\ Telewizor się przestroił w program raczej nie dla goi. Choć miał zasięg wszechświatowy, nie chciał wchodzić im do głowy. Lecz przecież, nie o to chodzi, czy im wchodzi, czy nie wchodzi. Chcą, czy nie chcą - patrzeć muszą, gdy łez krople skały kruszą. Przesiąkają do rozumów narodów, społeczeństw, tłumów. Dwie wizyty na ekranie. Z jednej gość już pozostanie z drugiej być może powróci. Jedna z drugą się nie kłóci. Każda ma proporcje swoje. Niech je zauważą goje. Co wymiary ma globalne, a co nasze jest - lokalne. Ekran wszystko odwzoruje. Komitet już obraduje! Można bardzo różne treści do jednego worka zmieścić, ale jedną nie zaszkodzi transmitować wiele godzin.
Do sadu nowy wszedł ogrodnik. Na posadę wyjechał szkodnik. Są różni, ale z jednej gliny. Jak będzie? Wkrótce zobaczymy. Już jesień. Zjawią się chochoły. Jest wiele pędów młodych, gołych a wszystkich wycinać się nie da i uschłych żal, bez nowych bieda. Gdzie ulęgałki rosły w życie wsadzono nowe na kredycie. Trzeba im dać przetrwania szansę. Słomianym otulić awansem. Grudą się wkrótce ściśnie ziemia, a mówią coś o wyłudzeniach, o zwrotach, lub rekompensatach, a mnie, jak zwykle, szkoda lata. Sad przetrwa. Będzie rodził, darzył, choć każda zmiana gospodarzy ma problem, jak ogrody chronić, by owoc zebrać, nie roztrwonić. Do sadu nowy wszedł ogrodnik. Na posadę wyjechał szkodnik. Są różni, ale z jednej gliny. Jak będzie? Wkrótce zobaczymy.
Nie każdy dziś miałby chęć czekać lat dwadzieścia pięć, przy tej dynamice zmian. Najważniejsze to mieć plan! Czy powstanie Komitetu, należy już do konkretów, gdy być może, dalsze kroki, wstrzymywać będą wyroki? Każda planowana sprawa musi zacząć się od prawa z zachowaniem demokracji. Potem czas ogranizacji. A to organizowanie nie jest szybkie ani tanie i niezbędne są nakłady na nowy Komitet Rady. Ten, dopiero, gdy się zbierze powie szczerze, lub nieszczerze, jaką widzi potrzeb listę. Perspektywy wciąż są mgliste. Inni już spłacają długi dodrukiem emisji długich, a my wciąż z uporem trwamy, by wydawać to co mamy. A tu problem się zaczyna. Chcą nam jeszcze poobcinać, bo się Unii nie podoba obsada kraju kadrowa. Na nic nie wyrażą zgody. Nie pogodzisz z ogniem wody. Każą ludzi mamić blefem. Ratować euro strefę! Zmiana przez to jest niewielka, bo to nasza karmicielka i jeżeli nic nam nie da, to jak była - będzie bieda. Za dwadzieścia i pięć lat znów będziemy gonić świat w elektrycznym samochodzie pisząc plan palcem na wodzie.
Nie podoba się ta strona, że jest tak mocno gnębiona przez Facebooka i Wordpressa? Czy przeszkadza w interesach? Może nadmiar wyobraźni kogoś aż tak bardzo drażni? Może tylko od niechcenia ktoś wciąż zmienia ustawienia? Wytrzymamy! Radę damy! Nie powiemy, że to chamy. Nie powiemy także wprost, żeby psa całować w nos, a jeśli już macie tupet... jeśli chcecie... lepiej w ...
Wykroczenia gość dokonał i w Łazienkach puścił drona, aż poczuli politycy, że coś leci w okolicy. Służby świetnie wyszkolone namierzyły pana z dronem, kiedy był już na ulicy. Gość przyjechał z zagranicy. Nie nauczył się od razu naszych, miejscowych zakazów i może zapłacić słono. Łazienki są pod ochroną! Gdyby każdy zechciał latać, trudno byłoby wyłapać kamery w wysokich drzewach. Uszanować parki trzeba. Intymność i spokój ludzi, których choćby, świat utrudził i przysiedli na ławeczce, po jakiejś trudnej wycieczce. Gdyby na przykład kamera zobaczyła Kissingera, który kiedyś, ot - prywatnie pomyślał, że też tu wpadnie. Tak na szczęście się nie stało, bo ustalić się udało, że to miłośnik muzyki fotografował pomniki. Chciał pamiątki - z lotu ptaka. Niepotrzebna wyszła draka i gość tylko się uśmiechał, gdy proszono, by wyjechał.
Klimakteryjna Ameryka już kombinuje przy wynikach, a INFO jej ugniata placki. Widać model austriacki. Amerykanie mają Colty. Może dojśc nawet do rewolty, gdy zakpią z ludzi w żywe oczy i może o to bój się toczy? Liczy się skutek, nie przyczyna. Kampania musi mieć, coś kina. Teraz już western przypomina, gdy glina strzela do murzyna. To nie jest jednak Bond w spódnicy. To tylko marni politycy naciągają wynik paskudnie. Finał będzie w samo południe.
To już w głowie się nie mieści. Mam wstać o drugiej trzydzieści? Któż zachęcałby, lub żądał, żebym nie spał i oglądał, co się w Ameryce dzieje? Ktoś pokłada w tym nadzieję. Coś chce rzec mi w świetle lamp. Ja myślę, że wygra Trump, ale nasza telewizja kogo wspiera, nie chce przyznać, ale za transmisję płaci. Zarządzają nią bogaci, myśląc - nikt się nie połapie? Ja po drugiej smacznie chrapię!
Z dalekich stron nadleciał dron i długo nie zabawił. Znaczył jak trąd. Przebiegli w kąt i sprawni i kulawi. Pokrył jak krepą całe Aleppo i wszędzie się pojawił - duszący dym i smrodem swym okrzyk na ustach zabił. Już po rozejmie. Nie jest przyjemnie w londyńskim gabinecie. Rzecz nie jest prosta. Stany i Rosja rozgłosiły po świecie, że winna była druga strona. Konwój był humanitarny i nikt nikogo nie przekonał. Chłopiec był cały czarny. Spojrzał dokoła. Krew wytarł z czoła. Popatrzył w oko kamery, a świat zobaczył, co pokój znaczy, dla nas i dla władczej sfery. Padła wypowiedź: Będzie odpowiedź! List inny chłopczyk wysyła. Mister President... to był incydent? Siostra motyla złowiła. Krótko? Aż tyle? Wojna. Motyle. cenzura wojenna w sieci. Są u nas jeszcze spokojne chwile, a tam już pewnie dron leci. Konflikt nie zgaśnie i płyną właśnie może z tym małym chłopczykiem. Wierszyk przeczytasz. Spokojnie zaśniesz. Błaganie nie jest okrzykiem.
Partyjna łaska nie jest słodka. W centrum, a nawet na opłotkach jesień znużyła aktywistki. Gałęzie gubią zwiędłe listki. Z drugich szeregów i na przodkach ślady znużenia możesz spotkać, a trzeba przecież wyjść do ludzi. Zaktywizować i pobudzić. Nie pomogła wrzucona plotka. Potrzebna pomoc przy wykopkach! Znów trzeba zawijać rękawy. Kto mówi, że nie damy rady? Kogoś wymieńcie, lub przesuńcie! Zrobimy wyłom w twardym gruncie. Ten jest ospały! Ten za młody! Pod nogi nam rzucają kłody! Zieleń powoli już opada. Nad Zalewem wielka narada. Przywróćmy kontrolę przekazu. Szkoda, że późno. Nie od razu. Teraz ta cała mediów niwa już Axel Springer się nazywa. Kto inny sieje, zbiera, orze. Obcy zarządca jest we dworze. My wykopiemy, a kto sprzeda? Nic nam na zimę może nie dać. Zostanie brukiew i buraki. Może się sezon dać we znaki. Kiedyś to nasza była ziemia, a teraz wszędzie są roszczenia i żyd o wekslach przypomina. Trzeba coś zmienić, by przetrzymać.
Na stołówce szczęk talerzy, bo za chwilę tłum przybieży, gdy ogłoszą długą przerwę. Szybko. Sprawnie. Ostro. Z nerwem. Ryby skryły się w Zalewie. Co się gapisz? Patrz przed siebie! Ochrona na końcu je! Przy szlabanie nie jest źle. A przy wejściu, za szlabanem pani dyskutuje z panem. Ty zostajesz. Ja odpadam. Obiad już. Jak długo gada... Ryby skryły się w Zalewie. Już od jutra? Jeszcze nie wiem. Wyszedłem przed chwilą z sali. Nikt nic jeszcze nie uchwalił. Spacerują korytarzem - jeden z BOR-u, dwaj bramkarze. Zapach czuć w całym ośrodku, aż człowieka kręci w środku. Ryby skryły się w zalewie. Cichutko, jak na pogrzebie tylko tych talerzy brzęk powoduje zacisk szczęk. Na zegarze już czternasta. Były jakieś wieści z miasta? Przeszło Centrum Zdrowia Dziecka. Popatrz na nią. Jaka kiecka? Niezła. Wszystko ma na plusie, a my tak tu sterczeć musiem... Nagle... huk!!! A w drzwiach breakdance?!! Przerwa na obiad w Jachrance!!!
Kornik - potwornik żre celulozę, a jednak szkodnik omija brzozę. Skłania się raczej do innych kor. Zostawi dziurkę, taką jak bor. Czasami dzięcioł swój dziób w nią włoży, lecz kornik przetrwał i czasów dożył, że dziś go chwalą za to, co psuł, bo nam zostawił okrągły stół. Wyżarł od środka nam te tablice, które wystawiał lud na ulice i gdzie wpisywał swe postulaty, a potem wszystko poszło na straty. Zostawił jednak leśne ambony. Kraj objedzony. Zębem znaczony, a dziś nam wmawia swoje zasługi, gdy się zagnieździł już po raz drugi. Tym razem będzie już chyba syty. Miał w swej robocie także zaszczyty i był etapem w historii zmian. Stworzył komitet! A może klan? Wielu się o tym szczegółów nie wie. Kornik, co strawił zgarnia pod siebie. Po korytarzach, które wydrążył można rozpoznać do czego dąży. "Raz przyszli drwale, drzewo zrąbali. Bardzo się przy tym naharowali" Potem się różne sprawy wywlekły. Kod jest na korze. Na wyrąb wściekły.
Ciemną nocą po pustyni idą cicho beduini. Idą milczkiem do wybrzeża, do którego ponton zmierza. Ciemne twarze. Lśniące oczy. Długi orszak nocą kroczy. Niosą młode chłopy zdrowe kamizelki ratunkowe. Wkrótce, kiedy północ minie, kawalkada ta odpłynie, ściśnięta jak w beczce śledzie. Strach pozostawili biedzie. Teraz już zdesperowani, kroczą śmiało ku otchłani, wierząc - gdy nadejdzie rano, na dalekim brzegu staną. Rzekł im derwisz, szaman, tancerz, że w ramionach pani kanclerz, czeka na nich rajskie życie. Tylko dopłynąć musicie! Nie ma wioseł. Silnik rzęzi. Wiele godzin muszą spędzić bez jedzenia, picia, spania. Ta wyprawa nie jest tania. Wszystko kiedyś odpracują, gdy pod stopą brzeg poczują. Kiedy nowe ich kindżały bedą drogi torowały. Postawią wielkie meczety. Potem zapłodnią kobiety obiecane przez proroków. O tym myślą idąc w mroku.
Na nieszczęście, znów, niestety, mnożą nam się Komitety: do obrony, do skrobanki i do odwołania Hanki. Stają na skraju chodnika, bo drażni je polityka zagraniczna i społeczna. Rzecz się staje niebezpieczna. Sposób może być fatalny, jeśli Komitet Centralny odrodzi się w opozycji. Nadmiar różnych propozycji i petycji i podpisów może zgasić sukces PiS-u, przypomnieć równię pochyłą. Tak już przecież kiedyś było. Kunktatorska polityka odrzuciła sojusznika. Nie warto do bicia chłopców robić z młodych Narodowców. Trzeba młodszym szansę dać. Ktoś by chciał dwie matki ssać i być za, a nawet przeciw. Stąd tak szybko rośnie sprzeciw. Na większości się przetrzyma, ale można stracić prymat. Nie wystarczy mieć swój plan. Ludzie chcą konkretnych zmian!
Ten, kto miasto w ręku trzyma, zmienia nam społeczny klimat. Nie jest przecież wbrew naturze czynsz równy emeryturze. Atmosfery podgrzewanie też kosztuje. Nie jest tanie, a gdy chcesz w tym udział brać - protestuj, a potem płać!
Chciałbym usiąść na laurach, ale wielka czarna dziura ukazała się pode mną. Widzę promyk. Wokół ciemność. Nie będę się kopał z koniem. Wszystko przecież ma swój koniec i zmęczyła mnie cenzura. Tak jak piór dinozaura nie odkryto przez stulecia, pod naciskiem się rozleciał skromny zapis w internecie. Niech się błąka gdzieś po świecie przez następnych kilka lat. Na Syzyfa kamień spadł. Ktoś wykuje napis dłutem: Takich trzeba władzy knutem na odchodne wybatożyć. Potem płaszcz i ciernie włożyć, a po wszystkim umyć ręce i położyć kres udręce. A co ze mną? Chcesz zapytać? Będę teraz innych czytał. Może pod fałszywym nickiem splunę czasem w politykę.
W stanie New Jersey, gdzieś na peronie grywał bezdomny na saksofonie. Spojrzał do kosza... Plecak w nim leży? Natychmiast zrobił to, co należy. Wyjął telefon satelitarny i wybrał numer do władz lokalnych. Zjechało bractwo z całego stanu. Rozbłysły światła wielkich ekranów. Poleciał przekaz na Amerykę, że w chwili kiedy kończył się weekend, dzielny bezdomny, lecz patriota, ocalił naród. O śmierć się otarł. Burmistrz ułożył ten komunikat. Bezdomny jednak kamer unikał. Właśnie dzwoniła do niego stara. Włożyłam obiad do samowara!
Dokąd się udał pan Prezydent Duda? Udał się na spotkanie uzgodnić wspólne zdanie. A z kim konkretnie? Z kim się rozumie świetnie w bardzo istotnej sprawie: Co komu zwrócić w Warszawie. A po co mu Schetyna? Schetyna układ utrzymał. Posadził teraz Pahla, aż minie roszczeń fala i ma okazać troskę o mienie pożydowskie. A czy o w spółkach zmiany ktoś będzie zapytany? Mogą paść te tematy, gdy się zwróci do taty znanej córeczki głos ze stron Washington Post. A czy z Synów Przymierza, ktoś zabrać głos zamierza o sądach, lub o KODzie? Gdy naród przy narodzie zakłada współistnienie, to może jednym słowem sprowadzić go na ziemię, bo nawet i coś za coś jest ostrzegawczym dzwonkiem, kiedy się już otwartość z niestałym styka członkiem.
Technologia dziś pozwala sprecyzować - Kto odpalał? Zagrożone są śmietniki na ulicach Ameryki. Plecaki są niebezpieczne. Przypuszczenia - niedorzeczne. Komu to się dziś opłaci? Wiedzą łysi i brodaci. Przeglądają już nagrania i wkrótce ujawnią drania - konstruktora - psychopatę. Co tam w świecie? Nic poza tym, lecz ktoś prawdę nam odsłania o potrzebie wojowania!
Na tej sztuce zarobić nie można i przez lata iść trzeba w skarpetkach. Stara warstwa osiadła wielmożna i tej rury nie można odetkać. Osądzili to dzieło już z góry. Zapowiedzi przyjmując z niesmakiem i niejeden promotor kultury się okazał zwyczajnym bydlakiem. Starej trupie już czas dał po dupie i boleśnie dotknęły ją zmiany. Uzgodnili - sprzedawca i kupiec, że film ma być najgorzej sprzedany. Błędem były partyjne pokazy. Teatr bojkot od razu obudził. Jeszcze tli się ognisko zarazy i swój zapach rozsiewa wśród ludzi. Nad skorupę reklama nie wzleci. Propaganda jest zawsze nielotem. Ktoś nam w oczy rachunkiem zaświeci i postąpi jak z samolotem.
Zamiast do Szkopa iść w niewolę, wolę przyłożyć mu "Parasolem". Już dawno mnie uczyli w szkole, że się położy, gdy przy... chromolę. To właśnie jest powstańcze rege. Wpuszczają w kanał nas szeregiem. Przejść go musimy, chociaż trudno, bo coś z tym rege płynie równo. Powiedział nam pan w I-Pe-eNie, że już Kolumbów pokolenie grało to rege na swych Stenach. Wchodzimy w kanał. Liczy się cena. To właśnie jest powstańcze rege. Wpuszczają w kanał nas szeregiem i chociaż nie ma tu Montera trzy grosze zawsze się uzbiera. Rege na fali i jest trendy. Jak już przywali, to pachnie wszędy, lecz go "zaśpiewam i zatańczę", bo jest z Grzybowskiej i powstańcze. Czuwaj wiaro i wytężaj słuch... !
Martwi powrócić nie mogą, a żywi jeszcze zostali. Niektórzy służyli wrogom, a inni wiecznie czekali. Walczyli. Byli sądzeni. Ich doły łączki porosły, a nadal z nieludzkiej ziemi głos się dobywa doniosły. To dla ich wiecznej pamięci raper wciąż macha rękami. Kiwa się i głową kręci. Mają być niezapomniani. Prezydent wieniec położył i gapiów dwóch przystanęło. Ktoś wrócił i czasu dożył, że w kraju nastąpił przełom. Szukamy i znajdujemy. Odgrzebujemy znów kresy, a prawo stwarza problemy. Są winy i interesy. A prawdy wciąż nie widzimy u swoich, w świecie i w Unii. Na przekór im nie milczymy! I z tego jesteśmy dumni!
Jesień polska. Jesień Złota o rozbitych samolotach i pożółkłych dokumentach szuka prawdy i pamięta. Specjaliści emeryci z babim latem chcą uchwycić chociaż nitkę wyobraźni. Wskazać tego, kto się zbłaźnił. Leśne dukty, łąki, wzgórza już fioletem wrzos unurzał, a od bagna mgła się ścieli. Milczą ci, którzy wiedzieli. Wielkie siły się zmówiły, a medialne szaławiły uschłą brzozą pragną psocić pośród cierni i paproci. Beton wcisnął się w zarośla, a pęd młody wydoroślał i spogląda na ściernisko. Pachnie grudą ziemi bliskość. Słońce jeszcze mocno praży. Jeszcze może się wydarzyć podmuch, który kłamstwo zetrze zanim łzami spadną deszcze. Jesień polska. Jesień Złota nim przyjdzie kłopotów słota, da nam czas na rozmyślanie, czy to jest upartyjnianie? Czy to naturalna zmiana przy wykopkach uzbierana i złożona w prawdy kopcach? Nasza, własna, a nie obca! Przemówienia. Wystąpienia. Idzie jesień po jesieniach. Wiele znanych barw odsłania ludziom z wielką siłą trwania.
Stara, nasza, dobrze znana pieśni bogoojczyźniana, czemu tak cię mało w mediach? Kto oświadcza, żeś ty brednia? Czemu przebić się nie możesz? W czasach, gdy bywało gorzej bardziej byłaś przebojowa. Kto cię dziś głęboko schował? Uwięziona w matni, w sieci, nie obudzisz, nie oświecisz. W literackiej siedzisz niszy. Kto cię znajdzie? Kto usłyszy? Byłaś wielka, narodowa. Bliskie sercu niosłaś słowa. Ważna i ordynaryjna. Dziś, gdy nie chcesz być partyjna - trafisz pewnie w zapomnienie, w kąt pamięci, w jej podziemie, w utajnionych spraw archiwa, skąd się nic nie wydobywa. A tyś polska, a tyś nasza! Czemu nikt cię nie zaprasza na koncerty, na salony, a jeszcze z niejednej strony bywasz często ośmieszana, choć przyjść miała dobra zmiana, a z nią czas na prawdy słowa. Kto cię przed narodem schował? W nierynkowym siedzisz sklepie, a żyd o przecenie klepie, ale wciąż się nie odważy, byś nawet na wyprzedaży, żadnej półki nie ujrzała. Pieśni ojczysta, wspaniała, kiedyś może, za Norwidem, ktoś podniesie cię ze wstydem, z wirtualnej wyrwie chmury i powrócisz do kultury i zabłyśniesz w szklanych domach jak ikona ocalona spod skansenu starej strzechy. Będziesz pokutą za grzechy marnej książki, błędnodruku, pseudo znawców, politruków, cichych zabójców języka. Wodza, który cię unikał i rozlicznych sług mnogości politycznej poprawności.
To jest przerwa na wybory. Ona chora? On jest chory? Wszyscy mogą odczuć zmianę. Nie wiadomo, co jest grane. Wyruszyły znów konwoje. Przerwa w rozgrywaniu wojen, bo potrzeba, to się zdarza, zaświadczenia od lekarza. Chcą nam z oczu konflikt schować. Ślą rozjemców do Kijowa nowe kierunki wytyczać. PiS już wysłał Sakiewicza. Nie czekała Unia wcale i swoich wysłała dalej, biorąc sprytny przykład z Turka. Dobra za wyprawkę skórka. Przeszło zapalenie płuc, a nie zawsze chcieć to móc. Nastawienia trudno zmienić. Trump już fotel ma w kieszeni.
Dziś pół roku dla staruszka to jest bardzo długa dróżka po podwyżkę o sto złotych, a tam znacznie wyższe kwoty oddają komuś w Warszawie, a rzecz cała jest w Ustawie, której nie ma, a jak będzie, to Trybunał na niej siędzie. Procedować trzeba dalej! Na tym samym materiale krawiec więcej nie wykroi, choćby dwoił się i troił, ale jednak coś pokaże. Na przykład, że luminarze urzędów i praw, naczelni uznani za nieśmiertelnych są za swojego władania. Ludzie mają różne zdania. Zwłaszcza, kiedy polityka o codzienność się potyka, pogodną, a jednak chudą. Widzieliśmy pokaz judo oraz rzut harai-goshi, gdy ktoś nie mógł się doprosić o sejmowe wysłuchanie, kiedy trwa procedowanie.