piątek, 11 października 2013

Niedzielny bal dobroczynny



 




Nie denerwują się wcale.
Pretensje odeszły i żal.
Już wiedzą nie będzie tak stale.
W niedzielę zaczyna się bal.

Ucichły apele zuchwałe,
a żarty przechodzą na palcach.
Przed nami widoki wspaniałe.
Zaproszą nas wszystkich do walca.

A jeśli orkiestra zawiedzie.
Zwycięży decyzja monarsza.
Nie będzie jeszcze po obiedzie
Kto inny zagra tutaj marsza.

Ostatnie przymiarki przed balem.
Makijaż, uśmieszek i szal.
A może czerwone korale?
Warszawka wyrusza na bal.

Walc może być nawet kulawy
i jeden z końcowych, ostatni.
Odlecą sło(w)iki z Warszawy
do krajów zamorskich i bratnich.

Tam jeszcze tańcują z euro,
lecz zobra przebija lambadę.
Odchodzić też trzeba z kulturą.
Zostaję i nigdzie nie jadę.

Na bal jednak wybrać się muszę
i w parkiet postukać lakierkiem.
Uchwycić choć szansy koniuszek.
Pochwycić nadziei iskierkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz