Upadła filozofia "mieć". Nie wierzy nikt już w "być". Trzyma się jeszcze trochę "chcieć". Umacnia się "Jak żyć?" Lecz "żyć" jest także zagrożone. Żre je eutanazja. i wkrótce będzie tylko klonem. Została nam fantazja.
Byt wirtualny żyje dłużej. Ten nasz jest nic nie warty. Z zaświatów w wyobraźni chmurze idzie Czterdziesty Czwarty. Gdy człowiek już tu nic nie ceni, a ludźmi rządzi zwierzę - to filozofię może zmienić zwyczajne , proste - wierzę!
Nadzieja jest najbardziej trwała, choć postać jej duchowa - niematerialna, lecz wspaniała i umie motywować. I rodzi nowe wciąż uczucia. Powie co jest miłością. Gdy człowieczeństwo świat wyklucza - to ona jest ludzkością.
Kiedy zrozumiesz nieskończoność tworzących się fraktali. Za jedność zdarzeń - "być i płonąć" - wciąż stwórcę będziesz chwalił. Za to, że stworzył cię człowiekiem i obdarzył nadzieją. I żadne życia przeliczniki twą wiarą nie zachwieją.
Winni? Niewinni? Nie ma co gdybać! To nie ten czas! Jeżeli milczysz, gdy biją innych - Jutro być może będą bić nas. Nie pytaj: - Za co? Nie ma znaczenia! To też jest człowiek! Jeżeli ktoś się w zwierzę zamienia - Dość tego! - Powiedz. Przecież niedawno policjant chłopca kopał w Warszawie! Jakim wyrokiem sąd sprawę zamknął? Czy jest po sprawie? Lecą po świecie filmiki z Syrii, z Kairu zdjęcia. Ludzie rwą szaty. Mówisz - Dwa światy! I kto się znęca? Winni? Niewinni? Nie ma co gdybać! To nie ten czas! Jeżeli milczysz, gdy biją innych - Jutro być może będą bić nas!
Spokojniutko, precyzyjnie, szczegółowo, z komputerem, z prognozami oraz z głową, bada się wybrane cele. Pośpiech nie jest przyjacielem, ale sprawę trzeba zamknąć terminowo. Plik raportów od wywiadów, od własnego i sąsiadów z obserwacji bezpośredniej, z satelitów. jakby krople z wodospadu precyzyjnie trzeba na dół przenieść, wpisać według środków i limitów. Niby nic - praca sztabowa, lecz pod cyframi się chowa zwykły termin - ten dla kogoś ostateczny. Jakiś dzień, godzina, chwila. Jego życie jest jak bilard. Irańczyku! Przestań już się czuć bezpiecznym! I ty, świetnie uzbrojony, który nie zdążyłeś żony ani dzieci swych uścisnąć przy bye, bye! Też się musisz zastanowić, czy każdemu rozkazowi możesz ufać i bezpieczny jest twój kraj. A my szarzy, zwykli ludzie, rozmyślamy wciąż o cudzie, który mógłby tę lawinę jeszcze wstrzymać. O nakładach, kosztach, ruchach. O finansach, tłustych brzuchach. O człowieku, który rozkaz dał: - Zaczynać!
Twardo żądam sprowadzenia do nas wiosny! I nie zgadzam się na żadne konsultacje! Nie obchodzą mnie rosnące stale koszty! I ostrzegam! - Zrobię tu manifestację!
Nie pozwolę, by przesuwać znów terminy i na przyszłość, gdzieś odkładać jej nadejście! Takie plany to są zwykłe z ludzi kpiny i zadymą mogą skończyć się na mieście!
Twardo żądam, żeby praw tu przestrzegano! Naturalnych - ustalonych przez przyrodę. Tyle dobra już tu ludziom odebrano i podstępnie wymuszono na nich zgodę!
W sprawie wiosny nie ustąpię! Nie ma mowy! Śmiało pójdę, kukłę zimy sam utopię! Konsultacje i mediacje i umowy - podpisujcie gdzieś daleko - w Europie!
Tu nad Wisłę wiosna przyjdzie, bo przyjść musi! Upragniona, długo tak oczekiwana, a ta czapa, która pragnie naród zdusić - będzie wkrótce do Gdańska pognana!
Wszechwładna kpina, wisielczy śmiech. Pozapominał już echa ech dom ośmieszony i zrujnowany. Wszędzie się tylko panoszy grzech. Szczyny na zniczach i śmiech pijanych. Pan Jezus płacze za grubą kratą już przepędzony z otwartych dróg. Było inaczej. Zgodził się na to. Nie miał wyboru. To tylko Bóg. I tylko człowiek mógł zło tu czynić, który oszalał z "Róbta, co chceta", i Matkę Boską chce teraz winić, chociaż to dobra Matka - kobieta. Wszechwładna kpina. Z pogrzebów - żarty! W ogóle już się nie liczą ludzie. Tak się przedsionek piekła zaczyna. Nadzieja jeszcze została w cudzie. Czy powinniśmy jeszcze szaleńców traktować nadal jak swoich braci? Czy przyzwoitość schować w psiej budzie i srebrnikami za wolność płacić? Zmiłuj się Panie! Matko Najświętsza wstaw się za nami - zakrzyczanymi! Zło nie przestanie! Pasja zwierzęca pomiatać będzie Tobie wiernymi i głodne bestie szarpią już kraty chcąc na arenie dopaść ofiary. Zdejmij z nas wreszcie niemocy brzemię. Daj siły Panie młodym i starym powiedzieć chórem zwyczajne - Nie! A wtedy w górę podniesie się Monstrancji jasność nad Twym narodem. Wróci porządek. Zgoda na zgodę i miłosierdzia Twoje wezwanie. O to się teraz modlimy Panie!
Jeśli kochasz - musisz także bronić! Umieć ostrzec, przed światem osłonić. Przed nieszczęściem, strachem, bezradnością. Musisz swoją opiekować się miłością.
Miłość nie jest ustępliwa i żebrząca. Nie chce widzieć przeszkód ani końca. Choć być może - nie przenosi żadnych gór. Nie ma dla niej klęsk, kryzysów, czarnych dziur.
Nie ma głupot polityki i matołów. Nie ma kantów i okrągłych stołów. Przed tym wszystkim musisz zawsze zamknąć drzwi. Jeśli kochasz - istniejecie tylko Wy!
Jeśli kochasz - musisz nie pozwolić na to wszystko, co może zaboleć! Na brzydotę, na trudności i kłopoty. Jeśli kochasz - musisz wiedzieć o tym!
Jeśli kochasz - musisz umieć słuchać! Miłość zawsze delikatna jest i krucha. Musisz myśleć za siebie i za nią, jakby była jedyną twą panią.
Jeśli kochasz - musisz to pokazać! A wszystkiemu, co szczęściu zagraża i was straszy pogorszeniem, uczuć chłodem - powiedz - Nie! - Niech nie liczy na zgodę!
Nie zamieniaj swych przekonań, słów i znaczeń. Nie wierz w to, że można inaczej i że gorzej, ale jakoś przecież będzie. Jeśli kochasz - walcz o lepiej - wszędzie!
Przyszedł luty - mroźny dołek w dziwnej zimie. Chodzę struty, chociaż wiem, że luty minie. Gdzie są nuty słynnej "Ody do radości"? Dzień zepsuty - potrafili mnie zezłościć.
Przyszedł luty i kolejna miesięcznica. W mediach wrzuty - nikt się nimi nie zachwyca. Gość wyzuty z wszelkich uczuć na ekranie. Plan uknuty - wciska swoim na śniadanie.
Przyszedł luty i publikę zmroził chłodem. Twarde buty postawiono przed narodem. I dopóty całkowicie go nie zdepczą - ni minuty nie zmarnują, aż kraj spieprzą.
Przyszedł luty - miesiąc ciężki, ale krótki. Wór rozpruty wciąż łatają prostytutki. Jeszcze buty im wystarczy na te chłody. Na zaplutych wiosną już nie będzie zgody!
Bruki Paryża, włoska riwiera, pustynna, wojskowa baza. Ktoś w internecie stronę otwiera i sprawdza czy się pokazał wierszyk znad Wisły, znajome słowa, ich dźwięki i melodyka. Czyta. W pamięci pragnie zachować choć fragment tego wierszyka.
Manhattan, City, zima w Rodopach, australijskie wybrzeże. Ktoś oczy wlepił w swego laptopa. Czyta i cieszy się szczerze. Przebiega wzrokiem znajome zwroty, dzieciństwa słyszy muzykę i zapomniane serca tęsknoty wracają wszystkie z wierszykiem.
Kafejka w Hajfie, misja w Afryce, turyści i rezydenci wierszyk jak mantrę albo matrycę utrwalić pragną w pamięci. Mogą po polsku przy nim pomyśleć. Czytają wierszyk znad Wisły. Mocno zaznaczę, zanim go wyślę: "Ostrożnie! - Język Ojczysty! "
Ksiądz Kordecki wśród obrońców procesję prowadzi z rozmodlonych zakonników, szlachty i czeladzi. Nie przeniknie naszych szańców zdrada, obcych zmowa. Oblegani ocaleją! Walczy Częstochowa!
Lud się burzy. Obcych goni! Zamieszanie czyni. Kmicic nie był winny zdrady. To on jest Babinicz! Elektor obcych porzuca - wróci do Korony. Potop minie i kraj wiosną będzie wyzwolony!
Pan Czarniecki bardzo mocno siły obcych kąsa. Pan Zagłoba partię zbiera i podkręca wąsa. Ciężka zima nas ścisnęła. Mróz siarczysty trzyma. Całuję rączki Waćpanny. List gońcem wysyłam.