niedziela, 30 września 2012

Nie lubię poniedziałków



 















Nie lubię poniedziałków - powrotów codzienności
w której nie słychać grajków weekendowej radości,
a na ich miejsce wchodzą doktorzy, wielcy znawcy,
przekupni naganiacze i naszych dusz oprawcy.
Przeróżni zwrotnicowi wczorajszych naszych spojrzeń,
będą tłumaczyć mądrze i nas zapewniać - Skądże!
Nie było nic takiego, co państwo widzieliście!
Teraz już rzeczoznawcy, lub wielkiemu artyście
pozwólcie wytłumaczyć, co tu się wyrabiało.
Nie było takich tłumów. Wśród ludzi było mało,
takich którzy by chcieli rewolucyjnych zmian.
Rząd wziął to pod uwagę i ma gotowy plan,
jak się w przyszłości pozbyć niesympatycznych mord,
które sprowokowały dymisję Amber Gold
i nie umiały nawet rozpoznać swoich bliskich.
Rząd ma dziś możliwości, żeby uciszyć wszystkich.
Poparcie mu nie spada, a nawet idzie w górę.
Jeżeli ktoś przeprasza, to trzeba mieć kulturę
i jakoś uszanować deklarowane chęci.
Nie lubię poniedziałków. Nie znoszę gdy ktoś kręci.

Chłód październikowy



 








Święto, święto... i po święcie?
Była prośba i zadęcie
i sprzeciw był pokazany.
Czy w ślad za nim przyjdą zmiany?
Po petycjach i zadymach
układ się swojego trzyma,
ale powiedział: - Przepraszam!
Jedni mówią: - Dobra nasza!
Inni krzyczą: - To zbyt mało!
Kolejne odnajdą ciało w bałaganie.
Rada wyraziła zdanie
i z pewnością go nie zmieni.
Ludzie niezadowoleni
spoglądają na parlament.
Marszałek zakończył - Amen.

Polska droga do wolności
nie jest "Odą do Radości"
i jak Requiem raczej brzmi.
I ci dobrzy i ci źli
opuszczone mają głowy.
Czuć już chłód październikowy,
ale w kinie "Aurora" - ciepło.
Skoro już się słowo rzekło
i oddało dochodzenie -
nie pomoże biadolenie
i nie będzie apelacji.
Jest atrapa demokracji.
Tam, gdzie kiedyś stało ZOMO -
stoi rząd ze swą ikoną,
a ulicą idzie skrucha
z nadzieją, że Bóg wysłucha.

sobota, 29 września 2012

Na Placu Powstańców...



 








Na Placu Powstańców, gdzie leżała bomba
policja się bacznie namiotom przygląda
i ludziom odważnym, śmiałym, solidarnym,
którzy pikietują, bo program jest marny.

Marny? - To zbyt mało, bo jest fałszowany.
Pokazuje kłamstwo i zmienia ekrany
w narzędzia do tortur i zadawania bólu,
w maszynkę mielenia uczuć i rozumów.

Na placu powstańców stoi Solidarność.
Po lewej, po prawej - służby chronią marność
na której się jeszcze słabiutki rząd wspiera,
a obok się wykop głęboki otwiera.

A z tego podziemia - miejsca niewybuchów,
z namiotów, okrzyków, nadziei okruchów,
z policyjnej pałki i tarczy i kasków
promieniuje opór. Chce doczekać brzasku.

Za Św. Michałem Archaniołem



 












Znów jesteśmy dzisiejsi -
uwolnieni od grzechu.
Piękna jesteś Warszawo
w tym wrześniowym uśmiechu.
Ludzie mili, ładniejsi.
Poznikały kordony,
a okrzyki i pieśni
w stroju biało-czerwonym
serca wprawiają w drżenie
i łzy cisną do oczu.
Na ulicach wzruszenie.
Ten, kto był i kto poczuł,
nie zapomni już ducha
wielotysięcznej ciżby.
Pan Bóg modlitw wysłuchał.
Nie chodziło o liczby,
lecz o czucie wspólnoty,
o tę miłość Ojczyzny.
Przy Niej - niczym kłopoty
i zakazy i blizny,
bo to siła największa,
najmocniejsza po Bogu.
Lśni Warszawa dzisiejsza.
Anioł zjawił się w progu.

Pod suwnicą



 









O nim zrobimy film,
a ją lepiej - do wora.
Ekrany wszystkich kin
niech krzyczą o horrorach.
O gdańskim samobójcy
z uciętymi stopami
i o tym ojcobójcy,
który ciął piłą za nic.

Jemu placówkę stwórzmy -
poważną, naukową,
a ją gdziekolwiek włóżmy.
Zawsze coś miała z głową
i przecież rozeznania
dobrego nie miewała.
Cóż to za imię - Ania?
Legenda jest wspaniała!

A popatrzmy na dzieci,
jak błyszczą w polityce!
A jej? - To wieczny sprzeciw.
Wydeptują ulice.
Tak wielkiej transformacji
nie uczynisz suwnicą!
Widzowie chcą atrakcji,
a z prawdą się nie liczą.

Problem



 





Jest wolność słowa, internetowa.
Jest demokracja i jest przemowa,
lecz bywa także problem techniczny,
który się kładzie na wierszu ślicznym.

Problem wierszyki wszyściutkie czyta.
Nie komentuje. O nic nie pyta,
a kiedy mu się jakiś spodoba
potrafi szybko go sobie schować.

Czyta wiersz potem śmiejąc się w kątku.
Cieszy z wyboru, cieszy z wyjątku,
bo wyjmowanie to jego konik -
przez to wie dobrze komu przydzwonić.

W wierszach się nieraz trafia paskuda,
a problemowi zawsze się uda
bubel wyłowić i napiętnować.
To się nazywa wolnością słowa.

Trwa wojna w świecie. Toczy się w mediach.
Cenzura znowu pilnie potrzebna!
Jest dozwolona, wręcz nakazana!
Poezja bywa aresztowana.

Z wolności trzeba korzystać umieć.
Nie podskakiwać oraz nie szumieć
i rezygnować ze skrajnych dążeń.
Czekać aż problem sam się rozwiąże.

Nie mam wpływu na kretyna



 




Tak historia się zaczyna:
Nie mam wpływu na kretyna.
Na idiotkę, na idiotę -
nie mam wpływu. Mam sromotę.
Urzędasy.
Żadnej klasy!
W głowie dziwne wygibasy
nad przepisem, zarządzeniem.
Nie mam wpływu!
Mam zmartwienie.
Oczywistość oczywista
ciężko im się w głowę wciska,
gdy dostaną polecenie.
Nie mam wpływu!
Nic nie zmienię.
Czy to jacyś inni ludzie?
Czy uczeni na psiej budzie?
Czy ktoś ich tak otumanił?
Czy specjalnie wybierani
do takiej prostej roboty
z zadaniem - Sprawiać kłopoty!
Nie mam wpływu na kretyna.
Kpię z nich, ale nawet kpina
nie pomogła nigdy dotąd.
Ciężko rozmawiać z idiotą.
Tyle mego - co mu powiem.
Po tym wszystkim siądę sobie.
Brzydkie słowo rzucę w kąt.
Pomyślę jak zmienić rząd.

Nocny lot Ikara



 









Księżyc jak stara latarnia,
raz się pojawiał - raz znikał.
Najlepsze sceny zagarniał,
a chwil zaspanych unikał.

Powracał bardzo ciekawski
i głaskał ciepłym światełkiem
i piersi i brzuszek płaski
i biodra i miejsca wszelkie.

Skąd taka nocka gorąca
we wrześniu tu zabłądziła?
Do świtu stała, do końca.
Z księżycem na nas patrzyła.

Ty także zasnąć nie chciałaś.
Pasiaste liczyłaś chmury.
Ta czułość, choć tak nietrwała
potrafi przenosić góry.

Wyrzucić z naszej pamięci
dni trudne, ciężkie, nerwowe.
Przywrócić radość i chęci.
Podsunąć pomysły nowe.

Księżyc jak stara latarnia -
cieplejsza przez to, że stara.
A noc jak pomarańczarnia -
świetna na lot dla Ikara.

czwartek, 27 września 2012

Wszystkie głosy są już znane!



 






Wszystkie głosy są już znane.
Policzyła CNN.
Prawidłowo dziurkowane
przez amerykański sen.

Dolar nigdy nie przegrywa.
Zapłacić musi euro.
Dziurkowana perspektywa
z jedną wielką w środku dziurą.

Taką w środku Europy,
zostawioną samą sobie.
Zawsze były tu kłopoty,
jak zwykle we wspólnym grobie.

Wszyscy w inną patrzą stronę -
tam gdzie ropa i wybrańcy.
Strefy są już podzielone.
Każdy wie, gdzie może tańczyć.

Na opornych są policje.
W Europie biją równo.
Zakazy i prohibicje.
Marsze są. Nie będzie nudno!

Wszystkie głosy są już znane.
Kto jest za i kto jest przeciw.
To, co będzie nakazane
wkrótce zmieni się w konkrecik.

Na lepiej - liczyć nie można!
Uprzedzają: - Będzie gorzej!
Została nam myśl pobożna:
Telewizję zostaw Boże!

Nie ma miary!



 









Ten dramat jest o wiele większy,
kiedy odnosi się wrażenie,
że wielu spośród tych najmniejszych
zabrano jak zabezpieczenie.
Jak żywe tarcze i gwarancję,
że nic się złego nie przydarzy.
Z nich uczyniono demonstrację
dla nieprzychylnych gospodarzy.

Wcześniej, obecność prezydentów
skutecznie powstrzymała czołgi,
lecz nie obyło się bez wstrętów
i oni także polec mogli.
Znów postawiono na złą kartę,
że nikt się przecież nie odważy!
I cóż jest teraz wszystko warte?
Nikt nie chce śmiało podnieść twarzy.

To znacznie większa jest ofiara,
kiedy się traci zakładników
i chociaż wielu dziś się stara -
nie mogą powstrzymać okrzyku
także o naszej wielkiej winie
za częste "Bij, kto w Boga wierzy!" -
Dlatego ofiarom, rodzinie
o wszystkim prawda się należy!

Nie może być pozostawiona
i zagmatwana w niepamięci.
Porozrzucana, pohańbiona,
bo oni winni być jak Święci.
Nieopłakani nieszczęśnicy.
Najprawdziwsze, czyste ofiary.
Tacy jak my - ludzie z ulicy.
Dla ich dramatów nie ma miary!

środa, 26 września 2012

Ma jeszcze Nasza Pospolita...



 












Ma jeszcze Nasza Pospolita obrońców i żołnierzy.
Żadnego z nich nie trzeba pytać, czy kocha i czy wierzy,
bo w oczach ich odwagę widać, siłę, determinację
i kiedy Matka iść im każe - na żadne obce rację
uwagi nie zwrócą najmniejszej i nic ich nie powstrzyma.
Synowie z najlepszych - najlepsi. Silniejszych od nich nie ma.

Ma jeszcze Nasza Pospolita matczyne czułe serca,
które synów zawsze wspierają, kiedy obcy szyderca
zamierza kpić z domu, rodziny, świętości i polskości -
wtedy te jej kobiece serca potrafią takich gości
do porządku zaraz przywołać i wskazać im ich miejsce,
a jeśli trzeba - mężów wołać. Wskazać szablę. Nic więcej.

Ma jeszcze Nasza Pospolita i mądrość i życzliwość.
Ma w wielu ojców, dziadów głowach tę szczególną wrażliwość,
która pamiętać zawsze będzie - o swoje się upomni!
Szczególnie o tych - zakazanych, o których żaden pomnik
prawdy nie mówi i nie powie, bo zakazują obcy.
Ma jeszcze dzieci Pospolita - dziewczęta są i chłopcy.

Ma jeszcze Nasza Pospolita w swoim języku pieśni
i każda z nich za serce chwyta tak mocno, że się nie śni
taka potęga innym nacjom, choć to melodia, słowa.
I przez te pieśni się odradza - od nowa i od nowa
powstając lepsza i silniejsza po każdym losu ciosie.
Ma jeszcze Nasza Pospolita potęgę w swoim głosie!

Bezrozumni



 














Zrobiono z nas bezrozumnych.
Po otwarciu najważniejszej trumny
zobaczono lampas generalski.
Wszyscy dopraszali łaski.
Co z tym wówczas uczyniono?
Zgodzono się za zasłoną
sprawę pozostawić.
Teraz na głowie postawić
trzeba wszystko.
Horror, rozpacz, pośmiewisko,
by przewrócić nieprzewracalnych.
System jest fatalny.
Nie upada choć okrada, chociaż kłamie.
Wspiera złodziei w reklamie.
Nie zapewnia bezpieczeństwa.
Łotrom, hołdy posłuszeństwa składa.
Nie chce leczyć, nie chce badać, uczyć.
Dobrze na nas się utuczył.
Promuje tylko odmieńców.
Na pasku chodzi u Niemców.
Ludziom gęby zamknąć każe.
Zamiast być tu gospodarzem
pozwala - Róbta co chceta!
Wszystkich wystawi na przetarg!
Kiedy bieda, kiedy biada -
umie problemy zagadać,
albo marszem złość wykrzyczeć.
Nikt się tu z niczym nie liczy!
A my na całe gadanie
w tyle głowy mamy trwanie.
Więc trwajmy, aż coś się zmieni.
Bezrozumni. Opuszczeni.

wtorek, 25 września 2012

Mój Panie Boże...



 









Nie znajdę żadnych słówek gładkich
i wszystkie inne sprawy gasną.
Ktoś przecież szuka swojej matki,
a czuję jakbym szukał własną.
Co powiesz na to Orle Biały?
Gdzie są honory i zaszczyty?
Wyobrażenia odleciały.
Jest tylko złość i żal zabitych.
I czym właściwie wszystko było?
Nie jest dziś lepsze od śmietniska.
Nie mnie się wszystko przydarzyło,
a na tę marność patrzę z bliska.
Te powitania, przemówienia
i czerwień z bielą na stojakach,
uśmieszki i twarze z kamienia,
nad wszystkim górujący zakaz
zmieniła w podłość w jednaj chwili
wiadomość dokładnie sprawdzona -
inni przy swoich się modlili.
Mój Panie Boże, gdzie jest Ona?

Jutro odpowie



 












Jak można po tym znosić idiotyzm przy sterze?
Jak mogą wytrwać przy cielcu złotym pasterze?
A co powiedzieć mają te żony i dzieci,
gdy nie potrafią nazywać tego poeci.
Dantejskie sceny nad stosem ofiar są faktem.
Fatimska wizja pytania stawia niełatwe.
Czy ktoś poważnie traktuje u nas te objawienia?
Czy się już zaczął do czarnej dziury nasz marsz milczenia?
Skala niemocy w naszych sumieniach jest przeogromna.
Reakcja ludzi na wydarzenia - bardziej niż skromna,
a w ONZ-ecie zebrane w świecie głowy narodów
pod wodzą Mistrza na pierwszy wystrzał pragną powodów.
Nie zliczę w które, idąc w tę dziurę, zeszliśmy kręgi.
Czerwonym koniom zębiska dzwonią. Trzeszczą popręgi.
Na niebie znaki - chmury jak kłaki się wiją.
Na najbogatszych nikt już nie patrzy - Co z nami czynią?
Została jeszcze mała nadzieja głęboko w duszy,
że ta lawina gdzieś się zatrzyma, dalej nie ruszy,
lecz jest maleńka - chowa ją tylko najmniejszy człowiek.
Czy sprawiedliwy? Czy był uczciwy? - Jutro odpowie.

W normie



 









PiS pomaga Platformie,
czyli wszystko jest w normie -
po amerykańsku.
Mówią, że nie Platformie,
lecz państwu
przedstawiają skalę niemocy.
Najwięksi prorocy
widzą Eurogedon.
Utopiło się coś Szwedom
w Wiśle.
Ustalono ściśle,
że nie Izrael, lecz to Iran grozi atakiem!
Figę z makiem
podano na przyjęciu dla prezydentów.
Floty wielkich okrętów
wypłynęły z Japonii i Chin.
Ludzie nie chodzą do kin,
bo filmy nie są najlepsze.
Ochłodziło się powietrze,
lecz ma być cieplej wkrótce.
Unia dopuszcza metyl w wódce,
ale w odpowiedniej normie.
PiS pomaga Platformie
( w odpowiedniej skali).
Zapytano najstarszych górali
o prognozy najbliższe i dalsze.
Przewidują marsze.

Być może



 









Nie miałaś chyba już nadziei.
Myślałaś - Jakby go ośmielić?
Powstrzymywało "Nie dokazuj!",
a jednak może zejść z obrazu
zwyczajne, ludzkie zapatrzenie
i popatrz - odleciały cienie
i nic ciebie nie powstrzymało.
Powtarzasz - mało, mało, mało
całego ciała falowaniem
i niech już będzie wyuzdaniem
i przekroczeniem wszelkich granic
ta chwila nie oddana za nic,
w której spełnienie się rozpływa.
Była marzeniem. Jest prawdziwa
i tylko twoja. Tylko nasza.
Uśmiech chmurzyska porozpraszał
i gwiazdy wpadły nam w źrenice.
Podaj ten notes. Wiersz napiszę
i naszą radość schowam w słowa,
by ktoś przeczytał... też spróbował.

poniedziałek, 24 września 2012

Panel dyskusyjny "Alternatywa"



 









Namawiały wilki owce by się rozmnażały.
Prosiły, by na manowce im nie uciekały.
Obiecały, że nie będą owczej wełny jadać,
a wybiorą to, co muszą i co im się nada.

Zagroda się pochyliła. Zmizerniało stado.
Umyśliły sobie wilki, że dzięki układom
przekonają młode owce i stare barany,
żeby nie protestowały, bo nadchodzą zmiany.

Owce jednak nie słuchały tej wilczej oracji.
Dawno im już wywietrzały sny o demokracji.
Zrozumiały, że bezpieczniej tolerować psy
i nie każdy, który szczeka bywa dla nich zły.

Wilk jest wilkiem. Swe zamiary potrafi ukrywać.
Owce wiedzą, że nie zawsze jest alternatywa.
Rozmnażanie to jest w końcu ich prywatna sprawa.
Żaden panel nic tu nie da i to, co wilk gada.

Barbarzyństwo



 









Barbarzyństwo wschodu. 
Brak innych powodów
pohańbienia zwłok.
Zrobiliśmy krok ku  wybaczeniu.
Radością zaiskrzył wzrok
stojącej w cieniu postaci.
Opuścili głowy kaci, ale znaczące
wymienili spojrzenia.
Zwyczaj się nie zmienia.
Po każdej robocie muszą
nurzać w błocie ofiary.
Zwyczaj wschodni, stary,
jest oznaką tej cywilizacji.,
Pieczęcią ich racji
zostawioną ku przestrodze.
Zdarzyło się w drodze
na cmentarz. Nic nowego.
Elementarz i stara praktyka.
Relacje będą utykać
przez następne sto lat.
A świat? Wcale nie jest lepszy,
a wierszy i tysiące nic nie zmienią.
I tylko cieniom zmrużą się oczy złością.
Bóg jest miłością i wybaczać każe.
Pożółkłe kalendarze spal.
Jest taka dal - tuż za naszym płotem.
Zdaje się bez końca.
Za każdym powrotem słońca
i nadejściem nowego dnia
Spoglądamy. Nieraz mgła
wszystko nam zakrywa.
Historia jest przecież prawdziwa,
a wydaje się nierzeczywista.
Panie! Wybacz nam dystans
i serc wahanie.
Słuchać Ciebie chcemy.
Nie wszyscy tam chrześcijanie.
Nie wszyscy chcą zgody.
Rozumiemy - barbarzyństwo wschodu.
Nie było innego powodu.

niedziela, 23 września 2012

Komuno wróć!



 









Komuno wróć!
Żądają feministki.
Komuno wróć!
Wybiera OSP.
Kardynał już
poświęcił wszystkim gwizdki
z pobożnych próśb.
Po prostu żyć się chce!

Komuno wróć!
Niech rada się wypowie!
Komuno wróć!
A blogerów pod sąd!
Minister powie,
co powinien człowiek.
Jak to, co czuć
łatwo usunąć w kąt.

Komuno wróć!
Wystawić trupy z szafy!
Komuno wróć!
Nalega BBN.
Nie było zmowy!
Były zwykłe gafy!
Nasz narodowy,
upiorny wraca sen.

Gorszy



 











Należę do gorszych, nie zazdroszczę lepszym -
tym o wiele zdrowszym, nie zawsze piękniejszym.
Nie chciałbym do kogoś być bardzo podobny.
Należę do gorszych. Jestem staromodny.

Należę do gorszych, bo nic mi się nie chce.
Wystarczy mi woda, słoneczko, powietrze,
lecz bardzo nie lubię za te cuda płacić.
Należę do gorszych. Nie chcę się bogacić.

Należę do gorszych dołując sam siebie.
Od innych nic chcę i nic o nich nie wiem.
Na dodatek jeszcze nie pragnę się zmienić.
Należę do gorszych. Nie umiem się cenić.

Należę do gorszych i takim mnie widzą,
więc śmieją się ze mnie, nieraz kpią i szydzą.
Niewarty też jestem najmniejszej uwagi.
Należę do gorszych. Nie można mnie zbawić.

Należę do gorszych i to mnie nie wzrusza.
Próbują mnie stale do czegoś przymuszać,
lecz jestem oporny, bo gorszym być lubię!
Należę do gorszych, ale tym się chlubię!

 

Cyrk



 














Dyrektor cyrku strzelił z bata.
Pod kopułą zaczęły latać
spłoszone myśli o numerach,
a w niepokojach, lękach, szmerach
usłyszano bardzo wyraźnie
uwagi o niejakim błaźnie.
Znowu dyrektor batem strzelił.
Zabrzmiało: - Który się ośmielił?
Myślenie usiadło na matę,
po czym wróciło do swych klatek.
Był to początek nowej trasy,
 a już się dostała do prasy
wiadomość niesprawdzona, chora,
że klown jest synem dyrektora
i że to on podburzył myśli,
a dyrektor wszystko wymyślił. 

Elita




 








Z wysokiego piętra Marriottu
wiele u nas pozmieniać jest gotów,
zastrzegając - Nie dla idiotów!

Inny, który uzbierał już krocie,
postanowił się oprzeć na złocie
i ofertę przedstawił idiocie.

Ciemny typ, który nie znosił blasku,
nocą drogi budował na piasku.
Skałę przewiózł. Narobił wrzasku.

Ten, co umiał rozdzielać łupy
i kibiców oddał do ciupy -
Wziął za mało. Nie wyszedł z grupy.

Inna znowu ofiara losu
wciąż usłużna dla wielkich bossów,
nie umiała rozpoznać głosu.

A zawinił brak dobrej szkoły,
bo nie matoł, ale matoły
nie potrafią utrzymać poziomu,
lecz na szczęście w rezerwie jest komuch.

Na prawicy elity nie ma.
Tu przez lata ruszała się ziemia.
Bezlitośnie deptał ją but.
Pozostała modlitwa o cud.

Jednak nasi dostojni książęta
nakazują nam nie pamiętać.
Wybaczanie to dla nich rzecz święta.

Zapomnienie być musi i kwita!
Zapomniano, co znaczy elita,
jednak komuś zaczyna coś świtać,
bo się nutki ironii doczytał.

Otorbienie



 













Nadzieja i nieskuteczność,
sprzeciw, trwanie i konieczność,
okrzyk, a potem milczenie -
przyspieszają otorbienie.
Narasta tylko osłona.
Coraz trudniej jest przekonać
ludzi do wymiany myśli.
Ktoś, kto podział ten wymyślił,
nie szukał żadnych nowości.
Wcześniej - światło od ciemności
oddzielił nam przecież Pan.
Był jakiś zastany stan.
Ktoś zrobił z niego zabawę -
podział: W prawie - poza prawem!
Badacze, genów macherzy
określą - kto, gdzie należy.
Schengen umocni granice.
Wszelkie zmiany w polityce
będą jak nowe rozdania
i kolejne tasowania
jednej, starej, zgranej talii.
Przetasuj! Rozdaj! Zagarnij!
Ludzkość się polaryzuje.
Niezależnie kim się czujesz,
chciałbyś wybrać swoją stronę?
Miejsce masz już ustalone!
Ktoś je wybrał. Wskazał. Zlecił.
Jesteś za, a nawet przeciw?
To nie ma dzisiaj znaczenia!
To normalny ból istnienia.
Każda nowa perspektywa
ludzkim życiem się nazywa.
Nie jest ono zwykle łatwe.
Widząc zmiany - buduj tratwę,
Choć to może otorbienie.
Sprawiedliwi będą w cenie!
Dystans może być ci arką.
Odsunąć się czasem warto!

Kwalifikacje etyczne



 









Tylko osoby nieliczne
kwalifikacje etyczne
oraz postawy moralne
uznają za dopuszczalne.
Jest dziś błaganiem o litość
i grzeczność i przyzwoitość.
Od dawna nie są już w cenie
i wiedza i doświadczenie.
Przebija je przynależność,
dyspozycyjność i wierność
oraz zapaszek "Być może".
Źle, to nie znaczy najgorzej,
a dno już przestało być dnem.
Chcę - zamieniono na chcem,
wzmocniono głośniejszym - muszem!
Niewiedzą, jak pióropuszem
stroją się najwyższe głowy.
Kłamstwo jest bóstwem sejmowym.
Wystarczy wyjrzeć przez okno.
Pajacyk, drewniak, Pinokio
odbija się w Słońcu Peru.
Na klapach rzędy orderów,
a w oczach lśni profesura
i każda dziś biurwa z biura
wie co to znaczy etyka
i gdzie ją można dotykać.
A statystycznie jest ślicznie!
Wesoło i demonicznie.
Powiększa się rok po roku
skala naszego rozkroku.
Gdy pupą sięgniemy gumna,
obudzi się nasza dumna
świadomość własnej wartości.
Chowają ją ludzie prości,
zepchnięci i wykluczeni,
pacierza kiedyś uczeni.

sobota, 22 września 2012

A niech tam...



 








A niech tam sobie kombinują,
a niech tam sobie rozważają.
Czy przyszłość właściwie pojmują
i czy we wszystkim rację mają.

A niech tam uczenie dowodzą,
że coś szczególne ma znaczenie.
Mnie hipotezy nie obchodzą.
Wiem, że nic nie wiem. Nic nie zmienię.

Po prostu wierzę, tak jak inni
przede mną uparcie wierzyli.
Nie twierdzę, że inni powinni...
że źle wybrali, lub zbłądzili.

To dla mnie nie ma już znaczenia.
Wybrałem swoją Drogę, Bramę.
Jednego trzymam się Imienia
wędrując właściwie w nieznane.

Jest dziwna ufność, pewność we mnie,
bo idę przecież za swoimi.
Nie wierzę, by poszli pokrętnie.
Nigdzie nie skręcę za obcymi.

A niech tam sobie kombinują,
deliberują i zmieniają.
Trzymam się takich, którzy czują.
Tych którzy trwają i kochają.

To daje mi poczucie łaski
i dotyk Bożej Opatrzności.
Niepotrzebne mi inne blaski.
Nie tęsknię do żadnej mnogości.

Inni - niech sobie kombinują
i niech tam sobie rozważają.
Czy przyszłość właściwie pojmują
i czy we wszystkim rację mają.
 

Wszyscy dla wszystkich



 









Strażnik jest do pilnowania.
Łapać ma policja.
Kibic do kibicowania.
Po co opozycja?
Mecenas do uwalniania.
Sąd do zamykania.
Prawo dla sprawiedliwości.
Scena do śpiewania.
Telefon jest do kontaktów.
i do prowokacji.
Komedia jest dla teatru.
Kto do deportacji?
Od dymisji są tu Rady.
Rząd do zatwierdzania.
Dla nauki są przykłady.
My do głosowania.
Do liczenia są serwery,
( nie szkodzi , że ruskie).
Dla Komisji są ordery.
Sondaż jest za Tuskiem.
Wszystko ma swe przeznaczenie.
Każdy jest do czegoś.
Przydadzą się nawet lenie.
Wybaczy im niebo.

Twarze Dyzmy


 









Idiotyzmy Nikodema.
Twarze Dyzmy.
Innych nie ma.
Gdzie może, wciska się ból.
Król jest nagi! Goły król!
Jednak strojem swym się chwali.
Wszyscy inni są za mali,
żeby widzieć. Rację przyznać.
Niech żyje Nikodem Dyzma!
Niech króluje! Innych nie ma!
Poważny mamy dylemat
poszukując wciąż następcy.
Nie było tu takiej nędzy
i takiej galerii cieni.
Ludzie, chęci pozbawieni
odwrócili się plecami.
Twarze Dyzmy mają znani,
popularni, ze świecznika.
Uczymy się już utykać
w Ministerstwach Dziwnych Kroków.
Czekamy boskich wyroków.
Niech się dzieje wola nieba.
Zmienić trudno, a żyć trzeba.
Inni gorzej mają w świecie.
To już trzecie tysiąclecie,
a trzy jest liczbą masońską.
Trzeba mieć odporność końską,
żeby ich pomysły znieść.
Może lepiej głupstwa pleść
i śmiać się z takiej golizny
nie zważając już na blizny.
Idiotyzmy Nikodema.
Twarze Dyzmy.
Innych nie ma.
Gdzie może, wciska się ból...

piątek, 21 września 2012

Daj Panie zrozumieć!



 












Celem był Ben Laden,
Al Kaida i Saddam,
terroryzm i talibowie.
Zbyt wiele dziś gadam,
gdy puzzla układam.
Domysły mi chodzą  po głowie.

Somalia i Libia,
Jemen także, chyba
i Gaza, a potem Egipt.
Nieustannie chybiam.
I obraz wykrzywiam.
Tak wielkie jest morze biedy.

Czy Iran? Czy islam?
Gubię się w domysłach.
Czy celem nie jest wyznanie?
Ten, kto na to przystał
i wojska swe wysłał
na pewno nie odpowie na nie.

Jest podział wyraźny
i przykład zakaźny :
Wrogowie to fanatycy!
Giną też chrześcijanie.
Mój Boże! Mój Panie!
Już ofiar nie można zliczyć.

Religia - zarzewiem,
a ludzie bez Ciebie
Piłata będą napraszać:
Po co przyczyn szukasz?
Jest winny - to ukarz!
Uwolnij nam Barabasza!

Na Liban dziś patrzę
czy Piotr się nie zaprze.
Rozsądek każe stać z boku.
Obok Pismo Święte.
Otworzyć? Zamknięte.
Daj Panie zrozumieć Proroków.

Grypa szaleje w Naprawie



 






Grypa szaleje w Naprawie
odkąd kraj nierządem stoi.
Procesja ma być w Warszawie.
Pinokio wróci do swoich.
Latało kukułcze gniazdo,
lecz linie nie były tanie.
"...lub czasopisma" wylazło
i serwer i głosowanie.
Szydło też wychodzi z worka.
Świadkowi spadła korona.
Ta sama pani profesorka
nowych oględzin dokona.
Grypa jest po prostu świńska,
lecz kto by nie lubił Pepy?
Pan prowokator spod Mińska
nagranie komuś przylepił.
Jest kino! W nim "Sami swoi",
butelki i czeski pacjent.
Jest straszno! Nikt się nie boi.
W Naprawie kłótnia o rację.
Poprawy żadnej nie będzie.
Najdłuższy marsz nic nam nie da.
Gangsterzy w każdym urzędzie.
Wyrok odsiaduje biedak.
Było już tak za Stalina -
czyszczono każdą profesję.
Choć mamy dość tego kina -
wyjść może kto ma koncesję.
Lewiatan opór pożera,
a potem ogon swój połknie.
Z afer się kopiec uzbierał.
Kandelabr jaśnieje w oknie.
Na nowo chcą bananową
mieć Europę Środkową.
Skazano kogoś za słowo.
Czas się podetrzeć umową!

Porozmawiajmy przy wierszach


https://www.facebook.com/groups/385250391488302/

Pogwarki i nocne Marki,
wyobraźni zakamarki
pełne słów nie zawsze słodkich,
przestrogi, żarty i plotki,
uśmiech, nieraz łza najszczersza -
Rozmawiaj z nami przy wierszach!
Wieczorami, przy herbatce
na przekór medialnej gadce -
nic tu nie jest planowane.
Wiersze znane i nieznane
przeczytaj i pokaż swoje.
Tu otwarte są podwoje dla
ludzi ludziom życzliwych.
Znajdziesz tu wiele prawdziwych,
aktualnych, mądrych myśli.
Zaglądają tu artyści
nowi goście i bywalcy.
Skromni, cisi i zuchwalcy.
Tacy, którzy chcą pogadać.
Zajrzyj do nas! Będziesz wpadać!

Bezimiennym



 












Ty, który grobu żadnego nie masz,
i śladu w ludzkiej pamięci,
po którym rozpacz zakryła ziemia,
miejsce zhańbili przeklęci.
Odnalezioną w dziurawej czaszce
Twą skargę do Boga słyszę,
chociaż zwycięzcom ściekła przez palce
i nakazano jej ciszę,
powraca biciem polskiego serca,
westchnieniem i zamyśleniem.

Nie umie słowem nazwać bluźnierca
modlitwy wrzuconej w ziemię,
bo była w naszym, polskim języku
ostatnim do nas wołaniem.
Wybacz rodakom, że zamiast krzyku
modlimy się - Wybacz Panie,
lecz wybaczenie daj nam pamiętać
i te na niebo spojrzenia.
Niech Bezimienną, Polską i Świętą
będzie Ofiara Milczenia.

czwartek, 20 września 2012

Nadzieja



 








Zrobiono wszystko, co możliwe
i na co jeszcze były środki.
Prognozy przyjęto prawdziwe,
od których bywają wyjątki.
Wszystko jest zgodne z rokowaniem
i naturalną idzie drogą.
Zostało właściwie czekanie
i siły wyższe, gdy pomogą.
Więc nie zamierzam rezygnować
i nieustannie będę prosić:
Dłuższą mnie drogą Panie prowadź,
bo przecież jeszcze nie mam dosyć.
Ciekawy jestem tego świata,
jego muzyki, jego ludzi.
Proszę Cię, nie patrz na me lata
i na to że się muszę trudzić,
bo przecież niczym są przeszkody,
a wszystkim dla mnie są zachwyty
i inne także mam powody.
Jest jeszcze tyle nieodkrytych
miejsc, w których dobro, piękno mieszka -
nieopisane, nienazwane.
Mógłbym pomyśleć w nim o grzeszkach,
o tym, czy będą darowane.
Mógłbym żałować, a mam za co!
Odszukać je wszystkie w pamięci.
Bo przecież był ze mnie ladaco,
a świat Twój mnie do dzisiaj kręci.
Zrobiono wszystko, co możliwe.
Reszta jest w Twoich rękach Panie!
Zważ, że me słowa są prawdziwe
i obdarz mnie jeszcze czekaniem.

Wrzesień












Dotarło do mnie bardzo wczesnym popołudniem,
kiedy się słońce przeglądało w złocie dachu,
jak to by było spokojniutko, mile, cudnie,
gdyby mógł człowiek na tym świecie żyć bez strachu.

Gdyby nie musiał się zamartwiać i przejmować
niepewnym jutrem, brakiem kasy, losem dzieci.
Ciągle rozważać, poszukiwać, kombinować,
co zrobi, gdy słoneczko mu przestanie świecić.

Przyszła już jesień i prognozy są pochmurne.
Zapowiadają jeszcze większe ochłodzenie,
a mnie po głowie ciągle chodzą myśli durne,
że nie mam wpływu na to wszystko. Nic nie zmienię.

I stało się tak,  jakbym myślą ściągnął chmury.
Słońce się skryło i zielone wstały cienie.
Dotarło do mnie, że nie można być ponurym
i siłę sprawczą może głupie mieć myślenie.

I zatęskniłem za słonecznym blaskiem nieba,
a on powrócił, chociaż już troszeczkę bledszy,
więc może jednak swoich myśli tak się nie bać
i pisać więcej różnorodnych, zmiennych wierszy.

Są - jak my wszyscy - zamyśleniem rozhuśtane.
Zbulwersowane kołysaniem złych doniesień,
lecz jest w nich ciepło i czekają na zmianę.
Wszystko się sypie. Taki zwykle bywa wrzesień.

czwartek, 13 września 2012

Drażnią mnie pieśni Nerona!



 





Kto w takim syfie mnie dziś przekona,
że wiersze nie są pieśnią Nerona?
Że można drwiąco i bałamutnie
bujać w obłokach. Chwycić za lutnię
i zauważać ptaszki lub kwiaty,
gdy wokół grozę sieją dramaty.
Na prawdę rzygać chce się poetom,
komentatorom i wierszokletom,
gdy przesiąknięte farsą powietrze,
a głusi krzyczą: - Jeszcze i jeszcze!
Gdy śmiechem ryczy rządowa tuba
i to już nie jest zwykła rozróba,
lecz bezlitosny wystrzał na wojnie.
Niech niewrażliwi patrzą spokojnie
na grajka z lutnią, gdy płonie Rzym.
W nosie mam piękno, rytmy i rym
i chciałbym mocnym słowem przywalić,
lecz krzyczą: "Wariat! Wisła się pali!"
Wszyscy normalni dawno w uściskach.
Chmarami lecą ćmy do ogniska.
Nie ma syreny i nie ma dzwonu.
Czy został jeszcze brzeg Rubikonu
rozdzielający dobro i marność?
Nie ma już chyba. Włada poprawność.

Nie znam arabskiego!














Nie znam wcale arabskiego,
więc nie mogę słów potwierdzić.
Czy to było: - Cześć kolego!?
Czy być może: - Coś tu śmierdzi?!

Telefon był komuś znany,
choć nie jest łatwo dostępny,
a ja nie znam arabskiego.
To był numer podły, wstrętny!

Kancelarii - rzecz wiadoma -
wszyscy muszą przytakiwać.
Mówił jakiś automat!
Że też dałem się wykiwać!

Wesolutko



 








Wesolutko, wesolutko!
Tak określić można krótko
demokrację, państwo prawa.
Wszystko, co się tu wyrabia!

Weselej tu jeszcze będzie.
Przecież każdy jakoś przędzie.
Nikt nie mówi o konkretach.
Wolność jest! - Róbta, co chceta!

Wesolutko, wesolutko!
Wolność jest chyba rozwódką,
bo wie na co ma pozwolić
i z kim może poswawolić.

Młodzieży się zamknąć każe.
Wie kto tu jest gospodarzem.
Chłopa krótko trzyma w domu
za to, że kiedyś był komuch.

Pochowała dawne żale.
Nie dopomina się wcale
żadnej schedy nieboszczyka.
Nie obchodzi jej krytyka.

Wesolutko, wesolutko!
Tak, jak z fałszowaną wódką.
Z przemycanym papierosem.
Z wyborami jednym głosem.

Weselej tu jeszcze będzie,
gdy ludzie pojmą orędzie,
kogo, gdzie mają całować.
Wolność jest! Będą próbować!

Po trupach?



 












Syria się pali. Syria morduje.
Wybory - a tu pochodnia.
Kto nic nie może , ten proponuje:
Dolać oliwy do ognia!

Ale nie w Syrii, tylko w Egipcie!
Wszystkie się oczy odwrócą!
Ach, te wybory, mogły być szybciej!
Ktoś wygra, kiedy się kłócą.

Urzędujący wyśle okręty!
Obroni Amerykanów!
Znamy już! Znamy takie przekręty!
Stare zagrywki tych panów.

Nie chcemy wojny! Tam giną ludzie!
Obłędna to polityka.
Porządny człowiek za nią nie pójdzie!
Noble poszły do śmietnika!

Tak łatwo władzy się nie oddaje.
Różne są jeszcze sposoby.
Najgorszym jednak ten się wydaje,
który jest marszem przez groby.

środa, 12 września 2012

Deszczyk



 








Moczy, siąpi, kapie, chlapie,
po dachówkach, po okapie.
Jakby z nami chciał pogadać,
zamiast przyzwoicie padać.

Dawno nie był już w Warszawie.
Wisła płytka. Wyschła prawie.
Wyglądały deszczu rynny.
Teraz cieszyć się powinny.

Westchnęły tylko cichutko,
bo pan deszczyk padał krótko.
Pokropił tylko. Nakapał
i na Siedlce gdzieś poczłapał.

Lub dalej - do Terespola,
a tam lasy, a tam pola
zleje już nie tak, na niby,
by się pokazały grzyby.

Milord



 











Win-
cen-
ty!
Tyś milord!
Niepotrzebny ci colt,
byś tak, jak Amber Gold
wychodził z kasą z wolt.

Wspiera cię Bilderberg,
więc jak w zegarku werk,
robisz tu to co chcesz.
Sam przecież o tym wiesz.

Win-
cen-
ty!
Tyś milord!
Po co ci zastęp hord?
Sam przecież lepiej grasz.
Sorosa dobrze znasz.

Wspiera cię Bilderberg,
więc jak w zegarku werk,
robisz tu to co chcesz.
Sam przecież o tym wiesz.

Win-
cen-
ty!
Spokój daj!
To nie dla ciebie kraj!
Wiele tu obcych mord,
a ty wśród nich jak lord.

Wspiera cię Bilderberg,
więc jak w zegarku werk,
robisz tu to, co chcesz.
Zwijaj się. Swoje bierz!

A nasze zostaw nam.
Nie wypali wasz plan.
Nie będzie płacił nikt
Biderbergom za wikt.

Win-
cen-
ty!
Czeka Ford.
Potem lotniczy port.
Zabieraj swój aport.
Adieu! Panie Milord!

Wspiera cię Bilderberg,
więc jak w zegarku werk,
robisz tu to, co chcesz,
lecz jest sposób na wesz.

Dwa
cen-
ty!
Szara maść.
Nie da się dłużej kraść!
I nie pomoże nikt.
Na wyspach znajdziesz wikt!

Pobudka



 





Śpi muzyka w odbiornikach.
Życie mija na unikach.
Przebiją się nieraz marsze
przez utwory znane starsze.

Mamusiu!
Dlaczego dłużej dziś się śpi?
Tatusiu!
Robotę chociaż załatw mi!
Córusiu!
W castingu udział mogłaś brać,
lecz rozebrałaś się, psia mać!
Na co cię stać?

Jeden kiwa. Drugi grozi.
Nic nikomu nie wychodzi.
Po kącikach śpi muzyka.
Zegar tylko w ciszy tyka.

Mamusiu!
Nic jeszcze nie przysłałaś mi!
Tatusiu!
Wciąż na zamknięte trafiam drzwi!
Synusiu!
Nie trzeba było z boku stać.
Nie można się wszystkiego bać.
Musisz gdzieś grać!

Święty Boże! - nie pomoże.
Było lepiej. - Będzie gorzej!
Leci na łeb statystyka.
W odbiornikach śpi muzyka.

Dzieci! Dzieci! Wyrobnika.
Czas ucieka! Zegar tyka!
Przestańcie już rapa człapać!
Muzyce potrzebny zapał!

Gdy runie dach




 









Nie będę losu innych przedrzeźniał,
ironizował, lub szat rozdzierał.
Jedenastego to było września.
Już milion ofiar pył pozabierał.
Strach się namnożył. Krzyków nie zliczysz.
Wielojęzyczne ścięto pacierze.
Na ludzkie głowy każdej ulicy
popiołem spadły tamte dwie wieże.
Ileż pocisków dosięgło celu?
Ilu bestialsko zamordowano?
Nieporuszonych jest już niewielu,
a liczni z lękiem budzą się rano.
Nie sposób wczuć się w resztki nadziei,
że wszystko to się niedługo skończy.
Ci, co się wczoraj radośnie śmieli,
dzisiaj nie mogą modlitwy skończyć.
Straszne są noce zimnych pustyni.
W ciemnościach lata skrzydlata śmierć.
Mój Panie Boże! Kto to uczynił?
Żadnemu dziecku nie powie wiersz.
Żaden dorosły nie wytłumaczy
dlaczego musi ludzi się bać
i czym go wybór losu naznaczył,
że już spokojnie nie może spać.
Jedenastego to było września.
To właśnie wtedy strach zrodził strach.
Nie spotkasz w słowach, nie znajdziesz w pieśniach
rady: - Co robić, gdy runie dach? 

wtorek, 11 września 2012

Za chlebem



 








Jak będzie? - Nie wiem.
Jadę za chlebem.
Droga męcząca. Daleka.
Ciężko bez ciebie
pod obcym niebem.
Wrócę. Już nie płacz. Czekaj.

Żyć jakoś trzeba.
Tu nikt nam nie da.
Wyjazd nam jakoś pomoże.
Tam jest bezpieczniej.
Drogi są lepsze.
Na pewno nie będzie gorzej.

Przyślę pieniądze
i koniec - końcem,
pożyczkę  wreszcie się spłaci.
Tam więcej słońca.
Plaża gorąca
i ludzie żyją bogaci.

Nie włączaj rankiem telewizora
i pośpij beze mnie dłużej.
Nadchodzi smutna jesienna pora.
Dłużą się ludziom podróże.

Pamiętaj Katyń!



 









Byliśmy jak ta - zdobycz wojenna,
bezwartościowa zapłata,
bo własna skóra jest bardziej cenna.
Zamysł powraca po latach.

Zachód w kryzysie. Zachód na wojnach.
Tu interesów już nie ma.
Ma chata z kraja i wieś spokojna.
Żaden to dla nich dylemat.

Rządy światowe - dawne i nowe
prawdy i ludzi nie cenią.
Jeśli im ufasz - puknij się w głowę,
że kiedykolwiek się zmienią.

To, co dla ciebie bywa najdroższe,
dla innych zwykle jest niczym.
Zawsze przyjść mogą zdarzenia gorsze.
Każdy to kiedyś przećwiczył.

Stojąc przy prawdzie i walcząc z kłamstwem,
masz zawsze moralne prawo
czuć się człowiekiem, pogardzać draństwem,
wśród innych cieszyć się sławą.

Kłamstwo jest zwykłym, marnym tchórzostwem.
Najgorszą jest polityką.
To barbarzyńcy rzeczy doniosłe
zawdzięczać pragną unikom.

Jesteśmy ludźmi innej kultury -
cywilizacji łacińskiej.
Nie rozumiemy obcej natury -
arabskiej i bizantyjskiej.

Lecz zmieniać swojej wcale nie chcemy,
ani na inną się godzić.
Pamiętaj Katyń! Historię przemyśl!
Racji nie musisz dowodzić.

Pułkownikowi Kuklińskiemu




 




Służyłem szatańskiej wizji.
Nie pierwszej i nie ostatniej.
Ja - żołnierz tajnej dywizji
zdanej na mięso armatnie.

Byli i są nadal zdolni
posłać tu zabitych welon.
Po naszych ciałach w Kilonii
ruszyć miał Drugi Eszelon.

Tych planów się nie odrzuca,
a tylko je koryguje!
Kto chodził kiedyś w onucach
ten grozę do dzisiaj czuje.

Ja wiem, co uczynił Kukliński
i dobrze, że się nie spełniło,
lecz różnych pomysłów świńskich
na pewno się namnożyło.

Kto z nimi dziś się nie liczy,
ten zwykły dureń i cap!
Wrogowie i sojusznicy
nie wypuszczają ich z łap!

Nie ufaj zawsze wszystkiemu!
Uważnie patrz światu na ręce!
Należne są Kuklińskiemu
pokłony złożone w podzięce.

poniedziałek, 10 września 2012

Na śmierć prezydenta



 











Ryzyka starannie tu nikt nie ocenił,
choć bardzo gęstniało powietrze.
Był uśmiech na twarzy. Rewolwer w kieszeni
i było nieznane coś jeszcze.

Choć wiersz nieustannie powracał  jak echo,
lecz Tuwim już stał się niemodny.
Nikt nie dawał wiary zapomnianym grzechom.
Sposobom na niewygodnych.

Wyrywano krzesła i nie było miejsca,
a człowiek był nieszanowany.
Nikt dzieci nie uczył, że może powrócić
ten wiersz, często tak pomijany.

Być może w zachęcie, ktoś chciał znaleźć szczęście,
by problem się jakoś rozwiązał
i wciąż poszerzano narodu pęknięcie.
Do władzy powracała horda.

Znów krzyż nie chce winić i wszystko uczyni,
by zmilkły najprawdziwsze wiersze,
a ręka w kieszeni kalibru nie zmieni.
Być może, przyda się jeszcze.

Ryzyka starannie tu nikt nie ocenia.
Płomyki i Ducha zagaście!
Zostaną nam tylko bolesne wspomnienia,
lecz taka Polska jest właśnie!

Dwor (bajka)


Przy herbatce po kotlecie
Najgorsze Biuro na Świecie
utraciło praktykantów.
Bez rozwagi, bez wariantów,
bez żadnego rozpoznania,
chciało uczyć ich latania.
Nie żądało też wyjaśnień,
przez to jest Najgorsze właśnie.
Zaplecze zniszczono całe,
ale ktoś jest generałem.
Na szczęście to tylko bajka
o dość specyficznych grajkach,
która nigdy się nie zdarza
w krajach o porządnych twarzach,
nie tworzących żadnych sfor.
W których dwór jest, a nie dwor.

"Brzoza"



 













Ja "Brzoza"...ja "Brzoza"...wołam ciebie "Wisło",
lecz w słuchawkach cisza. Połączenie prysło.
Po chwili wróciło z nokturnem Chopina.
Ja "Brzoza"...ja "Brzoza". Odpowiedzi nie ma.

Ja "Wisła"...ja "Wisła"... Kierunek się zmienia.
Wołanie na puszczy. Jakby do kamienia
głuchego od dawna na wszelkie wołanie
i odzewu nie ma. Tak dalej zostanie.

A miała być pomoc. Dawna. Sojusznicza.
I kwiaty jak u nas były na ulicach
i było współczucie w oczach zwykłych ludzi,
lecz ktoś im zakazał i serca ostudził.

Pocięły w kawałki piły łańcuchowe
nadzieje na prawdę, na spojrzenie nowe
i wszelkie wołania zostają bez echa -
Te - o przyzwoitość. O godność człowieka.

Wciąż śledztwo się toczy. To jeszcze nie koniec.
Nie urośnie przecież brzoza na betonie
i tylko w mgle rannej błądzące sygnały
odbierają serca tych niezatwardziałych.

Ja "Brzoza"...ja "Brzoza"...wołam cię "Warszawo",
a kolejne wieka unosi już prawo
i sprawdza i szuka, bo każdy chce swoich
i śmierci spojrzenia już nikt się nie boi.

Niech zwrócą co nasze, skoro już przesiane,
by w kraju spoczęło i niezapomniane
słuchało modlitwy. Patrzyło na znicze
i stanęło wreszcie przed naszym obliczem.

Ja "Wisła"...ja "Wisła" wołam ciebie "Pamięć",
lecz nadziei nie ma, a jest pojednanie.
Po latach otwarto zachodnie archiwa,
żeby zrobić miejsce i Smoleńsk ukrywać.

Moja modlitwa do błogosławionego kx. Jerzego Popiełuszki



 









Ty mój Święty rówieśniku.
Księże z pobliskiej parafii.
Ty mój wyrwany języku,
który mówić wciąż potrafi.
Mój kolego złych poborów,
wyznaczonych i specjalnych.
Łzo moich wszystkich utworów
o sprawach przeklętych, tajnych.
Moja utopiona drogo
do ludzkiego zrozumienia
strasznych myśli - Jak tak mogą?
Mój kamieniu do cierpienia.
Losie mój nieopłakany,
porzucony i wydany.
Mój różańcu wyrywany.
Drucie u nóg przywiązany.
Duszo moja. Głosie prawdy
postawiony przed kordony.
Spowiedniku akt niejawnych
wciąż jeszcze niewymodlony.
Moja tamo nad głębiną.
Mój zdeptany znaku ryby.
Daj uwierzyć, że przeminą
kiedyś wątpliwości ... gdyby?
I ofiara da owoce.
I podniesie krzyż kamienny,
a przybyłe boskie moce
zmienią tych - ciągle niezmiennych
w ludzi jak my sprawiedliwych,
potrafiących zło wybaczyć.
Prosić będę pókim żywy.
Prośbą wesprą mnie Rodacy.

niedziela, 9 września 2012

Nie jestem sędzią



 








Nie jestem sędzią. Jestem grzesznikiem,
lecz widzę, słyszę i czuję.
Mój sprzeciw nie jest wielkim okrzykiem
i pewnie nic nie zwojuję.
Tylko mnie serce po prostu boli
i smutek ogarnia duszę,
żem na tak wiele innym pozwolił
ustępstw i zwykłych wymuszeń.
Szukam owoców i jakie widzę?
Nie nazwę ich dorodnymi!
Stały się tylko przedmiotem szydzeń.
Znakami były boskimi.
Nie jestem głazem. Nie jestem ślepcem.
Nie jestem też całkiem głuchy.
To naturalne, że czegoś nie chcę
i złoszczą mnie pasibrzuchy.
Najbardziej jednak boję się diabła
i nieświadomej z nim zgody,
a jakaś dziwna potrzeba nagła
podsuwa mi wciąż powody,
bym się powstrzymał, bym się obraził
i odniósł z rezerwą raczej
do różnych ocen - kto, kogo zdradził
i kto jest sprawcą wypaczeń.
Nie jestem sędzią, ani celnikiem.
Podpowiedz proszę mi Boże,
czy sam nie grzeszę właśnie wierszykiem?
Czy Chciałeś by było gorzej?

Na to się namówić nie dam!




 




Na sztandarze biel z czerwienią.
Obok już się gwiazdki mienią.
Zamiast łączyć, będą dzielić
tych, którzy zgody nie chcieli.

Pojadą wzdłuż grubej kreski.
Zrobią z nas wszystkich niebieskich.
Mogą nawet przylutować,
gdy nie zechcemy głosować.

Partie, związki, korporacje
potrafią nam swoje racje
dość skutecznie wbić do głowy
i uczynić z nas tęczowych.

Z Wielkim Bratem mam się bratać,
jak to czyni reszta świata,
potem skurczyć się i zmniejszyć
i parobkiem być wśród pierwszych.

Na to się namówić nie dam!
"Pas zastawię. Czapkę sprzedam,
a cześnika stąd wykurzę!"
Trudno mi go znosić dłużej!

Daj pyska!



 










Zatrzęsła się ziemia w Chinach,
a u nas trzęsienia nie ma.
We wszystkich życia dziedzinach
radość panuje na scenach.

Porządek się w świecie wali,
a u nas stale podnosi.
Jesteśmy bardziej wytrwali
i więcej umiemy znosić.

I nie jest to propaganda!
To umiejętna jest praca,
by żadna złośliwa banda
nie mogła w głowach przewracać.

Piękno i prawda ekranu
krynicą po prostu tryska,
więc swoich mentorów szanuj,
a telewizjom daj pyska!

Na niechęci świat się kręci



 









Spośród wielu, wielu ludzi
nikt niechęci tak nie budzi,
jak wodzowie despotyczni,
a za nimi dosyć liczni
sekretarze, baronowie,
starościce, marszałkowie,
prezydenci i prezesi.

Cokolwiek taki poleci,
nakaże, lub zdecyduje -
natychmiast obawę czuję,
że to na mnie się odbije
i co moje - już niczyje
wkrótce będzie.

Każdy na wielkim urzędzie
nie chce pomóc, lecz zaszkodzić.
Będzie kręcić, będzie zwodzić,
gdy poczuje się wybrańcem.
Już ze smyczą i kagańcem
poluje na łatwowiernych
podobnych jemu pazernych.

Gdyby można żyć bez partii,
stowarzyszeń, związków, marchii,
gangów oraz korporacji -
życie nasze bez atrakcji
byłoby znacznie nudniejsze,
ale może milsze, lepsze - 
z szacunkiem i życzliwością.

Świat się jednak karmi złością,
a ta niechęć, opór, nędza
glob rozkręca i napędza,
więc cokolwiek się nie powie,
potrzebni mu są wodzowie,
żeby w nas niechęci budzić
i rozsiewać je wśród ludzi.