czwartek, 27 grudnia 2012
Rozchwiany wiersz
Statystycznie - nie istnieję.
W wirtualnej żyję chmurze.
Kto chce, ten się ze mnie śmieje.
Na nic sobie nie zasłużę.
Nikomu dziś nie zagrażam.
O nic się nie licytuję.
Problemów żadnych nie stwarzam.
Nie istotne jest, co czuję.
Nie miewam żadnych relacji.
Podryguję sobie w sieci.
Można tak żyć w demokracji.
Obserwować jak czas leci.
Zdrowiej jest się nie podniecać,
ale nie wpadać w depresję.
Wygodnie leżeć na plecach
i na wszystko mówić - Nie chcę!
Miałem kiedyś osobowość
i snułem rozległe plany.
Drażniła mnie ugodowość.
Pamiętałem zapomnianych.
Teraz jestem tylko drżeniem.
Statystycznie - nie istnieję.
Między jasnością i cieniem
kroki stawiam i się chwieję.
Raz zabłysnę, raz się skryję.
Ogrzeję się falą echa.
Odczuwam wtedy, że żyję,
a czas przez palce przecieka.
Wirtualne, osobliwe
miejsce zająłem oglądu.
Widzę stąd cuda prawdziwe
w wirze mód i wartkich prądów.
Skupiam jednak się na ludziach,
którzy tam, gdzie ja zmierzają.
Mam w chaosie jakiś udział.
Odchodzę. Oni zostają.
Dobrej rady nie zostawię.
Żadnych wzorców nie polecam.
Ja się tylko słowem bawię.
Ja się tylko nim podniecam.
Ono mnie przy życiu trzyma
na samiutkim końcu drogi
i tam, gdzie pewności nie ma
pozwala mi stawiać nogi.
Statystycznie - nie istnieję.
W wirtualnej żyję chmurze.
Kto chce, ten się ze mnie śmieje.
Na nic sobie nie zasłużę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz