Kapie majowo na brać sejmową,
na kodowaną i narodową.
Ktoś o kasację w sądzie zabiega,
by Ameryce odesłać zbiega.
Majowo kapie na pożegnanie.
Czekają wszyscy, czy coś się stanie?
Czy nie zamoknie w deszczu podpałka?
Czy nie nawali czasem Nawałka?
Kapie drobniutko na koniec maja.
Na tego, który armię dozbraja.
Moknie ulica, strefa kibica
i tylko szpicę deszczyk zachwyca.
Służby posłusznie zwarły szeregi.
Przyjezdni wkrótce wypełnią brzegi,
więc wszystko trzeba przewidzieć z góry
nawet deszcz wielki z maleńkiej chmury.
Obraz szpitala jest brzydki.
Zatrudniono emerytki,
bo te pielęgniarki młodsze
są ładniejsze, przez to droższe
i często dyplomowane.
Emerytki spracowane
nie mają już tego wdzięku,
przez to wiele jest rozdźwięków,
bo chciałyby, a nie mogą
i tak dobrze nie pomogą.
Pacjenci nie są bogaci.
Państwo więcej nie chce płacić.
Nie pozwala mu Bruksela.
Ma się zgoić do wesela!
Cóż jest wart lekarz bez siostry,
zwłaszcza, gdy ma dyżur ostry?
Sytuacja jest niemiła
nawet siła Radziwiłła
niewiele tu zdziałać może.
Umrze pacjent przy doktorze.
Siostro!!! Kaaaczkę!
Nic nie słyszy.
Liczą wciąż w szpitalnej ciszy,
jak z minusa wyjść na plus,
kiedy słupek wsparcia wzrósł.
Nie wiadomo, kto ma racje?
Waha się angielski pacjent,
bo lekarz jest od Owsiaka.
Strajk wciąż trwa i będzie draka!
Media wciąż zachodzą w głowę,
czemu takie są kijowe?
Zauważył prosty widz,
że się nie zmieniły nic!
Pokazują wciąż niechcianych,
tendencyjnych, zakłamanych,
a często odrażających
i "sponsoringiem" pachnących.
Dobrze znamy tych sprzed zmiany.
Wiemy, przez kogo wspierany
i kupiony każdy z nich.
Nie oderwiesz ich od mich.
Ekspert swoje w kółko plecie,
a już teraz w internecie
stronę, każda ma redakcja.
Trwa portali okupacja.
Starcie ponoć jest totalne
nawet jeśli wirtualne.
A gdzie jest internauta?
Pisnął słówko - dostał z buta!
Będzie repolonizacja
i na nic manifestacja.
Nikt się nie przejmuje wnioskiem,
że stworzą jakieś kijowskie.
Medal zawsze ma dwie strony.
Niech przygarną odrzuconych,
posadzą ich na platformie,
bo tu urągają normie!
Strefa burz przeszła już.
Małolat wyciągnął nóż
i poranił patrolową.
W Centrum wciąż płacą niezdrowo.
Przy stole na Woronicza
władza z ludem się rozlicza.
Jest majowo, poburzowo
i słowo chwyta za słowo
skupiając się na przyczynie.
Jest pigułka po Putinie.
Niemiec mówi, że skuteczna.
Unia wciąż jest niedorzeczna
i rozgląda się na strony.
Wojsko przejęło stadiony
i w Paryżu i w Warszawie.
Jest bezpiecznie... prawie... prawie,
bo problemy są z aurą.
My już wiemy: - Nasi górą!
Gdy wyruszą z Arłamowa,
nic się przy nas nie uchowa!
Nie zakłócił świat nam maja.
Nasza chata przecież z kraja.
Od dawna wyjścia ma dwa.
Jednym weźmie - drugim da!
Ludzie chowu klatkowego -
rzecznicy przygiętych postaw,
nie dowiedzą się dlaczego
żadna droga nie jest prosta.
Wystarczy im Wikipedia,
wpis skrótowy na Twitterze,
by powstała klasa średnia
i by żyła w dobrej wierze.
Filmy niskonakładowe
wypełnią czas po robocie.
Myślenie nie będzie zdrowe,
gdy do prawdy trudno dociec.
Inni - stale na wybiegu,
w stukaniu kijków marszowych,
nie dostrzegą już zabiegu,
który wszczepił im do głowy
konieczność wiecznego ruchu
tunelami autostrad,
bo zastanowień okruchów
żaden ślad nawet nie został.
Okulary firmy Google
pokażą najdłuższą drogę,
a niedostrzegalne cugle
niezbędnym będą wymogiem.
A nieliczni ludzie wolni
w niedostępnych rezerwatach
rozmyślać będą swobodni
o minionych dawnych latach,
gdy się sen globalny spełniał
i trwały wielkie migracje.
Gdy od wojen świat poczerniał.
Walczono o demokrację.
Gdy się Polska sprzeciwiała.
Nie chciała praworządności
i nielicznym przykład dała,
jak zachować coś z ludzkości.
Dziś u państwa Bocianów
coś ruszyło się w gnieździe.
Przystanęło dwóch panów
na domowym podjeździe.
Odchylili w tył głowy.
Oczy wznieśli do nieba.
Nie ma obrad sejmowych.
Postanowić coś trzeba.
Unia musi odpuścić!
Francja silne ma związki.
Anglia nas nie opuści,
chociaż przedział jest wąski,
lecz wiedeńskie wybory
powtórzymy w Londynie.
Będzie jak do tej pory.
Znów przychówek jest w gminie.
Dziś u państwa Bocianów
słychać klekot radości.
Potwierdzeniem ze Stanów
ktoś Putina rozzłościł.
Teraz u nas będziemy
obserwować przeloty.
Dzioby w górę wzniesiemy.
Dadzą nam Patrioty?
Nawet jeśli nie dadzą,
to się tutaj zagnieżdżą.
Trudno gminną być władzą,
gdy te TiR-y wciąż jeżdżą.
Idzie lato gorące.
Już jest ciepło po burzy.
Wczoraj jeszcze na łące
było biuro podróży.
Trzeba wracać do ustaw,
biura i polityki.
"Bocianowo" - znak ustaw...
niech go widzą letniki!
Przelewam część swojego mózgu
w internetową chmurę.
Zderza się z falą głupot, bluzgów
i tworzy subkulturę,
która mi sprzedać się zamierza
za niewielką opłatą.
Wciąż w środek czoła się uderzam.
I ja mam płacić za to?
Wystawiam się na analizę.
Na penetrację wnętrza
i do królika jest mi bliżej,
kiedy się tak wywnętrzam.
Co miesiąc zgodnie reguluję
należność przez e-konto
i żadnych ścieżek nie prostuję
takim, jak ja, wielbłądom.
Ktoś informacje wszystkie zbiera.
Na zawsze je zachowa
i większa niż Rockefellera
majętność wszechświatowa
powstanie z giga ludzkiej myśli,
dostępna dla każdego,
a ja wydatki, nie korzyści,
ponoszę ze swojego.
Kiedy wieszają się pułkownicy,
władcy tajemnych pierścieni,
miejscy strażnicy i krawężnicy
wiedzą, że czapki czas zmienić.
Nie jest to łatwe, bo smok miał dziatwę,
a ta bez przerwy jest głodna.
Platformę trzeba zmienić na tratwę,
a tratwa jest niewygodna.
Świat jest do dupy! Wszystkie szalupy
podziurawiły komendy.
Każdą ustawę niezgodną z prawem
opito dawno za błędy.
Ten nie wytrzymał, kto wszystko trzymał.
Co ma powiedzieć podwładny?
Kupić szybkowar, czy pójść na browar?
Lepiej pilnować paradnych!
Orzekną mądrzy, że ktoś przedobrzył.
Za duże było napięcie.
Chcą na metody nałożyć kody?
Jest jeszcze łokciowe zgięcie!
Powraca państwo powoli. Niewidzialna ręka boli.
Nie chce oddać swojej roli, a pieniądze ma.
Kiedy zechce - dodrukuje. Chcesz coś dostać - ustępujesz.
Prawo wszystko kontroluje. W ogień leci ćma.
Zagmatwane są wybory, bo ma być, jak do tej pory.
Szaleją publikatory. Trwa medialna gra.
Nie ma zgody, by narody uciekły do przodu.
Ocalenia szuka Ziemia z nieznanych powodów.
Rewolucja i destrukcja. Układy. Traktaty.
Czas wędrówek, wojen, krucjat biednych i bogatych.
To nie koniec, lecz początek i porządki nowe.
Dobra Zmiana - Sukces? Dramat? Koło zamachowe?
Gdzieś, na granicy systemów, ludzie w Boga wierzą
a świat się zadziwił czemu ufają pacierzom?
Czemu są ksenofobiczni, gdy jest Wiosna Ludów?
Bo się tu po marszach licznych spodziewają cudów!
Powraca państwo powoli z niewidzialnej ręki.
Dobrą Zmianą z bożej woli - po latach udręki.
Zamieszanie, wojny taniec - są jeszcze daleko.
Gdy los daje, ciesz się majem. Czas upływa rzeką.
Wybacz Panie Dobrej Zmianie,
bo powinna spuścić lanie, a jest miłosierna.
Czasami koszerna, a nieraz bezsilna.
Gdyby przyszła inna, dawno by pognała...
Co miała, to dała.
Ludziom ulżyć chciała i na więcej nie ma.
Szydzi z niej ekstrema, że jest systemowa.
Trudna jest rozmowa z Platformą i KOD-em,
kiedy nad narodem wiszą urzędnicy.
Poszła po stolicy procesja milcząca.
Spór wciąż nie ma końca. Trwa o ziemskie prawo,
a boska łaskawość żadnych granic nie ma.
Kościół ma dylemat wschodniego uchodźcy,
a element obcy zwozi szybkowary.
W butach nie do pary wciska tu się nowe.
Media prorządowe błyszczą e-kulturą,
a wkrótce Euro stadionowym chórom
swoją pieśń powierzy.
Za to zlot młodzieży głos da papieżowi.
Jak ma kraj odnowić nowa Dobra Zmiana?
Strojna i ubrana po łowicku Polska
szła po katolicku, tym razem bez wojska,
które siły zbiera w suwalskim przesmyku.
Za to Białowieża myśli o korniku,
a drań puszczę zjadał, gdy w ostępie siedział...
Pan Bóg na nas patrzy i o wszystkim wiedział.
Jesteś dla mnie Polsko nadziei szafarzem.
Metropolią, wioską, księdzem, gospodarzem
idącym w procesji za Panem Jezusem,
bez wezwań do marszów, apeli, przymuszeń.
Jesteś baldachimem nad powszechnym chlebem
i nikt kodem, pinem nie zastąpi Ciebie
we wspólnocie ludzi i w ich deklaracji:
Chcą w domu modlitwy, nie manifestacji.
Pokazujesz wodzom zebranym na Shima,
że oni odchodzą, a ty krzyż utrzymasz
i go przeprowadzisz przez herezji morza,
spełniając - " To czyńcie..." Jest w tym wola boża.
Teatr to mamy w polityce,
a politykę robią w sądzie.
Nie wynoś z domu na ulicę!
Nie sądź nikogo po wyglądzie!
Rozgrywa ludzka się komedia.
Fortepiany sięgają bruku.
Uszlachetniony chleb spowszedniał.
Dawno już nie ma białych kruków.
Nikt nie wyżyje z dwóch teatrów
i z dotacji na festiwale.
Nawet u braci Bonifratrów
nie mają ziół na boży palec.
Świat po bezdrożach mknie w kryzysie,
a los w wyrokach nie przebiera.
Czasami ludzkie widzimisię,
co wczoraj dało - dziś odbiera.
Nawet u znanej pani Krysi
zbrakło ciepła w samowarze,
jakby partyjny tumiwisizm
zdecydował, że ją ukarze.
Komornik zabierze kurtynę.
Sufler odejdzie pewnie z pracy.
Teatr się stanie znowu kinem.
W opiniach dzielą się rodacy.
Na piękno w kraju miejsca nie ma.
Wychudła sztuka szuka burki.
W konflikcie scena i wycena.
Po szczytowaniu bywa z górki.
Teatr to mamy w polityce.
Wróciły znów weneckie maski.
Aktorzy wyszli na ulicę.
Zakodowano im oklaski.
Obudziłem się nad ranem
już z informacyjnym spamem
nałożonych wielu głosów.
Dochodził też szum kosmosu.
Wszystkie pokłady pamięci
świat wypełnił i pokręcił.
Atakował wirus ciemię,
a filtrów nie ma w systemie.
Ciało nie reagowało.
Pranie mózgu by się zdało,
lecz wypełnił już go spam.
Z wodospadem człowiek sam
nigdy sobie nie poradzi.
Protestuje, albo kadzi,
ale to się na nic zdaje.
Mózg odbiera. Nie nadaje
i nic nie analizuje.
Świat bez przerwy go spamuje.
Co zrozumieć z tego zdołasz?
Einstein też by nie podołał.
E, to em, ce do kwadratu?
Przydałby się jakiś atut,
by się przeciwstawić światu
i przeszłość zarchiwizować.
Potem się w skorupce schować,
zwinąć w postać niemowlęcą.
Machnąć ręką. - Niech tam kręcą!
Niech pukają - nie otwierać!
Nic nie czytać. Nie odbierać!
Niech zmieniają świat i kraj...
Można by... gdyby nie maj.
Nie dali równych szans.
Kupili sobie rynek,
a taki Timmermans
był w cieście jak rodzynek
i po to go wyjęli,
by położyć na szczycie.
Potem mu powiedzieli:
Wy Polskę przymusicie!
A Holland to nie Poland!
Jest tu niezrozumiały.
Lepiej by zmilczeć wolał,
niż wpuszczać nas w kanały,
bo z prawa nie zabawa,
gdy traktat - prowizorka!
Po co władcę udawał,
aż wyszło szydło z worka?
Gdzież są ci idole
z dawnych gniewnych lat?
Truskawkowe pole
zaorał im świat.
Garniturek poległ.
Grzywkę stargał wiatr.
Po okrągłym stole
został tylko blat.
Idąc na Opole
przeszli drogi szmat.
Doszedł głodny golec.
Truskawki ktoś zjadł.
Dole i niedole.
Nie doliczą strat.
Czeka z rock and rollem
pokręcony świat.
Czeka morze i Mazury,
gołoborze, wyższe góry.
Lasy oraz puszcze stare.
Polityk czeka na karę.
Czekają Wielkie Jeziora,
miejsca w zajazdach i dworach.
Czekają też ludzie KOD-u.
Będą sankcje dla narodu?
Czekają kolonie letnie.
Pensjonat, gdzie było świetnie.
Oczekują dziennikarze,
jak ta Unia nas ukarze?
Kogo w końcu to obchodzi?
W nosie Unię mają młodzi.
Nie przejmują się nią dzieci,
lecz ktoś straszyć nas polecił.
Czy to pomysł jest Adriana?
Czy to sama rośnie piana,
by było katastroficznie?
W maju w kraju bywa ślicznie!
Piękne wody. Złote plaże.
Czekają już hotelarze.
Czekają wczasy pod gruszą,
a nam Unią głowy suszą.
Niechaj martwi się UEFA,
Airbus, euro strefa
i Lazurowe Wybrzeże.
