sobota, 28 lutego 2015
Gen
Powiedział Pan człowiekowi:
Nie wszystko w raju ci wolno!
I czekał, co człowiek zrobi?
A człowiek wybierał wolność.
Jest w nas to ziarno sprzeciwu.
Ta pycha i pokuszenie.
Ciekawość i żądza przygód.
To one zmieniają Ziemię.
A Pan Bóg jest miłosierny.
Nas stworzył na podobieństwo.
Wie, że wśród najbardziej wiernych
Kiełkuje czasem szaleństwo.
Tak ważne jest wybaczanie.
To boski tkwiący w nas gen.
Bez niego jesteś cierpieniem,
A życie zmieniasz w zły sen.
I żadne odszkodowanie,
Nawiązka, rekompensata -
Nic zmienić nie są już w stanie.
Zostaje uraz na lata.
Gorycz się staje wyrzutem
Dla świata i wobec Boga.
Odrzuć to ziarno zepsute
I pomyśl: Nie tędy droga!
A jeśli wolisz Oskara -
Drogiego, Złotego Cielca.
Jak człowiek żyć się nie starasz.
Wciąż będzie śnił się morderca.
Choćby ci złoto oddano
I pokłon złożyła Ziemia -
Nie takich z raju wygnano.
Nie wrócą bez wybaczenia.
Miał to być wiersz
Z początku miał być to wiersz:
"Wyzwoliciele i Smiersz,
Rembertów, obóz i tory".
Przychodzą takie wieczory,
że wraca wszystko, co było
i o czym się nie mówiło,
nawet wśród dobrych znajomych.
Wiele pomników wzniesionych
czciło tysiące zabitych
i dół był - w lesie ukryty
i przysypany milczeniem.
Jedni mówili - Podziemie,
a drudzy - zwyczajna banda.
Przez lata pieśń o nich żadna
nie niosła się z kołchoźnika.
I strach był i polityka.
Słyszałem raz od żołnierza:
"Polakom się nie dowierza.
Dlatego tutaj stoimy.
Pokoju w świecie bronimy"
"To koszty młodego państwa.
Nie czuć tu u was poddaństwa.
Wielu się nawet zachwyca!"
O tych w sąsiedztwie piwnicach
późno się człowiek dowiedział.
Mówią: "Nie drażnić niedźwiedzia",
lecz zbrodnia tu zbrodnią była
i znowu się powtórzyła.
Wzniesiona ręka z granatem
mówiła, kto tu jest katem,
a ludzie spuścili głowy.
Uśpiony był czas żałoby,
jak ci żołnierze z pomnika.
I strach był i polityka.
Nie wszystko myślą ogarniasz.
Czerwona była ta Armia.
Wielu się jeszcze czerwieni.
Żołnierze wychodzą z ziemi
i ożył Katyński Las.
O swoich pytają nas,
a naszych ciągle szukamy.
Był pomnik, a białe plamy
pamięcią miały być naszą.
Pytają, a nawet straszą
markując warszawskie cele.
Za wiele tego... za wiele.
Opasał łańcuch figury.
Człowiek niewielkiej postury
dał znak i dźwig uniósł ciężar.
Powoli prawda zwycięża
i kładzie brąz na lawecie.
Inaczej dziś myślą w świecie,
gdy niebo rysują Grady.
Mieliśmy tu już przykłady,
co Armią jest, a co nie jest.
Hybrydy nie strzeże rejestr.
Zasługi są i są winy.
Pomniki nowe wznosimy,
a pamięć i tak pozostanie,
choćby wciąż była pytaniem.
piątek, 27 lutego 2015
Łeb ośmiornicy
W gazecie ślepych i głuchych
chodziły przedziwne słuchy,
że jednak niektórzy widzą
tych, którzy z prawa tu szydzą.
Gdy usłyszeli to głusi,
postanowili przymusić
rząd do zbadania tej sprawy,
bo wiele wątków ciekawych
ujawnił im pożar mostu.
Coś pojaśniało po prostu.
Ślepi nie mieli uprawnień,
by widzieć wachlarz zagadnień,
a prasa oskarżyła głuchych,
że założyli podsłuchy
podstępnie i nielegalnie.
Nagrano coś łatwopalnie.
Straszono kogoś wybuchem.
Dowody wciąż były kruche.
Ktoś chyba z państwa tu szydzi.
Uwierzysz, że ślepy widzi,
a głuchy usłyszał szmer?
Wartości mniejsze od zer,
chciały się zbliżyć do zera.
Powstała wielka afera,
że są tu rządy bez głowy.
Sejm ma się zebrać u Sowy,
gdzie służby i politycy
o losy łba ośmiornicy
spytają wszystkich kucharzy.
Co jeszcze może się zdarzyć?
czwartek, 26 lutego 2015
Historia może prawdziwa: "Strój miast zdobić - często skrywa"
Wystąpił Mosze w kontuszu
i uwagi mimo uszu
puszczał wszystkie o swym stroju,
że to niby ubiór gojów.
Twierdził: - Czas różnice zatarł,
a on jest arystokrata
i na dodatek herbowy
ze słynnych rodów kresowych.
Dziwili się inni żydzi.
Skoro różnic sam nie widzi,
niech ten kontusz sobie nosi,
lecz o wsparcie niech nie prosi
synagogi oraz gminy.
Żyd w kontuszu? To są kpiny
i nie ważna cała reszta.
Chyba, że ten Mosze przechrzta,
wtedy rzecz to zrozumiała
i nie kontusz, ale pałac
może jemu się należy?
Są sprawy, aż trudno wierzyć,
łączące oba narody.
Wiele jeszcze w Wiśle wody
do Bałtyku rzeką spłynie,
nim endecji oraz gminie
przetłumaczą: Kto jest swój?
Często prawdę skrywa strój.
Płacz i zgrzytanie zębów
My, młodsi bracia mniejszych braci
spod Koloseum rzymskich praw,
trwamy, gdy świat się chce bogacić
i nie żądamy za nic braw.
My, cichych sumień cierpiętnicy
dla których chleba, wina nie ma.
Spychani często na ulicy.
Schodzący w bytowe podziemia,
dźwigamy na sobie kryzysy
i włosiennicę propagandy.
Nikt z nami w świecie się nie liczy
i ludzkich praw nie mamy żadnych,
a jednak my jesteśmy siłą
czystego źródła, soli Ziemi,
w której diabelskie zło utkwiło
i obraz świata się odmienił.
Inaczej już wygląda miłość,
której owocem jest zygota
trzech osób wplątanych w zawiłość
przemieszanego genów błota,
gdy ktoś się bawi w Pana Boga,
nieludzkie hodując bastardy.
Nie ustąpimy, kiedy trwoga
i argumentów dla pogardy
za słuszne nigdy nie uznamy.
My, ośmieszani przechowamy
pierwowzór oraz podobieństwo,
aż zgnije ta pseudonauka.
Daleko zaszedł świat w szaleństwo
i nas - najmniejszych nikt nie słucha.
I tylko Pismo nas uprzedza,
że kiedyś taki czas nastanie,
że się poróżni z wiarą wiedza.
My dziś najmniejsi. Chroń nas Panie!
Stoimy na skraju otchłani
i dalej kroku nie zrobimy.
My, wielokrotnie oszukani.
Ulituj się. Ciebie prosimy!
Wszyscy ludzie prezydenta
Wszyscy ludzie prezydenta
noszą czarne garnitury.
I na co dzień i od święta
widać elitę kultury.
Taki widok zapamiętaj!
Dobry przykład idzie z góry.
To są ludzie prezydenta.
Pozostali - kreatury.
Wizerunek - dziś, rzecz święta.
Łysiny, słuchawki, fury
i pisk opon na zakrętach -
znaki dobrej koniunktury.
Trasa musi być zamknięta.
Kamera spogląda z góry.
Decyzja męska podjęta.
Stanie pomnik. Protest? Bzdury.
Sprzeciwiać się może pętak.
Zniknie mgła. Odpłyną chmury.
Wiedzą ludzie prezydenta:
Który zły? A dobry który!
Sprawa musi być zamknięta,
jak usta prokuratury.
Blask. Kampania rozpoczęta.
Czarne tylko garnitury.
Przedmurze Europy
Cisza przed burzą?
Niedobrze wróżą
znaki na niebie i ziemi.
Nim spokój zburzą
różnym przedmurzom
chcą pomóc nieuzbrojeni.
Jadą doradcy
dzielni i chwaccy.
Wybitni i doświadczeni.
Ci się przysłużą
różnym przedmurzom,
a przez nas są opłaceni.
Dobry humorek
w bezdenny worek
leciutką ręką sypiemy.
Znalazła Unia
hojnego durnia.
Sama dać nie chce. My chcemy!
Doradcy jadą.
Dobrym sąsiadom
odmówić przecież nie można.
Znów się obłowi
pan Balcerowicz
i nasza sitwa wielmożna.
Trzymaj się ramy!
Skąd my to znamy?
Czuliśmy na własnej skórze.
Jesteśmy wyspą.
W krąg płynie wszystko.
Oni są teraz przedmurzem.
środa, 25 lutego 2015
Po kruchym lodzie kultury
Po kruchym lodzie
chodzą tu co dzień
i wiercą nam w brzuchu dziury.
Głosuj narodzie!
Nie jestem godzien.
Widocznie brak mi kultury.
Sondaże, sądy
śledzą poglądy.
Czy pewność się nie załamie?
Filmowe Bondy
mają uwiądy.
Nadzieja tylko w reklamie.
Do Europy
idą roztopy
w groźnych wydarzeń lawinie.
Kin rośnie popyt.
Strzeżcie się chłopy!
Nie bierzcie, co się nawinie!
W sądowe szranki
france i franki
z otwartym dziś stają stają czołem.
Prawo jak banki
spuszcza firanki.
Nie dyskutuje z matołem.
Po kruchym lodzie
chodzą tu co dzień
i wiercą nam w brzuchu dziury.
Głosuj narodzie!
Nie jestem godzien.
Widocznie brak mi kultury.
Między obrazem i obrazą
Urojenia, zwidy Idy,
niedostatki wyobraźni,
podsuwają nieprawdziwy
obraz dramatu i kaźni.
Zemsta jest rozkoszą bogów,
ale traumą dla ofiary,
lepiej wstrzymać się na progu.
Wszystkiemu nie dawać wiary.
Zanim kamień słów uniesiesz,
zanim z piekła teatr zrobisz,
pomyśl sobie - żyjesz przecież.
Nie zawdzięczasz przypadkowi,
ale ludziom ocalenie.
Może zbawcy krzywdę robisz?
Może ciążyć przemilczenie,
ale miłosierdzie zdobi.
Kat nie miewa wątpliwości.
Nienawiścią lęki skrywa.
Interesu i podłości
nigdy prawdą nie nazywaj.
W ludzkim piekle nie ma dobra.
Jest męka niewybaczenia.
Krzywda tworzy krzywy obraz.
Ten prawdziwy jest w sumieniach!
wtorek, 24 lutego 2015
Wielki niż
Na północy w Europie
rozgościł się wielki niż.
Siedzi sobie. Piwo żłopie.
Wietrze wiej. Na wszystko gwiżdż.
Wschód pomocy chce w okopie.
Milczą - Berlin i Paryż.
Moskwa umie wszystkim dopiec.
Piwo żłopie wielki niż.
Skandynawskie ma maniery.
Uległy, ale pochmurny.
Uwalnia do atmosfery
wiele sankcji - drobnych, durnych.
Czasem kapnie lub rozwieje.
Ociepli, albo ochłodzi.
Siedzi sobie. Nie szaleje.
Wszystkim dobrze się powodzi.
Rada wzięła się pod boki.
Wielki niż, aż strach się bać.
Nierychliwy i głęboki.
Długo tu zamierza trwać?
Pałace. Schody. Ludziki.
Czar Paryża, przepych Mińska.
Wszedł ten niż do polityki
i pogoda przez to - świńska!
Kto nie spał w zimnym transporterze...
Kto nie spał w zimnym transporterze
snem przemarzniętym, niespokojnym,
ten może myśli, że żołnierze
nie chcą pokoju, a chcą wojny.
Lecz kto się budzi z każdym świstem,
czuje swym ciałem drżenie ziemi,
uderza głową w stali występ,
ten łóżko w swoim domu ceni.
Ten, kto nie czuwał. Swój, czy obcy?
Nie wypatrywał w mrok zimowy,
ten może mówić, że ci chłopcy
nie mają myśli pokojowych.
Lecz kto przesiedział swoją zmianę
ukryty w śniegu z karabinem
i słyszał wojska przemieszczane,
ten pyta o wojny przyczynę.
I choć rozumie, że tak trzeba,
a z losem się nie będzie kłócić,
w duszy cichutko prosi Nieba,
by przeżył i do domu wrócił.
Tam, gdzie żadnych pytań nie ma
Władza wabi, władza grzeje,
od ziemskich dziejów zarania,
bo kiedy się nic nie dzieje,
wtedy rodzą się pytania.
Kto? Dlaczego? Kiedy? Po co?
I z czyjego mianowania,
dobrowolnie, lub przemocą
narzuca nam swoje zdania?
Czcze gadanie na ekranie.
Sensacja - zastępczy temat.
Tam dyktatur panowanie,
gdzie już żadnych pytań nie ma.
Wydarzenia, wydarzenia
od poranka do wieczora,
a gdy masz chwilę wytchnienia -
molestuje panny dworak.
Po to są te karambole.
ofiary, wypadki, zgony,
żebyś słyszał: - Ja p...
zamiast pytań wyciszonych.
Byś się nawet denerwował,
ale się nie zastanawiał.
Głowę często w piasek chował
i nie wiedział kto to sprawia.
poniedziałek, 23 lutego 2015
A to zwykle bywa tak
Car jest dobry. Car jest zły.
Znika z oczu kwestia: "Czy...?"
Zostało pytanie: "Jak... ?"
A to zwykle bywa tak:
Prowokacja. Awantura.
Gaz. Wybuchy. Może rura?
Demonstracja i kontrakcja.
Ludziki. Hybryda. Spacja.
Nikt się za nas bił nie będzie.
Ktoś wygłosi gdzieś orędzie
i wszelką pomoc obieca.
Dyplomacja jest jak świeca.
Rozpala się zanim zgaśnie.
Wtedy się pojawia właśnie
różnorodna moc hybrydy.
Wszystko niby jest na niby,
ale się na prawdę dzieje.
Na spokój nikłe nadzieje
ulatują ludziom z głów.
Jeszcze mami ten i ów,
że zło można zastopować,
ale sytuacja nowa
kolejne problemy rodzi.
Nie spodziewasz się powodzi,
ale lepiej wzmacniaj wał!
W tętent już się zmienił cwał
uwolnionych czterech koni.
Pani Kanclerz chce zadzwonić.
Car jest dobry. Car jest zły.
Znika z oczu kwestia: "Czy...?"
Zostało pytanie: "Jak... ?"
A to zwykle bywa tak:
Prowokacja. Awantura.
Gaz. Wybuchy. Może rura?
Głowy w piasek się nie schowa.
Wojna trwa już - hybrydowa.
Noc w Łazienkach
Czarne chmury księżyc skryły.
Srebrny szron na trawę spadł.
Okna światła przygasiły.
Gałęzią kołysze wiatr.
Ludzie już nie mają siły.
Protestują wiele lat.
Posiłki straży przybyły.
Pod namiotem rolnik siadł.
Odciski się potworzyły.
Jechał tutaj drogi szmat.
Zlitujże się Boże miły!
Siał i zbierał, a nie kradł.
A rządowe szaławiły
namnożyły tyle strat.
Posiłki straży przybyły.
Srebrny szron na trawę spadł.
Pochylony cień Chopina
zagląda w światło latarni.
Drzwi trzasnęły. Dziwna scena
na schodach do kancelarii.
Dla rolników czasu nie ma.
Bardzo drogi jest jej czas.
Na nagranie "To jest temat"
odesłano szybko nas.
Telewizor pod namiotem
zasłoniły liczne głowy.
Pachnie potem, pachnie błotem,
komunikatem rządowym.
Słychać: "Nie chcem, ale muszem..."
gdzieś od strony Belwederu.
Liczne gromadki poruszeń.
Komentują. Gniew wśród szmerów.
Ludzie już nie mają siły.
Protestują wiele lat.
Posiłki straży przybyły.
Noc w Łazienkach. Dziwny świat.
niedziela, 22 lutego 2015
Jakie dobro nam zostało?
Jakie nam zostało dobro?
Jeszcze mamy tu co jeść.
Ludzie wkrótce weksle podrą.
Sprzeciwia się polska wieś.
Putin wiedział w co uderzyć.
Plonów nie możemy sprzedać.
Trudno jest z embargiem przeżyć,
a Unia mówi, że nie da.
Jeszcze kary nam nakłada.
Gdzie może, potrafi skubnąć.
Zawsze z Rosją się dogada.
Zwykłą fikcją jest tu równość.
Jeszcze żywność nam została.
Jeszcze pola, jeszcze lasy,
a władza się pochowała.
Każe ludziom iść na nasyp.
Ziemia w ręce biznesmenów!
Taki program jest rządowy.
W Unii wiele jest problemów.
Nie chce już państw narodowych.
Pieniądz nie ma żadnej nacji,
a kapitał nie ma twarzy.
To uroki demokracji.
Obcy chce tu gospodarzyć.
Mówią: - Nasza chata z kraja.
Ona jedna nam została.
Komorników czeka zgraja,
a na demonstrantów - pała!
Wziąłeś kredyt? Upaść musisz.
Ksiądz bez kasy nie pochowa.
Prawo wszelki opór zdusi.
Partia wzywa: Idź głosować!
Teraz ty się samorządzisz!
Może się samoobronisz?
Czapkę miałeś... teraz błądzisz
i za rogiem we mgle gonisz.
Żyd przyjedzie na Wesele,
a poeta wiersz napisze.
Sznur pozostał, a w kościele
mówią o tym wszystkim ciszej.
Złote cielce na Oskarach.
Idzie "Ida", wejdą "Służby..."
Nic nie wskórasz, choć się starasz.
Kto zawinił? Ty... a któż by?
Przedwiośnie
Może to takie pokolenie,
że przedwiosenne mu zmęczenie
wyraźnie daje się we znaki.
Świat za oknami byle jaki
mizernej zimy resztki skrywa,
a władza pragnie nas podrywać,
byśmy stanęli do wyborów.
Za dużo było już horroru,
destrukcji, groźby i chaosu.
Powoli dochodzi do głosu
potrzeba ciszy i pieszczoty.
Zbliża się marzec. My jak koty
przeciągamy się już dwuznacznie,
a dobrze wiemy, że się zacznie
i nikt spokoju nie da wiosną.
Przy Łazienkach namioty rosną.
Wkrótce dołączą pielęgniarki.
Młodzi się łączą w czułe parki
i politykę mają gdzieś.
Nareszcie się ruszyła wieś,
lecz jej się gdzieś zapodział róg.
Dawny przyjaciel - dzisiaj wróg
dla armii nie chce wieprzowiny.
Wydoroślały nam dziewczyny
przed gimnazjum uświadomione.
Kandydatury są zgłoszone.
Usilnie poszukują wsparcia.
Jak starą płytę nie do zdarcia
wciąż pokazują nam sondaże,
a człowiek chciałby, lepiej w parze
zapomnieć o matematyce.
Zamarły niektóre ulice
z powodu nagłej zmiany tras.
Przedwiośnie widać i coś w nas
opozycyjny zniosło chłód.
Gdyby tak człowiek chociaż mógł,
na drobną nawet, liczyć zmianę,
lecz wszystkie karty są rozdane,
a pani premier wraz z prezesem
zniknęli z oczu nam z kretesem.
Dyskretnie się schowali w cień.
Za to żyrandol świeci w dzień.
Taka to dziwna polityka.
Nie zjawił się nowy Baryka
i chociaż są sufity szklane
walczą buldogi pod dywanem.
Może to takie pokolenie,
że przedwiosenne mu zmęczenie
wyraźnie daje się we znaki.
Króciutki luty - byle jaki,
zamknął karnawał, zaczął post
i tylko ktoś podpalił most.
sobota, 21 lutego 2015
Mane - Tekel - Fares
Jest u Niemca - dobrodzieja
uczta Świętego Macieja.
Jedz, pij i popuszczaj pasa
tak, jak dawniej w saskich czasach.
Chociaż w Apostolskich Dziejach
asceza zdobi Macieja
są w Hamburgu uczty huczne,
gdzie serwują jadło tuczne.
Zwłaszcza gdy na świecie bida
taką ucztę warto wydać,
żeby mógł podziwiać świat -
Kto tam był i co kto jadł?
Prezydenci zwykle wolą
makrelę z boczkiem, fasolą.
Po niej chlipią wraz z paniami
śląską zupę z grzaneczkami.
Gdzieżby... gdzieś na Ukrainie
świętowano tak przy winie
wytrawnym z Palatynatu?
Taka uczta to jest atut!
Mówi innym, miast się bać:
Nas na wiele jeszcze stać!
Zapiekanka ziemniaczana,
to jest to, co Pierwsza Dama
uwielbia do cielęciny,
do pstrągów albo sarniny.
Była wielce poruszona
widząc tuż obok kapłona
pyszny kremik akacjowy.
Dziś, na miejscu honorowym
siedział obok małżonek.
Dbał, by miała nałożone
wszystko to, co bardzo lubi.
Będzie się czym w kraju chlubić!
Gdzieżby... u nas takie stoły,
kiedy rolnik zły i goły
pod pałacem dopłat żąda?
Hamburg inaczej wygląda.
Przepych jak na serce plaster.
Złoty łabędź z rzeki Aster
pokazuje w czym różnica.
Pierwsza Dama się zachwyca.
Tłum kucharzy. Stu kelnerów.
Błyszczą flesze reporterów.
Komorowski po pulardzie
wznosi puchar po Edwardzie
i gestem niemal królewskim
zdejmując wzruszenia łezki,
dziękuje i pokłon składa.
Dobrze, dobrze mieć sąsiada,
który tak ugościć umie,
a w czterystu gości tłumie
zrywają się gromkie brawa.
Niech usłyszy je Warszawa
i miasteczko namiotowe.
Nadchodzą już czasy nowe!!!
Plącze się przypowieść stara:
"Wy nie uczta Baltazara,
ale się samemu uczta!"
Kampania musi być huczna,
byś głosował i dał wiarę.
Cóż to??? "Mane, tekel, fares"?
Wspomnienie
Żył na tym świecie ksiądz - erudyta.
Nauczał i pisał wiersze.
Znał ludzkie myśli. Z nieba je czytał.
Zamiary innych najśmielsze.
Zdobywał serca. Wszystkich rozumiał.
Nieprzeliczone miał chóry
i do każdego przemówić umiał,
a często spoglądał w chmury.
Tron miał wysoki, na którym jeszcze
żaden poeta nie siedział.
Czasem do Boga przemawiał wierszem.
Zdało się - o wszystkim wiedział.
Latał nad światem. Lubił podróże.
Na innych nie patrzył z góry.
Może te wiersze składał na górze,
gdy pod stopami miał chmury.
Potem ścieżkami do ludzi schodził.
Kijem się często podpierał.
Gdy ręce wznosił to Ducha budził.
Prosił by Duch nie umierał.
Zabrał Go wicher trudnego wieku.
Zatrzasnął Księgi okładki.
Wiele Świętości drzemie w człowieku,
co czuje opiekę Matki.
To wasza Matka wierni uczniowie
i nie jest to metafora!
Pamiętał Święty, poeta, człowiek.
Dziś na nas nadeszła pora.
piątek, 20 lutego 2015
...a jednak w bajki się wierzy
Kolejny pociąg na Węgry nieprędko chyba odjedzie.
Gazety nas nie ostrzegły. Przyjaciół poznajesz w biedzie.
I było coś o niedźwiedziu, a pomysł nie jest już świeży.
Nie znajdziesz uszu na śledziu, a jednak w bajki się wierzy.
Dziś mamy różne prędkości. Dopłaty różne i wpływy
i seksualne różności. Podobno nie ma "prawdziwych",
a może są, lecz nie wiemy w jakiej są frakcji ukryci.
Wiemy, że dzików nie chcemy! Należy dziki pochwycić!
Nie może tu rządzić locha, ani odyniec - ordyniec!
Dziczyźnie z kraju - Wynocha! Specjalność nasza to świnie!
Mówicie: - Nie ma różnicy? Różnice są i to szkolne!
Prosiak się trzyma mównicy, a dziki wciąż żyją wolne!
czwartek, 19 lutego 2015
Tekst hybrydowy
Paranoja,
paranoja,
czarny humor zbladł jak śnieg.
Odporności pęka zbroja.
Rozum w mysią dziurę zbiegł.
Paranoja?
Doloż moja!
Wykształcenie, urząd, wiek
los odsunąć na bok wolał.
W polityczny rzucił ściek.
Stary wojak
i dziewoja,
nawet swojak plackiem legł.
Polityczna paranoja.
W telewizjach głupot stek.
Paranoja,
paranoja,
bufonada i ohyda.
Polskiego Ojczyzna moja
dzisiaj uczy się od żyda!
Aniś wypił... aniś pojadł!
Możliwości - Drugi brzeg!
Gdzie nie spojrzysz - tam hybryda.
Jest dwudziesty pierwszy wiek!
Paranoja.
Nie wiesz - Kto? - Jak?
Mniejsze zło? - Dobrze, czy źle?
Zielonych ludzików pojazd.
Mosty palą. Wyć się chce.
Dziw cappuccina
Dziw cappuccina
dziwić zaczyna
europejską część świata.
Czyniąc zabawę
z "kawę na ławę",
ustala gusty na lata.
Nawet Nordyci
kawą opici
zaczęli prawdę naginać.
Czując w niej smaczek
zamiany znaczeń,
choćby jak "Dziw cappuccina".
To nie jest proste
opinie ostre
formować pod wpływem chwili.
Dziw cappuccina,
jak z ludzi kpina
wszystkim nam życie umili.
środa, 18 lutego 2015
Bezwartościowa wiedza
Teraz chyba wszyscy widzą czym był Smoleńsk?
Kto udawał? Kto zyskuje? A kto traci?
Tej historii nie nauczą w żadnej szkole,
bo ta wiedza się nikomu nie opłaci.
Czy jest jeszcze to muzeum Kuklińskiego
i te mapy, zestawienia i rozkazy?
Czy nie było może nigdy nic takiego?
To normalna jest strategia. Bez obrazy!
Każda bajka kiedyś staje się prawdziwa.
Nawet taka z ołowianym żołnierzykiem,
a tych bajek wciąż przybywa i przybywa.
To, co wczoraj było szeptem - dziś jest krzykiem!
Wycofanie z Europy Ameryki
i pieniądze wyciągnięte do współpracy,
były błędem, a wyniki polityki
ludzką wolność złu oddają, jak na tacy.
Każdy znawca dziś przytaknie - To normalne!
Słaby w świecie nie ma nic do powiedzenia.
Wszystkie rządy są na Ziemi niemoralne,
ale ktoś uzgodnił plan i wszystko zmienia.
Jest Klub Rzymski, ONZ i Gie-Dwadzieścia.
Wojny w każdy docierają już zakątek
i są drogi z których wiele nie ma wyjścia.
Jest stos ofiar, a nad nim - Nowy Porządek.
Popielec
W proch się obróci, a żadnych śladów
nie wskażą nam spektrografy.
Nie jest to tylko sprawa sąsiadów.
Wszędzie są Lesiaków szafy.
Jest popiół. Środa. Na wszystko zgoda.
Technika i młode życie.
Ambicja. Fikcja. Popyt i podaż.
Głowy opuścić musicie!
Ślad krwi na tankach, a u bratanka
car już odbiera pokłony.
Dziś demokracja poszła jak branka.
Karnawał jest zakończony.
Zostały tylko dodrukowane
pieniądze do rozdawania.
Sondaże. Listy i obraz mglisty
i popiół z ręki plebana.
List ze stanicy (fragmenty)
Z nieznanych boskich wyroków
wcześnie wiosna tego roku
obudziła Dzikie Pola.
Lud w chałupach siedzieć wolał.
Trzymał ciepłej się kufajki,
ale już na Dnieprze czajki
pokazały się kozackie,
a pierwsze zagony chwackie
biły się pod Mariupolem.
Chorągwie nie wyszły w pole,
bo je hetman wstrzymać kazał.
Anioł nocą się ukazał
tam, gdzie Azję palowano.
Gestem, żeby powstrzymano
wszelką pomoc - nakazywał.
Kraj się budził. Oczekiwał.
Za Czeremoszem, za Prutem.
Turczyn stoi. Mgłą osnute
trzyma siły i zamiary.
Wschodni wiatr wojny opary
przywiał jednak do stanicy.
Pytano po okolicy,
czy się dzicz nie pojawiła,
albo Sicz się nie ruszyła.
Na razie jest tu spokojnie,
ale wieść o wielkiej wojnie
spać nie daje tu nikomu.
Pierwszy już wiosenny piorun
zapalił na stepie drzewo.
Gdzieś w chutorze Debalcewo
wielki jasyr ponoć wzięto.
Współczujemy niebożętom.
U ordyńca źle ma jeniec.
Mówią nam, że nasz Kamieniec,
to tylko kamieni kupa.
Boją się żeby nie upadł,
bo wówczas Rzeczpospolita
jest bezbronna i odkryta.
Trudny na nas przyszedł czas.
Panie Boże! Ustrzeż nas.
Niechaj Cię Mateczka strzeże!
Powrócimy! Mocno wierzę.
wtorek, 17 lutego 2015
Idzie Rosja bić faszystów!
Idzie Rosja bić faszystów.
Nikt nie bierze słów w cudzysłów.
Rosja wie dziś, co ma brać.
Bij faszystów! Psia ich mać!
Każdy w Rosji wie i wierzy,
że faszystów bić należy.
Bił ich ojciec, bił ich dziad.
Na zwycięzców czeka świat!
Ruszaj lewą i ze śpiewem!
Donbas, Krym i Debalcewe
naszych rakiet grad pokrywa.
Nasza jest inicjatywa.
To jest sprawa ojczyźniana
i postawa dobrze znana
na świecie i na zachodzie.
W Rosji o niej mówią co dzień.
Zachód milczał do tej pory,
lecz popsuły się humory
nad unijną czarną listą.
Kto właściwie jest faszystą?
Mówił Lis i Niesiołowski,
że faszyzm trafia do Polski.
Przyjeżdżali tu z Berlina
bić faszystę sukinsyna!
Antifa tu była przecież
i lano na Nowym Świecie
pałą i wodną armatą.
Teraz Putin wziął się za to.
Idzie Rosja bić faszystów.
Nikt nie bierze słów w cudzysłów.
Rosja wie dziś, co ma brać.
Bij faszystów! Psia ich mać!
I na wielu naszych stronach
jest ta myśl wciąż podnoszona,
z takich ust, że bierze dziw.
Komu służy taki zryw???
Nocą, gdy płonął Most Łazienkowski
Późnym wieczorem w ponurej zimie
siadło zmartwienie przy swej dziewczynie
i mówi: Mała! Ciężko jest żyć.
Czekać na jutro i wino pić.
To wino było cierpkie. Wytrawne.
A ona miała włosy jedwabne
tak rozjaśnione, jak Barbie Doll.
Czuć było trawkę i alkohol.
Wtulił w te włosy swą łysą głowę.
Mamy za sobą życia połowę.
Przed sobą żadnej szansy, najmniejszej,
ale od ciebie nie ma piękniejszej
i to mnie właśnie przy życiu trzyma.
Jakoś to będzie, jeśli wytrzymasz.
W łóżeczku cicho pisnęło dziecko,
a w telewizji prasę niemiecką
gość pokazywał nad brzegiem Sprewy.
Ciężko im było. Mieli potrzeby.
Starczyło na to wino gruzińskie.
Myśli do głowy wchodziły świńskie,
by się zagubić w seksie. W pieszczotach.
Lekko podbródkiem jej szyję otarł,
a ona dobrze znała ten gest.
Zapytał cicho: Dobrze ci jest?
Ostry paznokieć orał pośladek.
Nie byli może dobrym przykładem
na to że miłość odsuwa troski,
a właśnie płonął Most Łazienkowski.
poniedziałek, 16 lutego 2015
Debalcewo
Mała stacja Debalcewo.
Dom, ulica, stare drzewo,
które tu zachował czas...
A czy to obchodzi nas?
Chodzi wojna po tym świecie,
a w zamordyjskim powiecie
huknął pocisk rakietowy.
Komu przyszłaby do głowy
ta mieścina - Debalcewo?
A taki wystrzał nad Newą,
przewrócił kiedyś nasz świat.
W Debalcewie wielkich strat
nikt się nigdy nie spodziewał.
Na chodniku, koło drzewa
leży zabita dziewczyna.
Nikt się przy niej nie zatrzymał.
Ludzie szukają piwnicy.
Tak spokojnej okolicy
trudno było kiedyś szukać,
lecz technika i nauka
wymyśliła system "Grad".
Znowu leci!
Dalej spadł.
Swój?
Pewnie nieprzyjaciela.
Telefon.
Słucham, Angela...
Mówią, że to... dla nazisty?
Wpiszemy kilku na listy i zablokujemy konta!
A to miasto?
Jak wygląda?
Mała stacja Debalcewo.
Dom, ulica, stare drzewo,
które tu zachował czas...
Dzisiaj w nich... a jutro...
W nas?
Siła spokoju
Każdy chyba zmianę poczuł.
Władza zeszła ludziom z oczu,
po tym, jak nawywijała.
Gdzieś ukryła się, schowała
i na politycznej scenie
zapadło głuche milczenie.
Może przyszło jej do głowy,
żeby sezon ogórkowy
z przedświątecznym łączyć postem.
Ucichły już słowa ostre
i dobre rady o szczawiu,
gdy medialny przekaz zawiódł.
Wróciły ciche rozmowy,
lecz tym razem już od Sowy
nawet myszka nic nie piśnie,
a w czołowym czasopiśmie
znajdziesz niemal w każdym zdaniu
słówko o molestowaniu.
Z innych rzeczy niedorzecznych
ma wrócić dialog społeczny.
Tym razem wzmocniony prawem.
Rząd szykuje już ustawę,
która zmusić ma krytykę,
by kochała politykę.
Przedtem nie odkryją kart,
a potem, nawet za żart,
trzeba będzie słono płacić.
Dziennikarze, literaci,
każdy w internecie tekst -
ma pamiętać: " Dura lex..."
Tak uciszyć ma tu gojów,
skuteczność siły spokoju,
lecz na razie jest zadyszka:
mysz... kamysz... ka... myszkamyszka...
i wezwanie do dialogu,
gdy już wiosnę czuć na progu.
O tylu sprawach...
O tylu sprawach dziś się mówi,
a o Smoleńsku - cisza.
Jak gdyby temat gdzieś się zgubił
na mikrofilmów kliszach.
Jakby się ukrył w dokumentach
odłożonych na półki,
o których nikt już nie pamięta,
prócz wyznaczonej czujki.
O tylu sprawach trwa dyskusja
na wyborczych spotkaniach.
O komitetach, instytucjach
i grupach popierania.
A o Smoleńsku - ani słowa.
Jakby ktoś dysk wyczyścił.
Temat się w czarną dziurę schował.
Zamilkli aktywiści.
Może to psuje wizerunek
i prowokuje drwiny?
Może w partii inny kierunek
pamięci okruszyny
strzepnął i nie chce o nich słyszeć
i zabrania podnosić.
Zarządził już wyborczą ciszę
i własny program głosi?
Co jest takiego wątpliwego
w przeszłości kandydatów,
że się doszukać można złego
wśród słów dawnych, etatów?
Wśród tego, co już zapomniano,
a u sąsiada leży?
Ktoś żądał, żeby nie szukano
i na nas zęby szczerzy?
A my posłuszni, cisi, zgodni,
jakby nie było sprawy,
wciąż ukrywamy myśl o zbrodni
i temat śledztw niemrawych
przestał zajmować nas zupełnie
i się w pamięci zatarł.
W światłach kampanii przeszłość blednie.
Lęk się z rozwagą zbratał.
niedziela, 15 lutego 2015
Znowu pożar?
Syndrom Trasy Łazienkowskiej i Rotundy
wciąż powraca do Warszawy kadencyjnie.
Do leczenia bywa zawsze bardzo trudny.
Są już zmiany, ale czy się pakiet przyjmie?
Stan zapalny ma ta Trasa Łazienkowska
i wyłącza nawet ruskie światłowody.
Sytuacja nie jest wtedy taka prosta.
Trzeba zbadać i przyczyny i powody.
Problem zwykle się pojawia po sobocie
oraz wtedy, kiedy rośnie nam gorączka.
Wszystkie służby uwijają się w robocie.
Działa także niewidzialna rynku rączka.
To zdarzało się w Warszawie kilka razy.
Zwykle potem były zmiany w polityce.
Mosty zwykle są wrażliwe na urazy.
Bywa trudno, kiedy palą się ulice.
Rzecz ciekawa - nigdy przy tym winnych nie ma.
Raz skazano grupę młodych chłopców z Solca.
Sprawa trasy to jest bardzo trudny temat,
a rozchwianie na wysokich bywa stolcach.
Do Warszawy wybierali się związkowcy,
a i Unia na frontowe czeka wieści.
Kląć jak szewcy będą jutro już kierowcy.
Znowu pożar? To się w głowie już nie mieści!
Między Scyllą a Charybdą
Ukraina była od nas zamożniejsza
i jej większe powierzano inwestycje.
Wojna w Syrii wciąż stawała się trudniejsza.
Rosja sprytnie powstrzymała koalicję.
I Rzym także toczył wojny gdzieś daleko
i najchętniej miejscowymi legionami.
Na - daleko, nikt nie mrugnął w nim powieką.
Każdy sukces ozdabiano w nim łukami.
Ukraina była zawsze podzielona.
Jednym lepiej się w niej żyło, innym gorzej.
Wystarczyła jedna iskra zapalona.
Każdy wiedział, że się wszystko zdarzyć może.
Rzym był światem, a zdobywał łup daleko,
a najchętniej - jak najdalej od swych granic.
Na - daleko, nikt nie mrugnął w nim powieką.
Czy możliwe, że walczą sprowokowani?
Pewnym było, że Rosja nie odda Krymu.
Nic nie mogło wielkiej flocie w nim zagrozić.
W jakiś sposób do tej wojny popchnął przymus.
Teraz Rosja Europę za nos wodzi.
Wojna starym jest sposobem na kryzysy
i na spadkach można niezłą zbić fortunę.
Gdzie się traci nam zyskują szczwane lisy.
Trzeba włożyć w Ukrainę wielką sumę.
Europa finansowe ma problemy.
Świat powróci bardzo chętnie do dolara.
Ludzie giną, a my w strachu już żyjemy.
Nie zrozumiesz dziwnej wojny, choć się starasz.
"Runą wieże Babilonu" - i się stało,
a ta wojna przyszła teraz pod nasz próg.
Zadymiło, zapaliło, zahuczało.
Daleko jest twój przyjaciel. Blisko wróg.
Mamy własne doświadczenia dawnych wojen
i spojrzenie swoje własne na sojusze.
Dziwna wojna. O jej skutki wciąż się boję.
Czy mam wybór? Czy choć nie chcę, ale muszę?
Ostatki
A karnawał tu mieliśmy jakich mało.
Zakręcił nas na diabelskim kole.
Wiele afer dookoła wirowało.
Brakowało, by ktoś tańczył tu na stole.
Były tańce i hulańce. Była draka.
Wiele osób powchodziło w cudze role.
Śląsk przez tydzień nie przestawał grać trojaka,
a rolników chciano spoić alkoholem.
Liczne związki pokazały nam podwiązki,
a zarządy jak wielbłądy garb dźwigały.
Wodzirejka porzuciła obowiązki.
Traktorzyści do stolicy przyjechali.
Głodujący popijali Coca-Colę,
a szaleni dosyć długo byli w pasach.
Próby seksu wprowadzono w każdej szkole.
Kraj się bawił. Szalał jak za króla Sasa.
Może nie był to karnawał jak w Wenecji,
lecz rozmachem najweselszym dorównywał.
Pewne taśmy zachowano tu w dyskrecji,
bo podobno ktoś na władzę się porywał.
Już Ostatki się zbliżają. Post nadchodzi,
a jednak się żyrandole rozświetliły.
Kościół milczy, lecz wiadomo o co chodzi.
W Wielkim Poście trudno będzie zebrać siły.
sobota, 14 lutego 2015
Bal u Walentego
Myślał by kto, że kraj wreszcie idzie do dobrego,
a to wstrzymał ruch na mieście bal u Walentego.
Instrumenty. Rząd nadętych, a nie ma świętego.
Chorągiewki. Transparenty. Bal u Walentego.
Ten, co musiał i paniusia z biura poselskiego.
Podskakują. U... sia... siusia! Bal u Walentego.
Myślał by kto, że minęło i że się poprawi,
a to tylko się nadęło i morały prawi.
Walentynki na godzinki. Orkiestra strażacka.
Ciepłe minki u rodzinki i asysta chwacka.
Ten, co musiał i paniusia z biura poselskiego.
Podskakują. U... sia... siusia! Bal u Walentego.
Ruch jak w ulu. Szum do bólu. Komitety wsparcia.
Miło było. Daruj królu. Płyta - nie do zdarcia.
Telemania. Wrze kampania. Każdy wspiera swego.
Dobrana przyszła kompania. Bal u Walentego.
Poszły strajki między bajki i będzie spokojniej.
Walenty w objęciach Hajki. Wielki bal na Gnojnej.
Myślał by kto, że kraj wreszcie idzie do dobrego,
a to wstrzymał ruch na mieście bal u Walentego.
piątek, 13 lutego 2015
Licentia poetica
Wszystkie drogi dziś prowadzą do Brukseli,
a do Rzymu - kalwaryjskie wiodą ścieżki.
Chcesz się wybrać - to możesz napotkać przymus.
Świat dramaty każe zmieniać w drobne grzeszki.
Za tragedie odpowiada tylko sztuka,
a konkretnie - błąd w tej sztuce przypadkowy.
Innych przyczyn już nie warto nawet szukać.
Winna sztuka. Nie przestrzega praw rynkowych.
Jeszcze dzisiaj się wszystkiego nie prześwietli.
Przypadkowo może umknąć coś w badaniu.
Przeoczone może trafić wprost na śmietnik,
lecz nie zmienia to niczego w zaufaniu.
Czasem trafia tam maleńkie ludzkie życie,
lub życiowa bardzo wielka epopeja.
System czuwa, nawet wtedy, kiedy śpicie.
Nie wypada więc oskarżać dobrodzieja.
A błąd w sztuce nie podlega jurysdykcji.
Każdy przecież w swoim życiu się potyka.
Pozostaje mała blizna na ambicji,
ale przecież jest licentia poetica
czwartek, 12 lutego 2015
Na jednej strunie
Gdy świat się wyda zły i obrzydł ci, niecnota.
Gdy szare są twe dni i ciąży ci głupota,
A ten, który się śnił i skrzydłami trzepotał -
Już dawno opadł z sił i przepadła robota...
Gdy w dziwny wpadasz trans i wiesz - nieprędko minie,
Kiedy nie widzisz szans, a żyjesz tu jak w kinie,
Gdy smutno mruczy kot, a pies ogon podkulił,
Gdy trafiasz kulą w płot i rozum się zamulił..
Wypróbuj jeszcze raz prastarą mą metodę
I zamiast dawać w gaz, przypomnij lata młode,
Kiedyś to dzień po dniu, zapylał georginie
I zaraz, nawet tu, napisz o tym dziewczynie.
A gdy usłyszysz śmiech, że piszesz o wspomnieniach,
To machnij ręką - niech... powiedz, że świat się zmienia,
A ty jesteś ten sam, a kryzys jest światowy.
Wciąż pociąg masz do dam. Mnóstwo pomysłów nowych.
I chociaż to jest sen i program wirtualny -
pociągnij wątek ten i bądź nawet nachalny.
Niech by to była gra, choćby na jednej strunie -
zrozumiesz - życie trwa, gdy je poruszyć umiesz!
Metr pięćdziesiąt (w kapeluszu)
Wielkie rządy małych ludzi.
Skojarzeń żadnych nie budzi
to światowe zaniżenie.
Mali ludzie patrzą w ziemię,
gdy wymagają pomocy
ci, postawni i wysocy.
Drobne małych posunięcia
kończą się zwykle na chęciach
i rozejmie przez dwie doby.
Mali cenią swój dobrobyt
i nie było w rozmów serii
żadnej ciężkiej artylerii.
Mali lubią wycofania,
a boją się rozrastania,
eskalacji, dalszych kroków.
Najchętniej staliby z boku,
żeby grosza nie dołożyć.
Plan minimum to - Nie mnożyć!
Mali lubią minimalizm.
Nie u siebie, lecz w oddali.
Nam kierunki chcą wytyczać,
które mają ograniczać.
Zniży świat na poziom buszu.
Metr pięćdziesiąt (w kapeluszu)!
środa, 11 lutego 2015
Panowie kurzą cygara
Minęło już wiele lat
odkąd nam samolot spadł
i powieszono Leppera.
Dokąd chłopie się wybierasz?
Na szosę wyjdę! Na drogę,
bo już tego znieść nie mogę,
widząc jak rząd, Europa
zniszczyć chcą polskiego chłopa.
Za pieniędzmi idzie złodziej.
Komornik przysyła co dzień
przedsądowe ostrzeżenia.
Wychodzę! Ministra zmieniać!
Minęło już wiele zim.
Uciekł Tusk. Zajęto Krym.
Groźnie mówią o sąsiedzie.
Dokąd chłopie teraz jedziesz?
A cóż więcej nam zostało?
Jedziemy gromadą całą.
Gdy Unia zwołuje Radę,
ustawimy barykadę
i wesprzemy strajk górnika.
Polityka nam utyka.
Rosną tylko sankcji listy.
Urządzimy zlot gwiaździsty!
Zaszły w kraju znaczne zmiany.
Nowy rząd został wybrany
i frank już kosztuje drożej.
Dokąd jedziesz na traktorze?
Na Warszawę jadą głodni,
a prezydent do Japonii.
Rząd zapatrzył się - pobłądził.
Nie ma tego, kto tu rządzi?
Zaplątał się koalicjant.
Przeciw nam stoi policja.
Będzie wystawiać mandaty,
jeśli wyrwiesz murom kraty.
Telewizja to pokaże.
Jest już cały blok wydarzeń.
Na Warszawę rusza wiara.
Panowie kurzą cygara.
Śląsk jak kromka chleba
Śląsk jest jak ta kromka chleba.
Spółka jest do smarowania.
Policja - żeby się nie bać.
Ewa jest od pałowania.
Chleb jest czarny jak zamiary.
Spółka czerwona od strat.
Woda zima. Beton szary.
Ewa ma na wszystkich bat.
Są jastrzębie i gołębie.
Głodujący oraz syci.
Są doradcy - mocni w gębie.
Ewa problemy uchwyci.
Za mównicą w sejmie stanie
i zwróci się do narodu.
Raz nie wyszło jej kopanie.
Przesiewać nie ma powodu.
Wystarczy tylko dać słowo,
że spraw sama pilnowała.
Każdy temat szczegółowo
rozważyła i zbadała.
Śląsk uwierzy jej dla chleba.
Zarząd wesprze dla pieniędzy.
Kordon wie, że strzelić trzeba
w stronę młodych, albo nędzy.
Nauczyciel, chłop, kolejarz
- popatrzy, nadzieję straci.
Zimny strumień wodoleja
przeziębi, zmoczy, zeszmaci.
Sąd od razu pozamyka.
Grzywnę doda dla przykładu.
Taka to jest polityka -
Obietnica - Kij do zadu!
Śląsk jest jak ta kromka chleba.
Spółka jest do smarowania.
Policja - żeby się nie bać.
Sprzeciw jest do spałowania!
Nie odstąpimy!
Plączą się myśli po ludzkiej głowie -
Dajcie królować Naszej Królowej!
Na Jasnej Górze. W Radiu Maryja.
Jej jest ta ziemia, a nie niczyja!
Jej jest korona i nasze troski
i naród wierny i zwyczaj polski,
dom i modlitwa, Kościół, rodzina.
To Pani Nasza! Groźby zatrzyma.
Nad wielkie zmiany i mężów stanu
jest Częstochowa, Niepokalanów,
nasza modlitwa, sumienia sprzeciw.
Ratuj nas Pani. My Twoje dzieci.
Nie odstąpimy trwałości w wierze.
My - Twoje sługi. Twoi rycerze.
Trwamy przy Tobie Bogurodzico,
gdy nowe prądy szarpią ulicą,
a kraj chce zniszczyć masońska zmowa -
błogosław Pani i lud swój prowadź!
Nazywam się Gajowniczek
Nazywam się Gajowniczek,
więc niemal od urodzenia
pojawiał się pytań prztyczek,
zanim przyszły wyświęcenia.
Od początku Matka Boska
rękę swoją przykładała.
Gajowniczkiem być - to troska.
Ona jakby czegoś chciała.
Kim ja jestem? Kim być muszę?
Wciąż mnożyły się pytania.
Urodziłem się wśród wzruszeń
akurat w Dzień Zwiastowania.
Ojciec Kolbe patrzył na mnie
poważnie zza okularów.
Tam, gdzie życie było na dnie
miałem jeszcze krewnych paru.
Franciszek szczęśliwie przeżył,
ale inny nie doczekał.
W boską rękę człowiek wierzył,
a cóż Bóg chce od człowieka?
Wciąż wszystkiego nie rozumiem,
więc się ręki Matki trzymam.
Piszę wiersze. Tak, jak umiem.
Dziwny jest tych wierszy klimat.
Coś, co wszystkich zastanawia
i nieco trzyma w oddali.
Pewnie to nazwisko sprawia.
Chwalić? Czy może nie chwalić?
Jakoś jestem naznaczony,
a Mateczce wciąż dziękuję.
Choć to nie są wielkie dzwony.
Jest w nich dobro. Ja je czuję.
wtorek, 10 lutego 2015
Nie jest łatwo
Nie jest łatwo w takiej nędzy
zebrać ponad sto tysięcy
podpisów wśród sympatyków.
System ma wiele haczyków
i wyborczą ordynację,
która stwierdza bytu rację
u każdego kandydata.
Popularność tu przez lata
ciężką pracą się zdobywa.
Jednak wielu się porywa.
A taki - urzędujący,
może wrzucić gdzieś niechcący
drobny żarcik lub uwagę
i uzyska słów powagę,
że mimo śladów demencji,
nie ma żadnej konkurencji
i nie musi debatować.
Każe badać i pilnować
oraz sprawdzać te podpisy.
Ma do tego szczwane lisy.
Taki lis, określmy - szczwany.
Nie jest zbyt szeroko znany,
ale bada na UW,
kto tu nie pasuje mu.
W telewizji ma swój kącik,
gdzie, co dzień, rozsiewa trądzik
na obrazek konkurenta
i różne sprawki pamięta
przy których zapaszek czuć.
Taki szczwany umie szczuć.
Rola znawcy nie jest tania.
Gdy zaczyna się kampania,
wykładane są pieniądze.
Ma je ten, kto "Ja tu rządzę!"
przypomina i rozdaje.
Polityczne obyczaje
nakazują dać je swoim,
a tutaj kopalnia stoi,
chłop chce jechać na Warszawę,
a na oskarżonych ławę
posadzą ludzi za gest.
Tak tu było i tak jest.
Chodzi w końcu o te sumy.
Nie o słuszność lub rozumy,
ani o to, kto ma rację,
lecz o wiarę w demokrację,
w prawo oraz sprawiedliwość.
Dla reszty boska cierpliwość
jak najbardziej jest wskazana.
Ciepła woda jest wciąż w kranach!
Nie patrz na to, co jest czyjeś!
Ciesz się... jednak jakoś żyjesz!
poniedziałek, 9 lutego 2015
Niekończąca się opowieść
Wyczerpał szpital możliwości.
Nic więcej zrobić już nie może.
Obok jest Kościół - od litości,
a do nas kiedy będzie gorzej!
Na "gorzej" są już prosektoria,
potem zakłady pogrzebowe.
Jest nie na miejscu euforia.
Pan tylko nam zawraca głowę.
Proszę spokojnie czekać chwili.
Pan musiałby w szpitalu mieszkać.
U pana dawno już stwierdzili:
Tej rury nie da się odetkać!
Wszystko się kiedyś zepsuć musi!
Pan sobie przecież zdaje sprawę.
Nie trzeba raczej losu kusić.
Nie można liczyć na poprawę.
Czekam spokojnie. Wiersze piszę.
Tym razem nie chcę do szpitala.
Wiatr lekko gałęzią kołysze,
lecz jeszcze drzewa nie powala.
Dyspozytorka pogotowia
głosik ma ciut... zniecierpliwiony.
Taka jest teraz Służba Zdrowia
i system został usprawniony.
Oni szybciutko mogą dowieźć,
potem historia się powtarza,
jak niekończąca się opowieść,
a takie jest zdanie lekarza:
Wyczerpał szpital możliwości.
Nic więcej zrobić już nie może.
Obok jest Kościół - od litości,
a do nas kiedy będzie gorzej...
Filozoficznie
Akurat na linii Wisły
fronty olbrzymie zawisły.
Chmury kłębią się nad głową.
Człowiek czuje się niezdrowo.
Wszystko może się przydarzyć.
Złe objawy. Mars na twarzy.
O szpitalach szkoda gadać.
Śnieżyca. Ciśnienie spada.
Poczuj, jak się życie ceni!
Szczęśliwi są obudzeni,
nawet pośród wieści przykrych.
Jednak odszedł ktoś wybitny.
Tobie znowu się udało,
a tu pada, jak padało.
Czy warto się martwić tym?
Rytm jest ważny, a nie rym.
Ważne jest to serca bicie.
Wszystko inne, to cóż... życie,
też wrażliwe na pokusę.
Niech tam sobie jeździ busem,
przed kamerą wypowiada,
albo z prasą nie chce gadać,
lub na szyjach wstęgi wiesza.
Nie zamierzam go pocieszać.
Ciszyć się - to żaden wstyd.
Jednak dobrze, skoro świt
obudzić się na to wszystko,
a już było bardzo blisko...
Biały świat wygląda ślicznie.
Przyjemnie, filozoficznie
spojrzeć przez okno z dystansem.
Uśmiech losu dał ci szansę.
Błękitny szalik pana Kerry
Błękitny szalik pana Kerry
ocieplał nieco atmosferę.
Do rozmów skłaniał bardziej szczerych.
Tematów ważnych było wiele.
Jest arsenał w Afganistanie,
a tu się właśnie przydać może.
Kredyty będą długie, tanie.
Z transportem jest już nieco gorzej.
Tylko ta Unia nie chce płacić,
a będzie miała tu Bałkany.
Nie można takiej szansy tracić.
Omówić trzeba wszystkie plany.
Wojna kosztuje obie strony,
a Polska sto milionów dała.
Te negocjacje, telefony -
to ma być pomoc wasza cała?
Błękit to kolor Ukrainy.
Jesionka czarna jak żałoba.
Jeżeli ich nie dozbroimy,
Rosja przejedzie po ich głowach!
My tu nie mamy interesów.
Daleko od nas jest ta wojna.
To wasza sprawa. Waszych Kresów.
To wasza przestrzeń niespokojna.
Oligarchowie są bogaci.
Nie szkodzi jeśli trochę schudną.
Jeden zyskuje - drugi traci.
Kto na tym cierpi? Tylko ludność.
Błękitny szalik pana Kerry
ma kolor hełmów ONZ-etu.
Nikt w tych rozmowach nie jest szczery.
Prawda jest cenna, ale nie tu.
niedziela, 8 lutego 2015
Odtrąbiono
Odtrąbiono, załatwiono
i przegłosowano.
Kraj z miną zadowoloną
obudził się rano.
Teraz czyta komentarze,
oceny, wyniki.
Przeszedł pakiet dziwnych zdarzeń.
Czas na statystyki.
Słupki na dół, słupki w górę.
Głos analityka.
Za pałacem - wszyscy murem.
Konkurent utyka.
Głosować nawet nie warto,
bo wiadomo wszystko.
Wybór kres położy żartom.
Skończy pośmiewisko.
Sam lider mówić nie może.
Jeszcze gafę strzeli.
Chłopy marzną na zaporze.
Śnieżek kraj wybielił.
Nawet papież zwykłym wiernym
rozesłał ankietę,
ale odzew jest mizerny.
Pytania są nie te?
Luty. Zima. Taki klimat.
Ludzie przy kominie.
Każdy myśli: - Jak przetrzymać?
Wszystko kiedyś minie.
sobota, 7 lutego 2015
E-kultura i e-sztuka
Na to są pieniądze. Na to są dotacje:
"Wojnę polsko - ruską" i "Polskie... (atrakcje).
Na to bez mrugnięcia ministerstwo płaci.
Chcą nas zdenerwować, a młodzież zeszmacić.
Takie jest ich znamię. Taka jest ich cecha.
Człowieka pohańbić. Potem się uśmiechać.
Masz poczuć dosadnie, kto tu tobą rządzi,
byś wiedział co czynić i czasem nie zbłądził.
Będziesz musiał uznać, to co cię drażniło.
Teraz jest tu prawem! Teraz jest tu siłą
i będzie zabijać i sięgnie po dzieci,
a gdy się sprzeciwisz - szybko cię oświeci.
Pan "Róbta", pan "Kupa" oraz im podobni
poniosą tu światło zwycięskich pochodni
nowych ludzkich dążeń, nowej moralności
z twego Katechizmu do partii miłości.
Przegonią obawy i Anioła Stróża.
Dobrze o to zadba znana pani Róża.
Nie znajdziesz takiego kraju w Europie,
nawet jeśli ziemię na metr w głąb przekopiesz.
Jesteś tutaj nikim. Bezsilnym dłużnikiem.
Wiele lat czekałeś. Znasz ich politykę.
Już nawet ulice nie są tutaj twoje!
Wkrótce ci otworzą otchłani podwoje.
Jasna Góra czeka i Niepokalana,
chociaż przez najwyższych jest zakazywana
jeszcze nie edyktem, ale już nakazem.
Będziesz chciał łaciny - wywołasz obrazę!
Zło ci się przedstawi. Powie: - Jestem Charlie!
Potem wydawnictwa zwiększą tryumfalni.
Film światu pokażą o tym "Polskim g -ie",
a tobie się jeszcze wciąż głosować chce?
A kto ci to zrobił?
Zrozumieli ludzie:
- Jak było, tak budziet!
(tylko ordy morda
zastąpi Konkordat.
Człowiek będzie nikim,
a wejdą ludziki).
To tylko początek,
a Nowy Porządek
zapanuje w kraju.
Wróci zwierz do raju,
by przemierzać knieje.
Świat jest na rozstaju.
Porzućcie nadzieję!
System władzy, polityka
w intymności nos swój wtyka
badać twoją płeć społeczną.
Wydaje się niedorzeczną
łacińska kultura.
Gender - to nie bzdura! Zdominuje prawo.
Miałeś iść wyprostowany...
a pójdziesz kulawo!
Jeszcze tylko oddaj głos!
Na prześmiewców. Na swój los -
katolika - nieszczęśnika.
Taka to jest polityka!
Powie ci, że sam wybrałeś
i dlatego masz , co miałeś!
Na premierę idź! Porównaj!
Życie do "Polskiego gówna"
Przykro ci jest? Czujesz wstyd?
A kto ci to zrobił?
...
piątek, 6 lutego 2015
Nowy nasz towarzysz Szmaciak
Dla tej władzy partyjniackiej,
dla portfela i kieszeni,
dla pychy proletariackiej,
gotów był się w bydlę zmienić.
Dom zrujnował, ziemię sprzedał.
Dzieci wysłał na roboty.
Papiery spalił, zagrzebał
i zakazał mówić o tym.
Nazwiska ojców nie wrócił
i przy nowym wolał zostać.
Dawną partię swą porzucił,
by w nowej zadaniom sprostać.
Będzie rządził. Będzie strzelał
i często używał pały.
Order dostał. Poweselał.
On jest teraz doskonały.
Immunitet ma. Gabinet.
I za wszystkim zagłosuje.
Biskup mu odpuścił winę.
Idzie nowe. On to czuje.
Odegra się na sąsiadach,
na znajomych i rodzinie.
Pouczał będzie. Wykładał.
Jest już panem w swojej gminie.
W telewizji gębą świeci.
Ma ryczałty na rozjazdy.
Zawołają? - Zaraz leci
wypromować nowe gwiazdy.
Nowy nasz towarzysz Szmaciak -
wczoraj cieniak - dzisiaj poseł.
Za gender głosował na - Tak!
Wspierał partię słusznym głosem.
Rak Targowicy
Rak Targowicy na własnej piersi.
Urósł tu wielki. My - bracia mniejsi.
Walczą z Kościołem - Charlie z Prusakiem,
a wielkie oczy będą tu znakiem.
Nie było dotąd takiego wrzodu.
Przeżarł już zdrową tkankę narodu
i w głąb jej, na metr, sięga głęboko.
Rozsiewa gender szkiełko i oko.
Był inwazyjny, a my potulni.
Ostatni szpital upada w Unii,
który wciąż bronił wiary i krzyża.
Bogu i ludziom będą ubliżać!
Pan nie wysłuchał modlitw wczorajszych.
Sprzeciw był mniejszy, słabszy i tańszy
od obietnicy, którą Tusk złożył.
Czas był wiadomy i lud go dożył.
Były proroctwa. Były przesłania.
Sondaże mówią o popieraniach
złych kandydatów i wielkich zmian.
Wiwat król, naród i wszelki stan!
Opór i protest, sprzeciw ulicy
ucichły skromnie dziś na mównicy.
Jest rząd i władza i polityka
i jest sejmowa matematyka.
To chyba nie jest już moje państwo,
choć los skazuje mnie na poddaństwo,
nie przyjmę znaku czasu na czoło.
I na kraterze wyrośnie zioło.
I chociaż wciąga nas czarna dziura.
Upada wiara, szkoła, kultura,
a wybawienia zdaje się nie ma,
jest wciąż w nas wielki opór podziemia.
Przez całe wieki był w tym narodzie
i nie od święta, lecz żył w nim co dzień.
Diabelstwo tutaj jest wirtualne.
Są jeszcze w kraju domy normalne.
To są konwulsje upadłej władzy.
Przeminą prawa, przebrzmią rozkazy
i się pomniki ugną w pokłonie.
Tak się szaleństwem objawia koniec.
To już jest wrogość!
Otwarta wrogość, przymus, despotyzm
i przemoc przeciw przemocy.
Zgnieciony sprzeciw i patriotyzm.
Zbliża się czas czarnych nocy.
Czas ciemnogrodu. Fetor odchodów
po sejmie tym pozostanie.
Ciemiężyciele sumień narodu!
Zjeżdżajcie na głosowanie!
Ręka nie zadrży. Rejtanów nie ma.
Guziki wcisną łajdacy.
Ktoś wam na skórze wpisze poemat.
Pamiętać będą Polacy!
Wszyscy do Unii nie uciekniecie
i nikt się już nie obłowi.
Zgnilizną ludzką tylko będziecie.
Wstyd przynosicie domowi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)