niedziela, 3 listopada 2013

Palec Boży




 










Zmówiły się diabły świata na ten lud nabożny,
który łatwo się nie bratał. Nie ulegał możnym.
Kochał wolność. Boga w Niebie. Na swoim był panem.
Nie dał się wynarodowić. Odrzucał nieznane.

Zmówiły się najczarniejsze, z krzywych kół i kręgów.
Jak poplątać końskie grzywy, pasy ciąć z popręgów.
Z mazowieckich wierzb Rokity, Mistrz od Małgorzaty.
Münchhauseni z całej Ziemi i kozioł rogaty.

Nie kusili Małgorzaty, mieli Magdalenkę.
Śmiejąc się zrywali szaty. Ostatnią sukienkę.
Przyglądali się lubieżni odstępni kapłani.
Obiecano im zaszczyty, że zostaną znani.

Że i papież Rzym opuści. Nie wytrzyma presji.
Podpisali cyrografy i ucztę przynieśli.
Pohańbione skryli zwłoki i pamięć Świętego.
Wykpili boskie wyroki i wynieśli złego.

Teraz mieli kraj pod sobą. Królowej nie chcieli.
Podstępną, krętą szli drogą. Obcy się ośmielił.
Wymordował prezydentów, księży, generałów,
aż orzeł, który kraj bielił, sczerwieniał pomału.

Nie bali się już niczego. Szabrowali wszystko
i Maryji tron królewski pochylili nisko.
Mówili - oni są wiarą, a naród to sekta!
Wtedy się poruszył palec. Strącił architekta.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz