sobota, 9 lutego 2013
Odchudzany wiersz
Na łóżkach polowych szpalerem w Alejach
leżały brukowce, komiksy i dzieła,
a tłum aż się kłębił, bo każdy chciał czytać,
przeglądać, dotykać, o nowość zapytać.
Popatrzeć na cenę i na ilustracje,
a sprzedawca wiedział, że klient ma rację
i zawsze najlepszą pozycję wybierze.
Sam miał ulubieńców, lecz doradzał szczerze.
Szczególnie maluchom. Dzieciaki aż piały
o tym co już znają, co już przeczytały
i jakie im bajki czytała mamusia.
Handel był ogromny. Niespodzianie usiadł.
Urwał się, jak gdyby ktoś różdżkę przyłożył.
Odleciał gdzieś w nicość i nigdy nie ożył.
Na półki w Empikach złożono donosy
i szum tu był wielki. Podniosły się głosy
zachwytu, że ludzie je szybko rozłapią,
lecz ręce opadły i znawcom i gapiom
i leżą tam jeszcze cegłami do dzisiaj
ja ta nieczytana sierotka Marysia.
Wielcy historycy, znawcy, specjaliści
orzekli, że wcześniej sami komuniści
pisali tak ładnie, że chciało się czytać.
Teraz nie wypada ich książek dotykać,
a warto promować nowego artystę,
który o pisaniu pojęcie ma mgliste.
Treść teraz jest dużo ważniejsza od formy.
Poezja, wiersz biały nie ma żadnej normy
i wielu już wątpi, czy jeszcze jest wierszem
splątanie skojarzeń, chociażby najszczersze
z właściwą rytmiką i nawet średniówką.
Przy wielkiej poezji wiersz biały jest mrówką
z maleńkich literek na białym papierze.
Nie będzie marzeniem. Nie będzie pacierzem,
bo trudno go nawet uczniowi spamiętać.
Artysta go pewnie ułożył po skrętach.
Żal ściska za gardło i za serce chwyta.
Poczytaj mi mamo. Poczytaj. Poczytaj!
A mama przełącza na kanał z bajkami
i mówi: - Dobranoc. Obejrzyjcie sami.
Nie otworzy Brzechwy, a nawet Tuwima.
Po co komunistów ma słuchać dziecina,
a Miłosz im jakoś wybitnie nie leży
nie tylko maluchom, lecz nawet młodzieży.
Wszystko teraz pada, bo przecież jest kryzys.
A ceny wysokie jak zdzierstwo i wyzysk.
I zwrotki są w wierszu teraz coraz chudsze.
I dokąd to zdąża? Strach myśleć o jutrze.
piątek, 8 lutego 2013
Rumpel

Rumpel w lewo! Rumpel w prawo!
Potem lewym halsem.
Dla nich wszystko jest zabawą.
Dla nas chleb ze smalcem.
Trzymaj rumpel. Dzwoni kumpel.
Kiedy dopłyniemy?
Lewym halsem! Chleb ze smalcem...
póki my żyjemy.
Innej opcji dla nas nie ma.
Takie wiatry wieją.
Bryza - bryndza. Łódka - nyndza.
Panowie się śmieją.
Tam jest alfa - tu Omega.
Nasza stara krypa.
Tak szybciutko już nie biega.
Patrz, żebyś nie wypadł!
Stare koło ratunkowe
po pokładzie skacze.
Lewy hals mam ciągle w głowie.
Może by inaczej?
Rumpel w prawo! Rumpel w lewo!
Może jednak prawym?
Idzie nam to ledwo, ledwo...
Rejs jest dziś kulawy.
W podróży
Trzej panowie z powiatu
i pan jeden z Warszawy
licytują bez atu
nocą pełną zabawy.
Zapis jest stary polski.
Są głębokie fotele.
Śliwowica jest z wioski.
Polityki niewiele.
Siedzi proboszcz parafii.
Obok dyrektor szkoły.
Gość, co wszystko potrafi
i ten warszawiak goły.
Dawno już go ograli.
Więcej dostanie batów,
bo kredycik mu dali
trzej panowie z powiatu.
U sufitu zwis złoty
nad zielonym stolikiem.
Zapis stary - kłopoty.
Proboszcz kończy szlemikiem.
Ludzie wstają do pracy,
a w Pińczowie już świta.
Pobudzeni rodacy.
Umęczona elita.
Proszę jeszcze spróbować
naszej swojskiej nalewki.
Warto gdzieś zanotować.
Producentem są Klewki!
U nich dni lecą szybko.
Noc tu zawsze się dłuży.
Brydżyk jest grą niezwykłą.
Proszę wpadać w podróży.
U cioci Mici na Konopackiej
U cioci Mici na lustrach w kątach
można zobaczyć jak świat wygląda
i czego teraz szukać ze świecą.
Ciotka wie wszystko, choć lata lecą.
U ciotki Mici na Konopackiej
schodzą się wszystkie nurty lewackie.
Jest pan mecenas, jest prokurator,
gość co konsulem był w Ułan Bator.
Bywa też dama, co wszystko może.
Ktoś, kto pomoże, kiedy jest gorzej.
Dowiesz się tutaj, co o czym sądzić,
żebyś w swym życiu nie musiał błądzić.
Na Konopackiej grube zasłony.
Przetrwał za nimi świat niezmieniony.
Samowar z Tuły, stare pianino
i stary kocur chętny nowinom.
Nikt tutaj nigdy głosu nie wznosi.
Zawsze dostaje to, o co prosi.
Wszyscy kiwają tylko głowami,
a w głosie mają czysty aksamit.
Aż dziwne, że to są komuniści.
Niegdyś ubecy. Teraz artyści.
Wielkie tytuły i możliwości,
a ciocia Micia dba o swych gości.
Odbicie w lustrze tu się nie zmienia,
choć kiedyś doszli goście z podziemia,
lecz ich rodziców każdy pamiętał.
Na Konopackiej pamięć zaklęta.
Po wojnie Praga była jak city.
Za Wisłą deską świat był zabity.
Wiele tu rodów początek bierze.
Ciotka pamięta. Lubi ich szczerze.
U cioci Mici na lustrach w kątach
można zobaczyć jak świat wygląda
i czego teraz szukać ze świecą.
Ciotka wie wszystko, choć lata lecą.
Vicka
Nowa vicka pali knota.
Dymu... jak cholera!
Zadymiarska to robota.
Okna pootwieraj!
Śnieg za oknem. Dym się snuje.
Jest czarne na białym.
Kamerzysta kameruje.
Widok przewspaniały.
Mieli przyjść tu naukowcy -
spece z Ameryki,
ale nie wpuszczają obcych.
Dość już tej krytyki!
Ciekawiej odpalać knoty,
głosować, wybierać.
Telewizje trąbią o tym.
Unia chleb odbiera.
Muszą być ograniczenia
na fotoradary.
Przysługuje wyższa premia
nowym vickom - starym!
czwartek, 7 lutego 2013
Słuchaj!
Można wyczuć ziemi drżenie.
Ubiór, muzyka, spojrzenie
zaczynają nim pulsować.
Nie uda się tego schować.
Ograniczyć dostęp muzie.
Ona drży i dalej pójdzie.
Wzmacnia się ludzkim sprzeciwem.
Odrzuca, co nieprawdziwe.
Widzi - Nie ma innej szansy!
Na ulicach będzie tańczyć.
Nie potrzeba jej powodów.
Bez dostępu do dochodu
wyjdzie sama i zaśpiewa
po dawnemu: "Pracy! Chleba!"
Nie ustanie w swojej presji
oddzielenia i secesji.
Nie ma nic już do stracenia.
Zechce zmienić? - Będzie zmieniać.
Penetruje ludzkie wnętrza.
Staje się coraz gorętsza.
Nie zaskaczesz jej hip-hopem.
Ruszy świat i Europę
całkiem nowym rytmem Ziemi
poruszą się Oburzeni,
a kiedy się zakołysze
nie pomogą mgły wyciszeń
i cenzura i zakazy.
Nowe hasła i wyrazy
zabrzmią wtedy dużo głośniej.
Ziemia drży, a to Przedwiośnie.
Wiosną wszystko się rozwinie.
Zawsze wiosna jest po zimie
i wyrasta zawsze nowe.
Ziemia drży. Już jest gotowe!
Nowa zagrzmi tu muzyka.
Burzliwa! - Jej zegar tyka.
Ma za sobą pierwsze starcia.
Wkrótce będzie nie do zdarcia.
Eksploduje iskrą ducha.
Ziemia drży. Jak bardzo? Słuchaj!
Krótka ławka
Nic nie dało przekonanie "Im gorzej - tym lepiej!"
i się taką polityką nikt już nie pokrzepi.
Na nic wszelkie kombinacje. Mętna woda pusta!
Zwolennicy muszą teraz nabrać wody w usta.
Na przepływie i podziale jakoś im się żyło.
Nie ma na czym jechać dalej. Naiwnych ubyło.
Mniej, czy więcej? Co w korycie? Dla wszystkich nie starczy!
Przestało już mieć znaczenie: - Z tarczą, czy na tarczy?
Były rynki goluteńkie. Wszystko się sprzedało.
Było dobrze, lecz nabywcom płacono za mało.
Kredytów już nawet nie chcą. Bezzwrotnych pożyczek.
Wielkie rzesze bezrobotnych poszły na ulicę.
Ci, co mają - co dzień tracą. Nie ma inwestycji.
Nikt długów nie chce umorzyć. Nie ma abolicji.
Pusty papier się przekłada od pustego w próżne.
Aż do nieba nam urosły obliczenia dłużne.
Trzy prędkości, pięć poziomów. Są już dezerterzy,
a ten głupek, który wierzył - dzisiaj już nie wierzy.
Czy zaciskać, czy luzować? - Nikt już dobrze nie wie.
Wszyscy w strachu. Bliscy krachu. Grabimy do siebie!
Tylko tyle zagarniemy, ile ktoś nam rzuci,
a wstrętni kapitaliści z uczuć są wyzuci.
Jak się nie bać? Idzie bieda. Zacznie się ruchawka.
Ciasno! Pchają się do Unii, lecz za krótka ławka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)