piątek, 18 marca 2016
Jak niedziela - to Bruksela...
A w niedzielę - do Brukseli, zamiast do Kościoła.
Tydzień minął. Powiedzieli. Teraz Unia woła.
Python Monty na dwa fronty? Medal ma dwie strony!
Cztery kąty, a piec piąty. Świat jest pokręcony!
Odeślemy, a weźmiemy kogo nam potrzeba!
Wymienimy łeb za łeb! Jakbyś dał i nie dał.
Zwiększą pewnie się wydatki, lecz do innej ręki.
Przełożą ludzie manatki do nowej udręki.
Karuzela się zakręci. Będą nowe szlaki.
Dołączy, kto nie ma chęci. Zapłacą tępaki.
Szczyt i banał wpuszczą w kanał wielką ludzką rzekę,
a jeżeli się przeleje - przymrużą powiekę.
Jest niedziela. Kurs - Bruksela. Schulz czeka z Junckerem.
Rada Tuska grosz wyłuska. Angela za sterem.
Gest dla Turka i powtórka: - Zapłacimy, "ale..."
Głosu z naszego podwórka nie słuchają wcale.
Dla nas kiecka jest wenecka zamiast czarnej togi
i muzyka penderecka w formie zapomogi.
Wymóg twardy, a miliardy toną w Adriatyku.
Jeden sędzia i orędzia. O co tyle krzyku?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz