W Locie po robocie w kąciku dla pociech kto jest czyim dzieckiem trudno czasem dociec. Zwłaszcza gdy rodzice siedzą na kominie. Nieraz dużo czasu ochronie upłynie nim się zorientuje - Kto, czyim juniorem? I czy jest dzidziusiem? Czy też jest bachorem? Mogą korporacje, mogą też lotowcy dbać o swoje dzieci lepiej niż o obcych. To jest naturalna rodzicielska troska. Wszystkie dzieci - nasze! Świat to jedna wioska! Należy uważać. Dobrze zapamiętać! Gdzie dzieci poddanych, a gdzie są vipięta! Odfruwają one czasem bez kontroli, lecz wtedy tatusia bardzo główka boli, bo rozmyślać musi o różnych przekrętach. Może się odsłonić golizna wypięta.
Mamy koła i kółka. Matka z córką są w spółkach. Wczasy zawsze spędzają w Egipcie. Wszystko ma swoją cenę. Walczą: mormon z buszmenem, uwikłani w partyjnym konflikcie. Powolutku czas płynie porażkami w Londynie. Słońce grzeje nas wszystkich równiutko. Co uczynić z tą blachą, gdy świdruje po czachą zaprzeczenie przyczynom i skutkom. Szybki uścisk od Toli Bolka łeb strasznie boli. Za gorąco jest dzisiaj na ryby. Ciężko nawet psu w budzie. Mało kupują ludzie. Wszystko dzieje się jakby na niby. Oligarcha z Gazety znów ujawnia sekrety, że Gazetę cytuje internet. Wakacyjny brak kasy lato zawrócił z trasy. Zwroty będą nad wyraz mizerne.
Śmiej się! Śmiej się! Uśmiechaj poprzez łzy. Dni weselsze już ukradziono ci. Poszło w zastaw co tobie chciano dać. Jesteś Rasta i Reggae możesz grać.
Rosną dredy. W berecie nie jest źle. Nie masz schedy, lecz z życia śmiejesz się. Worek biedy na plecy lekko rzuć. Bóg wie kiedy przestaną głupio truć.
Śmiej się! Śmiej się! Weseli żyją lżej. W słońcu grzej się z dala od myśli złej. Wszystko mija i bieda znudzi się. Szczęście sprzyja gdy z Reggae budzisz się.
Rozdrobnić. Zmieszać. Złościć. Rozśmieszać. Przemielić to wielokrotnie. Zebrać. Rozsypać. Groźby dosypać i niech to jeszcze gęś kopnie.
Dzielić. Porcjować. Pokazać. Schować. Wyeksponować tytuły i w wąskim gronie spożyć na koniec w wybranej grupie nieczułych.
Zasięg przekazu zmniejszyć od razu przez powiadomień roletę. Ludzie nie mogą nad rządów głową posłużyć się internetem.
Wyszukiwanie, udostępnianie nie jest już takie jak było. Komunikator umarł na zator i okno się zaciemniło.
Koniec promocji i złych emocji Berdyczów znów funkcjonuje. Piszesz do chmury, a pająk z góry wszystko ci ocenzuruje.
Kodyfikacja. W serwerów stacjach sita pracują bez przerwy. Czas na powroty. Znikną kłopoty, nadzieje, mrzonki i nerwy.
Skład wiersza:Sprasowana myśl najszczersza.Koncentrat wyskrobin z naturalnym aromatem podróbkowych drobin. Uszlachetniacz E-sześćdziesiąt wolny od zezwoleń. Wypociny witaminy poprzednich pokoleń. Masa z chęci rozdrobnionych. Kawałki kawałów. Wyciąg z żartów nietrafionych. Ślady ideałów. Smak produktu przypomina wyrób naturalny. Polecany jest szczególnie w dietach nienormalnych.
Głusi. Kto ich przymusił? Ślepi. Zwierzchnik ich krzepi obietnicami przydziału. Cisi, bo przecież mnisi i dążą do Ideału. Czują. Dróg nie prostują. Ugrzęźli w administracji. Wiedzą, lecz nie powiedzą. Wyzbyli się własnych racji. Historia licha. Pacierz za Zycha. Świeć Panie... za Suchowolca. O Niedzielaka może być draka. Nikt nie wychodzi spod korca. Cień cyrografu. Słowem nie szafuj! Czyje Wy sługi jesteście? Bat wybaczania. Nikt nie ma zdania. Zwyczajnie - Nie chce się reszcie. Prawda o Jerzym w mogile leży przykryta ciężkim kamieniem. Chcemy Wam wierzyć, lecz ciężko przeżyć. Jesteście naszym sumieniem. Brzemię ingresu, służb, interesów - to wszystko było cesarskie? A co jest boskie? Czyżby co polskie było goryczy naparstkiem? Głusi. Kto ich przymusił? Przed kim zginają kolana? Masoni, loże. Może być gorzej, gdy płacze Niepokalana. Filozofowie i Tiszner w głowie wraz z Życimskiego odnową. Przekonań łuny niosą pioruny, a z nimi Powszechne Słowo. Budują mury. Ręce do góry, a palce dziwnie złożone. Czas Rozliczenia a zapomnienia nikt z Was nie kupi pokłonem. Matka chce prawdy. Dosyć pogardy dla nas najmniejszych z najmniejszych. Skończcie z przymusem. Żyjcie z Jezusem nie jutrem, lecz dniem dzisiejszym.
W gaju tuż pod Damaszkiem siedział diabeł z Kałaszkiem i ogonem czerwonym machał zadowolony. Cieszył się przeogromnie z wszystkich zabitych wspomnień o tej ziemi biblijnych wydarzeń, którą w piekło świat zmienia używając Imienia na pogrzebach złudzeń i marzeń. Ogień pełznie powoli. Człowiek na to pozwolił, gdy upadły wieże Babilonu. W gaju tuż pod Damaszkiem siedzi diabeł z Kałaszkiem oczekując dla siebie tronu. Dwaj okrutni Wędrowcy przyszli tu ze stron obcych, by podpalić gałązki oliwne. Ostrzegali prorocy: Wielu zginie z ich mocy, lecz świat uznał widzenie za dziwne.
Wszystko miało być zgrywem, lecz inaczej chciał los. Dzień się zaczął podrywem - takim "na króla szos". Byłaś trochę "pod wpływem". Nie zawodzi mnie nos. Wszystko miało być zgrywem, lecz inaczej chciał los.
Szukam ciebie Tamara. Tyle miejsc, tyle dróg. I zapomnieć się staram. Może jeszcze da Bóg...
Ciągle jestem w oparach, żebym żyć jakoś mógł. Gdzie ty jesteś Tamara? Wobec ciebie mam dług.
Wszystko miało być zgrywem, a zostało jak trąd. Jakimś nagłym porywem wzięło się nie wiem skąd. Nie minęło z odpływem. Nie odeszło gdzieś w kąt. Wszystko miało być zgrywem, a zostało jak trąd.
Szukam ciebie Tamara. Tyle miejsc, tyle dróg. I zapomnieć się staram. Może jeszcze da Bóg...
Ciągle jestem w oparach, żebym żyć jakoś mógł. Gdzie ty jesteś Tamara? Wobec ciebie mam dług.
Wszystko miało być zgrywem, a utkwiło jak rak. Wciąż zalewam się piwem. Żyję już byle jak. Miałem prezerwatywę, lecz mówiłaś - Nie tak! Wszystko miało być zgrywem, a utkwiło jak rak.
Szukam ciebie Tamara. Tyle miejsc, tyle dróg. I zapomnieć się staram. Może jeszcze da Bóg...
Ciągle jestem w oparach, żebym żyć jakoś mógł. Gdzie ty jesteś Tamara? Wobec ciebie mam dług.
Który się nie chcesz wyspowiadać nie próbuj na innych nakładać daniny, winy dziesięciny. Patrzymy na Ciebie. Widzimy i wiele nam się nie podoba. Byłeś miłością. Teraz zobacz jak sam przedstawiasz się wśród ludzi. Złą polityką nie obudzisz w nas chęci wybaczenia złemu. I Ciebie trawi rak systemu, który na imię ma Zwątpienie. Prawda już nie jest w takiej cenie jak uległość wobec przemocy. Po czasie blasku, okres nocy owczarni poważnie zagraża. Kto się odwraca od ołtarza i swoich grzechów wyznać nie chce, ucieszył innego pochlebcę, Matki za swoją nie uznając. Teraz już nawet nie klękając wyciąga się po Łaskę rękę. Wiernych skazano na udrękę powynoszenia swoich krzyży. Pokrętnie dążąc do odwilży bez spowiadania, rozgrzeszenia farsę czynicie z Przemienienia.
Który się nie chcesz wyspowiadać nie próbuj... z resztą... szkoda gadać.
Nie przegonisz wiatru z pola, choćbyś stracha za idola miał. Spadnie każda zgrana rola. Łotr nie będzie rock and rolla grał. Wszystko kiedyś ma swój koniec i nie będziesz wciąż w ogonie stał. Jeśli czyste są twe dłonie i namiętność w tobie płonie, choć ci posiwieją skronie - da ci życie czegoś chciał.
Cierpliwość jest piękną cnotą. Choćbyś głos swój za głupotą dał, gdy zwodzono cię obłudnie, byś właśnie w życia południe spał - Wszystko kiedyś ma swój koniec! Odnajdzie się lód na skronie. Co ma wisieć nie utonie! Gdy namiętność w tobie płonie, choć ci posiwieją skronie - będziesz radość miał!
Nadzieja jest matką głupich, ale nikt jej nie przekupi. Nie ma bowiem nic droższego, wspaniałego, gotowego niż to piękne przekonanie, że kiedyś ten czas nastanie, gdy się skończy grillowanie i zamknie chochołów taniec smutny napis na ekranie: "Zakończono bal!"
Każdy chce się śmiać i żyć. Nie bać się i jeść i pić. Nie spoglądać nigdy z lękiem. Móc drugiemu podać rękę i o lepszym jutrze śnić.
Świat mieć musi ludzką twarz. Ma być twój i mój i nasz. Mimo różnic i podziałów, wrogów, Bogów, ideałów niepotrzebna jest nad nami żadna straż.
Każdy chce mieć własny dom i w niebo bez żadnych bomb śmiało patrzyć - nigdy z lękiem. Móc drugiemu podać rękę, a nie nad kimś dziś sprawować sąd.
Świat mieć musi ludzką twarz. Ma być twój i mój i nasz. Mimo różnic i podziałów, wrogów, Bogów, ideałów niepotrzebna jest nad nami żadna straż.
Wypłynęły z portów floty. Niebem suną samoloty. Opuścili dom żołnierze. Świat się pali jak dwie wieże. Pokój słaby jest jak motyl. Chcesz być wolnym - śpiewaj o tym!
Świat mieć musi ludzką twarz. Ma być twój i mój i nasz. Mimo różnic i podziałów, wrogów, Bogów, ideałów niepotrzebna jest nad nami żadna straż.
To jest zwyczajny duży mięsień, tak jak inne. Raz uszkodzony - stale słabnie i wiotczeje, a jego skurcze nie są już normalne, silne. Powoli zwalnia, pokazując - źle się dzieje.
Witaj ma droga przyjaciółko Bradykardio! Nie chcesz uderzać? To normalne, boś kobietą. Nie chwytasz nigdy, jak zawał - za gardło, lecz zrób coś jeszcze, obdarz jakąś mnie podnietą!
Ja te podniety uwielbiałem całe życie i nie chcę wspomnień całkiem pozbyć się od razu. Zrób to jak zawsze przyzwoicie, należycie. Niech nie zabraknie właściwego ci wyrazu.
Bądź więc spełnieniem, nasyceniem i ekstazą. Zmęczonym snem baśniowej Bajadery. Nie zostaw wiersza z pół urwaną frazą. Nie bądź tak zimna. Rusz się trochę do cholery...
Powtarzają przebój w wielu dyskotekach, że dziś nie przystoi udawanie Greka. W radiowych rozgłośniach rozbrzmiewa od rana, że nie tylko Greka, a również Hiszpana.
Usłyszano także wersję z "Mamma Mia". Ktoś się do przeboju z włoszczyzną dobijał. Udawać chcą wszyscy. Taka polityka. W kolejce widziano już Portugalczyka.
Tylko jeden człowiek dziś w Eurolandzie nie udaje Greka i jedzie po bandzie. Wszyscy biją brawo. Klaszcze Unia stara. Można się z zapaści podnieść na radarach!
Nie straszna jest dziura, ani kasa pusta. Wystarczy po prostu zamknąć wszystkim usta i radar postawić za każdym zakrętem. Będzie każda gmina mieć "Dolce far niente"!
Pech mi tym razem zagrał na nosie. nie będzie wczasów na Barbadosie. Nie będzie nawet statku do Młocin. Jest piwko Carlsberg - już nie Okocim. Lato się leni. Leży lub zwisa. Popłynął Wisłą ostatni flisak. Pojadę metrem aż na Bielany. Pozwiedzam sobie kraj ukochany. Wiatr mi nadzieją piórka nastroszył. Pożyczę może gdzieś parę groszy. Siądziemy sobie z Mańką na główce i pomarzymy o Pipidówce. Obiecywali nam ten Barbados, Komory, Fidżi lub Galapagos, gdy ich wesprzemy filarem trzecim, a my spokojnie, jak grzeczne dzieci, słuchamy chętnie, gdy dobrze radzą. Zasiłku teraz pewnie nie dadzą. Ostatni z domu obraz sprzedany, więc już musimy... na te Bielany. Wiaterek ciepły może powieje. Człowiek się wreszcie z siebie pośmieje i w Wiśle gołą nogą popluska skoro dał sobie lato wyłuskać.
Sama nie wyjdzie nigdy z cienia partia wznowienia dochodzenia. Nie spodziewa się też lepszych wyników partia tajnych współpracowników.
Nie wzmocnią przeróżne sposoby partii sikających na groby. Nie wygląda w sondażach najlepiej partia, która się wszędzie przylepi.
Sądy, policje i służby gromadzą resztę usłużnych. Sitwy, kliki i korporacje nie zważają na demokrację.
Dziś przewodniczka narodu - rozdzielca wszystkich dochodów mająca tu w kraju wszystko wystawia na pośmiewisko przegranych stowarzyszenia. Niczego nikt nie chce zmieniać.
Skończyły się euforie. Zmieniono nam kategorię. Zepchnięto w strefy niczyje. Patrzymy jak świat się bije, (na razie w innych regionach). Rozkłada każdy ramiona.
Tak mają lata dwunaste, że chmury dotąd pierzaste zmieniają się w wielkie trąby, a z nieba różne poglądy spadają gradem na ludzi, więc coś się w końcu obudzi.
Pół roku nie zwalnia kroku, a wielkie wizje proroków czekają swego spełnienia. Na gorsze, wszystko się zmienia - daleko od nas - gdzie indziej. Być może tutaj nie przyjdzie.
Usiadłbym sobie na laurze i przestał już ścigać się z czasem, lecz błądzę w wirtualnej chmurze i pohukują na mnie basem. Ciągle się o mnie obijają podobni, zbłądzeni wędrowcy, którzy nadziei już nie mają - najbardziej spośród obcych obcy.
Przypominają o Norwidzie i rozpoznają opętanie. Sami w pijanym będąc widzie szukają wyjścia w mglistej ścianie, lecz wyjścia z labiryntu nie ma. Skazanym już na zapomnienie przypięto znaczący emblemat i nakazano im milczenie.
Całe to kłębowisko myśli banicją w kosmos tylko straszą ci, którzy tu w gościnę przyszli, a wciąż się żywią duszą naszą i tuczą się na serca resztkach pijani smaczkami języka. I będą śmiać się, łajać, besztać. Tłumaczyć, że to polityka polskość im całkiem pożreć każe i sztuczne tworzyć mgły opary, byśmy już pozbyli się marzeń. Za zło uznali boskie dary naszego Ducha, naszej mowy - dziś w świecie nietolerowanej.
Twierdzą, że nastał czas odnowy, że nie ma miejsca dla przegranej nacji prostaków, jej poetów, chochołów, dziadów, wajdelotów.
Nie oddam obcym snu sekretów i tworzyć nowe jestem gotów. Błąkać się w zwariowanej chmurze. Rozświetlać zgasłe błyskawice i świecić, świecić jak najdłużej w oczy diabelskiej polityce.
Usiadłbym sobie na laurze i przestał już... , ale nie mogę. Przepadnę w kryzysowej dziurze, lecz biorę ten mój krzyż na drogę.
Będzie wreszcie coś na ząb! Zespół Obserwacji Trąb chcą powołać w naszym kraju. Dotąd wiodło się jak w raju różnym wirom i zamętom. Wreszcie decyzję podjęto! Szukają największej trąby, a nikt nie jest taki mądry, a być może aż tak głupi, by się na ten numer kupić i pokazać trąbę palcem. Można polec w takiej walce o pierwsze miejsce na liście. Wszyscy wiedzą oczywiście, ale nikt się nie wychyli. Teraz Zespół w jednej chwili kandydatów ma ocenić. Ty też możesz ich wymienić:
1. ... 2. ... 3. ...
Co się dzieje? Lista pusta? Ktoś już wieje? Różne gusta? Da się jednak coś wyłuskać! Sam postawiłbym na ....
Brakuje słów, a słowom znaczeń, kiedy do ludzi jak do kaczek strzelają z czołgów na ulicach. Nie może taki świat zachwycać i inspirować dziś poetów. I zbrodnia ma wiele sekretów, motywów, przyczyn i powodów, a jednak śmierć całych narodów jest niczym niewytłumaczalna. Milczy więc na jej temat Parnas strachem o własne życie zdjęty. Nikt nie napisze, że przeklęty jest język komend i rozkazów. Używa on ludzkich wyrazów, znanych nam wszystkim - Mam go! Dostał! I sytuacja zda się prosta. Zielony filmik na ekranie. Walka o życie. Umieranie.
A przecież wczoraj był tam śmiech. Spory i kłótnie, polityka. I świętość była i był grzech. Ostrzejszych słów nikt nie unikał, bo dom był, mimo różnic - wspólny. Ktoś był brutalny, ktoś potulny, ale w drugim widział człowieka. Być może już na wojnę czekał i wiedział, że tu przyjdzie kiedyś. Nie umiał może znosić biedy i nieludzkiego upodlenia i czasem w swoich przemyśleniach być może mierzył już w sąsiada. Inaczej się o wojnie gada, a zupełnie inaczej czuje, gdy świst pocisku mózg świdruje i widzisz śmierć gdy niebem leci po dom twój, ciebie, twoje dzieci.
Nie daj nam Panie zła doświadczyć. Nie daj uderzać i się bronić. Nauczaj nas na innych patrzyć jakbyśmy my dziś byli oni! Po każdej stronie bywa dobro i zło po każdej też jest też stronie. Zachowaj w nas zwyczajną godność. Zachowaj wyciągnięte dłonie.
Jak ten układ się wzajemnie świetnie wspiera! Stale nowych ciekawostek nam dostarcza. Wciąż komisje albo jakaś seks afera, lub pytanie do premiera: - Gdzie jest tarcza?
Jak ten układ się wspaniale uzupełnia atakując frakcje naprzemiennie, że ktoś funkcji należycie nie wypełnia, albo coś tam sprawozdaje nierzetelnie.
Jak ten układ się wspaniale nam przedstawia, bo kulturę ma - najwyższych lotów. Dowcipami przed kamerą nas zabawia, zawsze walczyć do ostatka o nic gotów.
Lepiej wybrać już po prostu nie mogliśmy, bo właściwie, to nie było z czego i po latach się doczekaliśmy parlamentu oraz rządu wspaniałego.
Na układy nie ma rady - rzecz to znana, a ten układ się wyróżnia w naszych dziejach. Żadna klęska, żaden rozpad, lub przegrana nie odbierze mu opinii dobrodzieja.
Mam wygodę i nieraz się bardzo wzruszę. Wiem, że system pozostanie niezachwiany! Już o przyszłość martwić się nie muszę, bo u władzy mam wybrańców ukochanych.
"Kogo my tam mamy?" Tak się gra nazywa. Trudna układanka. Ciekawa. Prawdziwa. Są w niej ciemne karty i błyszczące asy. Gest kończący żarty i klucze do kasy.
Gra się tu o pulę przesuwając pionki wspierające górę, tworzące nagonki. Trwa rywalizacja na różnych poziomach. Rosyjska ruletka też jest w grę włączona.
"Kogo my tam mamy?" To rzecz zasadnicza. Trzeba podpowiadać. Szuka się. Oblicza. Buduje strategię i przecieka w mediach. Jest prawdziwy dramat, lecz częściej komedia.
Ludzie grać w to nie chcą. Ring jest dla wybrańców. Przeróżnych obrońców wysuniętych szańców. Dla zwykłych spryciarzy i znanych szulerów, zbieraczy trofeów i kolekcjonerów.
"Kogo my tam mamy?" - nieraz o tym nie wiesz, w trudnych sytuacjach może użyć ciebie. Bywa, że po latach odbierze ci sen kanapowy problem, albo IPN.
Gra jest popularna tak jak "Monopoly". "Kogo my tam mamy?"- może bardziej boli bez przerwy zmuszając do trudnych wyborów. Lekarstwa nie znajdziesz. Zdasz się na znachorów.
Pewnie już się od niej też uzależniłeś, jeżeli głos dałeś, lub o coś prosiłeś. Jeśli nieuważnie szukałeś pomocy. "Kogo my tam mamy?" - ma cię już w swej mocy.
Odbijamy. Odpływamy. Brzeg żegnamy. Zapatrzenie, zamyślenie myśl kołysze. Nie żal tego, co po sobie zostawiamy. Jest dostojniej i spokojniej, trochę ciszej.
Wszystkie słowa dawno już wypowiedziane, a wspomnienia wyciśnięte do ostatka. Odbijamy. Odpływamy gdzieś w nieznane. Zawsze przecież pociągała nas zagadka.
Stawiaj żagiel. Klaruj cumę. Wznieś kotwicę. Odpływamy. Nie spojrzymy już za siebie. Jeszcze podmuch - odepchnięcie dobrych życzeń i już wzrok nasz poszukuje zmian na niebie.
Proszę nie płacz. To jest od nas niezależne. Zwykłe ludzkie nieustanne żeglowanie. Wszystkie szlaki, horyzonty są gdzieś zbieżne. Nowy wiersz wkrótce napiszę na spotkanie.
Odbijamy. Odpływamy. Brzeg żegnamy. Zapatrzenie, zamyślenie myśl kołysze. Nie żal tego, co po sobie zostawiamy. Jest dostojniej i spokojniej, trochę ciszej.
Przepraszam, czy tu biją? Oj, biją panie Jerzy! I jedni w ziemi gniją, a drudzy nie chcą wierzyć. Dość szybko wtedy Wiesław wam pały tu przywracał, a kto odwracał krzesła, tłumaczył - taka praca. A brutalne policje to były w Ameryce! U nas każdy oficjel pozmieniał coś w metryce.
Tu zdrowotne decyzje ścieżkami nazywano, aż kiedyś telewizję nam wyłączono rano i wtedy już nie trzeba było szukać powodów. Starczyło tego chleba dla całego narodu. Doczekaliśmy czasu, że nam odcięto głowę. Było wyjście z impasu i są metody nowe.
Oj, biją panie Jerzy, lecz pan już mnie nie słucha. I dalej nie chcą wierzyć. Połowa nas jest głucha. Pan sobie teraz legnie w Alei Zasłużonych, choć też pan wciskał brednie, a film jest nieskończony. Przepraszam, że ja - kibic lubiłem zamachowe. Już się nie pytam: - Czy bić? lecz - Jak utrafić w zmowę?
Jeżeli dobrze trafisz... jak mawiał papa Stamm, nie osłoni cię afisz, gdy pada cały kram. Oj, biją panie Jerzy, lecz to ostatnia runda i wiemy, bądźmy szczerzy, że jest niełatwa, trudna, lecz pan nam pokazywał, że mniejszy z zaskoczenia nieraz z większym wygrywał, i sędziom wynik zmieniał.
Słabosilni. Trud znosimy. Narzekamy, kiedy ci, co nie powinni, spektakl zgrany odnawiają w naszym domu nieustannie. Słabosilni. Nadzieją w Najświętszej Pannie.
Słabosilni, ale ciągle przy nadziei. Z przekonaniem niezachwianym, że wytrwamy i że wszystko się na lepsze kiedyś zmieni - dawne błędy, raz za razem, powtarzamy.
Słabosilni, ale zawsze pewni siebie z zaufaniem do przetargów i elekcji. Naszą władzę najważniejszą mamy w Niebie, a na Ziemi uciekamy z trudnych lekcji.
Słabosilni, lecz do końca zawsze gramy. Nawet wtedy, kiedy karty są znaczone. Rezygnować nie umiemy. Zawsze trwamy i w początek potrafimy zmienić koniec.
Słabosilni słabą siłą zwyciężamy, tam gdzie inni ulegają przed potęgą. I w zanadrzu nigdy nic nie ukrywamy, a co mamy - rozdajemy szczodrą ręką.
Choć próbują nas ośmieszać, deklasować. Naszą dobroć w cienki dowcip poubierać. My najbardziej potrafimy się zachować nawet wtedy, gdy nie mamy w czym wybierać.
Jest szlachetna niezależność w naszych głowach. W naszych piersiach jest wrażliwa Polska Dusza. Zakazana dziś - niemodna, narodowa, lecz nie sposób do niczego Jej przymuszać!
Słabosilni, ale zawsze nieugięci! Przekonani, że dopóki my żyjemy, mimo różnic i podziałów i niechęci - z każdej biedy - Polskę zawsze podniesiemy!
Ludziom na pewno jest przykro, gdy tu wszystko jest in vitro. Wszyscy widzą. Każdy wie, lecz prześmiewcom jak po szkle idzie u nas całkiem gładko. Nic już nie jest tu zagadką, lecz niewiele zdziałać można. Polityka zbyt ostrożna, nastawiona na przetrwanie sprawiła, że wszystkie tanie zagrywki propagandowe dziś popiołem są na głowę i reklamą dla Gazety. Wsiąkły ludzkie łzy, niestety w partyjną matematykę. Zasłanianie się wynikiem nic nikomu tu już nie da! Rozlała się tylko bieda na współczucia i sprzeciwy. Każdy podział na prawdziwych bardzo źle się u nas sprzedał. Jeszcze zabił i pogrzebał przyzwoitości poczucie. Kiwać można palcem w bucie, gdy się tylko lgnie do swoich. Zwykłych ludzi bardzo boli ta ciągła niemożność zmian. Zawali się każdy plan, który liczy na wybory utrzymując system chory. Była rozpacz i był dramat. Scenografia wciąż ta sama. Zamiast naprzód - kroki wstecz. Starość - zwykła, ludzka rzecz, powinna ustąpić pola. Opatrzy się każda rola. Słabnąć będą wciąż oklaski. Nikt nie lubi pańskiej łaski w nieskończoność oczekiwać i w każdej sprawie przegrywać. Powychodzą ludzie z kina, gdy w nim ciągle żebranina, bo kiedy chcieliśmy dać - trzeba było brać... i brać!
Grzmiało, wiało, rozbłyskało, ale szybko pospływało. Żadne letnie groźne burze nie zostaną tu na dłużej. Poskrzypiał nam konar stary, że jest jeszcze pełen wiary w nadpróchniałe możliwości, lecz nad drogą ludzi złości i chyba go jednak zetną jakąś decyzją konkretną.
Słońce wszystkich przydusiło. Upałem się tu zwaliło. Nakazało wszystko zdjąć, a ten, kto nie ma skąd wziąć, nie ukryje tatuaży. Na ogólnej wielkiej plaży odsłaniamy to, co mamy i już nic nie zaciemniamy. Każdy widzi kto jest jaki i kto się tu wspiera na kimś.
Najtrudniej jest w środku lata o przeszłych wspominać datach, przyszłe tworząc kalendarze. Wszyscy wiedzą - mamy plażę! Spoglądamy w jedną stronę. Na młodych oczy skupione! Stare musi zejść ze sceny, choć zasługi rozumiemy. Nikt po ulewach i burzach nie chce nurzać się w kałużach. Lud do czystych ciągnie wód. Starsi winni odejść w chłód.
Toczy się w świecie taka gra w której się innych za nic ma, albo co najmniej za idiotów. Gdy coraz więcej w niej kłopotów trzeba wysyłać wysłannika, co trudnych rozmów nie unika, a bardzo lubi turystykę. Z podobnym sobie wysłannikiem może się spotkać przypadkowo. Pogadać , a nawet dać słowo. Idiotom zawsze się opowie, że mają nie w porządku w głowie, gdyby za bardzo chcieli pytać. Nie warto w takie sprawy wnikać. Wszyscy i tak o Syrii wiedzą i o tych, co siedzą pod miedzą wbrew swym poprzednim zapewnieniom, więc coś ustalą i coś zmienią, a że przy kawie i w Warszawie - to naturalne. Jest po sprawie. Toczy się w świecie dziwna gra. Pojawił się pan Henry K. niespodziewanie dziś w Łazienkach, ale to inna jest piosenka. W naszej piosence o tej grze ktoś się dowiedzieć czegoś chce, ale oślepły satelity. Zbyt wiele ruchów jest ukrytych, lecz gra się zgodnie z zasadami, bo przecież innych ma się za nic ... albo co najmniej za idiotów.