sobota, 15 czerwca 2013
Zachwiało się...
Zachwiało coś się na górze.
Odpadło... i się obsunęło.
Nieznaczne było, nieduże,
a jednak ruszyło. Pchnęło.
Sypać się zaczęło strużką
i nabierało rozmachu.
Stawało już się złą wróżką.
Wciąż miało odium obciachu.
Rozlało się na strumienie
i szum na zboczach podniosło.
Drażniło ludzkie sumienie
i potężniało i rosło.
Łączyło się. Pod Krakowem
już wydawało się duże.
Jak gdyby sumień połowę
wzmocniły wiosenne burze.
Nurt miało już bardzo silny
i rozlewało się rzeką.
Krajobraz stawał się inny.
Skutków czekano daleko.
Najpierw zadrżało w Warszawie.
Niektórzy ją opuścili,
ale nie było po sprawie,
bo tylko stołki zmienili.
Liczono jeszcze na tamy,
lecz był incydent Włocławka.
Wspierano się, (Radę damy!),
lecz przerzedzała się ławka.
Podpisów były miliony,
a ludzi wyszły tysiące,
a w Gdańsku wciągano dzwony.
Ktoś zaczął liczyć się z końcem.
"A władzy raz powierzonej,
nie oddam nigdy!!!" - zapewniał.
Kurz opadł z góry ruszonej.
Śmiano się głośno... to brednia!
Zjawisko śniegowej kuli
od dawna ludziom jest znane.
Niektórym w głowie się muli
i podtrzymują przegrane.
Rozsądni myślą o jutrze.
Jak to się wszystko ułoży?
Gdzie się przemieści? Jak utrze?
Czy będzie to już Plan Boży?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz