czwartek, 6 grudnia 2012
Moja miłość - Polska!
Widziałem gruzy po same niebo.
Puste okien oczodoły.
Widziałem orła. Widziałem drzewo.
Portret Stalina ze szkoły.
Znałem zakazy - czego nie wolno.
Patrzyłem w piekło na Ziemi.
Dostałem jednak wiedzę i zdolność.
Marzyłem, by świat się zmienił.
Straszyła wojna i było głodno,
lecz moje tu było gniazdo.
W nim młodość miałem głupią, pogodną,
między swastyką i gwiazdą.
Kochałem bardzo. Do dzisiaj kocham
wszystkie me piękne miłości.
Żadna z nich dla mnie nie była płocha.
Mam dla nich wiele czułości.
Wciąż dobrym domem Polska mi była.
Najlepszym miejscem pod słońcem,
dopóki salwą nie wystrzeliła,
w serca, jak moje, gorące.
Została blizna stale szarpana.
Podkutym kopana butem.
Nie zagoiła się nigdy rana.
Dłonie siniały za drutem.
Wtedy Anioła Niebo zesłało.
Znajomą, ciepłą miał twarz.
Głośno wołałem. Wielu wołało.
Pozostań tu Ojcze nasz.
Modlitwy nasze nagle przerwano.
Grzechotał znowu Kałasz.
Nadziei całkiem nie pogrzebano,
lecz przy niej stanęła straż.
Kochałem taką poobijaną
Ojczyznę mą poranioną.
Konspiracyjną i niezłamaną
i naszą biało-czerwoną.
Już nie ustąpię. O prawdę wołam.
Chcę wrócić chwile wolności,
Nic to, że śmieją się dokoła,
a wielu nawet się złości.
Przeszedłem swoją daleką drogę.
Wołanie moje zostanie.
I prosił będę, dopóki mogę
"Ojczyźnie wolność wróć Panie!"
Jest więcej takich. Będą następni!
Podobni do mnie harcerze.
Nie złamią Ducha mali, wykrętni.
Zwycięża, kto kocha szczerze!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz