piątek, 31 maja 2013

Spryciara



 












Wiele wzniosłości i wiele pracy,
cynizmu, śmiechu, sarkazmu,
a wszystko na nic. Smutni rodacy.
Nie miała muza orgazmu.

Gdzie jest przyczyna? Jak znaleźć sedno?
Dlaczego to takie trudne?
Widać nie było jej wszystko jedno.
Baby są często obłudne.

Orgazm ukryje. Skrzywi ją nuda.
Przeżycia głęboko schowa.
Po cichu liczy, że jej się uda -
Będziesz ponownie próbował!!!

Do Młocin



 












Dziura w skarpie
nerwy szarpie.
Życie się obsuwa.
Kurs do Młocin.
Rym z wypocin.
Dreamlinerem fruwasz?

Lot. Powietrze.
A ja w metrze
marzę o Młocinach.
Dziura w skarpie.
Myślę najpierw:
Coś ty za dziewczyna?

Hanko!
Dostałem bilet w społecznej pomocy.
Hanko!
Bez sensu nie potrafię żyć,
lecz jeżdżę metrem od świtu do nocy.
Ty sobie latasz, a mnie stale chce się wyć!

Chciałbym choć raz tu spotkać panią Hankę,
bym mógł się zaśmiać swym okrutnym - ha, ha, ha!
A potem zasnąć z ostatnim przystankiem
podziemnej trasy, która na Młociny gna.

Stacje. Przystanki.
Pamiętnik Hanki.
Słowo się składa przy słowie.
Cud w Europie!
Ciągle się kopie.
Hanko! Wciąż siedzisz mi w głowie!

Lot Dreamlinera.
Podziemna sfera.
Zawał, a potem kurzawka.
Ciasno. Cholera!
Wzrok kontrolera.
Haniu! To twoja Warszawka!

Hanko!
Dostałem bilet w społecznej pomocy.
Hanko!
Bez sensu nie potrafię żyć,
lecz jeżdżę metrem od świtu do nocy.
Ty sobie latasz, a mnie stale chce się wyć!

Chciałbym choć raz, tu spotkać panią Hankę,
bym mógł się zaśmiać swym okrutnym - ha, ha, ha!
A potem zasnąć z ostatnim przystankiem
podziemnej trasy, która na Młociny gna.

czwartek, 30 maja 2013

Dostrzeżesz!



 






Gdy już cię życie poznaczy,            
a lata wyrzeźbią twarz,
dostrzeżesz w lustrze rozpaczy                        
że więcej miałaś niż masz                          
i nikt ci nie wytłumaczy            
podobieństw nocy i dni -
wtedy w mych oczach zobaczysz,
że miłość,
ma miła -
to my.

My - może tak mało znaczy,
lecz jest to cały świat nasz.
Inni go widzą inaczej,
lecz teraz tę prawdę znasz.
W mych oczach zawsze zobaczysz
jak cudny sen nam się śni.
A świat nas szczęściem uraczył,
bo miłość,
ma miła -
to my.

E...ee...eee!



 













Jest e-podpis
i e-miłość,
e-płatności
i e-pieniądz
e-wydawca,
e-ekstrema,
tylko e-rozumu
nie ma.

Są e-poczty
i e-sklepy,
e-zakupy,
e-bilety.
Jest e-wyrok
i e-sąd
Wkrótce ma być tu
e-rząd.

Lecz jest problem
z e-rozumem,
e-protestem
i e-tłumem,
bo e-pała
jest za mała.
Nie przyłoży,
choćby chciała.

Bez rozumu i bez pały
e-rząd nie jest doskonały
i na real już nie wpływa
Europy dyrektywa.
Niech nas e-karami łupie.
Niech wnosi e-zastrzeżenia.
Mieć je będziemy w e-....,
bo w realnej miejsca nie ma!

Zapach chleba



 








Zapach chleba w markecie.
Cena ludzi przygniecie.
Mała ilość przerasta w olbrzymią.
Ilość głodnych się mnoży.
Modlą się o Chleb Boży.
Ośmieszani, lecz wiedzą,  co czynią.

Poruszenie od rana.
Będzie Dzień Weterana.
Żołnierz to funkcjonariusz publiczny!
Zapach chleba w markecie.
Dajcie wolne kobiecie!
Niosą kwiecie na ołtarz uliczny.

Parasolki?  - Potrzebne!
Myśli wielkie - podniebne
zapach chleba z marketu unosi.
Z petycjami procesja.
Zezwolenie. Koncesja.
Dobry czas by uświęcać i prosić.

Ludzie wiedzą, co czynią.
Piknik jest pod świątynią
i dmuchane zjeżdżalnie dla dzieci.
Jest modlitwa w procesjach
nie przeszkadza komercja.
Nowa zmiana na wojnę poleci.

Przeogromna potrzeba.
Zapach chleba. Daj! Przebacz,
bo dla wszystkich powinno wystarczyć.
Wyniesienie. Dar nieba.
Lud się modli. Chór śpiewa.
My wierzymy, że Bóg na nas patrzy. 

środa, 29 maja 2013

Do mnie! Do mnie proszę!


 









Proszę Państwa! Radzę, nastawienie zmienić!
U mnie wszystko swoje! Polskie i bez chemii!
Wszystko jest po prostu z mojego ogrodu!
Żeby cudze chwalić - nie widzę powodu.

Proszę do mnie! Do mnie! Na własnym nawozie!
Wszystko ocieplane! Nie było na mrozie
i samo urosło na ojczystej glebie.
Proszę nie przebierać! Zabierać dla siebie!

Lepszej propozycji nie widzę na rynku!
Oferty są sztuczne albo wzięte z szynku!
U mnie świeżuteńkie! Poranne! Dzisiejsze
i reklama własna - napisana wierszem!

Alternatywa



 










Okrzyki straszliwe
podnoszą bogaci.
To jest niemożliwe!
Kto za to zapłaci?

Każdy kombinuje
jak swego nie stracić.
Ten, kto nadrukuje -
niech na wszystko da ci!

Rozwiązanie blisko.
Papier druk wytrzyma.
W końcu można wszystko
przenieść do Putina.

I zostać ministrem
Kałmuckiej Ołbaści,
gdy miejsce za sterem
już przeszkadza Waści.

Przekornie



 








 Kryzysowa wiosna z chłodnym ociepleniem.
Nigdzie nic nie można. Marazm siadł na Ziemię.
Dyktatorzy myślą jak przejść przez wybory.
Klimat się zeszmacił. Rok poplątał pory.
Dewiacja powszechna. Zagrożone dzieci.
Ludzie protestują. Wszystko na łeb leci.
Regiony zapalne rządy chcą dozbroić
Szary człowiek zamilkł. O jutro się boi.
Pieniądze zniknęły. Dług urósł do nieba.
Pana Boga nie chcą. Już Go nie potrzeba
wielkim politykom w przestrzeni społecznej.
Robi się na świecie coraz niebezpieczniej.
Wojna się rozpełzła. Można stracić głowę.
Idą wielkie zmiany i Porządki Nowe.
A przecież, choć chłodno - wszystko szybko rośnie.
Kwitnie i dojrzewa i pnie się bezgłośnie.
Na medialne krzyki nie zwraca uwagi.
Śmieje się z prognozy wiosna bez powagi.
Niech się martwią za nią wielkie gabinety,
nauki społeczne, sztaby, epolety.
Ona czyni swoje i wie co ma robić
i każdej dziewczynie i jej chłopakowi
podpowiada myślą, że już przyszła chwila
kiedy mogą sobie wieczory umilać.
Kryzys mają starzy i ich głowa boli.
Młodzi mogą sobie na wszystko pozwolić.

wtorek, 28 maja 2013

Niże



 









Zjadłem ciasteczko.
Było zakalcem.
Myśli kółeczko
zakreślam palcem.
Zaszło słoneczko.
Wiatru obrywy
starły chusteczką
wszystkie porywy.
Małą kropeczką
świat jest pod palcem.
Życie - ucieczką.
Natura - walcem,
który nadzieję
na świecie gniecie.
Leje i leje.
Chłód w internecie.
Chandra unyńska
w powietrzu zwisa
Pogoda świńska.
O czym tu pisać?
Człowiek z drzewami
razem się schyla.
W puszce z myślami
trzepot motyla.
Lekko obrazy
przesuwam palcem.
Brzydkie wyrazy -
śliskie padalce
kłębią się, cisną
na końcu zdania.
Pachnie zgnilizną.
Koniec pisania.
Kręcą się w głowie
ogromne niże
w czasie gdy człowiek
ma chęć do zbliżeń.

Negocjator



 








Puzdereczko z cukiereczkiem
chciał rząd u nas nakryć wieczkiem
zostawiając w nim otworki
na ustępstwa i humorki.

Są nakrycia takie w Chinach -
pan minister przypominał,
które wszystko przesiewają
i ludzie z nich korzystają.

Cukiereczek się obruszył,
że on nigdy się nie skruszy.
Wieczka dobre są dla soli,
a on nigdy nie pozwoli!

Spotkanie się zakończyło.
Ma pozostać tak jak było!
Negocjacje są jak sztuka.
Czasem warto się popukać.

Rząd już poznał i przećwiczył -
Wolny dostęp do słodyczy
wszystkim ludziom się należy,
lecz nie wszyscy chcą w to wierzyć.

Mokry sprzeciw



 





Parasolki i kaptury
zakryły nam głowy.
Bura chmura patrzy z góry
na marsze majowych.

Plusk kaloszy po kałużach
mokre echo niesie.
Miała tu być wielka burza.
Zastój w interesie.

Za zimno jest na pochody.
Zły czas na sprzeciwy.
Rozchlapują samochody
skupiska prawdziwych.

Odczytano przemoczone
na kartkach apele.
Każdy poszedł w swoją stronę.
Słyszano niewiele.

A dworzanie likier piją
w ciepłych gabinetach.
Fakt podkreśla - że nie biją! -
prasowy esteta.

Tuba ochrypła, zamokła
i ma jakieś zwarcie.
Zamykają ludzie okna.
Falstart jest na starcie.

Każdy sobie ponarzeka.
W domu się odgraża.
Nie ma u nas praw człowieka.
Jak sprzeciw wyrażać?

Przycisnęła nas natura
i zepsuła maj.
W niebie też dekoniunktura.
Panie wytrwać daj!

poniedziałek, 27 maja 2013

Różnica



 









On po prostu im nie odda
i mogą mu skoczyć.
Ty na pewno skończysz w sądach
i wypłaczesz oczy.

On się wypnie na ich groźby
 z uśmiechem na twarzy.
Ty zanosić będziesz prośby
i przestaniesz marzyć.

Zabiorą ci grosz ostatni.
Pozbawią rodziny.
Jego wesprze jakiś płatnik,
żeby skończył kpiny.

Zadłużenie różnych osób
różne rodzi skutki.
Wielki zawsze znajdzie sposób.
Zapłaci malutki.

Różni ludzie, różne kraje
i pozycje różne.
Dług dla kogoś bywa rajem -
inny ma jałmużnę.

Dla jednego to uciecha -
dla innych makabra.
Decyduje jedna cecha:
Czy jest ci co zabrać?!

Alegoria Ala Gore,a




 








Trudno wytrzymać z ociepleniem.
Najpierw zabrało nam pieniądze.
Potem spuściło chłód na Ziemię
i chmurami zakryło słońce.
Podobno jest gdzieś na biegunie,
a biegun przybliżył się do nas.
Człowiek zrozumieć już nie umie
tej alegorii Ala Gore,a,
która kazała ograniczać
i nałożyła wielkie kary
jeśli nie umie się obliczać
ilości gwizdków oraz pary.
Potrafi tylko Ameryka
narzucić światu swoje zdanie.
Tam się liczb wielkich nie unika.
Kosztować musi w czambuł grzanie
tak, że na opał już nie starcza
i wiosna myśli o waciakach.
Jest rewolucja gospodarcza
i pomysł jest pana Szmaciaka.
Ma demokracja swe uroki
i swoich piewców błyskotliwych.
Potrafią przesuwać obłoki.
Otwierać niebo dla uczciwych,
a kto nie czuje ocieplenia
to zwykły prostak jest i cham.
Nie widzi, że świat się pozmieniał,
więc niech za karę marznie sam!

niedziela, 26 maja 2013

Niedziela



 












Była niedziela jak dziś - majowa.
Spacer. Starówka. Przy głowie głowa,
a przed katedrą wóz się zatrzymał
i wysiadł z niego sam Ksiądz Kardynał.

Zbiegli się ludzie na Świętojańską,
a On postawą swą wielkopańską
wyprostowany górował w tłumie.
Patrzyłaś w niego - jak ty to umiesz.

Spojrzał surowo na twoje mini,
a potem ręką znak krzyża czynił.
Nikt się nie pytał: - Co z tą polskością?
Każdy z nas wiedział: - Bóg jest miłością!

Dziś poszłaś w spodniach, a Bartek w albie.
Spacerowiczów wielu na skarpie,
a Ksiądz Kardynał - błogosławiony.
Czas jaki minął nie jest stracony.

Wielkie układy, szumne parady
nie zmienią maja. Nie dadzą rady.
Dźwięczy gdzieś pośród ulicznych tłumów:
Błogosławiony! ... i Non possumus!

Dlaczego?



 








Wielkie dzisiaj targi książki
na wielkim stadionie.
Smutno mruga ekran w prążki.
Chłód. Kostnieją dłonie.

Złocą się tłuste nadruki
kapiących tytułów.
Za oknem wiatru pomruki
w drodze do ogółu.

Kawa stygnie. Ekran mignie.
Słowa wolno czytasz.
Sen rozpłynął się w malignie.
Czy ktoś wiersz przeczyta?

Ludzie, targi, wydawnictwa,
twórczość dla każdego!
Tkwisz w fotelu wygodnictwa.
Pytasz się: - Dlaczego?

Bezsens szybuje w okrzykach



 








Najlepsze kadry, grube miliony
i nowoczesna technika,
a z drugiej strony, trochę szalony
autor tego wierszyka.

Świat komentuje dzionek miniony.
Rozgrzewa tłum polityka.
Skromnie zaprasza na swoje strony
autor tego wierszyka.

Wielkie postacie, dzwony, ikony,
wojują o czytelnika.
Komentarz czyta zadowolony
autor tego wierszyka.

Patrzy na mrówkę słoń zadziwiony.
Gdzie swoje trzy grosze wtyka?
A mrówka radzi naburmuszonym:
Niech prawdy nikt nie unika!

Żadne uniki, ani ukłony,
polot i rozmach, praktyka
nie przeszkadzają myślom szalonym
głęboko do serc przenikać.

Szkiełko i oko, wywód uczonych,
sondaże, matematyka
nie zgniotą uczuć raz poruszonych
myślą prostego wierszyka.

Jest w świecie wiele dróg udziwnionych
i smaczków w różnych koszykach.
Wybór należy do zamyślonych.
Bezsens szybuje w okrzykach.
 

sobota, 25 maja 2013

Do portu w Zatoce Świń














Wspaniali                     
jeszcze nie wstali.    
Weseli,                          
bo nie zasnęli            
i dalej będą płynęli     
do końca mokrej niedzieli.
I dalej będą płynęli
do portu w Zatoce Świń.

Człowiecze                  
wielkich ucieczek.      
Gdy ciecze                    
chmura przywlecze    
i myśli spływają mokre
wsiadaj na okręt i w bezmiar płyń.
Gdy myśli spływają mokre
odbij lub odkręć... powinność czyń.

Wspaniali
nie zasypiali
gadali i nalewali.
O życiu będą śpiewali.
Pochmurna pogodo miń!
O życiu będą śpiewali
zamkniętym w Zatoce Świń.

Są pieśni
starych górali.
Współcześni
wielcy i mali.
Jest taki, co życie chwali,
choć świat się zwalił
nie słysząc - Płyń!
Ci zawsze będą zmierzali
do swego portu w Zatoce Świń.

Poniżej Hindukuszu



 








Daleko na krańcach Ziemi,
gdzieś poniżej Hindukuszu,
ludzie kraju pozbawieni
rozrzuceni żyją w buszu.

Chcieli życie swe odmienić,
z przekory lub animuszu.
Często byli przymuszeni
biedą i brakiem funduszu.

Niby są zadowoleni,
choć się im nalało w uszy.
Ludzie kraju pozbawieni.
Kapele bez kapeluszy.

Ciężkim losem naznaczeni
zbierać muszą resztki suszu.
Daleko na krańcach Ziemi,
gdzieś poniżej Hindukuszu.

Nie mogą być oburzeni.
Dobrowolnie los wybrali.
Zbyt późno zaczęli cenić
to co inni im zabrali.

piątek, 24 maja 2013

Leje



 








Z nieba leje.
Świat drożeje.
Rosną konta.
Rząd się chwieje.
W kombinacjach się zaplątał.
Człowiek zawsze ma nadzieję,
nawet kiedy w maju leje.
Nieustannie słoneczka wygląda.

Chłody miną.
Przyjdzie lato,
bo przyjść musi.
Rząd daniną
i opłatą nas przydusił.
Człowiek zawsze ma nadzieję,
nawet kiedy w maju leje.
Będzie lepiej. Wkrótce święto jest mamusi.

Niech tam leje.
Niech tam rośnie.
Niech tam pada.
Niech radośnie rząd głupoty opowiada.
Człowiek zawsze ma nadzieję,
nawet kiedy w maju leje.
Wiersz napiszę, bo się słowo samo składa.
 

Zobowiązanie do współpracy i pomocy



 









Wiadomość jest znana:
"...jurto będzie zamach...
z głową państwa na pokładzie samolotu"

Wydarzył się dramat.
Sprawa omijana.
"Czy ktoś od was jest za sprawę zginąć gotów?"

Odeszli żołnierze.
Wieści na Twitterze:
"Błąd pilota, a pułk będzie rozwiązany"

W lasku ktoś ze służby
odczytuje wróżby.
Obraz sprawy ma być całkiem pozmieniany.

Pomoc zza granicy
metody wytyczy.
Imperator zobowiązał do współpracy...

Uściski. Orędzie
i cenzura wszędzie.
Lata miną i jak będzie - się zobaczy.


Najgorsza jest ze wszystkiego zmiana władzy.
To by całkiem odmieniło perspektywę.
Szykowane są instrukcje i rozkazy.
Niemożliwe znowu staje się możliwe.

Strzeżonego... powiadają - Pan Bóg strzeże,
ale nasza też potrzebna jest uwaga.
Warto patrzeć dookoła baczniej, szerzej -
W czym ta "pomoc" rzeczywiście nam pomaga?!!

Weksel



 








Wielka i wszechobecna
kreacja zadłużenia.
Zależność ma być wieczna
dla każdego istnienia.
Dla tego, które po nas
w przyszłości się narodzi
i także z długiem skona,
wiedząc - zapłacą młodzi.
Nowa kolonizacja.
Stempel weksla na czole.
Poznaczy demokracja
i szkołę i przedszkole
i galerników wszystkich
z przeróżnych list dłużników.
Żadne figowe listki
nie stłumią ich okrzyków
o niesprawiedliwości
i kłamstwie zadłużenia.
Nawet skóra i kości
posłużą do płacenia
zadawnionych rachunków
i wirtualnych win.
Nigdy ceny rabunków
nie pozna prosty gmin.
Będą nie do spłacenia
na wieki wieków, amen.
Zapłaci cała Ziemia
czcząc weksel jak sakrament!

czwartek, 23 maja 2013

Woolwich



 








Nie zabijaj obrońco pokoju!
Nie zabijaj zabijany pacyfisto!
Ludzie nie są do odstrzału i uboju.
Walka na śmierć nigdy nie jest sprawą czystą.

Nie zabijaj obłąkany naukowcu!
Nie zabijaj fanatyczny bojowniku!
Bezwzględności nie ucz nigdy małych chłopców.
Nie ucz dziewcząt bojowych okrzyków.

Nie zabijaj człowieczeństwa w swojej głowie
i rozwagi nie zabijaj desperacją.
Jest granica! Dość już tego - sobie powiedz.
Terror zawsze jest szaleństwem i wariacją.

Nie zabijaj! - to ci instynkt podpowiada.
Żaden okrzyk nie zagłuszy twego strachu.
To nieludzkie. Tak nie można. Nie wypada.
Wstaje wschód, lecz przyjdzie po nim zachód.

środa, 22 maja 2013

Zezwolenie na start



 









Ból lewego ramienia.
Tętno: czterdzieści pięć,
a pogoda się zmienia.
Rosną lęki i chęć.

Papierosek zawęża.
Jest już pięćdziesiąt sześć.
Trzymaj dystans! Zwyciężaj!
Ranek obrasta w treść.

A to słońce tak ostre.
Błękit nieba aż razi.
Życie jest takie proste.
Kawa też nie zawadzi.

Pojawiają się nagle
marzeń wyspy szczęśliwe.
Płyną chmur białe żagle.
Wszystko bliskie, prawdziwe.

Na oparciu fotela
kocur ostrzy pazury.
Przecież to nie niedziela.
Który dzisiaj jest? Który?

Jeszcze jedno otwarcie.
Jeszcze jedno - Dziękuję!
Mały problem na starcie,
ale jestem i czuję.

wtorek, 21 maja 2013

Wczoraj w Laskach...



 









Wczoraj w Laskach
po oklaskach
obdarzano tłum co łaska
szczodrobliwie porcją maku.
Oczekują teraz znaku
cudownego ożywienia.
W Żołędowie, od niechcenia
ożyła nagle staruszka,
gdy ją chcieli zabrać z łóżka
zawezwani tam grabarze.
Będzie więcej takich zdarzeń,
bo i zespół jest specjalny
do odmiany słów fatalnych,
które zbyt dwuznacznie brzmiały
i pozwoleń nie dawały
Olewnikom na gazowce.
Nic nie będzie już pod korcem,
ale właśnie z maku korca
dowie się wreszcie wyborca,
że Tuska na Unii szefa
wysłać pragnie szara strefa.
Nie było przy tym wybuchu.
Opisałem to z nasłuchu
i z komunikatów w prasie.
Gdy czyta się, jednak da się
w plątaninie jakoś przeżyć.
Można... choć trudno uwierzyć!
 

Pacierz z Trwaniem



 









Nie dla chorych takie skoki.
Nie dla chorych takie pływy.
Ciśnień niskich i wysokich
zaniżenia i porywy.

Nie dla chorych wybudzenia,
niepokoje, kołatania.
Nie dla chorych serca drżenia.
Nie dla chorych niewyspania.

Nie dla zdrowych pogotowie.
Nie dla zdrowych ratownicy.
Nie dla zdrowych zamęt w głowie,
burze, wicher na ulicy.

Nie dla zdrowych wczesne świty
i budzików ping pobudki.
Nie dla zdrowych wzrok rozmyty.
Nie dla zdrowych HAPP-a skutki.

Nie dla zdrowych, nie dla chorych
nieustanne falowanie.
Dla nas są normalne pory
i codzienny pacierz z Trwaniem.

poniedziałek, 20 maja 2013

Andzi na bandzi



 










Zaczną się wkrótce skoki na bandzi,
a takich skoków boi się Andzi,
bo choć jej koleś wciąż radzi - Tu skacz!
Jest dość wysoko, a bandzi ruska.

Pewności nie ma. Czy jej się uda?
Koleś już wcześniej wyczyniał cuda
i na przeróżne wchodził kominy.
Martwią się wspólnie. Co uczynimy?

Może być sukces lub pośmiewisko.
Pewności nie ma. Jest bardzo ślisko.
Koleś uchwycił Andzię dokładnie.
Przepowiadają, że pierwszy spadnie.

Pośpiesznie teraz zmienia uchwyty.
Twierdzi, że jest w tym bardzo obryty
i wszystkie więzy trzyma na oku,
lecz Andzia stale stoi w rozkroku.

W takiej pozycji - węzeł nie trzyma.
Andzie jest ciężka, a słaba lina.
Nikt nie jest dzisiaj pewny wyniku.
Rośnie wir obaw i kociokwiku.

Tupet odleciał. Entuzjazm opadł.
Wstrzymuje oddech już Europa.
Widzów jest mało. Drogi bilecik.
W mediach zawrzało. Trudno. Niech leci!

niedziela, 19 maja 2013

Mówię, jak jest...



 








Max Kolonko przypomina,
lecz to już nie ta dolina,
nie to wzgórze, nie ten las.
Sypią się kostki domina.
Nie ta strefa. Nie ten czas.

Za mocno chyba przegięli.
Zbyt bezczelnie się wypięli,
że nasz los ich nie obchodzi.
Wsparcie u nas zawsze mieli,
a teraz nam nie uchodzi.

W buszu może i wypada
wielkich planów nie pokładać.
Tu się jednak mocno czuje
i niełatwo jest zagadać
jeśli kogoś się roluje.

Kto zachwyca się Putinem,
do nas krzywą robi minę.
Tam się z pewnością podoba
popijana cienkim winem
polityka sezamkowa.

Ameryka już utyka
pogubiła się w unikach
i przestała być the best!
Pan Kolonko przed skarbonką
opowiada nam jak jest.

Tęcza



 







Kiedy umiera muzyk
struna gitary pęka
i zwykle jest po burzy
na niebie tęczy wstęga.

Czy małym był, czy wielkim
to zawsze jest tak samo
Spadają nut kropelki,
jakby mu nokturn grano.

Wibracja się unosi,
a tęcza gryf zagina.
Ktoś zwykle kładzie grosik
na klawiszach pianina.

Jak obol na wędrówkę.
Jak ostatnią zapłatę.
Nagrodę za solówkę,
co całym była światem.

I przeszła przez umysły.
Porwała ku obłokom,
a teraz go unosi
w zaświaty gdzieś wysoko.

Gdzie muzy się gromadzą.
Gdzie zdąża nuta zgrana.
Gdzie wielki koncert dadzą
dawnych piosenek Maanam.

Radośnie




 








Świszczy, ćwierka na antenie,
że on opanował Ziemię.
Ostry sygnał śle nam krótki.
Bardzo głośny, choć malutki.

Nikt nie umie go zagłuszyć.
Wprost świdruje nasze uszy
piskliwe jego ćwierkanie.
Uparty jest. Nie przestanie.

To jest ptasie szczęście wielkie.
Gdzieś w pobliżu ma partnerkę,
więc ostrzega i pilnuje.
Królem tu się pewnie czuje.

Taki mały. Tak radosny.
Nie zmarnował swojej wiosny.
Ludzi śmieszy. Zatrzymuje.
Świergotliwie się świętuje.

Nie potrzeba aż tak wiele.
Zieleń, maj i te niedziele
pokazują jak być może.
Daj nam Boże! Daj nam Boże!

sobota, 18 maja 2013

Nigdy nie wiesz



 














Nad umowami są umowy.
Gorące linie nad liniami.
Niedokończone są rozmowy.
Emisariusze wysyłani.

Niespodziewane są roszady.
Warianty, strategie, taktyka.
Nad układami są układy.
Nad polityką - polityka.

Siła nierówna bywa sile.
Słowa są często marginalne.
Myślisz, że jesteś, a już byłeś
i twe zamiary nierealne.

Nic się dwa razy nie powtarza.
Zawsze są różne moderacje.
Winny jest ten, kto nie uważa
i myśli, że zawsze ma rację.

Trudno obwiniać drapieżnika
wchodząc do klatki w której siedzi,
że patrzy na nas okiem żbika
i zamiarów jego nie śledzić.

Lekceważenie ma swą cenę
i cenę ma też pewność siebie,
a los potrafi przerwać scenę
w każdym momencie. Nigdy nie wiesz.

Cóż tam zwisa?



 











Cóż tam zwisa pod Polsatem?
Czy to kwitek na opłatę?
Czy to nowych mediów szata?
Może łata? Może szmata?
Może donos na biskupa?
Nie... to stara silna grupa,
która murem zawsze stoi
pod sztandarem: "Nie dla goi !"

To ekspertów lista długa.
Po stoczniowej to już druga,
która naród poprowadzi.
Umie obśmiać i doradzić.
Zabezpieczyć jak Leppera,
Krzywym Kołem się ocierać,
zastąpić Ojca Rydzyka.
Nazywa się "Republika".

A że pod Polsatem wisi,
to już zwyczaj taki lisi.
Lubi nory w których kasa,
telewizja, portal, prasa
umieją gaże wysmażyć
dla braci wolnomularzy,
których zniszczyła krytyka
za odkrycia Kopernika.

Za włożony kij w mrowisko.
Wytłumaczyć można wszystko.
Tu się wstrzyma. - Tam się kręci.
Zapał liczy się i chęci.
Prezes chętnie rękę poda.
Do Bałtyku spłynie woda,
a sakiewka pozostanie.
Subskrybujcie oglądanie!

piątek, 17 maja 2013

Chodzony zrezygnowanych



 












Za rokiem rok.
Powolny krok.
Polonez już zakazany.
Pan podkomorzy
poły wyłożył
prowadzi resztę w Germany.

Obłędny wzrok.
Powolny krok.
Korowód jest skołowany.
Pan podkomorzy
ukłony złożył.
Posłowie ruszają w tany.

Magnat i ćwok.
Profani zwłok
obłędną wizją pijani.
Złamane pióro
z panną Kulturą
do tańca są zapraszani.

Powolny krok.
Odważny skok.
Ukłon, a potem szykany.
Suną ospale
mycki, medale.
Polonez jest zakazany.

Wodzirej zwodzi.
Próbują młodzi.
Starzy wpatrzeni w ekrany.
Gesty. Ukłony.
Przejście do zony
chodzonym zrezygnowanych.

Trudno? Co z tego?
Do chodzonego
talentów żadnych nie trzeba.
Brak przeszkód wszelkich.
Gra cymbał wielki.
Złotego idą pogrzebać.

Niebogato



 








Rower lub siedzenie w domu.
Nadwiślańska plaża?
Trzeba lato jakoś wspomóc.
Nieba nie obrażać.

Kocyk w parku na trawniku.
Ławeczka przy klombie.
Lepszych nie będzie wyników.
Komp cię nie wykąpie.

Nie daleko. Nie za drogo,
lecz nie na golasa.
Tam, gdzie ci skoczyć nie mogą
w nieciekawych czasach.

Idzie lato - niebogato.
Dziewczyny rozbiera.
Czas pomyśleć: - Co ty na to
i gdzie się wybierasz?

Jeśli rower - to nie piwko!
Plaża też odpada.
Mam sąsiada naprzeciwko.
Lato się przegada.

A gadania przy gorączce
rząd się bardzo boi.
Nie pomoże rączka rączce.
Trzeba doić swoich.

czwartek, 16 maja 2013

Powrót do przeszłości



 








Pieniądze Sorosów, władza socjalistów,
Mistrzów różnych obediencji i neomarksistów.
Władza przecież jest cesarska, Ziemia nie jest boska.
Dla poddanych są kajdany, płatności i troska.
Korporacje demokrację dawno zawłaszczyły,
a na karku swym dźwigają utajnione siły.
Nie ma miejsca już na świecie bez specjalnej pieczy.
Humanistów i etyków globalizm wyleczył.
Idą żniwa. Sieć pokrywa życie na pastwiskach.
Bez jej wiedzy nie zapalisz żadnego ogniska.
Nie schronisz się w katakumbach, jaskini i grocie.
Śmierć nad tobą cicho lata w mini samolocie.
Satelita ruch twój śledzi. Jesteś naznaczony.
Nie wiesz, kto nad tobą siedzi i czyje są trony.
Jedynym zmartwieniem władców jest nieposłuszeństwo,
nieprzewidywalność młodych, straceńców szaleństwo.
Wybrańców jest tylko garstka, a stad jest mrowisko.
Barbarzyńscy Rzym złupili. Powtórka jest blisko.
Wcześniej była Atlantyda - uległa naturze.
W kinach "Powrót do przeszłości", a kształcą podróże.

Jaskółki uwięzione













Mali ludzie z wielkich miast
słabo wykształceni.
Jeść zupy z jaskółczych gniazd
zostaną zmuszeni.

Wielkim ludziom z małych wsi -
dziś tuzom wszechwiedzy.
Wielki projekt wciąż się śni:
"Wiatraki na miedzy".

Podsunęli pomysł im
budowniczy katedr:
Będziesz miał dobrobyt Chin,
gdy jaskółkę złapiesz!

Lotny umysł. Myśl skrzydlata
uduszą się w miastach.
Nie będzie jaskółka latać
daleko od gniazda.

Za wiatraki nie poleci
w mieście uwięziona.
Nowe gniazdo szybko skleci
dla dzieci i skona.

Tak się spełni wielki plan:
"Niebo dla wybranych",
którym władać będzie pan
jaskółek schwytanych.

środa, 15 maja 2013

Nie ma o czym...



 















Nie ma czym się cieszyć.
Nie ma czym się smucić.
Nie ma czym się peszyć.
Nie ma w kogo rzucić.

Garnitur źle leży.
Nogi sterczą bose.
Nic się nie należy.
Nie szafuję głosem.

Nie ma czego usnuć.
Nie ma kogo chwalić.
Nie ma komu współczuć.
i komu przywalić.

Kicze na galerii.
Na scenach chałtura.
Znaczki z innej serii.
Mnóstwo chemii w chmurach.

Nie ma potępienia
i zachwytu nie ma.
Został ból istnienia
i ograny temat.

Sąd sprawę rozpatrzy.
Władza pozwy pisze.
Z rozkopanej stacji
brzydkie słowa słyszę.

Żarty się skończyły.
Kawały nie śmieszą.
Siły odpuściły.
Zmiany nie przyśpieszą.

Nie ma pomyślunku.
Bezradność jest wszędzie.
Dołożą frasunku.
Rząd jak był, tak będzie.

Ciekawski




 










Zdjął promyk bluzeczkę.
Usiadł na wzniesieniach.
Odpocznę troszeczkę.
Zajrzę co jest w cieniach.

Co tam w zagłębieniach
deszcz wytatuował.
Gdzie się żuk czerwony
do wiosny uchował.

Owłosiona liszko
nie skryjesz się w trawie.
Wiosna nie jest mniszką
i sprzyja zabawie.

Promyczek majowy
zajrzy dzisiaj wszędzie.
Uderza do głowy.
Jutro też tu będziesz?

Teatr



 




Sztuka trwa zbyt długo.
Publika zmęczona.
Smród się ciągnie smugą.
Sala niewietrzona.

Klepią wciąż to samo.
Oparć dobrych nie ma.
Banery z reklamą
większe są niż scena.

Teatr pustoszeje.
Chce ruszyć w objazdy.
Nikt się już nie śmieje.
Podstarzałe gwiazdy.

Wielka klapa blisko.
W kasie nie ma kasy.
Mówią, ze wszystko
winni ludzie z prasy.

Afisz za wysoko
został powieszony,
gdy zmęczone oko
i kark opuszczony.

Obsada się chwieje.
Chybiona konwencja.
Widz stracił nadzieję.
Rośnie konkurencja.

Sponsor zagraniczny
martwi się o swoje.
Kabaret uliczny
otworzył podwoje.

Jeszcze babcia z szatni
starego teatru
chce numer ostatni
wystawić do wiatru.

wtorek, 14 maja 2013

Co za licho?



 








Przyszło moje zamyślenie.
Zastukało cicho.
Lekko siadło na sumienie.
Myślę: - Co za licho?

Zjawia się ni stąd ni zowąd
jak stały bywalec.
Minę smutną ma - marsową.
Nie śmieje się wcale.

Chyba zrobię mu herbatkę.
Razem wypijemy.
Znam na pamięć jego gadkę.
To samo czujemy.

Maj za oknem sny maluje
na dziewczęcych biodrach,
a ono się nie przejmuje.
Każda pora dobra.

Niby racja, ale przecież
w maju jest majowe.
Znacznie dłużej bzdury plecie.
Bardziej wchodzi w głowę.

Więcej wspomnień przywołuje,
nawet głośniej puka.
Chyba je wyeksmituję.
Sam kąta poszukam.

poniedziałek, 13 maja 2013

Ten gwar, ten szum ja sobie wyobrażam...



 









Konsekwentnie, obrzydliwie, lecz systematycznie
trwa demontaż, przestrajanie partyjno-publiczne.
Niezależni są podlegli - w zgodzie z agenturą.
Czarne z białym się pogodzi z klasą i z kulturą.

Co się wczoraj rozsypało, jutro zlepić można.
Rozmaitość się obraca na tych samych rożnach.
Smakowitość gaży kapie w czosnku aromacie.
Pejsachówka dobra będzie, choć się burzył zacier.

Rynek jeden jest, więc proste na nim handlowanie.
Dla wybrednych zawsze można pozmieniać przybranie.
Na nic zda się gardłowanie: "Nie kupuj u żyda!'
Tewe zawsze wie najlepiej, co się tobie przyda.

Klient dzisiaj się nie liczy. Na nic targowanie.
Niedostatek go oćwiczy. Pieniądz jest w reklamie.
Spieprzaj dziadu! Miejsca nie ma! Gdzie się wpychasz łachu!
Do sprzedania ziemski padół! Skrzypek gra na dachu.

Trzepot



 








Na krzywiźnie czasoprzestrzeni,
trzepotem załamań na żaglu,
pędzimy życiem swym olśnieni
w lawinie słów i zdarzeń maglu.

Zdarza się jednak moment ciszy.
Chwila nagłego zatrzymania,
gdy załamania fali liczysz
na krańcach tego trzepotania.

To tylko chwilka zamyślenia.
Mało znaczące zawahanie,
co się zdarzyło, lecz go nie ma,
a przestrzeń jest i żeglowanie.

Będzie zielenią łąk soczystych,
lub lotem nad rodzimym gniazdem.
Strumieniem myśli przezroczystych
schwytanym przez masywną gwiazdę.

W cokolwiek zechce się zamienić,
niech lśni, pobudza. Nie przemija.
Spiralą drga dobrych nadziei
i będzie boska - nie niczyja.

czwartek, 9 maja 2013

Poznaj Gatsbych!



 








Mogłem poznać w swoim życiu kilku Gatsbych.
Zdarza mi się jeszcze dzisiaj ich spotykać.
Miedzy nami przewijają się, a gdzieżby?
Tylko patrzyć i podziwiać! Nie dotykać!

Są nieziemscy, przewspaniali, eteryczni.
Bije od nich wielki urok osobisty.
Dżentelmeńscy, uwielbiani i prześliczni.
Niedostępni, a wydają się nam bliscy.

Nieustannie potrzebują wielkiej sceny.
Reflektorów, obiektywów, mikrofonów.
My szaraczki potrzeb tych nie rozumiemy.
Jak ci Gatsby muszą cierpieć sami w domu.

Wpuść, przygarnij do znajomych nieszczęśnika.
Zaakceptuj tę odmienność wyszukaną.
Kliknij "Lubię". Wyślij buźkę. Nie dotykaj!
Przy tym Gatsbym sama będziesz podziwianą.

Życie bez nich jest szarzyzną. Niczym więcej.
I nie miałoby uroku i Facebooka.
Poznaj Gatsbych - radzę wszystkim najgoręcej.
Na tych stronach, gdzieś przy wierszach ich poszukaj.

Party



 









Wieczorne, ciche party nad ziemią
na wyszukanej klawiszem chmurze.
W blasku ekranu oczy się mienią.
Można spokojnie posiedzieć dłużej.

Uroda kobiet, powaga panów
wiąże sympatie, śle bioprądy.
Przez chwilę jesteś gwiazdą ekranów.
Nikt nie obraża się za poglądy.

Rodzą się myśli wyzywające.
Otwarte śmiałe i ukrywane.
Pani ma oczy bardzo błyszczące.
Dobrze się czuję w rozmowie z panem.

Wspólna jest troska. Śmiech zaraźliwy.
Udzielająca radość spotkania.
Romans prawdziwy i nieprawdziwy.
Ciepło bliskości. Smutek rozstania.

Może to dziwna snów czarna dziura,
która wrażliwe ściąga do wnętrza.
Może to pasja, urok, kultura.
Może melodia prostego wiersza.

środa, 8 maja 2013

Cynikom



 









Więcej piszących niż czytających.
Polska - niechcianym peelem.
Zdominowany świat jąkających.
Recytatorzy w Kościele.

Loże szyderców. Mędrcy Salonu.
Dwuznaczność i polityka.
Pętla wisielcza na sznurze dzwonu.
Bezradna, ślepa krytyka.

Polska poezja internetowa -
kwiecisty ogród talentów.
Prawdziwa, żywa i narodowa -
arka na pianie odmętu.

Żarliwy, głośny oddech narodu
nad jękiem wyobcowania
i nie potrzeba innych powodów,
żeby ośmieszać, zabraniać.

Zęby cenzury. Smród koafiury
celebrowanej w klozecie -
obraz współczesnej literatury
indeksowanej w sekrecie.

Nad nim nieszczęsny lud pochylony
czyta - nie może uwierzyć,
że tu wyrosły słów maszkarony.
Pieśń zjadły, by na niej przeżyć.

Zmurszeją wkrótce kamienne twarze.
Skostniały język odpadnie.
Barwne graffiti ślady zamaże.
Określi słowem dosadnie.

Wyrwie się z ruin wolna od knuta
rodzima, nasza muzyka.
Pozbiera słowa wolności nuta.
Noblami jej nie zaklikasz.

W naszej naturze, wstrząsy i burze
pod strzechą rodzą feniksy
i nie zagnieździ się tu na dłużej
zwis sławy w piórach artysty.

Festiwal Urlo(p)



 







Za wysokie progi. Strój nieodpowiedni.
Brak zmiłoszowania. Zwykły chleb powszedni.
Niech nikt się nie wpycha pomiędzy Chińczyków,
rosyjskich tłumaczy i z dachu muzyków.
Tylko oni mogą wejść na Pik Stalina.
Cadyk z długą brodą nam to przypomina.

Za wysokie progi, a mędrców mur stoi.
Obcych, orientalnych, jednak samych swoich.
Dziś tłumaczyć można nawet hieroglify.
Brak zmiłoszowania. Trzeba zdobyć szlify.
Fundacja nie może na hołotę łożyć.
Odda cześć właściwym. Wydawcom da pożyć.

Krajowi - niegodni! Wymiar jest światowy!
Podniebny, sprawdzony! Stary - wiecznie młody!
Zlot pokracznych sępów na kasę Wisławy.
Dziurawych okrętów sztywny hol łaskawy.
Wielki transfer myśli z rachunku do kont.
Brak zmiłoszowania. Skąd brać wzorce? Skąd?

W białej ciszy łóżek


 












Nigdzie, tak jak tutaj - na czerwonej linii,
ci co zasłużyli, ci co nie powinni,
stawiają ostrożne, zalęknione kroki.
Tu życia kasyno i boskie wyroki
twardo się wciskają w ludzkie zamyślenie.
Tu po korytarzach niewidzialne cienie
przemykają cicho pogodzone z losem,
a trudne pytania zrozpaczonym głosem
z zapłakanych twarzy wędrują do nieba.
Tu się wszystko zdarzy, a wielka potrzeba
poczucia wspólnoty nieszczęśników brata.
Na czerwonej linii, jak na końcu świata,
solidarność splata wszystkich zalęknionych
z najróżniejszych frakcji, z każdej świata strony.
Cichutkie rozmowy, zwykle po kolacji,
rozwijają wachlarz możliwych atrakcji.
Rozważają szanse i dzielą nadzieję.
Mniejszą albo większą. Niewielu się śmieje,
a wprost rozrywane są tu porównania
i cienka, czerwona niteczka czekania
zwija się szybciutko w kłębuszki nadziei
w białej łóżek ciszy, w przebaczenia bieli.

wtorek, 7 maja 2013

Numerek 117



 








Numer przyjęcia:
Sto siedemnasty.
Weekend się skończył.
Szpital za ciasny.
Cel: Przebadanie.
Nowość: Technika.
Zamiar: Przetrwanie.
Szansa: W wynikach.
Przepływ.
Taśmociąg.
Starsi panowie.
Pozostał pociąg.
Korkociąg w głowie.
W tętnicy - sonda.
Ból na zaciskach.
Ucho wielbłąda.
Tłok na walizkach.
P o d z i ę k o w a n i e.
Za oknem zieleń.
Poturbowanym
Dzwonią w kościele.
Czas na refleksję.
Mogło być gorzej!
To tylko życie.
Zieleń na dworze.

To tylko życie.
To tylko zieleń.
Niby niedużo
I aż tak wiele.
Tylko majowy
Chłodnawy deszcz.
To tylko życie.
To tylko wiersz.

Uśmiechnięty



 







Brzydki chłopiec. Brzydka buzia.
Poznaczony metką łach.
Długi włos. Wygląd łobuza.
W głowie pustka. W butach piach.

Tylko w oczach gra muzyka.
Marleyowski dziwny błysk.
Myśl, co nieba już dotyka.
Uśmiechnięty stale pysk.

Może miłość tak wygląda
W karawanie letnich dni.
Posuwisty krok wielbłąda.
Trochę żyje. Trochę śni.

Brzydki chłopiec. Cud dziewczyna
I nagrzany słońcem piach.
Tu wędrówkę swą zaczyna
Powodzenie albo krach.

To jest skutek i przyczyna -
Ta muzyka i ten liść.
Nie chce robić za murzyna.
Po swojemu pragnie iść.

Póki w oczach gra muzyka.
Marleyowski dziwny błysk.
Myślami nieba dotyka.
Uśmiechnięty szczęściem pysk.

Inwokacja




 











Ziemio! Ma niewolo. Kim dla ciebie człowiek?
Na co mu pozwolą twoi patriarchowie?
Kim mógł być? Co stracił? - Nigdy się nie dowie.
Odbierasz mu życie i rujnujesz zdrowie.
Panno Święta patrzysz na nas z Częstochowy.
Z Niepokalanowa Warszawa Ci bliżej.
Widzisz możnych, strojnych, hardych, pałacowych.
Pozwalasz usuwać im sprzed okien krzyże.
Ochroń lud swój wierny, który błaga, prosi
o ziemską uczciwość, boskie zmiłowanie
i już ledwo martwą powiekę podnosi
niepewny godziny. Tego co się stanie.
Przywróć sprawiedliwość na Ojczyzny łono.
Połóż swoją stopę na śliski łeb węża.
Niech puści z uścisku duszę utęsknioną.
Dzieciom wróci radość, a kobiecie męża.
Białą gryką obsiej nieorane pola,
a miedza od głogów niech będzie czerwona.
Niech jak dzięcielina rumieńcem zapała
ukwiecona młodość, by nam rozkwitała
ojczystym dostatkiem wzbogaconym wiedzą.
Wtedy, niech już z rzadka ciche grusze siedzą.

niedziela, 5 maja 2013

Warszawa Wschodnio-Zachodnio-Centralna



 








Skromna jest Warszawa Wschodnia,
choć Stadion o rzut kamieniem.
Stara jest i niewygodna
z dręczącym pamięć sumieniem.

Cicha jest Warszawa Gdańska.
Przyjezdna i wyjazdowa.
Zgubiona, trochę bezpańska.
Wciąż nie wie jak się zachować.

Zachodnia - samochodowa.
Emigracyjna za chlebem.
Przelotna. Krok od Pruszkowa.
Przydatna, gdy masz potrzebę.

Centralna broni znaczenia.
Komunistyczno-gierkowska.
Wciąż wychodząca z podziemia,
któremu tak trudno sprostać.

Kierunek wschodnio-zachodni.
Na szlaku miejsce centralne.
Ludzie tu żyją pogodni,
a drogi wciąż są fatalne.

Pogoda robi się wtedy,
gdy przyjeżdżają słoiki.
Kanarki mnożą się z biedy,
a milkną wówczas słowiki.

Do końca tu nie rozpoznasz
kto prawy jest, a kto lewy.
Żyj. Ćwierkaj, bo przyszła wiosna.
Nie złapiesz wróbla na plewy.