Spadło denko. Brzęczy cienko
i coraz wolniej się kręci.
Nikt go podnieść nie ma chęci.
Dla prezesa to udręka,
a sam nie podniesie denka.
Czasem marnym groszem sypnie.
Gdy pochyli się... to wypnie.
Może jest gdzieś drugie dno.
Ważne - jak? Mniej waże - kto?
Żadnej sztuki w tym nie było,
a po prostu się kręciło.
Teraz już nerwowo stuka,
jak pusta miska po brukach,
jak zgasła rampa z kukiełką,
jak na wysypisku szkiełko.
Inne błyszczą. Dna nie widzą.
Trzymają się. Z denka szydzą
i nie boją się przekrętów,
przy braku abonamentu.
Brak rozsądnej polityki.
Tam, gdzie tłuką się słoiki,
nie ma miejsc dla amatora.
Witrażystę ściągnąć pora.
Kto chce robić kabarecik,
ośmieszy, a nie oświeci!
Najlepszy nawet minister
nie zamieni się w artystę.
Nic wielkiego nie pokaże.
Wychodzą spod masek twarze.
Szkoda tylko instrumentu,
bez biegłości i talentu.
Spadło denko. Szkoda gadać.
Polityka, czy obsada?
Trudno wchodzić w cudze role
zwłasza z nóżkami na stole.
Polityka... polityka...
Spadło denko od słoika
informacji i rozrywki.
Nie ma pożytku z przykrywki!
Nie obrośnie golec w pióra.
Polityka i kultura
to różne bieguny dwa.
Wierzchołki? A może dna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz