środa, 31 sierpnia 2016
Gdy w noc wrześniową...
"Gdy w noc wrześniową czwarta wybiła,
eskadr bojowych ogromna moc
z szumem motorów się pojawiła.
W piekło zmieniła cichą noc"
Kiedy nadchodzą noce wrześniowe,
sen odbierają pamiętne dni.
Powraca stare. Przeraża nowe.
Obawa jeszcze w nas się tli.
Wielkie manewry. Ukryte plany
i polityczny poważny spór.
Nad naszą głową układ nieznany.
Na dnie łańcuchy grubych rur.
Dało nam NATO nie za bogato,
choć zwaliliśmy berliński mur.
Dzisiaj tak samo kończy się lato.
Ruski samolot patrzy z chmur.
A nasze eF-y pilnują strefy.
Amerykanów zaprosił rząd,
lecz dobrze wiemy, że to są blefy,
bo Trump ich wyprowadzi stąd.
Piersi obrońców będą potrzebne,
bo ktoś szlabany dawno już zdjął,
a nasze dzielne orły podniebne
trenują tylko air-show.
Pamiętaj matko! Pamiętaj ojcze,
historię tamtych wrześniowych dni,
a ja balladę cichym zakończę -
wspomnieniem tamtych, co w bój szli.
Słoma obciachu
Filharmonicy lubią dysharmonię.
Chwile sprzeciwu. Odmienność estrad.
Już zarzucili jawną ironię,
odkąd Czerwona gra im Orkiestra.
Pewnie z rąk obcych biorą zapłatę
i chcą wyrzutkiem zostać narodu.
O wiele lepiej grali pod batem,
niż za wezwaniem genów i kodu.
Rewolucyjna drzemie w nich nuta
i w tubie mają, kto ich odbiera.
Może już przyszli w dziurawych butach
przy elegancji wicepremiera.
Przesiąkli pewnie "Skrzypkiem na dachu",
lecz zagubili uśmiechu luz.
Zamiast chochoła słoma obciachu
wypełnia teraz świątynie muz.
Tylko im w głowach lira korbowa
dawne koncerty jeszcze rzępoli.
Buczą bezładnie. Zabrał im słowa
żal po upadku dawnych idoli.
To się nie skończy żadnym "Weselem"
a "miałeś chamie..." ktoś znowu powie.
Dziś nie przystoi klaka w kościele.
Sztuka niechętnie ulega zmowie.
Drży ręka rynku prowadząc smyczek.
Z oczu uciekły wszystkie bemole.
Orgii na scenie żąda prawiczek,
a pan dyrektor utracił stolec.
Filharmoniści wstydu nie mają.
Przecież w harmonii brak demokracji.
Tak muszą zagrać, jak zagrać mają.
To nie jest miejsce manifestacji!
Developer song
Budujemy nowe domy.
Rosną w oczach nam miliony.
Jeszcze jeden placyk daj
Warszawo!
Każdy z nas jest umoczony,
a niesłusznie oskarżony.
Ratusz przecież dobrze wie:
Ma prawo!
Ręce pełne są roboty.
Nowe oczekują zwroty.
Kancelarie to załatwią -
żwawo.
Masz Warszawo
kram z ustawą,
ale rączki sprawne som??!
Zbudujemy... układowy, nowy dom!
wtorek, 30 sierpnia 2016
Nie czcijmy porozumień!
Połowa życia przed...
Połowa życia po...
A człowiek przez to szedł.
Ocierał się o dno.
I nie dał się pogrzebać.
I nie dał się wykluczyć.
Dziś nie zamierza śpiewać,
bo wiele się nauczył.
A czy się bardzo zmienił?
Pozostał taki sam!
Może Pan Bóg docenił
i wynagrodzi Tam
to trudne pokolenie,
jego "ciekawe czasy",
przez które niosło brzemię
i nie "poszło na nasyp",
a zachowało godność,
wartości, człowieczeństwo.
To duma jest, czy skromność?
Może błogosławieństwo?
Może po prostu Polskość
wyssana z matki mlekiem
i upragniona wolność
tak dziś jak i przed wiekiem.
Nie czcijmy porozumień,
a cześć oddajmy walce
i niech rachunek sumień
nie ścieka nam przez palce!
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
W korporacji Jesieni
Wczoraj - Inka, dzisiaj - Getto, jutro - Solidarność,
a pojutrze - płaca netto. Życie to jest marność.
Nie dla wszystkich dziś, jak widać, tą marnością bywa,
gdy się tak zacięta walka partyjna rozgrywa.
Jest, jak wiecie, we wszechświecie też ciemna materia
i są siły, co tworzyły polityczny serial.
Nigdy nie schodzą ze sceny. Powtarzają role.
Sami stwarzają problemy. Dla nas - tych na dole.
Nagle lato wszystkim mija. Zmienimy kostiumy.
Sposób marchewki i kija rozchwieje rozumy.
Telewizja program zmieni. Nowe da seriale.
Marność także trzeba cenić! Jest gdzieś Boży Palec.
Na zakręcie ma orędzie nie najwyższe loty.
Jakoś było - jakoś będzie! Ocenimy po tym.
Każdy sobie wiersz dopowie i znaczenia zmieni.
Partyjny i zwykły człowiek nie umkną jesieni.
niedziela, 28 sierpnia 2016
Smak
Już wiadomo co i jak,
że pan Prezes ma swój smak
i podobać mu się może
tekst pisany nie najgorzej
i na przykład Inki hymn
ma swój rytm i ma swój rym.
Może nie ma tego tonu,
jak utwory Sabatonu,
lecz nie każda myśl jest święta,
gdy ją trudno zapamiętać.
Na bezrybiu i rak ryba
i nie warto o tym gdybać,
czy to artyzm, czy chałtura.
Trudna, bracie rzecz - kultura.
Wszyscy muszą zamknąć usta.
Nie rozmawia się o gustach,
a gdy nic nie ma w ofercie,
można jechać na Herbercie.
Picnic
Picnic w Warszawie, a pogrzeb w Gdańsku.
Tu na ludowo, a tam po pańsku.
Stój na upale, kto w Boga wierzy!
Ku wiecznej chwale! Wzór dla młodzieży.
Picnic? - pomyłka. Rzecz o pikniku!
Miasto Singera jest u Nożyków.
Dwóch Kenijczyków w półmaratonie.
Mnóstwo atrakcji, a to nie koniec.
Partyjne łatki, jak na patchworku.
Lata ostatki - dziś w jednym worku.
Hasła skradzione rodem z żylety,
a wkrótce dzwonek - powrót, niestety.
Wrócą parady, Unia i KOD-y.
Bez zgody będą łączyć narody.
Światłem rozbłyśnie sejmowa rampa.
Popieraj Clinton! Nie! Lepiej Trumpa!
Więcej pomników! Prawda - na potem.
Biegnie maraton. Tam i z powrotem.
Powraca stare - miało być nowe!
Gdzieś w tle zostały zbrodnie sądowe.
Trudna historia wymaga czasu
i zastrzeżony pozostał zasób.
Pewnego grobu strzeże kamera,
a PiS nam nowy rozdział otwiera.
Dziś polityka jest hybrydowa.
Coś nam pokaże. Coś musi schować.
Patriotyczne wielkie zadęcia.
Od Narodowców wrogie przejęcia.
Nowa, przewodnia siła narodu
musi na potem, z różnych powodów,
przełożyć śmiałych planów zwrotnicę.
Kredyt to kredyt... i w polityce.
sobota, 27 sierpnia 2016
Jeszcze słowo - pyrrusowo
Było już takie zwycięstwo,
jednak Pyrrusowe,
gdzie klęska nie była klęską,
choć mistrz stracił głowę.
Ocalały zamków mury.
Nie poszli w poddaństwo.
Jeszcze wzniosło się do góry
groźne, wrogie państwo.
Dziś podobną sytuację
mamy po sukcesie.
Przywracamy demokrację,
jednak więcej chce się.
Rządy mamy, jakie chcemy.
Nie ma współrządzenia.
Malborka nie zdobędziemy,
bo już siły nie ma.
A rycerstwa Europy
pozostały wpływy.
Każdy zajął swe okopy.
Wielu uszło żywych.
Pozostała propaganda.
Nie damy guzika!
Nie skoczy do Wisły Wanda.
Tematów unika.
Śnią się wodzom długie marsze,
następne kadencje.
Wydają się jeszcze trwalsze
dawne preferencje.
Jest poprawność polityczna,
jak żandarm światowy.
Perspektywa była śliczna.
Nie ma o niej mowy.
Już drepczemy, choć nie chcemy.
Rozdzielamy łupy.
Wstaliśmy, lecz nie idziemy,
a świata skorupy
nie ruszymy z jego posad
nowego porządku.
Nasze wnuki strząsną osad.
Zaczną od początku.
Kto lubi teatr wędrowny -
będzie miał seriale.
Może uwag niestosownych
pokaże się parę.
Ważne, byśmy nie skakali
na głęboką wodę,
a tego, co sukces chwali
przepuszczajmy przodem.
W Ascoli Picento
Popatrz na tę kupę gruzów.
Tu było miasteczko.
Znów grupa partyjnych tuzów
przybyła z wycieczką.
Czy się zniżą do człowieka,
gdy tak patrzą dumnie?
Chodźmy dalej. Czas ucieka.
Staniemy przy trumnie.
Mają większe tarapaty.
Ich świat też się wali.
Choć nie widzą nic poza tym,
jednak przyjechali.
Wybory będą niedługo.
Są po naszej stronie.
Utworzą tu Unię drugą.
Tamtej, to już koniec.
Mówią, mamo -
będzie wojna, przypływają obcy.
To władza jest niespokojna,
a nie mali chłopcy.
Dom ciotki jest w Neapolu,
koło Wezuwiusza.
Nie będziesz pracował w polu.
Chodźmy. Ksiądz już rusza.
Konkluzja
Wciąż wierzymy, że coś jeszcze...
lecz schodzi powietrze.
Narodzą się wątpliwości
z siły niemożności.
Afer kłęby. Stare gęby
śmieją się nam w oczy.
Wszędzie schody. "Zmiana wody".
Zapał z drogi zboczył.
Plany były. Nie ma siły.
Rozliczeń nie będzie.
Odciski się odnowiły.
Trzeba mieć na względzie.
Siła wyższa. Był już wystrzał.
Para w gwizdek leci.
Z mediów wyjrzał Dyl Sowizdrzał.
Zamilkli poeci.
piątek, 26 sierpnia 2016
Strach się bać
Cóż przy armii w gotowości
znaczy kamienica,
albo kogo dziś rząd gości?
Czy jest kanclerzyca?
Cóż przy handlu Ukrainą
znaczy plac Duńczyka?
Jaką znowu nas nowiną
wstrząśnie polityka?
W życia wielkim kołowrocie
chwil spokoju nie ma!
Dziś ekspertom trudno dociec,
gdzie ważniejszy temat.
Sądzą sędziów redaktorzy.
Radni radę zdradzą.
Temat wojny znowu ożył.
Władza walczy z władzą.
Wielka pycha ją wypycha
nad ziemskie padoły.
Tarabany tylko słychać
zamiast dzwonka szkoły.
Co ten wrzesień nam przyniesie?
Teatr musi trwać,
a za kilka dni już jesień.
Jaka? Strach się bać!
czwartek, 25 sierpnia 2016
Amatrice
Region nie jest bogaty.
Dom przypięty do zbocza.
Przy oknie fotel taty.
Perspektywa urocza.
Tu wszędzie jest pod górę
i czas upływa wolno,
a mury stoją murem.
Prowincjonalna wolność.
Tu wszyscy wszystko wiedzą
i widzą też daleko.
Może nic nie powiedzą
i nie mrugną powieką,
gdy ktoś wspomina dawne
i niedawne trzęsienia.
Wszystko jest stare, sławne
i dom ich i ta ziemia.
Ten sierpień był gorący
i przyjechały wnuki,
a ktoś wtrącił niechcący,
że słyszano pomruki,
chyba od Wezuwiusza,
albo z południa - z Etny,
a tynk odpadł, bo skruszał.
Wzięto za dowcip świetny,
że pyłu coraz więcej
przynosi już sirocco,
a ciągle jest goręcej.
Dokąd tak będzie... dokąd?
Zmierzch przemalował ściany,
a miłość i pacierze
zmieniły dom w szeptany
bank życzeń w dobrej wierze,
bo przecież wkrótce dzieci
odjadą już z wakacji.
Jak szybko ten czas leci -
ktoś wspomniał przy kolacji.
W księdze czasu otwartej
zasnęło Amatrice,
aż przyszło wpół do czwartej...
i zmieniło oblicze.
środa, 24 sierpnia 2016
Dzień po bucie
Na drugi dzień po wzmocnieniu,
po Aquila Rossa,
już mówimy o cierpieniu.
Cóż jest warta poza?
Cóż są warte defilady
i pokazy siły,
kiedy już złowieszcze Grady
swoje narobiły?
Cóż są warte doświadczenia
i zamknięte księgi,
kiedy ci, co świat chcą zmieniać
otrzymują cięgi?
W żadne znaki nikt nie wierzy,
nawet po Asyżu.
Ziemska władza zęby szczerzy.
Twarze ma ze spiżu.
Drży nam Ziemia pod stopami.
Nie zadrżą sumienia.
Zegara stanął mechanizm
w chwili rozprężenia.
Ledwo swoje wygłosili
wielcy politycy,
sufit zniknął w jednej chwili
i nie ma ulicy.
wtorek, 23 sierpnia 2016
Psychoterror
http://www.prisonplanet.pl/kultura/psychoterroryzm,p1946683454
Cokolwiek się stanie,
nic nie będziesz w stanie
zrozumieć
przyswoić
i zinterpretować.
Nie zdołasz się schować
przed manipulacją.
Przed dezinformacją
nic cię nie obroni.
Orwellowscy - Oni
przewidzieli wszystko
i każde oporu najmniejsze ognisko
wygaszą
ośmieszą
zniszczą
zamordują.
Okażesz się szują
lub eskapinistą autocenzury
i jak człowiek chory
będziesz jarzmo chwalił,
a świat cię przywali
sprzeczną informacją.
Za ostatnia stacją
już logiki nie ma.
Jest psychoterroryzm,
wojna i ekstrema.
Nie schowasz się w żadną
poetycką niszę.
Zawsze cię dopadną.
Już pełzanie słyszę.
Cokolwiek się stanie,
nic nie będziesz w stanie
zrozumieć
przyswoić
i zinterpretować.
Nie zdołasz się schować
przed manipulacją.
Przed dezinformacją
nic cię nie obroni.
Orwellowscy - Oni
przewidzieli wszystko
i każde oporu najmniejsze ognisko
wygaszą
ośmieszą
zniszczą
zamordują.
Okażesz się szują
lub eskapinistą autocenzury
i jak człowiek chory
będziesz jarzmo chwalił,
a świat cię przywali
sprzeczną informacją.
Za ostatnia stacją
już logiki nie ma.
Jest psychoterroryzm,
wojna i ekstrema.
Nie schowasz się w żadną
poetycką niszę.
Zawsze cię dopadną.
Już pełzanie słyszę.
Poetyckim hologramom:
Na wiersz Stanisława Dłuskiego "Sny o Bogu ukrytym"
*
Jest światłością, albo cieniem.
I wybuchem i skupieniem
i wzbudzonym elektronem.
I drobiną i ogromem.
Ty jesteś Jego zamysłem.
Łączysz w sobie dawne, przyszłe
zmiany oraz przekształcenia.
Z Nim współtworzysz badasz, zmieniasz
i stajesz się hologramem,
lecz wszystko jest zapisane
gdzieś, na dysku galaktyki,
a ty pytasz o wyniki.
Niewiadoma dręczy: Po co?
W rozbłysk gwiazdy patrzysz nocą.
Błądzisz palcem - gdzie jest spacja?
A to tylko transformacja.
Podwójna myśli spirala.
Raz się zbliżasz, raz oddalasz
i niepewnością pulsujesz.
Jego bezmiar zawsze czujesz
i swe człowieczeństwo tycie...
w którym myśl się staje życiem.
Nie gaś iskry gorzkim żalem.
Niech odradza się fraktalem.
Odcisk palca Pana Boga
to ty właśnie... Brama... Droga...
Krótki rozbłysk na spirali.
Blisko, albo gdzieś w oddali.
Iskry Skry
Raz rodzynek
spadł na rynek
do kiepskiego chleba
i to właśnie był przyczynek,
że zmiany potrzeba.
Jednak sępom
decydentom
nie zmienił się gust.
Nikt nie będzie
prominentom
odbierał od ust!
Jaskółka
nie czyni w spółkach
istotniejszej zmiany.
Ostrzegała je kukułka,
że będą podmiany.
Nastąpiła drobna zmiana
w zbyt ambitnych planach.
Kiedy próżnia, czas rozróżniać
chama oraz pana.
Trudne sprawy.
Na Morawy
wyjedzie Balcerek.
Wyprzedano pół Warszawy,
w tym kamienic szereg.
Razem z ludźmi, ich dobytkiem,
z martwymi duszami.
Z prawnikiem, pustym korytkiem
i Skrą z medalami.
Oko trókąta
Wciąż się toczy ponad nami
bój prawników z prawnikami.
Walka prawa unijnego
z tymi, którym nic do tego,
a też chcieliby, choć trochę.
Człowiek zwykłym jest paprochem
w kurzu szarych dni i nocy.
Ostrzegali, go prorocy,
żeby nie brał nic we frankach,
kiedy bańki rosną w bankach.
Gdzieś na wyspie, w mysiej dziurze,
góra proponuje górze,
dokąd przenieść się z Londynu,
bo ten Brexit to już przymus.
Grozi krach i spekulacja.
Ludzie jeszcze na wakacjach,
a w Berlinie konsternacja.
Może Paryż? Może Dublin?
W Unii sterta prawnych bubli.
W Luksemburgu? We Frankfurcie?
Trójca szepcze coś przy burcie.
Lotniskowcem fala kiwa.
To nam rynek porozrywa!
Ruszamy do konsultacji!
To już fikcja demokracji.
poniedziałek, 22 sierpnia 2016
Z ogonów kłębiastych chmur
Niż nad Anglią po Bexicie
utrudnia nam w Polsce życie
niszcząc głównie samochody.
Spada na raz wiele wody
z ogonów kłębiastych chmur.
Ze studzienek, ścieków, rur,
wybija to na ulice,
a wiadomo - w polityce
i ulica ma znaczenie.
Po niej młode pokolenie
chciało wejść do polityki.
Aura niszczy wyniki.
Jak po wodzie przejdą marsze?
Pokolenia trochę starsze
nie dziwią się już niczemu,
lecz młodemu pokoleniu
nie podoba się ta woda.
Wydanych pieniędzy szkoda,
kiedy radość gniotą drzewa,
a opozycja zagrzewa
celebrytów do żarcików.
Ci podnoszą wiele krzyku
o plaże Władysławowa:
Nie potrafią się zachować!
Piją piwo! Wszędzie pety!
Chamstwo wyległo! O, rety!
Zniknął pokazowy luz.
To są skutki "Pięćset plus"!
Za dużo jest w tym obciachu.
Celebrytom żyć bez dachu
też nie będzie teraz łatwo
w tłumie matek z liczną dziatwą.
Wiedzą uczone matoły,
że się wkrótce zmienią szkoły
i Axelowscy idole
w drugorzędne zejdą role.
niedziela, 21 sierpnia 2016
W Polsce...
Socjolodzy piszą wiele,
że modlitwy, to w kościele...
że jak trwoga, to do Boga,
a ja dodam, że na drogach
słychać także śpiew i modły.
Gdy świat wydaje się podły -
szczęście rozdziela naparstkiem,
idą do Matki Piekarskiej
pielgrzymki, jak długa wstęga.
Nie jak Piekarski na mękach,
tylko dziarsko i z nadzieją,
a tego nie rozumieją
w Studiach Cargo i w CBOS-ie.
Niemożliwe... a dało się!
O opiece i o cudzie,
swoje zdanie mają ludzie.
Wąskie usta Trumpa
Jest na świecie Rio Negro,
a nie ma murzyna.
Na plażach golizny przegląd
i zakaz burkina.
Glob zwariował. Zwalcza słowa.
W publikacjach - sztampa.
W reklamie - starości powab,
wąskie usta Trumpa.
Przygasają już igrzyska.
Wracamy na glebę.
Na partyjne stanowiska,
lub wyjazd za chlebem.
Płoną szyby złóż Niniwy.
Jonasz w rybie siedzi.
Wszystko jakby jest na niby.
Niepewni sąsiedzi.
Mija lato. Demokratom
przyrastają słupki.
Powroty. Na drogach zator,
a w Brukseli - głupki.
sobota, 20 sierpnia 2016
Pucz w tyle wizji
Świetni poeci, tacy jak Wolski,
przebierać mogą wśród dyrektorskich
miękkich foteli, obitych w skórę.
Oni tu teraz tworzą kulturę.
Do nich się znowu szczęście uśmiecha.
Taki redaktor, jak pan Warzecha,
w mig opanował sztukę aktorską.
Niedawno twierdził, że wraz z Szymborską
umarła w kraju dobra poezja.
Wiersz w internecie to już herezja,
ale dziennikarz kabaretowy
to pomysł twórczy, wspaniały, nowy!
Z tyłu przebija problemik ten,
że się pokpiwa z radyja M.
gdy nagle dzwoni wierna słuchaczka,
a dziennikarzy wspaniała paczka,
kiedy nadchodzi właściwa pora,
włącza telefon od Dyrektora.
Po wysłuchaniu celnej uwagi,
już ten dyrektor nie ma powagi
i nad poziomy sztuki nie wzleci.
Niby eksperci, niby poeci
przepyszną z tego mają zabawę.
W tyle satyryk pisze Ustawę.
Ucz się poeto! Zarządzać ucz!
Kiepskim się żartem zakończył pucz.
W barze "Kos"
Zakręt, szosa,
a przy szosie jak przykosa
bar u "Kosa" usiadł w Zgonie.
Zgon od rana w deszczu tonie.
Za oknami płyną TiR-y
w kierunku Gałczyńskiej Kiry,
która obok, w leśnym "Praniu"
rozmyśla o nagradzaniu
współczesnych, zdolnych liryków.
Bez pracy nie ma wyników.
Nastrój w sam raz dla liryka.
Mokry kot chyłkiem przemyka
pod kapiący, zgięty daszek.
Spod szyszkowych smukłych czaszek
spoglądają oczy sówki.
Przemoczone tenisówki
ślad swój odcisnęły w barze.
Nieszczęśliwych ciąg wydarzeń
ciśnie w głowę myśli sporo.
Rozgadało się jezioro.
Czy jeszcze zobaczy nas?
Pustka pluska. Wracać czas.
piątek, 19 sierpnia 2016
Ja się nie skarżę na swój los...
Ja się nie skarżę na swój los,
że żaden medyk nie pomoże.
Może nie będę śmiał się w głos,
bo przecież mogło już być gorzej.
I pamięć nie jest już potrzebna,
a w niej wyrzuty, lęki, skrucha.
Martwi mnie tylko strata jedna.
Możliwy brak pogody ducha.
Ja nie narzekam na przykrości.
Niech krętki kleszcza wiercą dziurę.
Chciałbym trochę z życia radości
zabrać w swą wirtualną chmurę.
By rozpoznawać i rozumieć
i wszystkim się emocjonować.
Choć jeden wiersz powtórzyć umieć
i jedna strofę choć zachować.
A niechby była częstochowska,
nieskładna i niedoskonała.
Żeby ją kiedyś Matka Boska,
gdy będę szeptał, usłyszała.
Kleszcz
Trochę słońca, częściej deszcz
i pewien maleńki kleszcz
zawędrował do Warszawy.
Los już nie był zbyt łaskawy.
Rozmnożyła się Borrellia
i przykrych wydarzeń seria
zapowiada groźne skutki.
Kleszcz był maleńki, tyciutki,
ale wielkie zaczął zmiany.
Zresetował wszelkie plany
i ośmieszył medycynę,
bo przez taką odrobinę
można nawet stracić pamięć.
Nie są dobrze rozpoznane
metody, skutki, terminy,
a jak będzie - zobaczymy.
Losu dotyk - antybiotyk,
bieganina i kłopoty,
bo jest sezon urlopowy.
Czy do serca? Czy do głowy
trafią nowi lokatorzy?
Straszne rzeczy piszą chorzy,
a w szpitalu, po badaniu,
pani już na poczekaniu
widząc zapis EKG
orzeka że nie jest źle,
bo już tętno się podniosło.
Pani zna swoje rzemiosło
i robiąc miny marsowe,
mówi, że zawracam głowę.
Doktor jeszcze słówko powie,
po czym pewnie pójdę sobie.
Szpital pusty. Zimna sala,
a technika nie pozwala
na zwiększenie ocieplenia.
Rano obsada się zmienia.
Bradykardia, wstrząsy, dreszcze.
Proszę siostry... długo jeszcze?
Lekarz pewnie wolno wstaje.
Nowy szpital i zwyczaje.
Linia nie do przekroczenia,
więc nie czekam. Do widzenia.
A tam już, za Izby progiem
rozmawiamy z Panem Bogiem.
Pewnie byłem zbyt nerwowy.
Przedsionkowo komorowy
może jeszcze to nie blok.
Panie Boże, chociaż rok
dałbyś jeszcze na tym świecie
pobyć cystom i poecie.
poniedziałek, 8 sierpnia 2016
Małosolnie, z głowy - na sezon ogórkowy
Naród wszystko widzi.
Pałacowi żydzi
modlą się u ściany,
a ci - kodowani
zniknęli z ulicy.
Oni teraz politycy.
Eksperci najlepsi.
Wyparli tych ze wsi.
Przyszli podkościelni
i już głoszą zgodę,
by naród z narodem,
co wspólnie przeżyli,
jednakowo czcili.
Wszyscy nie chcą obcych
i nawet bankowcy
płacą bez szemrania.
Odmiennego zdania
są tylko sędziowie
i jeszcze z aktorów
nikt się nie opowie
za demokratycznym
i wybranym rządem.
Nie chcą zgodzić się
z poglądem
przewalutowania.
Są zobowiązania,
rozliczenia, długi.
Tylko boże sługi
są zadowoleni.
Sam papież ocenił
wysoko ochronę.
"Pod Twoją obronę..."
już się ciszej słyszy,
a pewne potknięcie
pokazują w niszy,
bo mogło być znakiem.
Jak Polak z Polakiem
rozmawiają teraz.
Wojna jest daleko,
ale wciąż przybiera
coraz inne formy.
Naród jest oporny
i trzyma się swego.
Nie chce już Platformy.
Innym nic do tego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)