środa, 11 lutego 2015
Nazywam się Gajowniczek
Nazywam się Gajowniczek,
więc niemal od urodzenia
pojawiał się pytań prztyczek,
zanim przyszły wyświęcenia.
Od początku Matka Boska
rękę swoją przykładała.
Gajowniczkiem być - to troska.
Ona jakby czegoś chciała.
Kim ja jestem? Kim być muszę?
Wciąż mnożyły się pytania.
Urodziłem się wśród wzruszeń
akurat w Dzień Zwiastowania.
Ojciec Kolbe patrzył na mnie
poważnie zza okularów.
Tam, gdzie życie było na dnie
miałem jeszcze krewnych paru.
Franciszek szczęśliwie przeżył,
ale inny nie doczekał.
W boską rękę człowiek wierzył,
a cóż Bóg chce od człowieka?
Wciąż wszystkiego nie rozumiem,
więc się ręki Matki trzymam.
Piszę wiersze. Tak, jak umiem.
Dziwny jest tych wierszy klimat.
Coś, co wszystkich zastanawia
i nieco trzyma w oddali.
Pewnie to nazwisko sprawia.
Chwalić? Czy może nie chwalić?
Jakoś jestem naznaczony,
a Mateczce wciąż dziękuję.
Choć to nie są wielkie dzwony.
Jest w nich dobro. Ja je czuję.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz