poniedziałek, 31 grudnia 2012
Do siego...!
Wyjdą ludzie za potrzebą.
Kulturalnie - nie po świńsku.
Pieniądze wystrzelą w niebo.
Sylwester będzie po chińsku.
Telewizjom szmal przeleją,
bo nie wiodło im się dobrze.
Bruki szampanem obleją.
Butelki utopią w Odrze.
Nową wesprą się nadzieją,
że trzynastka nie zaszkodzi.
Trzeba śmiać się, gdy się śmieją.
Naszą szansą - ludzie młodzi!
Wszyscy może stąd nie zwieją,
choć z Wrocławia blisko saksy.
Końcem świata się nie przejął
rok dwutysięczny dwunasty.
Można jakoś zacząć nowy.
Nie pod dachem. Na ulicy!
Wspólnym okrzykiem zbiorowym:
Dajcie pożyć, politycy!
Niech "Do siego...!" nie " Do swego!"
zagrzmi głośno pod zegarem.
Przyjdzie dobre do dobrego.
W końcu odejść musi stare!
niedziela, 30 grudnia 2012
Bal kulawych
Jeszcze strzelą. Jeszcze zagra im muzyka.
Grożą celą. Jeszcze nikt ich nie dotyka,
ale stroją instrumenty. Sprzęt szykują.
Bal ostatni. Garnitury nie pasują.
Przytyło się po bigosie. Potem schudło.
Było różnie, było śmiesznie, lecz nie nudno
i nieraz się pan wodzirej na tym łapał,
że sztywniaka trudno jest nauczyć rapa.
Stare maski już się mocno opatrzyły.
Na babiniec zgromadzony braknie siły.
Dla idoli padło bardzo mało goli.
Po unikach w plecach strzyka, głowa boli.
Bal ostatni. Może już ostatni wystrzał.
Chcą dać dyla, lecz zabrania Dyl Sowizdrzał.
Trzeba kręcić. Wyjścia nie ma. Bal kulawych.
Już nie takich poświęcono tu dla sprawy.
Na rachunki przyjdzie pora. Jest zadatek.
Poczekają tak jak inni na zapłatę,
a guziki trzeba rozpiąć - cisną szyje.
Bal ostatni. Wypić trzeba. Raz się żyje.
Jest jak było
Spadła kurtyna w życia teatrze.
Świat tak wygląda, jaki był zawsze.
Złego wrażenia czas nam nie zatrze.
Urosły znowu grupy najsłabsze.
Była reforma, która nie zmienia.
Były profity urynkowienia.
Rewolucyjne ustroju zmiany
i to, co było znowu dziś mamy.
Inni nie mają. U nich jest gorzej!
Tu jest, jak było - chociaż najdrożej.
Wróciła stara społeczna norma.
Wystaje wyżej tylko platforma.
Ciągle się trzyma. Potrafi pływać.
Była to jakaś alternatywa
dla tych, co mają, jak zawsze mieli,
żeby w reformach nie utonęli.
Jest tak jak było. Niżej niż nisko.
Nikt nic nie zmienił. Na co to wszystko?
Na to by znowu zaczynać zmiany!
Kto ma - chce kręcić! My tylko trwamy.
Elita
Dobrze mieli za komuny.
Teraz mają lepiej.
Zajmują wszystkie trybuny.
Reszta biedę klepie.
Dobrze mieli w opozycji.
Długo nie trwał letarg.
Nie stracili swych pozycji.
Nie poszli na przetarg.
Wygodnie im teraz w Unii.
Nie martwią się wcale.
Układni, cisi, potulni.
Widać mają talent.
Miejsca mają zapewnione
na listach wiodących.
Mają za sobą ambonę
i uśpionych śpiących.
Nie dopuści konkurencji
czujna ordynacja.
Zawsze wiedzą co się święci.
Na których wsiąść stacjach.
W obliczeniach pomóc mogą
rosyjskie serwery,
gdy wdepnęli jedną nogą
w polityczne sfery.
Niezniszczalni. Nie do zdarcia.
Silni na urzędzie.
Każdy z nich to pewniak, farciarz.
Poparcie ma wszędzie.
Znów wybory. Znów wygrają.
O nic nikt nie pyta.
Zatańczymy, jak zagrają!
Wiadomo - elita!
sobota, 29 grudnia 2012
Szale szaleństw
Noc muzyki, pięknych kobiet i miłości.
Noc szampana i radości ze starości.
Noc jak grosz rzucony ostatnim balem
na ciągnące się za nami szale szaleństw.
Noc rozbłysków elegancji. Noc urocza
i wspomnienia utopione w twoich oczach.
Wirowanie po szampanie i rozpusta.
Słodycz przeżyć rozpuszczona w ustach.
Mocny uścisk. Kołysanie. Zamyślenie.
Łyk nadziei scałowanej i życzenie,
by niczego minionego czas nie zatarł,
by móc rzucić serpentynę w przyszłe lata.
Noc wibracji. Falowanie białych koszul.
Świat obiega podniecenie. Każdy poczuł
i natychmiast chciał odnaleźć czuły wzrok.
Zakręceni wyruszamy w nowy rok.
Trzeba zacząć jak najlepiej, jak najpełniej.
Trzeba całkiem się zatracić. Zgłębić głębię.
Rozkosz nocy sylwestrowej się przeciągnie
przez rok cały, jak wystrzały korków wspomnień.
piątek, 28 grudnia 2012
Życie, jak barwny sen...
Życie, jak barwny sen zleciało nisko.
Spojrzało w wiersza tren. Usiadło blisko.
Troskliwie zgięte w pół, jakby nie miało mocy,
położyło na stół rachunek dni i nocy.
I popatrzyło w oczy z uśmiechem i pytaniem:
Czy, aż tyle zapłacić na pewno będę w stanie?
Westchnąłem, bo pragnąłem znaczną ulgę wymusić.
Gotów byłem się kajać, tłumaczyć, mocno skruszyć,
lecz ono mnie objęło cieplutko za ramiona.
Nie mogę dłużej służyć. Teraz innych przekonaj.
Napisz może tym wierszem do Nieba odwołanie.
Posiedzi jeszcze przy mnie. Do końca pozostanie.
Patrzymy na kalendarz z ostatnią, zmiętą kartą.
Śmiejemy się do siebie. Zapłacić było warto!
Nie wiemy jak? Nie wiemy gdzie? Nie wiemy kiedy?
Nie wiemy jak? Nie wiemy gdzie? Nie wiemy kiedy?
Nie wiemy nic i rzadko chcemy decydować.
Nie jest z tym źle i gorsze były biedy.
Nie nauczono nas jak mamy się zachować.
Nie wiemy jak? Nie wiemy gdzie? Nie wiemy kiedy?
Jak nas rozliczą i jak czyny nasze zważą?
Nie jest z tym źle i gorsze były biedy,
a najważniejsze, żeby wyjść po ludzku - z twarzą.
Dziś wiemy jak i wiemy gdzie i wiemy kiedy
przyszła na świat nasza nadzieja, obietnica.
Urosła wielka, chociaż wyszła z takiej biedy.
Trzymamy się jej. Potrafi zachwycać.
Świat wielokrotnie obietnicę przypominał.
Otwórzcie drzwi nam podpowiadał - dla miłości,
więc kiedy przyjdzie nieznajoma nam godzina,
lęk zostawimy, zabierzemy naiwności.
Dziecinność myśli i nadzieję przebaczenia.
Szukać będziemy matczynej opieki.
Dzisiaj możemy wiele naszych spraw pozmieniać,
na drodze którą odchodzono stąd przez wieki.
Nie wiemy jak? Nie wiemy gdzie? Nie wiemy kiedy?
Sztubak
Jest poezja narodowa. Jest też neronowa,
która chciałaby Rzym spalić. Zbudować od nowa.
Szukająca dwuznaczności w pokręconych rymach.
Dla której jest tylko ważne, jak się lutnię trzyma.
Amfiteatr zawłaszczony. Obol dla Charona.
Polemika zakazana. Ma być wymieciona.
Słowo - początek stworzenia i klucz do otchłani,
dostępne będzie nielicznym. Resztę otumani.
Halucynogennym grzybkiem bywa wigilijnym.
Tak określił siłę słowa pan sztubak mafijny.
Do Nerona mu daleko, choć z gęby podobny.
Pogrzebie. Nie da obola, bo nie nosi drobnych.
Wcisnął się w Rzeczpospolitą. Z polskości się śmieje.
Zmieniać chce społeczny przekrój. Odebrać nadzieję.
Polska strofa się obroni. Obcą czeka zguba.
Hajdawerów się trzymała marna kindersztuba.
Nikt szacunku dla świętości gościa nie nauczył,
więc z cynizmem urbanowskim się po mediach włóczy.
Ma ludzka święta cierpliwość swojego Judasza.
Jeszcze Polska nie zginęła i nie będzie wasza!
Wszystko pełznie
Wszystko pełznie. Wielu zmian nie dostrzegamy.
Straciliśmy nasze punkty odniesienia.
Wystarcza nam, że w kryzysie jednak trwamy,
myśląc, że to jest normalny ból istnienia.
Było lepiej. Człowiek nie bał się człowieka
i radości i uśmiechów było więcej.
Dziś nikt nie wie, tak naprawdę, co go czeka.
Złe prognozy opuściły ludziom ręce.
Nie jest tak, że gorzej być nie może.
Ludzie giną tysiącami, lecz daleko.
Wciąż zmieniamy nasze plany. Będzie drożej.
Życie nie jest już paradą, dyskoteką.
W małych dawkach - homeopatycznych
nabieramy odporności i dystansu.
Przywykliśmy do wizji katastroficznych.
Nie pragniemy wybudzenia świata z transu.
Wszystko pełznie. Powolutku się obsuwa
w czarne dziury pustych banków, ludzkich losów.
Gustujemy w zamiennikach i podróbach
i nie chcemy wcale już zabierać głosu.
Ośmiornica w swoich mackach Ziemię trzyma.
Ciągnie siły społeczności do swej głowy.
Ta urosła jej nadęta i olbrzymia,
jak nabrzmiały, finansowy guz światowy.
Wszyscy patrzą w jedna stronę. Wszyscy czują.
Inne sprawy utraciły swe znaczenia.
Kiedy całkiem nam umysły zreformują,
Atlantydy znowu zacznie szukać Ziemia.
Znikną ludy, ich języki i kultury,
odmienności, koloryty i różnice.
Metropolie zamkną niebosiężne mury,
a w tunele pozmieniają się ulice.
Reszta świata w rezerwatach niedostępnych
przeznaczona będzie tylko dla wybrańców,
supermenów i nadludzi, nowych świętych.
Nie dla rzeszy odmóżdżonych oberwańców.
Wszystko pełznie i już widać dokąd zmierza
Rząd Światowy i Porządek Nowy.
Mimo presji - milczeć o tym nie zamierzam.
Wciąż uwielbiam świat normalny - standardowy.
Jest uroczy i dziewczęta są piękniejsze.
Jeszcze mogę się zanurzyć w leśną ciszę.
Mogę bawić się, narzekać, pisać wiersze.
Pięść zaciskać, kiedy globalistów słyszę.
czwartek, 27 grudnia 2012
Rozchwiany wiersz
Statystycznie - nie istnieję.
W wirtualnej żyję chmurze.
Kto chce, ten się ze mnie śmieje.
Na nic sobie nie zasłużę.
Nikomu dziś nie zagrażam.
O nic się nie licytuję.
Problemów żadnych nie stwarzam.
Nie istotne jest, co czuję.
Nie miewam żadnych relacji.
Podryguję sobie w sieci.
Można tak żyć w demokracji.
Obserwować jak czas leci.
Zdrowiej jest się nie podniecać,
ale nie wpadać w depresję.
Wygodnie leżeć na plecach
i na wszystko mówić - Nie chcę!
Miałem kiedyś osobowość
i snułem rozległe plany.
Drażniła mnie ugodowość.
Pamiętałem zapomnianych.
Teraz jestem tylko drżeniem.
Statystycznie - nie istnieję.
Między jasnością i cieniem
kroki stawiam i się chwieję.
Raz zabłysnę, raz się skryję.
Ogrzeję się falą echa.
Odczuwam wtedy, że żyję,
a czas przez palce przecieka.
Wirtualne, osobliwe
miejsce zająłem oglądu.
Widzę stąd cuda prawdziwe
w wirze mód i wartkich prądów.
Skupiam jednak się na ludziach,
którzy tam, gdzie ja zmierzają.
Mam w chaosie jakiś udział.
Odchodzę. Oni zostają.
Dobrej rady nie zostawię.
Żadnych wzorców nie polecam.
Ja się tylko słowem bawię.
Ja się tylko nim podniecam.
Ono mnie przy życiu trzyma
na samiutkim końcu drogi
i tam, gdzie pewności nie ma
pozwala mi stawiać nogi.
Statystycznie - nie istnieję.
W wirtualnej żyję chmurze.
Kto chce, ten się ze mnie śmieje.
Na nic sobie nie zasłużę.
środa, 26 grudnia 2012
Jasełka
Część zasobów wzięła Anglia, trochę Europa,
garstka tutaj służy Unii. Ten, który się oparł
wróci wkrótce wraz z innymi pod Rosji skrzydełka.
Mamy żyda, śmierć, turonia. Zagrajmy jasełka.
Matka Boska obroniona. Herod nie dał rady.
Józef dostanie odprawę. Nie pójdzie na dziady.
Opuścili swoje trony wschodni monarchowie.
Dla Jezusa miejsca nie ma. Jest milczenie owiec.
Dalszy ciąg już wszyscy znamy. Gwiazda w górze świeci.
Diabły walczą z Aniołami. Ochraniajmy dzieci.
Ameryka wojną straszy. Podkupują żydki.
Boże zmiłuj się nad nami. Strąć do piekła brzydkich.
Kolędnicy na ulicy jasełka zagrają.
Ludzie resztką się podzielą, choć niewiele mają.
Potem wszyscy wielką ciżbą ruszymy w zapusty.
Globalistów pokręcimy. Odchudzimy tłustych.
Zwyczaj
W wiejskich kościółkach i kościołach
rozsianych po calutkim kraju
maleńki żłóbek ludzi zwołał.
Przychodzą, patrzą, przyklękają.
Przychodzi każdy, kto iść zdoła
do Matki Świętej, do Jezusa
i chociaż chłód, zima dokoła,
nie trzeba nikogo przymuszać.
Nie ma ekspertów i wielmoży.
Wszyscy w medialnej są świątyni.
Przy szopkach ciśnie się lud boży,
bez wielkorządców wie co czynić.
Błyszczy światłami Europa
na reklamy poszły dotacje.
W wiejskim kościółku mała szopa
wyjaśnia ludziom, gdzie są racje.
Zwyczaj się wszelkim zmianom oparł.
Mówią - ksenofobia, pustkowie,
a przy Jezusie mnóstwo chłopa
i ludu... że głowa przy głowie.
Czczą Narodzenie. To ich miłość.
Ich trwanie, potęga i siła.
Zawsze ich z wiarą podnosiło.
Nadzieja w sercach się rodziła.
Przyjdą za nimi monarchowie.
Już tworzą się pochody królów.
My, może prości pastuszkowie
potrafiliśmy czekać w bólu.
Kiedy jest Boże Narodzenie
jesteśmy przy Świętej Rodzinie.
Inne wartości świat ma w cenie.
Polska miłością Boga słynie.
Świętowanie
Jak za komuny w telewizjach.
Indianie, wojny, strzelanina.
Żarciki, Kiepscy, hipokryzja.
Pana Jezusa nie ma w kinach.
Jak za komuny, albo gorzej.
Seks i hippisi na ekranie.
Przy żywych szopkach tłum na dworze.
Drugi dzień Świąt - kolędowanie.
Polska w rodzinach - przy bigosie,
wyłącza dzisiaj narzekanie.
Herodom grozi dziś bezgłosie.
Trwa polskie wielkie świętowanie!
wtorek, 25 grudnia 2012
Mała stajenka
Mała stajenka, snop zamiast drzwi.
Żłób, trochę siana, maleńkie okna.
Mała dziecina przy matce śpi.
Rodzi się miłość ogromna.
Mała chusteczka, maleńki kąt.
Przy piersi matki mała dziecina.
Usłyszą o niej daleko stąd.
Rodzi się miłość olbrzymia.
Mała dziecina przy matce śpi.
Jest to na świecie nocka jej pierwsza.
Przyszli pasterze z pobliskich wsi.
Rodzi się miłość największa.
niedziela, 23 grudnia 2012
Tak tu zawsze, nie od dzisiaj...
Gwiazdka w okno zaświeciła. Mróz błyskotek nakładł.
Zima bielą zaiskrzyła. Na choince światła.
Biały obrus. Lśnią nakrycia. Podłożono siano.
Tak tu zawsze, nie od dzisiaj, Jezusa witano.
Potraw musi być dwanaście i miejsce dla gościa.
Dawny, dawny to obyczaj. Do dzisiaj tu został.
Dzielimy się opłatkami. Składamy życzenia.
Nigdzie, nigdzie poza nami tej bliskości nie ma.
Zimne ognie serc gorących zapalą się szybko,
kiedy toast nasz wzniesiemy, zakąsimy rybką.
Pod niebo rozbrzmiewać będzie głośny śpiew kolędy.
Radość dziecka przy prezencie. Anioły są wszędy.
Do Pasterki się przeciągnie to kolędowanie,
aż przy żłobie uklękniemy. Błogosław nas Panie!
Jaśniejący Duchem Świętym wrócimy do domu.
Potrwa polskie świętowanie. Panie Boże wspomóż!
Światło Tamtej Nocy
Schorowana snu godzina
Klęczy na pasterce.
Myślą jest przy Narodzinach
I duszą i sercem.
Coś się kończy i zaczyna
W ziemskiej poniewierce.
Czasu nikt nam nie zatrzyma.
Wyciągamy ręce.
Kierowało nas na Ziemi
Światło Tamtej Nocy.
Dziękować za łaski chcemy,
Dar bożej pomocy.
Wiemy, że błogosławiony
Czas dla ludzi nastał.
Wybacz niemocą złożonym,
Żeś nas dziś nie zastał.
Nasze serca, nasze myśli
Stoją tam u żłoba.
Pokłonić się od nas przyszły.
Nadziei im dodaj.
Nad głowami przelatują
Twoi Aniołowie.
Dobrzy ludzie kolędują
także chory człowiek.
O Cudownych Narodzinach
Zarządzenie namiestnika o powszechnym spisie,
ludziom prostym, utrudzonym jeszcze dzisiaj śni się.
Nie ma domu. Nie ma dachu. Nakaz spełnić trzeba.
Narodziny są już blisko. Jak się nocy nie bać?
Błyszczą neony gwiazdkami. Ludzie drzwi zamknęli.
Z rodzinami się spotkali. Obcego nie chcieli.
Panienka się niepokoi. Narodzi się dziecię.
Muszą miejsca na pustkowiu szukać na tym świecie.
Dzieciąteczko będzie wielką nadzieją dla ludzi.
Anioł nowinę rozpowie. Pasterzy obudzi.
Ci pobiegną za wskazaniem. Zabiorą co mają.
Pierwsi będą się radować. Pierwsi zaśpiewają.
Pałac straże okrutników po kraju roześle.
Bóg się rodzi. Moc się lęka. Nowych królów nie chce.
Przepowiadali prorocy prawdy panowanie.
Umęczyło ludzi biednych cierpliwe czekanie.
Noc grudniowa. Nakaz władzy. Niebem gwiazda leci.
Niosą dary Jezusowi mędrcy i poeci.
Byli przedtem u Heroda. Nie jego szukali.
Poszli tam, gdzie się radują ludzie prości, mali.
Wśród owieczek w skalnej szopie światło odnaleźli.
Pokłony, dary złożyli. Zaśpiewali pieśni
o Cudownych Narodzinach Pana i Pasterza.
Bóg pokazał czym jest życie oraz dokąd zmierza.
sobota, 22 grudnia 2012
Moc życzeń
Przy poecie w każde święta
siada muza uśmiechnięta
i przegląda z nim życzenia.
Czasem twarz swą marsem zmienia
i widać, że jest zazdrosna
gdy otwarta jest i prosta
postawa zauroczenia.
A życzenia, te niektóre
urastają w marzeń górę,
która chce się wciskać w wiersze.
Poeta skrywa najśmielsze
przed ciekawską bardzo muzą,
bo niezdrowo, gdy za dużo
muza się o innej dowie,
a poeta to też człowiek,
do tego bardzo wrażliwy,
zwłaszcza na uroki, dziwy
i na co dzień i od święta.
Potem rozmyśla, pamięta,
śni, bajdurzy, zmyśla, marzy.
Jeżeli się tobie zdarzy
bardziej go zainspirować -
możesz muzę zdenerwować,
a to postać zwiewna, krucha
i trudno ją udobruchać.
Więc poeta razem z muzą
w jednym wierszu życzeń dużo
wysyłają wielbicielkom.
W krótkich słowach radość wszelką
zawierają i ściskają.
Kochają i pozdrawiają!
Przepraszają, życząc w skrócie:
Dobrych świąt i wielu uciech!
piątek, 21 grudnia 2012
Przychodź do nas Panie
Kryzysowa zima.
Rozdzwonione Święta.
Chłód trzeba przetrzymać.
O bliskich pamiętać.
Końca świata nie ma.
Koniec kasy blisko.
Zapomniany temat:
Narty, zimowisko?
Zasypany kamień
w rosyjskim wądole.
Trwa oczekiwanie.
Na scenach idole.
Monarchowie świata
biedę obiecują.
Budżet będą łatać.
Ludzie kolędują.
Żyjemy nadzieją.
Narodzin nam trzeba.
Zimne wiatry wieją
i trudno się nie bać.
Czekamy na Ciebie
jak czekano dawno.
Są znaki na niebie.
Tęsknimy za prawdą.
Inne niż co roku
jest nasze śpiewanie.
Był już czas proroków.
Przychodź do nas Panie.
Moherowa kolęda
Z Krakowskiego Przedmieścia w wielkim marszu porwana
nasza, polska kolęda przyszła dzisiaj do Pana.
Pokłoni się Dziecięciu. Da Maryi różańce.
Będzie wciskać się tłumnie odpychana kuksańcem.
Nie przegonią jej gazy. Nie zagłuszą wystrzały.
Przyniósł swoją kolędę naród ludzi wytrwałych.
Pokłoni się Dziecięciu. Da Maryi różańce.
Będzie wciskać się tłumnie odpychana kuksańcem.
Nie słuchana gdzie indziej. Przez rządzących niechciana.
Niech rozbrzmiewa w stajence złożona na kolanach.
Pokłoni się Dziecięciu. Da Maryi różańce.
Będzie wciskać się tłumnie odpychana kuksańcem.
Moherowa kolęda z serc gorących płynąca.
Niech rozgrzewa stajenkę jak gwiazda gorejąca.
Pokłoni się Dziecięciu. Da Maryi różańce.
Będzie wciskać się tłumnie odpychana kuksańcem.
A Ty Panie błogosław i uśmiechem ją wspieraj,
bo się więcej tu ludzi po kolędzie wybiera.
Pragną Tobie zaśpiewać. Dać Maryi różańce.
Nie powstrzyma ich kordon ani żadne kuksańce!
Z Krakowskiego Przedmieścia w wielkim marszu porwana
nasza, polska kolęda przyszła dzisiaj do Pana.
Przyszła by się pocieszyć. Przyszła by się radować.
Chciej nas Panie rozgrzeszyć i nam Polskę zachować!
Sprawiedliwi od Dobrej Nowiny
Kiedy chcą zawłaszczyć Boże Narodzenie,
Kiedy rozważają w jakiej ma być cenie
Na światowym rynku obłędnej reklamy,
Kiedy eksponują marazm, zniechęcenie -
Ludzi sprawiedliwych wśród siebie szukamy.
Może ty nim jesteś. Nigdy nie odstąpisz
I zawsze w Wigilię opłatek przełamiesz.
Choć słów obraźliwych świat ci nie poskąpi -
Ty przy dawnym, polskim zwyczaju zostaniesz!
Wyruszysz do szopy. Kolędę zaśpiewasz.
W modlitwie zaniesiesz prośby o przetrwanie.
Chociaż tym dzisiejszych Herodów rozgniewasz -
Ktoś z nas sprawiedliwy przy Jezusie stanie.
Nie spojrzysz na plakat, na którym "Nie wierzę"
Napisali kupcy Nowego Porządku.
Kilku sprawiedliwych, co miłują szczerze
Poniesie nadzieję zrodzoną w Dzieciątku.
Znowu świat obiegnie wesoła nowina,
Że Bóg się narodził, a nie dziecko kina.
Przynosi nadzieję odpuszczenia winy
Ludziom sprawiedliwym od Dobrej Nowiny.
Dyrektywa o Bożym Narodzeniu
Unia świętuje inaczej.
Narodziny ma in vitro.
Nowych poszukuje znaczeń.
Niektórym jest w święta przykro.
Palestyna za drutami.
Zielona, lecz niechrześcijańska.
Święta błyszczą reklamami.
Z gazem płynie łaska pańska.
Szczodrobliwość przy zakazie.
Łaski czeka WikiLeaks.
Pasterze poszli w paradzie
akcentując kolęd mix.
Wielka orkiestra świąteczna
od dzieci zbiera dla dzieci.
Mowa bywa niebezpieczna.
Wstrzemięźliwość rząd zalecił.
Znikają wspólne wigilie.
Zagranica śle życzenia.
Koncern zamknął w Polsce filię.
Odprawy są. Łaski nie ma.
Unia inaczej świętuje,
a my przeciw dyrektywie -
po dawnemu, jak kto czuje!
Z Dobrą Nowiną - prawdziwie!
Świat się zmienia. Wir ględzenia.
My - przy choince, opłatku.
Od Bożego Narodzenia
odejdziemy na ostatku!
czwartek, 20 grudnia 2012
Pomożesz?
Okropne samopoczucie
nie chce się poczuwać samo.
Z miejscem na nowe uczucie.
Nową emocję nieznaną.
Trudno jest z takim wytrzymać.
Dla siebie jest wprost nieznośne.
Chciałoby wsparcie otrzymać.
Zwyczajne, a nawet sprośne.
Zdrętwiałe myślą posępną,
bez bodźców całkiem skostnieje.
Bądź inspiracją następną.
Niech zbudzi się, poszaleje.
Przestanie już być okropne
i zmieni się na wspaniałe.
Czeka. Cierpiące, samotne
wciąż żywe, choć obolałe.
Wiedziało. Lekko nie będzie,
lecz zawsze miało nadzieję.
Próbuje i szuka wszędzie.
Do ciebie wierszem się śmieje.
Choć śmiech to nienaturalny.
Taki... troszeczkę, przez łzy.
W samopoczuciu fatalnym
Pomocna możesz być ty.
Wystarczy mała iskierka.
Wystarczy małe "być może".
Skończy się myśli udręka.
Przeczytaj! Pomyśl. Pomożesz?
Świat się zmienia
Ryczy wół - obora słucha.
W cieniu skryła się kostucha.
Uzgodniona lista pytań,
odpowiedzi, tekstów czytań.
Władza chce rozmawiać z ludźmi.
Dziennikarz się jakiś spóźnił
i pomieszał pytań szyk.
Konsternacja. Większy ryk.
Jakie ślady? Czyje palce?
Hipotezy i zakalce!
Sprawy wymagają czasu!
Nie róbmy o nic hałasu!
Wrze obora poruszona.
Ilu dało się przekonać?
Wątek nie był uzgodniony.
Przed ekranami miliony
dostrzegły w tłumie kostuchę.
Mogłaby wyrazić skruchę,
ale ma być utajniona,
aż zostanie przedawniona.
Spektakl. Telekonferencja.
Po twarzach - inteligencja.
Widoczne jest zrozumienie.
Przekopano na metr ziemię.
Dołożono wszelkich starań.
Odczytano na zegarach,
a generał z BBN
zabroni już dalszych scen.
Ryczy wół - zgoda w oborze.
Zima. Śnieg. Zimno na dworze.
Ludzie poszukują szopek.
Przysypała Europę
propaganda życzeniami.
W wierszach, pomiędzy zdaniami,
zjawiają się wątpliwości:
Jak należy witać gości?
Jak pojednać się na święta?
Dopala się brzoza ścięta
i mocno syczy w kominie.
Przyglądamy się rodzinie.
Widoczne są wciąż podziały.
Narodził się Jezus mały.
Gwiazdy na lodzie upadły.
Reklamy zwyczaj ukradły.
Szlachetną szykują paczkę.
Z MAK-u przyszło drobnym maczkiem:
" Ni ch. siebje"?
Co oznacza? - Licho wie.
Pewnie to dla nas życzenia.
Bóg się rodzi! Świat się zmienia.
środa, 19 grudnia 2012
Wina
A jeżeli każdy może siebie winić,
a niewinni byli tylko zakładnicy.
To cóż może zwykły człowiek dziś uczynić?
Pod pałacem znicz postawić na ulicy.
Polityka zawsze styka się z przemocą.
Od stuleci możliwości śmierci zna.
Bywa ona jej przekleństwem i pomocą.
Niebezpieczna, ryzykowna jest to gra.
Komunikat był wyraźny i czytelny.
Mimo wszystko trzeba było decydować.
Nie ma jednak bohaterów nieśmiertelnych.
Ci odważni nie cofną się. Chcą próbować.
Zakładnicy - to już jednak jest przesada.
Nieświadomi, przypadkowi giną ludzie
i sumienie za nich czyjeś odpowiada,
jeżeli coś nie pomyśli jednak pójdzie.
Trudno winić barbarzyńcę, że zabija.
Tak od wieków kształtowała go natura,
a odważnym szczęście też nie zawsze sprzyja,
zwłaszcza kiedy chce uderzyć w górę góra.
Jak to wszystko ma oceniać zwykły człowiek,
który nosi pamiętanie "Nie zabijaj!"?
Spuści głowę przerażony. Nic nie powie.
Nie uwierzy też, że wina jest niczyja.
Kolęda wykluczonych
W noc,
gdy się
pojawia
dobro na Ziemi
idą
do Jezusa
ludzie wykluczeni.
Ci,
których
zapomniał
człowiek najbliższy.
Tej nocy
do Pana
Jezusa przyszli.
Z kanałów
i z dworców,
z letnich altanek.
Do Jezusa
przyszli
klęknąć przed Panem.
Tak
długo
czekali
na zmiłowanie.
Ludzi
wykluczonych
błogosław Panie.
Za
nimi
już z domów
ciągnęli biedni.
Prosić
Pana Swego
o chleb powszedni.
Z obawą,
z lękami,
ale z nadzieją,
czekają
na rządy,
które los zmienią.
Patrzą
na reklamy,
stołów dostatek,
a w ręku
ściskają
mały opłatek.
Jezusie
maleńki
w szopie zrodzony
błogosław
udręki,
biedy pokłony.
Błogosław
też wdowy,
wdowców, sieroty.
Przynieśli
do szopy
swoje kłopoty.
Bardzo im
potrzeba
nadziei z Nieba,
gdy się
z ziemską władzą
rozmawiać nie da.
Błogosław
ich Polskę -
kraj na kolanach.
Wyklęte
mohery
przyszły do Pana.
Z nimi
patrioci
i narodowcy,
ci którzy
wśród swoich
czują się obcy.
Tyś Panem
mocniejszym
nad ziemską władzą.
Gdy
podniesiesz rękę -
sobie poradzą.
My
ludzie wierzący.
My przy Jezusie.
Idziemy
do szopy
pokłonić Mu się.
Ludzi
wykluczonych
ta nocka woła.
Idziemy
do Pana
i do Kościoła.
Króluj nam
Jezusie
razem z Maryją
i zechciej
tę polską
kolędę przyjąć.
Rzepka
Urosła rzepka na piątych klepkach.
które siedziały przy niej dla chlebka
i którym wcale nie przeszkadzało,
że tych bez klepki było niemało.
Tworzyli oni tej rzepki korzeń.
Razem wzrastali lepiej, lub gorzej.
Każdy się trzymał własnego stylu,
aż znaleziono ślady trotylu.
Trotyl uderzył rzepie do głowy.
W mig się pozbyła lepszej połowy.
Reszta natychmiast poczerwieniała,
aż nać się bardzo ze złości chwiała.
Przybiegły służby na pomoc rzepce,
lecz nikt już rzepki wyrywać nie chce.
Hajda na sfery, na polemikkę.
Pisała jednak kura patykiem.
Góra tej rzepce też wyłysiała.
Część pozostała w zalewie stała,
bo chociaż teren rolniczy został,
nie będzie rzepka bez klepki rosła.
Dobro w górę!!!
Bóg się rodzi! Moc truchleje!
Niejeden się tron zachwieje.
Złodzieje wzmacniają straże.
Cuda obiecują łgarze.
Obawia się ziemska władza
i gdzie może, tam przeszkadza,
myśląc, że spotkanie z Bogiem
pozostawi ją za progiem.
Będą do ostatniej chwili
kłamali, łgali, zwodzili.
Bezbożną podniosą rękę
na nadzieję, na Panienkę!
Wszystko na nic! Bóg się rodzi!
Widma medialnych powodzi
ustępują i klękają.
Chcą, czy nie chcą - cześć oddają.
Pójdą ludzie do Jezusa.
Nie potrzeba ich przymuszać.
Będą prosić Maleńkiego,
by uwolnił ich od złego.
Moc truchleje. Moc się boi.
Wyjeżdżają sami swoi,
a radość do domów wraca.
Propaganda się przewraca.
Wszyscy dobre ślą życzenia.
Pan Bóg łatwo świat odmienia.
Kryzys uciekł w mysią dziurę.
Moc truchleje. Dobro w górę!!!
wtorek, 18 grudnia 2012
Zechciej nas Panie zachować
Ten, kto potrafi zabijać ludzi
by chronić banki i wojnę wzbudzić -
ten sojusznika także poświęci.
I się do niego tyłem odkręci,
gdy go mordować będą bandyci.
Tym swoim gestem diabła zachwyci
oraz służącym piekłu masonów.
I kościelnego użyje dzwonu,
by świat przekonać, że jest obrońcą.
I różnym innym lokalnym słońcom
nakaże prawdę głęboko schować.
Zechciej nas Panie od zła zachować!
Ten, kto swój naród oddał w zależność.
Sprzedał majątek i niepodległość
i poszedł z obcym przeciwko swoim,
który się całkiem Boga nie boi -
prawdę ukryje! Zakopać każe!
Tym swoim gestem diabłu pokaże,
że jemu tylko od dawna służy.
Nie tylko zniszczy, jeszcze zadłuży
tych nieszczęśników, co w Bogu trwają.
Którzy się modlą i opierają
i którzy nie chcą na znak głosować.
Zechciej nas Panie od zła zachować!
Ci co od wieków Polaków gnębią
zawsze się przeciw dobru sprzysięgną,
Ci, co trzymali naród w niewoli,
boją się Ducha, który wyzwoli.
Gaszą go ciągle i profanują.
Nawet pasterzy nam podkupują,
by wspólnie z nimi ludem kierować.
Zechciej nas Panie od zła zachować!
My Naród Boży - przy krzyżu trwamy!
Oddać nie chcemy i nie oddamy
Królestwa Matki pod władzę czarta.
Choć się zmieniła historii karta
i odszedł od nas Jan Paweł Drugi -
my Twoi wierni i Twoje sługi
modlitwą chcemy kraj nasz ratować.
Zechciej nas Panie od zła zachować!
W grocie przy Jasnej Górze
Wędrowcy daleko stąd,
przy Jasnej Górze
zaciszny znaleźli kąt.
Męczą podróże.
Noc w grotę zajrzała.
Światło przyniosła.
Sianko pokazała
przy żłobie osła.
Panienka w kłopocie
zmartwiona była,
że będzie w tej grocie
Pana rodziła.
Lecz miejsce to wcześniej
było wybrane.
Zjawiało się we śnie
mędrcom przed Panem.
W maleńkim Betlejem
Pan się narodził.
Przyniósł nam nadzieję.
Z owczarnią chodził.
Pasterzem i Królem
dla ludzi został.
O Nim śpiewa czule
kolęda prosta.
Tak prosta, jak wieczne
jest miłowanie
i nasze świąteczne
polskie śpiewanie.
Króluj u Mateńki
na Jasnej Górze!
Prowadź przez udręki,
życia podróże.
My Twoi podani
i ludzie prości.
Pieśnią zapraszamy
do siebie w gości.
Nadzieja znowu się narodzi
Żadnej kultury, żadnej klasy.
Wielkie ordery zdobią łach.
Niespotykane przyszły czasy.
Wszelkie wartości zniszczył krach.
Nadzieja w szopie się narodzi,
bo na salonach miejsca nie ma.
Prostactwo w wielkiej glorii chodzi,
a dobro dzisiaj - to ekstrema.
Klasyfikuje zło narody
na głupsze i te bezrozumne.
Zagląda w bydlęce zagrody.
W już zakopaną zajrzy trumnę.
A na pustkowiu odsunięci
znajdą schronienie w pustej grocie.
Przepowiadali ludzie święci,
że myśl, nie zrodzi się na złocie.
W zmartwieniu wielkim, wykluczeniu,
powróci do nas niespodzianie,
kiedy zapadnie świat w milczeniu,
anielskie się podniesie granie.
Czekamy. Trwamy. Pamiętamy!
Na Nieba znak ruszymy wszyscy.
Nadzieję śpiewem przywitamy
i poczujemy się znów bliscy.
Wybuchły gwiazdy
Wybuchły gwiazdy. Anioł leciał.
Strzelały iskry smolnych szczap.
Pasterz sam przy ognisku siedział.
Zobaczył poruszenie stad.
Wydarzy coś się! - Dobrze wiedział.
Coś, co pozmienia świata ład.
Obudził innych. Opowiedział
i poszli w noc za gwiazdą w ślad.
Na hucznym dworze herodowym
także ujrzano rozbłysk nieba.
Odruchowo zniżono głowy,
bo spadały gałęzie z drzewa.
I popatrzono w tamtą stronę,
gdzie został wyrazisty ślad,
a Herod przywołał ochronę.
Rozkazy groźne strażom kładł.
Od wieków wszystko podzielone.
Wiemy gdzie dobro jest, gdzie zło.
Groźby zostaną niespełnione.
Odkupienie do ludzi szło.
Szuflowanie
Chciała zima zakryć wszystko,
bo już Święta były blisko,
a nie mogły być skromniejsze,
więc je uczyniła bielsze.
Puchu nie pożałowała.
Ścieliła, słała, sypała,
aż białe obrusy śniegu
sięgnęły morskiego brzegu.
Pobieliła dachy, drzewa.
Samochody śnieg zagrzebał,
a na daszki i okapki
założyła białe czapki.
Nie pomogło otrząsanie
kawkom śpiącym na kasztanie.
Skulone zrezygnowały
i pod białą kołdrą spały.
Grudniowa opadła cisza,
a z nią spokój w domach przysiadł,
dawno już oczekiwany
w kraju sporem rozrywanym.
Zrobiło się wszystko bielsze.
Odświętne, skrzące, czyściejsze,
na czas, w którym się narodził
Ten, co wszystkich tu pogodzi.
Nie chciały tego ekrany.
Rankiem każdy rozkrzyczany
nie chciał spokoju zachować.
Kazał ludziom biel szuflować.
Bez pardonu, bez zapłaty.
Zaspy zlecił na łopaty
zebrać, wywieźć na śmietnisko,
lecz już Święta były blisko...
poniedziałek, 17 grudnia 2012
Oferta z bombkami
Rosyjskie choinki nie cieszą się wzięciem,
chociaż telewizja z ogromnym zadęciem
reklamy w programy nieustannie wciska.
Nikt ich nie kupuje, bo czują ludziska,
że nieładnie pachną i są bardzo sztywne,
posypane makiem, poskręcane, dziwne.
Kupują je tylko agencje rządowe,
bo gratis dostają bombki choinkowe,
które bardzo ładną pobłyskują mgiełką,
jeżeli się tylko poruszy pudełko.
Pomimo zachęty i wielkiej reklamy,
jednak zaufania wielkiego nie mamy.
Przy naszych wolimy kolędować w święto,
a tamte zbyt szybko, niepotrzebnie ścięto.
Nie wszystko, co ruskie już dzisiaj się sprzeda
i żadna kampania ministrom nic nie da.
Nie pomogą żadni handlowi agenci,
bo gdy ludzie nie chcą - nic im się nie wkręci!
niedziela, 16 grudnia 2012
Odjechały ostatnie tramwaje...
Odjechały ostatnie tramwaje.
Kocur przemknął przez pusty już rynek.
Wszyscy w domach świątecznym zwyczajem.
Został tylko sprzedawca choinek.
Kolędnicy przemknęli ze śpiewką.
W oknach lampki lśnią kolorowo,
a on trzyma ostatnie drzewko
i rozgląda się wkoło nerwowo.
Więc przed gościem skulonym przystaję.
W ręku stówka, a w oczach wprost łzy mam.
Coś, Pan! Jaaa tu nieee sprzedaję!
Ja się tylkooo po prostuu tuuu trzymam!
Zachęty
Bryły z posad i wyklęte
poszły sikać pod "Zachętę".
Wiatr korytarzy pionowych
populizm im wciskał w głowy.
Szaliczki ściskały szyję.
Nie było krzyków: "Nie żyje!",
ale rzucano przestrogi
narodowi wprost pod nogi.
Pod "Zachętą" jeszcze brzmi:
"...wszystkim znów będziemy my".
Zachęcano do pochodu,
jak do ucieczki do przodu,
bo zbliżały się już święta
i wiedziała brać wyklęta,
że nie ona wszystkim będzie.
Chodzono już po kolędzie.
Ludzie byli poświęceni.
Modlili się by kraj zmienić.
Spoglądali ze spokojem
na lewackie niepokoje.
Spokojnie wcinał przekąski
zamachowca "niewiadomski".
Wiedział od moskiewskiej wtyczki,
że nie będzie już pożyczki
i nie będzie także zwrotu.
Nie spodziewał się kłopotów
i żadnego końca świata.
Polska - dzisiaj niebogata
czekała na Narodzenie.
Telewizyjne ględzenie
spokój burzyło w Adwencie.
Kraj zdawał się na zakręcie
wielkiego koła historii.
Zło chodziło jeszcze w glorii,
ale trzęsło się ze strachu.
Rosło obciążenie dachów
pod nieziemską presją Nieba.
Bóg się rodzi! Zmian potrzeba!
sobota, 15 grudnia 2012
Jedna chwila w Aston Villa
Jak za cara Mikołaja
czynowników srogich zgraja
powiedziała, że nie odda, bo nie może.
Nikt się z nich nie będzie kajał.
Choćby nawet i śnieg stajał,
nie oddadzą! Nie pomoże Święty Boże!
Za to święci dostojnicy,
jak uprzednio politycy
wymienili po cichutku plik założeń,
że potrafią mimo wszystko
zapomnieć , bo gwiazda blisko.
Gołą prawdę zostawią na dworze.
Gdy rodziła się Dziecina
ścigano, chciano dorzynać
(przez "rz"), a nie dożynać sierpem.
Nie kłócono się o formy.
Był ktoś zły i ktoś był dobry.
Wtedy nikt nie zakłamywał cierpień.
Miła chwila w Aston Villa
ważne rozmowy umila,
a wygląda jakby noc przespała w rowie.
Sojusznicza trwa idylla.
Żarcik, żarcik, krotochwila.
Gdzie jest prawda? O tym słowa nikt nie powie.
Widziałem wolność
Widziałem wolność
przez chwilę krótką.
Tu narodzoną, śliczniuteńką i malutką.
Iskrzyła w oczach.
Rosła w uśmiechach.
Po ciężkich latach - prawdziwa pociecha.
Każdy ją kochał.
Każdy podziwiał
i była nasza, wymarzona i prawdziwa.
Nie pomyślałem,
że się może nie uchować.
Zabrała mi ją jedna straszna noc grudniowa.
Szukałem wszędzie.
Miałem nadzieję,
że wygra prawda i oddadzą ją złodzieje.
Przyprowadzili
całkiem obcą, udawaną,
żeby podstępnie postawiła nas pod ścianą.
Była to sztuczna
obietnica wirtualna.
Podstępna kukła, nieprawdziwa, nierealna.
Obiecywali,
że się w naszą kiedyś zmieni,
albo uwolnią tę poprzednią gdzieś spod ziemi.
Wiem, że gdzieś żyje.
Umrzeć nie może.
Od tego czasu wciąż nam gorzej jest i gorzej,
ale czekamy,
bo do kogo ma powrócić,
jeżeli każdy ją zapomni, lub odrzuci?
Widziałem wolność
i ją pamiętam.
I nie zapomnę, bo wciąż dla mnie jest jak święta.
Żadna swoboda
nam jej nigdy nie zastąpi
i wrócić musi,
gdy naród nie zwątpi.
Lekarzom ostatniego kontaktu
Kiedy leczenie w każdej formie już ci szkodzi,
a medycyna same ma przeciwwskazania
i nie masz siły po lekarzach chodzić -
zasiadaj bracie, w internecie, do pisania.
Wspominaj lata, gdy byliście młodzi.
z radością życia i pięknem kochania.
Opisz nadzieję, która często ludzi zwodzi.
Pomarzyć możesz o nakładach i wydaniach.
O wiele łatwiej wtedy z wszystkim się pogodzisz.
Odejdą smutne, beznadziejne rozmyślania.
Wkrótce zapomnisz, że ci krach jakiś zagroził.
Swoje choroby skryjesz w ładnych, zgrabnych zdaniach.
Do swych lekarzy wrócisz potem jak poeta
z całkiem odmienną, literacką filozofią.
Doradzisz może, by zmienili etat,
jeśli sądzili, że już wkrótce cię zakopią.
Sprytnemu panu, który nie chciał karmić guza,
przez to odmawiał podtrzymania cię przy życiu,
pokażesz, że od pazerności lepsza muza
i właśnie ona decyduje o twym byciu.
To pozytywne zabarwienie wyobraźni
i poetyckie penetracje i odloty -
potrafią zmienić złe diagnozy nieprzyjaznych,
którym zabrakło dobrych rad na twe kłopoty.
piątek, 14 grudnia 2012
Robotnicy, pracownicy...
Robotnicy!
Pracownicy!
Niewolnicy!
Ci od sierpa
i od gwiazdy
spod iglicy.
Nie jest wam źle?
A praca gdzie?
Interesy
i biznesy
pokończyły się!
Robotnicy!
Pracownicy!
Cienkie Bolki!
Kamery są
na ulicy.
Mocne stołki.
Nie jest wam źle?
Chleb - Bóg wie gdzie!
Interesy
i biznesy
pokończyły się!
Robotnicy!
Pracownicy!
Liczykrupy!
Chleb za drogi.
Bose nogi.
Nie ma zupy.
Nie jest wam źle?
Płakać się chce?
Interesy
i biznesy
pokończyły się!
Robotnicy!
Pracownicy!
Dawna władzo!
Narzekania
Nie pomogą.
Nic nie dadzą!
Gdy jest wam źle -
to ruszcie się!
Nie trzeba
skakać przez płoty,
by zabrać się do roboty!
Rozgrzejecie się!
Droga tym razem jest gładka
Droga tym razem jest gładka.
Nie ma Hallera i Dziadka,
Korfantego i Witosa.
Każdy może utrzeć nosa.
Zamach był. Nie ma Berezy.
W demokrację każdy wierzy.
W zwroty kamienic i ulic.
Każdy może się przytulić.
Rozdarto niedźwiedzią skórę.
Doły wyniosły się w górę
i usiadły na urzędzie.
Każdy myśli - Jakoś będzie!
Albo z jednym, albo z drugim.
Kameraden lub padrugi.
Wschód na Zachód jak chce lata.
Każdy już się z każdym brata.
Komuniści z burżuazją.
Kot ze spyrką, a pal z Azją.
Gangsterzy z prokuraturą.
Każdy krzyczy - Nasi górą!
Żadna sprawa nie jest prosta.
Nie można się się nigdzie dostać.
Od problemów głowa duża.
Każdy musi się zadłużać.
A gdy wszyscy będą winni
i od innych całkiem inni.
Gdy już się zlasuje mózg.
Wtedy zrezygnuje Tusk.
I o wiele bardziej gładko
zabrzmi okrzyk nasz - O! Matko!
Lecz czy ktoś się będzie pytał:
Gdzie tu była Pospolita?
Ciężka ręka władzy
Ciężka ręka władców nikomu nie służy.
Ludzkość nieraz czuła w dziejowej podróży
despotyzm i ucisk wielkich społeczności.
Przemoc jest daleka od nowoczesności.
Zawsze rodzi wojny, bunty, rewolucje.
Tylko władzy służą różne konstytucje.
Żadne prawo nie jest dla ludzi ochroną,
bywa tylko tamą ludziom postawioną.
Podział jest odwieczny: społeczność i władza.
Ten, kto do rządzenia zwykły mord wprowadza
nie jest nikim innym tylko okrutnikiem.
Czas jego upadku jest już tylko krzykiem.
Z rozkopanych dołów, łagrów i katowni.
Ludzie ulegają, sile są powolni,
ale gniew ich rośnie. W końcu eksploduje.
Powinien go słyszeć, kto władzę sprawuje.
Żaden dobrowolnie władzy nie oddaje.
Trwanie aż do końca jest jego zwyczajem
i tylko umęczy, zniszczy, pozabija.
Każdy rząd się kończy. Każdy kiedyś mija.
W demokracji władza bardziej jest ukryta.
Utajniona, skryta, schowana, rozmyta
i za tej widocznej schowana plecami.
Twierdzi, że się ludzie zabijają sami.
Kieruje tym ona - zawsze taka sama.
Ludzie wiwatują. Kochają tyrana,
ale Brutus zawsze stoi obok niego.
Zło się dziwnie nigdy nie spodziewa złego.
Ciężka ręka władców nie służy nikomu.
Czy rządzi liberał, demokrata, komuch -
jeżeli się trochę na tronie zachwieje,
stare scenariusze zapisują dzieje.
Katorga milczenia
Ameryka nie pomoże.
Nie zapyta Unia.
Rosja postępuje gorzej
i udaje durnia.
Bardzo są zadowoleni,
że zamach się udał,
a kto sprawiedliwość ceni -
musi wierzyć w cuda!
Katyń, Smoleńsk
i Gibraltar zna już polityka.
Przećwiczyła dawno role.
Pytań się unika.
Polski dramat nie jest w świecie
najlepszym przykładem.
Imperator prawdę gniecie.
Myśli, że da radę.
Herodowe, piłatowe
marne założenia.
Prawda, kiedy się narodzi
zawsze świat pozmienia!
Przetrwa w ludziach, w ich modlitwach.
Przetrwa w pokoleniach.
Dla cesarzy będzie przykra
katorga milczenia.
czwartek, 13 grudnia 2012
Oddajcie Polskę!
Niedobita, niewystraszona,
oszukana, lecz nie czerwona
poszła Polska w marszu grudniowym
i chorągwie podniosła nad głowy.
Odsunięta od władzy i wpływów
w jednym z może ostatnich porywów
wykrzyczała, że nie chce niewoli
i że przetrwa, gdy Bóg jej pozwoli.
Było zimno i ciemno i tajnie
opuszczone już kancelarie
spoglądały na tłumy ponuro.
Ludzki krzyk się unosił ku chmurom,
w nim bezsilność, nieszczęścia i plagi.
Rosło w ludziach poczucie odwagi.
W atmosferze rządowej presji,
ludzie wolność po ulicach nieśli.
Tak jak kiedyś na barykadach
była Rota i Pierwsza Brygada
i Maryja wzniesiona do góry.
Mikrofony i garnitury
i porządek w partyjnych szeregach.
Gdzieś w tym tłumie chowała się bieda.
Choć nadziei za wiele nie miała.
Odejdź Tusku ! - tak samo krzyczała.
Młodzi ludzie nie poszli z tym marszem.
Pod kaskami głowy trochę starsze
próbowały "Raz sierpem, raz młotem",
lecz do haseł wracały potem
trybunowych, parlamentarnych.
Z okien pustych, zaciemnionych, czarnych
nie wyglądał nikt, nie wiwatował.
Naród czekał. Do świąt się szykował.
Trzeba wspierać, bo słuszna jest sprawa!
Oni poszli i za mnie i za was.
Przyzwoici i w porywie piękni.
Pokazali tym wszystkim zamkniętym,
że na przemoc się żadną nie godzą
i co miesiąc pod pałac przychodzą
i potrafią, gdy będzie trzeba
poukładać to wszystko, się nie bać!
I tym wszystkim resortom siłowym,
pałacowym, tajnym, mundurowym,
co bezsilnie tu patrzą na zbrodnię,
zanieść sprzeciw swój, jak pochodnię
i swą krzywdę rozświetlić tu sądom,
które kraty stawiają poglądom
sprawiedliwym, polskim, narodowym
w czasie ważnym, napiętym, grudniowym.
Czy będzie marszem pożegnalnym?
Czy też przerwie ten łańcuch fatalnych
zdarzeń, które poprzedzają zmiany?
Dostatecznie jest dużo w nas samych
obaw, złości i zwykłej niechęci.
Chcemy z drogi narzuconej skręcić
i pójść naszą - nie federalną!
Pożyć znowu wolnością normalną!
Taka wolność się wszystkim należy!
To nie jest kraj rosyjskich rubieży,
ani żadna niemiecka gubernia,
ani ziemia wybrana, koszerna!
Tu jest Polska - nie plama po Jałcie!
Wreszcie Polskę Polakom oddajcie!
Cierpliwość
Ten, kto nie był spałowany i skopany,
ten, kto nie wie czym nienawiść jest, czym strach -
tylko taki czas świętuje zapomniany.
Generałom pod więzieniem bije w dach.
Kto nie nosił, nie przewoził i nie chował,
nie przemycał przez rogatki i kordony
i nie widział roztrzęsionych luf przy głowach -
może dzisiaj generałom bić pokłony.
Ten, kto drogi nie zastawiał transporterom,
kogo nigdy nie ściśnięto w drzwiach kościoła,
kto nie widział jak rozjeżdża tłum eszelon -
może myśleć, że wybaczyć łotrom zdoła.
Kto nie grzebał, kto nie żegnał, nie rozpaczał,
kto nie pytał, ale głowę w piasek chował,
kto zapomniał o więzionych i tułaczach,
może dzisiaj opowiadać i świętować.
A kto widział i kto poczuł i wycierpiał,
kogo jak psa tu ścigano po ulicach,
kto korzyści nie otrzymał i nie czerpał,
ten nie będzie głowy wznosił przy tablicach.
Wiersz przeczyta. Łzę uroni na wygnaniu.
Powie dzieciom, co to znaczy sprawiedliwość.
Głowę spuści zamyślony na kazaniu
i pomyśli, że świętością jest cierpliwość.
środa, 12 grudnia 2012
Wszystkie drogi są śliskie...
Wszystkie drogi są śliskie.
Idą Tychy na Tyskie,
a za nimi już leci LOT.
Kontrakt figowym listkiem.
Skrywa płace za niskie.
Pracownicy za bramę, za płot!
Zjednoczony Ursynów
zdmuchnął świecę rabinów
i ma za to wyłączony prąd.
Odgrzewany kotlecik
telewizja poleci.
Desperata rozerwał lont.
Spodziewane opady.
Kolej nie daje rady.
Jak powstrzymać ogólną niedolę?
Śmieciowym - nie zaświecisz!
Poza szpitalem dzieci.
Wsparcie czeka pod żyrandolem.
Ludzie jak niebożęta,
jeszcze liczą na święta.
Podpalają kraj pederasty.
Słoikami rzucają.
Za nic świętości mają,
a następny rok przecież trzynasty!
Koniec świata - wątpliwy.
Chcą zamykać złośliwych,
albo zepchnąć ich w ostatni kąt,
lecz nie pójdzie im łatwo.
Platforma nie jest tratwą!
Zwolnić z pracy już chce się sąd!
Przyszedł grudzień trzynasty.
Uśmiech na ustach zastygł.
Pełzający komuś śni się stan,
lecz zbyt małe są siły,
cuda się pokończyły.
Zwątpił w rudych ostatni fan.
wtorek, 11 grudnia 2012
Ostrzeżenie przed silnym wiatrem!
Biały tuman, czarna noc.
Naciągnij na głowę koc.
Satanistów tańcuje gromada.
Zamknij okna, zamknij drzwi.
Udaj, że to Ci się śni.
Pan prezydent się nie wypowiada.
Zrozpaczona topielica
po osiedlach i ulicach
głośno krzyczy: – Nie gaście ludziska!
W oknach jednak coraz ciemniej.
Zmrok zapada, mniej przyjemnie.
Lepka noc czernią oczy zaciska.
Biedna matka przerażona,
przeganiana, zastraszona
wciąż do okien wyciąga ręce.
Zabrałeś me dzieci Panie.
W białym zginęły tumanie.
Choć światełko mi zostaw, nic więcej!
Rośnie echo złych pomruków.
Dudnią buciska po bruku.
W czarny mundur się miasto ubiera.
Będą gasić tego Ducha,
który biednej matki słuchał
i pod krzyżem modlitwy pozbierał.
Potem chcą po wszystkich kątach
zgnieść, zadusić i wysprzątać,
pousuwać ostatki odwagi.
Miasto ma być ujarzmione
i pokornie pochylone
przed szkwałami, co ciągną od Pragi.
Pokazują teraz światu,
że nie boją się klimatu,
co ze wschodu nam tumany wciska.
Że nie wierzą w żadne cuda,
że tym razem im się uda,
bo się w domach zamknęli ludziska.
Bomby, miny, karabiny...
Bomby, miny, karabiny, smoleńscy eksperci?
Czy cokolwiek się dowiemy, czy się łeb ukręci?
Jest wyrzutnia rakietowa, huk na pół Grochowa.
Kto tu jakie grywał role? Co pod dywan chował?
Piękne mamy wydawnictwa - same cukiernicze!
Ktoś tu nie chciał sponsorować. Mówił: - Ja pierniczę!
O mój Boże! Aż na noże zarząd obradował?
Kto tu jakie grywał role? Co pod dywan chował?
Jest już ciszej. Nic nie słyszę. Samobójców sabat?
Wszystko to na jakąś wielką aferę zakrawa,
a pan Piłat sprawę bada. (Czemu nie wojskowa?)
Kto tu jakie grywał role? Co pod dywan chował?
Nadchodzi czas zimowy - trudny...
To jest zupełnie oczywiste,
choć się nie wszyscy spodziewają,
że cała para pójdzie w gwizdek,
a tracić będą ci, co mają!
Poborca idzie za pieniądzem,
jak uwiązany pies na smyczy.
Wielu myślało: - Pod tym słońcem
mnie żaden pobór nie dotyczy.
Przychodzi kryska na Matyska.
Musi się zgodzić na obniżki
i odjąć sobie coś od pyska.
Rodzinie rozdać mniejsze łyżki.
Zapasy poszły z Amber Goldem.
Budżet się w domu nie zapina.
Ręce aż świerzbią, by dać w mordę.
Była gwarancja, a jest kpina.
Lepiej z tym rządem być nie może,
a ktoś za wszystko musi płacić,
lecz już nie ci, co mieli gorzej.
Dziś muszą płacić demokraci!
Za politykę odwrotową,
gdzie tyłek musi karmić głowę -
płacą rytmicznie i miarowo
branże i związki resortowe.
Gdzieś rozciągliwa jest granica
w płacach siłowych i pałkarzy.
Nikt już się Tuskiem nie zachwyca.
Polsce jest już z nim nie do twarzy.
Przełomy zawsze rodzą widma.
Szał samobójców, gaz Rotundy.
Urosła w ludziach gniewu pryzma.
Nadchodzi czas zimowy - trudny.
poniedziałek, 10 grudnia 2012
Bliżej niż Bliska
Śmierć kolejna jak groteska,
albo jakaś pasja szewska.
Opętańczy serial zbrodni.
Ludzie zwykli - niewygodni,
z katastrofą powiązani
są zwyczajnie zabijani,
a państwo na to pozwala.
Straszy, by się trzymać z dala
i ma przyzwolenie świata.
Dreamliner im w głowie lata.
Nam serwują paranoję.
Wielu mówi: - Ja się boję
i nic nie chcę wiedzieć o tym.
Smoleńsk? - wiadomo kłopoty,
sądy, albo strata pracy.
Decyduje jakiś kacyk,
o tym co się z tobą stanie.
To zakrawa na tyranię
idiotycznej dyktatury.
Dzisiaj ten, a jutro który?
Posmoleńskie mkną szwadrony.
Może będziesz naznaczonym
numerem na jakiejś liście?
Ludzie! Komu wierzyliście???
Kraj przeciw polskiej naturze,
przeciw Bogu, Jasnej Górze
wciąga nas w obłędny taniec,
który zwie się zabijaniem.
Poznała go dziś Grochowska,
a co dalej? - Wola Boska?
Subskrybuj:
Posty (Atom)