czwartek, 30 kwietnia 2015
San Francisco
Nigdy deszcz nie pada w maju na pochodzie.
W Boże Ciało zawsze leje. Sprawdź, gdy chcesz.
Mogą mylić się w prognozie, nawet co dzień,
lecz pierwszego będzie słońce, a nie deszcz.
Nie ma pracy. Są rodacy i jest święto.
W Komorowie może człowiek grilla grzać.
Maj ma dla nas zawsze gębę uśmiechniętą.
Zwłaszcza dla tych, których na Harleya stać!
Ref.
Nigdy deszcz nie pada w maju na pochodzie.
W Boże Ciało zawsze leje. Sprawdź, gdy chcesz.
Mogą mylić się w prognozie, nawet co dzień,
lecz pierwszego będzie słońce, a nie deszcz.
Nie ma miodu dla narodu. Jest majówka.
Tu pierwszego Kalifornię możesz mieć.
Czeka droga, zapomoga lub chwilówka.
Dobra chwila jest na grilla. W Polskę leć!
Ref.
Nigdy deszcz nie pada w maju na pochodzie.
W Boże Ciało zawsze leje. Sprawdź, gdy chcesz.
Mogą mylić się w prognozie, nawet co dzień,
lecz pierwszego będzie słońce, a nie deszcz.
Scott McKenzie. Silnik rzęzi Kalifornię.
Gdzieś tam czeka na człowieka Nocny Wilk.
TV-i ględzi, a ty pędzisz. Procent - w normie.
Masz dla siebie tej wolności kilka chwil.
Ref,
Nigdy deszcz nie pada w maju na pochodzie.
W Boże Ciało zawsze leje. Sprawdź, gdy chcesz.
Mogą mylić się w prognozie, nawet co dzień,
lecz pierwszego będzie słońce, a nie deszcz.
Media mają oczy bystre
Media mają oczy bystre.
Trudno strzec sekretów.
Czy może dzisiaj minister
nie mieć pistoletu?
Przy kaburze znacznie dłużej
można krajem rządzić,
chyba, że w prokuraturze
zechcą go utrącić.
Na tym u nas się osadza
cała polityka.
Jest pistolet i trójwładza.
Nie ma Grabarczyka.
Wszędzie są tu pozwolenia -
od chęci do czynu
i może spec od rządzenia
nie zdać egzaminu.
środa, 29 kwietnia 2015
Trzech urwisów
Stary Ostas na Litwie
przechowywał relikwie
bohaterów dawnego powstania,
ale już swym trzem synom
jak parlament - Litwinom,
mówić w polskim języku zabraniał.
Każdy z nich po niemiecku,
po francusku, angielsku
umiał dobrze powiedzieć trzy słowa,
ale pacierz i zwyczaj
dobrze znał z Mickiewicza,
taka była ich mateczki mowa.
Poprzez dziejów zamiecie
już jeździli po świecie.
Kusił zachód i Europa.
Każdy uczuć spragniony
szukał dla siebie żony
i w głęboką depresję popadł.
Ojciec sobie pozwalał
i z sąsiedztwa, nie z dala,
przywiózł żonę zza miedzy - z Podlasia.
Synom kazał zjeść żabę.
Wszystkich wysłał za Łabę
i niezgodę w umysłach zasiał.
Podróż trwała niedługo,
a czas uciekał strugą.
Zatrąbiła Toyota nowa.
Kogo wieziesz mój synu?
Czy to dama z Londynu?
Nie mój ojcze! To z Polski - synowa!
Nie minęła godzina
w Mercedesie dziewczyna.
Stary Ostats wygląda ciekawy.
Kolorowa sukienka.
Pewnie synu to Niemka?
Nie mój ojcze! Synowa - z Warszawy!
Wiele osób się w Wilnie
uśmiechnęło przymilnie
do Ostasa, gdy wysiadł syn trzeci.
Stary o nic nie pytał
i po polsku się witał.
Wołać księdza polskiego polecił.
Trzeba będzie wspólnie mieszkać
Po wyborach trzeba będzie wspólnie mieszkać
i rozmawiać i uzgadniać politykę,
więc czy warto tak się gnoić, niszczyć, besztać
ostrym słowem i brzydkim językiem.
Po wyborach nie nastąpi żaden potop,
co najwyżej może ktoś wyemigruje.
Po co teraz wciąż wylewać złości potok?
Bardzo wielu w swych kampaniach przeszarżuje.
Zaślepiona propaganda nic nie zmieni.
Wygra jeden, a resztę zawiodą plany
i to bagno wyschnie całkiem do jesieni.
Już je znamy. Przeżyjemy. Wytrzymamy.
Świat się wali od góry
Pewien rynek jest szczelnie zamknięty
w bardzo wąskim zaklętym gronie.
Jego znawcy to czyste diamenty.
Gwiazdy w górach na nieboskłonie.
Ma ten rynek pracowite mrówki.
Swoje ścieżki i szlaki wysokie.
Swoje miejsca i tajne placówki
w dziwnych miejscach pod samym obłokiem.
Ileż tam się przenosi bogactwa
przez doliny najgorszej nędzy.
Zbyt wysokie to miejsca dla ptactwa,
lecz dostępne dla wielkich pieniędzy.
Już bywały tam wielkie dramaty,
gdy plecaki pochłonął lodowiec,
był terroryzm i władz tarapaty
i jedyny ratunek - śmigłowiec.
I nieszczęście najgorsze się stało.
Wszystko ludziom runęło na głowy.
I śmigłowców jest teraz za mało.
Zatrząsł się cały system światowy.
Płynie pomoc, lecz kto coś odszuka?
W tej ruinie, w tej kupie kamieni.
Finansjera, bankowość, nauka -
muszą świat od początku wycenić!
Upadł plan wirtualnej waluty.
Potężniejsze są siły natury.
System musi znów wejść w stare buty.
Świat się walić zaczyna od góry.
wtorek, 28 kwietnia 2015
Promocja
Gala. Order na orderze.
Zaszczyt, albo wielka fucha.
Pan tu w jakim charakterze?
Jestem kwiatkiem do kożucha.
Przepraszam, że nie poznałem.
Rzeczywiście ładne kwiatki.
Owszem, czytałem... czytałem.
Pan to wyssał z mlekiem matki
i potrafi pan przyłożyć.
Oni, wie pan - na etatach.
Coraz trudniej można pożyć.
Wciąż się chude ciągną lata.
Jest nadzieja, lecz niewielka.
To ostatnie już akordy.
Zanika kultura wszelka,
a tam - uśmiechnięte mordy.
Są spokojni. Pewni siebie,
a ci dla nich to ekstrema.
Pan wszystkiego jeszcze nie wie,
a sprawiedliwości nie ma.
Słyszy pan? Mówią o panu.
Pojawiły się oklaski.
Jest tu kilku mężów stanu
oraz liczne sławy blaski.
Pana wiersza nie czytali,
każdy preferuje swoich.
Nie będziemy tu tak stali.
Mam obok służbowy stolik.
Z szatni wszystko lepiej widać.
Ciągle tu się zmienia świta.
Może to się dziwnym wydać,
a ja pana co dzień czytam.
Ania - żona się ucieszy,
gdyby zechciał pan dwa słowa...
Redaktor nas wzrokiem przeszył.
Gala. Polaków rozmowa.
Kolejny raz
Tak już było!
Tak już było!
Był już kiedyś taki czas,
że głosować się chodziło
jednym głosem.
Wszyscy!
Wraz.
A cóż to się porobiło,
że nauki poszły w las?
Kogo by się nie skreśliło -
wyznaczony zawsze wlazł!
Potem w prasie się trąbiło,
jak ta jedność spaja nas.
Tak już było!
Tak już było!
I będzie!
Kolejny
raz.
Może komuś jest niemiło,
bo już tak byliśmy blisko,
ale nam się przydarzyło.
To właściwie jest już wszystko.
Nie zakocham się w maju
Nie zakocham się w maju, wbrew sobie.
Tak śpiewali już Starsi Panowie.
Nie o takiej marzyłem wiośnie.
Bez emocji jest teraz żyć prościej.
Nie zawrócą mi głowy słowiki,
gdy do koła wyborcze okrzyki.
Już mi mediów harmider spowszedniał,
a dziewczyna, choć ładna, jest jedna.
Nie napiszę majowych peanów
dla tej reszty nieciekawych panów,
bo wciąż jestem uparcie hetero...
i pociągu do panów mam zero.
Taką już mam niemodną naturę.
Zmiana dla mnie, to kwaśny ogórek.
Ze strojenia już przed koncertem,
wiem - podsuną najgorszą ofertę!
Nie zakocham się w maju. Poczekam.
Chociaż tak molestują człowieka.
Zaczepiają, nękają i kuszą,
ale mnie do niczego nie zmuszą.
A ten maj już właściwie za chwilę.
Zatrzepoczą serduszka - motyle.
Buchnie bez i już kwitną kasztany.
Trochę szkoda tych - niewybranych.
Taki maj. Trafisz lepiej, lub gorzej.
Jeszcze myślę czasami... a może?
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Spadła góra
Z góry spadła góra.
Widoczny to znak.
Wpiszą wieczne pióra
jak bardzo jej brak.
Na ludzi i bydło
osunął się szczyt -
grań ostra jak szydło,
himalajski mit.
Runęła opowieść
wznoszona przez lata.
Czekają szerpowie
na pomoc ze świata.
Będą konsekwencje.
Strata była wielką.
Wpiszą kondolencje
kanclerka z premierką.
niedziela, 26 kwietnia 2015
Gdyby to był...
Gdyby to był normalny kraj,
albo chociaż trochę normalny -
po dawnemu cieszyłby nas maj,
bzem pachnącym i winem mszalnym.
Gdyby znalazł się choć jeden taki,
na którego nikt się nie skrzywi,
żylibyśmy, jak białe ptaki,
uśmiechnięci, radośni, szczęśliwi.
Gdyby to był dla ludzi system...
Gdyby umiał przywrócić wspólnotę -
chórem brzmiałby nasz każdy występ.
Człowiek by się nie martwił, co potem?
A my stale jesteśmy w drodze
i puszczamy oczko i szkiełko.
Nie trzymamy języków na wodze.
Śmieją się, że tworzymy piekiełko.
Każdy podział zaradność wymusza.
Było gorzej i daliśmy radę.
Najważniejsze, co w sercu, co w duszach
i nikt dla nas nie będzie przykładem!
Czy szlachetność w nas, czy szlacheckość
każą nam się bez przerwy podrywać?
Własnych sądów wciąż mamy tę lekkość
i możemy tak gdybać... i gdybać.
Gdyby były uczciwe wybory...
Gdyby liczył ktoś należycie -
nie szumiałyby nam do tej pory
leśne jodły na partyjnym szczycie.
Ucichłoby wołanie na puszczy
i by głosów nieważnych nie było.
Gdyby ktoś ludziom sprawę wyłuszczył,
może by tak się nie porobiło.
A my stale jesteśmy w drodze
i puszczamy oczko do świata.
Nie trzymamy emocji na wodze.
Tak jest, było... i będzie przez lata.
Żal jest u nas, a trzęsienie było w Azji
Tak bardzo chcieli destabilizować,
ale nie u nas się zatrzęsło, lecz w Nepalu,
więc znowu muszą coś wymyślić, kombinować.
Uśmiech Obamy kontrastuje z morzem żalu.
Ten żal jest u nas, a trzęsienie było w Azji.
U nas od dawna odkopują zasypanych.
Uśmiech Obamy przy takiej okazji,
całemu światu jest już bardzo dobrze znany.
Wilki wjechały , ale tylko do Braniewa,
przez to w Warszawie zatykają się ulice.
Tysiące ludzi wyszły z domu, bo tak trzeba.
Własny maraton chcą pokazać Ameryce.
Jest dość nerwowo, ale nie ma rewolucji.
Ludzie biegają, żeby mniej się denerwować.
Wódka zdrożała nam przed Świętem Konstytucji,
ale nikt nie chce się konfederować.
Jechały czołgi przez pół Polski - duch nie opadł.
Grube miliardy chcą wydawać na zabawki.
Naszego wsparcia potrzebuje Europa.
Pokażą pogrzeb, ale nie będzie poprawki.
Tu są naziści! - krzyczy Moskwa z Białym Domem.
Fotografują grupkę młodych z flagą UPA,
a młodzi biegną po mostach slalomem.
Plan zamieszania - przez lemingów upadł.
A to się może komuś bardzo nie podobać.
Za mało wrzawy, a wybory są już blisko.
Ciągle nie wiedzą, jak powinni się zachować?
Na prowokację - oni się kłaniają nisko?
To przez tę wiosnę, przez słoneczko i pogodę,
uśmiech zza chmurki i zieleń na dworze,
o wiele łatwiej złość odsunąć, iść na zgodę,
a propaganda tak niewiele może.
sobota, 25 kwietnia 2015
Zabraknie krzywych kół
Zabraknie krzywych kół. Przestanie wóz gruchotać,
bo pracowity muł do żłobu swego dotarł,
a zmieścić nic nie może w rozdęte gazem boki.
Kosztują coraz drożej ostatnie lichwy kroki.
Pochylił się już barak - napchana sieczką buda,
a finansowa kara tym razem się nie uda.
Ostatni kwiat odpadnie woźnicy od kożucha.
Chociaż krzyczą dosadniej, gruchotu nikt nie słucha.
Pracowity żyd Szymszel do dworu dowiózł panią.
Zmartwienia najprawdziwsze, najcięższe spadną na nią.
Nadchodzi znowu fala i pozostawi błoto.
Nie ma czego zachwalać. Chodziło komuś o to?
Zgłodniałe wilki nocne pojawią się na drogach.
Choć wóz ma osie mocne, lecz uprząż jest uboga,
a Szymszel nie powróci. Już syna doposażył.
Przywiozą wkrótce z Rusi tu swoich gospodarzy.
Ludzie składają wota w ten czas ogromnych zmian.
Przestanie wóz gruchotać. Inny jest boży plan.
Nikomu nic nie zwrócą. Zabraknie krzywych kół.
Lichwiarze kraj nasz skłócą, lecz nie rozerwą w pół.
I chociaż nasze flagi obcy opuści w maju,
przesunie szale wagi w stronę swego zwyczaju,
to tylko dnie i noce pamiętać będą swąd,
gdy padały złe moce i odchodziły stąd.
piątek, 24 kwietnia 2015
A czy można nie głosować?
A czy można nie głosować
i nie mieć własnego zdania,
lub niczym się nie przejmować
i za niczym już nie ganiać?
Nie dać się już oszukiwać,
lekceważyć i ośmieszać,
tylko palcem w bucie kiwać
i nikogo nie rozgrzeszać?
Czy pozwala na to prawo,
przepisy i demokracja,
by pozostać poza wrzawą?
Nie rozważać czyja racja?
Nie dać już się prowokować.
Nie zapalać do wszystkiego.
Powstać z kolan. Wyprostować
i powiedzieć: - Dość mam tego!
Na pochód znowu nie pójdę.
Transparentu nie poniosę.
Medialną przetrzymam bujdę.
Sprzeciw dawno jest mym głosem.
Propagandę naszą - obcą
pozostawiam oszukanym.
Sam będę milczącą owcą,
a inni... może barany?
W telewizji trwa rozmowa
A w telewizji trwa rozmowa.
Redaktor panienkę poucza,
że teraz jest kultura nowa
i wszystkie nacje się wyklucza.
Nie ma: My - oni! Wasze - nasze!
Wszystko jest wspólne po dawnemu!
A jeśli ktoś chciał być Judaszem,
to nie ma się też dziwić, czemu?
Gdy ktoś się nie chce z tym pogodzić,
sam siebie z dyskusji wyklucza!
Gadają. Nie są tacy młodzi.
Redaktor panienkę poucza.
Sam jest naczelnym u kolegi,
a panienka pierwszym krytykiem.
Ekran jest pełen ich po brzegi,
a piszą jak kura patykiem.
W układach wielkich umoczeni
i w pieniądzach zza oceanu,
jakby przyszli z krainy cieni,
na usługach u wielkich panów.
Żadnych sprostowań tu nie będzie
i przeprosin żadnego słowa.
Tylko ich głos się liczy wszędzie
i w telewizji trwa rozmowa.
czwartek, 23 kwietnia 2015
Kwieciście - kwietniowo
Kwiecista, kwietniowa
jest paleta wyborczych zachowań
i przeróżne słowa
rozkwitają z medialnych ust.
Rankiem na ekranie
pojawiają się przepiękne panie.
Każda własne zdanie
ma już dzisiaj i własny gust.
Przy nich już rezydent
zszedł z ekranu i zamilkł ze wstydem
i żaden incydent
nie wydarzy się, gdzie spłuczki spust.
Kwieciście, kwietniowo
wypłukało nam premierową.
Wykopać gotową
jeszcze raz śliczną panią z ZUS.
Na pniu Komisyja
bardzo szybko się teraz rozwija.
Aura jej sprzyja.
Nawet słupek nam w płocie wzrósł.
Afery na świecie.
U nas zgoda, pogoda i kwiecień.
Kochamy się przecież,
aż się trzęsie słynny Bronkobus.
środa, 22 kwietnia 2015
Warszawska wiosna
Warszawska wiosna -
w Łazienkach, na Agrykoli.
Sprzeciwu posmak
na plakatach kiboli.
Z oczekiwaniem pod Kancelarią
Z kiełbaskami w kotle.
Z przyjezdną ferajną.
Z Marzanną na miotle,
przypominającą pewną panią.
Czekają na nią,
ale nie wychodzi.
Warszawska wiosna -
na ulicach młodzi.
Paczka radosna
wyszła po egzaminach.
Warszawska wiosna!
Z nią nie zaczynaj,
bo zagłosuje na Korwina!
Warszawska wiosna -
młoda dziewczyna
do ludzi uśmiechnięta,
odrobinę chłodno,
bo jeszcze pamięta
dziesiątego kwietnia.
Sukienka już letnia.
Włosy prosto od fryzjera.
Z nią nie zadzieraj,
bo poprze Brauna!
Przyjezdna ferajna
podniosła sztandary.
Medialne swary
ludzi złoszczą.
Nie tak ostro!
Po ile żonkile?
...
I to by było na tyle.
Jeszcze trochę... jeszcze chwila
My to chociaż mamy czym się denerwować,
a tam w Unii - marazm, nuda, że aż boli.
Trzeba kasy, bo nie ma za co ratować.
Rząd uchwalił już podwyżkę alkoholi.
Wraca stare. Jeszcze je wspominam czasem,
przesiadując gdzieś w przychodni, albo w ZUS-ie,
że gdy teraz znów podniosą nam kiełbasę,
będzie całkiem jak w Radomiu i Ursusie.
My to chociaż mamy scenę polityczną,
piękną wiosnę i szybciutko czas nam leci,
a tam w Unii opinię publiczną
nawet piękniś z EF-BI-AJU nie podniecił.
Tylko marazm i pieniądze i dotacje
na pontony i kapitał ludzki.
Na uchodźców i arabską emigrację.
Resztki dla nas - dla wyborczej młócki.
Jeszcze moment, jeszcze trochę, jeszcze chwila,
a Komisja bierze już korepetycje.
Maj za pasem i zapachnie w kraju lilak
przygłuszając agentury i ambicje.
wtorek, 21 kwietnia 2015
Za dziesiątą miedzą
Destabilizacja w tym rejonie świata.
Tak administracja swoje dziury łata.
Interesu nie ma , a kalendarz nagli.
Wszelką przyzwoitość dawno wzięli diabli.
Ma być zamieszanie. Poszerzanie sporu.
Demonstracja siły i obraz horroru,
a potem wybuchy niezadowolenia.
Tak się tworzy nowe i tak się świat zmienia.
Gdzieś na krańcu świata żyją ludzie winni.
Przez następne lata pamiętać powinni,
kto dziś nimi rządzi, choćby był buszmenem.
On ogłasza werdykt i wyznacza cenę.
Tańcują, tańcują jego poplecznicy.
Kto ma teraz wszystko? Z kim się trzeba liczyć?
A tam gdzieś nad Wisłą, za dziesiątą miedzą,
ni słowa nie pisną... i niech cicho siedzą!
Refleksja
Papież był Polakiem - pamięć podpowiada.
Kto się wspiął wysoko, ten boleśnie spada.
Lecz kto był na szczycie i tam wiatr poczuje,
jak dobrze znam życie - jeszcze raz spróbuje!
Kobieta zawsze pamiętać będzie
To bardzo stary żydowski sposób.
Już dawno dotknął Samsona.
Wiedziały o tym miliony osób.
Najbardziej przeżyła ona.
I nie zapomni wam tego nigdy,
choć teraz głosy kupuje.
My poczuliśmy dziś posmak krzywdy.
Jutro kto inny poczuje.
Kobieta zawsze pamiętać będzie
tę zachowaną sukienkę.
Jeśli wierzycie - jesteście w błędzie.
Pamięta nadal panienkę.
Ona jest Lewi a nie Lewińska.
Nazwiska wszyscy zmieniali,
a sprawa była niezwykle świńska
i świat się komuś zawalił.
Kto kłamie teraz - ten kłamać będzie.
Wszystko się nagle odmieni.
Jeśli wierzycie - jesteście w błędzie.
Jej pamięć warto docenić.
Zamysł kobiety jest niezbadany.
Myśl mściwa i pamiętliwa.
Kto dziś się poczuł pewny, wygrany,
już jutro zwykle przegrywa.
To o Helenę zburzono Troję.
Historia też uczy czegoś.
Planów Hillary i ja się boję,
bo zdolna jest do wszystkiego.
Gdy polityka kłamie w unikach,
warto posłuchać rabina.
Tamta na imię miała Monika.
Tak się kampanię zaczyna.
poniedziałek, 20 kwietnia 2015
Coś się wydarzy!
Gdzieś za gwiaździstym błękitem,
gdzie wyobraźnia nie sięga,
leżą milczeniem zakryte
i Raport i Biała Księga.
Strzegą je przed okiem ludzi
i czarty i cherubiny,
a wielu z nas wciąż się łudzi,
że kiedyś je otworzymy.
Dostępu do nich ktoś zastrzegł
dla ludzi z domu Lewiego.
Czas zmiany jeszcze nie nadszedł
i próżno pytać: - Dlaczego?
Wiadomo z da Vinci kodu
i znaków po Templariuszach -
Zakaz dotyczy narodu!
Przestrogą ostrą: - Nie ruszać!
Współczesne jest to Przymierze,
a wewnątrz Puszka Pandory.
Pilnują jej mocni w wierze
i oddział ich dosyć spory.
Nie warto na próżno marzyć,
że będą jakieś przecieki.
Pionowy ciąg korytarzy
Przymierza strzeże na wieki.
Kto cząstkę raz oddał władzy
- wrócić już do niej nie może.
Tak mocne są tu zakazy,
że musi skończyć najgorzej!
Reszta jest tylko teatrem,
dramatem, tańcem z gwiazdami,
kampanią, wyborczym wiatrem,
by naród bił się z myślami.
Gdzieś za gwiaździstym błękitem,
gdzie zgasło ostatnie światło,
leżą milczeniem zakryte
nadzieje oddane łatwo.
Dziś tylko plotka została
o Koptach, że coś skrywają,
lecz prawdy kruszy się skała,
a Koptom głowy ścinają.
Zza tajemnicy piramid
zza katedr wolnomularzy
przemyka jeszcze czasami
myśl szybka: - Coś się wydarzy!
Anne!
Dokąd? Anne!
Wracaj! Anne!
Echo Anne, to nie jesteś ty!
Wszystko
nie jest
tak zabawne.
Nie wyważa się otwartych drzwi.
Wstępując po schodach ty łapiesz za włosy,
a szkoda, że nie za swoje.
Na miejscu tu nasze właściwsze są głosy.
Wyważasz otwarte podwoje.
Dokąd? Anne!
Wracaj! Anne!
Echo Anne, to nie jesteś ty!
Wszystko
nie jest
tak zabawne.
Nie wyważa się otwartych drzwi.
Może to niby nic.
Włosy też można strzyc.
Tu nie wchodzi się jak do sklepiku.
Pewnie to taki trick,
żeby podniósł się krzyk.
Są przeróżne żony polityków.
Kapitał ludzki, czyli mali - wielcy ludzie
Niski przedstawiciel wysokiego komisarza
zawsze, jak znam życie, Unii się przydarza.
Potem głośno krzyczy: Unii i wolności!
Z nikim się nie liczy, za to ludzi złości.
Wysoki delegat rządu Senegalu
przyjechał do Polski poszukiwać szmalu,
ale u nas kasa poszła na budowę
mamy za to wielkie Centrum Kongresowe.
Tak się u nas zawsze małe z wielkim miesza.
Co wielkie nagrzeszy - to małe rozgrzesza.
Tyle się nam wielkich spraw już nazbierało,
że małość została - wielkie wyjechało.
Może wśród tych niskich łatwiej jest wybierać.
Po co robić czystki, zmieniać i przebierać?
Taka jest już u nas polityczna klasa,
że tym dawnym, wielkim - nie sięga do pasa.
Mamy za to w kraju wysokie urzędy
i stołki wysokie i wysokie grzędy,
kominowe płace i głębokie szyby
i dług wciąż nam rośnie. Gdyby kraj rósł... gdyby.
Gdzie wysoki poziom - tam wysokie straty.
Zwykle niscy ludzie stoją zawsze za tym.
Śpi maleńka sztuka na wysokich półkach,
a nad wszystkim zawsze, jak zwykle - jarmułka.
Wysokie gmaszyska i komisariaty,
komisje, igrzyska - co się kryje za tym?
Ciągle niewidoczna codzienność przyziemna.
Nadzieja. Niezmienność... a przy nich moc ciemna.
niedziela, 19 kwietnia 2015
Zwycięzców nikt sądzić nie będzie!
Ta wojna wciąż trwa nieustannie.
Do sumień łomocze i drzwi
i grozi, że wszystko nam zajmie,
bo przeszłość dziedziczymy my.
Zwycięzców nikt sądzić nie będzie.
To oni ogłaszają sąd
i weksle przedstawiają wszędzie,
czy grabież to zwykła, czy błąd.
Odchodzą, bo już jest po Jałcie,
a także po ONZ- ecie,
lecz krzyczą, co nasze oddajcie!
Roszczenia będą w Nowym Świecie!
Że sami sprzedali w niewolę,
to mniejsza, bo taki był czas.
Własną przedstawiają niedolę.
Za towar ciągle mają nas.
Ta wojna wciąż tutaj się toczy,
na dawnym pobojowisku
i ciągle śmieje nam się w oczy
i pianę ma na swoim pysku.
Przepraszać nikt za nic nie będzie,
choć może to ignorancja.
Jest teatr jak na West Endzie,
a wobec zbrodniarzy szarmancja.
Najgorzej gdy kłótnia jest w domu.
Najlepiej, gdy zgoda w Genewie.
Nazista się śmieje i komuch,
a z nami jak będzie? - Nikt nie wie!
Nie lubię żółtych żonkili
To był dramat. Miał mnóstwo obrazów.
Jednoznacznych i przeciwstawnych.
Pełnych grozy, rozpaczy, urazów
i nie brakło zwyczajnych, zabawnych.
Mimo wszystko to jednak był dramat.
Było dobro i zło. Była zdrada.
Nie da dziś się wszystkiego zakłamać,
ale śmiać się też nie wypada.
Jest w recenzjach zwyczajna sieczka
oburzenia i zamyślenia.
To nie była do nieba wycieczka.
To był dramat ludzkiego sumienia.
Można z niego powycinać sceny
i przedstawiać je całkiem inaczej.
Nawet jeśli je przeżyjemy,
nie szukajmy w nich innych znaczeń.
To był dramat wachlarza zachowań,
jaki zdarza się na progu piekła,
a dziś stał się przedmiotem rokowań.
Część widowni na inną się wściekła.
Wolny rynek dziś sprzedaje sztukę,
lecz ma problem wyceny biletów.
Chce omijać szerokim łukiem
wartość życia, istnienia, konkretu.
To był dramat, cokolwiek się powie
i na świat się przywoła, opisze.
Był tak różny, jak różny jest człowiek.
Jesteś winny wszystkiemu - dziś słyszę.
Ja zwyczajnie nie lubię żonkili.
Żółta barwa mnie zawsze ostrzega.
Tych obwińcie, co dramat tworzyli,
zamiast wciąż od fabuły odbiegać!
Tutaj spocznij! - znaczy wasze Polin.
Dodam tylko: - Spoczywaj w pokoju.
To był dramat - prawdziwy i boli
pamięć ofiar... i żydów i gojów.
sobota, 18 kwietnia 2015
W Polsce się wiersze na sercu nosi!
Cóżeś to dzieciom do głowy kładł,
Gdy cię komuna wygnała w świat?
Coś o Ojczyźnie im opowiadał,
Kiedy tu komuch wiersze układał
I za to w świecie był nagradzany?
Jak przedstawiałeś kraj zapomniany?
Jakim swe dzieci karmiłeś słowem?
Czy o husarii naszej pod Pskowem,
Albo pod Wiedniem wspomniałeś raz?
Czy wspominałeś powstańczy czas,
Lub się wspierałeś męstwa przykładem?
Czy tylko z wiejską babą i dziadem
Namalowałeś rodzinną wieś?
Cześć wam magnaci! I panom cześć!
Cześć wam złapani na lep dolara!
Literatura i książka stara
Jest politycznie już niepoprawna?
A gdzie Kościuszki sukmana dawna?
Gdzie Puławskiego szabla wzniesiona?
Gdzie Papieskiego Krzyża ramiona?
Gdzie ten Latarnik, co wierszy czekał?
Teraz dziad z babą i dyskoteka?
Czy los Kmiciców, stary zaścianek
Mają z pamięci być wymazane,
Bo dyplomata - kosmopolita
Quo Vadis chyba nigdy nie czytał!
W Polsce się wiersze na sercu nosi
I w Pamiętniku się pisze Zosi,
By swoją małą dłonią dotknęła
Bicia Ojczyzny, co nie zginęła.
Do której zawsze może powrócić!
Która się teraz obawia, smuci,
Czego jej dzieci nauczy świat?
Ślad wyrywanych z zębami krat
Nokturnów, pieśni i poematów
Ukryto w ziemi rękami katów.
Zalutowano pieczęcią obcą.
Babę - dziewczętom, a dziada - chłopcom
Komuna dzisiaj stawia za wzór,
Lecz wy sięgajcie po czapki z piór!
Po rogatywki! Konfederatki!
Po siłę Ojca. Po czułość Matki.
Po Obraz Święty Królowej w bliznach.
Taka jest dzieci wasza Ojczyzna!
Opowiedzieli się ludzie
Tak się składa, że oni
są już dzisiaj w Bolonii,
a my tam, gdzie zamknięte.
Może to niepojęte
dla normalnego człowieka.
Nie ma powodów narzekać,
ale po to przyjechano,
żeby choć za jakąś zmianą
opowiedzieli się ludzie.
Wszystko idzie jak po grudzie
małym związkowym człowieczkom.
Ktoś Puszki Pandory wieczko
uchylił i stąd ten kłopot.
Jest barwnie. Sztandarów łopot
uniósł się pod same chmury.
Nie ma dziś nikogo z góry,
bo wszyscy są na weekendzie.
Za udział w związkowym spędzie
rachunki będą wysokie.
Warszawa dziś chłodnym okiem
spogląda na te przemarsze.
Osoby, przeważnie starsze,
gromadzą się przy kiełbaskach.
Zjeść możesz. Wrzucisz, co łaska
na wsparcie ludzi z miasteczka.
Protest? Czy może wycieczka,
wiosenna jest i udana.
Ktoś ruszył się wreszcie za nas!
piątek, 17 kwietnia 2015
Już za trzy niedziele...
Jeszcze tylko trzy niedziele.
Czasu zostało niewiele,
żeby kogoś poharatać,
zniszczyć, zgnoić, łeb rozpłatać.
Galernicy i burłaki
ciągną już medialne haki,
na których będą wisieli
ci, co inne zdanie mieli.
Tego nazwą wstrętnym Mośkiem.
Tamtego odurzą proszkiem.
Będą szczerzyć ostre kły.
Ten jest dobry, a ten zły!
Zajrzą nawet do alkowy,
kto w niej pociąg miał niezdrowy.
Kto nie może, chociaż musi.
Będą cisnąć, dławić, dusić!
Wzywają na pojedynki.
Ojców szable i guldynki
pokazują z miną groźną,
sensację tworząc obwoźną.
Gdy chcesz wygrać - nie ma rady!
Musisz także zejść na dziady,
choćbyś został z gołą "de".
Tego dziś wyborca chce!
Taki władca musi wstawać wcześnie rano...
Taki władca musi wstawać wcześnie rano,
kiedy jego niewolnicy smacznie śpią
i koszulę musi mieć wyprasowaną.
Stale sprawdzać, czy mu buty pastą lśnią.
Taki władca musi jechać do stolicy,
otoczony liczną służbą, gorylami,
kiedy jeszcze mocno chrapią niewolnicy
w ciepłych łóżkach ze swoimi metresami.
Taki władca się najeździ i nachodzi,
a co powie, musi zawsze dobrze zważyć.
Chociaż władcy dużo lepiej się powodzi,
o lenistwie może tylko przed snem marzyć.
Taki władca ma czas pracą wypełniony,
ale także zwykłe, ludzkie ma potrzeby.
Nieustannie przez ochronę jest strzeżony.
Może czasem tylko westchnąć sobie... żeby.
Taki władca nie ogląda telewizji.
Nie ma czasu na reportaż i seriale.
Ile traci? Popatrzcie bez hipokryzji.
Chwyta rękę tam gdzie wyciągają palec.
Czy ta władza to jest rzeczywiste cudo?
Czy to taka pretendenta jest natura,
że nie godzi się jakąś pensję chudą,
a oślepia go swym blaskiem sama góra?
Nikt nie kocha swego władcy na tym świecie,
oprócz ludzi opłacanych i rodziny,
a wy wszyscy na wybory wciąż idziecie,
przekonując samych siebie: - Iść musimy!
Gdzie współczucie się podziało? Zrozumienie?
Nic takiego nigdzie nie ma, a jest złość!
Jeszcze gorzej! - Bywa też znienawidzenie,
gdy niewolnik swemu władcy mówi: - Dość!
Taki władca musi wstawać wcześnie rano...
czwartek, 16 kwietnia 2015
Noc po ciężkim dniu
Noc chodzi po dworze
jak w starym horrorze
i ciemno jak w medialnej gębie,
a gość w monitorze
zdejmuje obrożę.
Jest teraz wyborczym jastrzębiem.
Nikt wiosny nie widzi.
Zamilkli już żydzi
i chór niewolników z Nabucco.
Władza z ludzi szydzi.
Nic jej nie zawstydzi.
W noc wyje, jak kundel za suką.
Ostatnie przygrywki
do wielkiej rozgrywki.
Gorliwcy wciąż brukują piekło,
a ty zanim zaśniesz
pacierzem w nich trzaśniesz -
jedynym lekarstwem na wściekłość.
Wciąż trwają egzekwie,
a noc niesie requiem.
Bezradność to ciężkie jest brzemię.
Drżą gwiazdy jak ciarki,
a odgłos śmieciarki
zasysa z ulicy cierpienie.
Ogórki na żyrandole!
Mają niektóre
nos jak ogórek.
Potrafią wiele przewidzieć.
W sprawie mogiły
połączyć siły
i przeciwnika wyszydzić.
Mają niektórzy
rozum nieduży
i zawsze ich oszukają.
Wieczni przegrani.
Za to lubiani.
Podobnie jak "Wilk i zając".
Lotem jak pocisk
spadną idioci.
Po świecie jeżdżą Vectrami.
Kto za? Kto przeciw?
Chroń swoje dzieci!
Rodacy! Brońcie się sami!
Groza, czy drwiny?
Palikorwiny!
Ogórki na żyrandole!
Jadą konwoje.
Chroń dzieci swoje!
To Orwell? Czy może Follett?
środa, 15 kwietnia 2015
Fatalne skutki przejscia huraganu Stefan
Czy to ten huragan Stefan?
Czy porwane dziecko?
Czy to, że już Schengen strefa
mafię poradziecką,
bezczelnie tu do nas wprasza,
gości, eskortuje -
wszystko dzisiaj mnie rozprasza,
złości, denerwuje.
Hybrydowe prowokacje.
Występ Bronisława.
Kpiny z ludzi. Śmieszne racje
i z lewa i z prawa -
wszystko to mnie denerwuje.
Mam stargane nerwy.
Ścieżek dzisiaj nie prostuję.
Potrzebuję przerwy.
Trochę ciszy. Wielki fotel
z głębokim siedzeniem,
a na głowę ręcznik - frote.
Spokój i milczenie.
Dobra kawa. Zmierzch powolny
i chwila wytchnienia...
Gdybym był do tego zdolny,
a tu świat się zmienia!!!
Przegwizdał nam niebo Stefan.
Niemiec porwał dziecko!
Wpuszcza do nas Schengen strefa
mafię poradziecką.
Pan Schetyna się uśmiecha,
że to prowokacja.
Rzecznik po bandzie pojechał.
Też mi... demokracja!!!
Pora zagrać o przyszłość, o los!
Czasem trudno w przypadki uwierzyć,
że to człowiek zaplanować mógł.
W świat wysłaliśmy swoich żołnierzy,
a tu wojna podeszła pod próg.
Wiedzieliśmy, że będzie się szerzyć.
Podpowiadał na to dobry Bóg,
że w nasz dom może szybko uderzyć,
nasz niedawny sojusznik - dziś wróg.
Znowu cenę musimy zapłacić.
Za niewielki wolności łyk.
Świat się chce cudzym kosztem bogacić
i uciszył nasz sprzeciwu krzyk.
To się stało w kwietniową sobotę.
Wcześnie zbudził się katyński las,
a leciała już tam samolotem,
gorzka nuta, co żyła wciąż w nas.
Wszyscy wiemy, co było potem.
Jaki dla nas nastąpił tu czas?
Śpiewaliśmy "Czerwoną Hołotę",
ale Unii zagłuszył ją bas.
Znów przed nami pozorne wybory
i powtórka z historii się śni.
Czy przyśniemy, jak do tej pory?
Czy od nieszczęść już dzielą nas dni?
Zanim lata kryzysu przeminą,
nim z pożaru odbudują most.
Wstań żołnierzu! Włóż mundur dziewczyno!
Pora zagrać o przyszłość, o los.
Postaw na koniec!
Zabrakło wyborczej kiełbasy
i kasy nie będzie z debaty.
Czy prasa iść musi na nasyp?
A z czego opłaci raty?
Nie będzie wyborczych plakatów.
Banerów nie widać przy drogach.
Doradcy nie mają etatów.
Klakierzy są na zapomogach.
Zabrała wszystko agentura.
Rozgrywa, bo ona zna życie.
Komisja się liczy i góra.
Przelewy są pod przykryciem.
Gwarancja najdrożej kosztuje,
lecz pewność przynosi i spokój.
Z motłochem się nie debatuje.
Dla takich jest tylko przedpokój.
Bo taka jest dziś demokracja.
Są schody, etapy, bariery,
a była już transformacja.
Całujcie mnie w cztery litery!
Wyborcza matematyka
rachunki i słupki zna.
Niech nikt się jej nie dotyka!
Typuję... hmm? - pięćdziesiąt dwa!
wtorek, 14 kwietnia 2015
Za progiem nadziei
Długa jest droga do dobrego.
Najdłuższa chyba z wszystkich dróg.
Nie oczekuję już niczego.
Nadziei przekroczyłem próg.
W miszmaszu złego i dobrego
niewiele człowiek zrobić mógł.
Ku nowym już się zbliżam brzegom.
Fortepiany spadły na bruk.
Nie dano mi Rogu Złotego
i sznur mi nie krępuje nóg.
Nie oczekuję już niczego.
Do bram już pukam. Puk... puk... puk.
Gdy wokół walki - Tyle tego,
że nie wiesz: - Kto jest swój? Kto wróg?
Ja ciągle trzymam się jednego:
Bym jeszcze świat oglądać mógł.
A ty mnie pytasz wciąż dlaczego,
kiedy buciorów rośnie stuk,
ja się uchylam od wszystkiego?
Chwilę wytchnienia dał mi Bóg.
W przeprawach utonęło ego.
Zagłuszył lęk wydarzeń huk.
Z daleka trzymam się od złego.
Nadziei przekroczyłem próg.
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
Czy kraju chcesz?...
Czy kraju chcesz, dla jakiejś władzy,
która nie będzie taka bardzo upragniona,
znów pod żołdackie iść rozkazy
i czym są one, na własnej skórze się przekonać?
Czy kraju chcesz barykad z opon i wystrzałów,
jakie już falą ogarnęły inne kraje?
Do zapalnika już zbliżamy się pomału.
Ktoś na to liczy. Mnie się chyba nie wydaje.
Te scenariusze z wyborami widzieliśmy,
kiedy rażąco pozmieniały się wyniki.
Potem myślimy: - Czy tego chcieliśmy?
Zapomnieliśmy dni siłowej polityki.
Takie jest zawsze rezerwowe rozwiązanie.
Wszystkie resorty je planują w swoich sztabach.
Życie się staje wtedy zwykle bardzo tanie.
Może nie robić z polityki takich zabaw?
Z mocy...
Batalion morderców i pułk agentury.
Szefowie krwiożerców. Wszyscy z samej góry.
To grono ma wszystko i wszystkim tu włada,
lecz jakiś konkrecik tu dodać wypada.
Konkrecik jest jeden - to seks w samochodzie.
Nic więcej się o tym nie dowiesz narodzie,
bo wszystko jest tajne, ukryte, schowane,
lecz co najważniejsze - zostało wydane.
Jest mały niuansik o pieskach Civilach,
o banku, co wielkim tu życie umila.
O słupach i słupkach, co nic nie zwracają
i na tym polega wypuszczony zając.
Niby żartobliwie, a bardzo poważnie.
Z obawą i lękiem, niezwykle odważnie,
bo kto się ośmieli, ten gardło da katu.
I to ma być wielki przedwyborczy atut?
Cóż czynić, gdy więcej powiedzieć nie można.
Miała być sensacja - jest nuta ostrożna,
a ludzie już wiedzą, może nawet więcej,
kto tutaj gdzie siedzi i w czym maczał ręce.
Grochem o ścianę
Tak to było pomyślane,
by taktyką "groch o ścianę"
odpowiedzieć na zarzuty
złych, złośliwych i zepsutych.
Skoro jest już wszystko znane,
to wystarczy "groch o ścianę"
i nabierać w usta wody,
albo krzyczeć: - Chcemy zgody!
Ale jaka to jest zgoda,
gdy się ni słowa nie doda?
Dyskusje są zakazane,
bo najlepiej - "groch o ścianę"!
Postawiono mur milczenia.
"Groch o ścianę" - nic nie zmienia.
Miast na głowy sypać proch.
Niech o ścianę gruchnie groch!
Specjaliści od taktyki
przetrenowali uniki.
Pomówienia oraz plotki
sztab zamieni na grzechotki.
Brak odzewu nie jest grzechem.
Władza reaguje śmiechem.
Rzucanie o ścianę grochu
jest nauczką dla motłochu!
niedziela, 12 kwietnia 2015
Niedziela Miłosierdzia
Czy musi być jakieś "ale",
które ma ukoić żale
i zgasić wewnętrzny sprzeciw?
Być może, tylko poeci
udźwigną to przebaczenie,
które nam Jezus polecił
i uszlachetnił cierpienie.
Człowiek ma proste odruchy.
Wie, że znów Islam, komuchy,
traktują nas bezlitośnie
i wojna na świecie rośnie
i nieraz oczy zamykasz
na zło, które ludzi dotyka,
a jednak Znaki Pokoju
przynoszą chwilę spokoju
i czujesz się oczyszczony,
a twoja mowa jest krótka.
Żałobna w duszy obwódka,
gdzieś jednak w nas pozostaje.
Świat nie jest oliwnym gajem,
a powrót do Galilei
jest jakimś światłem nadziei.
Jego się tylko trzymamy.
Z nim trwamy i wybaczamy.
sobota, 11 kwietnia 2015
Na stromych szczytach partyjnych gór...
Na stromych szczytach partyjnych gór,
gdzie nikt rozumny nie siada,
w mgieł kłębowisku i czarnych chmur
sąsiad sąsiada podjada.
Żywią się tylko sobą wzajemnie
w okrutnych historii ranach.
Resztki ze stołu zrzuca na ziemię
telewizyjny ich kanał.
Każdy się tuczy i każdy szarpie.
Wystarczy tego na wieki.
Na stromych szczytach partyjne harpie
wiedzą, gdzie puścić przecieki.
Wszystko to boli ludzi na dole.
Na górze trwa wciąż biesiada.
Starczy na wiele jeszcze pokoleń.
Ta sama z dziada - pradziada.
A na nizinach kłębi się masa
o resztki z pańskiego stołu.
Burzy się piana - tak zwana "klasa".
Co wpisać do protokołu?
Na tych różnicach wszechświat wiruje.
Życie się na nich opiera.
Każdy inaczej myśli i czuje,
a wszyscy muszą wybierać!
Jedynie w górze na władzy szczytach,
gdzie nikt rozumny nie siada,
tajemna karma wiedzy jest skryta
i się wzajemnie podjada.
Trzeba orać, trzeba siać...
Trzeba orać, trzeba siać.
Z życiem się za bary brać
i myśleć, co będzie potem?
Nie ma leku na głupotę,
ale i wyboru nie ma.
Kalendarz wybiera temat
i co wczoraj - już minęło.
Kandydatami błysnęło
na rocznicach i obchodach.
Teraz zieleń, nowa, młoda,
porusza w nas wszystkie soki.
Chociaż marne są widoki
trzeba chłonąć sobą wiosnę,
a zamiary wielkopostne
i tak wrócą z polskich dróg.
Jak będzie? - Wie tylko Bóg!
(Może trochę pan Jackowski),
a rządom specjalnej troski
przewidzieć się nic nie uda.
Przyszła wiosna i jej cuda
dadzą nam chwile wytchnienia
nim się wszystko znów pozmienia.
Aż tyle głów...
Aż tyle głów i rąk i nóg
i cały las sztandarów,
że trudno wątpić by nie mógł
poruszyć sumień paru,
ludzi, którzy na wszystko patrzą
partyjnym, chłodnym okiem,
którymi może i strach zatrząsł,
obawa przed wyrokiem.
Aż tyle gniewnych spojrzeń w oczy,
w obiektyw i kamerę,
że widać spór, który się toczy
i dzieli władzy sferę
na tych od pały, twardej ręki
i wyroków sądowych
i tych, którym własne udręki
wybiły wierność z głowy.
Trzeba się za kimś opowiedzieć.
Za narodem, czy przeciw,
bo coraz trudniej sondaż śledzić,
a już i małe dzieci
otwarcie mówią o ściemnianiu
i kłamstwie powtarzanym
i nie kończą na jednym zdaniu
powszechnie w kraju znanym,
że to był zamach na Ojczyznę
i "Chwała bohaterom"!
i od małego noszą bliznę,
a przeciw władzy sterom,
wystąpią sami gdy dorosną,
gdy my nie potrafimy.
Oni już żyją swoją wiosną.
My się tylko modlimy.
piątek, 10 kwietnia 2015
Podziękowanie
Właśnie otrzymałem pachnące drukiem wydanie. Dziękuję Solidarnym 2010, że zechcieli sięgnąć także po mój tekst
Przebija się zawiązka
Przebija się jak młode listki
poprzez medialny uśmiech śliski,
poprzez obrzędy wydumane,
przez arogancją wypełniane
twarze nalane butą, pychą,
jak nieproszone nigdzie licho,
rosnącej nadziei zawiązka.
Przeszła przez wieńce na Powązkach
oraz przez szarfy pod pałacem.
Na eksperckie się wspięła prace.
Przeszła przez beton opatrzności
i przez prawnicze niemożności
i rośnie szybko uwolniona,
wiosenna, nowa i zielona,
prawdziwa, mocna, pewna swego -
myśl, że już wreszcie koniec złego
się nieuchronnie z wiosną zbliża.
I propaganda nie ubliża,
bo moc straciła i już śmieszy,
a chociaż kłamiąc nadal grzeszy -
nie może zamknąć młodych pędów.
Jeszcze z tupetu i rozpędu
próbuje zagłuszyć, przeszkodzić,
ale już temu, co się rodzi,
zagrozić kłamstwem nie jest w stanie.
Zacznie się więc prowokowanie
i ruszy na nas cała sfora
Wilków Putina na motorach.
Poparcie wstrzyma się na skraju,
bo to już wszystko będzie w maju
i może się obudzić złość.
Powiedzą wtedy ludzie: - Dość!
Temu, co było do tej pory.
A spod skorupy starej kory
wyrośnie młode, nowe kwiecie.
Jest dzisiaj Msza i Marsz! Idziecie?
czwartek, 9 kwietnia 2015
Bez wymiany żarówek
Tym razem już była ochrona
i wszystkie paliły się światła.
Pogoda jak wymarzona,
a przecież wyprawa niełatwa.
Tym razem działały kamery,
a lot chyba nie był wojskowy.
Nie przejdą już takie numery
i żarty z państwowej głowy.
Rodziny oprawców, być może,
gdzieś stały w tym zgromadzeniu.
Głowy opuściły w pokorze
i myśli ukryły w milczeniu.
Bez modlitw się chyba obyło,
bo w duszy modliła się władza.
Myślała, co było - to było.
Nikomu dziś nie przeszkadza.
I tacy i tacy tu leżą,
być może, że tamtych jest więcej.
Tu w żadne powtórki nie wierzą,
że znowu ktoś maczał w tym ręce.
I tylko ten chichot historii
poruszał na drzewach igliwiem,
a my go słyszymy pokorni.
Patrzymy na wszystko cierpliwie.
Pan prezydent i rocznice
Pan prezydent reelekcję ma w kieszeni,
za Bykownię i za wsparcie Ukrainy.
Pan prezydent bardzo spokój, zgodę ceni
i rozumie bardzo dobrze, co myślimy.
O Smoleńsku zawsze mówił jednoznacznie.
Pomnik chce mieć od pałacu nieco dalej.
Kiedyś palnął na ten temat nieopatrznie,
ale nie czas już wyciągać stare żale.
Najważniejsza jest obecność w telewizji.
Wystąpienia, przemówienia, delegacje.
W tych zamiarach nie ma żadnej hipokryzji.
To jest zwykła polityka i jej racje.
To jest władza, a reszta literatura.
Informacje o wybuchach z trzeciej ręki.
Pan prezydent do przecieków czuje uraz.
Mgły nie znosi, za to lubi czysty błękit.
Konkurencji w tych wyborach żadnej nie ma.
Głosy ręcznie będą wszystkie policzone.
Bezskutecznie atakuje go ekstrema
i rodzinę już w to wciąga, dzieci, żonę.
A wystarczy tylko spojrzeć na sondaże,
one zawsze przewidziały kto wygrywa.
Gdy więc nadal będzie w kraju gospodarzem,
to się przyjrzy, kto na władzę się porywał.
Dziś - "Nie dzielcie!" - apeluje i chce zgody.
Pięć lat to jest przecież długi czasu szmat.
Do tej samej drugi raz nie wejdzie wody
ten sam człowiek, ale inny już jest świat.
środa, 8 kwietnia 2015
Góra z górą
Decydująca to jest gra
i wielkie polityczne siły
uznały, że jest pora ta,
by wszystkie razem się skupiły
na ujawnieniu społeczeństwu
w sposób jak najmniej bezbolesny,
że opierały się szaleństwu,
bo czas wydawał się przedwczesny.
A teraz nadszedł ten właściwy,
choć destabilizacją grozi,
lecz plątaninie dróg fałszywych
ścieżyna prawdy nie zaszkodzi.
Zostaną zawsze wątpliwości.
To w końcu literacka fikcja,
a zrozumieją ludzie prości,
czym jest konieczna abolicja
i przedawnienie, ujawnienie
z braku konkretów i dowodów,
a jeśli będzie poruszenie,
to znajdzie się wiele powodów,
żeby uciszyć kogo trzeba
skutecznie, albo raz na zawsze,
bo taka była wola nieba.
I święty też się czasem zaprze.
Wszystkie gazety, wielkie media
i całe tłumy dziennikarzy
wiedzą, że dramat i komedia
w jednym spektaklu też się zdarzy,
bo tragifarsa ma swój urok
i może się podobać widzom,
gdy góra się spotyka z górą,
a doły ludzki strach wyszydzą.
wtorek, 7 kwietnia 2015
Judasz?
Być może nie widzisz, lub udasz,
żeby uspokoić sumienie,
że przeżył, gdzieś obok jest Judasz
i media wciąż znaczy swym cieniem.
Po kasę wyciąga swe ręce,
a sam się nie wypycha na wizję.
Mikrofon da młodej panience.
Agenta wciśnie w telewizję.
Innego powiesił na linie,
a w ducha zmieniony wciąż krąży.
Zmontuje coś w telekinie.
Z kłamstwem przed rocznicą chce zdążyć.
Odebrać chce ludziom nadzieję,
by prawda nie zmartwychwstała.
Jest wszędzie, gdzie tylko wiatr wieje.
Zna sejm, kancelarię i pałac.
I dziwnie pilnuje ambony
z daleka od polityki.
Ten sam, chociaż odmieniony.
Nie wyrzekł się starej praktyki.
Nagrania z kokpitu znów bada.
Jest mistrzem manipulacji.
To nadal ta sama jest zdrada.
Nie było Ostatniej Stacji.
Rozpoznawać chcecie Jezusa,
a kiedy Judasza poznacie?
Silniejsza jest stale pokusa.
Czekacie. Czekacie. Czekacie?
Radio RF Wań donosi...
Znane radio RF Wań
odczytało, bez dwóch zdań,
starą inskrypcję z kamienia,
która obraz nieco zmienia
i ujawnia rzecz prawdziwą,
że nie ocet, ale piwo
wówczas w gąbce podał strażnik.
Nowi eksperci odważni
potwierdzają fakt niezbicie.
To dopiero jest odkrycie!
Trąbi o tym telewizja.
Piłat znowu się nie przyzna!
Problem sam się nie rozwiąże!
Ktoś w tym palec maczał? Skądże!
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
W starych butach z Anatewki (baśń poświąteczna)
W małych miasteczkach Ukrainy
rodziły się takie dziewczyny,
które pisały potem mądrze,
że dobrze robić sobie dobrze.
Niejeden też chłopak z Buczacza
w historii świata się zaznaczał,
twierdząc, że nie ma w tym nic złego,
gdy pieniądz tworzy się z niczego.
Może to czystym jest przypadkiem,
że umysły tak twórcze, rzadkie
i płodne jak oliwne drzewka
rodzą się w małych Anatewkach.
A gdy opuszczą Wilcze Doły,
to kończą prestiżowe szkoły.
Z twarzami jak te Światowidy
siedzą na szczycie piramidy.
Tam produkują nam Atlasów
i prowadzą do nowych czasów,
nowych religii i porządków.
Świat chcą urządzać od początku.
Może to znamię jest chazarskie,
a wszelka wiedza jest naparstkiem
wobec tradycji i Kabały
i może świat dla nich za mały?
Nie wiemy. Wszystko jest dyskretne
i stopniowane i sekretne,
zamknięte w grupach interesów,
a kiedyś wyszło z naszych Kresów.
Niedawno, mason nad masony,
jeden z wysoko postawionych,
który mądrością w świecie słynie,
rzekł: - Problem leży w Ukrainie!
To tutaj pies jest pogrzebany!
I przez to Zjednoczone Stany
gwarancji wszelkich udzieliły -
takich, że nie ma na nie siły.
A cóż to może dla nas znaczyć?
Nie zdążył dobrze wytłumaczyć,
ale na myśli chyba miał to,
by spór zakończyć nową Jałtą.
Nie widzi wcale tu problemu -
jednemu dać, albo drugiemu,
albo podzielić między obu.
Ważniejsza jest odnowa Globu!
My kości wyciągamy z piachu,
a tam im skrzypek gra na dachu.
Żyjemy ponoć wirtualnie,
a ktoś przestawia pionki zdalnie.
Ktoś obcy? Skądże! Sami swoi.
Taki, co Boga się nie boi.
Śpi na pieniądzach i na kwitach
i jego jest Rzeczpospolita.
A nam zostało Zmartwychwstanie.
Może w światowym bałaganie
ostanie się nasza Reduta,
gdy idzie nowe... w starych butach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)