wtorek, 31 stycznia 2012
Zimoludek
Ciężko jest zimę przeżyć na działce,
gdy ostry mróz długo trzyma.
Sztywnieją oczy, drętwieją palce.
Poważna próba ta zima.
A nie tak dawno, za złej komuny
nie było wcale bezdomnych.
Dzisiaj ich w Polsce całe tabuny
szukają działek ustronnych.
Ciężko jest zimę przeżyć w ogrodzie
takim, co sami są winni.
Zima ofiarę zabiera co dzień
z tych, co od innych są inni.
Zimna jest wódka, zmarznięta budka.
Poranek szansy nie daje.
Zabiera ludka. Mowa jest krótka -
Polska surowym jest krajem.
Nieudacznicy i nieszczęśnicy
przechodzą wciąż próbę chłodu.
Płaczą jak sople dzieci ulicy,
Stwardniało serce narodu.
Komorów
Pod Warszawą jest Pruszków.
Pod Pruszkowem - Komorów.
Azyl dla różnych duszków,
układzików i tworów.
Kiedyś był Sulejówek, Milanówek i Anin.
Potem już swój Komorów wybierali wybrani.
Taki mały na boczku osiedlowy unikat.
Niby nic - peryferie, a być może syndykat.
Podwarszawskie osiedla
znane są w całym mieście.
Słychać o nich już w pierdlach
i w pieniążków szeleście.
Mówi się na salonach
i w najwyższych urzędach.
W tych zacisznych rejonach
obcy się nie poszwenda.
Zbyt nobliwi tam ludzie
mają swoje zacisza,
Kiedy innym - po grudzie,
tam dostatnia trwa nisza.
Nad Warszawą jest Pruszków.
Nad Pruszkowem - Komorów.
Azyl dla różnych duszków,
układzików i tworów.
Obudź się Narodzie!
Jeden czyni z nas podludzi,
Drugi nas zabija.
Trzeci wątpliwości budzi,
że Jesteś niczyja.
Czwarty brednie opowiada.
Kpi domowy złodziej.
Ksiądz ich wszystkich wyspowiada.
Gdzie jesteś Narodzie?
Jeden wziął nas na roboty.
Drugi przysłał zwłoki.
Trzeci nabrał znów ochoty
Fałszować wyroki.
Czwarty stale nas opluwa
W telewizji co dzień.
Na zakrystii trwa rozróba.
Gdzie jesteś Narodzie?
Jeden za próg nas nie wpuszcza.
Drugi w nos się śmieje.
Wierzycieli obcych tłuszcza
Na zwrot ma nadzieję.
Czwarty nam odstawił leki.
Trzyma nas na głodzie.
Odsyłają nas apteki.
Gdzie jesteś Narodzie?
Jeden kraj nasz chce podzielić.
Drugi wjechać może.
Inni będą mieć tu chcieli
Cmentarz na ugorze.
Masoni, gangi, tajniacy -
Ryby w mętnej wodzie.
Otrząśnijcie się Rodacy!
Obudź się Narodzie!
poniedziałek, 30 stycznia 2012
Bałwanek
Wielu ludzi nie ma domu.
Jeszcze więcej nie ma nic.
Wzbogacił się tylko komuch.
Reszta - osłupiały widz.
Panie słupnik! Czas się zbudzić.
Bo się zmienisz w żonę Lota!
Nikt nie zważa dziś na ludzi.
Wypięła się Europa.
Chłodno, chłodniej, coraz zimniej.
Nadchodzi siarczysty mróz.
Propaganda z wrzasku chrypnie.
Do eksmisji gotów wóz.
Wszystko trzyma się większości
uzbieranej z dziwolągów.
Cichnie "Oda do radości".
Rozbrzmiewa zmiana poglądów.
Mamy zimę dwóch prędkości.
Czy wystawią koksowniki?
Oziębienie wszystkich złości.
Nieporadne są uniki.
Licznik bije. Baki puste.
Puste miski i portfele.
Nikt się nie kieruje gustem.
Potrzeba całkiem niewiele.
Skończą tu się skłony strusie.
W zmarzlinę głowy nie schowasz!
Więksi od ciebie rabusie
nie dadzą ci dojść do słowa.
Nie wytrzymał Papandreu!
Nie wytrzymał Berlusconi!
Na bałwanka się przekreuj.
Kulig ruszył. Dzwonek dzwoni!
Sprzysiężenie
Świat, rząd, mocarstwa i poplecznicy,
wszystko mające, potężne siły -
przeciwko zwykłym ludziom z ulicy
się dogadały i sprzysiężyły.
A chodzi o ten nieszczęsny Katyń,
którego zbrodnia się nadal lęka.
Tamten z przedwczoraj i ten sprzed laty,
który krew świeżą znów ma na rękach.
Nieosądzony i nienazwany,
urodził nowe tajemne zbrodnie.
W porozumieniach wielkich schowany
ciągle zapala prawdy pochodnię.
Chcą ją zagasić. Zasłonić dymem
coraz to nowszych, nerwowych zdarzeń,
a on wciąż szuka strony rodzimej,
która go w prawdzie światu pokaże.
I patrzy zimno przez dziurę w czaszce
w oczy wszechwładzy i trybunałów,
które umiały procesy zastrzec
i wycofały się z nich pomału.
Lecz lęk pozostał i strach olbrzymi
przed wzrokiem ludzi i ich osądem.
On z dygnitarzy łajdaków czyni
i marionetki z podłym wyglądem.
I każdy kłamca jest naznaczony
i często sprawdza swą potylicę.
Nie skryją zbrodni żadne zasłony.
Nie da się kwiatów wdeptać w ulice.
Chodniki można strażą przegrodzić.
Trumny zaspawać, głęboko schować,
ale z sumieniem trudno się zgodzić,
gdy nie potrafisz zła napiętnować!
niedziela, 29 stycznia 2012
Żołnierzu, który widziałeś...
Żołnierzu, który widziałeś!
Żołnierzu, który Ją znasz!
Dlaczego nie powiedziałeś
Jaką Ta Pani ma twarz?
Czy zawsze zamyka oczy
I barwy zawsze zabiera?
Jak bardzo umie zaskoczyć
I czy się łatwo umiera?
Potrafisz już Ją rozpoznać,
Boś służył Jej przecież wiernie.
Czy bywa dla ludzi dobra,
Łatwa, jak dziwka w tawernie?
Rozpustna? Czy precyzyjna?
Oślepła? Nienasycona?
Dlaczego nie chcesz się przyznać,
Że miałeś Ją w swych ramionach?
Jeżeli milczeć zamierzasz,
To kto nam o niej opowie?
Obiecaj choć, że nas nie dasz,
Gdy w czyjejś zrodzi się głowie!
sobota, 28 stycznia 2012
Po głowę Chimery
Nie umiem znaleźć powodu
i wytłumaczyć sam sobie,
jak może wobec narodu
pogardę mieć taki człowiek.
Jak musi być nią przeżarty,
nieczuły i zaślepiony,
by sobie urządzać żarty
z prostaków niedouczonych?
Sam przecież pochodzi z gminu.
Mówi o sobie - Kaszuba.
Ojczyznę ma za "rodinu",
a krewnych w krzyżackich czubach.
Sprzedajny jak Rudobrody.
Wyniosły jak junkier pruski.
Jakie mieć może powody,
by ręce całować ruskim?
Może mu w głowie pobrzmiewa
powszechne "róbta, co chceta"?
Potrafi Boga się nie bać,
choć żaden z niego atleta!
I nie jest przecież robotem.
Potrafi tylko się wspinać
i myśleć - Co będzie potem?
Czy współczuć mu? Czy przeklinać?
Czuje się pewnie wybrańcem,
a motywuje go strach.
Usłużni są jego szańcem.
Sprzedajni tworzą mu dach.
Lecz pewnie już słyszy szmery,
bo hołdy nie tłumią syku.
Żądają głowy Chimery.
Topi się lód na patyku.
Nie umiem znaleźć powodu
i wytłumaczyć sam sobie,
jak może wobec narodu
pogardę mieć taki człowiek.
Mistrzostwo
Publiczność gwiżdże, ale mecz trwa.
Z rączki do rączki toczy się gra.
Kibic jest dawno mniejszy od zera.
Murawa - Bagno! Sam ją wybierał.
Publiczność krzyczy. Sędzia się śmieje.
Na zmiany trudno już mieć nadzieję.
Kamera patrzy ludziom na ręce,
by nie skończyli meczu naprędce.
Publiczność wstała, lecz wyjść nie może.
Nie mogła trafić chyba już gorzej,
bo w koło kraty, psy i kordony.
Wszyscy już wiedzą - mecz był kupiony.
Drużyny wynik pouzgadniały.
Na placu boju same zostały.
Ceny biletów skoczyły w górę.
Inwestowano w najgorszą dziurę.
Paraigrzyska. Drybler do rządu!
Szpicle do kamer i do podglądu!
Mośki do kasy! Sprayem na smród!
Polska jest rajem! Kolejny cud.
Cierpliwość sięga ludziom po szyję.
Już nie wystarcza - "Jakoś się żyje".
Ust sobie zamknąć już nie pozwolą!
Wystarczy kropla - rząd [ Tekst usunięty. ACTA ]
piątek, 27 stycznia 2012
Wieś
Od Frankfurtu aż po Brześć
Mamy jeszcze starą wieś -
Opartą na polskim domu.
Jeszcze jej nie sprzedał komuch.
Może rozpił i ogłupił,
Ale jeszcze nie wykupił!
Mówią: - To gorsza połowa,
Lecz być może kraj zachowa!
Chłop odporny jest na mody.
Nie chce kłótni. Nie chce zgody.
Weźmie wszystko. Darmo nie da.
Bieda z takim chłopem. Bieda.
Słucha, czyta, potakuje,
Lecz nie bardzo się przejmuje.
Głosuje zawsze na chłopa.
Grosik przyśle Europa.
Gdy się w miastach zagotuje,
Gdy na świecie się kotłuje,
Gdy nie będzie już co jeść -
Docenimy naszą wieś!
czwartek, 26 stycznia 2012
Pieśń spod Giewontu
Choćbyś całe życie prześnił. W najcudniejszych miejscach bywał -
nie zapomnisz tęsknej pieśni, która z serca się wyrywa.
Tej. co płynie spod Giewontu. Do pacierza budzi Kraków
i z nurtem wiślanych prądów trafia do wszystkich Polaków.
Buntowniczą rwie Warszawę. Pod Włocławkiem kruszy tamę.
Przypomina Księdza sprawę i inne niezapomniane.
Jest żal wielki w naszej pieśni i jest o prawdę wołanie.
Kwiaty, które ludzie nieśli. Marsze są i jest Powstanie.
Pieśń przed Gdańskiem się rozmywa mnóstwem odnóg i podziałów.
Burzy się i nie chce spływać. Nie chce oddać ideałów.
Wsiąka w ziemię. Idzie w ludzi i na zawsze w nich zostaje.
Kiedyś znowu się obudzi. Rozleje na inne kraje.
Mówią o Niej - zwykła woda. Spłynie jak wszystko do morza.
Na te sądy czasu szkoda. Jest w tej pieśni Wola Boża!
I Duch jest Niepokonany! - Uświęcony przez Papieża!
Szybko goi nasze rany. Każe do Wolności zmierzać!
Choćbyś całe życie prześnił. W najcudniejszych miejscach bywał -
nie zapomnisz tęsknej pieśni, która z serca się wyrywa.
Wyssałeś ją z Matki mlekiem . Z Ojca krwią ją scałowałeś!
Przez to jesteś dziś człowiekiem! I Polakiem pozostałeś!
środa, 25 stycznia 2012
Rozkaz: ZGASIĆ!
Nie ma wspólnoty. Zrozumienia.
Jest tylko wrogość. I jest gniew!
Demon Podziałów nas pozmieniał.
Jest krzyk. Jest ryk, a umilkł śpiew.
Nie ma spokojnych. Są zaciekli.
Nienawidzący. Przestraszeni.
Demon Podziałów wszystkich spieklił.
Zbyt wielu złożono do ziemi.
Nie ma opieki. Jest tyrania
I cienie nieodciętych pętli.
Demon Podziałów kraj przesłania
Chwiejący się w pazurach wściekłych.
Michy stadionów - tub zgorszenia.
Pustką i głodem krzyczą w chmury.
Demon Podziałów nas pozmieniał.
Nie ma współczucia i kultury.
Modlitwa jest i deprawacja.
Nad wszystkim rozkaz: - Zgasić Ducha!
Droga Krzyżowa. Pierwsza stacja.
Jezus wyroku z nami słucha.
Tłumy ruszyły na Golgotę.
Ktoś chciał pomagać nieść to brzemię.
Wielu już wie, co będzie potem
Jednak ucisza wciąż sumienie.
Demon Podziałów, śmiech Judaszy,
Chichot. Bestialstwo biczowników
Sprzeciwy wstrzymał i przestraszył
I "Jeszcze Polska..." brak okrzyków.
Kto Cię Ojczyzno dziś podtrzyma,
Gdy wokół pognębieni sami
I zgasić chce presja olbrzymia
Westchnienie "... lema sabachtani"?
Ekonomiczne forum globalistów
Rosja do Unii? Turcja do Unii?
Wielka pożyczka z Chin?
Płać Europo! Kosztuje Potop!
Nie róbcie z wojny kpin!
Francuzi, Niemcy - nie mają chęci.
Mniejszych się jakoś przydusi.
Bez ropy nic się nie będzie kręcić!
Ktoś za nią zapłacić musi!
Nie ma co gdybać! Nie chciała Libia.
Wulkan za mało oszczędził
i z ocieplenia pożytku nie ma,
a świat już na wojnę pędzi.
Plan - Ameryka już się zatyka !
Natychmiast potrzebna zrzutka!
Wojna kosztuje. Sam ją odczujesz.
Jak bardzo? - Poznasz po skutkach.
wtorek, 24 stycznia 2012
Zamknij oczka a... a... a
Księżyc jeszcze w okno zerka.
Czy się wyprowadził dzień.
Zaśnij już moja maleńka.
Nocka podeszła pod sień.
Ona także jest zaspana.
Otulił ją cienia tren
Uśnij moja ukochana.
Wszystkich dawno zmorzył sen.
Wszystkie wiersze, wszystkie bajki
przyszły tutaj nie wiem skąd.
Słuchają tej kołysanki.
Tylko kocur poszedł w kąt.
Pewnie nie jest już ciekawy.
Może bajki mamy zna.
To nie jest czas na zabawy.
Zamknij oczka a...a...a.
Zaśnij już moja maleńka.
Dzieci śpią już. Cicho. Sza...
Zaraz skończy się piosenka.
Zamknij oczka a... a...a
O! Ślisko!
Twarda ruska brzoza - miękkie polskie skrzydło.
Bajeczkę dla dzieci wymyśla straszydło.
Straszy konsekwencją jeżeli nie zasną.
Dobry Duszek przyszedł. W łeb oślisko trzasnął!
Nie jest w stanie brzoza zniszczyć samolotu!
Narobiła bajka straszydłu kłopotów.
Dzieci nie chcą zasnąć. Śmieją się z bajarza,
a ten ustawicznie swą wersję powtarza.
Liczą komputery. Liczy profesura.
Wynik jest wciąż jeden - ta brzoza to bzdura!
Ale to jest bajka podkreśla oślisko,
a w bajkach wiadomo - jest możliwe wszystko!
poniedziałek, 23 stycznia 2012
Noce i dni
Kiedy marzyć nie pozwalasz mi.
Gdy są wszyscy głupi, albo źli.
Gdy ci szansy już nie daje świat.
Telewizor jest jak starszy brat.
Pokazuje -
Inni mają gorzej!
Przekonuje -
Viagra ci pomoże!
Obiecuje -
Da bezpłatny kredyt!
I sam czujesz -
Nie ma takiej biedy!
Gdy pomarzyć razem ze mną chcesz.
Recytujesz ulubiony wiersz -
Wyliczankę, kto, gdzie, ciebie może
Mówisz, że - nie może już być gorzej.
Pokazujesz -
Inni mają lepiej!
Przekonujesz
mnie, że cukier krzepi.
Obiecujesz -
Pan Bóg nam pomoże,
Choć się czujesz,
jakbyś miał obrożę.
Naprzemiennie, marzenia - codzienność
Najpierw jasność, potem zaraz ciemność -
Szarpią spokój naszych nocy, naszych dni.
Mam wrażenie, że to wszystko nam się śni,
Pokazujesz
ząb wyrwany z krat.
Przekonujesz -
czekasz tyle lat.
Obiecujesz -
to już wkrótce się zawali.
Jak ja czujesz -
ważne byśmy się kochali.
niedziela, 22 stycznia 2012
Kręte drogi do Walimia
Nie ma zasięgu w Górach Sowich.
Czekają wewnątrz wydrążone,
aż dotrze do nich wreszcie człowiek
i zdejmie tajemnic zasłonę.
Co Włodarz kryje pod kapturem?
Jak długi jest podziemi wąż?
Gdzie szczątki tych, co kuli dziurę?
Na czym właściwie siedzi Książ?
Nie pohukuje Wielka Sowa
ale tajemnic swoich strzeże.
Czy to masońska wielka zmowa?
Czy wewnątrz góry śpią rycerze?
Kręte są drogi do Walimia.
Wysoko zamki tkwią na skale.
Zakryła wszystko płaszczem zima.
Mróz księżycowym lśni opalem.
Ciepły kominek w Rościszowie.
Iskrami trzaska. Pewnie czeka.
Tęsknię za wami Góry Sowie
a droga do was tak daleka.
sobota, 21 stycznia 2012
Żal
Zamknięte dziś kawiarenki.
Gondolierzy poszli pić.
Ciągnie się smuteczek cienki,
długi, że aż chce się wyć.
Nie pojadę do Paryża.
O tangu się rozwiał sen.
Uśmiech co mi świat przybliżał
zakrył losu czarny tren.
Sierżant Pepper w łeb wystrzelił.
Wiedział, że kocha się raz.
Tańczą z Tobą dziś anieli.
Zadrwił sobie z marzeń czas.
Wiem, nie wrócą te szalone,
zakurzone dawne lata.
Cichuteńko dzwoni dzwonek.
Przyszła muza. Też chce płakać.
Przejście przez Morze Czerwone
Wśród zwałów Morza Czerwonego
piaszczysta wije się szczelina.
I nie ma na niej już niczego,
co by zechciało wzrok zatrzymać.
Milcząca jest i ogłuszona
rykiem czerwonych wielkich fal,
lecz spróbuj iść i się przekonaj,
że wiedzie w nieskończoną dal.
Ten kawałeczek - skrawek lądu
wciśnięty miedzy dwa mocarze
wyrokiem Nieziemskiego Sądu
twoim ratunkiem się okaże.
Być może innej drogi nie masz
i przełamujesz jakoś strach.
Niech sobie myślą, że cię nie ma,
że poszedłeś pod obcy dach.
Niech żywioł ciebie nie dostrzega.
Nie wie, że przejdziesz pod tą falą.
Idź dalej i próbuj się nie bać,
Niech się zalewem burze chwalą.
Niech myślą, że czerwony potop
już całą opanował Ziemię -
Ty - prosto idź, bo walczysz o to,
żeby ocalić nasze plemię.
Choć w pianę ogłupiałych prądów
wciśnięta jest twoja kraina.
Ocali cię ten skrawek lądu.
Przejdziesz i całe zło przetrzymasz!
Ocieplić małpiarnię?
Chichot zimy za oknem
i wrażenie okropne
przymrużone sprawiają latarnie.
Ślady łap ze śmietnika.
Skrada się polityka.
Mają w Zoo ocieplić małpiarnię.
Wicher szumi po głowach.
Pusta jest Ratuszowa.
Ludzie w klatkach przylgnęli do okien,
Nie chcą już w myślach grzebać -
Czy się bać? - Czy się nie bać?
Zimnym w niebo spoglądają wzrokiem.
Z mostu patrzy kamera -
w co się kto poubierał,
oraz komu pod czaszką przygrzało.
W Namiestnikowskim - brawa.
Zimny styczeń. Warszawa.
Od cmentarzy znów chłodem powiało.
Dobry spaw mocno trzyma.
Nad nim ziemi pierzyna,
a na wierzchu śniegowy puch.
Trudno jednak wytrzymać,
gdy się zbliża godzina
i w podziemiu zaczyna się ruch.
Trzeba by kawał chłopa.
Głośno śmieje się kopacz.
Do metalu dokopał się kret.
Rozgadały się skrzynki.
Prawda szuka szczelinki.
W ustach posła zgaszony tkwi pet.
Chichot zimy za oknem
i wrażenie okropne
przymrużone sprawiają latarnie.
Ślady łap ze śmietnika.
Skrada się polityka.
Mają w Zoo ocieplić małpiarnię?
piątek, 20 stycznia 2012
Wojna
Idzie wojna prawdziwa.
Już się lękiem odzywa
w myślach ludzi wierzących w Allaha.
Groźby swej nie ukrywa,
Zniszczyć stary chce dywan
i płomienie zapalić na dachach.
Na was, dziewczęta, chłopcy
świat potężny i obcy
spadnie wkrótce z czystego nieba.
Jest drapieżny i chciwy.
Chce zagłady Niniwy.
Wasze jutro też pragnie pogrzebać.
Rosły w niebo różnice
a meczetów iglice
przesłaniały widoki z City.
Drażnił wszystkich w kłopotach
widok czarnego złota.
Sezam wkrótce ma zostać rozbity.
Śnią miliony spokojnych.
Nie chcą wcale tej wojny.
Nie zabijaj! - Pan mówił do ludzi.
Lecz już płyną okręty,
a świat z sercem ściśniętym
śpi niepewny co jutro go zbudzi.
czwartek, 19 stycznia 2012
Można było...
Można to było wszystko zmienić,
gdyby wyborów przypilnować.
Kto wolności nie umie cenić
i daje się zmanipulować
na próżno potem krzyk podnosi
i śle petycje do krętaczy.
Próbuje protestować. Prosić.
Już jego słowo nic nie znaczy.
Można to było wszystko zmienić,
gdyby się nie dać oszukiwać.
Śmieci wyrzucić. Chwast wyplenić.
Nie kombinować i nie gdybać.
Kto wspiera pionki i głos trwoni,
pozwala stale się ogrywać -
Niech potem na alarm nie dzwoni,
gdy nie potrafił przewidywać.
Można to było wszystko zmienić,
gdyby wciąż oczu nie zamykać.
Kto głuchy jest na krzyk kamieni
nie będzie umiał myśli czytać
tych, co to wszystko wymyślili,
by siebie wynieść - nas pognębić!
Kto uciec dał stosownej chwili -
Niech wiedzie żywot swój gołębi.
Można to było...! Teraz wrzawa
jest już herbatką po obiedzie
i żaden bunt, żadna postawa
nie zapobiegnie wielkiej biedzie.
I tylko ludzie zjednoczeni,
cel jeden mający przed sobą,
mogą nasz los jeszcze odmienić,
gdy pójdą inną niż my drogą!
Ostatnie godziny
Oddano Królestwo w lenno komunistom.
Przez lat kilkadziesiąt zmienili tu wszystko.
Panienka z dzieciątkiem na wielkiej pustyni
długo wyglądała, aż Bóg znak uczyni.
Zobaczył w Komańczy ten znak Sługa Boży.
Wiele własnej pracy, wiele modlitw złożył,
o to, by Królową zobaczyli ludzie.
Mówiono już wtedy powszechnie o cudzie.
Cudzie ocalenia. Powrotu na trony.
Na głowę Królowej wkładano korony,
a jej ukochany Sługa Najwierniejszy
został wkrótce w świecie pośród pierwszych pierwszym.
I miliony ludzi poszły za Pasterzem.
Zbudzili się śpiący w podziemiu rycerze.
Przywrócili wolność ludziom i narodom,
lecz podstępna bestia pełzła już pod wodą.
Oplatała cicho zewsząd kontynenty,
aż runęła falą. Utopiła świętych.
Ognistym językiem wystraszyła ludzi.
I do dzisiaj nasze przerażenie budzi.
A Nasza Królowa skryta w Jasnej Górze
czeka zasmucona, wciąż dłużej i dłużej,
aż zliczymy wszystkie bestialstwa ofiary
i Ci Sprawiedliwi, nieugiętej wiary
Staną przed obliczem Pana Najwyższego.
Ostanie godziny biją już dla Złego.
środa, 18 stycznia 2012
Głos
Miałeś chamie złoty róg!
I nadziei próg był blisko.
Mogłeś go przekroczyć!
Lecz zostało pośmiewisko
i wciąż ten wiatr w oczy.
Miałeś chamie czapkę z piór
i głodnych dokoła,
lecz ze sobą wiodłeś spór.
- Wołać? - Czy nie wołać?
Miałeś chamie jeszcze czas,
żeby wszystko zmienić,
lecz ci danych wszystkich szans
nie chciałeś docenić.
Teraz mi rachunek zdasz -
coś tym rogiem czynił...
chyba... że wiersz jakiś masz?
- Nie będę cię winił!
Eksperyment
Wierzyć jeszcze chcesz,
Że wszystko jakoś się ułoży,
Ale dobrze wiesz,
Ale dobrze wiesz,
Że może być gorzej!
Czego jeszcze chcieć,
Gdy wszystkie dobra zagarnięto?
Zamiast bzdury pleść -
Czas powiedzieć: - Część!
Eksperymentom.
Ile można znieść?
Jak długo ufać tym przekrętom?
Zamiast bzdury pleść -
Czas powiedzieć: - Cześć!
Eksperymentom.
Wierzyć jeszcze chcesz,
Że może jutro się polepszy,
Chociaż dobrze wiesz,
Chociaż dobrze wiesz,
Że się bardziej spieprzy!
Czego jeszcze chcieć,
Gdy wszystkie dobra zagarnięto?
Zamiast bzdury pleść -
Czas powiedzieć: - Część!
Eksperymentom.
Ile można znieść?
Jak długo ufać tym przekrętom?
Zamiast bzdury pleść -
Czas powiedzieć: - Cześć!
Eksperymentom.
wtorek, 17 stycznia 2012
Złe ciągoty
Wypłynąłem na bezrybie.
Gość mnie pyta: - W jakim trybie?
W trybie pytań do obrazu.
Trzeba było tak od razu!
Proszę zwrócić się do ściany
Na której ma być wieszany.
Gdzie ta ściana? Widzę mur!
Wyrasta zza pawich piór
I go przesłaniają lesby.
Nie dostanę się tam! Gdzieżby!
Próbuję płynąć na głębię.
Nie bądź taki mocny w gębie!
Nie tacy tu już tonęli,
Kiedy głębię zgłębiać chcieli.
Podpowiemy ci w sekrecie -
Wypluskaj się w internecie
Spokojniutko, bez zakrętów,
Aż trafisz na brak dostępu.
Kiedy cię skasują w necie -
Zostanie kąpiel w klozecie.
Nie popływam sobie chyba.
Na bezrybiu i rak ryba,
Lecz on także nie ma głosu.
Jestem jak ofiara losu
W oceanie niemożności.
Na swój los się trudno złościć.
Warto nawet go polubić!
Próbować się w tłumie zgubić
I prześlizgnąć się do ściany.
Pod napisem "Zapraszamy!"
Uderzyć trzy razy głową
I wrócić na Koszykową.
Przyłożyć kompres na guza.
Może litościwa muza.
Zostanie ze mną na dłużej.
Przez czas jakiś będzie stróżem
I pomoże mi przeganiać
Złe ciągoty do pływania.
poniedziałek, 16 stycznia 2012
Szpital Przemienienia
Co by nie mówić, gdzie by nie spojrzeć -
Trudno coś lubić! Wszędzie niedobrze!
Człowiek nie może mylić się zawsze.
Oceniam gorzej, gdzie nie popatrzę.
Nie byłem kwaśnym tak malkontentem.
Mogłem pogłaskać i krowy święte.
Patrzyłem w oczy spokojnie kobrze.
Nigdy nie było aż tak niedobrze.
Wypadłem z roli. Wszystko mnie boli.
Kto mógł mą Polskę tak pochromolić?
Trudno wytrzymać tę karuzelę,
gdy nie wiesz w którym dzwonią kościele.
Jak mam się teraz z niczego cieszyć?
Jak chociaż nutkę nadziei wskrzesić?
Optymizm schował się w czarną dziurę,
a na świecznikach mam subkulturę.
Ryba podobno śmierdzi od głowy.
Każą mi wszystko brać w cudzysłowy -
mimo to uśmiech mam jakiś krzywy.
Wróć optymizmie! Wróć mój prawdziwy!
Jak ta piłeczka skaczemy po dnie.
Z taką wibracją trudno żyć godnie,
bo choć odbiłem się razy sto
już pokazują mi drugie dno.
A już najgorsze ze wszystkich zdarzeń
są te cyniczne, okropne twarze,
które rzucają mi od niechcenia
Prawda jest inna! Nic to nie zmienia!
To, że jest inna - od zawsze wiem,
bo fantastyki uczył mnie Lem,
a na te wszystkie władzy rojenia
mam obok Szpital od Przemienienia.
Florian koroną swe wieże złoci
i się optymizm w wierszu wypocił.
Kropelka umie rozsadzić skały!
Skwaśnieją miny panów wspaniałych!
Zasypało...
Zasypało, przywiało i soplom kapie.
Głogi rozłożyły się na białej kanapie
i wyciągnęły ostre kikuty.
A nad nimi napięte druty
popiskują na śnieżnych brzuszyskach.
Dookoła srebrzyście błyska
cekinowa styczniowa pierzyna.
Czas się w zaspach zatrzymał.
Nuda. Nawet pies nie zaszczeka.
Jak brzoza skurczona, chuda - czekam.
niedziela, 15 stycznia 2012
Zobojętnianie
Ten system potrzebuje bitew.
Ten system żyje dzięki walce.
Karmi się chamstwem, strachem, zgrzytem
i przy nich uchodzi przez palce.
Ten system potrzebuje wroga,
by się nim żywić, rosnąć, tyć.
Kiedyś nim była "lewa noga" -
dziś sam ze sobą chce się bić.
Ten system wymyśla podziały.
Potrafi nawet walczyć z cieniem.
Najmniejszy opór - nawet mały,
już gwarantuje mu istnienie.
Przy życiu trzyma go widownia.
Bez ludzkich spojrzeń szybko zginie.
Oszustwo, przemoc, dramat, zbrodnia -
znikną natychmiast w pustym kinie.
Dobro i zło. - Pewność? Dylemat?
Szarych komórek słychać chrzęst.
Czy twierdzić, że "gdzie jest ...- tam nie ma ..."?
Czy uznać, że " gdzie jest ... - tam jest ..."?
I obojętność bywa bronią,
bo odbierana jest jak sprzeciw.
Gdy brak reakcji, kiedy dzwonią -
nikną słupnicy i asceci.
Bez kontrapunktu, bez kontrastu -
nie ma już żadnej polifonii
i nie ma medialnego blasku,
gdy tacy sami - my i oni.
Nie musi to być zaraz Ghandyzm.
Wystarczy patrzeć trochę wyżej,
a znikną wojny propagandy
i ustrzeżemy się poniżeń.
Zima otula rozmyślania
i można skupić się na sobie.
Zacząłem od zobojętniania -
do wiosny więcej nic nie zrobię!
sobota, 14 stycznia 2012
Coś dupnie!
Cieszę się bardzo! Cieszę okrutnie,
bo mam wrażenie, że tu coś dupnie,
że się przewali lada momencik
układ, co jeszcze tu lody kręci!
Skończą się swingi, zwody, ratingi,
taśmy, bilingi i Dody stringi.
Zobaczą wszyscy w co tutaj gra się,
co myślą Stasie, kto miesza w prasie.
Pokazać pewnie jeszcze uda się,
kto chciał tu tylko zyskać na czasie.
Wszystko tu dupnie. Razem z Biedronką.
Niech tylko wiosną zaświeci słonko.
Skończą się lody i Męka Pańska.
Wszystko (jak rzekł ktoś) - spłynie do Gdańska,
a potem dalej - rurą do Unii.
Już nie będziemy tacy potulni,
kiedy nam wszystkim zabraknie kasy.
Nikt nas już niczym nie będzie straszył,
bo się po prostu - nikt nie przelęknie.
W reformach pęknie i będzie pięknie.
Wtedy się goła prawda pokaże!
Co to?...Nie można???... Jest zakaz marzeń!?
piątek, 13 stycznia 2012
Nie upilnował
Umarł w pracy nocny stróż.
Nie obudził się i już.
Wybacz mu to spanie Panie.
Takie miał już pilnowanie.
Nie był pewnie taki święty.
Wciąż dorabiać chciał do renty,
żeby jakoś żyć wśród ludzi.
I w końcu się nie obudził.
Umarł prosty, zwykły, szary.
W jednym tylko nie miał miary -
Wciąż szukał pracy, pieniędzy.
Może ziemskiej bał się nędzy?
Może w końcu chciał coś mieć.
Ktoś, być może, powie - cieć!
Po co się pracą zabijał,
kiedy życie szybko mija?
Mija szybko, gdy samotne.
Kiedy oczy są wilgotne
od patrzenia na ten świat.
Myślał: - Nie chcę żyć jak dziad,
a żyje się coraz drożej.
Pójdę w pracy się położę
i zmartwienia jakoś prześpię.
I poszedł. I odszedł we śnie.
Pewnie w Niebie będzie pytał -
Może bym się na coś przydał? -
Zapracuję na coś może?
Rozważ prośby Panie Boże!
Uśmiechniesz się!
Wielkie zbiorowe pranie mózgów,
bo niepotrzebny instynkt życia -
z pomocą krzyków, wrzasków, bluzgów,
przy braku taktu i obycia.
Wielkie zbiorowe znieczulenie
i nieustanne oswajanie.
Zobojętnienie, odwrócenie
spojrzeń na znicze i sikanie.
Dyktat grabarzy i hołoty
i libertynizm liberałów -
mury, bariery, kraty, płoty
stawia na grobie ideałów.
A dobro czeka w schronie duszy.
Spokojnie przetrwa wszystkie plagi.
Nic go nie złamie i nie skruszy,
bo nie poświęca złu uwagi.
Na zewnątrz - powszechna brzydota.
Pokraczność, inność, nowomowa.
Życie się toczy po wykrotach,
zamiast do Nieba iść po schodach.
Cywilizacjo rozpasania!
Gdy galop jeźdźców twych umilknie,
będziemy dusze swe odsłaniać
i dobro na nowo rozkwitnie.
Wrócona zieleń krajobrazu
narodzi barwne, ciepłe słowa.
Może nie jutro, nie od razu
uśmiechniesz się, gdyś dobro chował.
czwartek, 12 stycznia 2012
Nie pytaj
Unikaj,
Nie pytaj.
Masz znikać.
To znikaj.
I tak się nie dowiesz
skąd uśmiech dziś mam.
Gdy nic się nie zmienia -
są jeszcze marzenia.
Przychodzą, uwodzą,
gdy człowiek jest sam.
Unikaj.
Nie wnikaj.
To dziwna
praktyka.
I tak się nie dowiesz
co w oczach mych lśni.
Gdy nic się nie zmienia -
przychodzą olśnienia
i człowiek w marzeniach
z kłopotów już drwi.
Nie wnikaj.
Nie pytaj,
lecz myśli te chwytaj
gdy falą w przestworzach
pulsują jak HARP.
Kiedy będzie gorzej,
gdy nic nie pomoże -
sięgniesz po marzenia -
największy twój skarb.
Nie sięgaj
głęboko.
Nie ufaj
obłokom.
I tak się nie dowiesz
co wewnątrz nich drży.
Gdy dotyk poczują -
twe myśli zasnują
i przelecisz nagle
przez wszystkie swe dni.
Rozbłysną wspomnienia
i czas, który zmieniał.
Zobaczysz przestworza
i wszystko i nic.
I wyjdzie z podcienia
prostota istnienia.
I będziesz wiecznością
o bezmiarze lic.
Unikaj,
Nie pytaj.
Masz znikać
To znikaj...
Rezygnacja?
Wielkie, wiejskie "Non possumus!" -
proste, chłopskie, nasze -
nie chciało jak "Totus Tuus"
rozmawiać z Judaszem.
Słaby sprzeciw nie powstrzymał
decyzji Kajfasza.
Wielka wina.
Wielka wina.
Wielka wina nasza!
Nie usłyszysz "Non possumus!",
a powszechna zgoda -
nie chce trafić do rozumu.
Wielkiej wiary szkoda.
Słaby sprzeciw nie powstrzymał
decyzji Kajfasza.
Wielka wina.
Wielka wina.
Wielka wina nasza!
Trwa kupczenie dziś w Świątyni.
Annaszowa zgoda.
Cóżeś ty ludu uczynił?
Wielkiej wiary szkoda.
Słaby sprzeciw nie powstrzymał
decyzji Kajfasza.
Wielka wina.
Wielka wina.
Wielka wina nasza!
Ciężka była rezygnacja.
Wielkie posłuszeństwo.
Prawda, wina i lustracja.
Osądu szaleństwo.
Słaby sprzeciw nie powstrzymał
decyzji Kajfasza.
Wielka wina.
Wielka wina.
Wielka wina nasza!
Na Golgotę wszyscy razem
idziemy w pochodzie.
"Non possumus!" wspomnij czasem
wierzący narodzie.
Godziny już nie zatrzymasz,
lecz możesz przepraszać.
Wielka wina.
Wielka wina.
Wielka wina nasza!
środa, 11 stycznia 2012
Pojechałbym...
Pojechałbym do Tennessee.
Ta podróż dawno mi się śni.
Pojechałbym choćby i dziś,
lecz muszę do roboty iść.
W robocie luz, nuda i blues.
Muzyka jak ta w Tennessee.
Pojechałbym choćby i dziś -
jednak za mało płacą mi.
Śni mi się wciąż - lot - Jumbo Jet.
Pod głową tkwi. Książka. Baldhead.
W niej mądry gość opisał mi,
dlaczego u nas nie jest tak jak w Tennessee.
Pojechałbym do Tennessee.
Ktoś jednak mi zatrzasnął drzwi.
Odleciał już mój Jumbo Jet.
Został mi blues i pan Baldhead.
Chce mi się wyć. Uczę się żyć.
A mogłem już w Tennessee być.
Mój kumpel zwiał i już tam jest.
Ma w Tennessee życie the best!
Pojechałbym do Tennessee.
Ta podróż dawno mi się śni.
Pojechałbym choćby i dziś,
lecz muszę do roboty iść.
Pojechałbym w każdym momencie,
bo wiem, że u nas może nigdy tak nie będzie!
Kapelo graj! I śpiewaj mi -
Dlaczego u nas nie jest tak jak w Tennessee?
Polonez F. (dla Marii Curie-Skłodowskiej)
Nie usłyszysz poloneza w Fukushimie.
Fryderyku, coś ci gra! Skontroluj płuca.
Dobrze wiemy - ta melodia nie przeminie.
Jest tak cicha, jakbyś piasek w wodę wrzucał.
Niebem płynie. Czasem deszczem przerwie ciszę,
albo spadnie lekką mgiełką, kroplą dżdżu.
Jakby trącał opuszkami ktoś klawisze.
Jakby wszystkim niespodzianie brakło tchu.
Zasłuchani, porażeni, zamilkliśmy.
Łzy ma w oczach ten japoński wykonawca.
Nagle wszyscy niespodzianie odkryliśmy
jaką siłę w polonezie widział znawca.
Fryderyku, zwykle geniusz nas przerasta.
Podświadomość jednak zmysły nam wyostrza
i dopiero odkrywamy, gdy czas nastał,
jak kochana była jednak nuta prostsza.
wtorek, 10 stycznia 2012
Rollercoaster
Ruszył światowy rollercoaster.
Na każdej buzi widoczny plaster.
Klapki na oczach i korki w uszach.
Wszyscy gotowi? Wagonik rusza!
Najpierw powoli w lewo i w prawo.
Nie wypadniemy. Świat jest zabawą.
Potem już tylko ciągle do góry.
Jakby gdzieś w kosmos dekoniunktury.
Już się za siebie nikt nie ogląda.
Wyżej i wyżej! Publika żąda!
Zjazd będzie przez to dużo ciekawszy.
Połowa ludzi na nic nie patrzy.
Teraz już stromo - całkiem do góry.
Na plecach powiew głębokiej dziury.
Oczy zamknięte. Twarze do słońca.
Gorąca jazda będzie! - Gorąca!
I nagle wybuch! Ogromny krzyk!
Wiruje wszystko! Świat z oczu znikł.
Nie ma niczego? Jest otchłań w dole.
Amerykański! Największy roller!
poniedziałek, 9 stycznia 2012
Honor
Ameryka - Rosja - Smoleńsk.
Pozwól pytać...
Nie pozwolę!
Postawiłeś nas w impasie -
Ktoś to wszystko sprzedał prasie!
Masz pistolet?
Za tę wojnę zapłacono nami.
Tak, jak kiedyś - odwrócono się plecami.
Udział Rosji najważniejszy!
Nieistotne sprawy mniejszych,
Wtedy, w kwietniu, zostaliśmy sami.
A w tej puli przetargowej leżał Smoleńsk
i orzełki wygrzebane w dole
i ta władza oszukańcza i uległa
i myśl nasza - solidarna, niepodległa.
Nieistotne, że ktoś potem wiersz nabazgrze
o córeczce Sikorskiego w ruskim łagrze,
o poszlakach i dowodach.
Prawdę się pod dywan schowa.
Nowa wojna ludzką pamięć łatwo zatrze,
Przeszły wieki i niewiele się zmieniło.
Tak jest teraz, jak już kiedyś tutaj było.
A Polacy? - Taki naród! -
W niczym nie mają umiaru!
W nich jak Feniks się odradza polska miłość.
I ta pamięć - tak przedziwna - niezniszczalna.
Niepojęta, niepraktyczna, nierealna.
Nad Jałtami, mocarstwami,
gdzieś szybuje wraz z orłami.
Desperacka, drogocenna i fatalna.
niedziela, 8 stycznia 2012
Idzie wojna
Idzie wojna prawdziwa.
Chce atomu używać?
Czy atomem po prostu straszy?
Ciężka schronu pokrywa.
Ktoś się jednak porywa.
Pląs derwiszów czy też Judaszy?
Idzie wojna z Islamem.
Wkrótce zacznie swój taniec.
Krwią się splamią burnusy i burki.
Wszystko jest zgodne planem.
Może jutro nad ranem
zobaczymy bagdadzkie powtórki.
Idzie dawno czekana
zła poszeptem Szatana.
Ofiarami porówna światy.
Czyjaś będzie wygrana.
Ktoś się ugnie w kolanach,
a nas będzie zabijać na raty.
Popatrz jeszcze dokoła.
Nigdy już nie przywołasz
dzisiejszego obrazu tej Ziemi.
Myślisz - wojna daleka.
Myślą od niej uciekasz
i uznałeś - Nie mogę nic zmienić!
Lecz tak łatwo nie pójdzie!
Przecież wszędzie są ludzie!
Tacy sami. Chcą wiedzieć - Dlaczego?!!
Wojna świat zawsze zmienia,
lecz zostają sumienia
i twój wybór - Dobrego, lub złego?
Nauka poszła w las...
Pan Pokojowa Nagroda Nobla
nad wielką mapą troszeczkę pobladł.
Czy w punktach wyjścia są już dywizje?
Czy zadymiają wzrok telewizje?
Na widok z okna drży kobiecina.
Tylu żołnierzy? Coś się zaczyna!
Chłopak opisał to w internecie.
Trudno dywizje ukryć na świecie.
Fizyk pracował przy reaktorze.
Trzeba wyłączyć wszystko doktorze!
To polecenie jest z samej góry!
A fizyk przysiadł do klawiatury.
W porcie aż tłoczno jest od okrętów.
Spokojnie, w nocy i bez zamętu
zacumowały na horyzoncie.
Chłopiec laptopa otworzył w kącie.
Nie wszystkim wojna ta się podoba.
Trudno ją ukryć. Trudno ją schować.
Nie wszyscy wolą o nic się kłócić,
gdy ktoś próbuje im świat przewrócić.
Agenci wpływu mają moc pracy.
Jak wszystko zakryć? Jak przeinaczyć?
Jak w inną stronę skłonić spojrzenia,
żeby samemu też nie wyjść z cienia.
Najlepiej zawsze ukryć się w tłumie.
Normalny bloger nic nie zrozumie.
Jest przekonany, że wesprzeć trzeba
i tylko Pan Bóg spogląda z Nieba
I do świętego, który przechodził
mówi - Karolu! Tyś się nie godził!
Tyle włożyłeś w to swojej pracy,
a teraz popatrz... Twoi rodacy...
Geoinżynieria
Otumanienia i ból istnienia.
Aluminiowe tkwią chmury.
Klimat się nagle całkiem pozmieniał.
Nie chce się wychodzić z dziury.
Świat się odmienił. Ludzie skrzywieni.
Ubrani bardzo nieładnie.
Każdy podnosi wzrok swój do góry.
Niepewny - co z nieba spadnie.
Aerozole? Proszki na mole?
Bar? Stront? Metali tlenki?
Lek na lemingi? Suną Boeingi.
Szaliczek Ziemi jest cienki.
Świat, polityka - rozmów unika.
Coś robią! Nie mówią po co?!
Skoczyły w górę cyfry w wynikach.
Wdychasz to w dzień oraz nocą!
Cisza publiki. Drżą statystyki.
Toksyna pnie się do góry.
Może nam grozi wiatr galaktyki,
a nie skok temperatury?
Może to bronie są tajemnicze?
Elektro-ładunek Tesli?
Może to jedno z nieludzkich ćwiczeń?
Może to diabli przynieśli?
Otumanienia i ból istnienia.
Nowy Porządek się rodzi.
Ogrom niechcenia. Jęknęła Ziemia.
Spróbujmy jej nie zaszkodzić!
sobota, 7 stycznia 2012
Skacz!
Słuchaj wiatru nad Mazowszem
i halnego nad Tatrami.
Zrozumiesz rzeczy najprostsze.
Zastanowisz się czasami.
Posłuchaj wiślanej wody.
Fali słuchaj znad jeziora.
Jasne staną się powody
i zrozumiesz dziś i wczoraj.
Niech cię wstrzyma szum na drogach.
Stukot kroków na ulicach,
a usłyszysz i głos Boga.
Wrzawa przestanie zachwycać.
Poprzez wysokie rejestry
medialnego instrumentu,
przez blogerów i orkiestry,
ponad głowami zamętu,
usłyszysz może nareszcie
jeden cichy ludzki płacz.
I poczujesz się człowiekiem!
Nie chcesz słuchać? O.k! - Skacz.
Spotkałem...
Spotkałem przyzwoitych ludzi.
Uczciwych - mających zasady,
których medialny bełkot nudził
i nie bawiły ich parady.
Spotkałem dobrych i wrażliwych,
rozumnych, czułych, wykształconych,
gościnnych, miłych i cierpliwych.
Nad losem kraju zamyślonych.
Spotkałem wybitnych i zdolnych,
charyzmatycznych, uśmiechniętych
i od uprzedzeń całkiem wolnych.
Wierzących, zdałoby się - świętych.
Jest ich tak wielu w naszym kraju,
że tłumem ciągną przez ulice.
Żadnego Państwo nie spotkają
w szeregach władzy - w polityce!
piątek, 6 stycznia 2012
Powracamy do przeszłości
Monarchowie Go szukali.
Herod poszukiwał.
Ludzie pokłon Mu oddali.
Nikt obaw nie skrywał.
Mędrcy dary zanosili.
Herod wysłał zbrojnych.
Wszyscy w proroctwo wierzyli.
Czas był niespokojny.
Groźna cisza na pustyni.
Żołnierzy ślą trony.
Obawami matczynymi
świat jest wypełniony.
Bądźmy jak Ci - Trzej Królowie
bez wielkich orszaków.
Wtedy łatwo Herodowie
nie zwiodą rodaków.
Bądźmy z Tymi na pustyni -
samotnymi w chłodzie.
Nie z ostrzami ukrytymi
w królewskim pochodzie.
Skrytobójcy są ukryci
w kolorowym tłumie.
Herod dzieciątka nie schwyci
jeśli to rozumiesz.
Do Egiptu długa droga,
lecz wierna oślina
z naszą i pomocą Boga
wędrówkę wytrzyma!
Zabłysnął Orszak Królewski
Światełkiem do Nieba.
Ktoś dziecku przeciera łezki,
próbuje się nie bać.
Daj królewskie cesarzowi,
a modlitwę Panu.
Niech cesarz parady robi.
A ty się zastanów!
Powracamy do przeszłości
na różne sposoby.
Jedni pragną Opatrzności -
inni chcą ozdoby.
czwartek, 5 stycznia 2012
Życie toczy się jak z górki...
Odpadł ogon od jaszczurki.
Wierci się okropnie.
Życie toczy się jak z górki.
Gęś już nic nie kopnie.
Zakaz sprzedaży namiotów
w handlu objazdowym,
zakończył okres kłopotów -
dopomógł rządowym.
Nie będą refundowane.
Są trudno dostępne.
Prognozy wieszczące zmianę
wciąż były pokrętne.
Podatek od polnych krzyży
wystudził obrońców.
Za to, co wyszło z odwilży
czas zapłacić w końcu.
Urosły rządowe media -
zmalały kościelne.
Propagandy głos spowszedniał.
Milczą msze niedzielne.
Pokorne mają oblicze
spokojni kibice.
Ci, co sikali na znicze -
są dziś w polityce.
Nie naleje się z pustego.
Nic się nie zwojuje.
Nagle! Mamy coś dziwnego!
Rząd już sam strajkuje!
Wielki protest przy korycie
i wejścia na płoty.
Oni mają swoje życie.
My mamy kłopoty.
środa, 4 stycznia 2012
Uwielbiamy draki
Nie chcę być sam
na świecie plam
po których nuda się wlecze.
Odsuń ten chłam.
Słuchaj jak gram
i poskacz trochę człowiecze.
Uwielbiamy draki.
Możesz płakać.
Uwielbiamy draki.
Chcę poskakać.
Uwielbiamy draki.
Co w tym złego?
Uwielbiamy draki.
Skacz kolego.
Nikt się nie pyta:
Jaka to płyta
i czyja to jest muzyka?
Japan? Czy Kitaj?
W locie ją chwytaj.
Skacz z nami, albo stąd znikaj!
Uwielbiamy draki.
Możesz płakać.
Uwielbiamy draki.
Chcę poskakać.
Uwielbiamy draki.
Co w tym złego?
Uwielbiamy draki.
Skacz kolego.
Węgierka
Wpadła śliwka do kompotu -
Węgierka!
Ileż przez to jest kłopotów!
Aferka!
Bardzo mocno zatrzeszczało
w barierkach.
Wiele osób się przejrzało
w lusterkach.
Wpadła śliwka do kompotu -
Węgierka!
Ileż przez to jest kłopotów!
Aferka!
Z fajerwerka poleciała
iskierka.
I Unia się zaplątała
w supełkach.
Wpadła śliwka do kompotu -
Węgierka!
Ileż przez to jest kłopotów!
Aferka!
Tak się ludzie zapędzili
w jasełkach,
że z tej szopki wygonili
diabełka.
Wpadła śliwka do kompotu -
Węgierka!
Ileż przez to jest kłopotów!
Aferka!
Swoją szansę też mieliśmy.
O, losie!
Lecz węgierki przełknęliśmy
w bigosie.
wtorek, 3 stycznia 2012
Dobry Tokaj na prusaki!
Dobry Tokaj na prusaki
i na ćmy
z białej mgły,
kiedy rok zły.
Nie lubimy byle jakich!
Z białej mgły
tłumy szły
i rok był zły.
Może by tak sięgnąć po węgrzyna
i z Tokajem rok zaczynać!
Ten był mdły.
Niech z tej mgły
odlecą ćmy!
Rozsiadł Prusak się jak basza.
Z białej mgły
tłumy szły
i rok był zły.
Aż zagrali mu czardasza.
Z białej mgły
tłumy szły
i rok był zły.
Ręka już się Prusakowi chwieje,
bo z pustego nie naleje.
Z białej mgły
tłumy szły
i rok był zły.
Poruszenie w całym kraju.
Z białej mgły
tłumy szły
i rok był zły.
Ludzie szukają Tokaju!
Z białej mgły
tłumy szły
i rok był zły.
Może z tego się narodzić draka
i przegonią stąd Prusaka!
Rok był zły.
Niech z tej mgły
odlecą ćmy!
Nalej bracie mi węgrzyna!
Z białej mgły
tłumy szły
i rok był zły.
Czas już czardasza zaczynać!
Rok był zły.
Niech z tej mgły
odlecą ćmy!
Jeśli także głośno zaśpiewamy -
uściśniemy się z Węgrami!
Zniknie zły
(przez te ćmy)
smak wina mdły.
poniedziałek, 2 stycznia 2012
Jeszcze jeden...
Fura, rura, koniunktura.
Rejtany, Rzędziany.
Urlop w Grecji. Sezon w górach.
Toast za przegranych!
Dobra nasza! Sznur Judasza.
Pustki jak po żniwach.
Baba w Anglii - chłop w kamaszach.
Zima nieprawdziwa.
Pierwsze koty...Płyną floty.
Strzelają petardy.
Niebo znaczą samoloty.
Kurs jest bardzo twardy!
Zdziwione oczy w ekranie.
Światem mocno kiwa.
Posylwestrowe sprzątanie.
Silny wiatr w porywach.
Jeszcze jeden mazur dzisiaj.
Coś już w głowie świta!
Przystajemy - silnik wysiadł.
Nie ruszy z kopyta.
Jeszcze jeden raz dokoła...
Jeszcze uścisk bratni.
Koniec balu. Nikt nie woła.
Mazur to ostatni.
niedziela, 1 stycznia 2012
W ten nowy roczek...
Szczęśliwego!
Dwa tysiące dwunastego!
W końcu nie ma tego złego,
co by jakoś nie wyszło!
Szampański wzrok.
Kolejny krok
w stromiźnie czasu.
W jasność czy w mrok?
Dzień, miesiąc, rok.
Wybór impasów.
Iść dalej trzeba.
Niepewność znika.
Powrotu nie ma.
Droga do Nieba.
Brzmi magnificat.
Wygasa scena.
Prowadź mnie drogo!
Nogi za nogą
już nie powłóczę.
Z dala od złego!
Więcej niczego
się nie nauczę.
Wyprostowany.
Życiowe ściany
pewnie ominę.
W ten nowy roczek
swobodnie wkroczę.
Może nie zginę.
To stara droga
jest optymistów.
Zaklęty szlak.
Po zapomogach
wiedzie artystów.
Widoków brak!
Szampański wzrok.
Kolejny krok
po pochyłości.
Schodzi się lekko.
Pod piątą klepką
nic cię nie złości.
Idziesz, czy spadasz -
drogi nie badasz.
Nie masz wyboru!
I czasem tylko
wierszem pogadasz
z resztką humoru.
Subskrybuj:
Posty (Atom)