździstym pyłem.
Huczącym wichrem zadudni.
Obudzi myśli o tym, że byłem
pieniążkiem rzuconym studni.

Dla przypomnienia i dla powrotu
dla wirowania na chłodzie.
Myślisz: - Nie miała baba kłopotu,
a ja cię wspominam co dzień.

Pierwsza



 








Zima była ostrzejsza niż dzisiaj.
Śnieg od rzeki oblepiał wilgocią.
Przytuliłem cię należycie.
Po nasypie przetaczał  się pociąg.

Pociąg był, lecz się żegnać kazano
dość wulgarnym, niepotrzebnym słowem.
Zaiskrzyło dość nagłą zmianą.
Popychały zawieje zimowe.

Ciemna noc. Zaspy zakryły działkę.
Klucz się w śniegu ukrył nad drzwiami.
Zamarznięci - rozgrzani całkiem
i szczęśliwi. Pierwszy raz sami.

Zima była ostrzejsza niż teraz,
a misterium tak delikatne.
Księżyc blaskiem powoli rozbierał
nocnych cieni koszulki jedwabne.

Tylko serca gorące nas grzały.
Tak głęboko przenika słowo.
Noc nas skryła tumanem białym.
Pierwszą swoją miłość styczniową.

Styczniowa zima



 








Styczniowa zima jest prawdziwa.
Kładzie na wszystko, bez różnicy
swe białe księgi o porywach.
Dostępne na każdej ulicy.

Jest, jak powinna - sprawiedliwa.
Chłodu nikomu nie żałuje.
Ładna, choć nieraz uszczypliwa
i każdy jej dotyk odczuje.

Przynosi spokój, wyciszenie
i wzbudza respekt źle ubranych.
Pochowała ręce w kieszenie
nawet osobom bardzo znanym.

Na twarze wciągnęła szaliki
i każe nam przymrużać oczy
na niedostatki i uniki,
na boje, które pan prezydent toczy.

Na polowania, ostre zjazdy
i na dowcipy o wąsatych,
na śliskie sprawy i podjazdy,
na ciepłych posad tarapaty.

Jeśli nie musisz wyjść gdzieś z domu.
Wyjeżdżać. Nigdzie się przedzierać -
to zima może tobie pomóc
ułożyć wszystko. Myśli zbierać.

O tym, czy warto, czy nie warto
w styczniu uderzać na Moskala?
Czy biernie się przyglądać żartom?
Popierać, albo nie pozwalać.

Zimowa cisza śnieżnej bieli
wymusza na nas zamyślenie.
Jak zdobyć to, co byśmy chcieli.
Roztopić serc zlodowacenie.

Styczniowa zima jest prawdziwa.
Kładzie na wszystko, bez różnicy
swe białe księgi o porywach.
Dostępne na każdej ulicy.

 

Bój to jest wasz ostatni...


Rzekł dziś stary zbój:
"Trzeba stoczyć bój!",
a zwyczajem swym,
nie powiedział - Z kim?

Zapytano mimochodem:
Ma być znowu bój z narodem?
Odpowiedzi nikt nie słyszał.
Wiele mówić może cisza.

Nieistotne "Z kim?", lecz "O co?",
a wiadomo "Jak?" - Przemocą!
Z każdym, kto zaprotestuje!
Tylko to potrafią zbóje.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Nabór do milczącego chóru



 









Mógłbym milczeć, jak milczała Unia,
lecz nie jestem zachwycony poprawnością.
Niech ktoś od nich lepiej zgrywa durnia.
Krótkowzroczność niech mu utkwi kością.

Niech bezprawie dalej tworzą w tonach prawa
i niech stroją sobie żarty o równości.
Nie popieram. Nie gustuję w ich zabawach.
W ustawicznym zniewalaniu społeczności.

Dziwne monstrum się wylęgło na układach.
Powtarzanych niekorzystnych głosowaniach.
Na nieszczęściu zadłużonych. Na paradach.
Dwulicowych, nad głowami, rokowaniach.

Zrozumiałe, że się bronią Niemcy,
gdy parasol swój złożyła Ameryka.
Reszta słucha gdzie moneta dźwięczy
i chce przetrwać na oszustwie i unikach.

Dolar wyssie z Europy resztki kasy
za opiekę kontynentu powojenną.
Dziś próbuje ją wojnami straszyć.
Te numery, panie Bruner - to nie ze mną!

Anglia sobie przynależy jakoś dziwnie.
Jest i nie jest, mimo ulg bardzo znaczących.
Tylko czeka, aż to wszystko rypnie,
zbankrutuje, lub inaczej się zakończy.

Niesocjalni socjaliści wszędzie rządzą.
Masonerie, inne lisy farbowane.
Jeśli komuś, gdzieś samolot nagle strącą,
odwracają się! Patrzą na ścianę!

Wirtualną postawioną zamiast muru,
jaki kiedyś rozwaliła "Solidarność".
Nie spotkałem dotąd milczącego chóru.
Teraz widzę - utworzono zwykłą marność!


 

Kiełbasa wyborcza z odpadów 6,66 euro/kg













Niedożywiona sztuka
ratunku w reklamie szuka.
Reklama woli Koko-spoko.
Ugrzęzła w biedzie nauka
i produkuje nieuka.
Zajdziemy bardzo wysoko.

Pensja nie sięga połowy.
Starym - zasiłek głodowy.
Kładzie się sprzedaż i popyt.
Kasa od dawna jest pusta.
Zamykać nam każą usta.
Wybory do Europy!

Obliczą ruskie serwery
ordynacyjne numery.
Ten przejdzie, który przejść musi.
Frekwencja mikra.
Powinność przykra.
Smród entuzjazmy zadusił.

Mamy coś z tego?
Jest coś wspólnego?
Gonimy, czy odpadamy?
Temat na czasie:
Chemia w kiełbasie!
Wybiórczej! Z odpadów samych!

niedziela, 20 stycznia 2013

Żebrak



 











Puk! Puk!
Do człowieka puka.
Nigdzie indziej nie poszuka,
jeśli choć raz pomoc dostał.
Jego logika jest prosta:
Człowiek na pewno pomoże!

Zima i mokro na dworze.
Leży śnieg. Czas się zatrzymał.
Siedzi na oknie ptaszyna.
Puk! Puk!
To ja, choć się lękam.
Przygnała mnie tu udręka.
Wysyp chociaż odrobinę.
Pomóż małym przetrwać zimę!

Rozkołysani



 







Całkiem kraj rozkołysały ostatnie miesiące.
Nie wiesz. Śmiać się, czy też płakać, w lawinie potrąceń.
Człowiek wzdycha. Głową kręci, mocno zadziwiony.
Kto tak wszystko zachachmęcił? Czy świat jest szalony?

Rozhuśtały się nastroje. Przysnęły depresje.
Wybuchowe były marsze, spokojne procesje,
lecz najczęściej na to wszystko machano tu ręką.
Oj! Nie prędko lepiej będzie. Normalniej - nie prędko!

Idzie bieda, a żyć trzeba! Jak się nie dać troskom?
Do niedawna człek się nie bał - łagodnie, lub ostro
upominać się o swoje. Demokracji żądać!
Opadły jednak nastroje. Źle to dziś wygląda.

Przypomina to styczniowe, przedpowstańcze dzieje,
kiedy także nie wiedziano z której strony wieje,
ale każdy chciał się zrywać, bo miał dość poddaństwa.
Nienawidził dyktatury. Swojego chciał państwa.

Chociaż nie był uzbrojony i środków nie było.
Zakończyły się ukłony i się potoczyło.
Teraz bardziej obserwują nastroje społeczne.
Tu się nigdy obce moce nie czuły bezpieczne.

Tak jest, było i tak będzie! Wśród rozkołysanych
są też tacy, którzy słyszą - grają tarabany!
Kiedyś musi się zakończyć to machanie ręką.
Niech się lepiej im wydaje, że może nie prędko!

Przepraszam, czy tu leją?



 









Tu leją tuleją, a tu leją pałą.
Tu wszyscy się śmieją, a tu narzekają.
Tuleja jest jednak styropianowa.
Pałą dostał biedak za nieładne słowa.

Bywają różnice, choć leją wszędzie.
Tuleją pałują tych na urzędzie.
Są równi, równiejsi i przywileje,
więc władza ma pały oraz tuleje.

I jedni i drudzy krzyczą tak samo.
Publika wciąż nie wie: - Owies, czy siano?
Nie bardzo rozumie o czym jest mowa,
a trzeba po prostu zważać na słowa!

sobota, 19 stycznia 2013

Smutny wiersz z obietnicą



 















Jak bawić się słowem?
Jak myślą się pieścić?
Miny minorowe.
Dochodzą złe wieści.

Nadzieja przysiadła
w zakamarku duszy.
Powieka opadła,
a strach wolę skruszył.

Jak bawić się słowem?
Jak myślą się pieścić.
Koszty ciążą głowę,
a nic nie szeleści.

I lichwa się w końcu
do domu przywlecze,
a plamy na Słońcu
wyniszczą zaplecze.

Jak słowem się bawić?
Jak pieścić się myślą?
Czy zechcą zostawić?
Czy do Mali wyślą?

Czy wszystko się dalej
po ludzku potoczy,
gdy medialny walec
zamydla nam oczy?

Jak słowem się bawić?
O czym pisać wiersze?
Gdy czas nas ograbił.
Wziął chęci najszczersze.

Co dzień nam podsuwa
kolejne obawy.
Gustuje w rozróbach
i nie jest łaskawy.

I wciąż nas pochyla
niemocą do ziemi.
Czy nadejdzie chwila,
która wszystko zmieni?

Czy ktoś nam pomoże
pokorą przygiętym?
Pomóż Panie Boże
przejść przez te zakręty.

Niech wiersz sam się pisze
i znajduje rymy.
Niech położy ciszę
na świata zadymy.

Przywróci zabawę
uśmiechy, pieszczoty.
Przyrzekam poprawę.
I ten wiersz jest o tym.

Czego się Jaś nie nauczy...



 









Czego będziesz dziś nauczał Janka w szkole?
O czym zagra języka muzyka?
Że ma cudze gdzieś uprawiać role?
Że przydatność jest niezbędna i praktyka?

A czy Polska może coś dla Janka znaczyć?
Trochę więcej niż świat cały? Europa?
Matki ręce, które go pielęgnowały,
gdy dom kryzys gospodarczy dopadł?

Wolisz uczyć go wyścigów, konkurencji,
by się nigdy nie oglądał na nikogo,
a gdy przegra - gdy go kiedyś życie zmęczy,
by ustąpił i nie był zawalidrogą.

Musi wiedzieć - przede wszystkim jest człowiekiem
i już przez to, jest niedoskonałym,
a mądrości może przyjdą kiedyś z wiekiem,
jeśli Jan będzie odporny i wytrwały.

Gniazdo swoje ma porzucić, gdy dorośnie.
Poszukiwać swego miejsca w wielkim świecie.
Ma zapomnieć to, co było mu przedwiośniem
i nie słuchać gdy ktoś o historii plecie.

Niech się wstydzi swej polskości, swoich wzruszeń.
Swych słabości, burzy uczuć i porywów,
ale musi całą gamę znać posłuszeństw.
Recytować czego uczył się od skrybów.

Czego będziesz dziś nauczał Janka w szkole,
wiedząc dobrze, że to dusza buntownicza?
Bo gołębiem on nie będzie! Jest sokołem!
Widzi dalej. Będzie chciał życie rozliczać!

Nie wychowa nikt przepiórki w orlim gnieździe,
by umiała się pożywić na ściernisku.
Taki Janek, przy powrocie, lub odjeździe
może swoim wychowawcom dać po pysku!

Oprych, Oprah, gofry



 









Pani Oprah zjadła gofra
i wszyscy się cieszą.
Jeśliś dokradł - to się popraw!
Zwycięzcy nie grzeszą!

Oszukani grzeszą bardzo!
Mają przez to długi!
Przegranymi wszyscy gardzą.
Czekają ich rugi.

Takich już wyrugowanych
połknie Oprah w gofrze
śmietanką posmarowanym.
Nikt się mu nie oprze.

U nas także jest Max Donald.
O kryzysie temat.
Każdy może się przekonać -
czarnej dziury nie ma!

Chcesz? To sobie w ramki opraw
prawdę niezatartą:
Jeśli się na górę wspinasz,
to wspierać się warto!

Ze wszystkiego cię śmietanka
na gofrach rozgrzeszy.
Ważne co zostaje w bankach.
Tytuł może śmieszyć.

piątek, 18 stycznia 2013

Niebezpieczny temat



 







Gdy już się zrymujesz dostojnie i łatwo,
gdy wiersz swój zakończysz literą ostatnią
i błędy poprawisz ostatnim spojrzeniem,
to spróbuj posłuchać co mówi sumienie.

A ono się mocno poskarżyć potrafi
o temat któregoś się nagle ucapił,
gdy chciałeś być przeciw, zamiast wrogów kochać
i chciałeś polecić im nawet - wynocha!

A tak się nie robi. To bardzo jest brzydkie.
Przez taką postawę odeślą cię z kwitkiem,
gdy będziesz chciał kiedyś ich w rękę całować,
boś nie umiał w wierszu się ładnie zachować.

To nic, że dotychczas także nie dawali,
bo widać za mało tyś wierszach ich chwalił,
jak czynili inni, co wrogów miłują.
Od dawna w tej branży posłusznych promują.

Lepiej być pokornym, lub udać głuchego.
Posłuchać sumienia: - dlatego!... dlatego...
i siedzieć cichutko, udawać - że deszcz,
to wtedy powiedzą żeś mądry i wiesz!

Przyzwoity człowiek - sam w myślach dopowie,
albo nawet przeklnie, gdy nikogo nie ma,
bo miejsce rozsądku powinno być w głowie,
a w zadku się zmieści niebezpieczny temat.

Kapela ze wsi Warszawa?












Motto: "I z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!"
Mikołaj Gogol


Nie pamiętają mędrcy najstarsi,
by budowano Muzeum na wsi!
Ktoś się tu chyba zagalopował,
kiedy z Warszawy kpił i żartował.

Zabrakło pewnie tego wyczucia
bezbolesnego, celnego wkłucia,
jakie jest znane akupunkturze.
Aj! Nie spodoba się nazwa górze!

Wyszła opera z wiejską kapelą
w której ozorem bez sensu mielą.
Nawet w jedwabnych dziś rękawiczkach
nie warto tykać wagi języczka.

Od razu widać, że ktoś przesadził.
Mądrych rabinów się nie poradził.
Myślał, że sobie reklamę zrobi,
gdy się dosadniej trochę wysłowi.

Pomysł się bardzo spodobał Dwójce,
która w tym miała także i swój cel,
ale się na nim poślizgnąć może
chcąc o Warszawie mówić najgorzej.

czwartek, 17 stycznia 2013

Pamiętanie



 







Jest park za Cytadelą i wille Żoliborza.
Od Wisły mgły się ścielą. Czerwonych ścian obroża
odsuwa ten zakątek od centrum, od Starówki.
Spleciony ulic wątek, ludzie kiedyś jak mrówki
obsiedli gęstym tłumem, aż po parkan kościoła,
a matka za nim stała i krzyż do nieba wołał.

A inna matka synów dwóch swoich wysyłała
do tych z Solidarności i trwać im przykazała
przeciwko Bramom Straceń, przeciwko mordowaniu.
By Polska była Polską po kolejnym powstaniu.

Straciła swoje dziecko w przeciwnej mgle ze wschodu,
a poznać nie zdążyła oprawców i powodów,
bo wielu teraz na nią przedziwnie spoglądało.
Jak gdyby plagi nieszczęść tej matce było mało.

Umarła. Całun zimy przysypał Cytadelę
i pokrył krzyż kamienny leżący przy kościele
i zakrył wstyd, wyrzutów synowskiego czuwania.
I spadło zamyślenie o losach i powstaniach,
o beznadziejnych próbach przebicia z Żoliborza.

 Jest noc. Warszawa cicha i tylko nieba pożar
dziwną czerwienią znaczy tę chłodną noc styczniową.
Światła w pałacach graczy. Piszą historię nową,
lecz stara pozostanie w tych miejscach i w tym mieście,
bo tutaj pamiętanie wyryto najboleśniej.

Czarownica



 















Czarownica.
Zakręciła i zagadała.
Tajemnica
wyparowała.

Czarownica.
A taka mała.
Otrzymała,
co zamierzała.

Muzyka. Ognisty taniec.
Cyganie. Cyganie. Cyganie.
Muzyka. Dziewczyny. Taniec.
Cyganie. Cyganie. Cyganie.

Topielica.
Tonąłem w winie.
Okrutnica.
Wierz tu dziewczynie.

Tajemnica
czytana z ręki.
Czar. Diablica.
Gitary dźwięki.

Muzyka. Ognisty taniec.
Cyganie. Cyganie. Cyganie.
Muzyka. Dziewczyny. Taniec.
Cyganie. Cyganie. Cyganie.

Okrutnica.
Pewnie nie wróci.
Latawica.
Ktoś urok rzucił.

Czarownica,
a taka mała.
Niewdzięcznica.
Serce zabrała.

Muzyka. Ognisty taniec.
Cyganie. Cyganie. Cyganie.
Muzyka. Dziewczyny. Taniec.
Cyganie. Cyganie. Bal! 

Moja nienormalność



 













Chwalę się nienormalnością.
Moja polskość to wszystko co mam.
Nienormalność jest moją miłością.
Jest jedyną, najpiękniejszą jaką znam.

Ona w świecie najwspanialej mnie wyróżnia.
Innym każe uważniej mi się przyglądać.
Narodowa, wspólnotowa jest! - Nie próżna!
Kiedy zechce, może mojej krwi zażądać!

Jest powstańcza, niebezpieczna, choć obita.
Gruboskórna, utwardzona w ruskich łagrach.
Nic nikomu nie tłumaczy i nie pyta,
Podrywa się, kiedy ktoś Mazurka zagra.

Nienormalną i niepowtarzalną
Moja miłość jest - jak moja Ojczyzna.
Nie chce ulec - być poddańczą i ofiarną.
Pancerz wiary nosi na swych bliznach.

Może nie jest z nią europejska,
A na pewno nie lizbońska i unijna.
Nie układna, niewolnicza i plebejska,
Ale nasza - nienormalna, całkiem inna!

Żaden naród nie ma tej muzyki -
Łazienkowskiej i rewolucyjnej.
Inni zwody preferują i uniki.
My wolimy stać w pozycji silnej!

I chwalić się swą nienormalnością,
Żeby była dla zaborców ostrzeżeniem!
Nazywamy po swojemu ją - polskością!
Jak nasz naród, naszą wiarę, naszą ziemię.

Poduszka dezinformacji



 









Czerwone noce słonecznych burz.
Błądzące długie przeloty.
Niepokój w głowach. Medialny kurz.
Kłopoty i samoloty.

Wyładowania i kumulacje,
dewiacje i osuwiska,
protesty, modły, manifestacje -
oglądasz to wszystko z bliska.

Aktywność słońca, aktywność służb.
Przejście na poziom następny.
Niebezpieczeństwo splątanych wróżb.
Opary baru. Bar wzięty.

Wysokie loty i nieba róż.
Ty nad poziomy wylatuj!
Być może jutro - być może już.
Zamknij się w sobie! - Świat ratuj!

A jeśli nie chcesz nic uratować,
to chociaż się nie ogłupiaj,
gdy cię zapewnia władza ludowa,
że wszystko trwa. Nikt nie upadł.

Pełzak wyciąga wciąż nibynóżki.
Realny i wojny chciwy.
Dotarł już prawie do twej poduszki
 z dezinformacji prawdziwych.

środa, 16 stycznia 2013

CK Dezerterzy



 












Zarządzał w prasie
mądral z głuptasiem.
Cenzorem był z kmiota kmiot.
W radzie zasiedli sami chłoptasie,
a przewodniczył idiot.
Wszyscy o czasie
zgięli się w pasie.
Sprzątaczkom zabrakło szczot.
Ubyło w kasie.
Bardzo spadł zasięg.
Porządek zrobił idiot.
Złość na nic zda się.
Problem w okrasie.
Trafili jak kulą w płot.
Na ciemnej masie
nic nie ugra się.
Cieszy się tylko idiot.