piątek, 31 sierpnia 2012

Wrzesień



 







W tę noc śniła się wodzowi Wielka Rzesza
i drugiemu także śniły się podboje.
Nasz sojusznik panów tych tylko rozśmieszał.
Ustalili - dotąd twoje - dotąd moje.

Europa pozwalała im na wszystko
i za pokój chciała płacić wszelką cenę.
Wolność Polski wyceniano bardzo nisko.
Przetargowy to, mniej ważny był element.

A dywizje już czekały najeżone
i stękały od bomb ciężkich samoloty.
Miały spaść na nasze dachy, na obronę.
Zwykli ludzie nie wiedzieli o tym.

Zapewniano, że się pewnie nie odważą,
lecz żołnierze już czuwali na granicach.
O układzie nic nie wiedział nasz rząd.
Długo jeszcze kryła zmowę tajemnica.

Wczesnym rankiem pomyślano - to ćwiczenia.
Dosyć szybko usłyszano o odwrotach.
Uwierzono - Francja z Anglią los pozmienia.
Sojusznicy jednak tkwili wciąż w okopach.

Nasi tanio swojej ziemi nie oddali
i ten wrzesień się zapisał bohaterstwem.
Odchodzili stąd internowani.
Rozstrzelani potem razem ze swym męstwem.

Tyle lat minęło trudnych, a ten wrzesień
zakłamany, zapomniany w Europie
ogrom smutku i refleksji przykrych niesie
i wciąż szuka i wciąż jeszcze w ziemi kopie.
 

Polityka to jest gra...



 














Polityka to jest gra
o to, co kto komu da!
O to, kto powinien mieć,
a kto może tylko chcieć!

Od tego są politycy,
żeby ludźmi na ulicy
tak kierować, tak ustawiać,
by zechcieli tylko dawać.

Komu? - Właśnie politykom!
Ludzie są tylko publiką,
która płaci za bilety
i ogląda kabarety.

Bez nich nie potrafią żyć.
Oplotła ich mocna nić
niemożności i poddaństwa.
I taka jest rola państwa!

Musi umieć ludzi doić!
Kto się polityki boi -
jest jak stara dojna krowa.
Kto jest przeciw - gra od nowa!

Ponawiając wciąż rozdania
nie można zakończyć grania,
ani odejść gdzieś na stronę.
Wszystkie karty są znaczone.

Możesz dawać. Możesz mieć.
Musisz tylko zechcieć chcieć!
Kto się boi polityki
jest dla wszystkich innych nikim!

Lecz będzie kontrolowany.
Nie może odejść od ściany.
Musi pokazywać ręce.
Może żyć, jednak nic więcej.

Polityka to jest gra...

czwartek, 30 sierpnia 2012

Skrytobójcom



 








Przyzwolenie zbrodni zagraża nam wszystkim.
I tym nadzwyczajnym i tym zwykłym, niskim.
Gniew może nas łączyć. Zacznijmy od tego,
by tu nie zbijać. Nigdy i niczego!

Śmierć każdej ofiary ma być wyjaśniona,
a nie przemilczana, skryta, utajniona.
Sprawców trzeba ująć, skazać i potępić.
Nie mogą być oni spod prawa wyjęci!

Przyzwolenie zbrodni? - Nie ma nic gorszego!
Taka tolerancja prowadzi do złego
i rozkręcić może tu spiralę grozy.
Czas jej taniec przerwać. Kres temu położyć.

Jeżeli to obca, niewidzialna ręka.
Niech jej przenikanie, będzie jak udręka
i niech nasza służba tamę jej postawi.
Nie będą się obcy śmiercią u nas bawić.

Lecz jeżeli nasze są Szwadrony Śmierci -
trzeba jak najszybciej pewność w nich utwierdzić,
że nadchodzi koniec naszego milczenia
i dla zabijania miejsca u nas nie ma.

Zbyt długie są listy. Zbyt dużo jest zbrodni.
Wędrujący kaci, dla kogoś wygodni
zniknąć muszą całkiem z granic tego kraju,
gdy się z naszą silną odprawą spotkają.

Może Rosja wszędzie ścigać swoich wrogów?
Niech lepiej naszego nie przekracza progu!
I żadna ekipa katów z Izraela
niech się lepiej także do nas nie wybiera.

Swoich odnajdziemy i złu radę damy.
Gdy razem zechcemy - zbrodnię powstrzymamy!
Przebrała się miarka. Ofiar jest za dużo.
Muszą bać się skryci, którzy zbrodni służą!

Eliot Ness, Falcone - świat już zna przykłady.
Silni muszą przestać służyć do parady
i pokazać wreszcie do czego są zdolni.
Chcemy być bezpieczni, spokojni i wolni!

Bez nadziei w polityce



 














Spośród wielu sojuszników
oparto się na dzienniku,
co mafijne ma metody,
więc nie będzie teraz zgody
z tym, co konkurencję niszczył
i chciał,  jak feniks ze zgliszczy
powstać, skupić i przewodzić.
Może innym to nie szkodzi,
lecz ja nie mam zaufania
do takiego układania
sejmowej matematyki,
która liczy na wyniki
niskie i porozrzucane
sama tworząc dla nich ścianę
bardzo trudną do przebycia.
Znamy to od dawna - z życia,
że nie wygra, kto się boi
i zamyka się wśród swoich.
Każda mafia i rodzina
ciekawie wygląda w kinach,
lecz gdy zechce wyjść do ludzi,
zachwytu wśród nich nie wzbudzi
licząc wciąż na mniejsze zło!
To już było! To jest to!
Może chodzi o przetrwanie?
Może to Michałów taniec
i ktoś usiadł - nie chciał zdążyć?
Może już nie da się drążyć
i jest czas by spajać, krzepić,
a nie oczy w sufit wlepić
czekając, aż samo spadnie.
Rozkładać ręce bezradnie.
Chciałoby się, lecz strach trzyma.
Czy ekipa się utrzyma
i te diety i znaczenie?
Pozostaje więc kręcenie -
Jak by ludzi na ulice...?
Bez nadziei w polityce!

Z piersi matek...



 













Z piersi matek, z ojców grobów,
z gór wysokich, z rzek przejrzystych,
z ziemi, z modlitwy Narodu
powstał język mój ojczysty.
Z tolerancji i z przymusu,
z zachwytu, z ciepła i chłodu,
od Lechów, Czechów i Rusów
brała pieśń mego Narodu
swą melodię i znaczenia,
cierpienie i zwycięstw siłę,
a czas ją ubarwiał, zmieniał
i czynił z niej złota żyłę,
która jest bogactwem naszym
i naszą chorągwią w świecie.
Nie zagłuszy warkot maszyn
mowy, którą rozumiecie.
Ona jest szelestem duszy.
Myślą. Uderzeniem serca
i moc żadna jej nie skruszy.
Nie dokuczy jej bluźnierca.
Była już zakazywana,
zabroniona i niszczona,
lecz się odradzała w ranach
i błyszczała jak ikona
w domach i na Jasnej Górze,
w modlitwie, w marszu i w śpiewie.
Zostanie od innych dłużej,
bo jest powtarzana w Niebie.
Dla innych jest odrębnością,
a dla nas jest przykazaniem!
W naszych domach jest miłością,
mądrością, przyszłością - trwaniem.

środa, 29 sierpnia 2012

Samokrytyka



 









To ja - człowiek regionalny.
Biedniejszy od innych, przegrany, fatalny.
Chociaż może więcej od tamtych potrafię
mogę pójść z tą wiedzą cztery mile za piec.

To ja - człek ksenofobiczny.
Do dziś nie doceniam cudów zagranicznych
i z zachwytem piszę tylko o swym kraju,
dlatego się czuję jak krzyż na rozstaju.

Wyciągam ramiona w niewłaściwe strony
przez to jestem drewniak, stary, opuszczony.
Łączyć się nie chciałem. Obcym nie dowierzam
i mam wątpliwości - czy świat dobrze zmierza?

Nie bardzo pojmuję do kogo należę
i tkwię zbyt uparcie w ośmieszanej wierze,
która ma być wkrótce moją własną sprawą.
Za nawias publiczny wyniesie ją prawo.

To ja - człek niepostępowy.
Nie kłaniam się nisko żadnym prądom nowym.
Zapalając znicze naruszam porządek
i w ocenie znawców jestem jak wyjątek.

Niewielu już takich jest na polskich drogach,
lecz to przez nich właśnie Polska jest uboga
w myśli nowoczesne i innowacyjne
i nadal jest inna niż państwa unijne.

Ja się już nie zmienię, ale inni mogą.
Jestem dla postępu tu zawalidrogą.
Głupie wiersze piszę. Denerwuje władzę.
Wiem - jestem idiotą, lecz nic nie poradzę.

Niedowiarki, czcze umysły...



 











Agentura, subkultura, loże i ekstrema
przekonują, że tu Unia, a już Polski nie ma.
Przekonują, że tu Unia, a już Polski nie ma.

Wciąż nam tylko pokazują gwiazdki na błękicie
ciesząc się, że nam zmieniły całkowicie życie.
Ciesząc się, że nam zmieniły całkowicie życie.

Że jesteśmy tu nad Wisłą społecznością nową
i dla Unii mocną tarczą, choć styropianową.
I dla Unii mocną tarczą, choć styropianową.

Twierdzą, że każda wątpliwość to jest hipokryzja.
Wyniki przed wyborami zna już telewizja.
Wyniki przed wyborami zna już telewizja.

Ordynacja nie dopuszcza żadnej u nas zmiany,
bo sami tego chcieliśmy i co chcemy - mamy!
Bo sami tego chcieliśmy i co chcemy - mamy!

To nie Polska, lecz warcholska unijna enklawa,
więc nas dobrze dziś pilnują i z lewa i z prawa.
Dzisiaj dobrze nas pilnują i z lewa i z prawa.

Fasadowa demokracja, a w sejmie tok-shoły.
Kpina z prawa. Pic. Zabawa i parodia szkoły.
Kpina z prawa. Pic. Zabawa i parodia szkoły.

Pragnie Unia, żebym zdurniał i o tym nie śpiewał,
a ja twierdzę, że jest Polska! ...a resztę pies sprzedał!
Jeszcze Polska nie zginęła! ... a resztę pies

wtorek, 28 sierpnia 2012

Jest coś!



 









Jest bomba! Dwie tony!
Obok, pewnie przestraszony,
siedzi ktoś bardzo mi bliski.
Zatkało wszystkich.
Żartów nie ma.
Za dylematem - dylemat.
Miasto stoi.
Za bardzo się nie boi.
Sprawa jest jednak poważna.
Telewizja odważna -
nadaje.
Pod oknami chodnika skrajem
defiluje mundurowy.
Przychodzą do głowy
wspomnienia wrześniowe
i powstaniowe.
Scenariusze gotowe.
Ewakuacja.
Powstaje stacja,
a tu bomba wielka.
Na drugi plan
odchodzą inne troski.
Starszy pan
na Marszałkowskiej
przeklina korki.
Wtorek, jak inne wtorki,
a jednak wyjątkowy.
Śródmiejski, wrześniowy, powstaniowy.
Niby nie ma się czym zachwycać,
lecz jest coś w warszawskich ulicach!

Jak dzieci...



 










Państwo
partia
korporacja
loża
gang
i pajdokracja

Korporacyjny model państwa
zakłada także udział draństwa
w podziale władzy i mandatów
i przewiduje wśród etatów
miejsce dla tego pośród swoich,
który przekrętów się nie boi!

Wymagań żadnych się nie stawia
przed specjalistą od bezprawia.
Wystarczy mu milcząca zgoda
i wszędzie zajdzie jak po schodach.
Inni go tylko naśladują
idąc też tam, gdzie kasę czują.

Było już wielu specjalistów.
Zaliczyć trzeba do artystów:
Baksika i Gąsiorowskiego
i Gawronika, Grobelnego
i innych, którym się udało.
I nic właściwie się nie stało!

Korporacyjny model państwa
zakłada także udział draństwa
w podziale władzy i mandatów
i nie ma tylko słowa: - Ratuj!
I gdy się sypnie - to już leci!
Uczą nas wciąż...a my jak dzieci.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Awangarda - język reklamy



 









Zwykły poeta - gość fatalny!
Pisze językiem naturalnym.
Zupełnie inny - ten z reklamy,
który przekracza wszelkie ramy.
Ludzie do reklam już przywykli,
a w koło sami są niezwykli!

Gdzie nie popatrzysz - tam ekstrema
i tylko wciąż tych zwykłych nie ma.
Normalność nie jest już potrzebna.
Musi burzliwa być, lub zwiewna,
koślawa, krzywa, przekręcona.
Najlepsza jest wynaturzona!
Wtedy widzimy, że to sztuka.
Nie łatwo takich słów poszukać,
które nie mają już znaczenia.
I to jest postęp! Świat się zmienia.
A taki prosty, ułożony
nie zasługuje na ukłony.
Dziwne, że jeszcze się uchował.
Należy zmienić wszystkie słowa!

Wprowadzić jedno - wieloznaczne!
Na początek od środka zacznę
i wybiorę słowo na "k".
Wszystko wyrazić nim się da,
a jeśli blasku zbraknie mu
zamienię wszędzie "k" na " Q".
Jeśli nazwiecie mnie idiotą,
to bardzo dobrze! Szło mi o to,
bym mógł was jakoś zbulwersować!
Sztuką dziś trzeba wymiotować,
by słowa do ludzi przenikły.
Nie zrobi tego twórca zwykły,
a potrafi ten nasz - z reklamy,
który przekracza wszelkie ramy!

Osłona



 








Tak zwane "medialne wrzutki"
żywot mają bardzo krótki,
lecz już takich wrzutek ćma
efekt mgły na pewno da.

Ludzie głupieją od tego.
Nie wiedzą: - Kto i dlaczego?
Spoglądają w inną stronę
i wszystko jest zamiecione.

Kłopot nam się gdzieś rozmywa,
a sprawa - gruba, prawdziwa
znika z oczu w gąszczu wolt.
Był tu jakiś Amber Gold???

Afera premiera



 














Tajne służby rozpoczęły akcję latem
by zamienić Watergate w Westerplatte.
Meldowały, że się sprawa wydać musi,
a ktoś z góry im nakazał i przymusił.

Bardzo proste było całe zamierzenie
jakby bokser ruch wyprzedzał uderzeniem.
Jak tak zwana ucieczka do przodu -
zgotowano niezły spektakl dla narodu.

Pokazano, że są inni malwersanci,
naciągacze i oszuści i birbanci.
Że swój nadzór źle sprawują.
Że rodziny swe promują
i że w spodniach zagnieciony mają kancik.
Że świat cały jest przekupny,brudny, zły
i że "wszyscy..., a nie tylko my!" 

Upadały małe biura jak te muchy.
Samorządy stały też na lodzie kruchym.
Pan minister musiał odejść,
kiedy ktoś wyraził zgodę
na rozmówki, na nagrania i podsłuchy.
I świat cały był przekupny,brudny, zły
i że "wszyscy..., a nie tylko my!" 

Oj, nabrali się ludziska. Oj, nabrali.
W telewizji wszystko pięknie pokazali.
Te czartery, te przyloty
i te tanie samoloty,
te opłaty, co do końca pobierali.

Pokazano także synów dygnitarzy.
Wysokości i kominy, stawki gaży.
Ujawniono, że pan prezes żył jak lord,
A na końcu pokazał się Amber Gold.
Gdy opadły z tamtych bankructw wszelkie mgły,
było jasne: " skoro wszyscy - to i my!" 

Watergate zamieniono w Westerplatte
i tak lato im przechodzi tu za latem.
Z państwa robią show medialny,
ciekawy, profesjonalny
a my wszyscy się składamy na opłatę.

Kręci góra, kręcą sądy i organy
i tajniacy byle jacy i ekrany.
Kręcą lody politycy
nawet zamiatacz ulicy
jest tym złotem w jakiś sposób ubabrany.
 

niedziela, 26 sierpnia 2012

Miejsce



 








Liść tęskni do swojego drzewa
jak płód do swej macicy
i jest w każdym dziwna potrzeba
powrotu do ulicy
po której ojciec, jak ty biegał
i gdzie was tłukło życie.

Nie dadzą szczęścia obce nieba.
Otwarcie, albo skrycie
ciągnie ten pień wielkiego drzewa
pochyły, twardy, stary,
przy którym świata żeś się nie bał
i zawsze na wagary
chodziłeś tu pod jego cienie
i kiedyś spróbowałeś...

I to przedziwne miejsc znaczenie
po latach zrozumiałeś.
Sam jesteś miejscem naznaczonym.
Punktem w czasoprzestrzeni.
I to jest twoje i wszechświata.
Tego nie możesz zmienić.

Nie dadzą szczęścia żadne lądy,
przystanie, ani porty,
bo są jak przydomowe drzewa
spojrzenia i poglądy
i myśli mocno przywiązane
do pnia i do korzeni,
a ty jesteś tylko ekranem
dla cieni i promieni.

Skąd wieje wiatr?



 









Ja za tym nie pójdę,
bo przed tym ostrzegam.
Wolę drogi spójne.
Podzielić się nie dam!

Mimo różnic wielkich
nie chcę konfrontacji.
Prowokacji wszelkich.
Dziury w demokracji.

Destabilizujcie
dziś lepiej mocarstwa!
Mnie w nos pocałujcie!
Nie znoszę szachrajstwa!

A najbardziej wstrętna
jest mi prowokacja,
gdy struna napięta
potrzebna jest spacja.

A nie dolewanie
oliwy do ognia!
Tu się nic nie stanie!
Polska nie pochodnia!

Tu nie jest Afryka
i nie Bliski Wschód!
Zła to polityka.
Z daleka czuć smród.

Ja za tym nie pójdę,
bo przed tym ostrzegam.
Wolę drogi spójne.
Podzielić się nie dam!

Choć po obu stronach
iskrzą zapalniki.
Nikt mnie nie przekona!
Dość tej polemiki!

Polska - nie boisko!
Mój dom ringiem nie jest!
W nosie mam to wszystko,
bo wiem skąd wiatr wieje!



sobota, 25 sierpnia 2012

Balony lecą do nieba



 









Trybuna Ludu jak żywa!
Oj, kiwa tym krajem. Kiwa.
Dewiantem jest ktoś na pewno,
a ludziom już wszystko jedno.
Takiego cyrku od dawna
scena nie gościła żadna.
Czy śmiać się? Czy może płakać?
Zalewać piwem robaka?
A kiwa tym krajem. Kiwa
Trudno to nawet nazywać
i balem to żadnym już nie jest.
Nerwowy drażniący szelest
ostatnich zgarnianych groszy,
bo sondaż wielkich wypłoszył.
Nie było kłamstwa w reklamie!
I nadzór nigdy nie kłamie.
Może się czasem pomylić,
gdy zechce problem uchylić.
Uchylić się będzie trudno.
Mamy tę wadę paskudną,
że nie umiemy wybaczać.
Już zwiewać? Czy może wkraczać?
Niech czas wypełnią jarmarki.
Obchody. Grille. Pogwarki.
Sikawki. Orkiestry. Zloty.
Wrześniowe idą kłopoty.
Trybuna Ludu jak żywa.
Jak Anioł w Alternatywach,
lecz teraz już dmuchać trzeba.
Balony lecą do nieba.

Przed wrześniem



 









Anglosasi - władcy nasi
pół wieku po wojnie,
nie przestają wojną straszyć.
Trudno żyć spokojnie.

Kagiebiści, socjaliści
jeszcze w pierestrojce.
Rosną Chiny. Nie widzimy,
co robią pod kojcem.

Wojny pełzną po obrzeżach,
lecz tej wielkiej nie ma.
Ktoś na pewno się przymierza.
Spokojna jest scena.

Mimo trudów, jest to sukces.
Warto go doceniać.
Świat się może zmienić wkrótce,
jak wszystko się zmienia.

Pamiętamy tamten wrzesień
po przepięknym lecie.
Ludzka pamięć też ma jesień
i wspomnienia niesie.

Niech nam służą. Dobrze wróżą
pomimo kłopotów.
Niech w przeszłość będą podróżą,
byś dzisiaj był gotów.

piątek, 24 sierpnia 2012

Królestwo




 














Jan Kazimierz mógł. Był królem.
Współczesnym przychodzi z bólem
tworzyć państwo religijne.
Nie cesarskie, ale inne
od współczesnych, także innych
państw aż nadto religijnych.
Nie ma u nas Ściany Płaczu
i awersja jest do "Kaczuch".
Podziw jest dla innych tańców -
dla pogańskich przebierańców.

Nikt inny się tu nie pytał
czy naród socjalizm witał
i jak zmieniał Konstytucję
w prosowiecką prostytucję.
Demokracja też ma królów,
a u nas jak dotąd w bólu
rozmawiają o Królowej
senatorzy i posłowie.
Nawet już o Konkordacie
Panowie zapominacie!

Jan Kazimierz mógł. Królował.
Wcześniej nikt się nie zachował
tak odważnie - jednoznacznie.
Przedstawiają to opacznie
i najchętniej symbolicznie,
ale ludzie idą licznie
pochodami po Koronę.
Gdzieś pod dywan zamiecione
leży to ludzie wołanie.
Czy wybaczysz nam to Panie?

Zwijać żagle!



 





Uwłaszczała się komuna. Uwłaszczała.
Zarabiała. Oszczędzała. Lokowała.
Aż ktoś wreszcie zszedł z komina
żeby trochę wziąć dla syna
i nadzieja na profity uleciała.

Nie darują kominiarzom. Nie darują!
Krzykną. Wyklną. Może nawet psem poszczują.
Chciał być wielki - znów jest mały.
Słupki na dół poleciały
i na pewno trzeci raz nie zagłosują!

A ci wielcy, ukrywani potentaci
też nie zechcą nieustannie tracić.
Nie dostali za Euro.
Stoją już nad czarną dziurą
i nie będą na kampanię płacić.

Odzyskali, lecz wciąż bieda.
Obietnicami się nie da
spadających wciąż notowań podnieść w górę.

Przyszedł czas by zwijać żagle.
Piramidka siadła nagle.
Leżą ci, co przedtem stali murem.

Okrucieństwo Wikinga



 









Okrucieństwo Wikinga,
czy pan komendant w stringach -
co jest dla nas bardziej zrozumiałe?
Dominują skrajności
żeby ludzi zezłościć!
Przykazania nie liczą się wcale.
Były już noce rzezi
i okrutni sąsiedzi.
Były także wojny stuletnie.
Była ręka, socjalizm
i nam zapowiadali,
że tę rękę się zaraz odetnie.
Ktoś ten świat rozkołysał.
Przyzwoitość jest w niszach,
na ekranach są tylko dziwadła.
Wariat - czy terrorysta?
Zniknąć ma optymista!
Będzie gorzej! Klamka zapadła.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Udawać trefnisia?



 










Trudno udawać trefnisia.
Zwłaszcza w Polsce, zwłaszcza dzisiaj.
Trudno też być nieszczęśnikiem.
Szlag by trafił politykę!
I tę naszą i tę obcą.
Zachciało się dużym chłopcom
piłkę kopać na urzędzie.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie.
Jednak jest tu jeszcze lato.
W prezesurze i za kratą.
W ludzkich głowach i w kieszeniach.
Nikt więc nie chce nic tu zmieniać.
Póki ciepło, póki grzeje
odłożono gdzieś nadzieje
na odzyski i na zwroty.
Usiadły w kąt samoloty.
Usiadła prokuratura.
Film też stanął  i kultura.
Ludzie stanęli z pozwami.
Nawet niebo ponad nami
przysiadło nad cyrografem.
Smutno mi, lecz nie potrafię
udawać, że nie ma lata.
Oszukana, niebogata,
lecz wciąż ładna nasza Polska.
Golutka jak plaża morska,
a na niej piasek jak złoto.
Trudno martwić się więc o to,
że się słońce chowa dzisiaj.
Jeszcze trudniej grać trefnisia.
Komuś chyba o to szło,
by tu było Qui Pro Quo!

Wizyta


Jacyś dziwni do mnie przyszli,
że będą wymieniać licznik.
Gęby takie jak z Mossadu
i żadnego gadu, gadu.
Nawet nie chcą się przedstawić.
Przestałem się z nimi bawić.
Prosiłem funkcjonariusza,
żeby na nich powymuszał
choćby imię i nazwisko.
Coś mu pokazali blisko.
Wymienili. Poszli sobie.
Pan ich nazwisk się nie dowie! -
usłyszałem w odpowiedzi.
Teraz muszę cicho siedzieć
nawet w swoim własnym domu.
Funkcjonariusz też był komuch!

Chory świat



 








Destabilizacja!
Po akcji znów akcja!
We wszystkich prowincjach
i w każdym zakątku.
Nie będzie pokoju!
Nie będzie spokoju!
Niechaj ludzie myślą
o Nowym Porządku.
Rozłamy w Kościele.
Potrzeba niewiele
by się kotłowało
i by się dzieliło.
Szarych dni już nie ma.
Są tylko niedziele
i Diabelskie Koło
znów się zakręciło.
Noce jak w Ogrójcu.
Chichot skrytobójców.
Dużo nie potrzeba.
Schemat jest ograny.
Niedostatek chleba,
potem "Wola Nieba".
Odezwą się w sercach
dawne tarabany.
Zamknij usta!
Zamknij drzwi!
Może to się wszystko śni?
Może są to zwyczajne upiory?
Destabilizacja!
Planowana akcja.
Świat się zmienia.
Poprzedni był chory!

środa, 22 sierpnia 2012

Wesolutki lata koniec



 









Każdą pieśń można znieść.
Co ma wisieć - nie utonie!
I na każdy temat pleść
wlokąc się w życia ogonie.

Było gorzej - będzie drożej
i to jeszcze nie jest koniec.
Święty Boże! - nie pomoże!
Może pomóc lód na skronie.

Raz dostojnie, raz garbato -
nikt już nie dba o postawy.
Wciąż się gorączkuje lato,
a dla innych - Nie ma sprawy!

Piękne było tego roku.
Ktoś chciał iść prosto do nieba.
Tekścik podsunięty z boku
podpisano! Nikt się nie bał!

Siedem razy zawieszono
nawet myśl o jakiejś karze.
Obrodziło winogrono.
Uśmiechnięte znane twarze.

Było drożej - będzie gorzej!
Co ma wisieć - nie utonie!
Nie pomoże Święty Boże!
Wesolutki lata koniec.

Dość polityki!



 





Rosja sprzedaje, handlują Chiny.
Reszta produkcję zamyka.
Puste pieniądze tłuką maszyny.
Ciekawa to polityka.

Cena z towarem nie poszły w parę.
Powszechnie fałszują chleb.
Ludziom w nagrodę, albo za karę.
Reklamy wkładają w łeb.

Taniej - nie będzie. Łatwiej - nie będzie!
Trzeba ciąć koszty społeczne.
Bieda właściwie zagląda wszędzie
i nigdzie nie jest bezpiecznie.

Soros z Rothschildem pod złotym szyldem
wciąż podbijają zakłady.
Każdy z nich twierdzi: - Na swoje wyjdę!
Świat chyba nie da już rady.

Spadki. Recesja. Wojny. Opresja.
Przerwa, bo idą wybory.
Z rynku na rynek banków procesja
po pomoc do Kasy Chorych.

Dolar. Euro. Kto będzie górą.
Jaki się pieniądz uchowa?
Pogłoski plotą, że znika złoto,
a może je ktoś gdzieś schował?

Rosja ma swoje. Kupują Chiny.
Chcieli mieć coś emeryci.
U nas rząd robi wciąż głupie miny.
Ktoś nasze złoto przechwycił.

Mamy je z głowy. Bank wspólnotowy
wyniósł je kiedyś na belce.
Inne rezerwy szarpią nam nerwy.
Płyną nabite w butelce.

Daniny. Wpływy. Wielkie przepływy.
Co zrobić ma szara strefa?
Chcą Amber Golda ciągać po sądach.
Dopłacić każe UEFA.

Brali. Kopali. Podkop się zwalił.
Pustką dziś świecą koszyki.
Unia nic nie da. Nie ma co sprzedać.
Módlmy się! Dość polityki! 

wtorek, 21 sierpnia 2012

Pełzająca wojna




 




Pełzająca wojna przeciw złej Al-kaidzie i siedliskom zła
terrorystów znajdzie. Pokaże na slajdzie o co idzie gra.
Rośnie coraz większa. Zabija z powietrza. Zabija z wybrzeża.
Zagląda do okien rozbłysku obłokiem. Do sypialni zmierza.
Nieustannie kroczy. W nowe patrzy oczy. Rozpoznaje zło.
Skończyły się swary o petrodolary. Nie o nie jej szło.

To rzeź o dwie wieże? O sprawców uderzeń, czy może o złoto?
Wojna pełzająca. Nie widać jej końca. Zabija z ochotą.
Irak, Libia, Jemen, Egipt, Palestyna.
Na pogrzebach w Syrii też się nie zatrzyma.
Afganistan, Sudan, Somalia, Tunezja.
Kto wie o co chodzi? Wszędzie giną młodzi. Trudno zło rozeznać.

Giną jacyś inni. Głośno na pustyni - cicho w Europie.
Pojechali chłopcy. Zło - to sprawa obcych. Wypada mu dopiec.
Wojna w komputerze, a te ich pacierze są niezrozumiałe.
Nikt ich nie tłumaczy. Ile życie znaczy? Sam wiesz doskonale.
Zabójcza technika rozgłosu unika. Widzisz tylko smugi.
Ten, co nie pozwalał, patrzy na to z dala, co uczynią sługi.

Wybaczenie szybko! Miłość jest przykrywką dla swych własnych obaw.
Popatrz na filmiki. Wzniesiemy okrzyki. Sam się wojną pobaw.
To nie śmierci taniec. To zwykłe czołganie. Ratunek dla świata.
Cichy, bez hałasu. Ile to już czasu. Czy ktoś liczy lata?
Pełzająca wojna przeciw złej Al-kaidzie i siedliskom zła
terrorystów znajdzie. Zamknięto ją w slajdzie. Gdzieś pod skórą trwa!

Gdy umierały drzewa













W latach gdy umierały drzewa
wicher niechęci książki grzebał,
a papier poszedł na reklamę.
Na słońcu dostrzeżono plamę
i analfabetów erupcję.
Na artystyczne już produkcje
nie było zapotrzebowania.
Nastąpił wiek zapominania.
Narodom pył rozbitych luster
wpadał do oczu zmiennym gustem
brzydoty oraz deprawacji.
Znikły klarnety z każdej stacji.
Nikt nie żałował, że nie umiał.
Widok nowości ludzi zdumiał,
zachwycił, a potem przeraził.
Kurz aluminium świat okadził,
a epidemia ślepych oczu
sprawiła, że człowiek nie poczuł,
gdy zbrakło alfy i omegi.
Ekranów dźwiękowych szeregi
ból wyciszyły i krzyk nieba.
W latach gdy umierały drzewa.

Kiedy umierać będzie Ziemia
wstanie poeta, wyjdzie z cienia
i wiersz ostatni swój przeczyta.
Niecierpliwie stukną kopyta,
a on pot wycierając z czoła,
poleci - Jedźmy! Nikt nie woła.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Dobra rada



 











Niebo grzmi.
Skrzypią drzwi.
Jesteś sam.
Pełno dziur.
Zmartwień chór
wyszedł z ram.
Przekonują cię -
Ludziom nie jest źle!
Nie rozumiesz słów kolego -
Nie ma słońca dla każdego!
Wyć się chce.

Ja to znam -
bywasz sam.
Niebo grzmi.
Kapie z chmur.
Usta - wiór.
Pet się tli.
Przekonują cię,
że nie wszystkim źle!
Nie rozumiesz słów kolego -
Nie ma słońca dla każdego!
Wyć się chce.

Pusta sień.
Przepadł dzień.
Radio gra.
Niebo grzmi.
Głos zza drzwi.
Wpuść! To ja!
Przekonałeś się,
że nie wszystkim źle.
Może nie ma w tym nic złego,
że nie poszła do innego!
Żyć się chce!

Życie znam.
Jest gdzieś tam
słoneczko.
Przez to źle
kończyć dnie
ucieczką.

Dobrą radę dam.
Śpiewaj kiedy gram!
Niech słoneczko
zawsze świeci
wszystkim nam!

Dobrą radę dam.
Śpiewaj kiedy gram!
Niech słoneczko
zawsze świeci
wszystkim nam!

Mit - hit



 









Wielkie nieszczęście
film o Wałęsie
coś pokwitował w złym momencie.
Nie będzie frajdy.
Ktoś wierzył w bajdy.
Spaliło się reklam zadęcie.

Jak dalej kręcić
i jak zachęcić?
Jak dziś przekonać? Czym zanęcić?
Śmieją się ludzie, że "O! Rany!"
Pruje ekrany afery nić.

Już Ameryka. Kasę podtyka.
Woli Wałęsę niż Rydzyka,
bo to bohater narodowy
holywoodowy nasz wielki hit!

Wielkie nieszczęście
film o Wałęsie
coś pokwitował w złym momencie.
Nie będzie frajdy.
Ktoś wierzył w bajdy.
Jest zagrożony cały mit.

Zapasy w mizerii



 








Dzisiaj nad ranem
organ z organem
spór wiodły bardzo zażarty.
Którą by partię
rozwiązać najpierw,
bo ring się zmienił w seks party.

Trzeba odnowy!
Jak znaleźć nowy
powód wzajemnych urazów.
Mimo oporów.
Nie będzie sporów.
Wszystko przechodzi od razu.

Nuda. Ogórki.
Czas leci z górki,
a nie ma żadnej Komisji.
Ślad po aferach
sąd pozacierał.
Pojawił się niedźwiedź grizzly.

Smutne organy.
Temat ograny
widowni już nie porywa.
Pozorna walka.
Żadna rywalka
nie ma już czego odkrywać.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Niespodziewany koniec lata



 








Stwardniała nam skóra i ostre spojrzenia
tną przestrzeń i ścinają nitki.
Czas mija i niby nic w domu nie zmienia,
lecz świat  jakiś teraz jest brzydki.

Spojrzenia tkwią w kątach i cisza zagląda
na próbę dni przyszłych bez siebie,
a myśli po innych biegają już lądach
o żadnej nie myśląc potrzebie.

Walizka już czeka. Opadła powieka.
Usiadło znużenie czekaniem.
Chmura wątpliwości przenika do kości -
Czy mieszka tu jeszcze kochanie?

Chłodne pergaminy po równo dzielimy.
Starannie składamy wspomnienia.
Nie czujemy żalu. Jesteśmy bez winy
i nic się właściwie nie zmienia.

Przeminęło lato. Na ławce przed chatą
zdrewniałe usiadły postacie,
a na przestrzał przez nie,
mkną chleby powszednie.
Ktoś pyta: - Jak długo czekacie?

Zapach dzieciństwa



 









Zapach dzieciństwa z fabryki Schichta,
a skok przez rynsztok - za duży dystans.
Wielki spadochron w parku na Pradze.
Posłuchaj dziecko! Dobrze ci radzę...
Nigdy! Przenigdy! Nie mów nikomu,
co mówi matka, co słyszysz w domu.

O tym, że wujka zabrali boso.
Nie mów nikomu, chociaż poproszą.
Białe fartuchy i penicylina.
Ojciec się musi mocno przyginać.
Obraz zdejmuje, gdy matka wiesza.
Znaczki z Hitlerem z nadrukiem "Rzesza".
Twardą linijką po łapach w szkole.
Niech każde dziecko pamięta rolę.
Jutro wiersz powiesz! - kierownik zlecił,
o Bogu, który tak lubił dzieci!
Pałac Kultury i festiwale.
Harcerz, czy pionier? - wybiera malec
w śmiesznym ubiorze Pierwszej Komunii,
a przy nim bliscy. Jednak są dumni.

Zapach dzieciństwa. Spacer w ruinach.
Wąwozy gruzów. Bomba, lub mina.
Poobrywane ściany i schody.
Dorośniesz synku - poznasz powody.
Konieczne takie jest rozdwojenie.
Kiedyś się przecież skończy milczenie.
Teraz obozy, teraz kolonie.
Wkrótce ci długie kupimy spodnie.
Masz większe szanse, niż my - prostacy.
Życie nie składa się z samej pracy.
Ktoś, kiedyś swoje za twoje oddał.
Nie warto tylko gromadzić dobra,
lecz trzeba innych w świecie dostrzegać.
Wierzyć. Pamiętać. Prawdy się nie bać!

Czapa jak lotnisko



 





Czapa jak lotnisko nad biednym narodem,
który ciągle myśli - Co było powodem?
Czapa jak lotnisko. - Jak lotnisko czapa.
Odwrócono wszystko. Trudno się połapać.

Złote drzwi do nieba, a w nich sprytny ludek.
Trzeba szukać chleba. - Nie szukać pobudek.
Gdy te drzwi otworzy czapa jak lotnisko,
ujrzysz palec boży i zrozumiesz wszystko.

Czapa jak lotnisko. Na lotnisku - czapa.
Było bardzo mglisto. Może to atrapa?
Czas wszystko odmienia - i czas można zmienić.
Jeśli chcemy sądzić - będziemy sądzeni!

Jegry drzwi uchylą. Pomogą im popy.
Jest czerwony dywan w środek Europy.
Czapa jak lotnisko przejdzie nam po grzbietach.
Złote gwiazdy wszędzie lśnią na epoletach.

To, co kiedyś było, znów powrócić może.
Jedni mieli lepiej - inni mieli gorzej.
Na spłaszczone brzegi lubi wracać fala.
Czapy swej nie zrzucisz, choć się bardzo starasz.

Czapa jak lotnisko nad biednym narodem,
który ciągle myśli - Co było powodem?
Czapa jak lotnisko. - Jak lotnisko czapa.
Odwrócono wszystko. Trudno się połapać.

sobota, 18 sierpnia 2012

Obręcz













Głowa Kościoła
swych wiernych woła
w sąsiednim kraju.
O wpływie Rusi
przypomnieć musi,
jak ma w zwyczaju.
O nią się modli,
a ludzie podli
to wyśmiewają.

Dwa lata łagru
to jedna z nagród
za takie śmiechy.
Temu, co warczy
czasu wystarczy
na żal za grzechy.
Starzy grabarze
wznoszą ołtarze.
Stawiają wiechy.
Wracają duchy.
W skłonach komuchy
i nasze klechy.

Odkąd w Smoleńsku
powód po męsku
skryły uśmiechy.
I zrozumiano,
że nas oddano
w ręce remiechy -
To pamięć mordu
zakrył dźwięk hołdów.
Żadnej pociechy.
Dzień Przemienienia
rozdarł sumienia,
napełnił miechy.

Kraj szarpią burze.
Na Jasnej Górze
pielgrzymi płaczą.
Złocą się michy.
Wznoszą kielichy
ci, którzy znaczą.
A na zesłanie
wywożą taniec
drogą sobaczą.
Dziś politycy
o Targowicy
wspomnieć nie raczą.

Nadzieja w Rzymie.
Kula w Fatimie
spadła z korony.
Ofiar już stosy.
Do Nieba głosy.
Zamilkły dzwony.
Dźwięki oręża.
Kto dziś zwycięża?
Świat odmieniony!
Cudu nie będzie.
Mamy Orędzie
i nawróconych.

Uczuć pustynia.
Czapa jak dynia.
Na palcach złote pierścienie.
Tekst dogowora
Imperatora
wiedzie przez Ziemię,
a z drugiej strony
ktoś utajony
spokojnie czeka
aż się zaciśnie
obręcz na bliźnie
Boga - Człowieka.

Walczyk



 








Na głównej ulicy.
W zapadłej dzielnicy.
Słychać, że coś tyka.

I w tej okolicy
z napisem "Policy"
zza bram się wymyka.

To dziwne tykanie.
Jakby robak w ścianie.
Skacząca pokrywka czajnika.

Każdy zgląda, patrzy.
Coś tyka raz, dwa trzy,
a głucha jest polityka.

Odgłos rośnie i wzbiera.
Co to za cholera?
Wyraźnie już słychać, że tyka.

Ludziom w pakamerach
cierpliwość odbiera
i oddech niektórym zatyka.

Czy to jest tupanie?
Czy dzikusów taniec?
Czy spada coś w statystykach?

Jak znieść to tykanie?
Rośnie. Nie przestanie.
Rząd wszelkich wyjaśnień unika.

Tak, jakby ze wschodu
przyszło bez powodu
i jakoś utyka.

Na każdym ekranie
słychać to tykanie,
lecz nie ma nic o tym dziennikach.

Aż orzekł oficjał,
że to opozycja
tak klika, by rząd się potykał.

Więc walczyk się wstrzyma,
bo będzie zadyma
i sam może dostać też bzika.

piątek, 17 sierpnia 2012

A niech to...!



 










Grzech? - Nie grzech!
Dobry śmiech!
Smutków jest za dużo.
Co tu kryć?
Chce się żyć,
choć się nieba chmurzą.
Zdrowy dech
dawno zdechł.
Życie jest podróżą.
Co tu kryć?
Chce się żyć,
choć się nieba chmurzą.

Żal? - Nie żal!
Licho pal!
Komu inni służą
Co tu kryć?
Chce się żyć,
choć się nieba chmurzą.
Dobrze? - Źle!
Żyć się chce!
Lecz nie igraj z burzą!
Lepszy śmiech!
Resztę - Niech...!
Niech się nawet wkurzą!

Myszy na tronie (bajka)





 







Kamerdynerzy i agentura
źle się poczuli w swych garniturach
i chcą koniecznie grać dostojników.
Stąd o ich kroki aż tyle krzyku.

Pozapraszali obcych sługów
i napisali w formie przymusu
manifest o tym jak kaszę jeść
i każą sobie oddawać cześć.

Chcą, by ich wreszcie ktoś zauważył
i krytykować się nie odważył,
lecz ich władanie, (trochę z przypadku),
poddani mają zazwyczaj w zadku.

Nie będzie lokaj długo na tronie
i agentowi źle jest w koronie.
Gdzie nie ma kota - grasują myszy.
Popiskiwanie trudno wyciszyć.

Same głosują za myszołapką.
Łapać się dają nad wyraz gładko
na przyjmowaniu tłustej słoninki
i robią minki jak te muminki.

Żadnej pokory. Żadnej pokuty.
O tym, że kiedyś czyścili buty,
wzbraniają mówić ostro i hardo.
Dla innych rękę już mają twardą.

Myślą, że mogą pioruna użyć,
by zacząć rządzić, a przestać służyć.
Dom przez nich stał się zapadłą dziurą.
Nie warto schedy zostawiać szczurom.

Przyzwyczajone by się udzielać.
Cierpią, nie mogąc znów zjeść Popiela.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Pieczęć



 












W złotym turbanie, brzuchata, stara
przekupka siadła pod koszarami.
Szklanką samogon nabiera z gara.
Śmieje się głośno razem z bojcami.

Chwali się kozak ile na pikę
uciekających dzieci nadziewał.
Uczta zebrała liczną publikę.
Nikt takiej rzezi się nie spodziewał.

Patrzy się baba. Ostrze bagnetu
nakierowane jest na Warszawę.
Pomnik być może, miał stanąć nie tu.
W sąsiedztwie raźniej wypić za sławę.

A na Cyryla w zatęchłej celi
jest właśnie bity okrzyk rozpaczy.
Na Pradze centrum oprawcy mieli
i swą obecność chcą tu zaznaczyć.

Nasze do Wisły! Świat podział uznał!
Ruskie tu cerkwie. Ruskie pomniki.
Dalsze roszczenia to sprawa luźna.
Problem Kościołów i polityki.

To nie jest żadna już zagranica,
tylko zachodnie moskiewskie włości.
Pop się wizytą Cerkwi zachwyca.
Baba z bojcami witają gości.

Podpiszą ukaz o zapomnieniu
swoich Cytadel i swojej rzezi.
Pieczęć postawią na mym sumieniu
i na sumieniach praskiej gawiedzi.

Polonez



 









Popłynęło morze łez
kiedy kresów nadszedł kres.
Gdy zalała fala zła
ziemię, która polskość zna.

Choć zgasły noce i dni
poloneza dusza śni
i chociaż zakazał car
rusza taniec polskich par.

Mocny posuwisty krok
w białą mgłę, tajemnic mrok.
Dłonie jeszcze na lampasach.
Czas je podać. Pieśń zaprasza.

Na ten dywan polskich pól.
Na tę krew, udrękę, ból.
Na upadłą Ojcowiznę.
Niech polskość zakryje bliznę.

Pora wracać po swe dzieci.
Polonezem iskry wzniecić.
Poszukać tych naszych kwiatów
wśród komuny i caratu.

Jeśli chęć porozumienia
prawdy w kłamstwo nie zamienia.
Staniemy do poloneza.
Niech orszak po swoich zmierza.

Kopara



 








Boże! Chrani cara!
Komuna się stara,
a z nią współpracownicy
i sprzątacze ulicy
nawet stara nad Wisłą kopara.

Znowu tunel zalało,
a tak sprytnie być miało
w tym podkopie pod naszą Warszawą.
Były gazy na moście,
teraz znów nowi goście
chłód poczują, że coś jest kulawo.

Boże! Cara chrani!
Przeszły noce i dni.
Katastrofa! Rozbiegły się mnichy.
Przekonują czerwoni,
że to przecież nie oni,
tylko tamci - od tacy i michy.

Pcha się do nas Batiuszka.
Za pogróżką, pogróżka.
Telewizje obsiadła kurica.
Stare gęby z Ochrany
przekroczyły już ramy,
ale znów się zapadła ulica.

Boże! Chrani cara!
Komuna się stara,
a z nią współpracownicy
i sprzątacze ulicy
nawet stara nad Wisłą kopara.

Powtórki



 








Celebryci - często dzieci wielkich rajców,
rajcowanie mają w swym maleńkim palcu.
Biorą przykład z tych - "marcowych" za komuny.
Niepotrzebne im zupełnie są rozumy.

Wystarcza im w zupełności pokrewieństwo.
Mają z góry pozwolenie na szaleństwo.
W tym szaleństwie trwonią nieraz ojcowiznę
zamieniając jej zaszczyty na goliznę.

Na humory, na motory, rozbieranki,
na wiraże, tatuaże, parabanki.
Na brukowe tygodniki. Seks. Ekscesy.
Na przeróżne podejrzane interesy.

Telewizje rozpływają się w zachwycie.
Konsumpcjonizm - to dopiero rajskie życie!
Patriotyzm jest do bani! Cyganeria nie cygani!
Nowe cele gang podsuwa celebrycie.

Coś wymusi u tatusia lub mamusi,
która teraz dziadków wstydzić się nie musi,
bo już wstydzi się za dzieci. Lata lecą i czas leci.
Było - przeszło! Tak już było! Czy nie wróci?

Znów pokażą się plakaty "Do Syjamu!".
Do prostaków znów się  zwrócą i do chamów.
Do Cesarzy i do Dziadów. Do złych historii przykładów.
I do naszych zapomnianych tarabanów.


środa, 15 sierpnia 2012

Niech tam...



 








Choć w Strasburgu protestują
i o "wspólnym?" mówią grobie.
Niech tam sobie podpisują.
Niech tam podpisują sobie.

Na pewno nic nie sprostują
o tym "bułgarskim" sposobie.
Niech tam sobie podpisują.
Niech tam podpisują sobie.

O Smoleńsku, (przypuszczają),
świat już prawdy się nie dowie.
Niech się razem wyściskają. 
Niech tam podpisują sobie.

Pewnie sobie sprawę zdają,
co pomyśli zwykły człowiek.
Niech tam już się wyściskają.
Niech tam podpisują sobie.

Widać taki prikaz mają.
To samo spojrzenie w głowie.
Niech tam już się wyściskają.
Wpływu nie mam. Nic nie powiem.

Do ludzi pretensji nie mam.
Mają widać hierarchowie.
Więc niech sobie wybaczają.
Niech tam wybaczają sobie.

Oni pewnie wiedzą więcej
i chcą to pokazać wiernym.
Na pewno obmyją ręce -
sobie,  innym łatwowiernym.

Za mnie niech nie przepraszają.
Nie ma we mnie nienawiści.
Lubię Kościół Prawosławny
i nie do mnie to jest liścik!

Nie lubię tylko kibitek.
Nie znoszę polonu w kawie,
ciężarówek i dosypek,
lecz to nie jest Prawosławie.

Chórom nie mam co wybaczać
i ikonom i Grabarce
i nie muszę nic zaznaczać,
ani spoglądać przez palce.

Carowi się nie pokłonię.
Nie dam hołdów Błagorodiu,
choć wysoko nosi skronie
i się znów na tronie podniósł.

Święto Wojska Polskiego













Stałem na skraju ze swoim wnukiem,
a pan Prezydent do nas się śmiał.
Czy będzie z tego jakąś naukę
na przyszłe lata mój wnuczek miał?

Było słoneczne sierpniowe święto,
a nad głowami ryk odrzutowców.
Czy pozostało jakieś memento?
Jak o tym wszystkim powiedzieć chłopcu?

Znają Łazienki, znają Aleje
defilad różnych wojskowy krok.
Wszystkie się one wpisały w dzieje.
Niektóre skrywa historii mrok.

My wciąż kochamy naszych żołnierzy.
Każdy w nas w sercu żołnierzem jest
i każdy jakieś parady przeżył.
Raz to był pogrzeb, raz to był chrzest.

Lecz my ułańscy, polscy, husarscy
umiemy w oczy spoglądać śmierci
i albo z tarczą, albo na tarczy
jedno, uparcie, z przekorą twierdzić -

Że nie zginęła! Nigdy nie zginie -
ta miłość, która za szablę chwyta.
Ja też to powiem w trudnej godzinie,
swemu wnukowi, jeśli zapyta.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Żołnierska dobranocka



 








Przyjść tu może do nas także
niebezpieczny, trudny czas.
Nawet jeśli z nim nie zadrzesz
pojawia się raz po raz.
Wiedzą o tym nasi chłopcy
i historia prawdę zna.
Nie zagrozi tu ci obcy,
gdy na niebie czuwam ja.

Wiem, że czekasz i że tęsknisz
słuchasz wiatru, szukasz gwiazd
Zerwali się chłopcy piękni
i groźnie zahuczał las.
Ta mała iskra na niebie
gasnąca - to właśnie ja.
Kiedy wrócę? - Jeszcze nie wiem.
Wciąż się toczy jakaś gra.

Musisz czekać na chłopaka,
który teraz skrzydła ma,
a nie próbuj czasem płakać,
żeby nie przywołać zła.
Odlecimy - przylecimy,
raczej nas się trzeba bać.
Dobrze wiesz co potrafimy.
Spokojniutko kładź się spać.

Mogło być gorzej




 













Czy mogło być gorzej? - Zna przykłady świat.
Dom mój na ugorze. Nie liczę już strat.
Pozwól tylko Boże, by pieśni niósł wiatr
i szumiało zboże o dziejach sprzed lat.

Czy były sposoby? Znamy już smak łzy.
Upadłej na groby. Niepowstałej z mgły.
Zrodzonej z podziału: Kto i w co tu wierzył?
Z różnych ideałów i różnych żołnierzy.

Spór o rewolucje wiedzie z bratem brat.
O nowe konstrukcje i o kwiatów kształt.
Czy mogło być gorzej? Na pewno być mogło!
Dziś płacimy drożej, lecz to tylko podłość.

Dom nasz się uchował, chociaż zrujnowany.
Trwa wojna na słowa. Słychać tarabany.
Starajmy się wszyscy jej nie eskalować
i tego nie niszczyć, co Pan Bóg zachował.

Świeto Świętego Spokoju




 











Rośnie balon. Żuję "Mambę".
W garażu wypalił Colt.
Usłyszano śmiechu salwę.
Znów trafiono kulą w płot.

Pojechała do Michała
ryba śmierdząca od głowy.
Swoim - wszystko! Innym - chała!
Pomysł wcale nie jest nowy.

Złodziej, który kradnie swoim
sny w pionowych korytarzach,
żadnych sądów się nie boi,
bo je wcześniej przepoczwarzał.

Dawniej może było gorzej,
ale teraz jest weselej!
Święty Boże! - nie pomoże.
Kasy nie ma. Świat się śmieje!

A śmieje się właśnie wtedy,
gdy ludzie idą po cud.
Maryjo, ratuj nas z biedy!
Bogobojnie prosi lud.

Było gorzej! Pop pomoże.
Nie zasądzą siedmiu lat.
Zobaczysz w telewizorze,
co dziś może Wielki Brat.

Rośnie balon. Żuję "Mambę".
Fantastyczny urósł świat.
Nazwano go kiedyś Amber.
Miał być wolny i bez krat.

Najważniejsze są przepływy
ludzkich marzeń na lokaty.
Dziwy! Dziwy! Dziwy! Dziwy!
Świat prawdziwy dla bogatych.

A dla reszty - wirtualny,
medialny czerwony balon.
Refleksji nie będzie żadnych!
Święty spokój ludzie chwalą.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Jest taka grupa...

https://www.facebook.com/groups/385250391488302/ 

dedykowano grupie Facebooka "Porozmawiajmy przy wierszach"

Jest taka grupa na FB
do której nocą wyć się chce!


Poetycko na tej stronie, poetycko!
Rzewnie, zwiewnie i do ludzi jakoś blisko.
Swojsko, polsko. Tu milutkie dojrzysz liczko
rozmarzone raz lirycznie, raz epicko.

Romantycznie na tej stronie, romantycznie.
Raz poważnie, raz muzycznie, erotycznie.
To poezja! To jej zapach ciągle sprawia,
że przy wierszach eterycznie się rozmawia.

Wajdeloci, dobre wróżki i boginki
przez utwory, metafory i przecinki
przelatują błyskotliwym pożądaniem.
Kto raz wpadnie do tej grupy - w niej zostanie!

36 Pułk Piechoty Legii Akademickiej



 








Stare koszary na Listopada
wspominać w sierpniu także wypada.

Stoją do dzisiaj w porządku ruskim.
Zostawił je tu Pułk Orenburski,
gdy go z Warszawy wiatr wojny przegnał.

Po nim koszary przejęła Legia.
Akademicka i ochotnicza.

Długo historia bitwy wylicza
w których przykłady męstwa, odwagi
dawali innym chłopaki z Pragi.

Stare, czerwone mury wojskowe
wciąż pamiętają bój po Osowem.

Chłopców co gnali aż do Wyszkowa
tych, którzy mieli zatryumfować.
Pierwsza porażka to bolszewicka.

Warszawska Legia Akademicka
potrafi bronić przedmieść stolicy.

Legia się zawsze na Pradze liczy.
Cześć jej pamięci oddać wypada
idąc wzdłuż koszar na Listopada. 

Tornado w Nowym Orleanie



 











Muśnięcie ust. Rodzi  się blues.
Po szybie spływa leniwie.
Przy skroni skroń. Błądząca dłoń.
Nutki uniosły się chciwie.

Cichutki dźwięk. Ulga, czy jęk?
Szmerek zsuwanej bluzeczki.
Spojrzenie w dół. Karty na stół.
Początek wielkiej wycieczki.

Kroki w kałuże. Dalej i dłużej.
Szaleje wiatr w Orleanie.
Mocny ten blues. Szukamy ust.
Przepadło gdzieś zmiłowanie.

Idzie tornado. Nie jest zabawą.
Do granic napięte struny.
Okrzyki. Jęki. Koniec piosenki.
Uciekły w niebo rozumy.

Zapadło ciszą oko cyklonu.
Sufit się tylko kołysze.
Nasze kochanie. Blues w Orleanie.
Palce wciąż głaszczą klawisze.

Przez ściany witraży



 












Przejdę przez ściany barwnych witraży
wyprostowany, postawny,
choć nie wiem, co się za nimi zdarzy,
bom przecież syn marnotrawny.
Jednak do domu swojego wracam,
jak kropla do oceanu.
Choć nieraz gniewem czas mnie przewracał.
Wstawałem. Ufałem Panu.
Przejdę z radością, objęć stęskniony
tych wszystkich, którzy już przeszli
po szkle nadziei , chęci zburzonych
i miazdze błyskotek grzesznych.
Oczu nie zamknę, lecz wzrok podniosę
na wszystkie światła odbicia
i na te cienie płaczącym głosem
wykrzykiwane za życia.
Poszukam blasku swoich pacierzy
i modlitw za mnie wysłanych.
Pójdę za nimi, bom słowom wierzył,
więc przejdę wyprostowany.

Jeszcze jeden bankrut dzisiaj...



 







Tyle było różnych plotek.
Rychu, Zdzichu, Totolotek,
golf, wyciągi i Chińczycy.
Hotel na każdej ulicy.
Szosy z Gdańska aż do nieba.
Góry złota, bochny chleba.
Boiska dla wszystkich chłopców.
Szachownice odrzutowców.
Wszystko to się miało stać,
gdy emeryt zechce dać
i popracuje do śmierci.
Przekonanie to potwierdził
raport Centrum Europy.
Byłoby, ale te chłopy
zawsze są takie pazerne
i nawet na te mizerne
stanowiska pchają swoich.
To na prawdę nie przystoi
pchać się na wszystkie kominy,
potem głupie robić miny,
że dzieci już są dorosłe.
Osioł zawsze będzie osłem,
alpinista - alpinistą!
Jak poleci  - to już wszystko!
Jeszcze jeden bankrut dzisiaj...
Koniec Olimpiady.
Potańcuje z Rychem Zdzisiek,

a reszta na dziady!



niedziela, 12 sierpnia 2012

Obudź Panno Święta!




 








Już Warszawę mają w garści Komisarze.
Padli wszyscy. Leży w krwi Skorupka.
Zakręcono karuzelą zdarzeń.
Stacja "Wolność" utonęła w smutkach.

Sny wyblakły, zgaszone pod Wieprzem.
Bagnet utkwił w mazowieckiej ziemi.
Czekaj Polsko, pewnie przyjdą czasy lepsze.
Miłosierni są błogosławieni!

Panno Święta obudź swych Rycerzy,
miast odsuwać ich od polityki.
Naród przecież podziękował. W cud uwierzył.
Zaplątano Go w uściski i uniki.

Do obrony się szykują Legioniści,
lecz na stosy nikt już losów rzucać nie chce.
Ciągną na nas teraz inni aktywiści.
Czy się oprze nawałowi człowiek wierszem?

Nie konnica na Warszawę teraz sunie,
lecz mocniejszy, potężniejszy Koń Trojański.
Zwykły człowiek zagrożenia nie rozumie
i go witać chce wystrojem pańskim.

Już Warszawę mają w garści Komisarze.
Jeszcze pragną poświęcenia i kropidła.
Patrzę w niebo czy nad Wisłą się Ukarzesz,
byśmy mogli pod Twym znakiem podnieś skrzydła.

sobota, 11 sierpnia 2012

Porwij mnie wietrze...







 








Porwij mnie wietrze słów potarganych.
Rozrzuć siwiznę i podnieś z kolan.
Zanieś nad fale uczuć nieznanych.
Nad otchłań z której głos matki woła.

Niech mi wyrosną zęby pogardy.
Daj zamiast palców szpony krogulcze,
był nimi złamał chamstwa kark twardy.
Wyrzucił z gniazda jajo kukułcze.

Bym nie pozwolił nigdy obcemu
drwić z mego domu i z moich bliskich.
Wyzwolił pracę z forsy haremów
i wyrwał żmii jej ozór śliski.

Potem spokojnie daj mi powrócić
pod mazowieckie błękitne niebo.
Usiąść i dawne pieśni zanucić.
Kłaniać się łanom. Kłaniać się chlebom.

Najsprawiedliwiej kiedyś dzielonym.
Znaczonym krzyżem i całowaniem.
Daj mi odrzucić świat uzdatniony.
Porwij mnie wietrze. Pozwól mi Panie.