niedziela, 22 października 2017
Utknęła w polu lokomotywa
Stanęła w polu lokomotywa.
Stoi i sapie, a czas upływa.
Wciągnęła lekko wagon na górę,
lecz się na zjeździe zaciął hamulec.
Stoi i dyszy. W krąg cisza głucha.
Jedynie chochoł sapania słucha,
bo sam też z miejsca ruszyć nie może.
Utknęły chęci na ślepym torze.
I choćby przyszło tysiąc partyjnych
z tłumem atletów koalicyjnych
i każdy w mediach umysł naprężał,
nic nie wymyślą. Taki to ciężar.
Przemknęła bokiem uchodźców fala.
Nie chciał wędrówce przeszkadzać palacz,
a maszynista pokornie przystał,
żeby o pomoc zwrócić się w listach.
Listy, jak liście - jesienią mgliście
apel zwijały w deszczu asyście
i opadały między żołędzie.
Chciano słać aneks, lecz go nie będzie.
Zabraknie w końcu i w kotle pary.
Lokomotywa - machanizm stary.
Lekko się o niej pisze wierszyki,
co wtłoczą tłoki do polityki.
A można było pomyśleć wprzódy,
by mocniej ścisnąć, jak dudziarz dudy.
Kolanem, łokciem uwolnić szczęki
i zacisk mógłby puścić od ręki.
Dalej już by się gładko toczyło.
Samo leciało, gnało, dudniło.
A teraz trzeba tłumaczyć nam,
że ten hamulec nie psuł się sam.
Żyjemy przecież w niełatwych czasach.
Zablokowana jest główna trasa,
a na objazdach łatwo pobłądzić,
zwłaszcza, gdy rozjazd się samorządzi.
Nie ma jesienią swobodnej jazdy.
Są semafory, budki, przejazdy,
a ich awarie mgła mediów skrywa.
Utknęła w polu lokomotywa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz