poniedziałek, 23 czerwca 2014
O psie, co ganiał za swym ogonem
Raz postraszono pewnego pana,
że małżonka była nagrana.
Że można sprawdzić i to i owo.
Ten pan się poczuł po tym niezdrowo
i odpowiedział tamtym, co straszą,
że wczoraj jedli zraziki z kaszą
i jeśli dalej będą straszyli,
to on wie o tym, o czym mówili.
Wie także jaką chlipali zupkę.
Przesyła właśnie rozmówek próbkę.
A że to byli wielkie pewniaki,
doprowadzili ten spór do draki,
gdy chcieli wszystko uciszyć siłą.
Oj! Narobiło się... narobiło.
Po całym świecie już się rozniosło,
że ktoś tam trzymał łyżkę jak wiosło,
choć to podobno arystokrata
i że drugiego, przed laty tata
mordował szwedzkich gdzieś marynarzy.
Ten artykułem dostał po twarzy
i się odegrał taśmą świeżutką.
Ucichli wszyscy, ale na krótko.
Wybuchła wielka wojna na górze.
W miasto wypadli anieli stróże,
żeby zamykać, zbadać wyśledzić
co jeszcze wiedzą, gdzie licho siedzi?
Już szuka nawet prokuratura
brzydkich wyrazów. Gdzie tu kultura?
Czemu ochrona jest nieostrożna?
I czy tu wszystkich postraszyć można,
gdy do straszenia są tłuste misie.
Ten był za tłusty jeszcze na dzisiaj.
Kto czym wojuje - od tego pada!
Teraz bestyjka swój ogon zjada.
Spory są jeszcze niezakończone.
Pies gania w kółko za swym ogonem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz