niedziela, 13 maja 2012

Pieśń o strasznym końcu lorda Wadera



 








Wyłażą z ciemnic pomału
współautorzy podziału,
by zasiąść na pozycjach władzy.
Najbrzydsze w świecie wyrazy
zdobią im wytarte czoła,
a postać ich szpetna, goła -
lęk budzi i przerażenie.
To wszystko, co było w cenie,
pożarli dawno zachłannie.
Dziś wybierają starannie,
co jeszcze można tu zniszczyć,
ale wśród biedy i zgliszczy
znaleźć już strawy nie mogą.
Piaszczystą, zniszczoną drogą
wloką się więc na stadiony,
gdzie obrzęd ma być spełniony
i sacrum zetrą w igrzyskach.
Wiedzą, że chwila jest bliska,
że im też sądzony koniec.
Diabeł pieśń gra na ogonie
o bryle ruszonej świata.
Wiedzą, że będzie zapłata
i chcą się schować za prawem,
ale ich czyny plugawe
spisane na byczej skórze.
Na niebie, wysoko w górze
okno się prawdy otwiera.
Ludzie przestali wybierać
i spoglądają w milczeniu.
A na trybunie, w podcieniu
zasiadł w swej masce na mózg
lord Wader - zwany dziś Trusk
i lutnię uniósł do góry.
I dymy uniosły się w chmury.
Zapłonął Rzym. Władzy koniec.
Piekło ich wkrótce pochłonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz