piątek, 23 września 2016
Wierszyk o wściekłym kodzie na korze
Kornik - potwornik żre celulozę,
a jednak szkodnik omija brzozę.
Skłania się raczej do innych kor.
Zostawi dziurkę, taką jak bor.
Czasami dzięcioł swój dziób w nią włoży,
lecz kornik przetrwał i czasów dożył,
że dziś go chwalą za to, co psuł,
bo nam zostawił okrągły stół.
Wyżarł od środka nam te tablice,
które wystawiał lud na ulice
i gdzie wpisywał swe postulaty,
a potem wszystko poszło na straty.
Zostawił jednak leśne ambony.
Kraj objedzony. Zębem znaczony,
a dziś nam wmawia swoje zasługi,
gdy się zagnieździł już po raz drugi.
Tym razem będzie już chyba syty.
Miał w swej robocie także zaszczyty
i był etapem w historii zmian.
Stworzył komitet! A może klan?
Wielu się o tym szczegółów nie wie.
Kornik, co strawił zgarnia pod siebie.
Po korytarzach, które wydrążył
można rozpoznać do czego dąży.
"Raz przyszli drwale, drzewo zrąbali.
Bardzo się przy tym naharowali"
Potem się różne sprawy wywlekły.
Kod jest na korze. Na wyrąb wściekły.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz