poniedziałek, 31 października 2011
Miejsce
Miejsce, gdzie ją zostawiłem
pośród innych takich miejsc,
jest już być może niczyje,
ale coś w nim jeszcze jest.
Było przecież poświęcone,
choćby przez to jest szczególne.
Ubranie pewno znoszone,
a czas w próchno zmienił trumnę.
Ziemio czarna, ziemio ciężka
zabrałaś mi ją jak swoją,
lecz jej dusza ze mną mieszka.
Głaszcze koty, gdy się boją.
Poruszy nieraz firankę,
albo zmierzwi moje włosy.
Na poduszkę wczesnym rankiem
spadnie nagle kroplą rosy.
Przychodzę tu nie wiem po co.
Jakbyś jeszcze w grobie spała.
Potem cię opuszczam nocą
iskiereczko moja mała.
Jak co roku się wpatruję
w Twoją smutną fotografię.
Polubiłem stare tuje.
Nie wiedziałem, że potrafię.
Chcę się jakoś przyzwyczaić
do mojego także miejsca.
Nie będę mógł wtedy palić.
Zgasił płomyk wiatr szyderca.
Niezapomniani
Każda się szanująca rodzina
po wizycie na grobie przodka,
obowiązek go miała wspominać
i "Pod trupkiem" na setce się spotkać.
Każde dziecko po wyjściu z cmentarza
mogło trącić kogutka w ogonek.
Absolutnie się nikt nie obrażał,
że druciany był mały pierścionek.
A najdłuższe bywało święto
przy nagrobkach warszawskich cyganów.
Pod niejedną Zdrowaśkę łyknięto
za biedaków, szaraków i panów.
Było tłoczno, gromadnie, rodzinnie -
po warszawsku na Wincentego.
Nie chodziły cmentarne linie,
lecz do swoich ciągnęło każdego.
Oni nigdy stąd nie odeszli.
Zawsze są przy Kościółku Drewnianym.
Nawet jeśli bywali grzeszni
pozostali niezapomniani.
Projekt Blue Beam
Kiedy życie zmieniło się w film,
a sen stał się telewizją.
Gdy najwięcej powie nam mim,
a szczerość jest hipokryzją,
Gdy o zachwyt jest tak trudno,
a tak łatwo spotkać strach -
myśl się staje wodą brudną
wsiąkającą w grząski piach.
Nie powraca już obrazem,
jakby sprały się marzenia.
Prawo budzi twą odrazę,
a sprawiedliwości nie ma.
Jutro jest bardzo odległe.
Wczoraj całkiem zapomniałeś.
Żyjesz życiem równoległym
bez refleksji i na pałę.
Czujesz się penetrowaną
solą w oku niewidzialnych,
Lękasz się przed każdą zmianą
warunków i tak fatalnych,
ale na wszystko się godzisz,
bo nie jesteś już podmiotem.
W niewidzialnej klatce chodzisz.
Snujesz się tam i z powrotem.
Nie dostrzegłeś zmiany czasu -
chwili, gdy włączono program.
Nie zbudził cię skrzyp zawiasów,
kiedy zamykano dobra.
Widziałeś - czego nie było.
Nie wiedziałeś kto jest kim.
Dawne życie się skończyło,
a zaczynał się Blue Beam.
niedziela, 30 października 2011
Pańska skórka
Pańska skórka stwardniała w tym roku
i źle znosi sąsiedztwo zniczy.
Zażądała - Chcę mieć święty spokój!
Proszę znicze posprzątać z ulicy!
Przy stoliku gromadka gawiedzi.
Ksiądz z zeszytem i starą puszką.
Zapisuje na wypowiedzi.
Nie dosłyszał. Kto? - Popiełuszko?
Dym się snuje po chodniku nisko.
Cicho w grobach znikają gdzieś ludzie.
Sunie wolno szare zbiorowisko.
Pod kołnierzem modlitwa o cudzie.
Myśl ucieka w dalekie cmentarze
do napisów na leśnych tabliczkach,
w zapomniane grobowce marzeń,
do korzeni w rozbitych doniczkach.
Wielki żar jeszcze bije z tej ziemi,
z milionowych maleńkich płomyków.
Przychodzimy i świętujemy.
Dzisiaj nikt nie pochwali uników.
Nasza pamięć jest trwała i długa.
Niezmieniona i ukryta w duszy.
Pańską skórkę ktoś może strugać,
choć się ciągnie, to w końcu się skruszy.
Chociaż krzyż się kamienny pochyli,
a napisów nie można odczytać,
nikt nie zbłądzi i drogi nie zmyli,
jeśli pamięć jest w sercu wyryta.
sobota, 29 października 2011
Zaklinacz
"Nie ma chleba, a żyć trzeba!"
Dziś już perspektywa nowa:
" Daj nam Boże coś zachować!
Nie zakłamać! Nie zapomnieć!
Zachować się może skromniej,
ale przetrwać zagrożenia."
Wszystko się cyklicznie zmienia.
Nic nie będzie takie same!
Ważna - nadzieja na zmianę!
Nie jesteśmy pępkiem świata,
a nasz los się wspólnie wplata
w wielki ruch na całej Ziemi!
Pamiętasz : ..."Błogosławieni..."?
piątek, 28 października 2011
Nie pokona nikt Barcelony!
Pokolenie z komórką,
emigracją, rozbiórką -
ze spodenek króciutkich wyrosło.
Już nie tańczy na rurze.
Nie chce też czekać dłużej.
Chciałoby konsumować dorosłość.
Podzieliło dzielnice,
kto jest czyim kibicem -
wie dokładnie dziś każda ulica.
Czasy jednak są trudne.
Wszystkie rządy - paskudne.
Rozsypała się beemwica.
Bez rodziny, mieszkania,
bez nowego rozdania.
Nigdzie dalej już się nie pójdzie.
Można sobie poklikać.
Jeszcze gdzieś gra muzyka
Świat się jednak poślizgnął na bujdzie.
Nowy - starych porządek
obiecuje początek
nowych swobód dla "róbta co chceta".
Ktoś się nagle obudził,
że za dużo jest ludzi.
Sprawniejszego potrzeba peceta.
Zaludniły się place.
Ludzie krzyczą o płacę.
Kałasznikow wciąż strzela na wiwat.
Pokolenie z komórką
już nie wierzy powtórkom
i globalizm zaczęło rozrywać.
Starość się okopuje
policjantów formuje
w nowe szyki i lepsze kordony.
a komórki po świecie
krzyczą już w internecie:
"Nie pokona nikt Barcelony!"
czwartek, 27 października 2011
Z okruchów
Ubrali panienkę w niebieską sukienkę
wysłali ją na roboty.
Za morza, za góry, do slumsu, do dziury.
Rosła. Sprawiała kłopoty.
Zabili jej ojca. Zbłądził na manowcach.
Za sobą matkę pogrążył.
Ochraniać ich mieli chłopy jak anieli.
Tego dnia żaden nie zdążył.
Synowie zostali. Majątek oddali.
Przyrzekli, że będą grzeczni.
Zwiodła ich bajeczka o dobrych owieczkach.
Przestali być niebezpieczni.
Opowieść skończona. W dalekich gdzieś stronach
panienka śpiewa o Duchu.
Słuchają kamienie. Ktoś swoje sumienie
powoli składa z okruchów.
Zasną Herodowie
Herodowe panowanie -
rzymscy namiestnicy.
Nakazali nam czekanie
nasi męczennicy.
Złote gwiazdy na błękicie
błyszczą nieruchome.
Kontrolują wszelkie życie
patrząc w naszą stronę.
Noce są coraz chłodniejsze.
Ścisnęły się stada.
Kto dostrzeże znaki pierwsze?
Wzrok nasz niebo bada.
Idzie zima. My do spisów
ruszymy po świecie.
Czy się będzie gdzie zatrzymać
w grudniu, w Nazarecie?
Powtarzają nam pasterze,
że się chwila zbliża.
Herod śle wiele ostrzeżeń,
proroctwom ubliża.
My czekamy. My wierzymy,
że radość nastanie.
Mędrcy świata wyruszyli -
poprowadź ich Panie.
Choćby szli tak przez listopad,
a nawet i grudzień.
Entuzjazm w ludziach nie opadł -
myślimy o cudzie.
Będziemy Go sercem witać -
prości pastuszkowie.
Przyniesie Go nocka cicha.
Zasną Herodowie.
środa, 26 października 2011
Ech, raz...
Chciał, by lekko mu się szło.
Miał za ciasne buty.
Teraz chciałby wszystko to
potłuc o kant ....
Ech, raz!
Drugi raz!
Nie pójdziesz tą drogą.
Wszystko przecież ma swój czas.
Głupie myśli pogoń!
Wszystko przecież ma swój czas.
Głupie myśli pogoń!
Myślał - "Jak nie ja, to kto?"
W cztery nogi kuty.
Teraz chciałby wszystko to
potłuc o kant ....
Ech, raz!
Drugi raz!
Nie pójdziesz tą drogą.
Wszystko przecież ma swój czas.
Głupie myśli pogoń!
Wszystko przecież ma swój czas.
Głupie myśli pogoń!
Walczył, pokazywał zło
i ten świat zepsuty.
Teraz chciałby wszystko to
potłuc o kant ....
Ech, raz!
Drugi raz!
Nie pójdziesz tą drogą.
Wszystko przecież ma swój czas.
Głupie myśli pogoń!
Wszystko przecież ma swój czas.
Głupie myśli pogoń!
