wtorek, 24 lipca 2018

Elegia o śmierci liryka bezpartyjnego
























Jeżeli nie boisz się pieśni,
a śnić nadal nie przestajesz,
że ludźmi są twoi współcześni,
upadasz, a potem powstajesz...

Myślisz, że ta sama jest Ziemia
i gdzieś zachowała się godność,
a partia ma jakieś sumienia -
głęboka cię czeka samotność.

Już dziąsła przeżarte szkorbutem,
a w oczach - spojrzenie martwe.
Nie bolą już płuca wyplute.
Uśmiechy ostatnim są żartem.

Bo zgoda nie musi być cicha
i dusze powinna uwierać.
Niech wiedzą, jak ciężko oddychać.
Dlaczego wciąż nie chcesz umierać?

Posępne są prawa Strasburga,
a ludzkie - zapadłe w ciszy.
Sprzeciwu z własnego podwórka
wiedz o tym: Nikt nie usłyszy!

Już zebrał się Łukasiński
i cienie się w loży zbierają.
A cóż to za pomysł kretyński?
Poeci nie umierają?

Do Łodzi, Zagłębia, Warszawy,
dociera ten protest uparty...
ja muszę... dla kraju, dla sprawy,
pokazać oblicze partii...

Ojczyzna karmiona niewiedzą
istnienia tajemnych podziałów,
zarazę dostrzega za miedzą.
Już własnych nie ma ideałów.

Gdzieś w górze, krzykliwy i czarny
rój ptactwa rozsypał się w szereg,
w oknach niedostępnej drukarni,
rozszarpać chce każdą literę.

Na Twardej stać trzeba twardo!
A Srebrna jest partii żyłą.
Chcecie to nazwać pogardą?
A co ci się hołoto śniło?

O śmierci rosną Muzea!
Niech prawdy łach nie zaciera!
Kultura i Prometea
pokażą, jak masz umierać!

Wypalą oczy do końca
Siprala i Eugenia,
by myśl - pochodnia gorąca,
nie wyszła z grobu więzienia!

Zabiło milczenie wokół:
- Ja muszę... tam na mnie czekają...
i upadł w ostatnim krwotoku
i skonał.

...Niech zapamiętają!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz