niedziela, 6 listopada 2011
Sokół
Mój kapturek na głowie
musi zasłaniać oczy,
żebym nie myślał sobie,
że tak łatwo podskoczyć.
Mam na czubku dzwoneczek
i dwa sterczące piórka.
Nie próbuję ucieczek.
Sam nie zdejmę kapturka.
Rzemień ściska mój przegub.
Nigdzie stąd nie odlecę.
Jestem jak stary nierób
powierzony opiece.
Bywa jednak, że latam.
Wtedy daleko widzę.
Mogę próbować świata
i się myśli nie wstydzę.
Śmiałych i górnolotnych,
bądź skupionych na ziemi.
I wesołych - przewrotnych.
I tych, co mogą zmienić.
Zawsze jednak powracam.
Czeka mnie czyjeś ramię.
Nie jest to ciężka praca,
lecz męczące czekanie.
A pokora uwiera
jak kapturek na głowie.
Szybko siły zabiera
to skupienie na sobie.
Zanim ktoś czapkę wzniesie
i pozwoli mi latać.
Żaden sokół na świecie
nie nauczył się płakać.
Czekam więc - nieruchomy.
Dzioba też nie unoszę.
Jak sokół uziemiony -
o współczucie nie proszę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz