wtorek, 3 kwietnia 2012

Z baśni plemienia L..



 







Czarnoskóry Kenijczyk chowany w islamie.
Nie zapomni szkoły mułłów, lecz wierzyć przestanie.
Spodoba mu się socjalizm. Zachwyci się Rosją.
W Ameryce ukształtuje swą postać dorosłą.
Zamieszanie z metrykami oraz Hawajami -
da mu władzę. Kto to taki? Zgadnijcie to sami!

Indonezja. Pobyt w Rosji. Rosyjskie imiona
i świadomość marksistowska - dobrze przeszkolona,
da mu możność zjednywania zwykłych prostych ludzi.
Jeśliś myślał: - To dar boski! Toś się tylko łudził.

Jak wysoko ktoś zajść może z takim życiorysem,
kto niedawno gdzieś w Harlemie zamiatał ulicę?
Może! W bajce! Gdzieś daleko, za morzami, hen.
Gdzie wymieszał się z bezpieką yankesowski sen.

Rzecz jest tak niesamowita. Taki wielki wystrzał,
że niektórzy w nim dostrzegli rękę antychrysta,
albo czyjeś dłuższe ręce lepiące kukiełkę.
Są już dzisiaj uprawnione dociekania wszelkie.

Zmiany, wojny, rewolucje, tysięczne ofiary.
Zło króluje. Ład się burzy i porządek stary.
Ktoś tu wyrósł na wielkiego pokoju obrońcę.
Przymierza się do rozgrywki, która ma być końcem.

Wyśpiewywał zły czarownik do plemienia Luo,
że ktoś z niego rządzić będzie całą ziemską kulą.
Gdy wybierze sobie żonę - córkę różnych ras -
to się góra spotka z górą. Wypełni się czas.

Prawdą wszystko być nie może. Są na świecie baśnie.
Przeżegnaj się - Chroń nas Boże! Nim spokojnie zaśniesz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz