poniedziałek, 16 września 2013
Przed progiem
Była wiosna. Mija lato.
Samotna różą przed chatą
spogląda na kartoflisko.
Dzieciaki palą ognisko.
Snuje się nad ziemią dym.
Ktoś tu był?
Czy ktoś zawołał?
Taka pustka dookoła.
Na chochoła trudno liczyć.
Przeszedł marsz i wojsko ćwiczy.
Grzmią komendy jak na wojnie.
Mija lato niespokojnie.
Miało być! - Nie ma wesela.
Ostatnia letnia niedziela
przegoniła ocieplenie.
Udeptano nawet ziemię.
Przygotowano klepisko.
Do wesela było blisko.
Żyd na wódkę podniósł cenę.
Nie spodobał się ożenek.
Gospodarz połamał dudy.
Urodzaj tu nie był chudy,
ale grosz zabrała lichwa.
Mija lato. Pora przykra.
Róża miała stać na stole.
Idzie jesień. Przyjdź chochole.
Będziem jeszcze gości prosić!
Wici słać! Ubaw ogłosić!
Spraszać duchy Wernyhorów.
Zawiadomić tamtych z dworu,
że nie będą spać spokojnie.
Odłożono sny o wojnie.
Snuje się nad ziemią dym.
Ktoś tu był?
Czy ktoś zawołał?
Taka pustka dookoła.
Dogasa słomiany ogień.
Stanęła jesień przed progiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz