Dziura w skarpie nerwy szarpie. Życie się obsuwa. Kurs do Młocin. Rym z wypocin. Dreamlinerem fruwasz?
Lot. Powietrze. A ja w metrze marzę o Młocinach. Dziura w skarpie. Myślę najpierw: Coś ty za dziewczyna?
Hanko! Dostałem bilet w społecznej pomocy. Hanko! Bez sensu nie potrafię żyć, lecz jeżdżę metrem od świtu do nocy. Ty sobie latasz, a mnie stale chce się wyć!
Chciałbym choć raz tu spotkać panią Hankę, bym mógł się zaśmiać swym okrutnym - ha, ha, ha! A potem zasnąć z ostatnim przystankiem podziemnej trasy, która na Młociny gna.
Stacje. Przystanki. Pamiętnik Hanki. Słowo się składa przy słowie. Cud w Europie! Ciągle się kopie. Hanko! Wciąż siedzisz mi w głowie!
Lot Dreamlinera. Podziemna sfera. Zawał, a potem kurzawka. Ciasno. Cholera! Wzrok kontrolera. Haniu! To twoja Warszawka!
Hanko! Dostałem bilet w społecznej pomocy. Hanko! Bez sensu nie potrafię żyć, lecz jeżdżę metrem od świtu do nocy. Ty sobie latasz, a mnie stale chce się wyć!
Chciałbym choć raz, tu spotkać panią Hankę, bym mógł się zaśmiać swym okrutnym - ha, ha, ha! A potem zasnąć z ostatnim przystankiem podziemnej trasy, która na Młociny gna.
Gdy już cię życie poznaczy, a lata wyrzeźbią twarz, dostrzeżesz w lustrze rozpaczy że więcej miałaś niż masz i nikt ci nie wytłumaczy podobieństw nocy i dni - wtedy w mych oczach zobaczysz, że miłość, ma miła - to my.
My - może tak mało znaczy, lecz jest to cały świat nasz. Inni go widzą inaczej, lecz teraz tę prawdę znasz. W mych oczach zawsze zobaczysz jak cudny sen nam się śni. A świat nas szczęściem uraczył, bo miłość, ma miła - to my.
Jest e-podpis i e-miłość, e-płatności i e-pieniądz e-wydawca, e-ekstrema, tylko e-rozumu nie ma.
Są e-poczty i e-sklepy, e-zakupy, e-bilety. Jest e-wyrok i e-sąd Wkrótce ma być tu e-rząd.
Lecz jest problem z e-rozumem, e-protestem i e-tłumem, bo e-pała jest za mała. Nie przyłoży, choćby chciała.
Bez rozumu i bez pały e-rząd nie jest doskonały i na real już nie wpływa Europy dyrektywa. Niech nas e-karami łupie. Niech wnosi e-zastrzeżenia. Mieć je będziemy w e-...., bo w realnej miejsca nie ma!
Zapach chleba w markecie. Cena ludzi przygniecie. Mała ilość przerasta w olbrzymią. Ilość głodnych się mnoży. Modlą się o Chleb Boży. Ośmieszani, lecz wiedzą, co czynią.
Poruszenie od rana. Będzie Dzień Weterana. Żołnierz to funkcjonariusz publiczny! Zapach chleba w markecie. Dajcie wolne kobiecie! Niosą kwiecie na ołtarz uliczny.
Parasolki? - Potrzebne! Myśli wielkie - podniebne zapach chleba z marketu unosi. Z petycjami procesja. Zezwolenie. Koncesja. Dobry czas by uświęcać i prosić.
Ludzie wiedzą, co czynią. Piknik jest pod świątynią i dmuchane zjeżdżalnie dla dzieci. Jest modlitwa w procesjach nie przeszkadza komercja. Nowa zmiana na wojnę poleci.
Przeogromna potrzeba. Zapach chleba. Daj! Przebacz, bo dla wszystkich powinno wystarczyć. Wyniesienie. Dar nieba. Lud się modli. Chór śpiewa. My wierzymy, że Bóg na nas patrzy.
Proszę Państwa! Radzę, nastawienie zmienić! U mnie wszystko swoje! Polskie i bez chemii! Wszystko jest po prostu z mojego ogrodu! Żeby cudze chwalić - nie widzę powodu.
Proszę do mnie! Do mnie! Na własnym nawozie! Wszystko ocieplane! Nie było na mrozie i samo urosło na ojczystej glebie. Proszę nie przebierać! Zabierać dla siebie!
Lepszej propozycji nie widzę na rynku! Oferty są sztuczne albo wzięte z szynku! U mnie świeżuteńkie! Poranne! Dzisiejsze i reklama własna - napisana wierszem!
Kryzysowa wiosna z chłodnym ociepleniem. Nigdzie nic nie można. Marazm siadł na Ziemię. Dyktatorzy myślą jak przejść przez wybory. Klimat się zeszmacił. Rok poplątał pory. Dewiacja powszechna. Zagrożone dzieci. Ludzie protestują. Wszystko na łeb leci. Regiony zapalne rządy chcą dozbroić Szary człowiek zamilkł. O jutro się boi. Pieniądze zniknęły. Dług urósł do nieba. Pana Boga nie chcą. Już Go nie potrzeba wielkim politykom w przestrzeni społecznej. Robi się na świecie coraz niebezpieczniej. Wojna się rozpełzła. Można stracić głowę. Idą wielkie zmiany i Porządki Nowe. A przecież, choć chłodno - wszystko szybko rośnie. Kwitnie i dojrzewa i pnie się bezgłośnie. Na medialne krzyki nie zwraca uwagi. Śmieje się z prognozy wiosna bez powagi. Niech się martwią za nią wielkie gabinety, nauki społeczne, sztaby, epolety. Ona czyni swoje i wie co ma robić i każdej dziewczynie i jej chłopakowi podpowiada myślą, że już przyszła chwila kiedy mogą sobie wieczory umilać. Kryzys mają starzy i ich głowa boli. Młodzi mogą sobie na wszystko pozwolić.
Zjadłem ciasteczko. Było zakalcem. Myśli kółeczko zakreślam palcem. Zaszło słoneczko. Wiatru obrywy starły chusteczką wszystkie porywy. Małą kropeczką świat jest pod palcem. Życie - ucieczką. Natura - walcem, który nadzieję na świecie gniecie. Leje i leje. Chłód w internecie. Chandra unyńska w powietrzu zwisa Pogoda świńska. O czym tu pisać? Człowiek z drzewami razem się schyla. W puszce z myślami trzepot motyla. Lekko obrazy przesuwam palcem. Brzydkie wyrazy - śliskie padalce kłębią się, cisną na końcu zdania. Pachnie zgnilizną. Koniec pisania. Kręcą się w głowie ogromne niże w czasie gdy człowiek ma chęć do zbliżeń.
Trudno wytrzymać z ociepleniem. Najpierw zabrało nam pieniądze. Potem spuściło chłód na Ziemię i chmurami zakryło słońce. Podobno jest gdzieś na biegunie, a biegun przybliżył się do nas. Człowiek zrozumieć już nie umie tej alegorii Ala Gore,a, która kazała ograniczać i nałożyła wielkie kary jeśli nie umie się obliczać ilości gwizdków oraz pary. Potrafi tylko Ameryka narzucić światu swoje zdanie. Tam się liczb wielkich nie unika. Kosztować musi w czambuł grzanie tak, że na opał już nie starcza i wiosna myśli o waciakach. Jest rewolucja gospodarcza i pomysł jest pana Szmaciaka. Ma demokracja swe uroki i swoich piewców błyskotliwych. Potrafią przesuwać obłoki. Otwierać niebo dla uczciwych, a kto nie czuje ocieplenia to zwykły prostak jest i cham. Nie widzi, że świat się pozmieniał, więc niech za karę marznie sam!
Wspaniali jeszcze nie wstali. Weseli, bo nie zasnęli i dalej będą płynęli do końca mokrej niedzieli. I dalej będą płynęli do portu w Zatoce Świń.
Człowiecze wielkich ucieczek. Gdy ciecze chmura przywlecze i myśli spływają mokre wsiadaj na okręt i w bezmiar płyń. Gdy myśli spływają mokre odbij lub odkręć... powinność czyń.
Wspaniali nie zasypiali gadali i nalewali. O życiu będą śpiewali. Pochmurna pogodo miń! O życiu będą śpiewali zamkniętym w Zatoce Świń.
Są pieśni starych górali. Współcześni wielcy i mali. Jest taki, co życie chwali, choć świat się zwalił nie słysząc - Płyń! Ci zawsze będą zmierzali do swego portu w Zatoce Świń.
Z nieba leje. Świat drożeje. Rosną konta. Rząd się chwieje. W kombinacjach się zaplątał. Człowiek zawsze ma nadzieję, nawet kiedy w maju leje. Nieustannie słoneczka wygląda.
Chłody miną. Przyjdzie lato, bo przyjść musi. Rząd daniną i opłatą nas przydusił. Człowiek zawsze ma nadzieję, nawet kiedy w maju leje. Będzie lepiej. Wkrótce święto jest mamusi.
Niech tam leje. Niech tam rośnie. Niech tam pada. Niech radośnie rząd głupoty opowiada. Człowiek zawsze ma nadzieję, nawet kiedy w maju leje. Wiersz napiszę, bo się słowo samo składa.
Wiadomość jest znana: "...jurto będzie zamach... z głową państwa na pokładzie samolotu"
Wydarzył się dramat. Sprawa omijana. "Czy ktoś od was jest za sprawę zginąć gotów?"
Odeszli żołnierze. Wieści na Twitterze: "Błąd pilota, a pułk będzie rozwiązany"
W lasku ktoś ze służby odczytuje wróżby. Obraz sprawy ma być całkiem pozmieniany.
Pomoc zza granicy metody wytyczy. Imperator zobowiązał do współpracy...
Uściski. Orędzie i cenzura wszędzie. Lata miną i jak będzie - się zobaczy.
Najgorsza jest ze wszystkiego zmiana władzy. To by całkiem odmieniło perspektywę. Szykowane są instrukcje i rozkazy. Niemożliwe znowu staje się możliwe.
Strzeżonego... powiadają - Pan Bóg strzeże, ale nasza też potrzebna jest uwaga. Warto patrzeć dookoła baczniej, szerzej - W czym ta "pomoc" rzeczywiście nam pomaga?!!
Wielka i wszechobecna kreacja zadłużenia. Zależność ma być wieczna dla każdego istnienia. Dla tego, które po nas w przyszłości się narodzi i także z długiem skona, wiedząc - zapłacą młodzi. Nowa kolonizacja. Stempel weksla na czole. Poznaczy demokracja i szkołę i przedszkole i galerników wszystkich z przeróżnych list dłużników. Żadne figowe listki nie stłumią ich okrzyków o niesprawiedliwości i kłamstwie zadłużenia. Nawet skóra i kości posłużą do płacenia zadawnionych rachunków i wirtualnych win. Nigdy ceny rabunków nie pozna prosty gmin. Będą nie do spłacenia na wieki wieków, amen. Zapłaci cała Ziemia czcząc weksel jak sakrament!
Nie zabijaj obrońco pokoju! Nie zabijaj zabijany pacyfisto! Ludzie nie są do odstrzału i uboju. Walka na śmierć nigdy nie jest sprawą czystą.
Nie zabijaj obłąkany naukowcu! Nie zabijaj fanatyczny bojowniku! Bezwzględności nie ucz nigdy małych chłopców. Nie ucz dziewcząt bojowych okrzyków.
Nie zabijaj człowieczeństwa w swojej głowie i rozwagi nie zabijaj desperacją. Jest granica! Dość już tego - sobie powiedz. Terror zawsze jest szaleństwem i wariacją.
Nie zabijaj! - to ci instynkt podpowiada. Żaden okrzyk nie zagłuszy twego strachu. To nieludzkie. Tak nie można. Nie wypada. Wstaje wschód, lecz przyjdzie po nim zachód.
Wczoraj w Laskach po oklaskach obdarzano tłum co łaska szczodrobliwie porcją maku. Oczekują teraz znaku cudownego ożywienia. W Żołędowie, od niechcenia ożyła nagle staruszka, gdy ją chcieli zabrać z łóżka zawezwani tam grabarze. Będzie więcej takich zdarzeń, bo i zespół jest specjalny do odmiany słów fatalnych, które zbyt dwuznacznie brzmiały i pozwoleń nie dawały Olewnikom na gazowce. Nic nie będzie już pod korcem, ale właśnie z maku korca dowie się wreszcie wyborca, że Tuska na Unii szefa wysłać pragnie szara strefa. Nie było przy tym wybuchu. Opisałem to z nasłuchu i z komunikatów w prasie. Gdy czyta się, jednak da się w plątaninie jakoś przeżyć. Można... choć trudno uwierzyć!
Cóż tam zwisa pod Polsatem? Czy to kwitek na opłatę? Czy to nowych mediów szata? Może łata? Może szmata? Może donos na biskupa? Nie... to stara silna grupa, która murem zawsze stoi pod sztandarem: "Nie dla goi !"
To ekspertów lista długa. Po stoczniowej to już druga, która naród poprowadzi. Umie obśmiać i doradzić. Zabezpieczyć jak Leppera, Krzywym Kołem się ocierać, zastąpić Ojca Rydzyka. Nazywa się "Republika".
A że pod Polsatem wisi, to już zwyczaj taki lisi. Lubi nory w których kasa, telewizja, portal, prasa umieją gaże wysmażyć dla braci wolnomularzy, których zniszczyła krytyka za odkrycia Kopernika.
Za włożony kij w mrowisko. Wytłumaczyć można wszystko. Tu się wstrzyma. - Tam się kręci. Zapał liczy się i chęci. Prezes chętnie rękę poda. Do Bałtyku spłynie woda, a sakiewka pozostanie. Subskrybujcie oglądanie!
Pieniądze Sorosów, władza socjalistów, Mistrzów różnych obediencji i neomarksistów. Władza przecież jest cesarska, Ziemia nie jest boska. Dla poddanych są kajdany, płatności i troska. Korporacje demokrację dawno zawłaszczyły, a na karku swym dźwigają utajnione siły. Nie ma miejsca już na świecie bez specjalnej pieczy. Humanistów i etyków globalizm wyleczył. Idą żniwa. Sieć pokrywa życie na pastwiskach. Bez jej wiedzy nie zapalisz żadnego ogniska. Nie schronisz się w katakumbach, jaskini i grocie. Śmierć nad tobą cicho lata w mini samolocie. Satelita ruch twój śledzi. Jesteś naznaczony. Nie wiesz, kto nad tobą siedzi i czyje są trony. Jedynym zmartwieniem władców jest nieposłuszeństwo, nieprzewidywalność młodych, straceńców szaleństwo. Wybrańców jest tylko garstka, a stad jest mrowisko. Barbarzyńscy Rzym złupili. Powtórka jest blisko. Wcześniej była Atlantyda - uległa naturze. W kinach "Powrót do przeszłości", a kształcą podróże.
Konsekwentnie, obrzydliwie, lecz systematycznie trwa demontaż, przestrajanie partyjno-publiczne. Niezależni są podlegli - w zgodzie z agenturą. Czarne z białym się pogodzi z klasą i z kulturą.
Co się wczoraj rozsypało, jutro zlepić można. Rozmaitość się obraca na tych samych rożnach. Smakowitość gaży kapie w czosnku aromacie. Pejsachówka dobra będzie, choć się burzył zacier.
Rynek jeden jest, więc proste na nim handlowanie. Dla wybrednych zawsze można pozmieniać przybranie. Na nic zda się gardłowanie: "Nie kupuj u żyda!' Tewe zawsze wie najlepiej, co się tobie przyda.
Klient dzisiaj się nie liczy. Na nic targowanie. Niedostatek go oćwiczy. Pieniądz jest w reklamie. Spieprzaj dziadu! Miejsca nie ma! Gdzie się wpychasz łachu! Do sprzedania ziemski padół! Skrzypek gra na dachu.
Mogłem poznać w swoim życiu kilku Gatsbych. Zdarza mi się jeszcze dzisiaj ich spotykać. Miedzy nami przewijają się, a gdzieżby? Tylko patrzyć i podziwiać! Nie dotykać!
Są nieziemscy, przewspaniali, eteryczni. Bije od nich wielki urok osobisty. Dżentelmeńscy, uwielbiani i prześliczni. Niedostępni, a wydają się nam bliscy.
Nieustannie potrzebują wielkiej sceny. Reflektorów, obiektywów, mikrofonów. My szaraczki potrzeb tych nie rozumiemy. Jak ci Gatsby muszą cierpieć sami w domu.
Wpuść, przygarnij do znajomych nieszczęśnika. Zaakceptuj tę odmienność wyszukaną. Kliknij "Lubię". Wyślij buźkę. Nie dotykaj! Przy tym Gatsbym sama będziesz podziwianą.
Życie bez nich jest szarzyzną. Niczym więcej. I nie miałoby uroku i Facebooka. Poznaj Gatsbych - radzę wszystkim najgoręcej. Na tych stronach, gdzieś przy wierszach ich poszukaj.
Za wysokie progi. Strój nieodpowiedni. Brak zmiłoszowania. Zwykły chleb powszedni. Niech nikt się nie wpycha pomiędzy Chińczyków, rosyjskich tłumaczy i z dachu muzyków. Tylko oni mogą wejść na Pik Stalina. Cadyk z długą brodą nam to przypomina.
Za wysokie progi, a mędrców mur stoi. Obcych, orientalnych, jednak samych swoich. Dziś tłumaczyć można nawet hieroglify. Brak zmiłoszowania. Trzeba zdobyć szlify. Fundacja nie może na hołotę łożyć. Odda cześć właściwym. Wydawcom da pożyć.
Krajowi - niegodni! Wymiar jest światowy! Podniebny, sprawdzony! Stary - wiecznie młody! Zlot pokracznych sępów na kasę Wisławy. Dziurawych okrętów sztywny hol łaskawy. Wielki transfer myśli z rachunku do kont. Brak zmiłoszowania. Skąd brać wzorce? Skąd?
Nigdzie, tak jak tutaj - na czerwonej linii, ci co zasłużyli, ci co nie powinni, stawiają ostrożne, zalęknione kroki. Tu życia kasyno i boskie wyroki twardo się wciskają w ludzkie zamyślenie. Tu po korytarzach niewidzialne cienie przemykają cicho pogodzone z losem, a trudne pytania zrozpaczonym głosem z zapłakanych twarzy wędrują do nieba. Tu się wszystko zdarzy, a wielka potrzeba poczucia wspólnoty nieszczęśników brata. Na czerwonej linii, jak na końcu świata, solidarność splata wszystkich zalęknionych z najróżniejszych frakcji, z każdej świata strony. Cichutkie rozmowy, zwykle po kolacji, rozwijają wachlarz możliwych atrakcji. Rozważają szanse i dzielą nadzieję. Mniejszą albo większą. Niewielu się śmieje, a wprost rozrywane są tu porównania i cienka, czerwona niteczka czekania zwija się szybciutko w kłębuszki nadziei w białej łóżek ciszy, w przebaczenia bieli.
Numer przyjęcia: Sto siedemnasty. Weekend się skończył. Szpital za ciasny. Cel: Przebadanie. Nowość: Technika. Zamiar: Przetrwanie. Szansa: W wynikach. Przepływ. Taśmociąg. Starsi panowie. Pozostał pociąg. Korkociąg w głowie. W tętnicy - sonda. Ból na zaciskach. Ucho wielbłąda. Tłok na walizkach. P o d z i ę k o w a n i e. Za oknem zieleń. Poturbowanym Dzwonią w kościele. Czas na refleksję. Mogło być gorzej! To tylko życie. Zieleń na dworze.
To tylko życie. To tylko zieleń. Niby niedużo I aż tak wiele. Tylko majowy Chłodnawy deszcz. To tylko życie. To tylko wiersz.
Ziemio! Ma niewolo. Kim dla ciebie człowiek? Na co mu pozwolą twoi patriarchowie? Kim mógł być? Co stracił? - Nigdy się nie dowie. Odbierasz mu życie i rujnujesz zdrowie. Panno Święta patrzysz na nas z Częstochowy. Z Niepokalanowa Warszawa Ci bliżej. Widzisz możnych, strojnych, hardych, pałacowych. Pozwalasz usuwać im sprzed okien krzyże. Ochroń lud swój wierny, który błaga, prosi o ziemską uczciwość, boskie zmiłowanie i już ledwo martwą powiekę podnosi niepewny godziny. Tego co się stanie. Przywróć sprawiedliwość na Ojczyzny łono. Połóż swoją stopę na śliski łeb węża. Niech puści z uścisku duszę utęsknioną. Dzieciom wróci radość, a kobiecie męża. Białą gryką obsiej nieorane pola, a miedza od głogów niech będzie czerwona. Niech jak dzięcielina rumieńcem zapała ukwiecona młodość, by nam rozkwitała ojczystym dostatkiem wzbogaconym wiedzą. Wtedy, niech już z rzadka ciche grusze siedzą.