poniedziałek, 16 października 2023

Eli, Eli, lema sabachthani (Mt. 27, 46) .


 Noc bywa jasną.

Rozstrzelać miasto

Mają krążące pociski.

Nie można zasnąć.

Błyski nie gasną

I oddech śmierci jest bliski.

W dymie ulica

I półksiężyca 

nie widać na ambulansie.

Potężny huk!!!

Na bruk zszedł Bóg.

Na rozpacz patrzy jak w transie.

.

Ściany masywne

W drzewa oliwne

Ścielą się do snu wiecznego

I tyko szpital

O nic nie pyta,

Gdy wnoszą nieprzytomnego.

.

W czeluści ziemi

Siedzą skuleni

Związani ludzie pojmani.

Wszedł kat z wyrokiem.

Taksuje wzrokiem.

Ludzkie uczucia ma za nic.

.

Życie jest teraz niewiele warte.

Płonie nad miastem niebo rozdarte.

Spadają z niego ognie fosforu.

A gdzieś w pobliżu

W skafandrach dyżur

Wyciąga coś z reaktorów.

.

Kara Niniwo

Będzie straszliwą,

I nie ma już nawrócenia!

"Eli, Lema sabachthani?"-

Uwięzły nam w krtani

Słowa przebaczenia.


.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz