środa, 31 sierpnia 2011
Beznadzieja
Rozczochrane cumulusy
i chmur innych długie dredy
usiadły na czubku gruszy
jak kołtun na głowie biedy.
Pochylone jej ramiona
mocniej wsparły się o ziemię.
Silnym wiatrem umęczona,
przysiadła na miedzy. Drzemie.
Zamierzała słońca moce
złagodzić swymi cieniami.
Upadłe dzieci - owoce
ułożyła pod stopami.
Nie chciała by dojrzewały
i by ziemia je zabrała
nim słodkości nie nabrały.
Zanim je nie opłakała.
Ileż grusz tak pochylonych
milczy wciąż na polskich miedzach.
Rodzących, osamotniomych,
których nikt już nie odwiedza.
Bilans
Ona z Sierpnia nam została -
"kierownicza rola partii",
a z nią zakaz, a z nią pała
w rękach nowej oligarchii.
Komuna ma się wspaniale -
starości dobrej dożywa.
W orderowej chodzi chwale.
Mocnym głosem się odzywa.
Telewizja znowu kłamie.
Wydłużono nam czas pracy.
Został tylko ślad po bramie.
Nie chcą strajkować rodacy.
Wiedzą, że ich wykiwano -
choć wojsk ruskich u nas nie ma,
w Rosji ciała pozbierano.
Smoleńsk - jedyny dylemat!
Tym razem porozumienia
podpisano bez narodu.
Uzgodniono: "Nic nie zmieniać!",
bo do zmian nie ma powodu.
Ona z Sierpnia nam została -
"kierownicza rola partii"!
Dla niej zaszczyt! Dla niej chwała!
Dla nas pochylone karki.
środa, 24 sierpnia 2011
Nadzwyczajna cenzura!!!
Większość filmów o trzęsieniu
wycofano na Youtubie
i ukryto jak w więzieniu
dokąd nikt się nie dodłubie.
Czego nie możemy widzieć?
Na co patrzeć nam nie wolno?
Ktoś się musi bardzo wstydzić
Ameryka nieudolną.
Internet dotąd docierał
wszędzie, gdzie się coś zdarzło,
lecz ktoś filmy pozabierał (???)...
Oj, przestaje nam być miło...
Zatrzęsło się...
Zatrzęsło się w Ameryce!
Wybiegano na ulice.
Słychać było: - Fuck!
Czy to boski znak?
Ale żeby tak dosadnie?
Przypuszczano - pewnie spadnie
kiedy już się wszystko wali.
Ludzie z domów wybiegali
i patrzyli w niebo.
Jeszcze brakło tego! -
Zapowiedzi huraganu!
Jaki teraz jest stan Stanów?
Jak się trzęsie - to się trzęsie!
Pełno dziur na tym okręcie.
Groźne są już dwa wybrzeża.
Trudno się o całość nie bać.
Majdrowanie w atmosferze
jest jak jazda na rowerze.
Gdy jedziesz - masz pewność złudną,
lecz gdy staniesz - ustać trudno!
Na dwudziestolecie Ukrainy
Hej...hej...hej sokoły!
Omijajcie brzozy i wądoły!
Uważajcie na dioksyny -
to się jakoś obronimy!
Myśl ta jedna nam została -
jaskółeczka nasza mała,
jak się oprzeć Gazpromowi
i temu, co z nami robi?
Hej...hej...
Wina...wina...wina była nasza!
Gdy wepchnięto nam Judasza
tośmy łatwo uwierzyli -
Ukrainę odstawili.
Hej...hej...
Żal... żal... serce płacze,
lecz może będzie inaczej.
Jeśli system się przewali -
Znów będziemy pieśń śpiewali!
Hej...hej... hej...sokoły!
...itd
wtorek, 23 sierpnia 2011
Europejski Dzień Przeciw...
Pan i Król nasz - Słońce Peru
i ten drugi - od orderów
i resort - ten najważniejszy
dzisiaj
WOLNY DZIEŃ DLA WIERSZY
ogłaszają!
Bo są przeciw totalitaryzmom!
I tego dnia - są za wolną Ojczyzną,
bez wszechwładzy i absolutyzmu,
bez pozostałości komunizmu,
bez kolesiostwa i oligarchii,
a nawet bez monopartii!
Dzisiaj nie będą zwalczać namiotu
i wokół krzyża czynić kłopotów.
Nie będą strzelać do opozycji.
Z psychiatryków propozycji
nie będą przysyłać!
Jednym słowem - będą sprzyjać
politycznej satyrze.
Nie będą kazać:- "Niech napis zliże!"
chłopcu, który sprzeciw napisał na murze!
Dzisiaj - NIE BĘDĄ, ale NIE DŁUŻEJ!
Jurto powrócą surowe kary
za oskarżenia o tolalitaryzm!
poniedziałek, 22 sierpnia 2011
Ta ostatnia kapela
Mówisz - odpadam! Grać dalej nie chcesz!
Mówisz - to ostatni raz!
A na nas patrzysz jak na powietrze.
Kto potem przygarnie nas?
To ostatnie podejście. Po nim się rozejdziemy.
Już plotkują na mieście - Na wieczny czas.
Było - nie było, te kilka procent
zawsze się przecież ugrało.
Lecz Tyś się nie chciał dzielić owocem.
Jak zwykle - zawsze Ci mało!
To ostatnie podejście. Po nim się rozejdziemy.
Nie mów do nas - Nareszcie! Dlaczego pas?
Już tyle razy szatkowaliśmy
całą wyborczą prawicę.
Zawsze za Tobą murem staliśmy,
a teraz, co? - Na ulicę?
To ostatnie podejście. Po nim się rozejdziemy.
Miej ten gest, powiedz - weźcie! Ostatni raz.
Ta ostatnia kapela. Zawsze na końcu bywa,
ale coś tam ugrywa i komuś brak.
Ta ostatnia kapela. Jak u wagi języczek.
Jak ostatni w nos prztyczek. Śpiewa dziś tak:
Mówisz odpadam! Grać dalej nie chcesz!
Mówisz to ostatni raz!... itd
Patrze sierpniowo
Na gorączkę zażartych debat.
na unijny, przedziwny smak chleba,
na "nie lubię poniedziałków"
na Twoją fryzurę z wałków -
patrzę dzisiaj sierpniowo,
przedwrześniowo i kampanijnie -
więc nie najbardziej przymilnie.
Ty z oczami na tabloidzie,
jak w ucieczce, jak w jakimś zwidzie
poszukujesz gorączkowo wytchnienia.
A wakacje uciekły i nic się nie zmienia.
Ja pisuję -Ty pochwalisz!
Tabloidem nie przywalisz
sypiących się kostek domina.
Wiem, że myślisz jak dziewczyna,
ale szaliczek uwiera już w szyję.
Mówisz - To są sprawy czyjeś,
a to jest mojej podłogi kawałek...
i dzisiaj jest poniedziałek,
więc cały tydzień może być kiepski!
Niedobrze Ci w tym niebieskim.
W czerwonym było gorzej!
W czarnym? - Nie! - Lato na dworze!
A Twój pupil wystąpił dziś na zielono.
???
Pani Prezes! Samochód już podstawiono!
Sto pociech
Klown widowni bez sensu tłumaczył,
że się gość powiesił z rozpaczy
na arenie w cyrkowym namiocie,
gdy grano farsę "Sto pociech".
Fabułą jej była zdrada,
a zdrada jest zawsze ciekawa
przez tę niepewność - Czy się wyda?
A śmierć tu była prawdziwa.
I może więcej ten cyrk nie wystąpi,
gdy w umiejętność artystów zwątpi.
Sztuka nie miała zakończenia.
Warianty można było zmieniać -
samemu sobie dopowiadać.
Już oglądalność zaczęła spadać,
gdy nagle - ten przypadek - Z rozpaczy!
Nie można inaczej tłumaczyć
takiej szalonej determinacji.
Wcześniej, było tu więcej atrakcji
o znacznie większym rozgłosie,
a tu naraz, ta farsa - "Sto pociech"
przebiła wszystkie zainteresowaniem.
I tylko życie odeszło tanie,
bez poklasku, na arenie cyrku wielkiego.
Ktoś powiedział - "Nie ma tego złego...,
bo przedstawienie musi trwać!"
I tylko babcia - taka zwyczajna, prawdziwa,
która nigdy brzydkich słów nie używa -
wybełkotała ..."K..wa mać"!
sobota, 20 sierpnia 2011
W życiu
Wmawiano ludziom przez długie lata:
W życiu się musi wszystko opłacać,
a już najbardziej ich samych życie -
opłacać musi się znakomicie!
Niewarte życie z dziurą w kieszeni.
Biednego życia nie możesz zmienić
i nie opłaci się ono niczym!
Komu?
Poborcom, znawcom, mierniczym,
stróżom, dostawcom, nawet artystom.
Tym, którym tu się opłaca wszystko
i tylko oni zbierają zysk.
Życie bez kasy uderza w pysk
i człowiek nie chce siebie polubić.
Biednego życia nie można zgubić,
bo zawsze wraca do właściciela,
jak jakaś ospa, albo cholera.
Jak przylepiony do skóry trąd.
Coś jeszcze możesz! - Powiedzieć - Won!
Wszystkim co płacić za życie każą.
Windykatorom, różym lichwiarzom.
Dyrektorowi Twojego banku.
Temu, co nie chce ruszyć z przystanku,
nim nie zapłacisz za dalszą jazdę.
Temu, co dziwną pokazał gwiazdę
i mówi że jest tu stróżem prawa.
Nie płać nikomu - z lewa do prawa!
Niech dadzą Tobie spokój anielski,
bo to jest sprzeciw obywatelski
przeciwko temu, że tu się musi...
Kiedy nikt z Ciebie nic nie wydusi,
gdy nie zapłacą Tobie podobni.
Będziecie syci - a oni głodni!
Potem się do nich możecie zwracać:
W życiu się musi wszystko opłacać!
Na zieloną trawkę!
Na słonecznym trawniku -
cicho, bez kociokwiku
udajemy niewinne króliczki.
Potem już na betonie
napiszemy: "To koniec!"
"Nie wyjdziecie ze ślepej uliczki!"
Na słonecznym trawniku -
prosto i bez uników
przemawiamy jak ludzie do ludzi.
Potem znów silna grupa
wskaże Wam gdzie psia kupa!
Trzeba będzie się znowu ubrudzić!
Na słonecznym trawniku -
nie ma miejsca dla krzyków,
dla watahy i polowania,
a za kadrem ekranu
"fuck you" jest dla baranów,
dla rozmowy i pojednania.
Dziś w zielonych podcieniach
lew się w liska zamienia
i medialną podsuwa zabawkę.
Jutro znów na czerwono
gruchnie wieścią szaloną.
NA ZIELONĄ WYŚLIJMY GO TRAWKĘ!
piątek, 19 sierpnia 2011
Rozmówki
Proszę Pani! - potrzebuję dziś lekarza.
Na listopad. - Termin Panu odpowiada?
(Ma Pan szczęście, bo się dłuższy termin zdarza).
Już nadziei tak dalekich nie pokładam.
Chciałem dziecko do tej szkoły dziś zapisać.
Dwa tysiace osiemnasty!? - Może być?
To przyjmiecie nastolatka? - chcę zapytać...
Do pierwszaków? -Toż ze śmiechu można wyć!
Niech Pan weźmie ten kredycik hipoteczny!
Wezmę chętnie. Ojciec żyje - ma sto lat!
Z Pana człowiek jest naprawdę niebezpieczny,
ale znajdzie się na takich jeszcze bat!
Panie pośle! Kiedy wreszcie dorównamy,
by nie było wciąż te kilkakrotnie mniej?
W naszym życiu to nie grozi. Zapewniamy,
ale wnukom to zapewnić chociaż chciej!
Oni wiedzą! Oni z góry zapewniają,
a ty jesteś w kraju jak zwyczajny śmieć!
Oni zawsze bez problemu wygrywają!
Chcesz głosować znowu na nich?... - Leć!
Westerplatte
Pięknego lata nie było tego roku.
Lała się woda i szalały burze.
Każdy się starał dotrzymywać kroku,
tym, którzy rządzą i siedzą na górze.
A oni pięknie, jak gdyby czwórkami
wchodzili w kryzys, w kłopoty i długi
i prosto z mostu ogłaszali sami:
Jesteśmy tutaj obcym na posługi.
Nadzieja, mówią, w Szlezwiku-Holsztynie,
albo i dalej - w urzędach Brukseli,
a to co nasze - tak całkiem nie zginie,
gdy posłuchacie naszych pięknych treli.
Niczego bronić tu nie zamierzają.
Niech się wieszają frustraci - Rejtany.
Ci, co mieć mieli - dobrze już się mają ,
a pozostałych pocieszą ekrany.
Każdy ma przecież swoje Westerplatte
i oni także swoje pewnie mają .
Nie będą głupim przejmować się latem.
Ważne: - Czy przejdą? Ważne: - Czy przetrwają?
czwartek, 18 sierpnia 2011
Dotykam chwil
Pieściłem się chwilą minioną -
gorącą, zwiewną, ulotną.
Czekała za snu zasłoną,
by przegnać moją samotność.
Zaprowadziła mnie w przeszłość,
w najdalsze jej zakąteczki,
w sztubacką, głupią, niegrzeczną -
miłość ze szkolnej wycieczki.
Naiwną i niedorzeczną,
szaloną i zapomnianą,
a przecież miała być wieczną
przez resztę życia kochaną.
Pieściłem się z nią króciutko.
Czasu już dla mnie nie miała.
Znowu oddała mnie smutkom -
zupełnie jak tamta mała.
Przed bramą
Doprowadziłeś nas do bramy.
Spojrzałeś w trzecie tysiąclecie,
a dalej ruszyliśmy sami
pielgrzymować po naszym świecie.
Kiedy owoce nam zabrano.
a manna nie spadała z nieba.
Odkryliśmy - Oszukiwano!
Nie tędy, dalej iść nam trzeba.
Wskazują nam drogę powrotną.
Mówią, że zwiodły nas miraże.
Spoglądamy na Twoje okno.
Kolejnych boimy się zdarzeń.
Piramidy zjada pustynia.
Fala zmyła gonitwy ślady.
Dalsza droga jest jak pochylnia,
a w nas rosną ciągle obawy.
Przywleczono rozbite ciała
tych najśmielszych - zamordowanych.
I nadzieja się nagle zachwiała
i cichutko przygasła w nas samych.
Młodzi burdy podnieśli, a bunty
zapaliły nasze namioty.
Chcą iść sami - pobić okrutnych,
najeżonych przy cielcu złotym.
Więc się Ciebie pytamy: - Czy mamy
się przed Baalem pochylić z pokorą
i wybaczyć i iść na posługi?
Czy się z nową pogodzić niewolą?
Ciągle znaków szukamy na niebie,
lecz i niebo nam zamazano.
Wiemy, że nie opuścisz w potrzebie!
Lud Twój modli się stojąc przed bramą.
piątek, 12 sierpnia 2011
List
Wojna jest od nas daleko.
Utknęła w zapadłej dziurze.
Kłopoty mamy z bezpieką.
Rozsiadła się już na dłużej.
Piszesz mi: - Żyć jakoś trzeba,
bo zawsze może być gorzej,
lecz jak tu jutra się nie bać,
gdy głodniej, chłodniej i drożej?
Spokoju nie ma od dawna.
Nadzieja jeszcze nie prysła.
Jest jeszcze w nas mądrość stadna
i stare gęby na listach.
Naprawdę skakałaś z okna,
gdy dom Twój tam podpalili?
Wiadomość przyszła okropna.
Tak bardzo nas przerazili.
W kraju, już wiesz -samobójstwa!??
A Ty tam walczysz o życie.
Pałują wszędzie pospólstwa,
więc może wkrótce wrócicie?
W najgorszych czasach - wiadomo,
najlepiej zawsze być w domu.
Prosiłem Boga o pomoc
i Ty się też za nas pomódl.
czwartek, 11 sierpnia 2011
Ponuractwo
Ponurym sierpniem przybite myśli,
ironią prześmiewczych rządów.
Ludzie na pogrzeb dość licznie przyszli.
Nie wstydzą się swych poglądów.
Nie chce się słuchać, ani oglądać
popisów pana od ryb.
Że tak to będzie kiedyś wyglądać
nie myślał chyba nikt.
Miłośnik Andów swoich ucisza -
Niech się za bardzo nie chwalą!
Nie śnił się chyba sierpniowy liszaj
najstarszym naszym góralom.
Świętować trudno i trudno marzyć,
że jeszcze jakoś tam będzie.
Bankier się mocno skrzywił na twarzy.
Prezydent pisze orędzie.
I Tobie też się ciężko uśmiechać
w nawale przebrzydłych zdarzeń.
Może gdzieś trzeba jeszcze wyjechać,
niż dni tak spędzać przy barze?
środa, 10 sierpnia 2011
Bo moja muza...
Komuś się marzą truskawki w Milanówku.
Niektórzy wolą artystyczny nieład - slums.
Innym wyśniły się dopłaty na przednówku,
a ja przez okno wypatruję szans.
Wysmukłe nogi najpierw widzę - opalone.
Obcas wysoki i rozwiane wiatrem włosy,
A gdy spojrzenie trafi czasem w moją stronę,
To lotnych wierszy mam w głowie nagle dosyć.
Bo moja muza ma naście lat - nie więcej!
Może dlatego jest tak bardzo roztrzepana.
Raz w krótkich szortach defiluje - raz w sukience,
a do mnie zwraca sie z szacunkiem - Proszę Pana!
Być może szuka właśnie we mnie akceptacji,
gdy ten cholerny świat już przestał ją dostrzegać,
a ja uwielbiam ją i marzę o kolacji
i stale myślę: - Jak zaprosić? Jak się nie bać?
Już utyskują, że jest stara i niemodna,
że taka prosta i naiwnie roześmiana.
Ja dla niej wciąż otwieram wszystkie okna,
a ona kłania mi się zawsze miło z rana.
Bo moja muza ciągle taka jest dziewczęca.
I w niepogodę ciepły uśmiech wyczaruje.
Gdy inni śpią - ta mała mnie zachęca.
Coś z tego bedzie! Podświadomie jakoś czuję.
wtorek, 9 sierpnia 2011
Podpaliły...
Podpaliły ład w Londynie małolaty.
Nie chcą, żeby przeznaczano ich na straty.
Stary - Nowy nie zachwyca ich Porządek.
To nie koniec takich zdarzeń, lecz początek.
Policyja nie chce strzelać do swych dzieci,
a więc wojsko ktoś sprowadzić już polecił.
Krzyczą: - Aj! Waj! To wandale!
Dość już mamy tych podpaleń!
Jeszcze nie czas na palenie starych śmieci!
Paryż, Grecja, Madryt, Egipt, Barcelona -
tam udało się spałować i przekonać,
a w Londynie trochę trudniej,
bo na giełdach wszystko chudnie.
Modzi nie chcą dmuchać dalej już balona.
Po raz pierwszy wielki protest w Izraelu.
Czemu żydzi strzygą swoich? W jakim celu?
Ameryka to jedyne ich oparcie!
Brać z niej można, ale czemu tak otwarcie?
Podpaliły ład w Londynie małolaty,
bo świat przyznał, że już nie jest tak bogaty,
by w nim przyszłość jakąś widzieć.
Potrafił szybko zohydzieć,
gdy pożerać swoje dzieci chciał na raty!
To normalne, że się stare musi zwalić,
chociaż siłą nie przestaje się swą chwalić -
że ma pały, policyję oraz wojska!
Teraz inni rozrabiają. Kiedy Polska?
Polska mocno się przygięła po Smoleńsku.
Podzieliła, rozgadała - nie po męsku!
Przywróciła czasy stare
i czeka co bedzie dalej.
Małolaty tu się bardzo boją bęcków!
niedziela, 7 sierpnia 2011
Na śmierć Andrzeja Kmicica
Życie wcale nie było tak piękne.
Wiele słów spadło na Twą Oleńkę.
Ludzie zdradę węszyli.
Nie do końca wierzyli.
Nie udało się złapać za rękę.
A kompanów nie miałeś najlepszych.
Mały Rycerz opuścił Cię pierwszy.
Zdałeś się na hulaków,
na obwiesiów, łajdaków,
zabijaków w Ojczyźnie największych.
Pamiętali wciąż Bogusława
i Twój list trzymali w zastawach.
Chciałeś się wyspowiadać.
Zakazano Ci gadać
i zaczęto na życie nastawać.
Ale tak się Jędrusiu nie robi!
Nie pomożesz tym Kamieńcowi.
Dzisiaj chwieją się trony.
Twojej nie chcą obrony.
Czemu spokój odbierasz domowi?
Częstochowski, pamiętny Hektorze!
Czemu skończyć tak chciałeś najgorzej?
Polska Ciebie kochała,
chociaż nieraz się śmiała.
Teraz boi się. Kto jej pomoże?
Na szczaw!
Flagą na wietrze,
salwą w powietrze
wybuchem braw,
Ciszą nad trumną,
postawą dumną
galerią sław -
zamazujemy swoje wspomnienia
i tak nam trudno czapki pozmieniać -
Wysłać na szczaw!
Pamiętajmy niepokornych!
Nieobecnych - niezłamanych.
Bohaterów cichej wojny
o sumienia.
O nas samych!
Wciąż układamy słowo po słowie -
nasz domek z kart,
Różne nam myśli chodzą po głowie -
Co człowiek wart?
Co człowiek może? -
Było już gorzej!
lub - Weź to czart!
A przychodzimy,
w oczy patrzymy -
Marzy się start!
Pamiętajmy niepokornych!
Nieobecnych - niezłamanych.
Bohaterów cichej wojny
o sumienia.
O nas samych!
Trudno uwierzyć,
że da się przeżyć
ten dziwny stan.
Jak spojrzeć w oczy?
Jak się zjednoczyć -
pozbierać łan?
Kolejny sierpień
nie szczędzi cierpień
w łopocie flag.
Chciałbyś wyjść z cienia,
próbować zmieniać,
Odwagi brak.
Pamiętajmy niepokornych!
Nieobecnych - niezłamanych.
Bohaterów cichej wojny
o sumienia.
O nas samych!
Flagą na wietrze,
salwą w powietrze
wybuchem braw,
Ciszą nad trumną,
postawą dumną
galerią sław -
zamazujemy swoje wspomnienia
i tak nam trudno czapki pozmieniać
Wysłać na szczaw!
salwą w powietrze
wybuchem braw,
Ciszą nad trumną,
postawą dumną
galerią sław -
zamazujemy swoje wspomnienia
i tak nam trudno czapki pozmieniać -
Wysłać na szczaw!
Pamiętajmy niepokornych!
Nieobecnych - niezłamanych.
Bohaterów cichej wojny
o sumienia.
O nas samych!
Wciąż układamy słowo po słowie -
nasz domek z kart,
Różne nam myśli chodzą po głowie -
Co człowiek wart?
Co człowiek może? -
Było już gorzej!
lub - Weź to czart!
A przychodzimy,
w oczy patrzymy -
Marzy się start!
Pamiętajmy niepokornych!
Nieobecnych - niezłamanych.
Bohaterów cichej wojny
o sumienia.
O nas samych!
Trudno uwierzyć,
że da się przeżyć
ten dziwny stan.
Jak spojrzeć w oczy?
Jak się zjednoczyć -
pozbierać łan?
Kolejny sierpień
nie szczędzi cierpień
w łopocie flag.
Chciałbyś wyjść z cienia,
próbować zmieniać,
Odwagi brak.
Pamiętajmy niepokornych!
Nieobecnych - niezłamanych.
Bohaterów cichej wojny
o sumienia.
O nas samych!
Flagą na wietrze,
salwą w powietrze
wybuchem braw,
Ciszą nad trumną,
postawą dumną
galerią sław -
zamazujemy swoje wspomnienia
i tak nam trudno czapki pozmieniać
Wysłać na szczaw!
sobota, 6 sierpnia 2011
Muzyka duszy
Muzyka duszy nie zna granic.
I na biegunie ją usłyszysz.
Przejdzie przez ściany. Mury na nic!
Zabójczej nie ulegnie ciszy.
Czy to zza kraty jest ballada,
czy zapomniany stary blues -
słyszysz co grają u sąsiada
i nucisz razem. Mus to mus.
Cóż tam, że huczy świat dokoła
i głośno nawołuje dzwon -
jeżeli sercem ktoś zawoła
dusza usłyszy ludzki ton.
piątek, 5 sierpnia 2011
Iluzja (wg.E.Uszakowa )
Wzlatuje z papierosa dym.
W butelce zaświeciło dno.
I poznaliśmy kto jest kim.
I wiemy już o co nam szło.
Nie ukrył tego cichy szept
i opuszczone w dół spojrzenia.
W tle czaił się jakiś sekret.
Milczały niedopowiedzenia.
Źrenice nasze tracą blask.
Zabrakło wyobraźni
i wkrada się tak między nas
iluzja miast przyjaźni.
(swobodny przekład -M.Gajowniczek)
W butelce zaświeciło dno.
I poznaliśmy kto jest kim.
I wiemy już o co nam szło.
Nie ukrył tego cichy szept
i opuszczone w dół spojrzenia.
W tle czaił się jakiś sekret.
Milczały niedopowiedzenia.
Źrenice nasze tracą blask.
Zabrakło wyobraźni
i wkrada się tak między nas
iluzja miast przyjaźni.
(swobodny przekład -M.Gajowniczek)
Subskrybuj:
Posty (Atom)