środa, 19 października 2011

Makarioi...



 








Chodziliśmy do świętego Kostki.
Chodziliśmy dziesiątego do Katedry.
I braliśmy rozdawany nam Chleb Boski
jak lekarstwo na stargane nerwy.

W jednym ręku ściśnięty różaniec.
Druga z krzyżem i palcami w górze.
A pacierze rzucone na szaniec
pomagały, żeby wytrwać dłużej.

By widziano, że się nie zgadzamy
i nie chcemy pozostawać ślepi.
Szukaliśmy potem w wodzie koło tamy
przebaczenia jakie ktoś nam zlepił.

Szukaliśmy zrozumienia w tym wądole,
w którym zwłoki w lepkie błoto wysypano.
Czekaliśmy jaka będzie kolej
naszych losów pogmatwanych zmianą.

Dziś już wiemy jak jesteśmy podzieleni.
Poróżnieni, bardzo często sobie wrodzy.
Wciąż wierzymy, że to wszystko się odmieni,
bo najbardziej solidarni są ubodzy.

Makarioi ! - my tę grekę rozumiemy
i rozgrzewa ona nasze czyste serca.
Makarioi ! - spokojnie idziemy,
tam, gdzie kroku nie zrobi bluźnierca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz