czwartek, 28 lutego 2013
Czas rozmyślania
Czas rozmyślania po modlitwie.
Można odpocząć po przeżyciach.
Okiennica żadna nie zgrzytnie.
Odchodzi luty cicho dzisiaj.
Puste komnaty. Lampa. Biurko.
Próśb żadnych nie ma do spełnienia.
Zamknięta brama. Na podwórko
pan karabinier wyszedł z cienia.
Skulone w mroku śpią cyprysy
i poczerniały balustrady.
Westchnienia nikt już nie usłyszy.
Wysprząta służba wszelkie ślady.
Ciekawe, kto tu wkrótce przyjdzie
i co nakaże tu pozmieniać?
Warto się jeszcze dobrze przyjrzeć.
Trochę za dużo tego cienia.
Posnęli wszyscy pomęczeni
dniem wzruszającym, pracowitym.
Nie ma znaczenia, co kto zmieni
i czy przy biurku siądzie? Przy tym?
Pomyśli może, czy podobnie
też będzie musiał się zachować.
Światło księżyca błyszczy w oknie.
Nie ma o czym deliberować.
Urząd?
Zastanowienie przed podróżą
Drogi nie wskaże, nie podpowie.
Dla jednych był to zwykły Urząd.
Dla innych jedność - Duch i człowiek.
Choć przepowiednie źle mu wróżą.
Wrogowie chcą Go widzieć w grobie,
A nowatorzy spokój burzą -
Prowadzi ludzkość Duch i człowiek.
Człowiek jest słaby - Duch wszechmocny
i wszechobecny na ulicach.
Nad morze intryg bezowocnych
wzlatuje biała gołębica.
Potrafi poplątać języki
i płomykami myśl rozjaśnić.
Pomieszać plany polityki
i na Piotrowym Tronie zalśnić.
Człowiek upadnie i powstanie.
Natura ludzka bywa krucha,
lecz jej zapewnia wieczne trwanie
jedność człowieka oraz Ducha.
Hasta maniana
Ostatni dzień, lecz nie koniec
Ostatni z Tobą dzień.
Coś jednak już skończyło się.
Nie powiem przecież "żegnaj",
Lecz "do jutra".
Ref:
Hasta maniana jutro też jest dzień
Taki sam, tylko ja
Szukam znaku na nieboskłonie
"Nie gaście!" ciagle słyszę i "do jutra"
Hasta maniana - Czy odpowie mi?
Tamten Duch, który wie,
że nie jest to piękna przygoda.
Stało się i czegoś szkoda.
Hasta maniana - mówię
Hasta maniana. Duchu wróć!
Cudownych dni nie przybyło.
Przeminął tylko sen.
I trochę żal, że kończy się
Ostatni dzień posługi
Czas odjeżdżać.
REF: Hasta maniana...
Trans
Wloką się smutne dni.
Nadzieja w kącie śpi.
Na lepsze nie ma szans.
Trwa zwariowany trans.
Wciąż tylko mniejsze zło,
a nam nie o to szło,
byście uśpili nas
na kryzysowy czas.
Jest w nas
pragnienie lepszych przyszłych dni.
Gdzieś w nas
iskra nadziei wciąż się tli,
że czas
ślepego kursu skończy się
a was
pan premier wyśle Bóg wie gdzie.
Są przecież liczne ambasady
wygodne stołki i posady
na krańcach Azji i w Afryce
i w Południowej Ameryce.
Hiszpania niestety - zajęta,
ale na innych kontynentach
są jeszcze nasze konsulaty,
a w nich potrzeby i wakaty.
Kiedyś pójdziecie stąd.
Można powstrzymać trąd.
Nie będzie już co brać,
więc lepiej wcześniej wiać.
To już za długo trwa.
Braknie mniejszego zła.
Można powiedzieć - pass
i przestać dręczyć nas.
Jest w nas
pragnienie lepszych przyszłych dni.
Gdzieś w nas
iskra nadziei wciąż się tli,
że czas
ślepego kursu skończy się
a was
pan premier wyśle Bóg wie gdzie.
Są przecież liczne ambasady
wygodne stołki i posady
na krańcach Azji i w Afryce
i w Południowej Ameryce.
Hiszpania niestety - zajęta,
ale na innych kontynentach
są jeszcze nasze konsulaty,
a w nich potrzeby i wakaty.
Mógł zrezygnować nawet papież.
Nie myśl, że znowu się załapiesz.
Zabraknie głosu aktywistom,
więc lepiej odejdź z kartą czystą.
Dreamliner po ciebie przyleci.
Weźmiesz walizki, żonę dzieci
i wszystkie fotografie swoje.
Dawno nie jesteś już przebojem.
Jest w nas
pragnienie lepszych przyszłych dni.
Gdzieś w nas
iskra nadziei wciąż się tli,
że czas
ślepego kursu skończy się
a was
pan premier wyśle Bóg wie gdzie.
Są przecież liczne ambasady
wygodne stołki i posady
na krańcach Azji i w Afryce
i w Południowej Ameryce.
Hiszpania niestety - zajęta,
ale na innych kontynentach
są jeszcze nasze konsulaty,
a w nich potrzeby i wakaty.
środa, 27 lutego 2013
Wspinając się na górę Fudżi
Stawiając kroczek po kroku
wchodzimy na górę Fudżi.
Godząc się z wolą wyroku,
nie oglądając na ludzi,
niesiemy swoje walizki
pękate od licznych trosk.
Wierzchołek zdaje się bliski,
lecz nogi miękkie jak wosk.
Unosić je coraz trudniej
i żal już przebytej drogi.
Na ścieżce coraz paskudniej.
Rzucają kłody pod nogi
i dokładają ciężaru
coraz to nowszych płatności,
jakby nie miały umiaru
zwarte szeregi podłości
tych którzy kroczą za nami
tym szklakiem na górę Fudżi,
a kiedyś dotrą tu sami
i bardziej będą się trudzić.
Lecz teraz o tym nie myślą
i lekko idąc się śmieją,
lecz spadnie na nich to wszystko
straconą naszą nadzieją.
Wspinaczka każdego czeka.
Nie warto ludzi poganiać.
Człowiek pociąga człowieka
już od ludzkości zarania.
Zastanów się alpinisto -
zdobywco wielkich kominów
zrzucając już dzisiaj wszystko
na barki córek i synów -
sam będziesz musiał przyspieszyć,
jeżeli starych pogonisz.
Dziś może jeszcze się cieszysz,
lecz jutro łezkę uronisz.
Winnica
Zapadło długie milczenia.
Gołąbek sfrunął z pałacu.
Sprowadził wszystkich na ziemię.
Anioły stały na placu.
Zmęczona praca dla chwały
na rzędach krzeseł usiadła.
Sumienia już wybaczały.
Decyzja wciąż była nagła.
Czytano wypowiedzenie,
podstawy i artykuły
i długie uzasadnienie.
Nie spoglądano do góry.
Podjechał papamobile.
Zakołysały się flagi.
Na znak czekano przez chwilę.
Ciążyło brzemię powagi.
Literatura jest różna.
Poeci są i krytycy.
Krytyka twórcom usłużna
to nie jest pieśń na ulicy.
Winnica milcząca słucha,
lecz liść się żaden nie ruszy.
Być może zabrakło Ducha.
Mistyki gorącej duszy.
Wiara to nie są porywy.
Dziś coraz częściej to trwanie.
Odporność na obce wpływy.
Czy stałeś w tym tłumie Panie?
Agencje przetłumaczyły,
co chciałeś ludziom powiedzieć.
Być może słowa zmieniły.
Nie wszystko musimy wiedzieć.
Szczególne zbliża się Święto.
Jerozolima już czeka.
Czy jest w tym jakieś memento?
Czy jakaś próba człowieka?
Do...
Do zobaczenia! Muszę iść.
Na pewno jeszcze się spotkamy.
To tylko jeden spadły liść.
Następne wzbierają pączkami.
Do zobaczenia! Gdzie się kończy,
tam pewnie także się zaczyna
i musi znowu nas połączyć
tych samych uczuć pajęczyna.
Do zobaczenia! Dziś jest przykro.
Takie jest nasze przeznaczenie.
Gdy się spotkamy smutki znikną.
Wierzymy przecież w zobaczenie.
Do zobaczenia! Będę czekał
i czas nie będzie miał znaczenia.
Powoli cichnie dyskoteka.
Zostań. Miej pewność zobaczenia.
wtorek, 26 lutego 2013
Zdziwieni ludzie za oknem?
Zapraszamy na „X Warszawski Jam Poetycki”,
_______________________________________
Nie okno, lecz okna w oknach!
Niech słowo leci do świata!
Porażka druku sromotna!
Wydawcy winni zapłakać!
Dostępność, a nie deserek!
Niech okno stanie się bramą!
ISBN-u numerek
zbyteczną jest tu reklamą.
Pieniędzy z tego nie będzie
i sławy i uwielbienia.
Wiersz dobry - sam trafi wszędzie
i ludzi umie odmieniać.
Dlaczego stoją pod oknem
i po co mają się dziwić?
Marzenia więdną samotne,
gdy twórcy są nieprawdziwi.
Codzienność to fantastyka!
Niech w wierszu zamieszka prawda!
Emocja lepsza niż prikaz!
Sprzedajnych czeka pogarda!
Internet! Słowo! Drukarka!
Co zechcesz wypluj na papier!
Poezjo! Rozwal swój parkan!
Pegaza za skrzydła złapiesz!
Z nim heros utłukł Chimerę
i w Olimp mierzył wysoko.
Porzućcie Mistrza manierę
i mędrca szkiełko i oko.
Niech Dżemu brody śpiewają,
a blues niech usiądzie na strofie.
Poezję w domu kochają!
Mniej w świecie. Mniej w Europie.
Dla innych język jej śmieszny,
a dla nas jest najpiękniejszy.
Jest święty, choćby był grzeszny!
Najlepszy dla dobrych wierszy.
Przy szosie na Gandolfo
Dzielą chleby
w katakumbach,
a w świątyni - kupcy.
Bez potrzeby
mowa dumna.
Prorokują głupcy.
Odszedł starzec.
Jeszcze chłodno.
Letnia rezydencja.
Niesie marzec
suknię modną.
Następna kadencja.
List do Rzymu
światłowodem
wzdłuż gazowej rury,
prześlą z Krymu.
Koniec z chłodem!
Zmiana koniunktury.
Wielka radość.
Satysfakcja.
Uśmiech na ulicach.
Czynią zadość.
Jest atrakcja.
Wygrała lewica!
A przy szosie
na Gandolfo
uniesione dłonie.
Skończyło się.
Czarne Volvo
przejechało. Koniec.
Wypełniła się godzina.
Błąd z autostopem.
Żaden gest czasu nie wstrzyma.
Nie licz się z powrotem.
Nowe drogi. Nowe prawa.
Decyzja niezłomna.
Nikt przy drodze nie przystawał.
Chwila wiekopomna.
poniedziałek, 25 lutego 2013
Zachorowałem
Zachorowałem, kiedy spadły meteory.
Przyznać się muszę - jestem już dinozaurem,
a jeszcze bardziej zrobiłem się chory,
kiedy mi znowu czynsz podnieśli w górę.
Zachorowałem, kiedy papież rezygnował,
a wierzę mocno i dopadły mnie rozterki
i umysł mój boleśnie reagował
przy zestawieniach nieistotnych oraz wielkich.
Zachorowałem, ledwie minął koniec świata
i z ekspedycją ruszono do Mali
i za mnie znów podpisał coś eurokrata.
Bez tego Unia miała całkiem się rozwalić.
Zachorowałem, no bo jak być można zdrowym,
gdy dookoła wydarzenia wiekopomne?
Gdy wraca stare i się miesza z całkiem nowym.
O tej podwyżce, tak bolesnej już nie wspomnę.
Zachorowałem, gdy w szpitalach miejsca nie ma,
a ocalonym każą szybko iść do diabła.
Asteroida przeleciała. Jest dylemat -
Czy to ostatnie ostrzeżenie, że nie spadła?
Zachorowałem, bo tu zdrowo żyć nie można.
Za winy za to - można być ambasadorem,
więc prześladuje mnie natrętnie myśl ostrożna -
Czy ja choruję? Czy to państwo całkiem chore?
Raj
Francuskie wina i sery,
Zegarki dobre - szwajcarskie,
Uroki włoskiej Riwiery,
Wybrzeże Złote - hiszpańskie,
Whisky, puddingi, bekony,
Ryby, ostrygi i kraby
I szwedzki stół - zastawiony,
Belgijskiej smak czekolady.
Technika - tylko niemiecka,
Oliwa - koniecznie włoska,
Zimowa w Alpy wycieczka
I wódka najlepsza - polska.
Wszystko to mamy pod nosem,
W zasięgu wzroku i ręki.
Za nasze "Tak" - jednym głosem.
Dzięki ci Unio! O! Dzięki!
Samochód w każdej rodzinie.
Każdemu dziecku - komórka.
Żyjemy teraz jak w kinie,
A świńska nam rośnie górka.
Za dużo mleka i miodu.
Stadiony tu najpiękniejsze!
Dobre poczucie narodu
Elektryzuje powietrze.
Bułeczki - kruche, pachnące.
Nie ma już nic z P.R.L -u!
I tylko to jedno słońce
oświetla nas tu aż z Peru.
niedziela, 24 lutego 2013
Klucz przebudzenia
Ukryj głęboko klucz przebudzenia.
Miejsce wykasuj z pamięci.
Niech znikną ślady jego istnienia.
Sięgania po niego chęci.
Nikt nie powinien nawet przypuszczać,
że może gdzieś w tobie siedzieć!
Nie możesz wodzy myślom popuszczać.
Zapomnieć musisz! Nie wiedzieć!
Wtedy być może Matrix uwierzy,
że jesteś całkiem sterylny.
Pozwoli istnieć. Pozwoli przeżyć.
Dołączy ciebie do innych.
System się musi kiedyś nasycić.
Rozluźnić pychą, pewnością,
a ten, kto nie mógł na nic już liczyć
wspomni, co było wolnością.
Niepokój każe mu szukać w sobie
win własnych i zrozumienia,
a intuicja wtedy podpowie,
gdzie leży klucz przebudzenia.
Będzie nim słowo - sprawcze i twórcze
jak fragment dawnego wiersza
z tonem wyraźnym jak serca skurcze,
oddech czystego powietrza.
Wtedy uwierzysz: - Słowo istnieje!
Ono się dobrem nazywa!
Samo się szybko wokół rozsieje
i Matrix zacznie przegrywać!
Do tego czasu ukryj głęboko
wiedzę tępioną na świecie.
Zapomni ucho. Zapomni oko,
lecz kiedyś po nią sięgniecie.
Popatrz, co przyszło!
Popatrz na Zolę, lub na Dickensa!
Na trwałość konkubinatu!
Dostrzeżesz wówczas jak rośnie nędza
pod rządem eurokratów.
Przyjrzyj się innym! Zobaczysz wtedy,
co przyszło tu z Europy.
Obszary wielkiej, nieludzkiej biedy,
dewiacji oraz głupoty.
To nie jest nasze i nie jest polskie!
Miały to inne narody.
Kwitło tu życie chrześcijańskie, proste
z kropidłem święconej wody.
Przyszło z lemingiem i narkotykiem.
Z przemocą obcego chowu.
Zakwitło skutkiem i jest wynikiem
obrabowania narodu.
Śmieje się teraz złodziejska morda,
gdy martwych szukamy dzieci.
Zaciera ręce. Jest ante portas!
Zamierza sprzątać tu śmieci.
Architektom Nowego Porządku
Nie taki podział się ludziom marzy:
człowiek-nadzorca, człowiek-maszyna,
a wszyscy w służbie kilku cesarzy.
Ktoś się sprzeciwi i plan zatrzyma!
Żadne obroże i biotechnika
śledząca ciągle mniejszego brata
nie upilnuje wam niewolnika.
Wolność cenniejsza jest niż zapłata.
Znienawidzone: "Arbeit macht frei"
nie może wrócić nad żadną bramę,
bo każdy człowiek na drodze swej
zechce poznawać szanse nieznane.
Żadna hodowla i genetyka
nie ukształtuje dla was cyborga.
Nieludzka dzisiaj jest polityka,
lecz wkrótce zniknie uśmiech na mordach.
Jest jeszcze młodość, prawa natury.
Chcesz wrócić z tarczą? - Będziesz na tarczy!
Jest Palec Boży! Wskaże cię z góry.
Jedno kiwnięcie na was wystarczy.
Totalitaryzm nie wygra z Duchem.
Żadna strategia nie zniszczy myśli!
I cesarz bywa ludzkim okruchem.
Eugeników na Marsa wyślij!
I piramida i Wieża Babel
nigdy nie były i nie są wieczne.
Plan się nie uda! Zjecie tę żabę!
Ludzie wybiorą życie bezpieczne!
Erotyka starych zaułków
Plącze się jeszcze w starych zaułkach
przedpresleyowska muzyka,
a w uwięzionych myśli jaskółkach
szybuje w nas erotyka.
Tuli się ciepło do śpiących kawek
na rozłożystym kasztanie.
Pieści wspomnieniem każdą zabawę,
każde przeżyte kochanie.
Na swe kolana ostrożnie sadza
okrągłe biodra gitary
i między struny drżenie wprowadza
najczulszych melodii starych.
Unoszą wtedy się hologramy
wezbranych wspomnieniem piersi,
a głos rozkoszą chwili pijany
szepcze - jesteście najlepsi.
Plącze się jeszcze w starych fotelach,
przewraca się po poduszkach
stara muzyka - uścisk z wesela,
spacerek po krętych dróżkach.
Zamyka oczy mruczącym kotom.
Rozciąga usta uśmiechem.
Do snu otula myśli pieszczotą
wspomnienie zmęczone grzechem.
Oczarowanie - stara praktyka
snuje się w zaułkach nocy
i erotyką każdą dotyka
oczekującą pomocy.
sobota, 23 lutego 2013
Pokolenie
Między gruzami i Warszawą,
Między Zwycięstwem i Katyniem,
Między Herbertem i Wisławą
Pokoleniowa rzeka płynie.
Tych powojennych, wychowanych
Między Popiołem i Diamentem
Wśród słów surowo zakazanych
I takich, które były święte.
Pomiędzy lasem i pochodem.
Między Wronkami, a Trybuną
Wzrastało pokolenie młode
na które wielkie sprawy runą.
Pomiędzy Bogiem, a szatanem.
Miedzy Kościołem i Sputnikiem
Zdarzenia znane i nieznane
Rosły milczeniem, lub okrzykiem.
Procesy, Poznań, wreszcie Marzec,
Grudzień i Radom, Solidarność! -
Prawdziwe pokazały twarze
I odsłoniły czasu marność.
Coś jednak w ludziach pozostało.
Historia, wiedza i mogiły.
Szybko się na nich dorastało
Dźwigając brzemię ponad siły.
Aż zdjął je z ramion ktoś nam bliski
Ubrany w długą białą szatę
I rozgrzeszenie dał nam wszystkim!
I brat dla brata znów był Bratem!
I powstał Kain. Zabił Abla.
I papieżowi w serce strzelał,
A Marnotrawny wszystko zabrał,
A obcy ludzi sponiewierał.
Między ruiną, a Honorem.
Między dostatkiem - wykluczeniem.
Dostojne, stare, dumne, chore
Dożywa Moje Pokolenie.
Jak powojenna wielka fala
Porozrywana na upadkach,
Zapomnieć czasu nie pozwala
Jak Mądry Ojciec, Dobra Matka.
Odruchy
Nic mi się nie chce. Nic nie ciekawi.
Wystarczy, że nic nie boli.
Może to zwykły przypadek sprawił,
a może ktoś coś spartolił.
Ktoś tam przelicza uran na bomby,
kto inny szanse w konklawe.
Ja trombocyty zmieniam w trąby.
Mam z troponiną zabawę.
I tylko jedno wzrok mój przyciąga
i zawsze odwraca głowę,
kiedy uroda zimie urąga
wkładając getry zimowe.
A potem suną te długie nogi
w króciutkiej kurtce po śniegu.
Wtedy ja wzdycham: Mój Boże drogi!
Wypadam chyba z obiegu.
Być może jeszcze iskrzy gdzieś w duszy
jakaś energia witalna.
Czarne na białym - kontrast mnie ruszył.
Reakcja wraca normalna.
Serwer
Spotkał lewak liberała.
Koalicja by się zdała.
Porzuć kolego ludowca.
Ludowcy to klasa obca.
Za blisko stoją Kościoła.
Narodowca chłop przywołał.
Jesteśmy po jednej stronie.
Ty pociągniesz, ja przydzwonię.
Dołożymy komunistom
wspólną narodową listą.
Przyszedł Ichnik do Turbana.
Sprawa była dogadana.
Spalisz knota - ja wysmażę.
Wystawimy znane twarze.
Przy nich tutaj nikt nie piśnie.
Kaczkę dostrzeżono w Pisie.
Dziennikarską - widzi mi się.
Aktywiści terenowi
zaczęli się nad nią głowić:
Czy jest rzeczywiście jedna?
Co wyżebrze ten od żebra?
Jak kraj długi i szeroki
niosły się partyjne toki,
różnych głosów kombinacje.
Trzeba zmienić ordynację,
bo nie przejdzie nikt do Unii!
Ludzie nie są już tak durni!
Za ostro pojechaliśmy.
My??? - Wrzasnęli komuniści!
Wszystkiemu winna prawica!
A kto sikał na ulicach?
Kto powyprowadzał krzyże
i zażądał dziwnych zbliżeń?
Nasze służby? - Wasze służby!
To nie my! - To wy! A któż by?
Dalej jechał chłop po chłopie.
Szły wybory w Europie.
Kraj się patrzył i nie wierzył.
Bojowników i rycerzy
namnożyło się bez liku,
a bez szmerów i bez krzyku
ruski serwer już pracował.
Reszta nie jest warta słowa.
Europlus
Sikający na znicze oraz plus czasopisma,
służby - te tajemnicze i kupiony już pismak
i moskiewska pożyczka i ten pan - duże uszy,
będą tworzyć front wspólny, by do Unii wyruszyć.
W przeciwieństwie do PiS-u - zapraszają niesfornych,
aferzystów, urwisów, ludzi zdolnych, niezdolnych,
by głos dali na Siwca i na Cimoszewicza.
Przyjmą każdego, kto się do komuny zalicza.
Oligarchie się łączą i socjały- masoni.
I szeregi się plączą i kaktusy na dłoni.
Wstają proletariusze, wstają też baronowie.
Wraca to, co już było - po gruntownej odnowie.
Kościół siedzi cichutko. Prawica pisze w Rzepie.
Na platformie cieniutko, a naród biedę klepie.
Opozycja się czuje jak Kennedy po Dallas.
Nie ma kto poprowadzić, więc Kwaśniewski się znallazł.
Wielkie szczęście
Teraz już wiem, że mogło dopaść mnie w Egipcie,
albo Brazylii, lub nawet w Tajlandii,
ale szczęśliwie trafiło mnie szybciej.
Pod własnym dachem zbudowanym na zapadni.
To się każdemu zdarzyć może niespodzianie.
Jest rozsiewane wszędzie drogą kropelkową,
a dawno trwa ochrony zdrowia zapadanie.
Już dzisiaj postać prezentuje całkiem nową.
I choć byś chciał, to zrobić nic nie możesz,
bo cię przebija kalkulacja - opłacalność,
lecz musisz wiedzieć, że mogło być gorzej -
w takim Egipcie! U nas to normalność.
Tutaj rokują nowoczesne komputery.
Nikt się nie musi zastanawiać nad diagnozą.
Wystarczy kliknąć na objawy i numery
i będziesz wiedział, kiedy cię wywiozą.
Teraz już wiem, że miałem wielkie szczęście,
że los mnie ustrzegł wykluczając eskapady.
Mógłbym się znaleźć na gorszym zakręcie
niż to zepchnięcie na margines bez porady.
czwartek, 21 lutego 2013
Zaciskowe zapalenie specyficzne
Skurczona struna zwłóknionej błony -
garota na moim sercu.
Zacisk zapalnym stanem zmieniony.
W szpitalu - loża szyderców.
Gdyby miał puścić - to już by puścił,
raczej się chyba utrwalił.
Mówisz im o tym, lecz brak już słów ci.
Ciśnienie pod sufit wali.
Ból zapulsuje mocno pod sutkiem
i pod łopatkę pcha sztylet.
Ukłucia z przodu mocne i krótkie.
Bez przerwy trwają te w tyle.
Nie ma w zapisie, nie ma na zdjęciu.
Widoczny jest stan zapalny.
Dają mi znaki w łokciowym zgięciu.
Pan chyba jest nienormalny!
Wiedza - niewiedza. Ufność maszynom.
Przypadek jest specyficzny.
Sezon grypowy, więc starzy giną.
Korowód nazwisk dość liczny.
Skutki infekcji. O stan pogody
pytano starych górali.
Kiedyś się kończą życia przychody...
i niech pan chociaż nie pali!
Boli? - To boli. Zgubiłem Poltram.
Nie mam czym bólu przygłuszyć.
Dołożę No-Spę. Otworzę program -
weselej będzie na duszy.
Okropnie głupio umierać z żartu,
lecz jest on lepszy od stresu.
Po prostu człowiek już nie ma fartu
i nie ma nikt interesu.
środa, 20 lutego 2013
W morzu koło Samoa
Płynąłem w morzu koło Samoa.
Nic nie musiałem. Nikt mnie nie wołał.
Nikt za nic nie chciał żadnej zapłaty.
Czy to sen błogi? Czy to zaświaty?
Czy to klepsydry druga półkula,
w której jest ciepło, choć luty hula?
Było błękitnie i przeźroczyście.
Lekko wygodnie z figowym liściem.
Płynąłem goły, ale bez grzechu
na odprężeniu, resztkach uśmiechu.
Nie było fali i zamilkł win szum.
I nagle dzwonek! - Podwyżka czynszu.
wtorek, 19 lutego 2013
Każdy chory gra w kolory
Jeżeli będziesz
poważnie chory,
to zaczną z tobą
grywać w kolory.
Zielony,
żółty,
czerwony,
czarny.
Czarny już nie gra,
bo całkiem marny.
Panie doktorze!
Na którą stronę?
Zielone ,
żółte,
czarne,
czerwone.
Tamten już pożółkł,
a ten sczerwieniał.
Pacjent jest jeden -
strona się zmienia.
Najwięcej osób
jest przy czerwonych.
Tutaj najłatwiej
być uzdrowionym!
Zielonych prawie
się nie spotyka.
U czarnych cisza.
Tych się unika.
Przy żółtych także
nikogo nie ma.
To opozycja,
albo ekstrema.
Ewuś
Ewidencja udzielonych świadczeń
wymyślona przez łysych i ryżych
podpowiada: "Ogranicz się raczej!"
lub inaczej: "Postaw tu krzyżyk!"
"Postaw krzyżyk!" - to wszystko, co musisz!
Na tym całe polega leczenie.
Wąż eskulap mówi do Ewusi:
Rób, co każę! Miej w d..ie sumienie!
Zważaj na to - kto ci tu płaci!
Nie bój się! Nie wygnają cię z raju,
a przeżyją wyłącznie bogaci
w naszym pięknym, zielonym kraju!
poniedziałek, 18 lutego 2013
Powracający dzień
Pojaśniało nad ciemnymi chmurami.
Wchodzi dzień na oślizgłe zbocze.
Powolutku, miękkimi nogami
stawia wolno za kroczkiem kroczek.
Wczoraj czerń go zepchnęła w dolinę.
Śniegi w ciemne zmieniła fiolety.
Zostawiła jak ostatnią linę
promyk światła dziurawej rolety.
Ktoś tam nie spał, choć spało wszystko.
Ktoś się martwił, wydzwaniał i prosił,
a za oknem czerniało urwisko.
O dno stuknął księżyca grosik.
Ranek długo się nie chciał obudzić,
obolały rzuconym obolem.
Teraz dzień się wspinaczką trudzi.
Pnie się w górę powoli z mozołem.
Rozmowa mistrza Polikarpa
Nie wiadomo - dlaczego? Często jest to wirus.
Gdzieś się wyhodował, rozwinął i wyrósł,
potem spotkał ciebie i zapalił serce.
Chce zatrzymać mięsień, a wynieś się nie chce.
Przebieg bywa różny. Następstwem jest zgon.
Nic nie możesz zrobić, choć wiesz że to on.
Trzecią noc próbuje zabrać mnie w zaświaty.
Najpierw szarpnął nagle, a teraz na raty.
Śmieszne umieranie przez ucieczkę w sen.
Coś przeciwbólowe i odjeżdżasz... hen.
I pogadać o tym nawet nie masz z kim.
Niepotrzebnie innych epatujesz tym.
Ludzie chcą się wyspać. Najbardziej przed świtem.
To tylko twój problem z bytem i niebytem.
Smutna Matka Boska ciepło się uśmiecha.
Próbujesz coś tworzyć, ale wieczność czeka.
Takie to zwyczajne, jak zwyczajne życie.
Normalność, codzienność - nie żadne odkrycie.
Ociężała senność spływa ci na oczy.
Ból był jednak słaby. Wierszyk jest uroczy.
niedziela, 17 lutego 2013
Ósme łóżko
Obserwacyjna - łóżko: osiem.
Materac: sto trzydzieści cztery.
Coś stale boli - zepsuło się.
Migają lampki i numery.
Myśli się snują bezszelestnie
poprzez zagłowia i zasłony.
Ruch osobowy - duży, we śnie.
Wszystko rozpływa się w zielonym.
Ktoś nadal żyje. Pika jeszcze.
Ma dyżur dziecięca uroda.
Oddechu świszczące powietrze.
Nieogolona siwa broda.
Zakręciła się łezka w oku.
Dziękuję Panie. Nie tym razem.
Mam pewien pomysł na widoku.
Chcę się obudzić z tym obrazem.
Dziewczęcych zatroskanych oczu.
Lekarzy mądrych i badawczych.
Tego, bym się człowiekiem poczuł
zamiast "Dla wszystkich nie wystarczy!"
Obserwacyjna - łóżko: osiem.
Ósemka - jakby nieskończoność.
Starość jak dzielny quad na crossie
wciąż pcha się trasą wyznaczoną.
Ryzyko ciągle bardzo duże,
chociaż po czasie się zmniejszyło.
Widząc to - nie trzymają dłużej.
Liczą się koszty, a nie miłość.
sobota, 16 lutego 2013
Uśmiechasz się...
Uśmiechasz się, no bo skąd możesz wiedzieć,
że to właśnie jest dziś, ten ostatni nasz raz.
A ja tyle ci rzeczy nie zdążyłem powiedzieć.
Zawsze głupio myślałem - mam czas.
A ja tyle ci rzeczy nie umiałem powiedzieć.
W myślach wciąż odsuwałem ten czas.
Uśmiechasz się. Nie dostrzegasz w mych oczach
zamyślenia, jakbym nad przepaścią gdzieś stał.
I mi w duszę zaglądasz, tak dziewczęca urocza,
a ja milczę, bo cóż bym ci powiedzieć miał.
I mi w duszę zaglądasz z wielką nadzieją w oczach,
a ja milczę, bo cóż bym ci powiedzieć miał.
Uśmiechasz się. Trudno, jak pokerzysta
myśleć - miałem swój czas, ale szybko się zgrał.
Każda myśl mi najlepsza, najtroskliwsza i czysta
podpowiada - nie zdołasz już, choćbyś chciał.
Żadna myśl mi najlepsza, mądra i oczywista
nie podpowie, co rzec bym ci miał.
Uśmiechasz się, więc i ja się uśmiecham.
Niech zostanie ten śmiech tam, gdzie zostać miał żal.
Pewnie lepiej, że nie wiesz. Chwila jest niedaleka.
W dobrych wspomnień otulę cię szal.
Pewnie lepiej, że nie wiesz. Co cię tu samą czeka.
Jeszcze razem popatrzmy w dal.
Zamiast wiersza
Nie napiszę dzisiaj wiersza.
Nawet mi nie w głowie.
Była noc i chyba pierwsza.
Haloo! Pogotowie?
Czy moglibyście przyjechać?
Mam problem sercowy
Chciałbym przestać już narzekać.
Tak... Będę gotowy...
Obiecałem i dotrzymam.
Narzekań nie będzie!
Z wierszykami się powstrzymam,
to może mi przejdzie.
Od codziennej karuzeli
mam skoki ciśnienia
i już mnie zabierać chcieli
w krainę milczenia.
Nie napiszę. Nic nie powiem.
Nawet się nie skrzywię,
dopóki sam się nie dowiem:
Kto tu na mnie dybie?
Czy to dziwne meteory?
Czy kosmiczne prądy?
Kto tak licznie czyni chorych
przez zgniłe poglądy?
Posiedzę sobie, poczytam,
lub podłubię w nosie.
Nie mruknę nic. Nie zazgrzytam
na żadne "Pokłosie".
Nie mogę się angażować
w polityczne spory.
Za zębami język schować
każą mi doktory!
piątek, 15 lutego 2013
Ty wszystkiemu jesteś winny!
Nie ma żadnej rewolucji, a tyle się zdarza.
Tyle w świecie jest destrukcji. Czy się przepoczwarza?
Co dzień jakieś wydarzenia na miarę stuleci.
Jak nie terror, to afera i kometa leci.
Ludzie strzelają do ludzi na spektaklach w kinie.
Zawaliło się, wybuchło. Truje w Fukushimie.
Pod chmurami łapią drony. Ucinają głowy.
Czy jest jeszcze ten świat stary? Czy już całkiem nowy?
Państwa żyją bez pieniędzy. Ludzie bez nadziei.
Dziwna postać rządzi światem. Po nowemu dzieli.
Gdzie był spokój - tam bałagan. Gdzie cicho - tam wojna.
Uchyliła się planeta o los niespokojna.
Ludziom coś na głowy spadło. Może jeszcze zleci.
W parlamentach trwa zabawa. Wieczny kabarecik.
Hollywoodu nie potrzeba. Mamy go za oknem.
Wypisują, pokazują rzeczy przeokropne.
Uwaga cała skupiona na maleńkiej klice.
Mieszającej w naszym życiu, w mediach, w polityce.
Pomysły są z piekła rodem. Sterowanie z lóż.
Wstrząsnęli każdym narodem. Koniec świata już?
Nie! To tylko dawny pomysł Nowego Porządku,
żeby świat stary rozwalić. Zacząć od początku.
Ze wszystkiego go odchudzić. Przede wszystkim z ludzi.
Choć w bezpiecznym spisz zakątku, nie wiesz, gdzie się zbudzisz.
Nagle okna ci wylecą. Lampa się przewali.
Ty wszystkiemu jesteś winny, boś swych władców chwalił.
Boś im klepał i wybierał, licząc, że oszczędzą.
Teraz sam się musisz liczyć z katastrofą, z nędzą.
Prędko się nie uspokoi. Będzie znacznie gorzej!
Dzisiaj o tym czytasz w wierszu - jutro spotkać możesz.
Coś walnęło!
Coś walnęło. Nikt nic nie wie
i nic się nie dowie,
aż zbadają ślad na niebie
i ktoś się wypowie.
Wszystko muszą dobrze zmierzyć
zanim wytną brzozy.
Nie można paniki szerzyć.
Tworzyć złe prognozy.
Jeśli coś walnęło przedtem,
może walnąć po...
Leci coś, co zwą obiektem.
Spadło tylko szkło.
Tak już było i się zwało
doświadczeniem Tesli,
a wszystko wyparowało -
diabli gdzieś zanieśli.
Jest Komisja Nadzwyczajna.
Bada wszystko wojsko.
Dla nas sprawa jest normalna.
Czujemy się swojsko.
Telewizja zagaduje
by nie straszyć ludzi.
Człowiek w niebo wypatruje
i zawsze się łudzi.
Niewielu jeszcze słyszało.
Jest program Blue Beam!
Czy to już się będzie działo?
I jak to jeść? Z czym?
czwartek, 14 lutego 2013
Nim kur zapieje...
Ktoś chwycił za opończę Piotra.
Widziałem ciebie z nimi!
A ręka Piotra drżąca, mokra
z palcami ściśniętymi
najpierw uderzyć mocno chciała,
a potem w dół opadła.
Odwaga całkiem uleciała
i mgła na oczy siadła.
Mylisz się bracie. Noc jest ciemna
i wszyscy są podobni,
a szata taka jest niejedna
w słabym blasku pochodni.
Odszedł, a potem myślał długo
o wszystkim w samotności.
Nie jestem zbyt odważnym sługą,
lecz przypomina coś mi,
że Jezus mówił - Nim zapieje
i ty się wyprzesz Piotrze!
Sam nie wiem, co się ze mną dzieje.
Nadchodzą czasy gorsze.
Nie powstrzymałem. Nie umiałem,
przez licznych osaczony,
słaby na duszy, słabym ciałem,
odszedłem przygnębiony.
Bóg jest nadzwyczaj miłosierny.
Na pewno mnie zrozumie.
A kim był ten, który mnie poznał?
Stał jakiś dziwny w tłumie
i w oczy patrzył mi badawczo.
Nadzwyczaj przenikliwie.
Jak gdyby on był zdarzeń sprawcą.
Uśmiechał się złośliwie.
Są ciemne moce obok dobra.
Człowiek się im nie oprze.
Przytaknąć jednak nie podobna.
Czy się nie mylisz, Piotrze?
Ej, poleci ptaszek...
Ogromny był huk.
Profesorskie loty.
Z "Chopina" na bruk.
Kłopoty. Kłopoty.
Ojcowskie spojrzenie.
Konflikt interesów.
Dalekie spojrzenie
na lotnisko kresów.
Liniowiec - marzenie.
Ręka bardzo szczodra.
Chcenie. Zniechęcenie.
Wykrzywiona morda.
Miała być Bonanza.
Dalekie odloty,
a będzie Lufthansa.
Kłopoty. Kłopoty.
Były kiedyś Tutki
Iły oraz Jaki,
lecz poczuli skutki
"Brzozówki" chłopaki.
Przytrafiła im się
nadzwyczajnie mocna.
Zrobił wielki dym się.
Ciężka zmiana nocna.
Niedługo już będzie
pewnie po Etiudzie.
Podobnie jak wszędzie.
Odleci, nie pójdzie.
Ej, poleci ptaszek
w kalinowy lasek...
Siwe biurka mocno zadrżały...
Nie płacz mi dziecino.
Wszystko było kpiną.
Albo ci to świat mały...
Thriller
Zwariowanych zdarzeń trans.
Gra nie daje żadnych szans.
W mediach ryk. Kociokwik.
Gdzie uderzą? Nie wie nikt.
Thriller.
Masz tylko chwile.
Idą debile.
Pytasz: - Jak żyć?
Thriller.
Nie będzie mile.
Ostatnie chwile.
Enter... i wyjdź!
Idiotyczna karuzela.
Nikt już w środkach nie przebiera.
Zaburzenia atmosfery.
Nie uwierzysz - nie ma szczerych!
Thriller.
Masz tylko chwile.
Idą debile.
Pytasz: - Jak żyć?
Thriller.
Nie będzie mile.
Ostatnie chwile.
Enter... i wyjdź!
Pokręcona snu grafika.
Zagubiony sens w unikach.
Za wpadką - następna wpadka.
Rozum plącze głupia gadka.
Thriller.
Masz tylko chwile.
Idą debile.
Pytasz: - Jak żyć?
Thriller.
Nie będzie mile.
Ostatnie chwile.
Enter... i wyjdź!
Wykrzywiona złością twarz.
Już przegrałeś! Jeszcze grasz?
Przedstawienie dla matołów.
Powiedz dosyć! Wstań od stołu!
Thriller.
Masz tylko chwile.
Idą debile.
Pytasz: - Jak żyć?
Thriller.
Nie będzie mile.
Ostatnie chwile.
Enter... i wyjdź!
Budrysówka
Wielkie pustki w komorze.
Śnieżna zamieć na dworze.
Uwięziona w schronisku kobieta.
W lawinowych nawisach
czeka swego Budrysa,
lecz nie zjawia się żaden atleta.
Ogarnęła ją niemoc.
Zakazana jest przemoc.
Kto ją teraz wywiezie pod burką?
Rzeczywistość jest przykra.
Budrys to głodna Litwa,
a ta pani fortuny jest córką.
Nikt się nie chce narażać.
Drzwi otwartych wyważać,
więc uczucia czekają in vitro.
Przeszła wielkie batalie.
Zwyciężyła, lecz żal jej.
Bez Budrysów kobiecie jest przykro.
Są gdzieś Zosie Samosie.
Sfrustrowane pokłosie.
Rekwizytów są pełne seks-shopy.
Bajki o szklanej górze -
Lecz wytrzymać tak dłużej
trudno, bo w końcu - gdzie są te chłopy?
Śnieg głęboki - po pachy.
W mediach strachy na Lachy.
Walentynkę przysłano w reklamie.
"Precz z przemocą!" - w tytule.
Panie objęte czule.
W chmurce: - "Gdzie jest ten cholerny samiec?"
środa, 13 lutego 2013
* * *
Dobry, Cierpiący, Kochany!
Żegnany z ogromnym smutkiem.
Pierścień zostanie złamany.
Podziękowania są krótkie.
Bóg Zapłać! - musi wystarczyć
z samego serca płynące.
Zechciej nam Ojcze wybaczyć
obawy nas nachodzące.
Wszystkiego, co czują ludzie
nie zmieści podziękowanie.
Zabierz wspólnoty współczucie.
Modlitwę i pamiętanie.
Rozstrój
Większy kacyk do wydarzeń z Rzymu.
Telewizja podsuwa kacyka.
Kacyk plącze się, nie znosi dymu.
Zestawienia nie myśli unikać.
Głos zabrała prasa wybiórcza
i dołączył powszechny wygodnik,
że religia powinna być twórcza
i że wierni nowego są głodni.
Najważniejsze jest własne podwórko.
Najostrzejsza uliczna kamera.
Wszystkie media wtórują chórkom.
Wiedzą jak do rozumu docierać.
Niebezpiecznie lud spojrzał daleko.
Zauważył, że coś się stało.
Jakby pudła uchylono wieko
i z uwagą coś wyleciało.
Trzeba znowu sprowadzić do paki
rozrzucone po świecie spojrzenia.
Czeka wiele nie byle jakich
pilnych spraw codziennego ględzenia.
Duch, który zstąpił...
Duch, który zstąpił nie chce byś zwątpił.
Ustąpił w obliczu trwogi.
Dobro Kościoła o wsparcie woła.
Wielu jest w Duchu ubogich.
Matka z dzieciątkiem schronienia szuka.
Na Ziemię wypełzło zwierzę.
Apokalipsa. Sen, czy nauka?
Z pustkowia płyną pacierze.
Szukają drony. Śledzą nasłuchy.
Zwierzę Jej dopaść nie zdoła.
Są Objawienia, lecz wielu głuchych.
Liczy się dobro Kościoła.
Technika nowa. Szybka, cyfrowa
otwiera bramy otchłani.
Liczy, że złamie znaczenie słowa,
a ludzie zostaną sami.
Kamera w dronie widzi - łódź tonie,
lecz ktoś już chodził po wodzie.
Porozumienia. Znaki ramienia
codziennie widzisz narodzie.
Dobrem zwyciężaj! Zarządzać trzeba.
Rozsiewać, nie tylko chronić.
I "Non possumus!" trzeba się nie bać,
a nie z podzwonnym łzy ronić.
Rozdział zamknięty. Pewnie Duch Święty
właściwy wybór podpowie.
Dobro Kościoła o wsparcie woła.
Kościół to także jest człowiek.
wtorek, 12 lutego 2013
Plan nieznany
Globalizacja ponad nami
wprowadza w świecie wielkie zmiany.
Jakby znaczonymi kartami
wcielała w życie plan nieznany.
Możemy tylko się przyglądać.
Zaskakiwani - tylko dziwić.
Nie wiemy jak świat ma wyglądać.
Kim decydenci są prawdziwi.
Ten kryzysowy trwać nie może,
a wojny muszą mieć następstwa.
Finansom nic już nie pomoże.
Kiedyś zakończą się szaleństwa.
Ktoś pewnie to ogarnia wszystko,
na pewno nie zjadacze chleba.
Początek, czy koniec jest blisko?
Na co się przygotować trzeba?
Pod ukrytymi przyczynami
celem dziś także są wyznania.
Mocno się znaczy religiami
ofiary wojny, zabijania.
Na wielu scenach, w różny sposób
rozgrywa się ta gra o wiarę.
Jest przekonanych mnóstwo osób,
że musi odejść dawne, stare.
Przeciętny człowiek nie dostrzega
rozbioru podstaw i wartości
i sam ustawia się w szeregach
idących ku nowej ludzkości.
Ateistycznej, numerycznej,
komputerowej i cyfrowej,
poznakowanej, genetycznej,
mobilnej dla władzy światowej.
Skupionej w wielkich metropoliach
jak w nowoczesnych rezerwatach.
Trzymanej w tunelach, jak w foliach
pod nadzorem Wielkiego Brata.
Eugenika nie próżnuje,
a zmiany niosą wymieranie,
lecz zagrożenia nikt nie czuje.
Umysły skupiono w ekranie.
Globalizacji Bóg przeszkadza.
Dziś zmiany dotykają Rzymu.
Rybaków do łodzi sprowadza
rozsądek, słabość, albo przymus.
Człowiek
Deprecjacja.
Może także demonstracja.
Mądrości w tym nie ma.
Owoc nierozpoznawalny.
Niepokój. Dylemat.
Wcześniej były już trucizny.
Wpływy wielkiej loży.
Banki i bułgarskie tropy.
Jest w tym palec Boży?
Raczej ludzki wyciągnięty
zwykłą bezradnością.
Podarunkiem - spokój święty
spłacony miłością.
Okupiony samotnością.
Wyizolowaniem.
Nową ma być nam jakością.
Prowadzisz nas Panie?
Choćbym szedł doliną ciemną...
Nie jest tu najjaśniej.
Święci tędy szli przede mną,
a to człowiek właśnie.
Taki jak ja - nieodporny
i zwyczajnie słaby,
który umie być pokornym.
Odrzucić powaby.
Idzie z nami strachliwymi
jedną wspólną drogą.
Wierni są zwykłymi ludźmi
i nie wszystko mogą.
Czuję, że z nim wspólnie niosę
konieczności brzemię.
Bądź miłościw nam! - wciąż proszę.
Reszta jest milczeniem.
Reformatorom
Jednego drażni bicie czołem.
Innego drażni przyklękanie.
Sypanie na głowy popiołem.
Już krzyczą o reformowanie!
Zwyczajna, ludzka arogancja.
Sięganie do zakazanego.
W podziemiu samotna monstrancja.
Siadanie tyłem? - Nic takiego.
To przecież tylko jest obrządek.
Zwyczaj i zwykła procedura.
Jednym jest koniec i początek.
Prostota, a nie pawie pióra!"
Popatrz, jak modli się ten Celnik?
Nieważne jak, a ważne żeby... !
Coś nas odróżnia od naczelnych.
Chcemy, by bytem stał się niebyt!
Trzeba otwartym być na nowe!
Konieczne jest poszukiwanie!
Ja jednak zawsze schylam głowę,
bo najcenniejsze dla mnie - trwanie!
Uklęknę. Krzyżem się położę.
Powstanę, jeśli będzie trzeba,
bo chcę byś widział Panie Boże
jak Twej Opieki mi potrzeba.
Jest z mojej strony tylko prośba
o trwanie Twojego Przymierza,
a każda zmiana zda się groźna,
gdy cały świat do reform zmierza.
Za stary jestem już na zmiany.
Nie chcę być wcale nowoczesnym.
Trzymam się słów już napisanych.
Najświętszych dla mnie. Twoich. Wiecznych.
Wiem, że coś przewidziano w prawie,
lecz prawa przecież mamy różne.
Są gołębice, są też pawie.
Jest wolność. Są też listy dłużne.
Wszystko jest ziemskim przemijaniem
i wszystko się bez przerwy zmienia,
a ja się modlę wciąż o trwanie
w nim upatrując sens istnienia.
W tłumie
Nic by mnie może nie zdziwiło,
gdyby nie to zadowolenie,
jak gdyby satysfakcją było
rezygnowanie i cierpienie.
Coś nieludzkiego się przebiło
uśmieszkiem z cudzego nieszczęścia,
że tak się dziwnie porobiło
z tą gotowością do odejścia.
Nic by mnie może nie zdziwiło,
gdyby nie wzrosło to szemranie,
które nam proroctw namnożyło -
Co teraz będzie? Co się stanie?
Coś przypomniało, że tak było.
Był tłum i środkiem szedł skazaniec,
a w tłumie komuś było miło,
że czas nadchodzi i się stanie.
Nic by mnie może nie zdziwiło.
Już jutro środa popielcowa,
nastąpił jednak jakiś wyłom
od normalnych, ludzkich, zachowań.
poniedziałek, 11 lutego 2013
Modlitwa
Ostrością dalekich spojrzeń
obdarz mnie Panie,
a zabierz mgłę przed oczami,
gór przesłanianie.
Nie chcę się skupiać na świetle
ziemskich świeczników.
Boję się myśleć o piekle,
winie grzeszników.
Uchroń mnie, od niepewności,
od kłamstwa i posądzenia.
Od wątpliwości: - Czy zmieniasz,
czy też kto inny świat zmienia?
Daj dostrzec słuszne wybory
między pokorą, a złością.
Ja jestem tym z tłumu chorych.
Ty jesteś Naszą Miłością.
Czujemy pasterskie kije.
Nie odczuwamy opieki,
a serce w nas ludzie bije
i rwące czasu są rzeki.
Na nic nie mamy już wpływu
poza modlitwą do Ciebie.
Wybacz nam falę porywów.
Zgubiony człowiek, gdy nie wie.
Ostrością dalekich spojrzeń
obdarz mnie Panie,
a zabierz mgłę przed oczami,
gór przesłanianie.
Daj nam oglądu cierpliwość
i obraz myśli prawdziwych
i tę niewielką możliwość
czyniącą z nas sprawiedliwych.
Czas Jezuitów
Zaplątany los ziemskich bytów
meandrami na szczytach władzy
może zmienić czas Jezuitów,
bo bezwzględne są dla nich nakazy.
Wielkie wpływy lóż celebrytów
potępionych i zakazanych
może zmienić czas Jezuitów
papieżowi bezwzględnie oddanych.
Może święty Stanisław Kostka,
albo święty Andrzej Bolola
uświadomią czy to błahostka.
Czy to przymus? Czy wolna wola?
Choć monety są wszystkie cesarskie,
sprawiedliwość na pewno jest boska.
Czy ustąpić i prosić o łaskę?
Czy do wiary odwołać się podstaw?
Nadszedł chyba czas Jezuitów
w politycznej ogromnej machinie.
Wielu chyba jest chętnych do szczytu,
jednak wielu wspinaczy ginie.
Objawienia Maryjne, Fatimskie
wiele zasłon nam odsłoniły
i nie muszą wypełnić się wszystkie,
bo różańce papieży broniły.
Trwa odwieczna bezwzględna walka.
Scenariusze dawno rozpisane.
Ludzkie losy się ważą na szalkach.
Nie idziemy przecież w nieznane.
Człowiek pyta Nieba
Bóg przygląda się ludzkiej postawie.
Bywa powie coś w drodze do Rzymu.
Częściej w duszy, a czasem na jawie,
wielkim chęciom przeciwstawia przymus.
Widzieliśmy w Katedrze w Warszawie
rezygnację wbrew własnej woli.
Znaleziono możliwości w prawie.
Trzeba było - choć dusza boli.
Człowiek modli się i pyta nieba,
a pokora go wznosi nad starość.
Panie Boże, ja wiem, że tak trzeba.
Czy to jednak nie będzie zuchwałość?
"Dajcie odejść mi..." - słyszeliśmy!
Nikt w Kościele się prośbie nie dziwił.
Wciąż idziemy. Jeszcze nie doszliśmy,
a przed Bogiem staniemy prawdziwi.
Dziękujemy, a w naszej modlitwie
o Opiekę Boską prosimy.
Ziemskie sądy bywają przykre.
W miłosierdzie Pana wierzymy.
niedziela, 10 lutego 2013
Nie mam zdolności...
Miotam się stale wśród różnych opcji
sprzyjając partii takiej , lub innej,
lecz żadna nie chce moich promocji.
Nie mam zdolności koalicyjnej.
Chcę być pomocnym, lecz nie w adopcji,
w żadnym układzie, grupie mafijnej.
Służyć krajowi - nie Papadocji.
Nie mam zdolności koalicyjnej.
Co bym nie pisał - każdy się złości,
albo się śmieje z myśli dziecinnej.
Ja nie dorosłem - oni dorośli.
Nie mam zdolności koalicyjnej.
Gen był nie taki, albo zmutował
i nikt mnie nie chce do służby czynnej.
Chcą żebym głowę swą w piasek schował.
Nie mam zdolności koalicyjnej.
Gwarancji widać żadnej nie daję,
że się wyrzeknę konfrontacyjnej
postawy głupka, jaką udaję.
Nie mam zdolności koalicyjnej.
Po co więc kijem zawracam Wisłę,
hołdując prawdzie - manierze dziwnej?
Jest jakiś problem z moim umysłem.
Nie mam zdolności koalicyjnej.
Pamiętliwie, nad inne narody...
Biel pamięci jak na Ziemi śniegi.
W dole ciągnie się smuga cienia.
Pan Prezydent wizytuje szeregi.
Wyrównajcie chłopcy z Podziemia.
Równo stoją oficerowie.
Nie kołyszą się przestrzeliny.
Bierzcie przykład z Powstańców panowie.
Prezydenta godnie uczcimy!
Proporczyki zostały w parowie.
Podniesiona chwila milczenia.
Wzniosło prawdę jasnych dusz mrowie.
Kiedy człowiek się dowie i Ziemia?
Jest komenda! Spojrzenia na prawo.
Wszyscy patrzą na sprawiedliwość.
Pojaśniało honorem i sławą.
Podziwiają chrześcijańską cierpliwość.
Polskie są comiesięczne obchody,
póki naród modlitwą ich żąda.
Pamiętliwą nad inne narody.
Pan Prezydent się twarzom przygląda.
Dmuchamy na zimne
Dmuchamy w balonik. Przed nami wybory.
Trzeba nim zasłonić stan finansów chorych.
Dmuchają, dmuchają europosłowie,
lecz pisk jakiś słychać. Popiskuje człowiek.
Zaszkodziły pewnie mu uszlachetniacze
i chemia tych uczuć, co wolą inaczej.
Źle go kurowali spece lewoskrętni.
Ludzie ich ponownie wybrać nie są chętni.
Pozostał balonik medialnej ekstazy,
ale naród myśli: - Starczy! Ile razy?
Nie ważne, co będzie, lecz to, co jest teraz!
Balon ciągle rośnie, lecz złość także wzbiera.
sobota, 9 lutego 2013
Coś mi uczynił... ?
Coś mi uczynił domu rodzinny,
stary, zgrzybiały, czerwony,
kiedy myślałem, że jesteś inny,
na dobrym gruncie wznoszony?
Nie chciałem burzyć ruin do końca.
Wierzyłem wciąż w rekonstrukcję.
Tak wiele razy wiatr dach twój strącał.
Niszczyły cię rewolucje.
Przeszedłeś wojny, pożary losu,
zmieniano ci elewację,
ale mieszkańcom nikt nie dał głosu.
Wymuszał obcy swe racje.
Myślałem - będziesz dobrym schronieniem,
lepszego nie znajdę w świecie.
Teraz mnie straszysz rudery cieniem
z wygnańca workiem na grzbiecie.
Coś mi uczynił domu dzieciństwa?
Gdzie dawne jest przytulisko?
Skąd tu się wzięło aż tyle świństwa?
Czy trzeba rozwalić wszystko?
Nawet zapłakać teraz nie mogę.
Złoszczę się patrząc na ciebie.
Chcą tutaj nową budować drogę
zaraz po moim pogrzebie.
Kto cię nie sprzeda? Kto cię obroni,
gdy każdy stąd emigruje?
Ten, co za morzem łezkę uroni?
Wiersz czyta. Rozpamiętuje.
Zostawił długi na hipotece.
W koło gromada lichwiarzy.
Powierzył ciebie Bożej Opiece.
W nieznane pójść się odważył.
Jeszcze nas garstka starych mieszkańców
o pomoc dla ciebie woła.
Coś mi uczynił grobie powstańców,
że cię zachować nie zdołam?!!
Po chłopie
Dobrze chłopu w Europie.
U nas właściwie, po chłopie.
Nie dostanie tyle samo.
Teraz nawet mu zabrano.
Przecież nie zabiorą sobie
na dyskryminację kobiet
niedążących do spójności.
Uciąć chłopu znacznie prościej!
Drogie drogi.Chłop ubogi.
Nie wyżyje z zapomogi.
Na platformę nie głosuje.
Niech za to odpokutuje!
Dobrze chłopu w Europie.
U nas właściwie, po chłopie.
Jeszcze płacze po Lepperze.
Zobaczymy jak wybierze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)