Albo pomyśl jeszcze raz -
Jednak warto było!
D... przecież nie ma kantów!
Nic się nie skończyło!
D... przecież nie ma kantów!
Nic się nie skończyło!
Uliczka
Panieneczki i komputer.
Śpi dziadek w mundurze.
W oknach grube kraty kute.
Wielki neon w górze.
W kasie ledwie parę groszy.
Szyld z napisem "BANK".
Ostatnia para kaloszy.
Obniżyli rank.
Liczby wielkie jak biliony
błyszczą na ekranie.
Dziadek cały roztrzęsiony.
Przerażone panie.
Wszyscy mogą stracić pracę,
więc jak tu się nie bać?
Zadłużeni są rodacy.
W banku wielka bieda.
Obok interes się kręci -
"Wszystko po pięć złotych".
Wiedzą jak ludzi zachęcić,
gdy wszędzie kłopoty.
Obraz naszej gospodarki -
ta mała uliczka.
Jest tu praca, kwitną banki
i kwiatki w doniczkach.
Statystycznie - jest tu lepiej
niż w londyńskim city.
Dziadek biedy już nie klepie,
zarobią kobity.
Tyle dobra oferują
za jedno euro!
Rząd się za wszystkimi ujął
i nie straszy dziurą.
wtorek, 25 października 2011
Polak - wolności brat
Kto spróbował wolności -
do niewoli nie wróci,
choćby musiał się nawet
z samym sobą pokłócić.
Choćby wiedział, że wolnym
żyje się znacznie gorzej,
to nie będzie już zdolny,
by założyć obrożę.
Wie, że będzie ścigany,
naznaczony, wyklęty,
Ruszy drogą nieznanych,
ale na łańcuch wstrętny
dobrowolnie nie pójdzie
i nie będzie już służył.
Nie da kupić się bujdzie!
Umie rozpoznać stróży.
A jeżeli się kiedyś
tu nad Wisłą urodził,
zdążył poznać smak biedy
i na strajki przychodził,
potem ze swym papieżem
posmakował wolności -
tego nikt nie nabierze
obietnicą przyszłości
w zamian za dobrowolne
pójście znowu w niewolę.
Ma już myśli swobodne.
Zniesie każdą niedolę,
ale jarzma nie włoży,
ani czoła nie schyli!
Zawsze rękę przyłoży
żeby inni też żyli,
jak powinni żyć ludzie,
którym Pan Bóg dał świat.
Za złem nigdy nie pójdzie! -
Polak - wolności brat!
poniedziałek, 24 października 2011
Recenzja
Obrzydliwa tematyka.
Częstochowskie rymy.
Rytm co chwilę się potyka.
Z takich wierszy kpimy!
Piszą je jakieś berety!
Idioci! Frustraci!
Nie warto na takie bzdety
nawet chwili tracić!
Kto pozwala publikować?
Kto je pokazuje?
Przy tym można zwymiotować!
Szuję tutaj czuję!
Komentator - demaskator
schylił się nad strofą.
Widział by ją w Ułan Bator
gdzieś wciśniętą w błoto.
A najlepiej w jakim łagrze,
lub przed trybunałem.
W internecie kto chce bazgrze!
Trzeba znaleźć pałę!
Zabronić! Żądać licencji!
Poddawać ocenie!
Nazwać objawem demencji!
Zakopać pod ziemię!
Taki wiersz to nie jest sztuka!
Spytajcie krytyka!
Powinien się w głowę stukać
kto te wiersze czyta!
Bastion ostatni
Rząd nadrukuje.
Grek uda Greka,
że niby oddał bankierom.
Nikt nie poczuje.
Nikt nie doczeka,
a bilans wyjdzie na zero.
Nie ustalono jeszcze w naradach
jaką napisać literą
i w którym miejscu nadruk układać
o treści: " Fuck - śmierć frajerom!"
W zamierzchłych czasach
Midas na Krecie
takiego nieszczęścia dożył,
że zagłodziła go własna kasa,
lecz weksla też nie umorzył.
Państwowy może kwity wyrzucić,
lecz niech nie rusza prywatnych.
Gdy runie weksel - świat się przewróci,
bo bastion to jest ostatni.
sobota, 22 października 2011
Polska
Jest taki region - Polska
na krańcach Europy.
Słynęła niegdyś z wojska
i z tego, że tam chłopy
z kosami na armaty
i konno przeciw czołgom
bronili swojej chaty,
a patrzyli na pogrom
dość licznej swej mniejszości.
I wszystkich nieszczęść ogrom
na resztki jej ludności
spadł zamiast na morderców,
co wojnę tę zaczęli.
Zmienili się w szyderców
ci, co ją dzielić chcieli.
Udają, że Polacy
są winni wyniszczenia,
I zakazano pracy,
by pogląd ten odmieniać.
Dziś mało świat obchodzi
regionu dalszy los,
lecz chcemy, by dochodził
nasz pytający głos
o utracone dzieci,
o Jałtę i o Katyń
o zamieniony w śmieci
kraj zasobny, bogaty,
przez oddanie w niewolę
odwiecznemu wrogowi.
Nikt dziś przy żadnym stole,
nie powie narodowi -
dlaczego tak się stało.
Dlaczego nadal trwa?
Zabrano nam za mało?
Wciąż toczy się ta gra?
Ta Polska poniżona
to jest twoja Ojczyzna
Rozbita, podzielona,
niewdzięczna jak obczyzna.
Przez rządy niekochana.
Znów winni są Polacy?
W mogiły zakopana.
Obdarta z ludzkiej pracy.
Wygnana na usługi.
Spychana przez niechęci.
Tu krzyży rzędów długich
wkrótce zabronią świecić.
Tak wielu jest niechcianych.
Tak wielu niewiedzących.
Wyśmianych, odrzucanych.
Nieśmiałych, czekających.
Ty będziesz musiał synku
bronić domu i krzyża.
I nie zaznasz spoczynku -
Nie pozwolisz ubliżać
Temu, co dzisiaj cieniem
jest tylko tej wolności,
która w nas jeszcze drzemie
i którą ludzie prości
Ojczyzną nazywają.
Ci warci są miłości,
którzy za Matką stają!
Zimą tylko broda rośnie
Nie można się wiecznie złościć.
Trzeba jakoś się umościć
do snu zimowego.
Poutykać gdzieś radości.,
Żegnać nieproszonych gości
i udawać, że nie stało się nic złego.
Idzie zima i być musi.
Czapa lodu cię przydusi,
ale wiosna przyjdzie przecież nieuchronnie.
Zapamiętaj wyjścia wszystkie.
Nakryj się figowym listkiem.
Zadbaj o to, żeby było ci wygodnie.
Niech tam sobie wiatr szaleje.
Pada, spada, kręci, wieje,
zmienia, rwie i zasypuje.
Ty spokojnie przezimujesz.
Ciepluteńko przetrwasz wszystko,
gdy nadzieję w legowisko poutykasz.
Cierpliwością więc się wykaż.
Zgaś światełko. Klawisz wciśnij.
W ciszy pewnie ci się przyśni
świat spokojny - nie nerwowy.
Rewolucję wyrzuć z głowy
i pogodnie myśl o wiośnie.
Zimą tylko broda rośnie.
piątek, 21 października 2011
Zaprosimy kolorowe ćmy
Tylko ty tak strunę umiesz trącić.
Tylko ty tak pięknie umiesz grać.
Sercem szarpnąć i w głowie zamącić.
Smutki zabrać. Radość dać.
Wraz z westchnieniem rzucimy w ognisko
głupie troski i wczorajszy żal.
Jeszcze raz zaczniemy wszystko.
Śpiewaj! Tańcz! Obawy spal!
Graj cyganie! Niech wiruje ziemia.
Zaprosimy kolorowe ćmy.
Ta muzyka wszystko zmienia,
przywołuje dobre sny.
Wstaje wolność, swoboda się budzi.
Pusty los rzuciliśmy na wiatr.
Trzeba wstać i wyjść do ludzi,
póki jeszcze nasz jest świat.
Tylko ty tak strunę umiesz trącić.
Tylko ty tak pięknie umiesz grać.
Sercem szarpnąć i w głowie zamącić.
Smutki zabrać. Radość dać.
Doskonałość
Żyć, aby żyć!
Rosnąć i tyć!
Umieć na życie zarobić!
Stać tam, gdzie trzeba!
Bardzo się nie bać!
Nie dać się zepchnąć losowi.
Spotkać ją - jego!
Pomóc kolegom,
to potem oni pomogą.
Na nic nie czekać.
Może wyjechać?
Utartą zawsze iść drogą.
Obejrzeć filmy.
Mieć wsparcie silnych,
sprzęcik i dobry rowerek.
Płacić rachunki.
Znać dobre trunki.
Piwka się napić w niedzielę.
Robić co swoje.
Lepiej we dwoje,
ale i singlem być można.
O nic nie prosić.
Profit przynosi
postawa zawsze ostrożna.
Życie jest trudne.
Książki są nudne,
a starzy zawsze są głupi.
Będzie co będzie.
Żyć można wszędzie
i zawsze można się upić!
A od myślenia
nic w życiu nie ma
i za zmartwienia nie płacą.
Żyć można milej,
licząc na chwile,
w których się ludzie bogacą.
Od polityki
lepsze uniki.
Spokojnie czekaj na starość.
Pożyjesz sobie.
Dzieciom opowiesz,
jak ważna jest doskonałość!
środa, 19 października 2011
Makarioi...
Chodziliśmy do świętego Kostki.
Chodziliśmy dziesiątego do Katedry.
I braliśmy rozdawany nam Chleb Boski
jak lekarstwo na stargane nerwy.
W jednym ręku ściśnięty różaniec.
Druga z krzyżem i palcami w górze.
A pacierze rzucone na szaniec
pomagały, żeby wytrwać dłużej.
By widziano, że się nie zgadzamy
i nie chcemy pozostawać ślepi.
Szukaliśmy potem w wodzie koło tamy
przebaczenia jakie ktoś nam zlepił.
Szukaliśmy zrozumienia w tym wądole,
w którym zwłoki w lepkie błoto wysypano.
Czekaliśmy jaka będzie kolej
naszych losów pogmatwanych zmianą.
Dziś już wiemy jak jesteśmy podzieleni.
Poróżnieni, bardzo często sobie wrodzy.
Wciąż wierzymy, że to wszystko się odmieni,
bo najbardziej solidarni są ubodzy.
Makarioi ! - my tę grekę rozumiemy
i rozgrzewa ona nasze czyste serca.
Makarioi ! - spokojnie idziemy,
tam, gdzie kroku nie zrobi bluźnierca.
Dyktatura niekochanych
Dyktatura niekochanych,
dziwnych, brzydkich, odrzuconych.
Nie wiadomo skąd zebranych,
obcych - niezadowolonych.
Rządy pajaców - odmieńców.
Małych, złośliwych, podstępnych.
Przebierańców i szaleńców
o poglądach bardzo mętnych.
Wielka popularność masek
i uśmiechów przylepionych.
Dywan przestrzelonych czaszek
przed Judaszem rozłożony.
A czy było kiedyś piękno?
Młodość? Ciepło? Naturalność?
Dzisiaj ma znaczenie piętno,
przynależność, nienormalność!
Dyktatura niekochanych,
popularność krzywych luster -
wprowadziły wielkie zmiany!
Ludzie mają oczy puste.
Zakrzywiona czasoprzestrzeń
pozmieniała nam wartości.
Zda się, że żyjemy jeszcze
rozpuszczając się w nicości.
Wiemy, że nic nie jest proste.
Sami prości być nie chcemy.
Miłość ma dziś rysy ostre,
bo już kochać nie umiemy.
Dyktatura niekochanych
składa miłość na ofiarę.
Szuka emocji nieznanych.
Odrzuca wartości stare.
Nowy rodzi się porządek.
Barbarzyńcy palą Rzym.
Miał być koniec? - Jest początek!
Byłeś dobrym - będziesz złym!
wtorek, 18 października 2011
Dzwoniłaś...
Dzwoniłaś, że chcesz wrócić, by znowu stworzyć dom.
Że już się nie chcesz uczyć, jak trzeba iść pod prąd.
Mówiłaś bym posprzątał i wszystko poukładał,
a u mnie strach po kątach kłopoty przepowiada.
Ktoś stale pięścią tłucze w zamknięte okiennice.
Sam nie wiem, czy mam zostać? Czy wyjść już na ulicę?
Światła prawie nie widać. Nadzieja uleciała.
Czy mógłbym Ci się przydać? Czy lepiej byś została?
Sam jakoś tu wytrzymam, bo wiem, że gdzieś tam jesteś.
Może, gdy minie zima, nasz stary dom przewietrzę.
Nie zapominaj, proszę i czasem uśmiech przyślij.
Z nim łatwiej troski znoszę, gdy wszyscy z domu wyszli.
Zasada wzajemności
Kiedy płacz wielkiej rozpaczy spadł na nasza ziemię,
Europa wolała zachować milczenie.
Dziś, gdy jej się pod nogami nagle ziemia pali -
może właśnie jest rozsądniej, byśmy z boku stali.
Kiedy dzielono pieniądze - dla nas mniej wypadło.
Teraz więcej chcą wziąć od nas, gdy im spadło sadło.
Pościągali mnóstwo naszych do gorszej roboty.
Gdy ta lepsza się skończyła - popadli w kłopoty.
Jest zasada wzajemności w przyzwoitym gronie.
Mrówka zawsze się wyżywi, gdzie głodują słonie.
poniedziałek, 17 października 2011
Lutnia Nerona
Lutnia Nerona w ogniu - czerwona.
Do granic napięte struny.
Czy widzisz Panie na Lateranie
szczątki rozbitej figury?
Twój krzyż zniszczony. Milczały dzwony,
gdy grały czerwone lutnie.
Płoną ołtarze. Wybaczać każesz,
bo nie jest jeszcze okrutnie.
Układy z cielcem zwiazały ręce.
Źle patrzą młodzi na Ciebie.
Władza cesarzy. Lutnia aż parzy.
Spokój już tylko jest w niebie.
Ludzie rwą włosy. Idą kolosy
i niosą Nowy Porzadek.
Czerwone dłonie. Nadchodzi koniec,
czy to dopiero początek?
niedziela, 16 października 2011
Pismo
"Brat będzie zabijał brata."
Antyludzkie plany świata
o redukcji populacji -
wielu istnień, wielu nacji -
nabrały nagle rozpędu.
Podjęto je z dziwnych względów.
Ludzkim życiem ktoś frymarczy,
bo "dla wszystkich nie wystarczy!".
Zabrakło Tego na świecie.
który w trzecie tysiąclecie
bardzo licznych nas wprowadził.
Ostrzegał nas. Prosił. Radził -
by na wojny nie pozwalać!
Jednak okrucieństwa fala
przelała się poprzez glob.
Wielu z nas, jak kiedyś Hiob -
cierpliwie udrękę znosi.
O ratunek już nie prosi
i powierza siebie Bogu.
Na naszej Ojczyzny progu
stanęło rządzące zwierzę.
Wierzysz w Pismo? Ja w nie wierzę!
Uratuje się Zwycięska,
a po trudach i po klęskach,
gdy Jej Syn będzie zwyciężał -
nadepnie na głowę węża!
Economic protests
Economic protests -
Czy to bunt? Czy to test?
Chcą trochę powietrza
powypuszczać z wieprza
nim nadejdzie fala,
co wieprze rozpieprza.
sobota, 15 października 2011
Jesienne sny
Jesienna cisza. Oczekiwanie
aż się tu wszystko wybieli.
Czy wszystko spadnie? Czy coś zostanie? -
będziemy wkrótce wiedzieli.
Ktoś już napisał: - Zimy nie będzie,
lub ma być bardzo łagodna.
Październikowa cisza jest wszędzie.
Ludzie opatrują okna.
Nikt już nie wierzy w dziwne prognozy.
Wiemy, że przyjdą zamiecie.
Powycinano najgrubsze brzozy
zbierając opał w sekrecie.
Wierzchołki lasów w słońcu się złocą
i zieleń jeszcze się trzyma,
ale już chłody przychodzą nocą
i trudna może być zima.
Klimat się zmienia. O ociepleniach
trąbiono przez całe lato.
Zapłacić mamy za zakłócenia.
Nie będzie już tak bogato.
Wszystko jest jeszcze niby normalne -
poukładane , cykliczne.
Czemu więc dreczą nas sny fatalne,
a nie przychodzą te śliczne?
piątek, 14 października 2011
Lustereczko od Twardowskiego
Popatrzyłeś w krzywe zwierciadła.
Ktoś zapytał o podobieństwo,
a dyskretna odchyłka światła
zapedziła ciebie w szaleństwo.
Jedno małe skrzywienie obrazu,
zwykła fikcja za prawdę uznana -
potrafiła nam wszystkim od razu,
jednocześnie ugiąć kolana.
Uwierzyłeś, bo sam to widziałeś
i twój wybór nie mógł być inny.
Nawet jeśli tego nie chciałeś,
to poszedłeś zabijać niewinnych.
Kiedy zbrodnie spadły na ciebie -
nie kroplami, a wodospadem -
już kroczyłeś na każdym pogrzebie
wydeptanym, diabelskim śladem.
Krzywe lustra, zamachy, wybory,
nieprawdziwe obrazy w twej głowie
każą wierzyć majakom chorym.
Nie pozwolą się skupić na słowie.
Długi marsz obłąkanych umysłów
zdążających bezwolnie do złego,
wiedzie jeden z najstarszych pomysłów -
lustereczko od Twardowskiego.
czwartek, 13 października 2011
List
Rozwiązano regimenty. Idzie sroga zima.
Umacniamy więc strażnicę, by granice trzymać.
Orda będzie cicho siedzieć do następnej wiosny.
Modlimy się o przetrwanie. Przyrzekamy posty.
Mgły się snują w Dzikich Polach, a w chutorach cisza.
O zamiarach wobec Azji mało kto tu słyszał.
Pan Zagłoba po elekcji rozsierdzony bardzo.
Nie wie czemu nuworysze polskim miodem gardzą.
Powracają już chorągwie do domów, do dworów.
Opatrują chłopcy rany. Nikt nie ma humoru.
Żołdu ponoć nie zapłacą, bo w skarbcu są pustki.
Umacniać stanicę kazał wojewoda ruski.
Na zimę pewnie zostanę daleko od Ciebie.
Rączęta obie całuję! Kiedy wrócę? - Nie wiem.
środa, 12 października 2011
Wszyscy dla wszystkich, czyli - oni tu w imię...porządku.
Murarz domy buduje,
krawiec szyje ubrania,
a ktoś inny pilnuje
skreśleń na głosowaniach.
No bo gdyby ktoś inny
do komisji się dostał,
nigdy żaden partyjny
posłem by tu nie został.
Przypadkowi by wkrótce
zarządzali twym krajem.
Teraz wiesz już pokrótce
jakie mamy zwyczaje.
Wszyscy tu bez wyjątku
strzegą dobra wspólnego.
Ktoś pilnuje porządku
mój malutki kolego.
poniedziałek, 10 października 2011
My - Naród!
Sługa dwóch panów.
Naród Rzędzianów.
Krakowski targ i cwaniaczek
Najpierw się wzburzy,
a potem służy.
Zbyt długo nigdy nie płacze.
Mekka taranów.
Naród Rejtanów.
Do końca na barykadzie.
Pęka koszula...
tu szwabska kula...
Uparta wierność zasadzie.
Naród tułaczy.
Świat Go poznaczył
ranami. Blizna na bliźnie.
Żyje inaczej,
wciąż w duszy płacze.
Zostało serce w Ojczyźnie.
Naród żołnierzy.
Wciąż w Boga wierzy,
a żadnej nie ufa władzy.
Raje zaścianków,
panie kochanków.
W dupie ma wszelkie nakazy.
Dom optymistów,
Gala artystów,
a Matka stale w rozterce.
Szaliki w górze.
Gest w subkulturze,
a serce tylko papieskie.
Ziemio dobrzyńska!
Ziemio dobrzyńska! Gdzie Twoje zamki?
Gdzie kwiat rycerstwa? U pańskiej klamki?
Decyzją pana mazowieckiego
poszłaś jak zastaw w ręce obcego.
Dziś Twój dostatek już tak nie słynie.
Mało kto słyszał w Lipnie, w Rypinie
o lepszym jutrze i o Koronie,
a w Bobrownikach wieszczą Twój koniec.
Jeszcze w Sadłowie, jeszcze w Złotorii
niemieccy knechci w swej euforii
zapowiadali łaski dla Ciebie,
jeśli obcego wesprzesz w potrzebie.
Dziwne sztandary na Twoich wieżach.
Już zapomniano sen o rycerzach
i o języku Twym dawnym - ludzkim.
Zbyt szybko stałaś się lennem pruskim.
Ziemio dobrzyńska - przehandlowana.
Dawniej swobodna - dziś na kolanach,
walczyć o Ciebie będzie Ojczyzna.
Wynieść się musi z Polski niemczyzna!
Nie tak łatwo...
Nie tak łatwo ukraść księżyc gwiazdom,
gdy nie rusza się z niebieską jazdą.
Gdy kłopoty były wcześniej z półksiężycem,
a ciemności nam spłynęły na ulicę.
Nie tak łatwo skusić smutnych do zabawy.
Zmieniać konie w momencie przeprawy.
Liczą wówczas się odruchy bardzo proste.
Młodzi będą się rozgladać wciąż za mostem.
Podział tylko jeszcze bardziej się utrwalił.
Ludzie będą jednak zawsze dróg szukali
i horyzont nieustannie bedą śledzić
w drodze do miejsc, w których da się przeżyć.
sobota, 8 października 2011
...jak słowa w kamieniu wyryte
Nacierpiałaś się jak mało kto.
Tyle nieszczęść. Sznury kibitek.
Tobie zawsze o jedno szło -
żeby odkryć, to co zakryte.
Zakazano Ci po polsku śnić.
Rozkradano wszelki dobytek.,
lecz nie chciałaś bez prawdy żyć.
Odkrywałaś to, co zakryte.
Do powstania synowie szli.
Tocząc boje wprost znakomite.
Rozświetlały bitewne dni,
to co miało zostać zakryte.
Chociaż wyrósł wysoki las,
gdzie szeregi spały zabite -
wielka pewność wciąż trwała w nas,
że zostaną kiedyś odkryte.
Przekonanie jest w każdym z nas,
jak w kamieniu słowa wyryte,
że się zbliża kolejny raz -
czas, gdy wszystko zostanie odkryte!
Bajka
Wybierały owce wilka, który miał je zjeść.
Głodnych wilków było kilka. Rozeszła się wieść,
że jeden od razu połknie, drugi szarpał będzie.
Kłóciły się więc zawzięcie, aż wrzało na spędzie.
Pytały wciąż kandydatów z kim się będą dzielić.
Różne opcje rozważały, aż do tej niedzieli,
która była ich ostatnim dniem w starej zagrodzie.
Cóż, radości z demokracji nie miewa się co dzień.
Owce całkiem zapomniały, że są tylko strawą.
Jest weselej, gdy się łączy obiadek z zabawą.
Loteria jest przyjemniejsza w atmosferze święta.
Niech się uczą demokracji młodziutkie jagnięta!
Wilk jest wilkiem. Owca owcą. Każdy ma swój głos.
Prosty podział w ordynacji określa twój los.
Niełatwo jest dziś owieczce przejść na stronę wilków,
lecz na uczcie zawsze połkną nieostrożnych kilku,
stwarzając jakąś nadzieję dla większych baranów.
Nim się jakoś sam określisz - dobrze się zastanów!
piątek, 7 października 2011
Riposta
Tolerancja dla brzydoty.
Potępienie dla prostoty.
Słowa są jak samoloty -
spadają niewyjaśnione.
Poczucie smaku zranione
pali duszę, pierś rozrywa.
Prawda na świat się wyrywa
i wyłażą gwoździe z drzewa.
Zakazano pieśni śpiewać,
a ta nuta się przebiła
i ma dzisiaj swoich fanów.
Kabalisto się zastanów.
kiedy popełniłeś błąd,
Wkrótce cię przegonią stąd.
Stworzyłeś kiedyś Golema.
Miał zwyciężać! - Szansy nie ma!
Taka prosta, lekka muza,
co z bełkotu sie wynurza
przewróci całą machinę,
a Poezję, jak dziewczynę -
mało straszydło obchodzi.
choćbyś nie wiem jak dowodził,
że jest prosta i naiwna,
przewrotna - zwyczajnie zwinna,
nie przekonasz, że jest zła
i cała konstrukcja ta,
która chwaliła brzydotę -
do piekła ruszy z powrotem!
czwartek, 6 października 2011
Katyń w Strasburgu
"Nie przykłada wielkiej wagi..." do Katynia.
"Nie przykłada wielkiej wagi..." do Smoleńska.
O milionach łagierników zapomina.
Czci zwycięstwo, a te mordy to jej klęska.
Zapłaciła morzem krwi na wszystkich frontach.
Zapłaciła na Łubiance i w Workucie,
a te stosy rozstrzelanych gdzieś po kątach,
są jak zadra niepotrzebna dzisiaj w bucie.
Winny Stalin, winni jego komuniści
za miliony zamęczonych na Syberii.
Winny Jeżow i enkawudziści.
Winna jest dyspozycyjność Berii.
A nie Rosja - wielka, prosta mać radnaja,
której strzeże nowoczesne eFeSBe.
Dziś agresję jej przypominają,
której nie zna i zapomnieć o niej chce.
A ten Smoleńsk? - Chciał przypomnieć i rozgrzebać!
Przeciw Rosji podniesiono rekę w Gruzji!
Jeśli chcieli się naprawdę Rosji nie bać -
Rosja musi znowu wrócić do iluzji.
Może bajki opowiadać Ameryka.
Mogą matrix pokazywać wszystkie rządy.
Nowoczesność do Rosji przenika.
Dziś zwyciezców się nie sądzi za poglądy!
"Nie przykłada wielkiej wagi..." - to odpowiedź.
Trzeba naprzód lepiej patrzeć, a nie wstecz!
To nie czas jest na ogólną spowiedź!
Długie ręce ma dziś Rosja i ma miecz!
A ta Polska, to nie zagranica.
Żyją w Polsce też "prawdziwi" komuniści.
Polski rząd dziś nową Rosją się zachwyca!
Niedobitki protestują i kaczyści.
Rosja wielka, Rosja silna - znów znacząca.
"Wielkiej wagi do Strasburga nie przykłada"
Niech się nikt w wewnętrzne sprawy jej nie wtrąca,
bo się sprawa nie zakończy na uwagach.
Wraca stare. Wraca Jałta - strefa wpływów.
Ameryka nie ma w Polsce interesów.
Dziś samotna, poszarpna od porywów -
stała Polska się zakątkiem wschodnich kresów.
Las Katyński, Las Smoleński... inne lasy
wciąż skrywają echo strzałów w starych brzozach.
Może kiedyś przyjdą jeszcze takie czasy,
że się prawda będzie liczyć, a nie poza.
ZWYCIĘŻYMY!
Zwyciężymy,
chociaż twarde są przeszkody.
Przekroczymy
pod nogi rzucane kłody.
Odsuniemy
obrzydliwą Targowicę.
Zwyciężymy!
Wróci wolność na ulicę.
Zwyciężymy
tajność, która tu rządziła.
Przywrócimy
prawdę, by się wyświetliła.
Odsuniemy
obrzydliwość i głupotę.
Zwyciężymy!
Będzie normalość z powrotem!
Zwyciężymy,
bo prowadzi nas Zwycięska.
Zapomnimy
wstyd i niemrawość po klęskach.
Przywrócimy
solidarność i szacunek.
Osądzimy
zbrodnie, zdradę i rabunek.
Zwyciężymy!
Już nie chcemy słów okrągłych.
Postawimy
na czele "przed szkodą mądrych".
Wyleczymy
niemożliwość i nieróbstwo.
Zwyciężymy
podległość niemiecko-ruską!
Subskrybuj:
Posty (Atom)