Polak na wieś się wybierze.
Wciąż strącają samoloty,
a ten nasz, to sam się rozbił?
Unia sprawia nam kłopoty.
Timmermans piłeczkę odbił.
Swoje szczątki pozwozili.
Naszych nam nie dadzą ruszyć.
Swe roszczenia policzyli,
będą Rosji głowę suszyć.
Dla nas mają procedurę,
byśmy winnych nie szukali.
Dajcie spokój! - krzyczą chórem,
a winowajcę schowali.
Wyjście Anglii ich nie martwi,
za to sankcje niepokoją.
Stary kłamczuch z Polski zadrwił.
Czego tak się u nas boją?
Sfinansują nowe media,
myśląc, że nas można kupić.
Że nam obcy chleb spowszedniał.
Że kraj dalej można łupić.
Słabo znają tego Ducha,
który tu wspólnotę scala.
Kiedyś zstąpił i posłuchał.
Zmienia, ale nie rozwala.
Dziś u siebie mają kłopot
i pałują własny padół.
Rozniósł się wolności łopot.
Boją się złego przykładu!
Była taka przepowiednia,
że stąd wyjdzie iskra boża
do Paryża i do Wiednia.
W Brukseli już widzą pożar.
Wciąż strącają samoloty,
a ten nasz, to błąd pilota?
Świat oddalić chciał kłopoty,
wkrótce sam się o nie otarł.
Pani Anne pisze do Washington Post.
Pani Anne zawsze ważny miewa głos,
że ktoś wolność swą zawdzięcza Ameryce.
O jałtańskiej nie wspomina polityce.
A gazetę tę elita zawsze czyta
i elicie czasem w głowie coś zaświta,
a potem przed mikrofonem
wspierając w kampanii żonę,
to powtórzy, co pisała ta kobita.
Co polityk winien mówić prosto z mostu?
Czy to tylko, co wyczytał wczoraj z Postu?
Czy się lepiej zastanowić mimo wszystko?
Ta Lewińska tylko polskie ma nazwisko!
A rodzinę ma z tych kręgów, co ta Anne.
Nasze święte - u nich zawsze jest naganne.
Im się często nie podoba,
że to przez nas się uchował
ten wydawca, co gazety ma poranne.
Pani Anne pisze do Washington Post
i buduje przez ocean własny most
porozumień oraz sporów.
Nie brak czarnego humoru,
bo na Trumpa notowano głosów wzrost.
Maj. Komunia. Jest gdzieś Unia,
a w niej ludzie obcy.
Dokąd idą, pan się zdumiał,
dziewczęta i chłopcy?
Nie, to nie jest ich bar micwa.
To Święty Sakrament.
Obraz wiary i dziedzictwa.
Wy czynicie zamęt.
Mamy czas do poniedziałku?
Cóż za ultimatum?
Nie dość już głodnych kawałków
pokazano światu?
Pan zapuścił długą brodę
na znak podobieństwa?
My na alby mamy modę,
bez różnic szaleństwa.
Wszyscy dziećmi są bożymi,
lecz jest ziemska władza.
Chce mi mówić co mam czynić...
zamiast nie przeszkadzać.
Maj jest piękny. Słońce świeci,
a pan protestuje?
Do Komunii idą dzieci.
Dziadek się raduje.
Poszedłby pan na ławeczkę,
a lepiej na plażę.
Zda umiaru się troszeczkę.
Drogę panu wskażę.
To nie jest maj,
jak inne maje.
Zmienia nasz kraj
i obyczaje.
Wciąż czuje lud
partyjny smród.
Odchodów i kodów
i nie brak powodów
do złości i do jaj.
To nie jest maj
nasz narodowy.
Odpłynął w raj
kredyt frankowy,
a ty mówisz mi:
Nie bądź taki zły!
Czas płynie.
Dziewczynie
na "plusik" szansę daj!
Zaśpiewał "Bajm"
piosnkę o lecie.
Gorący maj
stwórz swej kobiecie
i weź się w garść...
Dosyć tych starć!
Gdy Unia przegięła,
ty weź się do dzieła.
Na "plusy" czeka kraj!
Kto mógł sprzedać taki zestaw?
Ma go przecież kilka państw.
Ktoś zabiegał, ale przestał.
Nie brakuje w świecie draństw.
Zanim coś odnajdą na dnie,
zbadają, opublikują,
podejrzenie tylko padnie
na tych wszystkich, co handlują.
Sygnał jednak jest: "Już mamy!"
Potrafimy sięgać nieba!
Nowy sprzęt i nowe plany
konstruować teraz trzeba.
Problem rośnie, angażuje
stwarza wciąż nowe problemy.
Wielu pewnie lęk poczuje,
bo niewiele o tym wiemy.
Dwa teatry. Dwa dramaty.
Akcja stale jest napięta.
Program jeszcze jest bogaty.
Publika strachem ściśnięta.
Przestały nas straszyć "Mumie".
Fantastyka śmieszna bywa.
Człowiek patrzy bezrozumnie.
Wojna kart swych nie odkrywa.
W hybrydowe grają szachy.
W warcaby wielopolowe.
Unia śle "strachy na Lachy".
Dwa teatry - sceny nowe!
Ruch wydawniczy
skończył się niczym.
Recenzji żadnej nie będzie.
Jabłka Parysa
nikt nie opisał.
Wakat na ważnym urzędzie.
Skrzypek na dachu
grał bez obciachu.
Gałęzią trzepotał ptaszek.
Z wysp na Golfsztromie
piszą, że tonie
lodowej góry czubaszek.
Żona Springera
stołki odbiera.
Nie każdy jest Cyceronem.
Hip hopem tłuką
arię z Nabucco.
Nic nie jest niezastąpione.
Władzy balanse,
młodych breakdance
złamały kod Leonardo.
Odbicia w lustrze
nikt się nie ustrzegł.
Na świat patrzymy z pogardą.
Nie padną wnioski
specjalnej troski.
System jest ślepą uliczką
z czarnym widokiem
otwartych okien
i oszukaną publiczką.
Globalizacja. Manifestacja.
Spadają na ziemię pyłki.
Gdzie praworządność i demokracja?
Przysiadły je tłuste tyłki!
Czas wszystko zmienia.
Duch nie ma cienia.
Bezbarwny jest na ekranie.
Krótkie wspomnienia na do widzenia.
W pamięci nic nie zostanie.
Zatruwanie cynaderką
zakończyło się fuszerką.
Miało być aferą wielką,
a tu taki knot.
Zamach w stolicy kultury.
Przestraszony wbiegł do dziury
wyleniały kot.
Trafić kulą w płot
to jest też niezwykła sztuka,
ale gdzie agenta szukać
z klubu "Sierp i Młot"?
Wyjechali poplecznicy
i pozostał po Legnicy
pomnikowy szrot.
Zostawiono reklamówkę,
ale nawet po złotówkę
nachyli się kmiot.
Potem wrzuci do śmietnika.
Taki zamach to unikat.
Zawinił pilot!
Dobre gwiazdy na odjazdy.
Samoloty na odloty
i dobry jest sposób każdy,
żeby wciskać nam głupoty.
Są idole na Opole.
Dywanów plamy czerwone.
Kody, zwody oraz trolle
i granice są zielone.
Dla łobuza - Lampedusa.
Dla Mongoła - Ułan Bator.
Dobry kaftan, albo bluza.
Jeszcze jest paralizator.
A na wszystko jest ustawa,
jak na akcję jest reakcja.
Human - tuman. Minus z prawa,
a na plus jest prokreacja.
We mgle dzieci, a czas leci.
Tajniak w karcie prepaidowej.
Na puszczy wyją poeci.
W starych butach wraca nowe.